Pomocy!
Stawiłam dwa kroki za ogromną bramę Adriena i uklękłam zasłaniając pełne łez oczy. - Tikki teg-go się n-nie spodziewałam-m. - nie sądziłam, że posunie się on tak daleko. W tam tym momencie moje ciało opatuliła gęsia skórka. Te jego dzikie zielone oczy... Co on sobie wyobrażał? Łzy zamieniły się w powagę, smutek na złość. ,,Nienawidzę cię Adrien". Wmawiałam to sobie do głowy, chodź wiedziałam, że czuje coś innego. Podobały mi się jego pocałunki, to zwilżanie ust, ale nie sądziłam, że dojdzie do czegoś więcej. Był późny wieczór, gdy wracałam do domu. - Mroźno- rozejrzałam się dookoła, a z moich ust parowało chłodne powietrze. Nagle poczułam gwałtowny ucisk na moich ramionach. Nie był to znajomy mi dotyk. Męszczyzna zaciągnął mnie zatykając swą ręką moją twarz do jednego z ciemnych zaułków Paryża. Przycisnął mnie do ściany i złapał za piersi. - Zabawimy się? - mówiąc oblizał swoje usta dookoła. - A-adrien! - wołałam pomoc przez łzy. Był on pierwszą osobą o której pomyślałam. Przytrzymywał jedną ręką usta , a drugą zdejmował moją bluzkę. Przełykałam ślinę z twarzą zalaną łzami. Ukucnął i obcałowywał mój brzuch. Napawał się tym powoli, muskał moje ciało. Nie mogłam krzyczeć, moje usta były zaklejone taśmą. Wstał przeczesując mi włosy, nadgryzując płatek mego ucha. Zwilżał moją skórę. Muskał ją szybko i agresywnie. Oblizywał szparę pomiędzy piersiami. Mieżył rękoma ich wielkość. - Niezła partia! - Uśmiechnął się z cieknącą ślinką. Jego twarz była agresywna, on chciał więcej. I gdy zaczął dobierać się do mojego stanika, został brutalnie udeżony w bok przez mojego bohatera. Był nim Adrien. Nieznajomy został dwukrotnie udeżony pięścią w twarz, a następnie powalony na ziemie. Męszczyzna uciekł przed kolejnym ciosem. Nie obchodziło mnie to, że niemiałam na sobie bluzki, podbiegłam i z całej siły przytuliłam się do klatki piersiowej chłopaka, zalana łzami. - Marinette, bardzo cię skrzywdził?! - Zapytał przejęty. - Dz-dziękuje - przełknęłam ślinę i sparaliżowana wcześniejszą sytuacją, mocniej przycisnęłam do siebie Adriena. Po czym póściłam go z uścisku. Przez moje ciało przechodziła gęsia skórka. Chłopak widząc to okrył mnie bluzą. - Wszystko będzie dobrze Marinette. Pamiętaj, niepozwole żeby jakiś typ się do ciebie dobierał. Niepozwolę- wyszeptał delikatnie mnie przytulając. Odprowadził mnie pod ręką do domu. I pocałował mnie delikatnie w czoło, na pożegnanie.
Nigdy nie widziałam go od takiej strony. Był czuły, opiekuńczy i kochany...
AGH... Przepraszam, że taki krótki, jednak kolejnego rozdziału nie będzie jeśli czytalność tej książki się nie zwiększy ... :\ więc proszę o udostępnianie o pomoc w znalezieniu czytelników inaczej to nie ma sensu. Mogę na was liczyć?
:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro