Zostaw
- Dziewczyno, sam Adrien Agreste cie podrywa! Ty to masz branie - wyszeptała Ayla. - Tsa...- pisnęłam. - Coś was łączy? - dodała przyjaciółka. - W życiu! Wolałabym pocałować ropuchę niż dotchnąć jego ust- potrząsłam szybko głową. - Wczoraj je namiętnie całowałaś księżniczko- ku mojemu załamaniu ujrzałam Adriena. ,,Kurna to znowu ten idiota." Tylko tego mi brakowało. Jego dzikie oczy śledziły mój każdy ruch. - Czego tu szukasz? - burknęłam nie przyjaźnie. - Mojej ukochanej - uśmiechnął się w moją stronę. Przejechał ręką po swoich blond włosach. - To zgubiłeś ślad- odpowiedziałam zielonookiemu chłopakowi. - Naprawdę? A mi się wydaje, że szedłem dobrą drogą. - zaśmiał się zalotnie i oparł rękę o ścianę. I gdy przystawił usta do mojej twarzy, ciałem chciałam go odepchnąć, ale w środku czułam ciepło, które nie dawało mi tego zrobić. ,,Co ja robię?!". Musnął je dwa razy i powoli odsunął się, moja twarz doznała rumieńców. Chciałam więcej lecz bałam się zapytać. ,,Zaraz przecież go nienawidzę." Nieśmiało cofałam się dotyłu, aż w końcu natchnęłam się na ścianę. Adrien zbliżał się w moim kierunku. Nasze usta złączyły się w jedność. Jednak przypomniałam sobie, że to zwykły debil. Przerwałam i zawstydzona ruszyłam szybkim krokiem w stronę klasy. Co wtedy czułam? Trudno określić. Upokorzenie, narastającą złość czy radość. Można uznać, że te trzy rzeczy idealnie wiążą się z tym wydarzeniem. Ayla przyglądała się sytuacji i chyba krępowała się mnie o coś zapytać. - Marinette... Bo... On ... No wiem że mówiłaś, że go... Nie lubisz, no ..... Ale czemu go pocałowałaś? - Sama nie znałam odpowiedzi stanęłam i patrzyłam jak wyryta myśląc o tym krępującym wydarzeniu. Czemu? Po moje głowie chodziło pytanie : Dlaczego? To narastało. Moja ciekawość. Czy to możliwe, że mogę coś czuć do mojego wroga? Tych myśli było więcej, one gromadziły się. Kochać wroga? To było nie do pojęcia. Od odpowiedzi uchronił mnie dzwonek. Wróciłam do domu. - Tikki, ten cały Adrien... Jak powinnam się zachować w tamtym momencie? - siedziałam skulona na różowym kucyku. - Marinette , zrobiłaś tak jak nakazało ci serce. - pisnęła mała czerwona kuleczka. Nagle coś białego rzuciło mi się w oczy. ,,Zostawił bluzę". Sama niewiem czy to nie była wymówka, którą sobie ubzdurałam, żeby go odwiedzić. Spakowałam bluzę do podręcznej torby poprawiłam fryzurę i otworzyłam furtkę prowadzącą do villi. Nie było z tym problemu, ponieważ zastałam ją uchyloną. Drzwi otworzył jego ojciec. - Adrien jest w pokoju- rozbrzmiewał poważny głos męszczyzny. Uchyliłam drzwi pokoju chłopaka i niepewnie wkroczyłam. - E-e... No.. T-ten zostawiłeś bluzę. - spojrzałam zawstydzona. - O witaj piękna! - spoglądał w moje fiołkowe oczy. Oddałam bluzę w jego ręce i podrapałam się za uchem. - Dobrze, że mnie odwiedziłaś. - Złapał mnie za biodra i położył delikatnie na łóżku. Muskał powoli moją szyję prawie leżąc na mnie. Namaczał moje usta swoimi. Jego pocałunki były szybsze i odważniejsze. Odpinał powoli guziki mojej bluzki i widząc zaczerwienienie i strach na mojej twarzy położył tylko rękę na moim brzuchu. Chciałam już iść, ale nie puszczał mnie. Wstał i zrobiło mu się głupio. Sam czuł, że posunął się za daleko. - Jak tam u ciebie Marinette? - Zapytał nieśmiało drapiąc się za uchem. - Dobrze- odpowiedziałam. Nastała głucha cisza. - No t-to ja.. Już sobie pójdę. - popatrzyłam w jego kierunku i pomachałam ręką na pożegnanie. Szybko wybiegłam z pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro