Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie liczysz się

Tamtego dnia zrozumiałam, że z Eliotem łączy mnie o wiele więcej, niż tyle co łączyło mnie z Adrienem. Nie wiem jak mogłam zapomnieć o tak cudownym człowieku...
Może powinnam poznać go bardziej. Jest miły, uczynny i nie jest takim zbokiem jakim stał się Adrien. AGH... A ja nadal o nim. Dla mnie stał się teraz człowiekiem bez szacunku, czyli innym słowem nic nie wartą świnią. Wstałam z rozbolaną głową, gwałtownie się za nią chwyciłam. ,,Ból głowy". Zeszłam powoli na dół z telefonem w lewej ręce. Moje kapcie tupotały o zimny parkiet. Było przerażająco chłodno. Cała dygotałam się z zimna. - Mamo? C-czemu jest t-tak zimno? - wycedziłam. Rodzicielka chwyciła mnie za rękę, prowadząc mnie przy tym do niewielkiej, przytulnej kuchni. - Marinette nadszedł czas, żebyś ty mogła znać prawdę... - przycisnęła moją dłoń czule do siebie, po jej twarzy spłynęła łezka, która opatulała jej blady policzek. - początkowo mieliśmy niewielkie kłopoty finansowe, a ponieważ nie były one takie poważne nie chcieliśmy cię straszyć jednak, do restauracji zaczęły przychodzić nie wielkie ilości ludzi, nasze małe problemy przerodziły się w istny koszmar. Tak więc... Przeprowadzamy się. - wytarła ostatnią łzę. - Co?! Nie chcę zostawiać przyjaciół! - nabuzowana krzykłam. Wiem, że to było przykre z mojej strony odzywać się tak do matki, ale niewytrzymałam. - Marinette nie stracisz przyjaciół! Ale, przeprowadzamy się do kolegi taty, który zaoferował nam pomoc za darmo. Ten przyjaciel mieszka blisko. - Kamień spadł mi z serca. Jednak w moich oczach błyszczały iskierki stworzone z łez. Założyłam na siebie białą bluzę zasuwaną na ekspres i wyszłam z domu niepatrząc na pogodę. Musiałam ochłonąć z tą myślą. Stąpałam różowymi trampkami przed siebie, aż wreszcie zaczęło padać. Nie padało już od trzech tygodni stąd słowo wreszcie. Moje buty przesiąkły wodą i nadały odcienia swego rodzaju fioletu. Jak i moje włosy błyszczały się poprzez codzienną odrzywkę. Drżałam. Wnet poczułam jak ciepły materiał przykrywa moje plecy. Była to zpewnością czyjaś kórtka. Tylko kogo? Odpowiedź stała tuż za mną. - Przepraszam cię my lady. - jego kocie uszy odznaczały się na wietrze. - Czego chcesz?! Nie dość już popaprałeś?! - burknęłam. - Odpowiem ci czego chce. - powiedział wywijając swoim kocim ogonem. - tego co miało mieć miejsce dwa tygodnie temu - wyszeptał mi do ucha. - Świnia! Zbok! CHOLERNY GWAŁCICIEL! - krzyczałam wyzwiska i przekleństwa, zdając sobie sprawę, że stoję na środku chodnika. Ale w tej chwili ludzie mogli mnie uważać za wariatkę, a ja miałam to gdzieś. Chciałam to wyrzucić z siebie, oddać się swoim myślą. - No dobrze, w takim razie przelece cię , gdy się trochę uspokoisz - zaśmiał się figlarnie i popędził w przeciwną stronę.

***
Kilka dni po tym wydarzeniu, miała nastąpić przeprowadzka. Powoli pakowałam walizki ocierając łzy rozpaczy. Na sam koniec, rozejrzałam się po pustym pokoju. Wydawał się tak wielki, przestrzenny. W jego rogu została tylko duża szafa z jasnego drewna, w której niegdyś znajdowały się ubrania. Delikatnie złapałam za wysuwaną, metalową rączkę czerwonej walizki i powoli zsuwałam ją po szczeblach schodów prowadzących do mojego pokoju. Lecz gdy stałam przed moim dawnym domem ujrzałam napis : "na sprzedarz." Było to dla mnie wielkie przeżycie, momentalnie z mych fiołkowych, dużych oczu popłynęły widoczne łzy rozpaczy. Niechciałam opuszczać miejsca w którym dorastałam, w którym poznałam Eliota i był we mnie zakochany. Niestety ja go odżuciłam dla Adriena. Teraz dopiero widzę błąd, który popełniłam. Wsiadłam wraz z rodzicami do autobusu linii 82. Nagle zatrzymaliśmy się przed ogromnym białym budynkiem. - Mamo czemu się zatrzymujemy?! - popatrzyłam nie spokojnie łapiąc się za głowę. - To już tutaj, coś nie tak ? - zapytał zapatrzony tata. Staliśmy przed domem Adriena. Serce zabiło mi dziesięć razy szybciej i już myślałam, że wybuchnie. Ruszyłam przed siebie próbując otworzyć czarne drzwi, jednak uprzedził mnie z tym zielonoki blondyn. Bez przywitania weszłam do środka i ominęłam go szerokim łukiem. - A więc gdzie mam mieć pokój? - zapytałam unikając wzroku chłopaka. - Chodź zaprowadzę cię. - byłam wściekła. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, a teraz muszę z nim dzielić mieszkanie. Normalnie KATASTROFA.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro