Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czternasty

Zaktualizował poprzedni rozdział, więc zanim przeczytasz ten MUSISZ jeszcze raz przebrnąć poprzedni, ponieważ jakaś połowa treści uległa zmianie. Cóż dużo mówić, kobieta zmienną jest.

Wróciłeś już? Doskonale! Zaczynamy!

Nie powinienem był krzyczeć, odchodzić, jednak przede wszystkim nie powinienem był iść dalej gdy słyszałem jej błagalne krzyki. Nie kiedy cierpiała. Choćbym nie wiem jak mnie zraniła zawsze powinienem być przy niej.

Jednak w akcie głupoty wyrzuciłem pierścień, a nie chciałem by poznała moją tożsamość. Nie wtedy.

Byłem taki głupi.

Jednak zachowałem na tyle rozumu by nie wracać do chwilowo wynajmowanego mieszkania,a  jedynie dojść przed główne drzwi domu babci Marinett i oprzeć się plecami o ścianę. Musiałem przemyśleć sobie kilka rzeczy. Jej słowa zabolały. Zabolały tak bardzo. Nawet gdy zniknęła matka nie czułem się aż tak zraniony.

Poczułem spływające po policzku pojedyncze łzy. Trwałem w bezruchu przez bardzo długi czas, pogrążony w myślach, próbując poskładać strzaskane serce.  Zastanawiałem się czy kiedykolwiek mi wybaczy, a jeśli nawet to czy również zapomni? W końcu te dwie rzeczy wbrew pozorom różniły się diametralnie. Czy będzie na mnie patrzeć tak samo? Czy nadal będziemy swobodnie żartować? Czy nadal będziemy tak dobrze współpracować? Czy jeszcze kiedykolwiek ujrzę jej uśmiech? Usłyszę miłe słowo? A może wszystko przepadło wraz  z pierścieniem?

Po pewnym czasie z zaskoczeniem zauważyłem, że deszcz już nie pada. Tylko woda z mokrych włosów spływała na twarz, by zmieszać się ze słonymi łzami. Otarłem i jedne i drugie, po czym wyjąłem z kieszeni telefon. Chciałem zadzwonić po taksówkę i wrócić do mieszkania, a potem poużalać się do rana oraz wrócić najwcześniejszym samolotem do Paryża. Skoro Biedronka już nie chciała mojego towarzystwa...

Jednak przeraziłem się gdy zobaczyłem godzinę. Północ. Równo. Zadanie właśnie powinno się rozpocząć. Na kartce nie było podanego miejsca, więc najprawdopodobniej Pawica zamierzała się do nas pofatygować. A skoro ja oficjalnie odrzuciłem rolę super bohatera...

Znaczyło to, że kobieta zechce dopaść JĄ.

Natychmiast pobiegłem w kierunku sadzawki. Zobaczyłem, że siedemnastolatka idzie mostem ze zwieszoną głową, jednak nic poza tym. Wszystko wyglądało normalnie. Westchnąłem.

Jednak, jak się okazało, za wcześnie. Bo nagle z wodą poczęły dziać się dziwne rzeczy. Bez konkretnego powodu zaczęła falować. Dziewczyna stanęła i wpatrywał się w wodę, pewnie równie jak ja zaciekawiona o co chodzi.

Fale robiły się coraz większe. Brunetka złapała się barierki. Jedną ręką. Dlaczego tylko jedną? Czemu nie obiema? I wtedy do nie dotarło: w jednej trzymała mój pierścień. Ryzykowała utoniecie dla zachowania tej jednej pamiątki, jedynego wspomnienia, a ja jak dureń ją opuściłem.

Chciałem wbiec na most i jej pomóc, jednak ogromna ściana wody zagrodziła mi drogę. Chciałem przez nią przebiec jednak zatrzymała mnie. Chciałem coś zrobić, cokolwiek. Jednak pomimo usilnych starań nie dałem rady: wchodziłem do sadzawki, by podpłynąć do ukochanej, jednak zostałem wyrzucony na brzeg. Próbowałem w kilku miejscach, ale zawsze wracałem do punktu wyjścia. Dlatego patrzyłem bezsilny jak siedzi skulona, jak łapie oddechy oraz jak wpada do zbiornika.

Temu ostatniemu towarzyszył krzyk: jej i mój związany w jedno. Furia, strach, panika, przerażenie, załamanie ogarnęły mnie niczym ogień.

-Jeśli teraz mnie powstrzymasz rozszarpię cię własnymi rękami, a ciało wyrzucę do rzeki, nieważne ile by mi to zajęło!!!- wrzasnąłem, wiedząc, że Pawica jest gdzieś w pobliżu i wszystko słyszy. Może rzeczywiście się przestraszyła, a może chciała się tylko trochę nami pobawić zanim nas wykończy, ale kiedy skoczyłem  do wody nic mnie nie zatrzymało.

Płynąłem do miejsca, gdzie majaczyła sylwet5ka Marinett: coraz niżej, niżej i niżej. Bez ruchu. Czy już...? Bałem się nawet tak pomyśleć. Kiedy w końcu do niej dopłynąłem złapałem nastolatkę w talii i przyciągnąłem o siebie po czym napełniłem jej usta powietrzem. Z ulgą zauważyłem, że lekko odetchnęła.

Żyła.

Popłynąłem ku powierzchni. Kiedy się wynurzyliśmy patrzyła dookoła spanikowana, ale nic nie mówiła. Pewnie była w szoku. Nagle odwróciła głowę. Napotkałem śliczne, fiołkowe oczy. Uśmiechnąłem się do Biedronki, szczęśliwy, że już po wszystkim.

Wrzasnęła.

Próbowała mi się wyrwać, a ja nie rozumiałem czemu.

No tak, byłem Adrienem. Zawsze zachowywała się w moim towarzystwie nerwowo, a teraz jeszcze prawie utonęła. Musiała czuć panikę. To wszystko przez to. Jednak może Kot mógłby coś poradzić. Sięgnąłem wolną ręką do jej zaciśniętej dłoni. Brunetka szybkim ruchem schowała ją za plecami i spojrzała mi w oczy. Wyglądała na wściekłą: zmarszczyła brwi, a w jasnych tęczówkach dostrzegłem zdecydowanie oraz nienawiść.

Czemu?

Nie umiałem odpowiedzieć, więc podpłynąłem do mostu i próbowałem się na niego wdrapać, jednak nagle poczułem silne kopnięcie w brzuch. Upadłem do wody. Kiedy wynurzyłem głowę Biedronka patrzyła na mnie z góry, trzymając berło, niczym królowa śmierci. Położyła broń na drewnie, rozsunęła na całą długość, tak, że koniec zwisł kawałek od mojej głowy, po czym przywiązała jo-jem do poręczy po drugiej stronie mostu.

Przeszła po owej zaimprowizowanej kładce i stanęła tuż nade mną. Nawet nie zdążyłem zareagować, gdy złapała mnie za szyję i uniosła do góry. Powoli zaciskała coraz mocniej palce, mówiąc:

-Kolejny potworek Pawicy? Ciekawe czy twoje ciało też zniknie, gdy już umrzesz.-powiedziała zjadliwie. Przeraziłem się. Co się stało z moją ukochaną? Zaatakowała ją akuma? To było raczej niemożliwe, ale nic racjonalniejszego nie mogłem wymyślić. Tylko jedno wydało się w tamtym momencie oczywiste: chciała mnie zabić.

Musiałem coś zrobić. Nie mogłem jej zranić, lecz jednocześnie nie mogłem dać się zamordować.

-Biedronko, to ja! Nie poznajesz?- zapytałem, czując jak palce coraz mocniej zaciskają się na mojej szyi. Nie odpowiedziała. Tak jakby...nie słyszała. Zrozumiałem. To nie Władca Ciem, to Pawica coś zrobiła.

Dziewczyna nie była sobą, więc musiałem uratować naszą dwójkę. Musiałem walczyć. Nawet jeśli tego nie chciałem. Zacząłem się bujać na boki, za pomocą nóg.

-Co ty robisz?!- krzyknęła spanikowana fiołkowooka, próbując zachować równowagę- Przestań! Już prawie wpadliśmy oboje do wody, jednak w tym momencie mnie wpuściła. Uderzyłem o taflę po czym zniknąłem pod nią. Zanurkowałem najgłębiej jak umiałem, by dziewczyna z góry nie była w stanie dostrzec, że przepłynąłem pod mostem i po cichu wdrapałem się na niego, po drugiej stronie. Nadal wpatrywała się w miejsce, gdzie zniknąłem gdy podchodziłem pannę od tyłu.

Zauważyłem, iż razem z pierścieniem zaciska w pieści linę od jo-ja przywiązanego do poręczy. Kliknąłem berło, a to z powrotem powróciło do normalnych rozmiarów. Zaskoczona super bohaterka utraciła grunt pod nogami. Jednak nie rozległ się plusk. Dziewczyna zawisła bowiem na lince, prawie dotykając sadzawki stopami. Oczywiście skulona do granic możliwości. A podobno to koty boją się wody.

Brunetka wspięła się do góry i weszła na deski. Czekałem ze spokojem. Zdążyłem już odplątać jo-jo, więc zaciskałem jego drugi koniec w dłoni. Kiedy przyjaciółka to dostrzegła warknęła ostrzegawczo. Nie minęło mgnienie oka, a znalazła się tuż obok mnie. Nie miała już wprawdzie żadnej użytecznej broni (strąciłem berło do sadzawki), ale nadal postała jej siła oraz znajomość sztuk walki oraz akrobatyki. Ja bez Miarculum zostałem ich pozbawiony. Zamachnęła się ręką, jednak ukucnąłem, unikając ciosu. Znałem ukochaną na wylot, umiałem praktycznie przewidzieć jej ruchy.

Spróbowała wykopu, jednak znowu nie trafiła.

-Czym ty jesteś?- syknęła. Nie odpowiedziałem wiedząc iż nie ma to najmniejszego sensu. Zamiast tego gwałtownie rzuciłem się w bok. Biegałem wokół super bohaterki, a linka od jo-ja oplatała ją coraz ciaśniej. Próbowała mnie złapać, jednak ciągle unikałem jej rąk oraz nóg, pracujących w zaciekłej furii. W końcu sznurek się skończył, a ja zatrzymałem i pociągnąłem za niego mocno. Związana brunetka upadła, klnąc po cichu.

Podszedłem do niej. Przyciskała zaciśnięta rękę do ciała,  kiedy do niej sięgnąłem...ugryzła mnie. I to całkiem mocno. Zaskoczony cofnąłem się.

-Nawet nie próbuj. - powiedziała jadowicie. Jednak oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że już niewiele może zrobić. Dlatego pewnie podszedłem do leżącej i ignorując obelgi siłą przywróciłem siedemnastolatkę do pozycji siedzącej i rozwarłem dłoń po czym odebrałem swoją własność.

Szloch jaki rozległ się w tym momencie prawie rozdarł mi serce. Jednak mimo to założyłem Miraculum na palec. Natychmiast pojawił się Plagg.

-Plagg, wysuwaj pazury!- powiedziałem. Kiedy spojrzałem już na świat oczami Kota zrozumiałem czemu Biedronka tak bardzo bała się wtórnie wpaść do wody. Czemu tak zareagowała gdy wynurzyliśmy się na powierzchnię.

Spojrzałem w jej rozszerzone oczy i na otwarte usta.

-Kocie?- wyszeptała, a po policzku popłynęła jej jedna łza. Uśmiechnąłem się. Może i otaczał nas ocean, może i nie mieliśmy drogi ucieczki, może i zaraz mieliśmy zaraz zginąć, jednak najważniejsze było, że nie widziała już we mnie potwora, że mi wybaczyła, że tęskniła. Wprawdzie mi tego nie powiedziała, jednak w jej cudownych oczach zdołałem wyczytać każdą myśl oraz emocję jaką odczuwała.

-Przepraszam.- powiedziałem, przytulając ją.

***

Siedzieliśmy objęci jakieś pół godziny. Oczywiście wpierw Kot mnie rozwiązał. Nie mieliśmy pojęcia jak uciec, jak zniszczyć ową iliuzję, jak wydostać się z tej pułapki. Czekała nas śmierć z pragnienia. Z głodu. Chyba,że Pawica planowała coś jeszcze. Resztką siły woli powstrzymywałam się od histerii. Przecież nie  mogłam się rozkleić i obarczyć przyjaciela oprócz jego jeszcze moimi smutkami.

Tylko niebo był takie samo.

Powoli pojawiało się słońce, najwyraźniej czas płynął normalnie.

Chwila...

Słońce.

Przypomniałam sobie jak na którejś lekcji nauczycielka polskiego tłumaczyła nam różnice między symbolem,a  alegorią.

Czego symbolem było słońce?

Nieskończoności, nieba, początku, ognia,światła, wędrowca, siły aktywnej i prawdy.

Prawda.

Perła Słońca.

To była odpowiedź, to było wejście.

Chyba musiałam ostatnie myśli powiedzieć na głos, bo towarzysz spojrzał na mnie zaskoczony.

-O czym ty mówisz?

-Już mam!- krzyknęłam podrywając się na nogi. Odczepiłam perłę od pasa. Była jasnożółta i świecąca. Przez chwilę nie wiedziałam co z nią zrobić, jednak odpowiedź przyszła do głowy sama, zapewne za sprawą mocy Miraculum. Otworzyłam przedmiot, tak jak zwykłam czynić z jo-jem gdy łapałam akumę. Ze środka wyleciało mnóstwo iskierek, tego samego koloru co perła. Otoczyły naszą dwójkę i zaczęły wirować w szaleńczym tempie, rozwiewając włosy. Zacisnęłam oczy, oślepiona ich blaskiem.

Kiedy z powrotem uniosłam powieki wszystko wróciło już do normy.

CDN




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro