Rozdział dziewiąty
Byłem pod wrażeniem tego jak nowe bohaterki sobie radzą. A Marinett i Adrien jak zwykle podołali zadaniu. Nadają się już na mentorów, Alya i Chloe potrzebują nauczycieli. Biedronka i Czarny Kot też potrzebowali, a ja nie chciałem ich szkolić, myśląc, że tak będzie lepiej. Gdyby nie to, byłoby im dużo łatwiej. Na szczęście teraz mogę naprawić swoje błędy. Jednak sam fakt, że je popełniam i to jeszcze tak ogromne oznacza, że czas najwyższy przekazać komuś funkcję strażnika Miraculi, a samemu odejść na emeryturę. Jaszczurka nie widziała mnie od dobrych kilkunastu lat. Wypadałoby wrócić nawet jeżeli mnie ukatrupi za taki szmat nieobecności . Ale co ja poradzę, że kolejni bohaterowie potrzebni byli we Francji, nie w Chinach? Na pewno zrozumie... Po co ja siebie oszukuję? Łeb mi urwie i to z największą przyjemnością. Jednak na razie muszę tu jeszcze trochę zostać, przynajmniej póki bohaterzy nie oswoją się ze swoimi nowymi rolami.
***
-Marinett, musimy z tobą porozmawiać. – zaczął tata poważnym tonem. Zastanawiałam się o co chodzi. Czy to coś złego? Ton by na to wskazywał...
-Przepraszam za te ostatnie spóźnienia, ale...
-Tym razem nie chodzi o to.- przerwała mi ojciec. No teraz już czułam się zupełnie zagubiona. Bo z jakiego innego powodu zwoływaliby naradę rodzinną? Robili to tylko w ważnych sprawach, jak na przykład oceny ich jedynaczki. W sumie tylko w sprawie moich ocen, innych problemów nie mieliśmy. Narady polegały na zebraniu się całą trójką przy stole, niby nic specjalnego, ale podczas takich zebrań obowiązywał zakaz krzyczenia i kłótni, które i tak nigdy nam się nigdy nie zdarzały.Mimo to nadawało to jakiejś oficjalności spotkaniom.
-To o co? Czy coś się stało? Coś złego?- zapytałam zmartwiona. Rodzice spojrzeli na siebie smutno, a potem na mnie. Ich oczy wyrażały bezkresny żal. Czułam, że nie wytrzymam choćby sekundy dłużej. Muszą mi powiedzieć! Co jest tak straszne, że aż zabrakło im słów?Po raz pierwszy w życiu widziałam ich tak przygnębionych.
-Widzisz, córeczko...- westchnęłam mama- Jedziemy na tydzień do babci! – krzyknęła z radosnym uśmiechem. Dopiero po chwili zrozumiałam sens jej słów i wybuchłam śmiechem, Zawtórowali mi.
-Nie straszcie mnie tak na drugi raz. Prawie dostałam zawału. Naprawdę odwiedzimy babcię? Nie widziałam jej od lat!- ucieszyłam się.
-Tak, zaprosiła nas jakiś czas temu, ale chcieliśmy poczekać zanim ci powiemy. Widzisz, dziadek napisał.
-Dziadek? To on żyje?- zapytałam zaskoczona tą informacją.
-Najwyraźniej.
-Ale...zawsze mówiliście, że...
-Bo tak myśleliśmy. Zniknął kilka lat przed twoimi narodzinami, kiedy byłam na studiach, planując ślub z twoim ojcem i od tego czasu nie dawał żadnego znaku.
-Przebywał wtedy w Chinach?
-Nie, miał lecieć do Paryża, by pomóc nam w przygotowaniu ceremonii. Wyszedł rano z domu, na lotnisko i potem...zniknął. Wsiąkł pod ziemię. Z tego powodu przesunęliśmy ślub. Latami czekałam aż się odezwie.
-To smutne. –zasępiłam się- I jesteś na niego zła?
-Oczywiście, ale bardziej się martwię. Muszę wiedzieć co się wtedy stało.
-Dlatego tam lecimy. Moja teściowa twierdzi, że obiecał przyjechać pod konie miesiąca. Jeżeli nie kłamał, czeka go grono oczekujących. Zjeżdża się cała rodzina, nawet twoja prababcia Dżo-dżo, od dziewiętnastu lat odwlekająca śmierć, by móc skrzyczeć marnotrawnego syna.
-Prababcia Dżo-dżo? Pierwszo słyszę.
-I się z tego ciesz. Ględzi niemiłosiernie.- zachichotała mama.
-Ominę szkołę...- tak naprawdę martwiłam się, że Paryż zostanie bez opieki, ale nie powiedziałam tego na głos.
-To tylko pięć dni. Nadrobisz. Lecimy pojutrze, więc lepiej się pakuj.
-Dobrze.- uśmiechnęłam się i wstałam. Bądź co bądź, bardzo cieszyłam się na ten wyjazd. Szanghaju nadchodzę!
***
-Adrien, możesz mi wyjaśnić pogorszenie twoich ocen?- zapytał mnie lodowatym tonem ojciec. W dłoniach trzymał kartkę, pewnie ze stopniami jego jedynego syna-mnie, którą wydrukowała Natalie. Szkoda, że tata zajmuje się pierworodnym tylko kiedy jest niezadowolony.
-Jestem trochę zajęty...- wymamrotałem ze spuszczoną głową.
-Wtedy kiedy omijasz zajęcia dodatkowe? I lekcje? Co robisz? Dołączyłeś do jakiegoś gangu?- rozbawiło mnie to określenie. W sumie teraz można to tak określić- Gang Super Bohaterów. Albo lepiej: Ekipa Super Bohaterów.
-Oczywiście, że nie.
- W taki razie co się dzieje?- nie odpowiedziałem- Dobrze, skoro zamierzasz milczeć to Goryl będzie cię śledził. Zawsze i wszędzie, do czasu aż się dowie gdzie znikasz. – już się odwrócił w kierunku drzwi. Zamierzał wyjść. Jednak ja byłem zbyt zbulwersowany by mu na to pozwolić. Krew aż we mnie buzowała. Poderwałem się z krzesła tak gwałtownie, że aż upadło.
-Ale tato! Nie możesz tego zrobić! Skończyłem szesnaście lat, mam prawo do prywatnego życia!- wykrzyczałem. Zatrzymał się, jednakże nawet nie odwrócił głowy.
-Dopóki mieszkasz w moim domu masz przestrzegać moich zasad, zrozumiano?- jego nogi znowu maszerowały ku wyjściu.
-Mama nigdy by tak nie zrobiła!- mężczyzna zamarł w pół kroku. Z łatwością mogłem sobie wyobrazić jaki ma teraz wyraz twarzy. Zawsze przybierał ten sam: pełen bólu, kiedy ktoś wspominał o jego żonie. Tym razem przegiąłem, jednocześnie przypieczętowując sprawę.
-Adrien, idź do pokoju.- rozkazał i wyszedł. Zwiesiłem smętnie ramiona, wzdychając. I jak ja mam teraz ratować Paryż? W sumie Biedronka ma do pomocy dwie nowe koleżanki, ale...tak bardzo chciałbym być przy niej! Ciekawe gdzie teraz jest? Co robi? Myśli o mnie czasem ? No i przede wszystkim: kim jest? Próbowałem odpowiedzieć na to ostatnie pytanie cały rok, jednak to wydawało się niemożliwe. No bo co ja o niej wiedziałem? Prawie nic. Ehhh...
Poszedłem do swojego pokoju, tak ja kazał rodziciel. Wiedziałem, że Goryl nie wejdzie do środka, tyko będzie stał przy drzwiach. Nie lubił mieszać się w cudze sprawy i byłem mu za to niezmiernie wdzięczny. Dawał mi tym samym szansę na wykombinowanie sposobu by przekonać ojca do zaniechania jego planu. Przecież moja tożsamość super bohatera wisiała teraz na włosku! Z czystego przyzwyczajenia włączyłem wiadomości i usiadłem na kanapie, by sprawdzić, co dzieje się na świecie.
-Paryż zaczęto już nazywać miastem dziwów. Nic dziwnego, skoro na każdym kroku można się tu natknąć na zdarzenia niczym z filmu science fiction. Nadajemy na żywo relację z kolejnego: złoczyńca, nazywający siebie Zaklinaczem Kobr powoduje zamieszanie w Luwrze. Na miejscu jest już policja i jedna z nowych super bohaterek: Lisica. W tym momencie...- nie czekając aż speakerka skończy zdanie krzyknąłem:
-Plagg, wysuwaj pazury!- Kwami wyleciał zza poduszki na kanapie awanturując się w proteście, gdy Miraculum go wciągało. Po chwili już byłem w kostiumie Czarnego Kota. Korzystając z chwilowej swobody, która niedługo miała zostać ograniczona, wyskoczyłem przez okno. Czas wkroczyć do akcji!
CD nastąpi
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro