25/12/17
Kim Jongdae
- Przepraszam za wczoraj. - Rzuciła Seohyun wchodząc do naszego pokoju. Jej rodzice mieszkali wyjątkowo blisko nas, ale i tak chciała, abyśmy zostali na noc. Nie lubiłem tu przebywać. Jej ojciec za mną nie przepadał i cały czas mówił, że złamię jej serce. Nie ufał mi, ale sądziłem, że ma powód. Seohyun była jego najstarszym dzieckiem i jedyną córką. Chciał, żeby dobrze wyszła za mąż i miała gromadkę ślicznych dzieci.
- W porządku, to moja wina. - Odparłem. Po wczorajszej informacji o pierścionku dziewczyna nie odezwała się do mnie przez resztę wieczoru. Moi rodzice chyba wyczuli atmosferę miedzy nami, ale dodatkowo ją wzmogli pytając o Minseok'a. Wiedzieli co nas z nim łączy i prawdopodobnie to powodowało ich niechęć do Kim'a. Wiedziałem, że pokochaliby go, gdyby był nie było Seohyun, która dawała im nadzieję na wnuki.
Brakowało mi też rodzeństwa. Miałem dwie siostry i dwóch braci, ale na kolacji byli tylko moi rodzice.
Oni byli zupełnie inni. Kochali Minseok'a i nienawidzili Seohyun.
Najbardziej jednak odczuwałem brak Minseok'a. Cały czas zastanawiałem się czy jest w jakimś ciepłym i bezpiecznym miejscu. Miałem nadzieję, że pojechał do rodziców. Mieszkali daleko, raz nawet go tam zawiozłem, ale nie odważyłem się ich poznać. Bałem się tego, że będą nas oceniać.
W pewnej chwili telefon leżący na biurku zaczął dzwonić, a ja natychmiast zerwałem się z materaca.
Kobieta mruknęła coś pod nosem i wyszła.
Podniosłem urządzenie i nie mogłem ukryć rozczarowania, kiedy na ekranie zauważyłem imię Park'a.
- Słucham? - Rzuciłem spodziewając się życzeń świątecznych. Słyszałem wiatr, dlatego podejrzewałem, że stoi w oknie lub na zewnątrz.
- Dzień dobry. - Rzucił delikatny głos, w którym bez problemu mogłem wyczuć ogromną złość. Z całą pewnością nie należał do Chanyeol'a. - Mówi Baekhyun. - Dodał, a ja od razu przypomniałem sobie drobnego chłopaka, który jakiś czas temu zaopiekował się moim partnerem i zadzwonił, abym po niego przyjechał, kiedy był zbyt chory, aby pracować.
Nie wiedziałem o nim wiele. Minseok mówił, że niedawno go poznał oraz, że są przyjaciółmi. Nic więcej.
- Rozmawiałem właśnie z Minseok'iem. - Dodał powoli, a ja natychmiast się wyprostowałem, czekając na jego kolejne słowa.
- Gdzie jest? Wszystko u niego a porządku?
- Jest u rodziców i wszystko, poza załamanym sercem, jest w porządku. Prosił, żebym kazał ci nie pisać i przestać dzwonić, ponieważ nie zamierza nigdy więcej z tobą rozmawiać. - Powiedział, a ja poczułem, jak moje serce zamiera, aby po chwili rozpocząć szaleńczy bieg. Powoli usiadłem na łóżku i spojrzałem w pusty, biały sufit, jakby szukając ratunku. - Przysięgam, że jeśli znowu spróbujesz się z nim skontaktować to pożałujesz. - Rzucił chłodno. W normalnej sytuacji bym go wyśmiał, ponieważ wiedziałem, że ze swoim wyglądem szczeniaka i delikatnym usposobieniem nie zrobiłby mi krzywdy. Z drugiej strony pomyślałem jednak, że już teraz na nią zasługiwałem.
- Nie zostawię go. - Powiedziałem stanowczo. Mężczyzna chyba był zaskoczony. Zastanawiałem się co takiego powiedział mu Kim, ale byłem pewny, że nie przedstawił mnie w dobrym świetle.
- Już zdecydowałeś.
- Nawet o tym nie rozmawialiśmy! - Podniosłem głos. Słyszałem drżące westchnięcie, które musiało być spowodowane zimnem. Teraz byłem pewny, że wyszedł z telefonem Chanyeol'a.
- Nie będziesz miał już szansy. Za długo zwlekałeś.
- Chcę się z nim spotkać. Powiedz, żeby odebrał telefon.
- Po co? - Zapytał, a ja wstrzymałem oddech. - Chcesz mu powiedzieć prosto w twarz, że ma odejść, że wybrałeś tę dziewczynę? Nie zbliżaj się do niego. Nie pozwolę, żebyś jeszcze bardziej go zranił.
- To mój chłopak.
- Już nie.
- Posłuchaj, Baekhyun. Ja naprawdę nie chciałem go skrzywdzić. Nie mówił, że chce odejść, ani, że nie czuję się dobrze w naszej relacji.
- Kto by się czuł? Wiedziałeś, że jest w tobie zakochany!
- Ale Seohyun też!
- Więc musisz wybrać. W obecnej sytuacji nikt nie będzie szczęśliwy.
- Nie możecie oczekiwać ode mnie wyboru, między dwoma osobami, które kocham.
- W porządku. Jedna z nich sama go podjęła. - Oznajmił, a ja westchnąłem kierując wzrok na swoje kolana. Miał rację. Raniłem Seohyun i Minseok'a.
Słyszałem zmartwiony głos w tle. Prawdopodobnie Chanyeol znalazł swojego znajomego. - Po prostu o nim zapomnij.
- Nie umiem.
- Więc rozstań się z Seohyun. - Rzucił, a ja powoli zaczynałem rozumieć, że naprawdę muszę zdecydować. Nie chciałem tego robić. Gdy byliśmy w trójkę wszystko zdawało się idealne. Nie chciałem ich ranić.
Chciałem, żeby ułożyli sobie życie, jakiego pragną, a żaden z nich nie chciał relacji, w którą zostali przeze mnie wplątani.
- Baekkie, szukałem cię. - Usłyszałem głos bliżej, tym razem byłem pewny, że należy do przyjaciela mojego chłopaka. Zmartwienie w jego głosie oraz zdrobnienie zdawały mi się podejrzane, a przez myśl mi przeszło, że być może będę na dłużej skazany na Baekhyun'a. - Jesteś cały zmarźnięty.
- Złożyłem Jongdae życzenia.
- Naprawdę? - Zapytał blisko urządzenia. Słyszałem jak odbiera swój telefon. - Wesołych świąt, Jongdae. Jesteś z Minseok'iem? Złóż mu ode mnie życzenia, dobrze?
- Pewnie. Wesołych. - Mruknęłem zaskoczony. Byłem pewny, że Park jest całkowicie wtajemniczony w sytuację między nami. Zastanawiałem się, kiedy Baekhyun stał się dla Kim'a na tyle ważny, aby to jemu się wyżalić.
Chwilę później się rozłączyli, a ja westchnąłem i upadłem plecami na chłodny materac. Minseok na pewno by na niego narzekał, ponieważ szybko marzł. Nie lubił chłodu.
- Chodź na obiad. - Rzuciła Seohyun wchodząc do pomieszczenia.
- Nie jestem głodny.
- To niegrzeczne. Mama się napracowała. - Westchnęła siadając obok. Jej mina mieszała się ze złością i zainteresowaniem. - Co się stało? - Wzruszyłem ramionami i powoli przeniosłem na nią swój wzrok. Było w jej postawie coś zimnego i oschłego, mimo, że zawsze starała się być w oczach innych osób uroczą. Miała już makijaż. Jej powieki ładnie się mieniły, a usta miały głębszy odcień niż zwykle.
Mimowolnie zacząłem porównywać ją do Minseok'a, który prawdopodobnie właśnie wypłakiwał sobie oczy. Byli zupełnie inni z wyglądu i charakteru. Być może to sprawiało, że potrzebowałem ich obojga przy sobie, aby czuć się dobrze.
- Nie chce jeszcze ślubu. - Rzuciłem, a ona warknęła cicho i palcami rozwiała swoją perfekcyjnie ułożoną grzywkę.
- Poczekamy z planowaniem do czerwca, w porządku? To dużo czasu. Przekonasz się do tego.
- Nie chcę tracić Minseok'a. - Powiedziałem szczerze, obserwując jej reakcje. Nie zdawała się być zaskoczona.
- Wiem, że jest dla ciebie ważny. Do ślubu może przecież z nami zostać.
- Nie chcę, żeby kiedykolwiek odchodził. Nie może zostać na zawsze?
- Jongdae, jak ty to sobie wyobrażasz, hm? On też jest człowiekiem. Zauważyłeś przecież, jak delikatny jest. Nie sądzisz, że lepiej, żeby znalazł kogoś, kto będzie tylko jego?
Westchnąłem i powoli podniosłem się do siadu.
Wiedziałem, że tak będzie dla niego lepiej, ale problem polegał na tym, że chciałem być tą osobą. Chciałem być '' jego". Chciałem być powodem jego uśmiechu i dalej móc delikatnie witać go pocałunkiem, walczyć z jego pracoholizmem i odpoczywać z ramionami owinietymi wokół jego ciała.
- Zerwijmy. - Powiedziałem w końcu, a słowa ledwo przeszły przez moje gardło. Kobieta podniosła na mnie wzrok i powoli podkręciła głową, aby w końcu westchnąć i spuścić spojrzenie na swoje splecione dłonie. Nie była zaskoczona.
- Jesteś tego pewny? Minseok może nie chcieć Cię z powrotem. Nie da ci dzieci i nie weźmiecie ślubu.
- Jestem pewny, Seohyun. - Odparłem powoli wstając z łóżka, aby ruszyć w stronę drzwi. - To chyba już dawno nie działo.
- Jeśli zakochujesz się w innej osobie to znaczy, że tej pierwszej już nie kochasz, prawda?*
- Chyba tak. - Odparłem podając jej chusteczki. O dziwo nie bolało to tak bardzo jak sądziłem. Czułem, że traciłem ją na zawsze, ale chyba oboje czuliśmy, że nasza miłość za bardzo osłabła, abyśmy wciąż trwali razem. Na siłę próbowaliśmy to ratować mimo, że nie mieliśmy szans przetrwać.
- Idź walczyć, Jongdae i pamiętaj, że wciąż jestem dla ciebie, jeśli będziesz potrzebował rozmowy.
- Dziękuję. - Powiedziałem czując, jak dziewczyna łapie mnie za nadgarstek. Powoli wstała z łóżka i objęła dłońmi obie strony mojej głowy. Zmusiła mnie, abym się zniżył, po czym złożyła na moich ustach najdelikatniejszy pocałunek, jaki kiedykolwiek od niej otrzymałem.
- Niech to będzie naszym pożegnaniem. - Uśmiechnęła się i puściła moje ciało.
Moje serce bolało, kiedy wychodziłem z pokoju oraz z jej rodzinnego domu ze świadomością, że to już kategoryczny koniec wszystkiego między nami.
Na zewnątrz było zimno, a powietrze chłodziło moją twarz powodując, że czułem się orzeźwiony i wolny.
Wsiadając do stojącego przed domem samochodu pomysłem, że będę musiał nauczyć się żyć bez Seohyun, ale to zdawało się dużo prostsze niż życie bez Minseok'a.
Miałem problem z dojechaniem do rodziny Kim'a. Cały czas byłem nieco otępiały i zmartwiony dzisiejszymi wydarzeniami. Poczułem spokój dopiero, gdy wyjechałem do miasta z tabliczką, którą dobrze pamiętałem z ostatniego pobytu tutaj.
Najtrudniejsze było znalezienie domu, który pasowałby do tego z mojej pamięci.
W końcu zauważyłem wysoką choinkę i fast food, za którymi musiałem skręcić. Pamiętałem głos Minseok'a, który ponad rok temu kazał mi wjechać w alejkę za nim.
Mieszkał niedaleko, na ulicy z numerem setnym w nazwie. Znalazłem ją bez większych problemów, które nie pojawiły się również, gdy znalazłem się wśród podobnych do siebie domów, pośród których tylko jeden miał na bocznej ścianie namalowane zoo.
Dom rodziny Minseok'a.
Gdy wyszłem z pojazdu chciałem przez chwilę poczekać i obmyślić plan działania, ale w tym samym momencie mój wzrok spotkał się z tym należącym do kobiety wyglądającej przez okno. Była niska i szczupła, a jej oczy niesamowicie przypominały te należące do mojego chłopaka, nie pozostawiając mi wątpliwości co do tego kim była.
Jej wzrok był zimny i oceniający. Wyglądała nieco jakby zamierzała się na mnie rzucić, ale dobrze wiedziałem czym jest to spowodowane.
Obok kuchni znajdowały się drzwi wejściowe, przez które wyszła po krótkiej chwili. Zakładała na plecy płaszcz idąc w moim kierunku.
- Nazywasz się Jongdae? - Zapytała niemal warcząc. Cicho potwierdziłem, a po moim słowir nie minęła nawet chwila, kiedy poczułem jej otwartą dłoń na swoim zimnym policzku. Od razu odczułem mocne pieczenie i pomysłem, że musiała być naprawdę silną kobietą lub być potwornie zła. - Wynoś się stąd, pieprzony egoisto.
- Przepraszam, Pani Kim. - Powiedziałem, chąc się wyprostować, ale w tej samej chwili otrzymałem cios w drugi policzek. Cicho przeklnąłem łapiąc się za twarz. Bałem się cokolwiek więcej powiedzieć, ponieważ potrafiłem wyobrazić sobie tego skutek.
- Nie zbliżaj się do mojego syna.
- Naprawę muszę z nim porozmawiać.
- Nie ma o czym! To co było między wami jest kategorycznie zakończone. - Odsunęła się nieco, dzięki czemu poczułem się dużo bezpieczniej. Było mi zimno i bolała mnie twarz. Chciałem tylko spotkać się z Minseok'iem.
- Naprawdę go kocham.
- Nie okazywałeś mu tego.
- Wiem, że poległem, ale zawiniłem tylko w tej jednej rzeczy, naprawdę. Próbowałem się nim opiekować.
- Miałeś dziewczynę.
- Zerwałem z nią. - Spojrzała na mnie z powątpniem, po czym westchnęła obracając się do mnie plecami.
- Wyjdziesz, jeśli nie będzie chciał z tobą rozmawiać.
- Oczywiście. - Odparłem wchodząc za nią do środka budynku. Panowała tam rodzinna, ciepła atmosfera. Słyszałem rozmowy w pomieszczeniu niedaleko i zdałem sobie sprawę z tego, że właśnie tam się kierujemy. Już od progu słyszałem, że ludzie wewnątrz śmieją się krytykując jakąś świąteczną komedie. Telewizor był włączony dość głośno.
Było tam sporo osób. Znałem tylko ciocie Minseok'a, która siedziała z dwójką dzieci najbliżej telewizora.
Od razu znalazłem wzrokiem mojego chłopaka, który siedział przy starszej parze. Uznałem ją za jego dziadków. Cała trójka milczała wpatrując się w ekran. Wzrok najmłodszego był jednak pusty, zdawał się być pochłonięty własnymi myślami.
- Minseok, kochanie. - Powiedziała jego mama, kiedy weszła przede mną. Od razu ruszyłem za nią. Poczułem na sobie wzrok całego pomieszczenia, kiedy tylko zwróciła się do swojego dziecka. Wszyscy natychmiast ucichli, obserwując naszą trójkę.
Minseok podniósł wzrok jako ostatni. Najpierw spojrzał pytająco na swoją rodzicielkę, dopiero po tym zauważył, że stoję przy niej.
W jego oczach od razu pojawiły się łzy, a każda z nich na nowo łamała moje serce.
- Co tu robisz? - Zapytał, a ja pozwoliłem sobie podejść nieco bliżej. Widząc, że się zbliżam spuścił wzrok na swoje skulone kolana ukryte pod ciepłym kocem.
Jego twarz była zaczerwieniona, a usta nieco popękane. Oczy były podrażnione i opuchnięte. Musiał długo płakać, zanim zszedł do swojej rodziny.
- Porozmawiaj ze mną.
- Nie chcę. - Odparł, a ja usłyszałem fałszywy kaszel jego mamy za moimi plecami.
- Proszę, Minseok. Nie możemy tak tego zakończyć. - Pokręcił głową, a ja ukucnąłem obok, aby zmusić go do spojrzenia na moją twarz. Od razu podziało. Widząc mnie tak blisko, drżąco westchnął i wyciągnął w moją stronę zawiniete w koc ramiona. Pozwoliłem objąć się za szyję i zmoczyć ją łzami, kiedy wtulił w nią twarz.
- Przepraszam. - Powiedziałem widząc w tej chwili swoją okazję. Widziałem, że nie chce ze mną rozmawiać, ale nie mogłem czekać. Wiedziałem, że nie pozwoli mi później mówić. - Nie miałem pojęcia, jak bardzo cię ranię. Nigdy nie mówiłeś, że przeszkadza ci ta sytuacja. To przez to odszedłeś, prawda? Przez Seohyun. - Przytaknął, a na westchnąłem kładąc dłoń na jego włosach. - Zerwałem z nią, więc wróć. Zapominajmy o tym co było, dobrze?
- A ślub? Znalazłem pierścionek.
- Kupiłem go kiedy nie znałem cię dobrze. Już dawno z tego zrezygnowałem. - Mężczyzna tylko mocniej zapłakał, a ja odważyłem się go objąć, pod czujnym spojrzeniem jego rodziny. Czułem się jak owca rzucona na pożarcie. Wszyscy oczekiwali chwili, kiedy będą musieli interweniować, ale wcale im się nie dziwiłem. Minseok był bardzo dobrą, czułą osobą. Na pewno każdy chciałby go bronić.
Brunet powoli uwolnił się z moich ramion i wstał. Poczułem jak zaciska drżącą dłoń na moim nadgarstku, po czym ciągnie mnie w stronę wyjścia.
- Ubierz buty. - Rzuciłem widząc, że wychodzi na zewnątrz w odkrytych kapciach, które pospiesznie założył.
Udał, że nie usłyszał moich słów, a ja mimowolnie lekko się uśmiechnąłem. Zawsze taki był. Zawsze powodował, że musiałem się powtarzać i martwić. - Załóż cieplejsze buty albo tu zostaniemy. - Dodałem, a on z lekką irytacją przystanął i przebrał swoje obuwie.
Wyszliśmy z domu odprowadzeni wzrokiem kilku osób.
Na zewnątrz było już całkowicie ciemno, kiedy przystaneliśmy na ganku.
- Naprawdę nie chciałeś się jej oświadczyć? - Zapytał nieco zachrypniętym głosem, kiedy cisza między nami stała się nieznośna.
- Oczywiście, że nie.
- Dlaczego? - Westchnąłem, szukając odpowiednich słów na jego pytanie. Nie chciałem wyjść na desperata, ale z każdą chwilą coraz bardziej bałem się, że każe mi odejść.
- Nie wyobrażam sobie, żeby miała cię zastąpić. Jest świetną dziewczyną, ale nasza relacja była bardziej przyjacielska niż romantyczna, nie zauważyłeś? To już dawno wygasło. - Mruknąłem bawiąc się jego dłońmi, które złapałem między swoje palce. - Byliśmy ze sobą z przyzwyczajenia, baliśmy się zmian, ale nie można ich uniknąć, bo to znaczyłoby, że cię stracę. - Starałem się wyjaśnić, utrzymując jego spojrzenie. - Nie mogę cię stracić, Minseok. - Nie zdawał się przekonany. Jego wzork wciąż był pełen niepokoju i niepewności. Czułem, jakbym tracił go z każdym kolejnym słowem. Zraniłem go. Dopiero teraz czułem jak bardzo. Nie chciałem myśleć o tych wszystkich wieczorach, które przepłakał, ani o dniach, kiedy zastanawiał się czy powinien odejść. - Daj mi drugą szansę. Nie zmarnuję, przysięgam. Będę najlepszym chłopakiem, jakiego mógłbyś sobie wyobrazić. - Dodałem natychmiast, mocniej zaciskając swoje dłonie. Po chwili całkowicie je rozluźniłem i dotknąłem palcami jego policzków, aby zetrzeć łzy.
- Nie chodzi o to, żebyś był najlepszym chłopakiem. - Powiedział pozwalając mi się dotknąć. - Po prostu bądź tylko mój. - Po jego twarzy spłonęło jeszcze więcej łez, które wręcz panicznie wycierałem, aby nie myśleć, że to ja jestem ich powodem. - Nigdy mnie nie zostawiaj i pozwól czuć, że nikt mi cię nie zabierze.
- Obiecuję, Minseok, naprawdę. Nie pozwolę komukolwiek nas zniszczyć. - Cicho się zaśmiał, a ja nie potrafiłem tego zinterpretować. Po chwili odchylił się w moją stronę, a ja zrozumiałem, że dostałem drugą szansę. Ostatnią szansę.
- Zacznijmy wszystko od początku. Tylko my dwaj.
- Tylko my dwaj. - Powtórzyłem mocno obejmując jego ciało, które zdawało się być idealne w moich ramionach.
Wiedziałem, że od teraz wszystko będzie lepiej. Nie mogłem pozwolić sobie kolejny raz go stracić, ponieważ to oznaczałoby, że już nigdy nie wróci.
Nie poradzilibyśmy sobie osobno.
Byliśmy swoim wzajemnym przeznaczeniem.
-----------------------------------
Wybaczcie spóźnienie. Nie wiem co się stało, ale wattpad kategorycznie nie zgadzał się na publikację. Próbowałam od dwudziestu minut ><
* Zmieniony, przekręcony cytat. Nie mam pojęcia jak brzmi naprawdę. _.
Właśnie przeczytaliście ostatni XiuChen'owy rozdział.
Przepraszam, wiem, że mógłby być dużo lepszy, ale... Nie był napisany, a ja mam naprawdę duże problemy i jedyne co chcę zrobić to zaszyć się pod kołdrą myśląc o tym jak mogę to wszystko zmienić.
Naprawdę nie daje już rady.
Przepraszam, że się wam wyżalam ><
Jak spędziliście dzisiejszy dzień? Jak podoba wam się rozdział?
Kocham was bardzo, naprawdę staliście się dla mnie ważni, przez te wszystkie komentarze :(
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro