Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czwarty

Czekałam na Czarnego Kota w altance, tak jak wcześniej ustaliliśmy. Słońce powoli zachodziło, a ja bałam się, że nie zdążymy. W jednej ręce ściskałam plik wydrukowanych zdjęć, które zrobiłam poprzedniego dnia podczas spaceru Bundem. Uśmiechnęłam się mimowolnie na wspomnienie naszej małej sesji. Zamyślona nie usłyszałam cichych kroków na drewnianej podłodze.

-Jak tam moja księżniczka?- lekko drgnęłam, na dźwięk słów przyjaciela tuż przy moim uchu, jednak po chwili się uspokoiłam.

-Nie wiem. Ją spytaj.- nadal stałam oparta łokciami o barierkę, wpatrzona w wodę, ale mimo to wiedziałam, że jego twarz rozjaśnił uśmiech. Lubiliśmy się droczyć. Po krótkiej chwili odwróciłam się do blondyna przodem. To był błąd. Stał zdecydowanie za blisko, tak, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Chłopak uśmiechnął się zadziornie i prowokująco nachylił. Natychmiast go odepchnęłam. Owa reakcja spowodowała u niego cichy śmiech.

-Masz zdjęcia.- powiedziałam, starając się brzmiąc na niewzruszoną. Jednak prawda była taka, że serce mi waliło jakiś biliard razy na minutę, nogi trzęsły się jak osiki, a policzki pokrył szkarłatny rumieniec. Postanowiłam to zignorować. W końcu kto powiedział, że reagowałam tak na Kota? Może byłam głodna, zmęczona, albo... Nie ważne! Trzeba się skupić na misji.- upomniałam samą siebie w myślach.

-Chodźmy już.- dodałam, kiedy chował otrzymane przedmioty do kieszeni.

-Jak sobie życzysz, My Lady.- znowu to głupie przezwisko!

-Nie nazywaj mnie tak!- krzyknęłam, jednak były małe szanse na to, by mnie usłyszał: szybował trzymając w ręku lśniący bat, na dach domu mojej babci. Nadal lekko wytrącona z równowagi poszłam w jego ślady.

Po pewnym czasie drogi znaleźliśmy się przed wejściem do muzeum. Słońce ledwo świeciło, do zmroku zostało tylko kilka minut. Podczas każdej wizyty w Chinach odwiedzałam ów budynek, jako, że rodzice bardzo lubili tu przychodzić, więc atrakcja turystyczna nie zrobiła na mnie większego wrażenia. W przeciwieństwie do stojącego obok chłopaka, który patrzył na piękny plac przed widowiskowym wejściem z szeroko otwartymi oczami. Dałam mu sekundę na napawanie się widokiem, po czym szturchnęłam lekko w ramię, ze słowami:

-Spokojnie. Nie zje cię, kiedy wejdziesz do środka.- spojrzał w moim kierunku, jakby wybudzony z transu. Gdy dotarł do niego sens wypowiedzianych przed chwilą słów ruszył śmiało do drzwi, chcąc mi udowodnić, że wcale się nie przestraszył. Jakbym o tym nie wiedziała. Eh...mężczyźni. Zawsze muszą udowadniać swoją wartość. Wywracając oczami dogoniłam go. Kiedy weszliśmy do budynku  ludzie patrzyli na nas dziwnie, ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Szliśmy wolno na górę. Ja prowadziłam, jako, że znałam drogę. W końcu znaleźliśmy się na czwartym piętrze.

Sądziłam, że podejdzie do nas zamaskowany agent, czy ktoś w tym stylu. Ale nie. Nikt taki się nie zjawił. W ogóle nikt się nie zjawił.

-I co teraz?- zapytał mnie zielonooki. Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami. Jeżeli wiadomość rzeczywiście została przeznaczona dla nas, to nadawca powinien się zatroszczyć o nawiązanie kontaktu.

-Może obejrzymy cały poziom.- zaproponowałam.  Skinął głową na znak zgody. Wiedziałam, że zbliża się godzina zamknięcia, więc miałam nadzieję, że szybko załatwimy sprawę. Wolałbym nie utknąć tu na noc. Trudno byłoby wyjaśnić rano rodzinie gdzie zniknęłam. Chodziliśmy tak przez dobry kwadrans, w całkowitym milczeniu, wypatrując uważnie jakiegokolwiek znaku. Nic. Pozostało dziesięć minut do siedemnastej i tym samy do ostatecznego zatrzaśnięcia głównych drzwi.

-Chodźmy stąd, to nie ma sensu. - powiedziałam w końcu, zrezygnowana. Pociągnęłam partnera za łokieć w kierunku schodów, gdzie już kierowali się inni zwiedzający. Jednak blondyn nie ruszył się z miejsca.

-Tam coś jest.- pokazał ręką. Obróciłam się, by zobaczyć na co wskazuje. Karteczka. Kolejna karteczka, przyczepiona do ściany. Ale przecież wcześniej jej tam nie było! Natychmiast skierowaliśmy się w tamtym kierunku. Zerwałam arkusz i przeczytałam szeptem, tak by usłyszał mnie tylko Czarny Kot:

Moi drodzy!

Przed wami pierwsza próba. Rozpocznie się o siedemnastej, jednak tylko od was zależy czas jej zakończenia. Nie próbujcie oszukiwać, w budynku ukryty jest mój człowiek.

Powodzenia!

MFDC

-Kto to MFDC?- zapytał mnie przyjaciel.

-Nie mam pojęcia. Teraz ważniejsze co to za próba i czemu w ogóle musimy ją przechodzić?

-Wiem tyle samo co ty.

-Może lepiej byłoby stąd iść?- zaproponowałam. Nie bałam się...no może trochę. Ale nie o to chodziło! Po prostu cała ta sprawa wydawała mi się podejrzane.

-Em, księżniczko?

-Hmm?- mruknęłam, nadal zapatrzona w list, podczas gdy mój partner stukał mnie palcem w ramię. Nie podniosłam głowy, zaaprobowana rozszyfrowywaniem inicjałów na liście. Z czymś mi się kojarzyły...Tylko z czym?

-To raczej niemożliwe.- spojrzałam na niego.

-Co?!- rzuciłam, a raczej warknęłam. Zaczął mnie lekko irytować. Czy nie widział, że jestem zajęta?! W odpowiedzi pokazał na schody.

-Z tym odejściem chyba nieaktualne.-dodał. Podążyłam wzrokiem za jego palcem i aż mi na chwilę zaparło dech w piersiach. Przejście zasłoniły kraty, tak samo jak okna i drzwi do pokoi dla pracowników. Pozostaliśmy na piętrze zupełnie sami. Bez drogi ucieczki. Spojrzałam na zegar.

-Trzy minuty do siedemnastej. - powiedziałam. Moje zmysły opanowało zdenerwowanie. Podczas walk z akumami mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać, jednak teraz? Mogło to być dosłownie wszystko. Blondyn, jakby wyczuwając moje emocje, przytulił mnie.

-Cokolwiek by to nie było: poradzimy sobie. Zawsze dawaliśmy radę, prawda?- skinęłam głową w geście potwierdzenia. Nadal nie czułam się do końca przekonana, ale byłam mu wdzięczna za wsparcie. Po kilku chwilach, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność wskazówki zegara pokazały pełną godzinę. Wstrzymaliśmy oddech.

Przez sekundę nic się nie działo. A potem rozległ się dźwięk, jakby ktoś przesuwał bardzo ciężką szafę po podłodze. Ceramiczne figury i posążki zaczęły się poruszać, po czym stanęły na podłodze. Staliśmy jak wmurowani kiedy do nas podchodziły, zamykając w okręgu. I nagle rzuciły się na nas całą zgrają.

W ostatnim momencie wyciągnęłam zza pasa berło i uderzyłam w najbliższego wroga, który wprawdzie popękał, ale nadal stał i szykował się do kolejnego ataku. Stykałam się plecami z drugim super bohaterem, który, sądząc po odgłosach, dziko atakował wroga, zarówno batem jak i kijem. Z równie wielkim co on zapałem przyłączyłam się do walki. Waliłam w co popadnie, jako, że figurek było naprawdę sporo, a każda padała dopiero po kilku uderzeniach. Te pokonane rozpadały się w pył. 

Niespodziewanie poczułam silny nacisk na plecy, z czego wywnioskowałam, że Czarny Kot mocno oberwał. Ze wszystkich sił starałam się utrzymać równowagę, tak byśmy oboje nie wylądowali na ziemi. Jednak eksponaty, jakby się zmówiły, pociągnęły nas w dół. Boleśnie wylądowaliśmy na podłodze, jedno obok drugiego. Wrogowie natychmiast wykorzystali ów moment i rzucili się na nas ze zdwojoną siłą: kopali, okładali pięściami i ciągali na wszystkie strony, niczym szmaciane lalki. Próbowaliśmy się podnieść, ale bez skutku.

Kiedy spadały na mnie kolejne uderzenie, robiłam wszystko, by powstrzymać okrzyki bólu, które aż pchały mi się do ust. Mój partner też nie radził sobie najlepiej. W pewnym momencie naszej gehenny zobaczyłam jak ceramiczny bożek o kilku rękach zdejmuje z szyi długie korale po czym rozrywa rzemień na pół.  Sekundę później poczułam uderzenie tego prowizorycznego bicza na nogach, łopatkach oraz twarzy. Sukienkę splamiła ciemnoczerwona krew, a z moich ust wydarł się jęk, pomieszany z krwią płynącą z ust oraz łuku brwiowego. W tamtej chwili chciałam tylko zemdleć, uciec od cierpienia. Jednak zielonooki chłopak, który męczył się obok mnie, na dźwięk mojego głosu, albo metalicznego zapachu, natychmiast odwrócił głowę.

Wyglądał na nieźle wstrząśniętego, gdy dostrzegł rany cięte. Na ułamek sekundy wcześniej niż zmarszczył brwi dostrzegłam w jego oczach furię w najczystszej postaci. Potem wszystko potoczyło się niezwykle szybko...

CDN

Miśki, oto ja! Polsat w najczystszej postaci!

Ciekawe, jak bardzo was wkurzyłam tym zakończeniem? Życzę miłego czekania na kolejną część, a w międzyczasie zapraszam do komentowania i gwiazdkowania!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro