Rozdział dwunasty
Musiałam przyznać, że Biedronka i Kot wyglądali w tych nowych kostiumach jeszcze lepiej niż wcześniej. Dotąd myślałam, że to nie możliwe. Gdybym nadal prowadziła Biedrobloga, którego zmuszona byłam zawiesić z powodu obowiązków super bohaterki zaraz zaczęłabym szukać dziewczyny z kruczoczarnymi włosami i czerwonymi końcówkami oraz blondyna z czarnymi. Chociaż nie jestem pewna, czy nie stają się takie tylko od transformacji do transformacji.
Jednak zanim zdążyłam przemyśleć tę sprawę Kot dał sygnał do ataku. Całą trójką wyruszyliśmy w tym samym momencie. Kobry rzuciły się w naszym kierunku, skutecznie blokując drogę do swojego władcy. Natychmiast cofnęliśmy się, zaskoczeni ich błyskawicznymi ruchami. Chłopak próbował odsunąć je na bok kicikijem, jednak jeden z węży oplótł się wokół przedmiotu i zaczął pełznąć w kierunku bohatera. Ten ostatni natychmiast go strząsnął wydając dźwięki obrzydzenia.
-Kicia, jakie masz moce w tych kapsułkach?- zapytała go Biedronka, nieustannie wpatrzona w gady, by nie dać się zaskoczyć jeśli nagle na nas skoczą (o ile węże mogą skakać).
-Wiem tyle co ty, My Lady.
-A weź spróbuj którąś rzucić. - zwierzęta zaczęły niebezpiecznie zbliżać się w naszym kierunku ostrzegawczo sycząc, a my wycofywaliśmy kroki. Zaczynało się robić groźnie.
-Nie jestem pewien czy to najlepszy pomysł.
- A co z batem?- zapytałam- I tymi twoimi gadżetami?- spojrzałam pytająco na nastolatkę.
-Nie wiem do czego służy berło, a pereł mogę użyć tylko w ostateczności.
-No to jesteśmy w kropce.- zażartował Czarny.
-Nie wygłupiaj się teraz!- zbeształa go partnerka, ale wydawał się tym nie przejmować. Wlepiał w nią tylko maślane oczy, spijając z ust każde słowo. Jak nasza obrończyni mogła być tak ślepa i nie zauważyć jak bardzo on ją kocha?! Zupełnie jak Adrien i Marinett...
-A w ogóle to gdzie Pszczoła?- zainteresowałam się. Kobry zapędziły nas już prawie pod samą ścianę.
-Nie wiem! Kogo to teraz obchodzi?! Mamy większe problemy!- najwyraźniej niebieskooka denerwowała się najbardziej z nas wszystkich. Chyba zawsze czuła się odpowiedzialna za innych, instynktownie obejmowała przywództwo, a wszyscy się temu poddawali. Jak ja. A zawsze sądziłam, że jestem typem dominującym. Ale w sumie mam tę fuchę niedługo, nie ma co się spodziewać prędkiego awansu. Co innego oni, w końcu są już doświadczeni. Rok zwalczania złoczyńców to szmat czasu.
-Kocie! Mam pomysł!
-Jaki?
-Na trzy masz złapać w talii...
-Z największą przyjemnością!- puścił w jej kierunku oczko. Wywróciła oczami.
-...a ty, Lisico unieś się na flecie jak najwyżej, z dala od nich.- pokazała ręką na sufit. Dostrzegłam, że jej paznokcie zostały pomalowane na czerwono. Za sprawą transformacji czy dłoni właścicielki?
-Przyjęłam.- odpowiedziałam idolce.
-Okej. Raz...- węże znajdowały się metr od nas-...dwa...- pół metra-...trzy!-kiedy prawie dotknęły moich stóp pojechałam do góry, z łatwością utrzymując równowagę na długiej tyczce z drewna, co bez mocy jaką dało mi Miraculum byłoby niewykonalne. W tym samym momencie blondyn objął koleżankę, która zarzuciła jo-jo - oboje poszybowali w kierunku Zaklinacza Kobr. Nastolatek w ciemnym kostiumie kopnął mężczyznę, kiedy nad nim przelatywali. Złoczyńca spadł z ławki na ziemię, z głośnym łoskotem, tym samym przestając grać. Zwierzątka zamarły, jakby zdjęto z nich zaklęcie. Wykorzystałam tę szansę i wymijając zdezorientowane istoty dotarłam do przyjaciół, stojących na podłodze po drugiej stronie sali.
-Co teraz?- zapytałam. Widziałam jak sługa Władcy Ciem podnosi się. Wiedziałam, że zaraz znów zacznie swoją piosenkę, a my zostaniemy narażeni na zetknięcie z zabójczym jadem. To niezbyt zachęcająca perspektywa, zwłaszcza, że to dopiero moja druga akcja.
-Nie dostaniemy się do niego, póki ma soje pupilki.- zauważył super bohater.
-Może spróbujcie tych nowych super mocy? I tak będziecie musieli z nich kiedyś skorzystać. - zauważyłam. Spojrzeli na siebie i zamarli tak na chwilę, jakby dyskutowali o czymś w milczeniu. Rozumieli się bez słów, bez gestów. Oh, są po prostu stworzeni dla siebie! Szkoda, że ja i Nino tak nie umiemy... Kocham mojego chłopaka i w ogóle, ale ten ciemnoskóry jakoś nie jest bardzo romantyczny. Mimo to i tak nie zamieniłabym go na nikogo innego!
-Dobrze.- odezwali się po chwili, w tym samym momencie. Aż podskoczyłam na dźwięk ich słów, zatopiona w problemach uczuciowych.
-Panie przodem.- ukłonił się Czarny Kot, robiąc ręką ruch w kierunku pełzającego do nas "wojska". Tak, zaklinacz już zaczął grać. Brunetka tylko skinęła głową i skierowała berło we wskazanym przez niego kierunku. Nic się nie stało.
-Może trzeba powiedzieć jakąś formułkę?- zgadywałam.
-Tikki nic o tym nie wspominała. Może zapomniała? Chwila... Działaj! Biedronka! Już! Dalej! Teraz!
-To bez sensu.- zauważył sceptycznie jej kolega.
-Eh, nie wiem. A może...MIRACULOUS!- krzyknęła na całe gardło, a z jej nowej broni wyleciała mała drobinka światła, jakby świetlik. Pomknęła w kierunku wroga, a my patrzyliśmy na nią jak urzeczeni, ciekawi co zrobi. Osiadła na podłodze, gdzieś po środku stada węży i po chwili BUM! Wybuch czerwonego dymu, który skutecznie zasłonił nam widok na zwierzęta.
-To bomby dymne!- ucieszył się podekscytowany zielonooki, lekko podskakując w miejscu, jak małe dziecko. Mieliśmy nadzieję, że zasłonięcie obrazu skutecznie zdekoncentruje syczące istoty, jednak pomyliliśmy się. Kiedy pył opadł wydawały się tylko bardziej wkurzone i popędziły w naszym kierunku jeszcze szybciej.
-Kocie, nic już nie mam! Teraz twoja kolej!- ponagliła partnera nastolatka.
-To może zacznijmy od bata. Aż mnie ręka świerzbi, by go użyć. - wyciągnął zza pasa broń. Trzasnął nim raz, chcąc oswoić się po czym skierował go ku gadom. Lina oplotła się wokół kilku z nich, jednak natychmiast wyślizgnęły się z ciasnego uścisku i jak gdyby nigdy nic nadal próbowały nas dopaść.
-Nie, nie to.- stwierdził oczywistość chłopak. Oderwał jedną z kapsułek po czym zaczął jej się przyglądać z zaciekawieniem ze wszystkich stron.
-Nie mamy na to czasu!- zbeształa kolegę koleżanka w czerwonej sukience. Nawet by mnie rozbawiła ta scena, gdyby nie jadowite węże grożące mojemu życiu.
-No już, już!- Czarny zamachnął się i rzucił w kierunku przeciwników. Pigułka wybuchła przy zetknięci z twardą posadzką, a na boki rozpłynęła się jakaś maź, przypominająca ropę. Po raz kolejny na wrogich Kobrach nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Mieliśmy mało czasu i zero pomysłów.
-Przydałaby się tu teraz Pszczoła...- mruknęłam.
-Ktoś mnie wzywał?!
CDN
No, jeszcze tylko jeden rozdział przed nami, a potem epilog. No i kolejna część, tym razem w Szanghaju, cieszycie się? Wiem, że nie wstawiam rozdziałów za często, ale piszę jednocześnie drugie opowiadanie, też o Miraculum: Przeklęte ametysty. Jeśli chcecie to przeczytajcie, jestem pewna, że bardzo się wam spodoba, może nawet bardziej niż to. Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro