Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział ósmy

Rozwaliłem się na różowym fotelu, z nogami oraz plecami opartymi na podłokietnikach. Od dobrej godziny bazgrałem coś w szkicowniku, ale nie mogłem się skupić. Zbyt wiele zmartwień zaprzątało moją głowę, więc ołówek krzywo sunął po papierze. Chyba więcej ścierałem niż rysowałem. Co tu dużo mówić, nie mogłem przestać sobie wyobrażać co teraz dzieje się z Chloe. To jej pierwsza misja i to na dodatek z nadal skręconą nogą, kto wie jak to się skończy? Przecież Biedronka i Kot mogą wcale tam nie dotrzeć, a wtedy po niej! Nawet nie chciałem o tym myśleć. To było zbyt okrutne. Zwłaszcza po maratonie filmów kryminalnych.

Kiedy tylko usłyszałem cichutkie brzęczenie poderwałem się jak oparzony, a przyrządy do rysowania oraz kartki spadły na podłogę. Normalnie podniósłbym je wręcz z czcią oraz niepospolitą delikatnością, ale teraz popędziłem na balkon, zupełnie o tym nie myśląc. Praktycznie zawisłem na balustradzie balkonu, chcąc dojrzeć żółto-czarny punkcik w oddali, który zbliżał się w zastraszającym tempie. Po kilku ciągnących się w nieskończoność minutach Chloe unosiła się już obok mnie, kilka centymetrów nad podłogą. Obszedłem ją dookoła, chcąc sprawdzić, czy jest cała i zdrowa. Wodziła za mną zdziwionym wzrokiem, wykręcając głowę. Odetchnąłem z ulgą, kiedy upewniłem się, że nic jej nie jest.Poza zniszczoną fryzurą. Aż dziw, że nad nią nie biadoli, jak to miała w zwyczaju.

-Co się tak gapisz?- warknęła przez zęby. Nie zdążyłem odpowiedzieć, ponieważ przerwał mi rozbłysk światła poprzedzony cichym „bip, bip!" grzebyka. Po sekundzie dziewczyna stała, a raczej chwiała się na nogach i machała szaleńczo rękami, próbując zachować równowagę. Boląca noga nie bardzo poprawiała sprawę. Natychmiast objąłem ją w talii, a ona oparła się o moje ramię.

-Dzięki.- powiedziała cicho, chyba mając nadzieję, że nie usłyszę. Odwróciłem głowę, by nie zauważyła mojego szerokiego uśmiechu.Czasem naprawdę potrafiła być słodka, jeśli tylko chciała. A to, niestety, zdarzało się rzadko.

-Ale ty jesteś ślepa. Przecież widać  na pierwszy rzut oka, że popełniasz co do niego ogromny błąd! Ani się obejrzysz, a przeleci ci przez palce, niczym piasek...- marudziła Momo. Do dzisiaj nie wyjaśniły mi o co chodzi, a ja nie miałem zielonego pojęcia co jest tematem owych ciągłych sprzeczek. Nastolatka skwitował ten komentarz prychnięciem. Pomogłem jej dokuśtykać do najbliższego fotela. Usiadała z wyraźną ulgą, kładąc zabandażowaną nogę na pufie, którą specjalnie w tym celu kupiła kilka dni temu.

-I jak poszło? – zapytałem. Otworzyła kilka razy usta i je zamknęła, niczym ryba pod wodą, jakby chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili z tego rezygnowała. Smętnie zwiesiła głowę.

-Koszmarnie! Zrobiłam z siebie straszną ofermę! Czy ja niczego nie umiem dobrze zrobić?!- płakała.  Najnormalniej w świecie po wypowiedzeniu tych słów wybuchła głośnym płaczem, zasłaniając twarz dłońmi.  Jej ciało drgało w spazmach, oddechy stały się urywane, jakby problem stanowiło samo nabieranie powietrza, dramatyzmu dodawała rozwiana wiatrem fryzura i wygniecione ubranie. Widząc ją w takim stanie nie dało się nie współczuć i nie żałować tej blondyneczki. Nigdy wcześniej nie zauważałem jaka jest krucha, tylko podejrzewałem.   Chciałem ją jakoś pocieszyć, ale nie widziałem jak. Po krótkim namyśle pogłaskałem Bourgeois nieśmiało po zgarbionych plecach. Nie oponowała, aczkolwiek mogła tego po prostu nie zauważyć, pochłonięta swoją rozpaczą. Kwami przyglądało nam się z pewnej odległości, nie chcąc się mieszać.

-Co się stało?- zapytałem cicho. Nadal łkając opowiedziała mi w skrócie całą historię: jak nie umiała pokonać przeciwnika, ani uciec mgle bez cudzej pomocy, pomóc przy użyciu swojej specjalnej mocy, która okazała się zupełnie bezużyteczna (to jej słowa), albo chociaż zrozumieć budowy cząsteczkowej. Tym ostatnim faktem trochę mnie zaskoczyła, ponieważ była to podstawa chemii, której w szkołach uczono dwunastolatków i powtarzano każdego roku. Sam znałem ją na pamięć.  Mówiąca ani razu nie podniosła na mnie wzroku. 

-To był twój pierwszy raz, logiczne, że nie wszystko wyszło. – pocieszałem.A przynajmniej starałem się to robić, bo nic owe próby nie dały.

-Ale mi nic nie wyszło! Zawaliłam na całej linii!– zawyła niebieskooka.

-Poradziłaś sobie całkiem dobrze jak na początkującego. W porównaniu do poprzednich Pszczół...Kiedyś jedna z moich podopiecznych zemdlała na sam widok krwi jednej z ofiar Kuby Rozpruwacza, a inna chciała zatrzymać tornado krzycząc na nie! - dodała Momo. Byłem jej za to wdzięczny, W myślach zanotowałem by dać Kwami dodatkową porcję wafelków, kiedy atmosfera opadnie.

-Naprawdę?- zapytała, unosząc głowę, najwyraźniej trochę podniesiona na duchu.  W momencie gdy ujrzałem jej twarz ledwo powstrzymałem się od krzyku.  Wyglądała jak zmora i to z prawdziwego zdarzenia. Jak bohaterka horroru. Tusz do rzęs rozpłyną się pod wpływem łez, więc policzki zdobiły czarne smugi, od oczu aż do brody. Cień do powiek zupełnie się rozmazał, tak, że cała skóra wokół oczu, które swoją drogą były zapuchnięte, pod nimi i nawet na nosie miała niebieską barwę. Podkład też nie przetrwał tej batalii, dlatego widziałem zaczerwienioną twarz koleżanki w pełnej okazałości. 

Widząc moją minę córka burmistrza rzuciła mi mordercze spojrzenie, najwyraźniej myśląc, że się z niej nabijam lub parodiuję. 

-A tobie co się stało?- wysyczała. Ton miała wyniosły, głos zimny, jak lodowe szpile.

-Oj, nic. Po prostu zobaczył jak okropnie wyglądasz.- rzuciła mała, latająca istotka. Teraz z kolei obiecałem sobie, że w ogóle nie dam jej wafelków, a nawet wyrwę skrzydełka.Jak można tak w ogóle powiedzieć do cierpiącej osoby?! Trzeba nie mieć serca! - zbulwersowałem się. 

-Co?!- wrzasnęła nowa super bohaterka, wyraźnie wzburzona. Spojrzała na swoje dłonie, pobrudzone rozmazanymi  kosmetykami. Cicho jęknęła- Pomóż mi dojść do łazienki!- rozkazała twardo. Bez mrugnięcia okiem wykonałem jej rozkaz, czując, że lepiej jej się teraz nie sprzeciwiać. Zamknęła się w ubikacji i nie wychodziła przez jakiś kwadrans. Kiedy w końcu otworzyła drzwi, z zaskoczenie odebrało mi mowę.

Zmyła calutki make-up, a bez niego widziałem ją po raz pierwszy od lat. Włosy koloru truskawkowy blond rozpuściła i rozczesała, tak, że opadały łagodnymi falami na ramiona. Tak pięknej nigdy jej jeszcze nie ujrzałem, nawet jeśli nadal dostrzegało się ślady po niedawnej rozpaczy.

-Będziesz siedział z rozdziawioną gębą, aż się zestarzejesz, czy jednak udzielisz swojego ramienia, bym mogła dojść do fotela?- ironizowała, opierając się o framugę. Kiedy już oboje siedzieliśmy zapytała nieśmiało naprzeciwko siebie zapytała nieśmiało:

- Wyjaśnisz mi cząsteczkową budowę?- ależ ona jest zmienna. Jak pogoda w marcu. No i kapryśna. To nawet urocze.

CD nastąpi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro