II
Perspektywa Marinette
Biegłam ile sił w nogach. Krzyki przerażonych ludzi i trzęsąca się ziemia coraz bardziej motywowały mnie do działania. Wbiegłam w pustą aleje, a z mojej torebeczki wyleciała Tikki.
-Nie ma czasu do stracenia!
-Uważaj na siebie Mari - kwami lekko uśmiechnęła się do mnie.
-Tikki, kropkuj!
Po wypowiedzeniu tych słów moje ubrania przykrył strój pokryty krokami. Na mojej twarzy pojawiła się maska, która sprawiała że znikała Marinette, a pojawiała się niezwykła Biedronka.
Miasto pogrążone w chaosie potrzebowało mojej pomocy. Naszej pomocy.
-Myślałem że już nie przyjdziesz, moja pani. - usłyszałam głos za sobą.
-Nie mogłabym zawiść mieszkańców Paryża. Co tym razem? - zapytałam rozglądając się.
-Wydaje mi się że źródłem tego całego trzęsienia ziemi jest bicie mego serca. Bije ono dla ciebie księżniczko.
-Oh Kocie, pytam powa-
Przerwał mi pocisk wystrzelony prosto w naszą stronę. CzarnyKot szybko pchnął mnie na ziemię i sam zwinnie unikał pocisków. Niczym prawdziwy kot.
Rozejrzałam się i moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna ubrany na czarno. W ręku trzymał młot którym od czasu do czasu uderzał w ziemię. Spojrzałam na kota, on na mnie, i od razu wiedzieliśmy co robić. Oboje zaczęliśmy biec przed siebie, wprost na niego.
Mężczyzna uśmiechnął się tylko i uderzył młotem, tworząc fale która odepchnęła nas do tyłu.
-Oddajcie mi wasze Miracula! A oszczędze całe miasto! Jeśli tego nie zrobicie, w ciągu kilku minut, wieża Eiffla runie na miasto! A wtedy nie będziecie mieli co zbierać! - zaśmiał się złowieszczo.
Rozejrzałam się. Stanęła prosto i westchnęłam.
-Zgoda. Oddany ci nasze Miracula
-Co?-spytal zdziwiony kot. Nadal trzymał poze bojową.
-Właśnie to co słyszysz - uśmiechłam się - Przecież chciałeś wiedzieć kim jestem, prawda? No to teraz się dowiesz~
Podeszłam do niego i go przytuliłam. Wyszeptałam mu na ucho mój plan. Spojrzałam na niego porozumiewawczo i zaczęliśmy iść w stronę wroga, udając że ściągamy nasze skarby. Oboje wyciągnęliśmy zacisniete pięści udając że są tam nasze Miracula. Mężczyzna odłożył młot i wyciągnął ręce w nasza stronę.
-Teraz kocie! - dałam mu znak.
Po chwili nasz wróg zwija się z bólu na ziemi.
-Kotaklizm!
Po chwili jego broń była zniszczona.
-Koniec twoich rządów mała Akumo.
Po chwili Akuma była złapała.
-Pa Pa miły motylku.
Po chwili śnieżno biały motyl był wolny…
-Niezwykła biedronka!
… podobnie jak miasto.
-Zaliczone!
Przybiłam żółwika dając znak o skończonej robocie razem z kotem.
-Czyli mówisz że to nasza tysięczna akcja? - zapytałam.
-Dokładnie, kropeczko - uśmiechnął się kot - więc może dasz się zaprosić na lody? ~
Moje Miraculum zapikalo.
-Chętnie kocie, ale nie teraz. Niedługo się przeminie.
Jego również dało o sobie znać.
-Podobnie jak ty.
Westchnął cicho.
-Rozumiem…
-Ale może spotkamy się dzisiaj w parku? O 20?
Mojemu towarzyszowi od razu zrobiło się weselej, a ja się uśmiechnęłam.
-Będę czekać, My Lady ~
Ukłonił się i odszedł skacząc po dachach. Westchnęłam cicho i również udałam się w stronę domu. Kiedy byłam już w pokoju, ponownie przemieniłam się w tą zwykła, nieśmiałą i strachliwą Marinette. Przede Mną pojawiła się Tikki, a ja bez słowa dałam jej ciasteczko.
-Dziękuję! - zabrała je i zaczęła jeść.
-Należy Ci się.
-Nam się należy, Marinette.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro