01/12/19
Park Chanyeol
Dziś pierwszy grudnia, pomyślałem spoglądając za okno. Nie padał śnieg ani deszcz, było całkowicie ciemno, ale przez usytuowanie budynku mogłem dostrzec, że pobliskie ulice pełne były mknących samochodów. Śmieszne. Ludzie pędzą marząc, aby jak najszybciej dostrzec do domu, podczas, gdy inni pragnęli, aby czas stanął w miejscu. Życie tak prędko ucieka. Nim się obejrzysz okazuje się, że nie jesteś już tym radosnym dzieciakiem biegającym za piłką, że nie umiesz już cieszyć się nowym dniem i nie widzisz więcej spadających gwiazd, które przecież miały spełnić twoje marzenia, ponieważ jesteś zbyt zabiegany, aby choć na moment spojrzeć w niebo. Nie masz czasu, aby przystanąć, odetchnąć i dać sobie chwilę. Działasz szybciej, niż jesteś w stanie myśleć. W końcu zauważasz, że hej, dorosłeś. Ale czy stałeś się osobą, którą tak bardzo pragnąłeś się stać?
Dorosłość jest beznadziejna.
Na głowie masz coraz więcej obowiązków, coraz szybciej się męczysz, coraz częściej czujesz tą beznadzieję dnia codziennego. Kiedy jesteś nastolatkiem masz jeszcze te ostatki wiary w to, że kiedyś będzie lepiej, że może znajdziesz się w tym niewielkim procencie ludzi całkowicie usatysfakcjonowanych swoim życiem, ale z biegiem czasu zauważasz jak naiwne było takie myślenie. Życie to nie bajka i tak naprawdę każdy dzień jest walką, a jednocześnie niewiedzą o co tak naprawdę walczysz. I tak umrzesz, więc czy naprawdę jest sens się starać?
Ciche chlipnięcie wyrwało mnie z rozmyśleń, dlatego nieco mozolnie spojrzałem na Baekhyuna, który siedząc na szpitalnym łóżku próbował powstrzymać płacz, kiedy mój tata mamrotał cicho o aniołach, które zawsze niesamowicie go fascynowały. Odkąd pamiętam wierzył w ich istnienie. Nawet kiedy byłem dzieckiem powtarzał, że mam swojego anioła stróża, który zawsze będzie u mojego boku. To chyba nieco pocieszające. Dobrze jest czuć, że ktoś, nawet milczący i nienamacalny, nigdy cię nie opuści.
Baek uważnie słuchał mojego rodzica, dłonią obejmując tą dużo słabszą, schorowaną. Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie. Była dwudziesta trzecia dwanaście. Dawno po szpitalnych odwiedzinach. Wszyscy powinniśmy być już w domu, w ciepłych łóżkach z umysłami zapełnionymi myślami o kolejnym, nadchodzącym dniu.
Niestety życie było okrutne, a my byliśmy jednymi z tych nieszczęśników modlących się o to, aby czas się zatrzymał.
Drzwi pomieszczenia uchyliły się, a do środka weszła lekarz. Była poważna podając ojcu kolejną porcję leków przeciwbólowych. Zmierzyła nas wszystkich wzrokiem, czułem to, mimo, że nikt z naszej trójki nawet na moment nie podniósł na nią spojrzenia.
Myślę, że tata do samego końca nie zdawał sobie sprawy z tego, że umiera. Od dwóch dni jego umysł był już na tyle zaćmiony, że nie mógł się z nami trzeźwo porozumieć. Cały listopad był radosny. Mówił o postanowieniach noworocznych, o pokonaniu nowotworu i koncercie ulubionego zespołu, który latem miał zawitać w Korei. Wierzył, że będzie lepiej. Myślał, że wyjdzie ze szpitala i wróci do swojego życia. Do byłej żony, którą wciąż niesamowicie kochał, do dzieci i zwierząt. Los chciał jednak inaczej.
Wszyscy siedzieliśmy tuż przy łóżku, kiedy kilka minut po pierwszej jego serce przestało bić. Wiedzieliśmy, że to się stanie. Personel poinformował nas, że najprawdopodobniej umrze dzisiejszej nocy. Mimo to cios był naprawdę bolesny. To mężczyzna, który mnie wychował, który bezwarunkowo darzył mnie miłością, który uwielbiał Baekhyuna, ten sam, który często żartował o naszym domniemanym ślubie, który przecież nigdy nie nadejdzie. Patrząc na płaczącą mamę i Baekhyuna czułem, jakby moje serce łamało się na pół. Bałem się, że nigdy nie wróci do pierwotnego stanu. Przez wiele lat życia to tata był moim najlepszym przyjacielem. Wiedziałem, że ten typ miłości nigdy nie przeminie i jest jedną z najpewniejszych rzeczy w moim życiu. Nawet śmierć nie mogła tego zniszczyć.
Jak można zaakceptować odejście bliskiej osoby?
Żyć ze świadomością, że już nigdy nie spojrzysz na jej twarz, nie pochwalisz jej wyglądu czy nie zwierzysz się z własnych słabości. To zdawało się niemożliwe, a jednak wszyscy w ciągu tych trzech miesięcy od wykrycia choroby zdążyliśmy pogodzić się z myślą, że go zabraknie. Wymuszając sztuczny uśmiech słuchaliśmy o tych wszystkich niesamowitych marzeniach taty, jednocześnie mając świadomość, że nigdy ich nie spełni. To było najgorsze. To, że do samego końca miał on w sobie ogromną miłość do życia. Nigdy nie słyszałem, żeby pytał się dlaczego właśnie na niego padła choroba. Był wdzięczny za każdy dzień. Również ten ostatni.
- Chodź tu, Baek. - Rzuciłem cicho po wyjściu z pomieszczenia. Zanim zabiorą ojca z pokoju musi minąć pewien czas. Zostawienie go tu samego było okropne. On zawsze najlepiej czuł się wśród ludzi. Miałem nadzieję, że jeszcze choć na moment wrócimy do pokoju, aby się pożegnać. Podświadomie wiedziałem, że tych pożegnań nie wystarczy, aby uleczyć poranione serca.
Kolejna pielęgniarka weszła do pokoju taty. Prawdopodobnie musiała pomóc lekarz w spisaniu raportu oraz odłączeniu aparatur, które utrzymywały mojego rodzica przy życiu.
Mama stała w objęciach siostry taty, dlatego pozwoliłem sobie schować Baekhyuna w uścisku. Objąłem jego szyję swoimi ramionami, powodując, że chcąc czy nie mniejszy schował twarz w okolicy mojego torsu. Czułem, jak jego łzy moczą moją koszulę, ale to w porządku, ponieważ moje własne spadały na jego brązowe, zmierzwione włosy.
W ciągu tych dwóch lat związku nauczyłem się, że Baekhyun był wyjątkowo wrażliwą osobą, którą z trudem przychodziły jakiekolwiek pożegnania. Kiedy umarł Jack, pies rodziców, którym Byun opiekował się w schronisku, bardzo to przeżył. Przez kilka dni wcale nie wychodził ze swojego mieszkania. Wiedziałem od Sehuna, że on i Sojin się nim opiekują, ale i tak poczułem ulgę, kiedy ponownie go zobaczyłem. Bałem się, że teraz będzie podobnie. Od śmierci rodziców Baekhyuna minęło sześć lat. Mimo, że mniejszy nigdy tego nie powiedział, wiedziałem, że spotkania z moją rodziną go uspokajały, były dla niego jak lekarstwo na nieznośną tęsknotę za matczynymi ramionami czy jedynymi w swoim rodzaju radami ojca. Odkąd tata zachorował bywaliśmy w moim domu rodzinnym niemal co weekend. Często zostawaliśmy, aby pomóc mamie w opiece nad budynkiem czy aby wykorzystać czas jaki nam pozostał z tatą. Widziałem, że Baekhyun z każdym dniem przywiązuje się do niego coraz bardziej, co nie było dobre. Nie w sytuacji, kiedy zaraz mieli zostać nieodwracalnie rozdzieleni. Chciałem uniknąć tego, żeby czuł jakby ponownie tracił rodzica. Wiedziałem jednak, że nie udało mi się go przed tym uchronić.
- Wszystko będzie w porządku. - Zapewniłem cicho, na co Baek delikatnie przytaknął głową. Mimo to nie odsunął się ani o milimetr. Wiedziałem, że będzie potrzebował nieco czasu, aby pogodzić się z tą sytuacją. Tata traktował go jak syna, a Baekhyun już raz przeżył odejście rodziców.
- Wszystko będzie w porządku. - Powtórzył za mną, po czym podniósł głowę wyżej. Odsunął się nieco, aby położyć swoją smukłą dłoń na moim mokrym policzku. Ostrożnie wytarł łzy, które wciąż spływały po mojej twarzy, kiedy docierało do mnie, że właśnie straciłem ojca. - Nie martw się, Chanyeol. - Dodał, wpatrując się w moje oczy. Jego ciało było ciepłe i małe. Idealnie wpasowywało się w moje ramiona. Stojąc na zimnej hali szpitala czułem się obco, ale miałem tuż obok swojego chłopaka, który próbując mnie pocieszyć starał się pozostać silnym.
W końcu westchnąłem cicho i ponownie go objąłem.
Czułem, że to właśnie w moich ramionach było jego miejsce. Był tam bezpieczny, ponieważ nigdy nie pozwoliłbym, aby ktokolwiek go skrzywdził. Nie ważne jak okropne było życie, Baehyun cały czas był tuż obok. To właśnie to powodowało, że wciąż chciałem się starać, że naprawdę te naiwne starania były coś warte.
_________________________________________
ZACZYNAMY!
https://tiny.pl/thnpx - Link do playlisty z muzyką ze wszystkich sezonów Miracles in December
Cieszycie się? Są tu moi ukochani, starzy czytelnicy? Może ktoś nowy? Meldujcie się, bo zawsze bardzo, bardzo mnie ciekawi kim jesteście i jak się tu znaleźliście.
To co?
Jak pierwsze wrażenie? Macie już jakieś przeczucia?
Dobrze spędziliście pierwszy dzień grudnia?
Kocham was bardzo mocno!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro