Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Znowu staliśmy na moście, naokoło nas była sadzawka, a kawałek dalej dom mojej babci. Słońce powoli wschodziło. Czułam ogromną ulgę, serce trzepotało.

Przeszliśmy ostatnią próbę, pochodziliśmy i wróciliśmy do domu. Tyle mi było trzeba do szczęścia. Ten spokój, który mnie ogarnął na widok rozjaśnionego wieloma barwami nieba, odgłosy budzącego się miast oraz promienie prześwitujące między gałęziami roślin. A u boku ukochany przyjaciel, z tym,  że słowo "ukochany" nabierało nowego znaczenia.

Kot obejmował mnie ramieniem. Razem patrzyliśmy na blask jutrzenki. Z łagodnymi uśmiechami na twarzach.

Nagle dostrzegłam coś kątem oka. Cała się napięłam, gdy spostrzegłam kto to. Przygotowałam jo-jo, jako, że berło nadal spoczywało na dnie zbiornika wodnego, a blondyn wyciągnął zza pasa srebrny bat. Stanęliśmy w pozycjach umożliwiających natychmiastowe rozpoczęcie walki, gdyby zaszła taka potrzeba.

Nie zaskoczył mnie fakt iż w naszym kierunku szła Pawica, jednak co tam robił Mistrz Fu? Obok tego potwora w kobiecej skórze? I to jeszcze swobodnie z nią rozmawiając, a nawet wybuchając śmiechem co jakiś czas. Staruszek niósł w ręką sporej wielkości skrzynkę, podobną do tej w której znalazłam kolczyki. Jeszcze trzymałam ją gdzieś na dnie jakiejś szuflady.

Moje i zielonookiego ręce opadły, gdy zobaczyliśmy, że żadne z owej dwójki nie planuje nas zaatakować. Zeszliśmy na murawę i zatrzymaliśmy się naprzeciwko nich. Przyglądałam się sędziwemu strażnikowi Miraculi, podczas gdy siedemnastolatek zyskał szansę na dokładniejsze obejrzenie rysów twarzy brunetki.

-Kim jesteś?- zapytał w końcu mój partner, przerywając trwającą dłuższą chwilę ciszę. Pytanie wyraźnie zostało skierowane do naszej prześladowczyni. Zamiast odpowiedzi ciemnowłosa powiedziała bezbarwnym głosem:

-Duusu, złóż ogon. - rozbłysło ciemnoniebieskie światło, a po chwili stała przed nami kobieta z włosami upiętymi w koka i spinką Pawia na boku, jednak nie miała już maski ani długiej sukni, tylko białe spodenki oraz pasującą do nich bluzkę. Nogi odziała w delikatne sandałki, a na twarzy nie posiadała nawet śladu makijażu, w przeciwieństwie do większości kobiet w jej wieku, a na oko miała czterdziestkę. 

Uśmiechnęła się do chłopaka tajemniczo po czym odpięła spinkę. Na twarz opadła jej skośna grzywka z pofarbowanymi na czerwono końcówkami. Blondyn głośno wciągnął powietrze, a ja odniosłam wrażenie, iż skądś kojarzę Pawicę.

-Mamo?- zapytał cicho mój przyjaciel. Zamarłam.

TO BYŁA JEGO MATKA?!

JAJA SOBIE ZE MNIE ROBICIE?

Jednak brunetka jedynie potwierdziła jego przypuszczenia skinieniem głowy.

-Ale..jak? Przecież...te włosy...Nathalie...to byłaś cały czas ty? - jąkał się z oczami wielkimi jak talerze. Wnioskując po uśmiechu Mistrza Fu jako jedyna nie rozumiałam zaistniałej sytuacji.

-Wyjaśnię ci później, na osobności. Jenak teraz mistrz ma wam coś ważnego do przekazania. - spojrzeliśmy wszyscy an staruszka,czekając co powie.

-Może usiądziemy? Tamto drzewo wydaje się odpowiednie, daje sporo cienia.- pokazał rozłożystą wiśnię. Bez sprzeciwu skierowaliśmy się w tamtym kierunku, jako, że słońce zaczynało już porządnie grzać.

-A więc?- zaczęłam gdy wszyscy już wygodnie się usadowili. Nadal co chwila patrzyłam podejrzliwie na drugą posiadaczkę Miraculum w naszym gronie. Może i była matką Kota, ale nie niwelowało to wszystkiego co dotąd zrobiła.  Strażnik zaczął:

-Już od pewnego czasu zastanawiałem się nad emeryturą. Jednak by to zrobić potrzebowałem kogoś kom przekazałbym skrzynię.- uniósł lekko trzymany w dłoniach przedmiot, by pokazać o czym mówi. Siedziałam z otwartą buzią, czekają aż będzie kontynuował, jednak jakoś tak wyszło iż samo wymknęło mi się pytanie:

-W sensie...my?

-Powiedzmy. Na początku planowałem dać ją tobie, ale skoro twój towarzysz już się napatoczył...

-Ej. - zaprotestował blondyn. Owe słowa musiały go nieco urazić. W geście pocieszenia pogłaskałam go po plecach. Złość odleciała jak za machnięciem magicznej różdżki.

-Czemu tylko mnie?- zapytałam.

-Zawsze przewodziłaś akcjom, miałaś bardziej lotny umysł i potrafiłaś radzić sobie z wieloma problemami jednocześnie. Od dawna nie widziałem tak doskonałej super bohaterki,a  żyję już ponad sto siedem lat. - gdybym akurat coś piła , pewnie bym się zachłysnęła- Ale uznałem, że Chat również sprawdza się nieźle, więc postanowiłem dać mu szansę. Jednak bycie strażnikiem to odpowiedzialne zadanie, dlatego najpierw musiałem was oboje przetestować. I tu pomogła mi Adele.- pokazał na zielonooką kobietę- Dzięki swoim mocom mogła zainscenizować trudne sytuację, tak, by nie groziło wam nawet najmniejsze niebezpieczeństwo.

-ŻE CO NIBY? PRAWIE NAS ZABIŁA I TO NIE JEDNOKROTNIE!-wrzasnął siedemnastolatek, a ja nie mogłam wyjść z podziwu, że odezwał się tak do swojej matki.

-To była zwykła iluzja.- doparła spokojnie czterdziestolatka. Razem z przyjacielem spojrzeliśmy na nią jak an kosmitkę.

-Moją mocą jest hipnoza. Mogę sprawić, że ktoś widzi, słyszy oraz czuje to co chcę.

-Przypomina to moc Lisicy.- zauważyłam.

-Tylko z pozoru.- tłumaczyła dalej- Jej sztuczki rozpadają się pod najlżejszym dotknięciem oraz trwają max do pięciu minut, czyli do czasu aż wasza przyjaciółka znów się przemieni. Natomiast moje Miraculum pozwala na zainscenizowanie perfekcyjnie realistycznego przedstawienia tak długo jak tego chcą. Pięć minut pozostaje mi dopiero po przerwaniu kontroli nad umysłami. Oczywiście wyjątkiem jest Perła Słońca, pozwalająca przejrzeć wszelkie oszustwa. Tak więc nic wam nie groziło.

-Czyli gdybym wtedy na przykład spadała z tej kuli? Tam w cyrku?

-Ocknęłabyś się po chwili na ziemi, zupełnie nienaruszona.

-Chwila, a czemu ona ma perły, a ja tylko pigułki z ropą?- wtrącił nagle ni z tego, ni z owego nastolatek.

-Ponieważ jej  specjalnością jest tworzenie, a twoją niszczenie. U ciebie są za to dużo bardziej wyostrzone zwierzęce cechy. Wzrok, słuch, refleks itp.

-Czy przeszliśmy próby pomyślnie?- zapytałam, nie chcąc kolejnego focha przyjaciela.

-Poradziliście sobie znakomicie! Zadania zostały wymyślone głównie pod Kota, dlatego zostaliśmy zmuszeni zrobić z ciebie pewnego rodzaju kozła ofiarnego,...- no tak, to by tłumaczyło czemu mnie poranił posąg, ja dostałam strzałką i ja zostałam podtopiona-...ale mam nadzieję iż nie masz mi tego za złe. - pokręciłam tylko w odpowiedzi głową, a staruszek uśmiechnął się zadowolony.

- W takim razie to od teraz jest waszą własnością. Opiekujcie się nimi dobrze.- z tymi słowami podał mi skrzynię. Patrzyłam zszokowana na przedmiot, który zaciskałam w dłoniach.

-Ale jak mamy pilnować go we dwójkę? Przecież nawet nie wiemy kim jesteśmy. - zauważyłam.

-Jestem pewien, że ten problem szybko się rozwiąże.- uśmiechnął się zagadkowo. Spojrzałam na zielonookiego, który zdawał się być w równie wielkim szoku co ja.

-Czy...? Czy w takim razie nie powinniśmy poznać sowich tożsamości? I tożsamości Lisicy oraz Pszczoły?

-Nie zapominaj o Canejo.

-O kim?- zapytaliśmy w tym samym momencie.

-A no tak! Wy przecież o niczym nie wiecie! Zobaczycie sami w Paryżu. A do zadanego, przez ciebie młodzieńcze, pytania: byłoby to wskazane, jednak nie konieczne. - zawahałam się.

-Chciałabyś?- zapytał mnie z wahaniem przyjaciel. Pokręciłam głową.

-Jeszcze nie teraz. Jesteś dla mnie Chatem i nie chcę zniszczyć tego obrazu. Może kiedyś... Jednak co do pozostałych...

***

Omawialiśmy wiele spraw dobrą godzinę, gdy nagle przerwał nam czyjś okrzyk:

-Fu!- natychmiast poznałam głos babci. Odwróciłam głowę. Stała jak wrośnięta w ziemię, ściskając w ręce konewkę oraz grabie. Pewnie zamierzała popracować w ogrodzie. Tych dwoje patrzyło na siebie jak zahipnotyzowani. Nagle staruszka odrzuciła konewkę i w mgnieniu oka znalazła się obok nas. Jej twarz nie wyrażała zdziwienia, a wściekłość.

-Jak ...mogłeś...zostawić...mnie...na...cholerne...dwadzieścia...lat?!- z każdym słowem uderzała mężczyznę grabiami po plecach. Ten jedynie kulił się, jeszcze bardziej wystawiając na ciosy i znosząc wszystko potulnie. Razem z pozostał dwójką patrzyliśmy an ową scenę zszokowani, niepewni co robić. W końcu mama mojej mamy opuściła narzędzie, zdyszana. Dopiero wtedy posiadacz Mircaulum Żółwia uniósł głowę. 

-Co tu się dzieje?- zapytałam w końcu.

-Ten drań, który śmie nazywać się moim mężem...

-CHWILA, ŻE CO?!- po raz kolejny wrzasnęliśmy równo z blondynem.

-To mój dziadek?!- dopiero po chwili zdałam sobie jakie głupstwo palnęłam. Przecież po tym zdaniu już wszyscy zebrani mogli się domyślić, że jestem Marinett. Jednak nie doczekałam się żadnej reakcji w tym kierunku. Najwyraźniej para  bijących się emerytów stanowiła ciekawszą atrakcję.

-A coś ty myślała? Nie gadaj, że nie zauważyłaś. Nie wrócił, bo musiał pilnować młodych bohaterów szalejących w Paryżu,...- na te słowa Adele lekko się zarumieniła-...jednak przez tyle czasu mógł wysłać chociaż list!- znowu zaczęła okładać go grabiami.

-Może lepiej już chodźmy.- zaproponowała kobieta synowi. Ten skinął głową i wstał. Tchnięta impulsem również podniosłam się na nogi i złapałam chłopka za ramię, zatrzymując, ponieważ już szedł za Pawicą.

-Tak? -zapytał, odwracając się w moją stronę.

-Dziękuję.-wyszeptałam. Nie musiałam tłumaczyć za co dokładnie. Wiedział. Stanęłam na palcach i dałam mu buziaka w policzek. Cała jego twarz zrobiła się czerwona jak piwonia. Na ten widok ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Usłyszałam za plecami głośne:

-Tak! Nareszcie!- to była moja babcia. Najwyraźniej, tak samo jak Tikki, shippowała mnie z Czarnym Kotem. Ale miałam powaloną rodzinę.

***

Usiadłem razem z matką przy stole w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu. Na powrót byłem Adrienem.

-Pewnie chcesz wyjaśnień? - zapytała.

-To chyba oczywiste.

-Wszystko zaczęło się gdy ja i twój ojciec jakieś dwadzieścia lat. Dostaliśmy Miracula. Byliśmy obrońcami Paryża. Zakochaliśmy się w sobie. Wzięliśmy ślub.  Byliśmy młodym małżeństwem, więc często się kłóciliśmy. Po jednej z naszych kłótni pojechałam do najlepszej przyjaciółki, by otarła mi łzy- Cler. Jednak zastałam tam tylko jej męża. Potrzebowałam jakoś wyładować frustrację i...wylądowaliśmy w łóżku. Jakiś czas później okazało się, że jestem w ciąży. Nie wiedziałam kto jest ojcem, ale pozwalałam Gabrielowi wierzyć, że on. Nie miał pojęcia o zdradzie. Zresztą sama też chciałam w to wierzyć. Jednak gdy maleństwo przyszło na świat, a raczej dwa maleństwa, gdyż były to bliźniaki, stwierdziłam, że każde ma innego ojca. Poznałam po oczach. Chłopiec przypominał mnie w każdym calu, ale od początku miał upartość ojca. Jednak dziewczynka miała zdecydowanie oczy męża Cler. Byłam przerażona. Nie wiedziałam co zrobić. Wiedziałam, że nie dam rady pokochać córki tak mocno jak powinnam, ponieważ już zawsze miała mi przypominać owo okrutne zdarzenie. Dlatego podrzuciłam ją byłemu kochankowi pod drzwi. Razem z broszką- kwiatem. Dzięki niemu Andrew natychmiast zrozumiał, że to jego potomek. Razem z żoną bardzo się cieszyli, zwłaszcza, że moja przyjaciółka nie mogła mieć dzieci. Jednak ona również nie miała pojęcia o zdradzie.  Ale dowiedziała się. Dwanaście lat później. Wzięła z mężem rozwód, wyszła za innego oraz powiedziała wszystko Gabrielowi. Kiedy tylko usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi od gabinetu natychmiast spakowałam rzeczy i wyjechałam do ojczyzny-Tybetu. Spinkę Pawia zostawiłam na łóżku.  Nie mogłam znieść myśli, że będzie na mnie patrzył z odrazą, że mnie zostawi. Nigdy nie chciałam goi zranić. Kochałam go. Nadal kocham. I kocham ciebie. Dlatego po dość krótkim czasie wróciłam do Paryża. Przefarbowałam włosy, nosiłam soczewki kontaktowe i mocno się malowałam, by mnie nie poznał, po czym zatrudniłam się jako asystentka. Widziałam jak coraz bardziej marnieje, zamyka się w sobie, jak mnie nienawidzi. To wszystko przeze mnie...- wybuchła płaczem.

-Nie prawda. On również cię kocha, również za tobą tęskni. Szukał cię całe te lata, szuka nadal. Załamał się nie z powodu nienawiści,a  z powodu złamanego serca. Wydaje mi się, że on...wiedział o tej zdradzie od początku.

-Co? Jak to?

-Podsłuchałem jakiś czas temu jak rozmawia z Cler przez telefon. Z ich rozmowy wynikało, że Andrew wygadał mu  się jakiś tydzień po zdarzeniu.

-Naprawdę?

-Tak. Musisz do niego wrócić. Jako Adele, a nie jako Nathalie.

-Pewnie masz rację. Jednak na razie potrzebuję trochę czasu, by sobie wszystko poukładać.

-Jak wolisz. W takim razie zmieńmy temat. CHLOE JEST MOJĄ SIOSTRĄ?!

Koniec...tej części







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro