Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwunasty

Musiałam przyznać, że Biedronka i Kot wyglądali w tych nowych kostiumach jeszcze lepiej niż wcześniej. Dotąd myślałam, że to nie możliwe. Gdybym nadal prowadziła Biedrobloga, którego zmuszona byłam zawiesić z powodu obowiązków super bohaterki zaraz zaczęłabym szukać dziewczyny z kruczoczarnymi włosami i czerwonymi końcówkami oraz blondyna z czarnymi. Chociaż nie jestem pewna, czy nie stają się takie tylko od transformacji do transformacji.

Jednak zanim zdążyłam przemyśleć tę sprawę Kot dał sygnał do ataku. Całą trójką wyruszyliśmy w tym samym momencie. Kobry rzuciły się w naszym kierunku, skutecznie blokując drogę do swojego władcy. Natychmiast cofnęliśmy się, zaskoczeni ich błyskawicznymi ruchami. Chłopak próbował odsunąć je na bok  kicikijem, jednak jeden z węży oplótł się wokół przedmiotu i zaczął pełznąć w kierunku bohatera. Ten ostatni natychmiast go strząsnął wydając dźwięki obrzydzenia.

-Kicia, jakie masz moce w tych kapsułkach?- zapytała go Biedronka, nieustannie wpatrzona w gady, by nie dać się zaskoczyć jeśli nagle na nas skoczą (o ile węże mogą skakać).

-Wiem tyle co ty, My Lady.

-A weź spróbuj którąś rzucić. - zwierzęta zaczęły niebezpiecznie zbliżać się w naszym kierunku ostrzegawczo sycząc, a my wycofywaliśmy kroki. Zaczynało się robić groźnie.

-Nie jestem pewien czy to najlepszy pomysł.

- A co z batem?- zapytałam- I tymi twoimi gadżetami?- spojrzałam pytająco na nastolatkę.

-Nie wiem do czego służy berło, a pereł mogę użyć tylko w ostateczności.

-No to jesteśmy w kropce.- zażartował Czarny.

-Nie wygłupiaj się teraz!- zbeształa go partnerka, ale wydawał się tym nie przejmować. Wlepiał w nią tylko maślane oczy, spijając z ust każde słowo. Jak nasza obrończyni mogła być tak ślepa i nie zauważyć jak bardzo on ją kocha?! Zupełnie jak Adrien i Marinett...

-A w ogóle to gdzie Pszczoła?- zainteresowałam się. Kobry zapędziły nas już prawie pod samą ścianę.

-Nie wiem! Kogo to teraz obchodzi?! Mamy większe problemy!- najwyraźniej niebieskooka denerwowała się najbardziej z nas wszystkich. Chyba zawsze czuła się odpowiedzialna za innych, instynktownie obejmowała przywództwo, a wszyscy się temu poddawali. Jak ja. A zawsze sądziłam, że jestem typem dominującym. Ale w sumie mam tę fuchę niedługo, nie ma co się spodziewać prędkiego awansu. Co innego oni, w końcu są już doświadczeni. Rok zwalczania złoczyńców to szmat czasu.

-Kocie! Mam pomysł!

-Jaki?

-Na trzy masz złapać w talii...

-Z największą przyjemnością!- puścił w jej kierunku oczko. Wywróciła oczami.

-...a ty, Lisico unieś się na flecie jak najwyżej,  z dala od nich.- pokazała ręką na sufit. Dostrzegłam, że jej  paznokcie zostały pomalowane na czerwono. Za sprawą transformacji czy dłoni właścicielki?

-Przyjęłam.- odpowiedziałam idolce.

-Okej. Raz...- węże znajdowały się metr od nas-...dwa...- pół metra-...trzy!-kiedy prawie dotknęły moich stóp pojechałam do góry, z łatwością utrzymując równowagę na długiej tyczce z drewna, co bez mocy jaką dało mi Miraculum byłoby niewykonalne. W tym samym momencie blondyn objął koleżankę, która zarzuciła jo-jo - oboje poszybowali w kierunku Zaklinacza Kobr. Nastolatek w ciemnym kostiumie kopnął mężczyznę, kiedy nad nim przelatywali. Złoczyńca spadł z ławki na ziemię, z głośnym łoskotem,  tym samym przestając grać. Zwierzątka zamarły, jakby zdjęto  z nich zaklęcie. Wykorzystałam tę szansę i wymijając zdezorientowane istoty dotarłam do przyjaciół, stojących na podłodze po drugiej stronie sali.

-Co teraz?- zapytałam. Widziałam jak sługa Władcy Ciem podnosi się. Wiedziałam, że zaraz znów zacznie swoją piosenkę, a my zostaniemy narażeni na zetknięcie z zabójczym jadem. To niezbyt zachęcająca perspektywa, zwłaszcza, że to dopiero moja druga akcja.

-Nie dostaniemy się do niego, póki ma soje pupilki.- zauważył super bohater.

-Może spróbujcie tych nowych super mocy? I tak będziecie musieli z nich kiedyś skorzystać. - zauważyłam. Spojrzeli na siebie i zamarli tak na chwilę, jakby dyskutowali o czymś w milczeniu. Rozumieli się bez słów, bez gestów. Oh, są po prostu stworzeni dla siebie! Szkoda, że ja i Nino tak nie umiemy... Kocham mojego chłopaka i w ogóle, ale ten ciemnoskóry jakoś nie jest bardzo romantyczny. Mimo to i tak nie zamieniłabym go na nikogo innego!

-Dobrze.- odezwali się po chwili, w tym samym momencie. Aż podskoczyłam na dźwięk ich słów, zatopiona w problemach uczuciowych. 

-Panie przodem.- ukłonił się Czarny Kot, robiąc ręką ruch w kierunku pełzającego do nas "wojska". Tak, zaklinacz już zaczął grać. Brunetka tylko skinęła głową i skierowała berło we wskazanym przez niego kierunku. Nic się nie stało.

-Może trzeba powiedzieć jakąś formułkę?- zgadywałam.

-Tikki nic o tym nie wspominała. Może zapomniała? Chwila... Działaj! Biedronka! Już! Dalej! Teraz!

-To bez sensu.- zauważył sceptycznie jej kolega.

-Eh, nie wiem. A może...MIRACULOUS!- krzyknęła na całe gardło, a z jej nowej broni wyleciała mała drobinka światła, jakby świetlik. Pomknęła w kierunku wroga, a my patrzyliśmy na nią jak urzeczeni, ciekawi co zrobi. Osiadła na podłodze, gdzieś po środku stada węży i po chwili BUM! Wybuch czerwonego dymu, który skutecznie zasłonił nam widok na zwierzęta.

-To bomby dymne!- ucieszył się podekscytowany zielonooki, lekko podskakując w miejscu, jak małe dziecko. Mieliśmy nadzieję, że zasłonięcie obrazu skutecznie zdekoncentruje syczące istoty, jednak pomyliliśmy się. Kiedy pył opadł wydawały się tylko bardziej wkurzone i popędziły w naszym kierunku jeszcze szybciej.

-Kocie, nic już nie mam! Teraz twoja kolej!- ponagliła partnera nastolatka.

-To może zacznijmy od bata. Aż mnie ręka świerzbi, by go użyć. - wyciągnął zza pasa broń. Trzasnął nim raz, chcąc oswoić się po czym skierował go ku gadom. Lina oplotła się wokół kilku z nich, jednak natychmiast wyślizgnęły się  z ciasnego uścisku i jak gdyby nigdy nic nadal próbowały nas dopaść.

-Nie, nie to.- stwierdził oczywistość chłopak. Oderwał jedną z kapsułek po czym zaczął jej się przyglądać z zaciekawieniem ze wszystkich stron.

-Nie mamy na to czasu!- zbeształa kolegę koleżanka w czerwonej sukience. Nawet by mnie rozbawiła ta scena, gdyby nie jadowite węże grożące mojemu życiu.

-No już, już!- Czarny zamachnął się i rzucił w kierunku przeciwników. Pigułka wybuchła przy zetknięci z twardą posadzką, a na boki rozpłynęła się jakaś maź, przypominająca ropę. Po raz kolejny na wrogich Kobrach nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Mieliśmy mało czasu i zero pomysłów.

-Przydałaby się tu teraz Pszczoła...- mruknęłam.

-Ktoś mnie wzywał?!

CDN

No, jeszcze tylko jeden rozdział przed nami,  a potem epilog. No i kolejna część, tym razem  w Szanghaju, cieszycie się? Wiem, że nie wstawiam rozdziałów za często, ale piszę jednocześnie drugie opowiadanie, też o Miraculum: Przeklęte ametysty. Jeśli chcecie to przeczytajcie, jestem pewna, że bardzo się wam spodoba, może nawet bardziej niż to. Do zobaczenia!




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro