06/12/17
- Chcesz herbatki Yoona? - Zapytał swobodnie Minseok siedzącej przede mną kobiety. Przychodziła do nas od początku istnienia salonu, dlatego nie mogliśmy nazwać jej jedynie klientką. Była tu jeszcze przed niektórymi z nas. Była naszą przyjaciółką.
- Bardzo chętnie.
- Też poproszę. - Wtrąciłem spoglądając na mężczyznę, który widząc to lekko podkręcił głową.
- Wiem, nawet nie muszę pytać. - Zaśmiał się cicho, ruszając do naszej maleńkiej kuchni na zapleczu. Po chwili usłyszeliśmy głośny dźwięk gotującej się wody. Ponieważ Luhan oraz Sehun wyszli po kolacje zostałem w pomieszczeniu sam z Yoon'ą. Znaliśmy się już długo, dlatego od razu zauważyłem na jej twarzy oznaki stresu.
Przypominała trochę Luhan'a, który tak samo jak oba był niesamowicie oczywisty. Zawsze od razu wiedzieliśmy, gdy coś ich trapiło.
- Co się dzieje? Coś nie tak z Eunjin? - Zapytałem cicho, otrzymując w zamian pełne bólu westchnienie.
Eunjin była ośmioletnią córką Yoon'y. Pod koniec 2016 roku wykryto u niej białaczkę. Od tamtego czasu jej stan się pogarszał, a dziewczynka słabła w oczach. Od dwóch miesięcy nie opuszczała szpitala, po tym, jak ostatnia terapia osłabiła jej ciało.
Często rozmawialiśmy o tym, że chcielibyśmy ją odwiedzić. Mimo to zawsze się wycofywaliśmy. Nie wiedzieliśmy czy zostalibyśmy wypuszczeni i mieliśmy świadomość jak bardzo musiała się zmienić. Nie chcieliśmy patrzeć jak jej życie gaśnie.
- Pozwolono nam zabrać ją na święta do domu. - Szepnęła powstrzymując łzy. Uśmiechnąłem się lekko, choć z wyraźnym przygnębieniem. Pamiętałem dobrze Eunjin sprzed choroby. Bardzo lubiła do nas przychodzić, a przez to, że miała piękne, długie włosy Sehun chętnie plótł jej warkocze oraz koki. Była kochanym, małym promyczkiem, który co weekend piekł dla nas ciasta. Często przychodziła do nas po szkole, ale nie mieliśmy nic przeciwko. Yoon'a pracowała wtedy w dużej korporacji i nieraz nie miała czasu wystarczająco się nią zająć. Eunjin do każdego zawsze zwracała się z szacunkiem, nazywając nas swoimi wujkami i obiecując kolorowe rysunki w zamian za uczesanie. Jej ojciec, Jongmin, pracował w Japonii i starał się przyjeżdżać jak najczęściej, ale nie widzieli się więcej niż dwa razy w miesiącu. Dopiero po odkryciu choroby u córki przeniósł się, aby wspierać ją oraz swoją żonę.
- To wspaniale. - Powiedziałem, powoli przycinając końce jej włosów.
- Nie mogę pozbyć się wrażenia, że to będą nasz ostatnie. - Szepnęła, powodując, że zastygłem bez ruchu, ze wzrokiem wbitym w duże lustro naprzeciw nas.
- Nawet tak nie mów, Yoona. - Poprosiłem, przełykając ślinę. - Eunjin wyzdrowieje.
- Lekarze mówią, że z każdym dniem jej szanse maleją. - Odłożyłem nożyczki, czując, jak moje ręce drżą. Przykucnąłem, obejmując nimi drobne ciało kobiety. Na moim lewym policzku spoczęły jej słone łzy, które spłynęły z jej twarzy.
- Dziś szósty dzień grudnia. - Usłyszałem spokojny głos ze ściszonego radia. Minseok nieco go zagłuszał swoją rozmową telefoniczną, którą słyszeliśmy w pomieszczeniu. Dodatkowo usilnie powstrzymywany płacz Yoon'y nie pozwalał mi wystarczająco skupić się na jego słowach. - Niebo jest już bardzo ciemne, ale czy nie wygląda to wspaniale? Nagie drzewa, puste chodniki i ten drobny śnieg spadający z góry. - Mówił dalej, a ja powoli spojrzałem za okno. Odniosłem wrażenie, że Hyun musiał być gdzieś niedaleko, ponieważ na zewnątrz było dokładnie tak jak opisywały to jego słowa. - Ten śnieg wkrótce odejdzie. Jest zbyt słaby, aby przetrwać. Dziś możemy cieszyć oczy jego widokiem, ale już jutro go zabraknie. Zostanie jedynie w naszych pamięciach jako pierwszy znak nadchodzącej zimy. - Na chwilę ucichł, aby potem kontynuować delikatnym, kojącym głosem. - Podobnie jak ten śnieg i my kiedyś odejdziemy. My oraz nasi bliscy. Nie możemy nic zrobić. Możemy jedynie próbować zachować ich w swojej pamięci. - Usłyszałem głośne prychnięcie Yoon'y, która wyprostowała się, zabierając dłonie z mojego karku. - Wszyscy odejdziemy, dlatego starajmy się, abyśmy w tym dniu nie mieli sobie nic do zarzucenia, dobrze? Bądźmy tymi, którzy wywołują uśmiech nawet na twarzach nieznajomych. Świat potrzebuje takich ludzi. Jung Joonil - The first snow. - Odsunąłem się od kobiety, delikatnie gładząc jej włosy.
- Ona jest jak ten śnieg, prawda? - Zapytała cicho, a ja delikatnie przytaknąłem. Wszyscy wiedzieliśmy, że dziewczyna wkrótce odejdzie. Nie potrafiliśmy o tym rozmawiać i przeżywaliśmy to samodzielnie. Nie było zbyt duży szans na jej uratowanie. Choroba niszczyła jej organizm z każdym nadchodzącym dniem.
-Nie powinnaś o tym myśleć. Skup się na tym co jest teraz, a nie co będzie potem.
- Łatwo ci mówić, ponieważ nigdy nie byłeś w podobnej sytuacji.
Ucichliśmy. Nie byłem na nią zły. Dobrze wiedziałem, że miała rację. Nigdy nie żegnałem najważniejszej dla mnie osoby.
Po chwili do pomieszczenia wrócił Minseok, który widząc nas w uścisku, również się przyłączył.
Czasami patrząc na niego miałem wrażenie, że jest równie samotny co ja. Dobrze znałem jego sytuację i wiedziałem, że nie jest dla niego prosta. Czasami, gdy przychodził do pracy, widziałem jego czerwone od łez powieki i pełne zmartwień spojrzenie.
Czuł, że i on wkrótce kogoś straci. Straci Jongdae.
Wracałem do domu, gdy było już niemal czarno na zewnątrz. Było pusto i zimno, a wokół panowała głucha cisza, którą przerywał jedynie odgłos moich kroków. To był dobry wieczór na przemyślenia. Byłem gotów założyć się, że wiele osób próbuje poukładać dziś swoje myśli. Ja sam do nich należałem.
Miałem proste życie, które kręciło się wokół pracy i mieszkania. Nigdy nie robiłem niczego ciekawego. Brakowało mi kogoś, kto mógłby to robić ze mną, dlatego podświadomie przekładałem wszystkie interesujące wydarzenia czekając, aż zjawi się ktoś, kto mógłby mi w nich towarzyszyć. Brakowało mi drugiej osoby.
Nie mogłem nazwać się szczęśliwym, ponieważ z każdym dniem coraz bardziej rozpaczliwie potrzebowałem się zakochać. Tęskniłem za tym uczuciem. Potrzebowałem się kimś opiekować i kogoś rozpieszczać.
To uczucie nieco osłabło w chwili, w której pojawiła się Melody, ale coraz częściej wracało, nie pozwalając mi zasnąć.
Moje myśli przepełnione były niepokojem.
Miałem dwadzieścia pięć lat.
Potrzebowałem czegoś stałego oraz świadomości, że jest przy mnie ktoś, kto nigdy nie odejdzie. Chciałem mieć pewność, że nie zostane sam.
- Chanyeol! - Radosny okrzyk spowodował mój gwałtowny postój i oderwanie od myśli dotyczących przyszłości.
Uśmiechnąłem się szeroko, widząc Baekhyun'a, który otulony w długi płaszcz pospiesznie zmierzał w moim kierunku. Jego buty zostawiały ślady na cienkiej warstwie śniegu. Śmiesznie skrzypiał pod jego stopami.
- Wracasz z pracy? - Potykając się o własne stopu zatrzymał się naprzeciw mnie. Miałem idealny widok na jego twarz, która tym razem nie miała na sobie żadnych nowych ran. Pomyślałem, że to pewnie dlatego, że nie spędził wczoraj wiele czasu w swoim domu.
Dopiero teraz zauważyłem, jak duża była między nami różnica wzrostu. Było w tym jednak coś miłego. Pasowało do niego.
Mały, nieporadny Baekhyun.
- Tak, a ty?
- Również. Mogę dotrzymać ci towarzystwa? - Zapytał dość poważnie, na co przytaknąłem. Oczywiście, że chciałem, żeby podążał przy moim boku. W żaden sposób mi nie przeszkadzał, ponieważ o dziwo polubiłem jego towarzystwo.
Wznowiliśmy drogę do naszego osiedla. Żałowałem, że nie zauważyłem go wcześniej. Do domu zostało może pięć minut drogi, a ja chciałem spędzić z nim więcej czasu.
Czułem na sobie jego wzrok. Wędrował od mojej twarzy do rąk, co jakiś czas zjeżdżając niżej.
- Co jest? - Zapytałem czując, jak się zbliża. W pewnej chwili jego śliczne, smukłe dłonie chwyciły za moją, nieco zniszczoną ciągłą dezynfekcją w pracy.
- Masz bardzo suche dłonie. - Powiedział delikatnie się uśmiechając. Jego oczy były podkrążone, usta nieco spierzchnięte, a policzki zaczerwienione od zimna, ale uważałem, że i tak był to jeden z najładniejszych uśmiechów jakimi kiedykolwiek zostałem obdarowany.
- Za to twoje są bardzo gładkie i miękkie. - Odparłem pozwalając mu dotykać mojej skóry. Przyjemnie ją ogrzewał, co powodowało, że nie chciałem, aby się odsuwał.
- Dongho ich nie lubi. - Powiedział, kiedy puścił moją dłoń, abyśmy mogli wpisać kod otwierający drzwi klatki.
- Dlaczego?
- Ogólnie nie lubi mojego wyglądu. Mówi, że powinienem być bardziej męski. - Mruknął wspinając się po schodach. - Jestem mężczyzną, więc powinienem wyglądać jak on.
- Osobiście uważam, że jesteś piękny. - Rzuciłem przystając przed drzwiami z numerem dwunastym. - Jesteś naprawdę śliczną osobą.
- Dziękuję, Chanyeol. - Zaśmiał się spoglądając wyżej, na moje oczy. Nie wiedziałem co powinienem odpowiedzieć, dlatego jedynie się uśmiechnąłem. - Ah! - Rzucił nagle dość głośno, po chwili w obawie spoglądając na drzwi, aby upewnić się, że Dongho go nie usłyszał.
-Zapomniałem. - Dodał ściągając z ramion szmaciany plecak, który otworzył w poszukiwaniu jakiegoś przedmiotu. Po chwili wyjął ze środka małą paczkę oblepioną w kolorowe naklejkami z wizerunkiem Świętego Mikołaja oraz reniferów. - To dla Melody. W końcu dziś są Mikołajki. - Powiedział wciskając mi w dłonie pakunek.
- Nie musiałeś przecież. - Rzuciłem zaskoczony. Nawet ja nic dla niej nie kupiłem. Poczułem się zawstydzony, kiedy wróciłem wzrokiem do jego radosnych, błyszczących oczu.
- To nic wielkiego. Po prostu pomyślałem, że to wciąż młody kot, więc powinna dostać jakiś prezent. - Wyjaśnił. Chciałem odpowiedzieć, ale w tej samej chwili usłyszeliśmy szmer w mieszkaniu. Kroki się zbliżały, dlatego oboje spojrzeliśmy po sobie. - Śpij dobrze. - Powiedział Baekhyun i uchylił drzwi, po czym zniknął w mieszkaniu. Nie czekając dłużej pobiegłem na swoje piętro z miłym ciepłem rozlewającym się po mojej klatce piersiowej.
_______________________
Jeśli czytaliście już moje wcześniejsze opowiadania to wiecie, że jestem największą, najwierniejszą fanką "Goblin'a" jaka chodzi po ziemi X3 Stąd ta piosenka ^^ Jeżeli nie znacie to nadróbcie, naprawdę warto <3
Swoją drogą- Zawsze jak piszę na telefonie i używam imienia "Yoona" autokorekta zmienia mi to na " Yoonseok" XD
Lubicie Yoonseok'i? X3
Kocham was!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro