19/12/17
Dziewiętnasty grudnia był dniem, kiedy spojrzałem na niego inaczej niż dotychczas oraz zrozumiałem rzeczy, który wcześniej nie potrafiłem dostrzec. Był zimny dzień, idealnie oddający panującą porę roku. Baekhyun przyszedł w południe do salonu, uzbrojony w szeroki uśmiech i paczkę ciastek pachnących pomarańczą. Wszyscy powitali go ogromnymi uśmiechami i troską, którą okazywali poprzez małe rzeczy jak podanie koca czy pytanie o bolącą kostkę.
- Dongho pracuje do późna. - Rzucił widząc mój wzrok, który prawdopodobnie nie wyrażał niczego innego poza ogromnym szokiem. Byłem zachwycony tym, że zechciał nas odwiedzić. Czułem, jakby naprawdę interesował się tym, co robię na codzień.
Tym razem to on mnie obserwował ze swojego miejsca na niewielkiej kanapie. Pił ciepłą herbatę wbijając wzrok w moje dłonie, które pracowały nad grzywką pewnej nastolatki.
- Dobrze się czujesz, Hyung? - Pytał co jakiś czas Minseoka, który siedział przy nim z podwyższoną temperaturą. Upierał się jednak, że to nic takiego i po prostu zima źle na niego działa. Wszyscy prócz naiwnego Byun'a wiedzieli, że przyczyniło się do tego również jego przepracowanie, którego nie zmienił nawet mimo naszych próśb. W pewnej chwili oparł się o ramie siedzącego obok mężczyzny, ale ku mojemu zdziwieniu brunet powoli odłożył kubek na oparcie kanapy i pozwolił, aby drugie ciało zsunęło się na jego klatkę piersiową. Opiekuńczo objął go swoim chudym ramieniem pozwalając, aby przechodzący obok Sehun przykrył ich dokładniej kocami.
- Wyglądacie jak kociaki. - Zaśmiał się cicho i podszedł do klientki, której rozjaśniał włosy. Życzyła sobie niemal platynowego odcieniu, mimo, że jej włosy były niesamowicie ciemne i grube. Pozostawiliśmy to zadanie najmłodszemu, ponieważ nie chciałem, aby Minseok nad nią zemdlał, a sam nie czułem się na tyle pewnie, aby podjąć się takiego wyzwania. Oh uwielbiał farbować innym włosy i byłem pewny, że jest w tym z nas najlepszy.
- Chcesz, żebym zadzwonił po Jongdae? - Zapytałem przysypiającego mężczyzny, ale ten natychmiast pokręcił głową, wtulając się w wątłą klatkę Byun'a. Cieszyłem się, że go nie odepchnął, ale podświadomie wiedziałem, że nigdy by tego nie zrobił. Był zbyt dobrą osobą.
Było już bardzo późno. Audycja dawno się skończyła, a dwie aktualne klientki były naszymi ostatnimi. Trochę przeciągnęła się ich obecność, ale nie mieliśmy nic przeciwko temu, żeby zostać nieco dłużej. To zaledwie kilka minut, które dawało nam pewność, że fryzury będą idealne.
Skończyłem pierwszy, podczas, gdy Sehun wciąż zmywał farbę. Dziś Luhan po niego nie przyszedł. Było to nieco niepokojące, ponieważ jego obecność była tu całkowicie oczywista. Rzadko odpuszczał sobie możliwość podziwiania Oh Sehun'a.
Co jakiś czas spoglądałem na dwójkę mężczyzn na kanapie. Myślałem, że będę odczuwać zazdrość, ale wcale tak nie było. W ich relacji było coś rodzinnego i mój współpracownik miał rację mówiąc, że wyglądają jak kociaki.
- Może napiszę do Jongdae, żeby po niego przyjechał? - Zapytałem Sehun'a patrząc z niepokojem na Minseok'a. Było pewne, że jest przemęczeny, a choroba dodatkowo go osłabiała.
- Nie słuchałeś? Minseok mówił, że jest w innym mieście na spotkaniu autorskim. Wróci za trzy dni.
- Po co tak długo tam jest? Przecież spotkanie trwa najwyżej dwie godziny. - Mruknąłem, ale nie otrzymałem wyjaśnień. Mężczyzna wzruszył ramionami i wrócił do swojej pracy.
Jongdae był pisarzem. Dwa lata temu wygrał konkurs literacki, w którym główną nagrodą było wydanie powieści w formie papierowej. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Rzucił pracę w biurze i zaszył się w domu, gdzie tworzył hity podbijające serca Koreańczyków.
Życzyłem mu dobrze, nawet mimo tego, że ranił mojego najlepszego przyjaciela. On po prostu nie rozumiał, że powinien podjąć decyzję. Zdecydować między dwoma ukochanymi osobami.
- Co robisz na co dzień, Baekhyun? - Zapytał Sehun włączając suszarkę. Dziewczyna siedziała cicho i podczas całej swojej wizyty odezwała się tylko raz. Było to trochę dziwne, ale po kilku próbach Sehun zrezygnował z rozmowy z nią.
- Pracuję. Trzy razy w tygodniu na recepcji w hotelu i codziennie w radiu.
- O proszę. - Zaśmiał się Oh, a wyraz jego twarzy nieco złagodniał. Zwykle przerażał przy pierwszym kontakcie, ale uważałem go za naprawdę dobrego przyjaciela. - Co robisz w radiu?
- Mam audycje wieczorną. - Rzucił cicho Byun. Nie chciał obudzić Minseok. - Co wieczór na stacji ForLife.
Poczułem jak moje serce staje w miejscu. Odkaszlnąłem i oderwałem wzork od raportu. Baekhyun zdał się nie rozumieć naszych zszokowanych spojrzeń skierowanych w jego kierunku. Nagle stał się mały i niepewny, nie rozumiejąc czy powiedział coś złego.
- Hyun?
-Um, tak. - Mruknął od razu rozumiejąc co mam na myśli. Jego pseudonim. Zanim zdążyłem coś jeszcze powiedzieć usłyszałem głośny śmiech Sehun'a.
- Wiedziałem, że skądś znam twój głos! - Wykrzyknął, a ja zmarłem w zaskoczeniu.
Jak mogłem go nie poznać? Przecież to idealnie do niego pasowało. Jego cichy, kojący głos był jedyny w swoim rodzaju.
- Słuchacie tego?
- Codziennie! - Baekhyun prychnął i schował swoją zawstydzoną twarz w dłoniach.
Nie mogłem uwierzyć, że to on mówił te wszystkie słowa, które przyciągały tyle osób. Nie rozumiałem jak mogłem się nie zorientować. Przecież jego zajęcie było oczywiste.
Zaprzątało mi to głowę aż do chwili, kiedy obudziliśmy Kim'a i ruszyliśmy w stronę budynku, w którym mieszkał. Mężczyzna wydawał się wręcz nieobecny, co nieco nas przerażało. Baekhyun raz po raz opiekuńczo kładł dłoń na jego plecach i pytał, czy wszystko z nim w porządku.
Drzwi otworzyła Seohyun, która widząc Minseok'a złapała go pod rękę i pociągnęła do środka, każąc skryć się pod kołdrą. Grzecznie nam podziękowała, kłaniając się kilkakrotnie. Po tym jak znikła w środku słyszeliśmy jej krzyki, mówiące, że musi się za siebie wziąść. W innej sytuacji spróbowałbym ją uspokoić, ale wiedziałem, że teraz Kim'owi po prostu się należy.
- Wracamy do domu? - Zapytałem kiedy wyszliśmy przed klatkę i odetchneliśmy świeżym, zimowym powietrzem.
Oczekiwałem potwierdzenia, ale Baekhyun skąpo wzruszył ramionami i spojrzał w górę, na ciemne niebo zapełnione lśniącymi, drobnymi gwiazdami.
- Zjadłbym zupę instant. - Rzucił w pewnej chwili, a ja cicho prychnąłem i w akcie nagłej odwagi chwyciłem jego dłoń, ciągnąc go w stronę sklepu całodobowego. Była ciepła i gładka.
- To jest te zdrowe odżywianie, tak? - Zaśmiałem się patrząc na jego twarz. Był w niej dziwny niepokój.
Skręciliśmy w jedną z alejek przy naszym budynku mieszkalnym i dotarliśmy do jednego z mniejszych sklepów w okolicy.
- I co teraz? - Pociągnąłem go do środka. Było pusto, na dobrą sprawę nie było nikogo poza nami i kasjerem.
- Kupmy wino, przygotujmy makaron i udawajmy, że wszystko jest tak jak być powinno, a zło tego świata ominęło nas szerokim łukiem, co? - Zapytał nagle Baekhyun, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. Nie wydawał się smutny. Traktował to jakby mówił o pogodzie, a nie o jakimkolwiek problemie.
- W porządku. - Odparłem jedynie i podszedłem nie stoiska z plastikowymi miskami, do których powpychane zostały gotowe dania. Wybrałem jedne z nich, a widząc, że Byun dużo bardziej interesuje się winem, zabrałem też drugą, taką samą porcję. Podszedłem do kasy, gdzie poprosiłem o przygotowanie posiłków. Byun w tym czasie wrócił z czerwonym winem w dłoni. Zapłaciłem za wszystko, po czym wyszliśmy ze sklepu. W okolicy znaleźliśmy niewysoki murek, na którym usiedliśmy. Moje kolana były nieprzyjemnie wysoko, ale uznałem, że zdołam to przecierpieć.
- Coś się stało? - Zapytałem, co było nieco głupie, ponieważ dobrze wiedziałem, że działo się coś co wieczór. Przysparzało mu bólu i smutku.
- Nic.
- Ah. - Rzuciłem przysuwając się bliżej. Z trudem otworzyliśmy butelkę, po czym zabraliśmy się za ciepły posiłek.
Cały czas miałem wrażenie, że stało się coś złego. Wraz z wyjściem z salonu fryzjerskiego Byun stał się dużo smutniejszy.
- Z kim spędzasz święta? - Rozpocząłem kolejny temat, który zdawał mi się odpowiedni. W końcu mieliśmy okres przed świąteczny.
- Sam. Sam spędzam święta.
- To tak jak ja. - Sapnąłem, a on zmarszczył brwi. Prawdopodobnie myślał, że pojadę do rodziny, ale w tym roku postanowiłem sobie to odpuścić, świadom, że będą to pierwsze święta po rozwodzie rodziców. Wszyscy będą o to pytać, być może się kłócić, a ja nie chciałem tego słuchać.
- Naprawdę?
- Naprawdę. - Zaśmiałem się, a on z delikatnym uśmiechem ułożył dłoń na mojej i lekko zacisnął swoje palce.
- Możemy spędzić święta razem. - Zaskoczony spojrzałem w jego stronę. Nie przyszło mi to do głowy.
- Nie jedziesz do rodziny? - Czułem, że to pytanie go zasmuciło. Urocze podekscytowanie znikło z jego twarzy, pozwalając zdominować ją przez obojętny wyraz.
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Nie mam rodzeństwa, a dla reszty jestem nieprzyjemnym wspomnieniem przeszłości.
Zaniemówiłem patrząc na niego z niepokojem. Nie rozumiałem jak ten pełen radości i chęci pomocy mężczyzna może kojarzyć się komukolwiek z czymś nieprzyjemnym. Sam w sobie był dla mnie zbiorem wszystkiego co symbolizowało dobro.
Chciałem zabrać jak sobie z tym radzi, jacy byli i czy to po tym wydarzeniu zamieszkał z Dongho, ale z moich ust wydobyło się tylko jedno zdanie nagrodzone uśmiechem.
- Spędźmy razem te święta.
------------
Mieliście dziś dobry dzień?
O 21:00 mnie nie będzie, więc macie szybciej.
Kocham was mocno
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro