rozdział 3
Léa i Marrinette siedziały u tej drugiej w pokoju i rozmawiały. Żadna z nich nie wiedziała, że druga była bohaterką i trochę ciężko było im to zrozumieć. Obie w końcu narażały swoje własne życie dla innych.
- Czyli mówisz, że masz partnera? Jak mu tam? Czarny kot?
- Tak. - przytaknęła Marrinette, bawiąc się rogiem poduszki, którą trzymała na kolanach. Dziewczyna uniosła wzrok do góry, by spojrzeć na twarz swojej kuzynki. - A ty działasz sama, tak? - spytała dla upewnienia.
- Nie inaczej. - odparła Léa zgodnie z prawdą, poprawiając swoje ułożenie. - We Włoszech nie ma za wielu bohaterów, jeśli wogóle. Jestem sama, prawdopodobnie. - wyjaśniła pokrótce, wzruszając ramionami.
Zapanowała chwila ciszy, obie nastolatki spojrzały na swoje kwami. Froll i Tikki rozmawiali ze sobą zawzięcie, nie zwracając na nic uwagi.
- Jaką ogólnie masz moc? - wypaliła nagle Marrinette. Léa odruchowo na nią spojrzała, po czym uśmiechnęła się delikatnie. Odwróciła się na moment, by spojrzeć na Frolla, ale prędko wróciła wzrokiem do swojej kuzynki.
- Moc tropienia. Mam wyostrzone zmysły, bardzo przydatne, czy przestępca się ukrywa. - wyjaśniła białowłosa, odrzucając swoje włosy na plecy, aby jej nie przeszkadzały.
- Wow. Musimy kiedyś razem iść na misję.
- No musimy. - przytaknęła starsza, uśmiechając się szeroko. Chciała zobaczyć, jak jej młodsza kuzynka walczy z przestępcami i używa mocy biedronki. Była ciekawa, jak robią to inni superbohaterowie.
- Chcesz coś? Zaraz powinien być obiad. - odezwała się ponownie Marrinette, wskazując kciukiem na drzwi. Léa złapała się za brzuch, czując już głód.
- Chętnie. Nie jadłam od rana. - przyznała, w tym samym momencie, gdy zaburczało jej w brzuchu.
- Marrinette! Léa! Obiad!
Dziewczyny spojrzały na siebie znacząco, słysząc głos z dolnego piętra. Niemal od razu wybuchły śmiechem, po czym udały się do kuchni.
~*~
- Wychodzę! Nie wiem, kiedy wrócę! - zawołała Léa kilka godzin później, stojąc przy drzwiach od piekarni. Chwytała już za klamkę, gdy usłyszała za sobą głos swojego wujka.
- Poczekaj! - powiedział za nią, tym samym zatrzymując ją. Nastolatka zatrzymała się, odwracając do mężczyzny. - Masz tu rogalika. Dopiero upieczony, uważaj. - dodał, podając jej niewielkie pudełko z rogalikiem w środku. Dziewczyna wzięła je ostrożnie, by się nie poparzyć. Do nozdrzy dotarł piękny zapach, na co uśmiechnęła się pod nosem.
- Dziękuję, wujku. Napewno jest pyszny. Jak wszystko z resztą. - odezwała się, przytulając szybko Toma. - Wrócę przed dwudziestą drugą. - zadeklarowała i, nie dając mężczyźnie nic odpowiedzieć, wyszła z budynku, podążając w tylko sobie znaną stronę.
Tom jedynie pokiwał głową i wrócił z uśmiechem do kuchni.
Kiedy Léa zniknęła za zakrętem, gdzie nie kręcili się żadni paryżanie, z jej kieszeni wyskoczył Froll, usadawiając się na ramieniu dziewczyny.
- Daj trochę.
Nastolatka, bez żadnego oporu, ułamała kawałek rogalika i podała go stworzonku, który od razu zaczął go konsumować.
- A dziękuję żadne. - prychnęła, nie słysząc żadnego podziękowania. Spojrzała w bok, ale Froll nawet nie zareagował, skupiając się tylko i wyłącznie na kawałku rogalika. Ona sama ugryzła kawałek. - Miły jesteś, naprawdę. - stwierdziła, kiwając do siebie głową. Kwami spojrzało przed siebie, po czym nagle schowało się do kieszeni bluzy nastolatki, kompletnie ją tym zaskakując. - Co ty robisz? Ej!
Froll wychylił głowę i spojrzał na nią.
- Odwróć się.
Léa nie zdążyła nawet nic powiedzieć, gdy usłyszała za sobą tak dobrze znany jej głos.
- Ciao bello. Che ci fai qui da solo?
- Czego ode mnie chcesz, Martin? - spytała, odwracając się do osiemnastolatka przodem. Założyła ręce na piersi, przyglądając się jego przystojnej twarzy.
Martin był dość wysokim, przystojnym, dobrze zbudowanym Włochem. Miał krótko ścięte, czarne włosy oraz ciemne oczy, patrzące na Léę z nieodgadnionym dla niej błyskiem. Na sobie miał czarną, opinającą jego mięśnie koszulkę, a także obcisłe ciemne spodnie. Na nogach znajdowały się białe adidasy, a oczu schowane były za szkłami okularów przeciwsłonecznych. Ramię Martina zdobił sporej wielkości tatuaż tygrysa.
- Tęskniłem za tobą, skarbie. - powiedział spokojnie chłopak, zakładając kosmyk włosów dziewczyny za ucho. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, ale nie dała tego po sobie poznać. - Tak dawno nie pisałaś. - dodał z wyraźnym smutkiem, patrząc w szare oczy Léi.
- Odczep się ode mnie raz, a dobrze. Mówiłam, że to koniec, czego nie rozumiesz? - warknęła białowłosa, odsuwając się od nastolatka o krok. Już od dawna wzbudzał w niej złość i nie mogła nic na to poradzić.
- Co tak agresywnie, piccola? Trochę szacunku.
- Do ciebie? Nigdy. - prychnęła, odrzucając swoje białe włosy na plecy. - Jesteś zwykłym zoppo. Żałuję, że kiedykolwiek cię poznałam. - dodała, po czym splunęła pod nogi Martina, który nawet się tym nie przejął. Zamiast tego, uśmiechnął się cwanie.
- Kiedyś mówiłaś, co innego. Krzyczałaś moje imię. Pragnęłaś mnie, jak nikogo innego.
Dziewczyna zagotowała się od środka i zamknęła oczy, by nie wybuchnąć. Miała wielką ochotę udusić Włocha gołymi rękami.
Niespodziewanie Martin przyciągnął ją do siebie jednym zwinnym ruchem i objął ją ramionami. Léa czuła jego ciepły oddech na skórze, który ją drażnił. Prędko wyswobodziła się z uścisku chłopaka, po czym uderzyła go z liścia w twarz.
- NIGDY. WIĘCEJ. SIĘ. DO. MNIE. NIE. ZBLIŻAJ! - wycedziła przez zaciśnięte zęby, czując, jak jej ręce drżą, a serce wali w piersi, jak oszalałe. Oddychała ciężko, patrząc na swojego byłego chłopaka z nienawiścią.
Nagle koło ów dwójki zjawił się pewien nastolatek. Był to dość wysoki chłopak o czarnych włosach z niebieskimi końcówkami. Jego oczy, podobnie, jak końcówki włosów, miały niebieską barwę. Na sobie miał białą koszulkę z logiem Jaggeda poszarpaną u dołu, na którą narzuconą miał jeansową kurtkę z kapturem. Na nogach miał czarne spodnie z przetarciami na kolanach i czarne trampki z kolorowymi wzorami. Jego uszy zdobiły czarne kolczyki, a prawą rękę brązowa, skórzana bransoletka oraz dwie mniejsze: pomarańczowa i żółta, zaś na wskazującym palcu lewej ręki miał gruby, srebrny pierścień. Paznokcie chłopaka były pomalowane na czarno.
- Cześć, skarbie. - odezwał się Luka, obejmując zaskoczoną dziewczynę ramieniem. Nachylił się do jej ucha, nieświadomie powodując u niej przyjemne dreszcze. - Udawaj. - wyszeptał, po czym odsunął się nieznacznie od jej twarzy. Choć wciąż nieco skołowana, przytaknęła delikatnym skinieniem głowy. - Nie przedstawisz mnie swojemu koledze? - zapytał już głośniej, patrząc na zdezorientowanego Martina.
- Martin.
- Luka.
Obaj uścisnęli sobie dłonie, mierząc się spojrzeniem. Ciemnooki niemal nie zmiażdżył niebieskookiemu palców.
- Miło poznać nowego fagasa swojej byłej. - powiedział z wrednym uśmiechem, przyglądając się zarówno Léi, jak i Luce. Białowłosa nie potrafiła już dłużej wytrzymać. W jej żyłach płynęła jedynie wściekłość.
- Zitto finalmente, Martin. - warknęła, popychając go dłonią w tył. Martin tylko zaśmiał się z jej reakcji, doprowadzając ją jeszcze bardziej do szału. - Chodź, nie będziemy z nim dłużej gadać. - powiedziała do Luki, łapiąc go za nadgarstek. Oboje zaczęli odchodzić, nie odwracając się nawet za siebie.
- Jeszcze się spotkamy, bellissimo.
Wkrótce nastolatkowie zniknęli z pola widzenia Martina, który uśmiechnął się do siebie dumnie i odszedł. W tym samym czasie Léa zatrzymała się za pobliskim zakrętem i oparła plecami o murek, łapiąc się za czoło. Miała sobie za złe, że znów dała się sprowokować.
- Dzięki. Jesteś wielki. - mruknęła po chwili, spoglądając na chłopaka przed sobą. Była mu niezwykle wdzięczna, że się tam pojawił.
- Do usług. - odpowiedział jej z uśmiechem, siadając koło niej na ziemi. Léa odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o mur. Musiała ochłonąć. - Jeśli można wiedzieć... Po jakim języku mówiliście te niektóre słowa? - spytał zaciekawiony, spoglądając na nią kątem oka.
- Po włosku. Bo widzisz, on jest Włochem, ja po części też. - wyjaśniła dziewczyna, wdychając ciężko. Zaczęła bawić się skrawkiem swojej czarnej bluzy.
- To fajnie. - skomentował z uśmiechem. - Luka, ale to już wiesz. - zaśmiał się cicho, wyciągając w stronę dziewczyny swoją dłoń.
- Ładne imię, Luka. - stwierdziła, posyłając w jego kierunku swój uroczy uśmiech, co natychmiast odwzajemnił. - Léa, miło poznać. - przedstawiła się, ściskając dłoń niebieskookiego.
- Ciebie też.
- Przepraszam wogóle za niego. Jest agresywny i porywaczy. - odezwała się Léa, spuszczając nieco głowę w dół. Było jej wstyd za Martina i za jego zachowanie. Doskonale go znała i wiedziała, jaki był.
- Nic nie szkodzi, naprawdę. - zapewnił Luka, patrząc na nastolatkę. Ta jednak nie raczyła obdarzyć go spojrzeniem. Choć dziękowała mu, że ją w pewien sposób uchronił przed kolejną kłótnią z byłym chłopakiem, to jednak obwiniała się, że mógł zrobić mu krzywdę. A ona nie chciała nikogo narażać. - Ważne, że tobie nic nie jest. - dodał, a Léa niemal od razu na niego spojrzała. Jej szare tęczówki skanowały twarz chłopaka.
- Nic by mi nie zrobił, serio. Co najwyżej, doprowadził do szału samymi swoimi słowami. - powiedziała z niezbyt wesołym śmiechem.
Oboje zamilkli na moment, wsłuchując się w dźwięki tętniącego życiem miasta.
- Jak ty go poznałaś?
- Ciekawski jesteś. - zaśmiała się białowłosa, przenosząc swój wzrok na chłopaka. Ten tylko się uśmiechnął. - To długa historia. - westchnęła, wstając na równe nogi. Otrzepała się z ziemi, w tym samym czasie, gdy Luka stanął koło niej, nie przestając się uśmiechać.
- Ja mam czas.
Nastolatka nie odpowiedziała, ale zrobiło jej się miło na sercu, że ktoś obcy chciał się o niej czegoś dowiedzieć. A ona nie zamierzała odmawiać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro