Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24/12/17

Xiao Luhan

-Wszystko zabrałeś? - Zapytałem mężczyzny stojącego przy drzwiach. Zdawał się być skołowany i niepewny. Nie mógł często odwiedzać rodziny i chyba właśnie dlatego zawsze starał się zrobić na nich dobre wrażenie.
W samochodzie była już walizka i sterta prezentów dla jego bliskich. Po raz kolejny Sehun przeszukiwał swoje kieszenie, aby upewnić się czy zabrał portfel oraz telefon. Sam stałem obok z termicznym kubkiem w ręku. Wciąż było bardzo wcześnie, dochodziła szósta, a ja nie chciałem, aby miłość mojego życia zasnęła przed kierownicą.
Młodszy uśmiechnął się delikatnie, próbując nas obu uspokoić, po czym westchnął i gwałtownie objął mnie swoimi długimi ramionami.
- Wesołych świąt, Luhan. Przepraszam, że nie możemy ich spędzić razem.
- Przecież wiem, jaka jest twoja rodzina. - Powiedziałem głaszcząc jego plecy. - Poza tym wiesz, że nie obchodzę świat. Obejrzę jakiś film i pójdę spać, nie przejmuj się.
- Będę za tobą tęsknił. - Szepnął, po chwili odsuwając się dalej. Prawdopodobnie nie chciał naruszać strefy przyjaźni między nami.
Ostatnio bardziej mnie unikał, raniąc tym samym moje serce. Miałem wrażenie, że mówił szczerze, gdy zaprzeczył, że moglibyśmy być razem. Z każdym samotnym dniem coraz bardziej się do tego przekonywałem. Być może on tak naprawdę nigdy mnie nie kochał, a jego zachowanie było po prostu przepełnione troską. Nie uczuciem. Miałem wrażenie, że między nami była jedynie jednostronna miłość, bez szans na przyszłość.
To bolało, ale po nocy spędzonej we łzach pomyślałem, że chyba powinienem pozwolić mu ruszyć do przodu, beze mnie.
Po prostu chciałem, żebyśmy byli szczęśliwi.
-

Powiedz, że mnie kochasz. - Poprosiłem cicho, kiedy chwycił klucze do mieszkania. Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę, jakby myślał, że moje słowa wcale nie padły. Były zakazane.
Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, ze strachem.
Dlaczego nigdy wcześniej nie zauważyłem, jak bardzo boi się być przy mnie?
- Przepraszam, Luhan. - Odparł równie cicho, zagryzając dolną wargę. Spuścił wzrok i chwycił za klamkę drzwi. Zadawał się czekać na moje pozwolenie. - Zobaczymy się po świętach. Będę dzwonił. - Powiedział i szybko wyszedł z mieszkania. Słyszałem głośny tupot jego stóp, kiedy zabiegał po schodach.
Uciekł.
- Jak mogłem być tak głupi. - Westchnąłem, przecierając oczy, które zaszły łzami.
On mnie nie kochał.
Nie mogliśmy być razem.

Nie płakałem, kiedy powoli pakowałem swoje rzeczy, ani gdy na stronach lotniczych zacząłem szukać kolejnego miejsca, które miało być moim nowym domem.
Po raz kolejny mój świat legł w gruzach, a ja zostałem sam.
Zawsze zostawałem sam, bez niczego i nikogo.
Nie kochany.


Oh Sehun

Zaparkowałem przed dużym, jednorodzinnym domu, ale nie wyszedłem z samochodu. Na zewnątrz było pusto i zimno, prawdopodobnie wszyscy przygotowywali się do świątecznej kolacji.
Tępo patrzyłem na drzwi wejściowe, jakby oczekując, że ktoś zza nich wyjdzie.
Mama, siostra, może Luhan, choć wiedziałem, że on już nigdy się tu nie pojawi.
Chciałem ujrzeć kogoś, kto był dla mnie ważny, najważniejszy.
Drzwi jednak nawet na moment się nie uchyliły. Były zamknięte, chroniąc rodzinę w środku przed mrozem.
Westchnąłem sięgając po telefon. Chciałem zadzwonić do Luhan'a, ale nie wiedziałem co mógłbym mu powiedzieć.
Oboje widzieliśmy, że nie możemy być razem. To była moja wina. Moja i moich przekonań.
Drżąco westchnąłem i chwyciłem torbę podręczną, aby wyjść z samochodu.
W tej samej chwili usłyszałem trzask drzwi wejściowych i głośne słowa mieszkające się ze łzami.
- Mój synek wrócił! - Spojrzałem w stronę mamy, która z otwartymi ramionami biegła w moją stronę.
Uśmiechnąłem się, zamykając ją w mocnym uścisku.
Tylko ona była zawsze obok, wspierając mnie i kochając.
Ona była najważniejsza.

Kim Minseok

- Minseok, kochanie. - Usłyszałem pukanie do drzwi mojego starego pokoju. Był nieco zagracony i zaniedbany, ale od bardzo dawna mnie tu nie było. Mama chciała nawet, abym spał w innym pomieszczeniu, ale nie umiałem się zgodzić. To było moje miejsce. Tylko je tak dobrze znałem. Moja przestrzeń.
Drzwi delikatnie się uchyliły, a do środka weszła kobieta z talerzem zapełnionym ciastkami.
- Nie są na święta? - Zapytałem, wycierając łzy z policzków. Musiałem wyglądać okropne. Przyjechałem jakiś czas temu, ale od tamtej chwili niemal nie wychodziłem z pokoju pogrążony w rozpaczy. Wiedziałem, że muszę odejść, ale to bolało. Traciłem kogoś, kogo naprawdę kochałem. Odczuwałem to jak nigdy wcześniej.
- Nie obchodzą mnie święta, kiedy moje jedyne dziecko zalewa się łzami. - Powiedziała podchodząc bliżej. - Tata sam zaproponował, żebym Ci je przyniosła. To głupie, ale cukier ponoć poprawia humor.
- Chyba potrzebuje go naprawdę dużo. - Zaśmiałem się, patrząc, jak siada obok. Podała mi talerz z kolorowymi, domowymi wypiekami, ale nie miałem na nie ochoty.
- Co się stało?
- Nic. - Odparłem automatycznie, mimo, że odpowiedź ta nie miała najmniejszej szansy, aby zostać zaakceptowaną.
- Skarbie. - Westchnęła bawiąc się moją grzywką. - Poczujesz się lepiej, jak się wyglądasz. Ktoś zrobił ci krzywdę? Martwię się.
- Przepraszam. - Powiedziałem pozwalając przyciągnąć się do uścisku. Musiałem się nieźle zgiąć, ale moja twarz w końcu spoczęła w okolicy jej obojczyka. - Po prostu zakochałem się w niewłaściwej osobie. - Westchnąłem bawiąc się nitkami jej swetra, aby choć trochę powstrzymać płacz. - Powinienem był dawno to przerwać. - Dodałem szeptem, który bez problemu usłyszała. - Ale kiedy to zauważyłem było już za późno, ponieważ ta osoba posiadała już całe moje serce na własność.
- Jaka jest?
- To mężczyzna. - Powiedziałem śmiało. Tak naprawdę chyba było mi już obojętne jak zareaguje. Między nami i tak wszystko było już zakończone, a Jongdae stał się przeszłością.
- Więc jaki jest ten mężczyzna? - Zapytała cicho, a ja automatycznie poczułem się lepiej. Nie krzyczała, nie odepchnęła mnie. Po prostu potraktowała to jak coś normalnego.
- Cudny. Jest bardzo troskliwy i swoim uśmiechem potrafi poprawić humor każdemu. Jest też otwarty i trochę kłótliwy. - Opowiadałem swobodnie. Czując, jakby moje zranione serce stało się nieco lżejsze. - Ale zawsze umie się opanować i wie, kiedy przesadza. Umie się powstrzymać. Patrzy na mnie jak nikt inny, z taką ogromną czułością i spokojem. Mówi, że to przez to, że wystarcza mu, że jestem obok, aby był szczęśliwy. Bardzo się martwi. Naprawdę, nigdy nie spotkałem kogoś kto martwiłby się o innych tak jak on. - Zaśmiałem się ciężko, ze świadomością, że już nigdy nie będę obiektem tego uczucia. - Jest pisarzem. Ludzie bardzo lubią go czytać, wiesz, mamo? Jest w tym naprawdę dobry. - Powiedziałem podnosząc na nią wzrok. Słuchała mnie ze skupieniem. - Jego książki są bardzo życiowe. - Zaciąłem się myśląc nad tym co powinienem dodać. Tak naprawdę była ogólnie duża ilość rzeczy, które chciałbym jej powiedzieć. - Ma bardzo dużą rodzinę. Są bardzo poważni i oceniający, ale to dobrzy ludzie. Chcą dla niego jak najlepiej. Ma też dużo głupich nawyków. Nigdy nie nosi skarpetek do pary, ponieważ uważa, że to całkowita strata czasu, aby je sortować. W każdą środę kupuje popcorn i zmusza nas do oglądania jakiejś bajki Disney'a, bo sądzi, że zapominamy o tym, jak wiele radości sprawiały nam kiedyś. Nie lubi herbaty. Rozumiesz? Jak można nie lubić herbaty? - Westchnąłem kręcąc głową. - Ale na pewno pokochałabyś go, mimo to.
- Jeśli się kochacie, to dlaczego nie możecie być razem? - Zapytał powodując, że mój nieco poprawiony humor ponownie stoczył się na samo dno swoich możliwości. Westchnąłem cicho i odsunąłem się w stronę poduszek.
Mama zawsze uważała mnie za osobę z zasadami, a tymczasem miałem powiedzieć jej o wszystkich swoich sekretach. Bałem się, że już nigdy nie spojrzy na mnie jak dotychczas.
- Żyliśmy w trójkącie z jego narzeczoną. - Szepnąłem, jakby powiedzenie tego głośniej miało kogoś zranić.
Wiedziałem jej zaskoczony wzrok, który z każdą chwilą zmieniał się w bardziej załamany i pełen niedowierzania.
- Boże, Minseok. - Schowała twarz w swoich dłoniach. Nie płakała, próbowała sobie przyswoić informacje. - Co ty sobie myślałeś, dziecko?
- Nie wiedziałem o niej. Dowiedziałem się, kiedy już nie potrafiłem wyobrazić sobie życia osobno.
Kobieta podkręciła głową. Po kilku minutach wstała i przysunęła talerz bliżej mnie.
- Czy on kategorycznie podjął decyzję? - Przytaknąłem, a ona spojrzała za okno, na śnieg, który leniwie zaczął przykrywać ulicę.
Znowu poczułem łzy w oczach, ale nawet nie zareagowałem, kiedy ponownie zaczęły znaczyć drogi na moich policzkach. Powoli przyzwyczajałem się do bólu.
- Zostaniesz tutaj, dobrze? Po prostu zapomnij o nim, kochanie. Nie masz innego wyjścia.
- Wiem, mamo.

Kim Jongdae

-Tak się cieszę, że przyjechaliście. - Powiedziała rodzicielka Seohyun, kiedy weszliśmy do środka. Większość jej rodziny przybyła, mojej wciąż nie było. Może to i dobrze, ponieważ nie czuliby się odpowiednio, jeśli nikogo by nie znali, będąc w obcym domu.
Był problem ze stołem, ale wczoraj kupiliśmy dodatkowy, który poczyliśmy wraz ze starszym. Zajmowały niemal całe pomieszczenie, ale było to konieczne.
- Kiedy to zrobisz? - Zapytała brunetka, posyłając mi uroczy (w jej mniemaniu) uśmiech. Pomyślałem, że dużo bardziej wolałem widzieć ten należący do Minseok'a, ale od razu odgoniłem to od siebie.
- Dopiero weszliśmy. - Westchnąłem zdejmując buty. Dziewczyna przytaknęła i wtuliła się w moje ciało, stając na palcach. - Jeszcze nie ma moich rodziców.
- Na pewno za moment będą. - Zapewniła wchodząc w głąb domu. Był duży i przestronny. Jej rodzina nigdy nie narzekała na brak pieniędzy. Rodzice mieli firmę kosmetyczną, a dziadkowie remontową. Naprawdę dobrze im się wiodło.
Weszliśmy do środka, a ja przybrałem na twarz bardziej szczęśliwy wyraz. Nie mogłem wyglądać na tak rozbitego, jakim naprawdę byłem.
Wzrokiem odruchowo zacząłem szukać Minseok'a, ale widząc zaskoczone spojrzenie Seohyun przypomniałem sobie, że przecież nie przyjechał z nami.
Brakowało go tutaj. Był uroczy i czarujący. Zawsze skupiał na sobie wzrok, ponieważ po prostu wyglądał na miłą i radosną osobę. Wszyscy zawsze chcieli go poznać.
Teraz było dziwnie. Sztucznie.
Usiadłem na jednym z krzeseł, kiedy Seohyun poszła do kuchni. Wyciągnąłem z kieszeni telefon myśląc o mężczyźnie, który nas opuścił. Obwiniałem się. Zawsze chciałem, żeby był szczęśliwy i czuł się przydatny, ponieważ cholernie tego potrzebował. Musiał mieć świadomość, że ktoś pragnie jego towarzystwa i pomocy. Zawsze stałem na czele tych osób. Nie potrafiłem spędzić bez niego nocy. Potrzebowałem mieć świadomość, że jest gdzieś blisko.
Napisałem do niego już blisko dwudziestu wiadomości, ale żadna nie doczekała się odpowiedzi. Były najróżniejsze i każda inna osoba pomyślałaby, że coś jest ze mną nie tak. Pierwsze były pełne zmartwionia, kolejne zapewnieniami, że powinien wrócić, następne przepełnione złością, późniejsze rozpaczą.
Teraz powoli nadchodziła akceptacja i zrozumienie.
Minseok był inny niż my. On chciał prawdziwego, pełnego miłości związku. My odgrywaliśmy szopkę.
Zależało mi na nim.
Dobrze wiedziałem, że w to nie wierzy, ale naprawdę bardzo go kochałem. Był dla mnie najważniejszy, ale gdzieś w tle był strach.
Strach przed zmianą, przed wyborem.
Nacisnąłem zieloną słuchawkę na ekranie telefonu, ale i tym razem nie odebrał.
Odchodziłem od zmysłów. Chciałem wiedzieć czy wszystko z nim w porządku, czy jest bezpieczny.
Westchnąłem i ruszyłem do kuchni. Seohyun była tam sama, nakładając sałatkę do wysokiego naczynia.
-Zapomniałem pierścionka. - Powiedziałem, a jej ręce zadrżały. W moich słowach nie było wiele prawdy. Specjalnie go nie zabrałem, co nie zdążyło mi się pierwszy raz. Wiedziałem, że oczekuje mojego ruchu w kierunku małżeństwa. Sama wielokrotnie mnie o tym informowała. Wybrała pierścionek i datę.
- Znowu?
- Przepraszam. - Odparłem, wzdychając.
Od roku nalegała na ślub, a ja przekładałem to za każdym razem. Wiedziałem, że zrani on mnie oraz Minseok'a. Nie chciałem tego bólu.
- Pojedz po niego.
- Nie wiem gdzie jest.
- Jesteś beznadziejny. Nie odzywaj się do mnie. - Powiedziała w końcu i wróciła do salonu. Słyszałem jej wysoki głos, kiedy witała się z moją rodziną.
Oparłem się o blat i ponownie spojrzałem na ekran trzymanego urządzenia.
Byłem beznadziejny, nie przez to, że nie chciałem się oświadczyć Seohyun, a przez to, że pozwoliłem odejść Minseok'owi. Powinienem był go pilnować lub nalegać na rozmowę.
Czułem, że go traciłem, ale nie umiałem wyobrazić sobie dnia, kiedy miałby stać mi się obojętnym.
Kochałem go.

Park Chanyeol

- Dzisiejszy dzień jest niesamowity, prawda? Wszyscy usiądziemy dziś do stołu wraz z rodziną lub przyjaciółmi i będziemy po prostu szczęśliwi, pozwalając sobie na moment zapomnieć o problemach naszej codzienności. Proszę, nie myślcie dziś o tym. Nie myślcie o szkole, o pracy czy ludziach, którzy was martwią i ranią. Dziś wszyscy powinniśmy choć przez moment być szczęśliwi. Zapomnijmy o troskach i życzymy wszystkim dobrego życia, ponieważ każdy na nie zasługuje. Pamiętajcie o bezdomnych i samotnych. Życzcie im wszystkiego dobrego, ponieważ być może, za jakiś czas, to my będziemy na ich miejscu. Na moment zapomnijmy o tym co było wczoraj i nie martwmy się tym co będzie jutro. Bądźcie dziś od tego wyzwoleni. Tym kulawym akcentem chciałbym życzyć wam wszystkim wesołych, pełnych spokoju świat. Uśmiechnijcie się. - Baekhyun zakończył, a ja spojrzałem na Melody siedzącej przy pustym kubku, który za jakiś czas zostanie wypełniony ciepłą herbatą. Przeniosłem wzrok na zegar. Droga Byun'a do domu trwała piętnaście minut, dlatego wstałem i wyszedłem do pokoju, aby ubrać coś innego, niż startą koszulkę. Przeczesałem gęste włosy i przemyłem twarz, uważnie obserwując swoje odbicie.
Byłem zdenerwowany. Dawno nie spędziłem z nikim świat, dlatego chciałem, aby wszystko było idealne.
Wyciągnąłem tort z lodówki i położyłem go na stole. Wbiłem w ciasto trzy różowe, wysokie świeczki, a obok ułożem zapalniczkę, aby nie szukać jej za jakiś czas.
Najwięcej czasu poświęciłem na łapanie Melody i zapinanie na jej szyi kociej muszki w zielone choinki. Widząc ten wzór od razu spojrzałem na drzewko stojące niemal na środku pomieszania. Złote lampki były już włączone, a ozdoby, nad którymi siedzieliśmy do później nocy, były rozwieszone na całej jej długości. Były krzywe i nieporadne, ale było w tym dużo starań. Dla mnie ta choinka była najpiękniejsza.
Rozejrzałem się po wnętrzu mieszkania i zabrałem się za ubieranie butów. Wziąłem również kurtkę po czym zbiegłem schodami w dół budynku, przed którym przystanąłem. Moje ręce nieco drżały ze zdenerwowania, a serce mocno biło, ale cała niepewność i strach minęły, kiedy zobaczyłem drobną sylwetkę Baekhyun'a, który szedł w moim kierunku.
Był dość blisko, kiedy odważyłem się rozłożyć ramiona do uścisku. Nie spodziewałem się jego szerokiego uśmiechu i biegu w moją stronę.
W pewnie chwili wpadł prosto w moje ręce, a ja mocno go przytuliłem, ze śmiechem unosząc nad ziemią, aby obrócić nas dookoła mojej osi. Usłyszałem w odpowiedzi pisk, po którym pojawił się swobodny, radosny śmiech.
- Wszystko przygotowałem. - Powiedziałem zatrzymując się. Odchyliłem nieco głowę, aby móc spojrzeć na jego promienną twarz, roziskrzone oczy i czerwone policzki. Był piękny.
Był szczęśliwy.

Byun Baekhyun

-Powinniśmy coś zaśpiewać? - Zapytałem wchodząc do dobrze znanego mi mieszkania. W środku było ciepło i przytulnie, ale zawsze mogłem tu tego oczekiwać.  Chanyeol wyszedł za mną i pomogł mi zdjąć kurtkę, którą odwiesił na jeden z wyższych wieszaków. Zawsze miałem problem do nich dosięgnąć. Musiałem stawać na palcach lub wchodzić kolanami na szafkę obok. Mogłem prosić o pomoc Chanyeol'a, ale chciałem być choć trochę samodzielny. Nie mogłem pozwolić, żeby wręczał mnie we wszystkim. Przywiązałem się do niego i nie chciałem, aby cokolwiek go do mnie zraziło.
- BTOB? - Zapytał, a na posłałem mu delikatny uśmiech. Nie wiedziałem jak udało mu się zapamiętać moją miłość do tego zespołu. Dongho zawsze mylił ich z B.A.P lub BTS.
Dongho i Chanyeol byli zupełnie inni. Nie umiałem odnaleźć w nich niczego, co by ich upodabniało. Dongho był brutalny i krytyczny, podczas, gdy Chanyeol był troskliwy i uprzejmy. Miał w sobie dziwną miłość do wszystkiego. Nie oceniał, nie krzyczał. Po prostu akceptował rzeczy i ludzi z całym ich pakietem.
- Nie miałbym nic przeciwko. - Odparłem patrząc jak wchodzi w głąb mieszkania, kiedy ja wciąż zdejmowałem buty. Słyszałem, że nalewa herbaty do kubka, dlatego szybko ruszyłem za nim.
Na stole stało niewysokie, ozdobne ciasto i dwa talerzyki. Zaśmiałem się, ponieważ to nie były święta, których inni oczekiwali, podczas gdy ja byłem po prostu zachwycony.
Mężczyzna widząc mój wzrok podszedł i chwycił zapalniczkę w swoje duże dłonie. Nasze spojrzenia spotkały się na moment, kiedy zapalił świeczki i odsunął krzesło, sugerując, abym zajął to miejsce. Sam znalazł się naprzeciw.
- Może jakieś życzenie? - Tym razem pytanie padło z jego ust. Przytaknąłem utrzymując kontakt wzrokowy z brunetem.
Miał piękne oczy. Były duże i radosne. Zawsze błyszczały, osłabiając nieco jego chłodny image.
Wydawał się być brutalny, podczas, gdy był najbardziej kochaną i uroczą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Oboje nachiliśmy się nad świeczkami i zgasiliśmy je w tym samym momencie.

Niech te święta będą początkiem.

________________________
Dziś inaczej. Dłużej i mamy więcej narratorów. Wiem, że lubicie różne postacie, dlatego zdecydowałam się napisać z różnych perspektyw.
Wiem też, że czekaliście na Baekhyun'a, prawda?
Chciałam, żeby ostatnie zdanie nie było oczywiste, ale chyba każdy z nas domyśla się jaki początek miał na myśli nasz dzieciak, co?
Jak wasze wrażenia, która narracja najlepsza?
Swoją drogą, o ile dobrze pamiętam to został jeden rozdział XiuChen, jeden Hunhan i pięć Chanbaeków :3
Dziś rozdział wcześniej, bo nie chce później wam przeszkadzać.
Chciałabym wam życzyć spokojnych świąt, bo chyba tego potrzebujemy najbardziej, prawda? Spokoju akceptacji i miłości.
Wesołych świąt. Spędzcie ten czas dobrze ♥
Kocham was ♥ ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro