18/12/17
-Koko! - Zawołał Baekhyun, kiedy suczka zaczęła warczeć na niewielkiego kota kryjącego się za drzewem. Słysząc melodyjny głos pies natychmiast ucichł i machając ogonem podbiegł do nogi Byun'a.
- To dziwne, że obcy pies się ciebie słucha. - Skomentowałem podążając obok niego. Moje ręce były wciśnięte w kieszenie kurtki a nos schowany w szaliku. Nie rozumiałem jak brunet mógł iść w samym płaszczu. Był potwornie zimny poranek.
- Wiele psów się mnie słucha. - Rzucił, a ja zdałem sobie sprawę z tego, że ma na myśli zwierzęta ze schroniska. Zmarszczyłem lekko brwi i spojrzałem w jego kierunku. Poczułem smutek na myśl o tym, że te istoty spędzą kolejne święta za kratami schroniskowych kojców.
- Czy te zwierzęta, które wyprowadzaliśmy znalazły dom?
- Rose miała ostatnio rozmowę przed adopcyjną, pamiętasz? - Przytaknąłem, uśmiechając się lekko, kiedy w mojej głowę pojawił się obraz radosnej suczka na trzech łapach. - Dostałem wiadomość, że wczoraj trafiła do nowego domu.
- To świetnie! - Rzuciłem nieco zbyt głośno, na co otrzymałem cichy śmiech.
- Molly i Dolly wpadły w oko dwóm siostrą. Nie mieszkają razem, ale często się widują. Mam nadzieję, że zdecydują się je zaadaptować.
- Byłoby cudnie, prawda? Mogłyby się razem bawić.
- Zależało nam na tym, żeby zostały zaadoptowane przez jedną osobę, ale ta opcja też wydaje się dobra. - Kiwnąłem głową, ponieważ nie chciałem wypowiadać się na temat tego, czego nie znam. Chciałem po prostu, żeby te cudne zwierzęta znalazły kochające rodziny. - Z tego co wiem to chłopcami nikt się nie zainteresował.
- Mam nadzieję, że znajdą domy.
- Ja również.
W pewnej chwili zauważyłem, że Byun lekko drży. Westchnąłem cicho, ponieważ od początku mówiłem mu, że tak będzie. Ten jednak wiedział swoje i uznał, że wcale nie zmarźnie. Nie chciałem jednak, żeby się przeziębił, dlatego z wewnętrznym bólem odwiązałem szalik i zatrzymałem mężczyznę.
Powstrzymałem pełne żalu spojrzenie i pozwoliłem sobie nachylić się nad brunetem oraz powoli zawiązać materiał wokół jego szyi.
- Zmarźniesz.
- Wiem. - Prychnąłem poprawiając szalik. Zasłaniał połowę jego zaczerwienionej od zimna twarzy. - Dlatego wracajmy już. - Zsunąłem z dłoni rękawiczki i podniosłem lewą rękę mężczyzny. Jego dłonie były śliczne. Smukłe i blade, bez żadnych blizn czy przebarwień. Trzeba było je chronić.
Założyłem mu rękawiczkę, po czym zabrałem smycz Koko i zasłoniłem również prawą dłoń bruneta.
- Dziękuję, Chanyeol, to kochane. - Powiedział i obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Ruszył drogą powrotną do naszego budynku podśpiewując pod nosem jakąś świąteczną piosenkę.
Już zbliżając się do osiedla miałem złe przeczucie. Coś podpowiadało mi, żeby uciekać, ale tego nie zrobiłem. Podążałem przy boku mężczyzny opowiadając mu o swojej pracy, kiedy o to zapytał.
W pewnej chwili drzwi wejściowe klatki otworzyły się, a zza nich wyłoniła się sylwetka Dongho. Chciałem zawrócić i schować Baekhyun'a, ale zdałem sobie sprawę z tego, że jego chłopak już nas zauważył.
Grymas na jego twarzy jasno wyrażał wściekłość.
- Co ty robisz?! - Wrzasnął, a ja byłem pewny, że lada moment zza okien wyjrzą twarze sąsiadów. Widziałem już pierwsze ruchy za firankami. - Co z nim robisz?!
- Wyprowadzam Koko. - Odpowiedź była niesamowicie cicha i niepewna, tak, jakby sam nie był pewny co do jej prawdziwości. - Chanyeol'a spotkałem po drodze, dlatego razem wracamy. - Pies, wyczuwając niebezpieczeństwo schował się za moimi nogami, przez co poczułem potrzebę chronienka ich obojga.
- Myślisz, że jestem głupi?! To nie twoje! - Kontynuował Dongho, podbiegając do nas. Chwycił za materiał związany na szyi Baekhyun'a i pociągnął go w swoją stronę, zmuszając tym samym, aby drobny mężczyzna zbliżył się do niego z cichym piskiem wywołanym przez ból.
- Nie dotykaj go. - Powiedziałem spokojnie, kładąc dłoń na tej należącej do Dongho. Ten puścił materiał odskakując, jakby mój dotyk poparzył jego skórę.
- Nie zbliżaj się do niego, rozumiesz?! - Krzyknął, tym razem kierując swój wzrok w moją stronę. - Po co się we wszystko wtrącasz? - Zapytał tym razem ciszej, podchodząc bliżej miejsca, w którym stałem. - Nie próbuj psuć tego co sam zbudowałem. - Powiedział całkowicie ignorując przerażonego Baekhyun. - To ja kieruję moim życiem, nie pozwolę, żebyś cokolwiek zniszczył.
- Nie będę się zgadzał na to jak go traktujesz.
- Nie bądź tak pewny siebie. - Warknął zaciskając swoje pięści. Przez chwilę mierzył mnie chłodnym spojrzeniem, po czym przeniósł je na drżącego bruneta. - Oddaj Koko i wróć do mieszkania. Porozmawiamy wieczorem. - Byun potulnie przytaknął i pociągnął mnie za przedramienie w stronę klatki. Gdy drzwi się zamknęły przystanął i wziął głęboki oddech. Chciałem, aby czuł się przy mnie bezpiecznie, przecież nie pozwoliłbym go skrzywdzić. Niestety ten najwyraźniej nie odczuwał tego w ten sposób.
- Pójdę już. Pewnie za chwilę wróci, żeby sprawdzić czy jestem w domu. - Rzucił podnosząc na mnie wzrok. Pozwolił, żebym uspokajająco przeczesał jego grzywkę, po czym posłał mi lekki uśmiech i uciekł w górę schodów. Słyszałem jak wchodzi do mieszkania właścicielki Koko.
Nie czułem się dobrze z tym, że nam przerwano. Chciałem spędzić z nim więcej czasu, ale wiedziałem, że nie byłoby to dla końca rozsądne. Mimo to nie potrafiłem pozbyć się niepokoju, który wzmagał się z każdą chwilą. Szybko pobiegłem na najwyższe piętro i po wtargnięciu do mieszkania zabrałem zapasowe klucze z lodówki.
Wyszedłem i zszedłem na niższe piętro. Dosłownie minute później przy drzwiach pojawił się Byun.
- Przepraszam, zapomniałem oddać Ci szalika i rękawiczek. - Powiedział zaczynając odwiązywać materiał. Chciałem go powstrzymać, ale po uchyleniu ust zdałem sobie sprawę z tego jak ogromny miałby przez to problem z Dongho.
Odebrałem więc przedmioty i złapałem jego dłoń, gdy chciał ją odsunąć. Obróciłem ją grzbietem do dołu i umieściłem na niej pojedyńczy, srebrny klucz.
- Weź go, gdyby przesadził. Nie chcę, żebyś marzł na klatce.
- Przestań, Chanyeol, nic mi nie będzie. - Rzucił kręcąc głową i próbując oddać mi klucz. Nie chciałem tego. Chciałem, aby miał jakiekolwiek wyjście, żeby wiedział, że jest miejsce, w którym o każdej porze może się skryć. - To nieodpowiedzialne.
- Tak jak nieodpowiedzialne jest mieszkanie ze swoim katem. - Prychnąłem. Byun chyba się tego nie spodziewał, ponieważ sprzeciw ucichł, a on spojrzał na mnie mokrymi oczami, które wzmogły panikę w moim sercu.
- Posłuchaj, Baekhyun. - Rzuciłem natychmiast, chcąc jakoś go uspokoić. Nie wiedziałem co powinienem powiedzieć, ale uznałem, że najlepszym pomysłem będzie danie mu więcej argumentów, mówiących, że musi zatrzymać klucz. Ponieważ zawsze pomagał ludziom uznałem, że najlepszym będzie wyjaśnienie, że to ja go potrzebuję. - Wiesz, że jestem samotny, prawda? - Zapytałem cicho, przegryzając dolną wargę. Być może nieco nim manipulowałem, ale tłumaczyłem sobie, że to dla jego dobra. - Potrzebuję kogoś obok. - Dodałem skupiając się na jego wzroku, który zdawał się być nieco zakłopotany. - Kurde. - Westchnąłem odchylajając głowę do tyłu, aby spojrzeć na szary sufit. - Po prostu pozwól mi wierzyć, że jestem dla ciebie ważny, dobrze?
- Jesteś dla mnie ważny, Chanyeol. - Szepnął tak cicho, że w pierwszej chwili pomyślałem, że się przesłyszałem. Po ponownym spojrzeniu na jego twarz zrozumiałem, że naprawdę to powiedział.
Znowu poczułem te nieznośne ciepło na sercu, które w nachalny sposób ogrzewało moje ciało oraz policzki.
Oboje w tej samej chwili usłyszeliśny trzask drzwi wejściowych. Nie musieliśmy się upewniać, żeby wiedzieć, że ciężkie kroki należą do Dongho. Spojrzeliśmy na siebie z niepokojem. Baekhyun posłał mi delikatny uśmiech, zacinął pięść.
Wtedy otrzymałem trzeci pocałunek.
Był dużo szybszy i mniej precyzyjny niż poprzednie. Czerwone wargi były tym razem zimne, ale w żaden sposób mi to nie przeszkadzało.
Kroki były coraz bliższe, a ja pomyślałem, że nie jesteśmy zbyt mądrzy robiąc to w obecności jego partnera.
Posłaliśmy sobie krótkie uśmiechy, po których Baekhyun bardzo ostrożnie zamknął za sobą drzwi. Sam szybko, ruszyłem na piętro starając się pozostać nieusłyszanym.
Już w mieszkaniu zdałem sobie sprawę z tego, że wszystko co powiedziałem Baekhyun'owi było prawdą.
Potrzebowałem myśli, że jest ktoś, komu na mnie zależy.
W pracy miałem coraz więcej roboty. W okresach przed świętami i nowym rokiem zawsze więcej osób przychodziło po nasze usługi. Byli to bardzo różni klienci. Od tych najmłodszych, po emerytów. Takich co nie przeżyli jeszcze nic i takich, którzy przeżyli już wiele własnych '' końców świata".
Wiedziałem, że pracy będzie dużo aż do stycznia, ale nie przeszkadzało mi to. Czas dużo szybciej uciekał, gdy miałem robotę.
-Dziś osiemnasty grudnia. - Usłyszałem ze ściszonego radia. Musiałem się skupić, ponieważ obok Sehun suszył włosy jednej z klientek. Dobrze znałem początek, podczas, którego Hyun się przedstawiał, dlatego niespecjalnie się tym przejąłem. Miałem nadzieję, że suszarka zostanie wyłączona, gdy tylko Hyun zacznie. Niestety tak się nie stało. - Pomyślcie jak niewiele zostało do świąt. Czujecie je już? Wszędzie pełno wspaniałych dekoracji i ta aura życzliwości. Własnie dlatego uwielbiam grudzień. Stajemy się lepsi. Niektórzy cały miesiąc, inni jeden, świąteczny dzień, ale to nic. Ważne, że w końcu się staramy. Poznałem niedawno kogoś, kto zdaje się starać, wiecie? To bardzo miła, ciepła osoba, ale nie powinniśmy nawet na siebie patrzeć. - Westchnął cicho, powoli kontynuując. - Znacie to okropne uczucie bezradności, kiedy wiecie, że to czego pragnienie przyciągnie na was zgubę? Odczuwam to już drugi tydzień. To uczucie, kiedy wiem, że powinienem przestać coś robić, ale tak bardzo tego pragnę, że nie potrafię sobie wyobraź chwili, w której miałoby tego zabraknąć. - Mówił, a od razu zacząłem utożsamiać się z jego słowami. Brzmiało jak moja sytuacja z Baekhyun'em. - Brnę w to dalej, bez świadomości tego jak to wszystko się skończy. Prawdopodobnie każdy z nas miał kiedyś taką sytuację, prawda? Zachowajcie przy tym zdrowy rozsądek. Kim Nayoung - "Say Goodbye" .
Westchnąłem spoglądając za okno na czarne już niebo.
Nie powinniśmy za sobą rozmawiać, ale brneliśmy w to dalej, czekając na to, jaki efekt otrzymamy.
Straciliśmy zdrowy rozsądek w chwili, kiedy nasze spojrzenia się spotkały, wypowiadając sobie niemą obietnicę o tym, że wkrótce wszystko będzie lepiej.
---------------
Wiem, że ten rozdział jest bardzo słaby, ale nie mam siły pisać, edytować, ze świadomością, że piszę o samotności, która brutalnie dotknęła Kim Jonghyun'a.
Jeszcze ta piosenka (wybrana już jakiś czas temu) wprowadza mnie w słaby nastrój..
Wieczorem, o 21:00, pojawi się już dzisiejszy rozdział.
Kocham was, do wieczora
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro