Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13/12/17


- Myślę, że pora, abyśmy zrobili dobry uczynek! - Wykrzyknął Baekhyun z samego rana. Przygotowywałem nam śniadanie, ale słysząc jego głos nie potrafiłem utrzymać łyżki w dłoni. Ta z głośnym brzdękiem upadła na podłogę.
Oboje mieliśmy ciężką noc. Po serii płaczu i cichych słów pocieszenia zasnęliśmy na niewygodnej kanapie, w nie naturalnej pozycji.
Wstaliśmy obolali, ale dziwnie lżejsi, tak jakby każda łza odejmowała nasze zmartwienia.
- Co masz na myśli? - Zapytałem spokojnie, tak jakby moje serce nie zamarło chwilę temu.
- Schronisko. - Odpadł odbierając ode mnie dwa talerze z tostami i jajecznicą. Na początku Baekhyun nalegał na sałatkę owocową, ale miałem wrażenie, że stres źle odbija się na jego ciele. Wydawał się jeszcze drobniejszy i słabszy.
Dodatkowo ciągle kulał i krzywił się przy niektórych ruchach, co powodowało ogromne zmartwienie z mojej strony. Zapewniał, że wszystko jest w porządku, ale wiedziałem, że nie mogę nazwać tego prawdą.
- I co chcesz robić w tym schronisku? - Położyłem na stole dwa wysokie kubki z herbatą i usiadłem naprzeciw Byun'a.
- Weźmiemy psy na spacer. Jest ich dużo, a każdy z nich chce wyjść.
- W porządku. - Powiedziałem spoglądając na zegar. Była ósma, więc miałem jeszcze trochę czasu przed pójściem do pracy. Nigdy nie byłem w schronisku, ale byłem pewny, że Baekhyun ma rację mówiąc, że zwierzęta czekają na kogoś, kto się nimi zajmie, dlatego nie miałem nic przeciwko takiej wycieczce. W końcu mama mówiła, że musimy być dobrymi ludźmi, zwłaszcza przed świętami, kiedy każdy dobry uczynek liczony jest podwójnie.
Śniadanie jedliśmy rozmawiając o Melody oraz o jarmarku świątecznym, na który oboje chcieliśmy iść. Wstępie nawet umówiliśmy się na otwarcie.
Wiedziałem, że tego również nie będę mógł nazwać randką, ale czułem się dobrze mogąc spędzić z nim swój czas. To było jak zapewnienie, że do tego czasu Baekhyun wciąż będzie przy mnie.
Po tym oboje się ubraliśmy i wyszliśmy z budynku.
Na klatce schodowej stało się jednak coś, czego żaden z nas nie przewidział.
Dongho otwierał właśnie drzwi swojego mieszkania. Słysząc dźwięk butów spojrzał w naszym kierunku oskarżycielsko. Odruchowo rzuciłem wzrokiem za siebie, ale Baekhyun'a tam nie było. Mężczyzna wciąż znajdował się na wyższym piętrze będąc niewidocznym dla swojego partnera. Dziękowałem Bogu, że cofnął się do mojego mieszkania po szalik.
- Widziałeś mojego chłopaka? - Zapytał Dongho ciężkim głosem. Specjalnie położył nacisk na słowo sugerujące przynależność Baekhyun'a do niego. Nie podobało mi się to i czułem jak moje dłonie nagle stały się cięższe. Chciałem skrzywdzić go tak samo, jak on od dawna krzywdził Baekhyun'a. Pragnąłem odpłacić mu się za każde uderzenie, za każdą ranę i każdą łzę, którą spowodował.
- Nie. - Odpadłem krótko. Nie chciałem uczestniczyć z nim w żadnej rozmowie. Samo powstrzymywanie się przed zaatakowaniem go wystarczająco dużo mnie kosztowało.
- Wiem, że się z tobą puszcza. - Rzucił otwierając drzwi mieszanka. - Powiedz tej małej szmacie, że nie będę tolerował waszej '' przyjaźni ". - Mówiąc to specjalnie podniósł głos, a ja doskonale wiedziałem dlaczego to zrobił.
Zdawał sobie sprawę z obecności Baekhyun'a.
Po chwili wszedł do swojego mieszkania głośno trzaskając drzwiami. Wspiąłem się po schodach, aby mieć wgląd na przestrasznego Byun'a, który ledwo trzymał się na nogach.
Chciałem powiedzieć, że mu pomogę.
Chciałem zapewnić, że nie pozwolę go skrzywdzić, ale dobrze wiedziałem, że on wróci do Dongho, a ja nie będę mógł nic zrobić.

Droga do schroniska minęła w ciszy. Już u progu słyszałem ujadanie bezdomnych psów i czułem niezbyt zachęcający zapach.
- Często tu przyjeżdżasz?
- Staram się, ale z samochodem byłoby prościej. - Przytaknąłem i pozwoliłem prowadzić się do wnętrza tego przykrego miejsca. Mijaliśmy wiele zwierząt. Dużych, małych, głośnych, cichych, przerażonych i tych zrezygnowanych.
Czułem się potwornie ze świadomością, że to my, ludzie, do tego doprowadziliśmy.
Te zwierzęta cierpiały. Tęskniły za tym czego w większości nie znały. Za miłością i troską.
- Tylko nie płacz, w porządku? - Mruknął poważne mężczyzna. Nie żartował. Prawdopodobnie czuł to samo co ja.
- Nie będę. - Obiecałem, widząc spore pomieszczenie, do którego się kierowaliśmy. Tam zostałem przedstawiony dwóm kobietom siedzącym za komputerami.
Zauważyłem, że wszyscy z uśmiechem witali się z Baekhyun'em, nawet, gdy mijaliśmy klatki.
Chwilę rozmawialiśmy nad ilością zwierząt oraz tym kto dawno nie był na spacerze, po czym ustaliliśmy, że weźmiemy ze sobą pięć psów. Byłem nieco przerażony tą wizją, ale Byun zapewnił mnie, że dziś przypadły nam wyjątkowo grzeczne zwierzęta.
Schronisko usytuowane było pośród rzadkiego lasu, dlatego podejrzewałem, że będziemy spacerować jego wydeptanymi ścieżkami.
Każdy z psów był inny.
Była malutka, czarna Molly, która szła tuż przy nodze Byun'a.
Dolly, rozbrykana siostra pierwszej suczki, która bez przerwy podskakiwała.
Długowłosy Ben, który trzymał się z tyłu, obwąchując wszystkie drzewa.
Jack, największy pies, który wydawała się ze wszystkich najpokorniejszy i Rose, która ze swoimi trzema łapkami wysunęła się na sam początek naszego stada.
Nie wspomnę o tym jak bardzo plątały nam się smycze, kiedy psiaki wędrowały ode mnie do Baek'a i odwrotnie.
- Uważaj pod nogi. - Rzucił mężczyzna, kiedy powoli przemierzaliśmy alejki lasu. Było zimno, ale w jakiś sposób czułem się dobrze. Miałem wrażenie, że robiłem coś odpowiedniego i należnego tym zwierzętom. Żadne z nich nie zasługiwało na krzywdy, jakie ich spotkały.
- Znasz historie każdego z nich?
- Oprócz Rose. - Powiedział ze smutną miną. Nie chciałem, żeby był nieszczęśliwy, mimo, że wyglądał idealnie nawet w tym momencie.
- Opowiesz mi?
- Są dość klasyczne. Powtarzalne. Jest ogromna ilość zwierząt, które spotkało to samo. - Rzucił przyglądając się zwierzętom. - Ben został odebrany z pseudo hodowli, po tym, jak ludzie próbowali sprzedawać szczeniaki przez internet. Jedna z użytkowniczek tej strony zgłosiła to, że wyglądają na zaniedbane. Wszystkie psy mieszkały w stajni cały rok. Starsze z nich miały dredy i były potwornie chude. Szczeniaki wyglądały jeszcze dobrze, ale ten większe psy zdawały się padać z wycieńczenia. - Westchnął, przez chwilę milcząc. - Znaleziono wśród nich dwie martwe suczki. Nie doczekały się pomocy. - Wyznał, a ja poczułem jak przez moje ciała przechodzi zimny dreszcz. Ludzie byli bestiami zapatrzonymi w pieniądze. - Molly i Dolly zostały znalezione w tym lesie. Jeden z psów je wytropił. Rozumiesz to? Ktoś je porzucił tak blisko schroniska, jakby licząc na to, że umrą. Był przy nich list. Autor pisał, że stały się ciężarem po tym, jak urodziło się jego pierwsze dziecko. - Wspominał, a na jego twarzy pojawił się niezadowolony grymas. Nie rozumiałem jak ktoś mógł w taki sposób pozbyć się członka rodziny po to, aby przyjąć kolejnego. - Jack został oddany przez właściciela. To nie jest już młody pies. Ma 11 lat i prawdopodobnie już nigdy nie zostanie zaadoptowany. Ludzie nie chcą starych zwierząt, wiesz? Nie chcą przywiązywać się do kogoś, kto wkrótce odejdzie. Molly i Dolly prawdopodobnie szybko znajdą domy, bo są urocze i małe. Ben ma piękną urodę, a Rose jest młoda i energiczna. Ma wizytę przed adopcyjną w piątek. Jack jest tu od czterech lat i nikt nigdy nawet o niego nie zapytał. Musiałby się stać cud, aby ktokolwiek zechciał dać mu szansę . Był psem pilnującym domu. Jego były właściciel uważał, że jest już za stary i stał się zbyt łagodny. Odrzucił go, jak nic nie wartą zabawkę. - Wyjaśnił lekko ochrypłym głosem. - Po prostu przyszedł i powiedział "Weźcie go tutaj albo pozbędę się go inaczej".
- Zabiłby go?
- Tak sądzę. - Westchnął, a ja z niepokojem spojrzałem na najstarszego psa, który powoli, leniwie podążał przy mojej nodze. Nie odsuwał się nawet o krok, ufnie we mnie wpatrzony, jakby był pewny, że nie zrobię mu żadnej krzywdy.
- Ludzie są straszni, co nie? - Rzuciłem na głos myśl, która od dłuższego czasu chodziła mi po głowie. - Uważają, że są panami całego świata, ponieważ są najsprytniejsi. Zapominamy, że najsilniejsi powinni troszczyć się o słabsze stworzenia. We wszystkim szukamy sposobu na wzbogacenie się.
- Beznadziejne, ale też tak uważam.
- Dobrze, że są ludzie jak Ty, którzy próbują naprawić błędy tych, których nawet nie znali.
Baekhyun ucichł, widocznie myśląc nad moimi słowami. Po chwili podkręcił lekko głową i westchnął.
- Te zwierzęta nie zasłużyły na to, żeby tu być. Wiele z nich nigdy już nie doczeka się domu. Niektóre z nich straciły go bezpowrotnie, inne nigdy nie miały. To niesprawiedliwe. - Rzucił z nieco wilgotnym głosem. - Każdy zasługuje na miłość, a one jej nie doświadczyły. Zostały porzucone jak niepotrzebne nikomu rzeczy. 
- Tak jest i będzie, Baekhyun. Kilka osób nie jest wstanie zmienić myślenia całego świata.
- Nie chce żyć na tak podłym świecie. - Powiedział, a ja przystanąłem, aby objąć go i przyciągnąć do ciepłego uścisku, któremu natychmiast się oddał.
Miałem wrażenie, że Baekhyun poznał tylko źle aspekty życia. Przemoc, porzucenie, samotność.
Bałem się, że stracił wiarę, że może ono być dobre.
 Czułem, że Baekhyun tego nie doświadczył.

__________

Dobry wieczór <3

Zastanawiam się nad napisaniem jakiegoś opowiadanka z Min Yoongi'm :3 Jakie lubicie?

Całuski <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro