Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10/12/20

Byun Baekhyun

Nie byłem w tym miejscu od roku. Wiele się zmieniło w ciągu tego czasu. Dom Państwa Park wyglądał smutniej. W oknach były ciemne firany zasłaniające dojście światła, w ogrodzie było zupełnie cicho i tak dziwnie pusto. Było już ciemno, ale wokół wciąż tętniło życie. W oknach okolicznych domów paliły się światła, w ogrodzie dzieci bawiły się z psem, jeden z sąsiadów nawet przywitał się ze mną, wyglądając przy tym na zaskoczonego moją obecnością. Widziałem jak jego brwi marszczą się w niedowierzaniu, kiedy stojąc przed samochodem próbowałem pozbierać myśli.

Ja również nie potrafiłem zrozumieć co się dzieje. 

Sytuacja była dziwna i nie potrafiłem jej przetrawić. Od dziś miałem zamieszkać z byłym chłopakiem, najlepszym związkiem i najcięższym rozstaniem swojego życia. 

Nie sądziłem, że cała sytuacja z utratą mieszkania doprowadzi do czegoś takiego. Nie byłem pewny czy to pozytywna niespodzianka czy może kolejny problem. Chyba w głębi wiedziałem, że nie jestem gotowy na to co miało się wydarzyć.

Nie byłem gotów ponownie wpuścić Park Chanyeola do swojego życia, ponieważ on wciąż nie odszedł z mojego serca. Przywłaszczył je sobie i chyba nie zamierzał kiedykolwiek go opuścić.

Nie mogłem mocniej się w nim zakochać. Nie chciałem znów go zranić, ponieważ nie mogłem zostać w jego życiu na dłużej. Zniszczyłbym je tak samo, jak niszczyłem wszystko inne co cenne dla mnie. 

- Baekhyun? - Odezwał się Jongdae. Westchnąłem cicho i oderwałem spojrzenie od ciemnego domu, w którym rozgrywało się wiele najpiękniejszych wspomnień ostatnich lat. W tym małym, pięknym domu, który teraz zdawał się najsmutniejszym miejscem na ziemi. 

- Tak? - Zapytałem cicho patrząc jak Kim podchodzi bliżej po zatrzaśnięciu drzwi kierowcy. On również spojrzał na budynek, ale nic nie powiedział. Jego wzrok był... Współczujący i tak niepewny jak nigdy wcześniej. Czy on również czuł, że tu nie pasuję? Że to nie jest już moja mała oaza? Że te ściany wcale nie zdają się mnie oczekiwać?

- Wnieśmy twoje rzeczy. - Powiedział, po czym lekko klepnął moje ramię. Chyba chciał przekazać mi nieco motywacji, ale ja w panicznym odruchu złapałem swoimi dłońmi jego przedramię. Zdawał się zaskoczony, kiedy nie pozwoliłem mu odejść w kierunku bagażnika. 

- Nie dam rady. - Szepnąłem. Jongdae nie był moim najlepszym przyjacielem, ale w tej chwili był moim jedynym ratunkiem przed ruszeniem dalej. Tylko on mógł zabrać mnie z tego miejsca i pocieszyć mówiąc, że się starałem. Potrzebowałem tego, kiedy drżącymi dłońmi nie potrafiłem go puścić. Tak, jakbym za wszelką cenę chciał zatrzymać czas i bieg zdarzeń. Mężczyzna westchnął. Opierałem się o drzwi pasażera, a mrożące, zimowe powietrze drażniło moją twarz. Chłód szczypał moje nieosłonięte rękawiczkami dłonie, ale nie ostudzał tępa mojego mocno bijącego serca.

- Nie możesz się bać, Baekhyun. Znasz go jak nikogo innego, wiesz, że cię nie skrzywdzi. To ten sam Chanyeol, który skradł twoje serce.

- T-to jest problemem. - Wyjaśniłem, a on pokręcił głową i wolą ręką zsunął z siebie moje dłonie, co nie było najprostsze. - Nie może znów tego zrobić.

- Dlaczego? - Zapytał podchwytliwie. Mimo że minął rok od zerwania z Chanyeolem wciąż nie potrafiłem wytłumaczyć bliskim co tak naprawdę się stało. Minseok mówił, że było zbyt idealnie i dlatego się przestraszyłem i chyba zostało to przyjęte przez wszystkich. Nie mijało się wiele z prawdą.

Nie mogłem powiedzieć, że tego żałowałem.

Bolało mnie to niemal tak bardzo jak utrata rodziców. To rozstanie było kolejną tragedią mojego życia i jeszcze bardziej bolesne było to, że sam do tego doprowadziłem. To ja podjąłem decyzję i ja byłem winny temu co za sobą niosła. Całe rozstanie było tylko i wyłącznie z mojej winy.

Ale wciąż, nie żałowałem.

Czułem, że to było to co musiałem zrobić. Mogłem kochać go z daleka i liczyć na to, że kiedyś uczucie umrze. W ten sposób dawałem mu możliwości. Tak jak mówiła jego siostra. Jeśli kogoś kochasz musisz pozwolić mu odejść, prawda? W ten sposób Chanyeol mógł ułożyć sobie życie z kimś, kto na niego zasługiwał.

Nie ze mną.

Doprowadziłbym go na dno, na którym sam się znajdowałem. Bez rodziny, akceptacji, bez przyszłości. Nie mogłem dopuścić do tego, że ktoś tak cenny stoczy się na sam dół tylko dlatego, że byłem zbyt samolubny, aby wypuścić go ze swoich ramion.

Życie bez niego było trudne, ale nie niemożliwe. Wciąż często płakałem, marzyłem, żeby wszystko było jak dawniej, ale to mnie nie zabiło. To była miłość, nie mogłem temu zaprzeczyć, kochałem go jak nikogo innego na ziemi.

A ponieważ go kochałem chciałem, aby był szczęśliwy. Nawet, jeśli powodowało to moje nieszczęście. 

- Dlaczego zakochanie się w Chanyeolu byłoby problemem? - Dodał Jongdae nie uzyskawszy mojej odpowiedzi.

Ponieważ wciąż go kochałem, ponieważ odkochanie się nie było możliwe i bolało. Tak cholernie bolało, że zabierało mi oddech. 

- Hej, już jesteście. - Usłyszałem głos, na który nie byłem przygotowany. Mój oddech znów przyśpieszył kiedy Jongdae spojrzał w lewo, za samochód którym przyjechaliśmy. - Długo czekacie? Musiałem szybciej wyjść z salonu, ale zostawiłem klucz w doniczce przy wejściu.

- Dopiero przyjechaliśmy. - Zapewnił Jongdae odsuwając się ode mnie. Mój wbity w ziemię wzrok zarejestrował jak jego czarne buty obierają kierunek na pojazd Chanyeola, z którego wyszedł najwyższy. 

Moje dłonie znów zaczęły drżeć, nie byłem pewny czy z zimna czy ze strachu. Nie potrafiłem podnieść wzroku na mężczyznę, u którego boku, zaledwie rok temu, marzyłem się zestarzeć.

Rozmawiali. Chanyeol i Jongdae rozmawiali wymieniając się lekkimi zdaniami. " Jak dziś zimno" " szybko zapadł zmrok" " trzeba uważać na ulicach, jezdnia jest śliska".  W końcu Jongdae wrócił bliżej mnie i otworzył bagażnik. Wiedziałem, że nie było dla mnie dłużej nadziei. 

Pora wziąć się w garść i zapanować nad chaosem, który wynikł tylko i wyłącznie z mojej winy.

- Idź przodem Baek, jest okropnie zimno, lepiej wejdźmy do środka. - Powiedział Chanyeol, pierwszy raz zwracając się wyłącznie do mnie. Chciałem odpowiedzieć, ale nie potrafiłem. Głos utknął w moim gardle, kiedy Jongdae wcisnął w moje dłonie drzewko szczęścia, które dostałem od Minseoka oraz torbę z ubraniami do pracy, które przygotowałem wcześniej, aby za trzy godziny móc wyjść bez problemu z szukaniem przedmiotów. Wcisnął mi też klucze, które musiał wziąć od Chanyeola. Myśl, że chwilę temu musiał je trzymać rozgrzała moje serce. Znów byliśmy w tym samym miejscu, czasie, obok siebie, a jednocześnie tak dziwnie daleko. 

- Weź się w garść. - Szepnął Jongdae kładąc dłonie na moich ramionach zanim popchnął mnie lekko w stronę domu. Powoli zmierzałem w jego kierunku, a z każdą chwilą zbierałem w sobie siłę, aby podnieść wzrok i spojrzeć w stronę Chanyeola. 

Nie miałem wielu rzeczy. Byłem raczej minimalistą i miałem wrażenie, że im więcej mam tym więcej problemów to powoduje. To podejście sprawiło, że mężczyźni znaleźli w bagażniku trzy kartony i średnich rozmiarów walizkę. Miałem w nich codzienne przedmioty, ubrania. 

Słyszałem, że śmieją się z czegoś. Śmiech Chanyeola nie ukazywał zdenerwowania. Był tak dziwnie spokojny i radosny. Jakby wszystko było tak jak być powinno. 

Otworzyłem drzwi domu, ale nie wszedłem do środka. 

W końcu odważyłem się przenieść wzrok na właściciela domu.

Ostatni raz widziałem Chanyeola w styczniu, ale mimo to nie zmienił się wiele. Było ciemno, ale im bardziej się zbliżali tym lepiej światło przy wejściu oświecało ich twarze.

Chanyeol wyglądał idealnie. Zawsze wyglądał idealnie, ale chyba długie rozstanie sprawiło, że odczuwałem to jeszcze bardziej. Jego sylwetka była wysoka, silna i mocno sprecyzowana. Dłońmi trzymał dwa z kartonów, ale widziałem jego napięte ramiona nieokryte kurtką. Pamiętam, że często nie nosił kurtki jeżdżąc samochodem. Jego ciało zawsze było ciepłe, a on w przeciwieństwie do mnie rzadko odczuwał chłód. Jego dłonie były duże, a mi przed oczami mignęły momenty, kiedy ze śmiechem zaciskał je na moich biodrach, lekko ciągnąc mnie ku górze, aby móc mnie pocałować. 

Jego twarz nie zmieniła się wcale. Jego szczęka była mocno zarysowana, brwi ciemne, choć nie tak jak Sehuna. Na czoło spadała blond grzywka, która łagodziła jego wizerunek w przeciwieństwie do momentów, kiedy miał ją zaczesaną. Nigdy wcześniej nie widziałem Chanyeola w tak jasnym kolorze, ale ten pasował mu perfekcyjnie. Wyglądał modnie, a ton podkreślał w dobry sposób odcień jego skóry.

Wzrok Chanyeola wbity był prosto we mnie. Może też właśnie oceniał czy zmieniłem się pod jego nieobecność u mojego boku. Nie wiedziałem, ale jego spojrzenie było tak ciepłe, przytulne i pełne uczucia. Tak, jakby patrzył na coś niesamowicie ważnego. 

Nagle te miejsce przestało być dłużej smutne i chłodne. Przestało sprawiać wrażenie, że tu nie pasuję. Ja i Chanyeol pasowaliśmy tu tak perfekcyjnie, że to bolało. Bolało, ponieważ wiedziałem, że kolejne dni będą mijać, a ja znów go opuszczę i wrócę do swojego samotnego życia.

Ale teraz to wcale się nie liczyło. 

Liczył się tylko uśmiech, który został posłany w moim kierunku. 

- Dlaczego stoisz w drzwiach? - Zapytał młodszy. Jego pytanie było swobodne, brzmiało tak normalnie.

- Chciałem na was poczekać. - Odparłem zbierając w sobie siłę. 

Mogłem to zrobić. 

- Zapnij przynajmniej kurtkę. - Rzucił, a ja uśmiechnąłem się lekko czując na sobie również wzrok Jongdae. Był ostrożny i oceniający. Oceniał sytuację i próbował przewidzieć przyszłość.

- Powiedział gość w sweterku. - Zaśmiałem się próbując rozładować niepokój, który odczuwałem. Odwracając się plecami do mężczyzn usłyszałem w odpowiedzi śmiech ze strony obu osób. Wszedłem pierwszy do ciemnego domu. Trzymając drzewko w jednej dłoni, drugą automatycznie zapaliłem światło. Dobrze znałem to miejsce. Wiedziałem gdzie co jest. 

- Dobra, zostawiam was samych. Obiecałem Minseokowi, że dotrzymam mu towarzystwa. Ponoć siedzi u was Jongin?

- Tak, ma dziś cały dzień wolny, więc postanowił zaszyć się w salonie. Mówił, że go to uspokaja. - Wyjaśnił Chanyeol, kiedy położył kartony na ziemi, tuż za kanapą. Jongdae zrobił to samo.

- Dziwak. - Odparł spoglądając na mnie przez dłuższy moment, zanim westchnął. - Zajmij się tym rozrabiaką, Chanyeol. - Powiedział klepiąc mnie po ramieniu. Zaraz pożegnał się też z wyższym.

- Tak zrobię. - Zapewnił Park powodując, że ciepło napłynęło do moich policzków. To było tak dziwne.

A jeszcze dziwniejsze stało się, kiedy zostaliśmy tylko we dwójkę. 

Zapadła cisza. Chanyeol zakluczył dom i odsłonił okna w salonie. Stałem tak w ciszy, obserwując go. Czułem się odrobinę niezręcznie, ale teraz już w dobrym miejscu, co powodowało moje wyrzuty sumienia. Nie powinienem czuć się tu tak dobrze, kiedy to ja skreśliłem to miejsce z mojego życia. 

- Więc... - Rzucił młodszy spoglądając w moim kierunku. Wciąż byłem w kurtce, na której zawiesił wzrok. Zaraz ją rozpiąłem i zdjąłem. - Pokój rodziców wciąż stoi zakluczony, mama śpi tam kiedy tu nocuje. Ja śpię w swoim starym pokoju, więc chyba najlepszy pomysłem będzie ulokowanie cię w tym większym pokoju gościnnym.

- Tak, ja... Um, tak. - Odparłem zmieszany. Chanyeol znów się roześmiał, ale brzmiało to na śmiech, który miał mnie rozluźnić. Nigdy nie byłem w żadnym z pokoi gościnnych. Zawsze spałem razem z Chanyeolem. Nie miałem nawet pojęcia jak wyglądają te pomieszczenia.

- Ah i-

- O matko, Melody! - Krzyknąłem widząc kotkę zbiegającą z piętra. Bardzo za nią tęskniłem. Przez lata związku przywiązałem się do niej. Wtedy nieraz wpadałem do starego mieszkania Chanyeola, pod jego nieobecność, tylko po to, aby spędzić z nią czas Uwielbiałem zwierzęta i ubolewałem, że nie miałem żadnego pod opieką.

 Melody spojrzała na mnie zwalniając, ale zaraz podeszła bliżej i usiadła przy butach, które chwilę temu zdjąłem. Wcale się nie zmieniła. Czułem, jakbym widział ją zaledwie wczoraj.

Od razu ją podniosłem, na co Chanyeol obwieścił, że przygotuje herbatę. Wykorzystałem chwilę na porządne przywitanie zanim ruszyłem za mężczyzną. Moje odziane w skarpetki stopy delikatnie tupały o ziemię, powodując, że z pewnością usłyszał, że nadchodzę.

- Chcesz się dziś rozpakować czy jutro?

- Jutro. Czy... Czy pamiętasz gdzie pracuję? - Zapytałem niepewnie, na co mężczyzna przytaknął.

- Tak, przy skrzyżowaniu Jongsin. W ceglanym budynku przy przystanku Gyeongju.  - Powiedział na co się zmieszałem. Jakim cudem wciąż tak dobrze pamiętał adres tego miejsca? - W barze. 

- Tak, więc niedługo wyjdę i wrócę nad ranem. - Odparłem dziwnie zawstydzony. Ta praca zwykle nie powodowała we mnie pozytywnych odczuć.

- Ah, tak! Mam dla ciebie klucze. - Rzucił z uśmiechem zanim nie wyszedł na przedpokój. Usiadłem za stołem, przy oknie, na miejscu, które było zostawiane specjalnie dla mnie kiedy oboje odwiedzaliśmy jego rodziców. - Chcesz żebym po ciebie przyjechał? - Zapytał jeszcze, zanim nie wrócił do kuchni niosąc jakiś przedmiot. 

- Nie, nie. - Zaprzeczyłem natychmiast. 

- To nie problem.

- Mam tu blisko, dam radę. - Zapewniłem. Jego mina była nieco zasmucona, ale zaraz spojrzał na trzymane klucze i podał mi je. 

Chwyciłem je w prawą dłoń.

- Dziękuję. - Powiedziałem kiedy podszedł do blatu, aby zalać wrzątkiem napoje. 

Niewiele myśląc spojrzałem na klucze i zauważyłem, że mają doczepione dwa wisiorki. Pomyślałem, że to pewnie po to, aby odróżnić je od innych, zanim nie zrozumiałem co przestawiają.

Biały kot i dwa dziwnie złączone serca, w których zaraz rozpoznałem logo mojego ulubionego zespołu. Zespołu, o którym zawsze opowiadałem Chanyeolowi, a którym on nigdy specjalnie się nie interesował, ale zawsze słuchał z uwagą. 

Klucze wyglądały na przygotowane specjalnie dla mnie, co powodowało, że moje serce znów wróciło do nienaturalnie szybkiego tępa. Spojrzałem na profil Chanyeola, który odłożył czajnik i podniósł kubki, zanim nie odwrócił się do mnie i uśmiechnął się szeroko. 

Matko, pomyślałem, to znów będzie bolało. 

___________________________________

Dobry wieczór kochani!

Jesteście gotowi na ChanBaeka?? Ja tak ^^

Co dziś robiliście? Mój brat przyniósł dziś choinkę z piwnicy! Nie cierpię tam chodzić. 

Story time: Jakiś czas temu poszłam do piwnicy po deskorolkę. Mieszkam w falowcu, tym największym w europie, jeśli wciąż takowym jest. Trwają u nas od ponad roku prace remontowe, odnowy, zmiana chodnika, malowanie klatek, wymiana rur itp. Wtedy remontowali piwnice. Poszłam po godzinach ich pracy (15:00 kończyli), aby nikogo nie spotkać. Nie wzięłam nic ze sobą, oprócz kluczy, nawet telefon zostawiłam w domu.  Nasze piwnice to kilka korytarzy krzyżujących się ze sobą. Nie mogłam znaleźć mojej, ponieważ w trakcie remontu zamalowali numery mieszkań. Szukałam więc i nagle, na końcu tego czarnego korytarza, w jedynym oświetlonym punkcie korytarzy stanął jakiś wielki facet z rurą w ręku. Myślałam, że chce iść dalej korytarzem na którym stał, ale przystanął w moim, blokując mi drogę wyjścia. Zastygłam, spojrzałam na piwnice, przy której stałam ( wciąż nie mogłam znaleźć mojej!) na rurę, którą zaciskał w dłoni, na jego twarz. Przez chwilę utrzymywaliśmy wzrok. Nie ruszył się z miejsca, stał jak kołek i wpatrywał się we mnie. Przez myśl przeszło mi, że się na mnie rzuci, a ponieważ, aby wyjść z piwnicy musiałabym przejść koło niego, to ja również nie ruszyłam się z miejsca. Staliśmy tak i wpatrywaliśmy w siebie. W końcu wyjęłam klucze i uznałam, że spróbuję otworzyć piwnicę, no może cudem jest moja, to przynajmniej się schowam, acz i tak nikt nie usłyszałby mojego krzyku, bo wiadomo, piwnica, a drzwi do niej to tylko kilka ledwo trzymających się desek. Znów na niego spojrzałam, on podrzucił w ręce rurę, wzruszył ramionami i odszedł. Bałam się, że wciąż stoi za ścianą, więc poczekałam chwilę zanim olałam deskorolkę i biegiem ruszyłam do wyjścia. Nigdy już tam nie wróciłam XDDD

Okej, notatka ogromna, więc tylko dodam, że kocham was i do jutra <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro