Rozdział dziesiąty
Stałam przed lustrem, prowadząc jednocześnie cichą rozmowę z Tikki. Pilnowałam, by rodzice oglądający na dole telewizję niczego nie usłyszeli. Byli pewni, że pakuję się do Chin, ale ja miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie: pewne wieści, które przekazała mi moja mała przyjaciółka. Czy to jakiś dzień dobroci dla łamag? Bo jak dotąd działy się same dobre rzeczy.
-Nadal nie do końca rozumiem.- skłamałam. Wszystko dotarło do mnie jasno i wyraźnie, ale chciałam to usłyszeć jeszcze raz, by upewnić się, że to nie cudny sen, z którego zaraz się obudzę.
-To przecież proste!- przekonywało Kwami- Kiedy super bohater przyjmuje pod opiekę ucznia jego moce ewoluują. Skoro doszły Pszczoła i Lisica razem z Kotem staliście się dla nich kimś w rodzaju nauczycieli, mentorów. Będą się na was wzorować i was słuchać. Dzięki temu odblokowaliście kolejny poziom swoich możliwości.
-Ile jest takich poziomów?- zaintrygowała mnie ta kwestia. Przecież musi być jakiś limit. Prawda?
-Nieskończenie dużo!- czyli jednak się myliłam- Największy rekord miał Królik. Doszedł aż do dwunastego etapu! Ale Mistrz Fu nie jest za nim daleko w tyle: osiągnął wynik dziewięciu.
-Istnieje Miraculum Królika? – zaskoczyło mnie to.
-Oczywiście! Miraculi jest całe mnóstwo, porozrzucanych po całym świecie. Mistrz ma tylko kilka z nich, a konkretnie jedną dziesiątą chińskich zbiorów.
-Zbiorów??
-Tak nazywają się Miracula zamknięte przez rodaków twojej mamy w skrzynkach przeznaczonych specjalnie do tego celu. Istnieje wiele takich kolekcji. Jednak, pamiętaj, to nie znaczy, że zostały stworzone przez nich, tylko zebrane. Powstały dużo wcześniej.
-Wróćmy do moich nowych mocy. – zarządziłam. Musiałam mieć trochę czasu na przyswojenie nowych informacji.
-Racja!- Tikki zdawała się nawet bardziej podekscytowana ode mnie- Oprócz nowych zdolności pojawi się nowy kostium i bronie. No i nie zapomnijmy o perłach!
-Co?!Jakich perłach?
-Perły mocy: słońca, tajemnic, serca, morza i księżyca. – wyjaśniła.
-Do czego służą?- coraz bardziej mnie to intrygowało.
- Nie powinnam ci mówić, dowiesz się w swoim czasie. Każda z nich umożliwia nową transformację.
-Z Biedronki?
-Nie, nadal pozostaniesz Biedronką, jednak pojawi się coś ekstra. Na przykład u Żółwie jest to możliwość spowalniania czasu. Coś jak kolejny Szczęśliwy Traf, tylko razy pięć.
-Chyba rozumiem co masz na myśli. Kot też dostanie takie perły?
-Coś w tym guście.
-Ale super!
-Jednak pamiętaj! Nie możesz ich nadużywać, służą tylko do nadzwyczajnych wypadków. – kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
-Mogę się już transformować? Luwr czeka.- przypomniałam, chociaż tak naprawdę nie podejrzewałam by trójka super bohaterów zawaliła sprawę, jeśli pojawię się kilka minut później. Chciałam tylko zobaczyć te niezwykłe przedmioty. Kwami uśmiechnęła się wyrozumiale.
-Tak, teraz już tak.
-Tikki, kropkuj!
* * *
Kiedy dotarłem do Luwru zastałem tam niepospolitą scenę. Na jednej z ławek stał jakiś facet, który zamiast skóry miał wężową łuskę i złote, małe oczka z kocimi źrenicami. Dramatyzmu dodawał fakt braku nosa, zastąpionego przez dwa otwory po środku twarzy, niczym u Voldemorta z Harrego Pottera i uszu. Przedstawiało to samo w sobie dość upiorny obrazek, aż się zdziwiłem, że Władca Ciem nie dodał mu grzechoczącego ogona, tak dla bajeru.
Dramaturgii obrazowi dodawał trzymany przez złoczyńcę flet, który w pierwszej chwili pomyliłem z autentycznym gadem. W rytm wydobywającej się z instrumentu melodii „tańczyło" kilkanaście Kobr na podłodze. Wydawały się zupełnie zatracone w muzyce. Tworzyły koło wokół Lisicy, która wyglądała na lekko przestraszoną. Kiedy tylko wykonywała najlżejszy ruch zwierzęta syczały na nią ostrzegawczo, podpełzając bliżej. Już chciałem rzucić się na ratunek, gdy dostrzegam jakiś ruch kątem oka. Obróciłem głowę w bok. Doskonale wiedziałem kogo zobaczę. Jednak kiedy moje oczy natrafiły na dziewczęcą sylwetkę, w pierwszej chwili nie byłem pewien, czy to na pewno moja ukochana. Nie miała na sobie tego kostiumu co zwykle, a czerwoną sukienkę, sięgającą nad kolana z rozkloszowanym dołem. Od lewego, krótkiego rękawa o oryginalnym kroju, aż do palców rękę brunetki oplatała czarna linka, z której zwisało jo-jo. W prawej, zaś, ręce, jak królowa, dzierżyła srebrne berło, zakończone czerwoną kulą w czarne grochy, która zdawał się być zrobiona ze szkła, a w środku latało coś na kształt milionów małych świetlików. Talię bohaterki zdobił gruby, czarny pas z przymocowanymi doń pięcioma kolorowymi jojami: żółtym, ciemnoróżowym, fioletowym, jasnobłękitnym i morski, które zdawały się promienieć własnym światłem. Nogi nastolatki kryły czarne zakolanówki, które pełniły jednocześnie funkcję butów, gdyż dostrzegłem niskie obcasiki, a szyję materiał tego samego koloru. Twarz Biedronka ukryła pod maską, identyczną jak przez miniony rok, nie licząc braku kropek. Ciemne włosy szesnastolatki wyjątkowo zostały rozpuszczone, a ich końcówki pofarbowane na czerwono, tak samo jak szeroko uśmiechające się usta. Jedynie dzięki fiołkowym oczom, które na zawsze pozostaną niezmienne, rozpoznałem w tej piękności Moją Lady, a kiedy zdałem sobie z tego sprawę szczęka opadłą mi do samej podłogi.
-Wow.- powiedziałem tylko, nadal w stanie lekkiego oszołomienia. Dziewczyna, uchwyciła moje spojrzenie, uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i promienniej, a ja cieszyłem się, że maska zasłania mi większość policzków, oraz nos, tym samym kryjąc rumieńce, po czym obróciła się wokół własnej osi, prezentując kreację w pełnej okazałości, tak, że miałem okazję dostrzec iż czerwony materiał sukienki kryje wiele warstw czarnej halki.
-Widzę, że ty też trochę odświeżyłeś garderobę.- rzuciła, pokazując w moim kierunku smukłymi palcami, kiedy już stanęła w miejscu Nie miałem bladego pojęcia o co jej chodzi.
-Hę?- zapytałem, delikatnie mówiąc, mało inteligentnie. Mina jej zrzedła, a oczy śliczne otworzyły się szerzej ze zdziwienia.Mam coś n twarzy, że tak patrzy, czy jak?!
-No co?
-Nie zauważyłeś?- zapytała zaskoczona.
-Czego?
-Spójrz na swój kostium.- zrobiłem tak jak mówiła. A! Jaki ja jestem ślepy! Rzeczywiście, mój ubiór również uległ drastycznym zmianom, a ja, idiota, tego nie zauważyłem. Kostium nadal był czarny, ale nie zdobiły go już te wzory co zwykle, tylko zupełnie nowe esy-floresy, jak zwykłem je nazywać. Doszło kilka nowych kieszeni, nic nie zasłaniało szyi, a suwak nadal kończył koci dzwoneczek, tyle, że srebrny, tego samego koloru był bat, który znikąd pojawił się przy moim pasie, a przez klatkę piersiową przechodziły mi dwa krzyżujące się pasy czarnej skóry z przymocowanymi małymi kapsułkami z jakąś ciemną mazią o zielonym pobłysku pływającą w środku. Na nogach miałem inne buty, takie z pazurami, jak u prawdziwych kotów. Byłem pewien, że teraz już nic mnie nie zaskoczy, aż do momentu, gdy spojrzałem na moje blond włosy. Dlaczego ich końcówki są tego samego koloru, co kostium?!
-O.-podsumowałem. Nie mogłem powiedzieć czegoś jeszcze głupszego???!!!
-Twoje Kwami nic ci nie mówiło?- moja towarzyszka zdawała się tym faktem niezwykle zaskoczona.
-Plagg uznałby to za ujmę na swoim honorze.- westchnąłem. Ten czarny stworek najwyraźniej „zapomniał" wspomnieć mi o czymś ważnym. A może to ja nie słuchałem jego, zbyt zajęty problemami rodzinnymi? Możliwe, ostatnio dużo się działo. No i muszę jeszcze coś postanowić w sprawie ojca. Ale to później.
- Nie chcę wam przeszkadzać, moje gołąbeczki,...- prawie podskoczyłem na dźwięk głosu Lisicy tuż obok. Kiedy ona się tu znalazła? Jak? Pewnie odbiła się na swoim flecie i przeleciała nad wężami. Czarnowłosa prychnęła na dźwięk słowa „gołąbeczki"-...ale mamy ważniejsze sprawy niż gruchanie w miejscu publicznym.- znowu prychnięcie. Czy mi się tylko wydaje, czy ta złotooka naprawdę ma z tego uciechę?- A tak swoją drogą fajne wdzianka. - rzuciła na odchodnym. Cała nasza trójka, przygotowała się do ataku.
- Teraz to on będzie tańczył, jak mu zagramy!
CDN
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro