05/12/17
-Znowu "tak sobie" tu siedzisz? - Zapytałem mężczyzny niemal leżącego na schodach. Od razu rozpoznałem w nim wyczerpanego Byun'a, który patrzył na mnie spod zmarszczonych brwi. Miał odkryte przedramiona, na których długości rozmiejscowione były stare, nieco wyblakłe oraz nowe, prawdopodobnie dzisiejsze, siniaki. - Na kurtkę to już za ciepło, hm? - Mrunąłem wciąż czując na sobie jego niepewne spojrzenie. Zdawał sobie sprawę z tego, że wiem co tu robi. Chowa się, ucieka.
- Ja... Um... - Przerwał drapiąc się lekko po głowie. Dopiero teraz zauważyłem dużego siniaka na skroni, który zdawał się z każdą chwilą ciemnieć. Wczorajszy ślad wciąż nie wyglądał najlepiej. Westchnąłem przeszukując płaszcz w poszukiwaniu kluczy. Głośno zabrzęczały, gdy wyjąłem je z kieszeni. Po wybraniu odpowiednich otworzyłem drzwi swojego mieszkania, jednak nie wszedłem do środka dalej skupiając wzrok na drobnej sylwetce sąsiada. Po chwili z wnętrza domu wyszła zaciekawiona, biała kotka, która zamiast podejść do mnie znalazła się przy brunecie.
- Wejdź do środka, dam ci jakąś maść na to. - Rzuciłem dłonią wskazując na bok swojej twarzy. Zanim mężczyzna zdążył coś powiedzieć wystawiłem w jego stronę otwartą dłoń, aby pomóc mu wstać z zimnych schodów. Dziś siedział na jednym z najbliższych, co zdecydowanie ułatwiało mi ten ruch.
- Nie chcę Ci przeszkadzać. - Powiedział swoim delikatnym, melodyjnym głosem, na którego dźwięk delikatnie się uśmiechnąłem. Zdecydowanie mógłbym polubić słuchanie go. Nie rozumiałem, dlaczego ktokolwiek miałby krzywdzić osobę z tak wieloma zaletami.
- Nie przejmuj się. Mieszkam sam z Melody. -Zaśmiałem się pomagając mu wstać, po czym wziąłem niewdzięczną kotkę na ręce. Widząc, że niższy mężczyzna nie wie co robić ułożyłem jedną z rąk na jego tali i gestem kazałem mu ruszyć do mieszkania.
W środku było dużo cieplej niż na klatce schodowej co przyjąłem z zadowoleniem. Jedno z okien było nieco uchylone, aby nie udusić Melody, ale natychmiast je zamknąłem. Mimo wszystko mój gość wyglądał na zziębniętego. Miałem ochotę się nim zaopiekować, ponieważ zdawało się, że tego właśnie mu potrzeba. Odrobiny zainteresowania i poczucia bezpieczeństwa.
- Jak się nazywasz? - Zapytałem starszego pokazując mu dłonią kanapę w niemej prośbie, aby na niej usiadł. Zrobił to niemal natychmiast. Siedział dość sztywno, wyprostowany. Wyglądało to tak, jakby oczekiwał, że będę go oceniać lub karcić, podczas, gdy nie miałem względem niego żadnych złych zamiarów. Przypominał mi trochę Melody, która na początku była równie zagubiona co on. Dopiero po kilku dniach od chwili, kiedy ją znalazłem, kotka zaczęła powoli poznawać moje mieszkanie i pozwalać mi na dotykanie jej.
- Byun Baekhyun.
- Park Chanyeol . - Odparłem, mimo, że wcale nie pytał o moje imię. W szufladzie pod telewizorem trzymałem leki, dlatego zacząłem je przesuwać w celu znalezienia odpowiedniej maści. Wyciągnąłem białą tubkę. Sprawdziłem ważność leku, ponieważ ostatnim razem używałem ją latem, kiedy Sehun wdał się w bójkę z kolegą. - Chcesz jeszcze coś przeciwbólowego?
- Wiem jak się nazywasz. - Zaśmiał się cicho w sposób, którego nie mógłbym nie nazwać uroczym. Cała jego postawa sprawiała, że wyglądał nieco jak dziecko, co zdecydowanie nie pomagało mi go traktować jak osobę starszą o siebie. - I nie, przywykłem do bólu. To nic nowego. - Rzekł dobrze wiedząc, że nie raz widziałem go ozdobionego fioletowymi plamami. Nie musiał tego przede mną ukrywać.
- Skąd znasz moje imię? - Zapytałem z uśmiechem i wraz ze znalezioną maścią usiadłem naprzeciw Baekhyun'a.
Cieszyłem się, że mogłem poznać jego imię.
Odkręciłem opakowanie, a po wyciśnięciu odrobiny mazi, dotarł do nas niezbyt przyjemny zapach. - Nachyl się troszkę, co? - Poprosiłem, przysuwając się jeszcze bliżej.
- Pani Choi o tobie mówiła.
- Co takiego? - Dopytywałem nachylając się nad nim. Jedną z dłoni ułożyłem pod jego brodą zaś drugą sięgnąłem do zranionej skroni, która ucierpiała najbardziej. Czułem, że maść jest okropnie zimna, dlatego nie zdziwiła mnie mina bruneta, który skrzywił się po zetknięciu jej z bladą skórą. Powolnymi ruchami rozsmarowywałem preparat starając się nie sprawić mu niepotrzebnie więcej bólu.
- Mówiła, że jesteś przerażający i zawsze udajesz, że jej nie widzisz, kiedy idzie z zakupami.
- Nie prawda. - Prychnąłem z delikatnym uśmiechem. Przeniosłem się na kolejne znamię na jego twarzy. Nie protestował i pozwalał mi na wszystkie ostrożne ruchy. Cieszyłem się, że nie jest między nami zbyt niezręcznie. Rzadko zamienialiśmy ze sobą chociażby słowa przywitania, a teraz siedział na mojej kanapie i pozwalał mi opatrywać jego zranienia. - Coś cię jeszcze boli? - Nic nie powiedział. Krótko pokręcił głową, ale nie zdawało się to szczere. Byliśmy sobie nieznajomi, ale w aktualnej sytuacji więcej zranień nic by nie zmieniło. Nie musiał tego ukrywać. - W takim razie skończyłem. Zrobić ci herbatę? Na pewno zmarzłeś.
- Nie trzeba, chyba powinienem już iść. - Mruknął powoli wstając.
- Dlaczego? - Zapytałem zaskoczony. Dongho był brutalny i kłótliwy. Nie sądziłem, aby chciał spędzać z nim czas. Nie rozumiałem również, dlaczego zgodził się na związek z nim, ale w to nie chciałem się wtrącać. Musiało być w nim coś czarującego, skoro zdecydował się z nim zamieszkać.
- Nie chcę ci przeszkadzać. - Powtórzył swoje słowa sprzed kilku minut. Słysząc to natychmiast zaprzeczyłem ruchem głowy.
- W żaden sposób mi nie przeszkadzasz. Wolałbym, żebyś został, bo wciąż wyglądasz na zmarzniętego. - Zapewniłem odkładając tubkę z maścią na stół. - I możesz być ze mną całkowicie szczery, jeśli chodzi o twoje zdrowie. Widzę, że cały czas się krzywisz. - Widziałem, że mężczyzna delikatnie się rumieni, co było zauważalne na tle jego niezdrowo jasnej skóry. Nie chciałem, żeby wychodził, ponieważ Dongho nie domyśliłby się, że jego chłopak znajduje się w moim mieszkaniu, co powodowało, że był w nim całkowicie bezpieczny.
- Na pewno mogę zostać?
- Oczywiście. - Odparłem wstając. - Mogę zrobić herbatę, ale jeśli masz ochotę to robię najlepszą gorącą czekoladę na świecie. - Zaśmiałem się idąc do kuchni. Była otwarta na salon, dlatego oddzielała nas jedynie niewielka wysepka.
- Najlepsza na świecie gorąca czekolada brzmi obiecująco. - Stwierdził ponownie posyłając mi swój cholernie uroczy uśmiech. Nie miałem pojęcia co w nim jest, ale zdecydowanie uważałem go za największy atut Baekhyun'a. Jego oczy zmieniały się wtedy w rozkoszne, ciemne półksiężyce, a policzki wyglądały jak poduszeczki. Gdyby nie siniaki mógłby wyglądać jak szczęśliwy nastolatek.
Przyniosłem mu koc, kiedy czekałem, aż nagrzeje się garnek. Zaproponował mi pomoc, ale uznałem, że przepis musi pozostać sekretem, aby chciał jeszcze mnie odwiedzić. Nieco się speszył, ale okrył się materiałem i zaczął głaskać Melody, którą mu podałem, aby nie plątała mi się pod nogami. Co jakiś czas przenosiłem na niego wzrok, kiedy czekałem aż gorzka czekolada się rozpuści. To samo robiłem trąc skórkę pomarańczy.
Miałem wrażenie, jakby miał zniknąć. Przerażająco wpasowywał się do tego pomieszczenia, z czerwonym kocem i zadowolonym kotem na kolanach. Wyglądał jak najważniejszy element tego miejsca, ale jednocześnie to wszystko powodowało, że zdawał się marą senną, która miała odejść, gdy tylko się obudzę.
- Nie pracujesz dziś? - Zapytałem wciąż mieszając napój, który grzał się na niewielkim ogniu. Pamiętałem ten przepis z dzieciństwa, ale przygotowywałem go góra trzy razy w ciągu roku. Nie przepadałem za czekoladą, ale Byun wyglądał na kogoś, kto lubi rzeczy równie słodkie co on.
Wiedziałem, że spędza mało czasu w mieszkaniu Dongho i cały czas jest w biegu, ponieważ pracuje w dwóch różnych miejscach. Często widywałem go na mieście, kiedy biegł w nieznanym mi kierunku. Prawdopodobnie nie zawsze udawało mu się zdążyć.
- Dziś zaczynam dopiero o dwudziestej. W jednej z prac mam remont. - Wytłumaczył spokojnie przeczesując futro białej kotki. Zdawała się go polubić.
- Mogę zapytać gdzie pracujesz?
- Rano w branży hotelarskiej, a wieczorami w rozrywkowej.
- O proszę. - Rzuciłem przelewając gotową czekoladę do dwóch wysokich kubków. W całym pomieszczeniu unosił się ciężki zapach czekolady, cynamonu i pomarańczy.
Podałem mężczyźnie jeden z kubków i usiadłem obok. Chwyciłem za pilot w obawie, że zapadnie między nami niezręczna cisza.
- Za chwilę zacznie się " Wonderful Nightmare". Oglądałeś? - Zapytałem uważnie patrząc jak powoli dmucha na czekoladę, chcąc ją ochłodzić.
- Nie miałem okazji, ale jeśli jest fajne to chętnie nadrobię. - Przytaknąłem, ustawiając odpowiedni kanał. Wciąż leciały reklamy, co było dobrym znakiem. Oglądałem ten film rok temu, ale nie miałem nic przeciwko powtórki, tym bardziej, że uważałem go za wartego uwagi. - I jak? - Patrzyłem, jak powoli bierze niewielki łyk ciepłego napoju. Na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech co przyjąłem z ulgą.
- Najlepsza na świecie. - Zaśmiał się.
Film się zaczął, a my z uwagą śledziliśmy losy głównej bohaterki. Oboje powoli sączyliśmy słodkie napoje, a kiedy się skończyły wstałem, aby umyć oba kubki. Po powrocie zastałem bruneta całkowicie wpatrzonego w film, co w jakiś sposób mi schlebiało. W końcu to ja wybrałem film.
Niestety podczas prezentowanych problemów córki YeonWoo* zauważyłem, że mężczyzna coraz ciężej utrzymuje otwarte oczy. Wyglądało to dość śmiesznie, ponieważ zdawał się nie zasnąć za wszelką cenę, ale chwilę później jego głowa odchyliła się bardziej w stronę klatki piersiowej, a on zasnął. Przeniosłem swój wzrok na Melody, ale okazało się, że i ona postanowiła uciąć sobie drzemkę.
Czułem dziwnego rodzaju wewnętrzny spokój. Miałem wrażenie, jakby wszystko było na swoim miejscu i nigdy nie miało się zmienić. Tak, jakbym odnalazł coś, co straciłem wiele lat temu.
Uśmiechnąłem się do Melody, która uchyliła oczy i obserwowała mnie, gdy zabierałem puste kubki.
- Myślisz, że powinniśmy go zatrzymać? - Ciche miauknięcie uznałem za znak aprobaty.
_______
* Yeonwoo to główna bohaterka dramy oglądanej przez chłopców.
Nie wierzę, że mamy już 5 grudnia.. Dopiero zapowiadałam wam to opowiadanie... X3
Czekaliście na bekonka?
Kocham was ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro