Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dziewiąty


Byłem pod wrażeniem tego jak nowe bohaterki sobie radzą. A Marinett i Adrien jak zwykle podołali zadaniu. Nadają się już na mentorów, Alya i Chloe potrzebują nauczycieli. Biedronka i Czarny Kot też potrzebowali, a ja nie chciałem ich szkolić, myśląc, że tak będzie lepiej. Gdyby nie to, byłoby im dużo łatwiej. Na szczęście teraz mogę naprawić swoje błędy. Jednak sam fakt, że je popełniam i to jeszcze tak ogromne oznacza, że czas najwyższy przekazać komuś funkcję strażnika Miraculi, a samemu odejść na emeryturę. Jaszczurka nie widziała mnie od dobrych kilkunastu lat. Wypadałoby wrócić nawet jeżeli mnie ukatrupi za taki szmat nieobecności . Ale co ja poradzę, że kolejni bohaterowie potrzebni byli we Francji, nie w Chinach? Na pewno zrozumie... Po co ja siebie oszukuję? Łeb mi urwie i to z największą przyjemnością. Jednak na razie muszę tu jeszcze trochę zostać, przynajmniej póki bohaterzy nie oswoją się ze swoimi nowymi rolami.

***

-Marinett, musimy z tobą porozmawiać. – zaczął tata poważnym tonem. Zastanawiałam się o co chodzi. Czy to coś złego? Ton by na to wskazywał...

-Przepraszam za te ostatnie spóźnienia, ale...

-Tym razem nie chodzi o to.- przerwała mi ojciec. No teraz już czułam się zupełnie zagubiona. Bo z jakiego innego powodu zwoływaliby naradę rodzinną? Robili to tylko w ważnych sprawach, jak na przykład oceny ich jedynaczki. W sumie tylko w sprawie moich ocen, innych problemów nie mieliśmy.  Narady polegały na zebraniu się całą trójką przy stole, niby nic specjalnego, ale podczas takich zebrań obowiązywał zakaz krzyczenia i kłótni, które i tak nigdy nam się nigdy nie zdarzały.Mimo to nadawało to jakiejś oficjalności spotkaniom.

-To o co? Czy coś się stało? Coś złego?- zapytałam zmartwiona. Rodzice spojrzeli na siebie smutno, a potem na mnie. Ich oczy wyrażały bezkresny żal. Czułam, że nie wytrzymam choćby sekundy dłużej. Muszą mi powiedzieć! Co jest tak straszne, że aż zabrakło im słów?Po raz pierwszy w życiu widziałam ich tak przygnębionych.

-Widzisz, córeczko...- westchnęłam mama- Jedziemy na tydzień do babci! – krzyknęła z radosnym uśmiechem. Dopiero po chwili zrozumiałam sens jej słów i wybuchłam śmiechem, Zawtórowali mi.

-Nie straszcie mnie tak na drugi raz. Prawie dostałam zawału. Naprawdę odwiedzimy babcię? Nie widziałam jej od lat!- ucieszyłam się.

-Tak, zaprosiła nas jakiś czas temu, ale chcieliśmy poczekać zanim ci powiemy. Widzisz, dziadek napisał.

-Dziadek? To on żyje?- zapytałam zaskoczona tą informacją.

-Najwyraźniej.

-Ale...zawsze mówiliście, że...

-Bo tak myśleliśmy. Zniknął kilka lat przed twoimi narodzinami, kiedy byłam na studiach, planując ślub z twoim ojcem i od tego czasu nie dawał żadnego znaku.

-Przebywał wtedy w Chinach?

-Nie, miał lecieć do Paryża, by pomóc nam w przygotowaniu ceremonii. Wyszedł rano z domu, na lotnisko i potem...zniknął. Wsiąkł pod ziemię. Z tego powodu przesunęliśmy ślub. Latami czekałam aż się odezwie.

-To smutne. –zasępiłam się- I jesteś na niego zła?

-Oczywiście, ale bardziej się martwię. Muszę wiedzieć co się wtedy stało.

-Dlatego tam lecimy. Moja teściowa twierdzi, że obiecał przyjechać pod konie miesiąca. Jeżeli nie kłamał, czeka go grono oczekujących. Zjeżdża się cała rodzina, nawet twoja prababcia Dżo-dżo, od dziewiętnastu lat odwlekająca śmierć, by móc skrzyczeć marnotrawnego syna.

-Prababcia Dżo-dżo? Pierwszo słyszę.

-I się z tego ciesz. Ględzi niemiłosiernie.- zachichotała mama.

-Ominę szkołę...- tak naprawdę martwiłam się, że Paryż zostanie bez opieki, ale nie powiedziałam tego na głos.

-To tylko pięć dni. Nadrobisz. Lecimy pojutrze, więc lepiej się pakuj.

-Dobrze.- uśmiechnęłam się i wstałam. Bądź co bądź, bardzo cieszyłam się na ten wyjazd. Szanghaju  nadchodzę!

***

-Adrien, możesz mi wyjaśnić pogorszenie twoich ocen?- zapytał mnie lodowatym tonem ojciec. W dłoniach trzymał kartkę, pewnie ze stopniami jego jedynego syna-mnie, którą wydrukowała Natalie. Szkoda, że tata zajmuje się pierworodnym tylko kiedy jest niezadowolony.

-Jestem trochę zajęty...- wymamrotałem ze spuszczoną głową.

-Wtedy kiedy omijasz zajęcia dodatkowe? I lekcje? Co robisz? Dołączyłeś do jakiegoś gangu?- rozbawiło mnie to określenie. W sumie teraz można to tak określić- Gang Super Bohaterów. Albo lepiej: Ekipa Super Bohaterów.

-Oczywiście, że nie.

- W taki razie co się dzieje?- nie odpowiedziałem- Dobrze, skoro zamierzasz milczeć to Goryl będzie cię śledził. Zawsze i wszędzie, do czasu aż się dowie gdzie znikasz. – już się odwrócił w kierunku drzwi. Zamierzał wyjść. Jednak ja byłem zbyt zbulwersowany by mu na to pozwolić. Krew aż we mnie buzowała. Poderwałem się z krzesła tak gwałtownie, że aż upadło.

-Ale tato! Nie możesz tego zrobić! Skończyłem szesnaście lat, mam prawo do prywatnego życia!- wykrzyczałem. Zatrzymał się, jednakże nawet nie odwrócił głowy.

-Dopóki mieszkasz w moim domu masz przestrzegać moich zasad, zrozumiano?- jego nogi znowu maszerowały ku wyjściu.

-Mama nigdy by tak nie zrobiła!- mężczyzna zamarł w pół kroku. Z łatwością mogłem sobie wyobrazić jaki ma teraz wyraz twarzy. Zawsze przybierał ten sam: pełen bólu, kiedy ktoś wspominał o jego żonie. Tym razem przegiąłem, jednocześnie przypieczętowując sprawę. 

-Adrien, idź do pokoju.- rozkazał i wyszedł. Zwiesiłem smętnie ramiona, wzdychając. I jak ja mam teraz ratować Paryż? W sumie Biedronka ma do pomocy dwie nowe koleżanki, ale...tak bardzo chciałbym być przy niej! Ciekawe gdzie teraz jest? Co robi? Myśli o mnie czasem ? No i przede wszystkim: kim jest? Próbowałem odpowiedzieć na to ostatnie pytanie cały rok, jednak to wydawało się niemożliwe. No bo co ja o niej wiedziałem? Prawie nic. Ehhh...

Poszedłem do swojego pokoju, tak ja kazał rodziciel. Wiedziałem, że Goryl nie wejdzie do środka, tyko będzie stał przy drzwiach. Nie lubił mieszać się w cudze sprawy i byłem mu za to niezmiernie wdzięczny. Dawał mi tym samym szansę na wykombinowanie sposobu by przekonać ojca do zaniechania jego planu. Przecież moja tożsamość super bohatera wisiała teraz na włosku! Z czystego przyzwyczajenia włączyłem wiadomości i usiadłem na kanapie, by sprawdzić, co dzieje się na świecie.

-Paryż zaczęto już nazywać miastem dziwów. Nic dziwnego, skoro na każdym kroku można się tu natknąć na zdarzenia niczym z filmu science fiction. Nadajemy na żywo relację z kolejnego: złoczyńca, nazywający siebie Zaklinaczem Kobr powoduje zamieszanie w Luwrze. Na miejscu jest już policja i jedna z nowych super bohaterek: Lisica. W tym momencie...- nie czekając aż speakerka skończy zdanie krzyknąłem:

-Plagg, wysuwaj pazury!- Kwami wyleciał zza poduszki na kanapie awanturując się w proteście, gdy Miraculum go wciągało. Po chwili już byłem w kostiumie Czarnego Kota. Korzystając z chwilowej swobody, która niedługo miała zostać ograniczona, wyskoczyłem przez okno. Czas wkroczyć do akcji!

CD nastąpi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro