Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zostawić ich na pięć minut

-Mycroft, miło cię widzieć- powiedział Watson, otwierając drzwi przed starszym bratem Sherlocka.

-Jasne- odparł Holmes, po czym wszedł do mieszkania. Nie pytając o nic, ruszył od razu do salonu. Na widok Sherlocka rozłożonego na fotelu, oznajmił- Ty nie jesteś niczym zajęty.

Młodszy nie odpowiedział. Patrzył jedynie się ciągle w wygaszony kominek. Zupełnie, jakby myślał, że zlekceważenie brata wszystko załatwi. Mycroft położył teczkę na stolik koło niego i usiadł na fotelu naprzeciwko.

-Może jeszcze wam przynieść kawy?- zapytał John, stając na progu salonu.

-Jakbyś mógł- odparł Mycroft.

-A ty Sherlock?

-Nie używaj tylko cukru w szafie. Otwórz nowy- powiedział detektyw, nie odrywając wzroku od kominka.

-A czemu tym razem?

-Bo to nie cukier.

-Tylko co? A z resztą po co sobie tym zawracać głowy- mruknął Watson idąc do kuchni- Ja tu przecież tylko mieszkam.

Mycroft poczekał chwilę, po czym zaczął:

-Jak najpewniej już wiesz...

-Ochroniarze, których podejrzewasz, przemycali jedynie narkotyki- przerwał mu od razu brat.

-Skoro tak, to jeszcze to sprawdzę- odparł starszy Holmes. Rozejrzał się po pokoju i zauważył duży przedmiot, owinięty białym prześcieradłem- Co to jest?

-Moja sprawa- odpowiedział Shrlock.

-Nie widziałem, byście wnosili to coś do domu- wstał i podszedł do ukrytej rzeczy- Chyba że John przemycał części potajemnie do mieszkania. W co bardzo wątpię.- Już chciał ściągnąć prześcieradło, kiedy coś usłyszał. Dobiegało to z wnętrza, tego przedmiotu.

Sherlock musiał to chyba też usłyszeć, bo od razu sięgnął po teczkę z dokumentami. Zaczął czytać je szybko i dodawać jakieś komentarze. John też się zjawił. Położył przygotowana kawę i usiadł na sofie. Ten zadawał pytania, na które rozwlekle odpowiadał detektyw.

Mycroft odsunął się od zasłoniętego prześcieradłem przedmiotu. Tymczasem John wrócił z kuchni z kawą. On zaczął zadawać pytania, o nawet najprostsze rzeczy.

-Chcesz powiedzieć, że reporterka miał romans z szefem ochrony, który należy do gangu narkotykowego?- Watson nachylił się przez ramię Sherlocka, próbując przeczytać to, co jest napisane w dokumentach.

-Tak. Nic ciekawego.

-Komu dostarczali te narkotyki?- John spojrzał na brata detektywa.- Oni zawsze je komuś dostarczają.

-Zdaje sobie z tego sprawę- odparł tamten.

Sherlock zaczął przerzucać kartki, aż znalazł nazwiska gości.

-To który?- powtórzył doktor.- Aktor? Piosenkarz? Reżyser? Powiedz, że to jakichś reżyser. Dawno nie było niczego o reżyserach.

-Nie patrz na nich. Oni tylko odwracają uwagę od prawdziwych podejrzanych.- Przewrócił kolejną stronę, aby pokazać dane obsługi.- Wszyscy kelnerzy byli sprawdzeni i pracowali od lat. Wszyscy z wyjątkiem jednego, który zastąpił niejaką Annabeth Cannet, ponieważ zmogła ją choroba. To jego trzeba prześwietlić.

-Dlaczego zawsze to musi być ktoś nowy?

-Możemy wreszcie przejść do sprawy?- zniecierpliwił się starszy Holmes.

Współlokatorzy podnieśli na niego wzrok. Wyglądali przy tym zupełnie, jakby zapomnieli, że on tu ciągle jest. W ciszy, jaka zaległa w pomieszczeniu, rozległ się cichutki dźwięk telefonu. John sięgnął do kieszeni i sprawdził, kto do niego dzwoni.

-To z pracy. Zaraz wracam- powiedział lekarz, wychodząc z pokoju.

Bracia zostali sami.

-Zajmij się tym- powiedział Mycroft, podchodząc do brata.

-Już wszystko powiedziałem- stwierdził tamten.- Nie ma, co tu więcej szukać. Jasne, proste i nudne.

-Czasami jesteś strasznie krótkowzroczny- ocenił starszy.

I wtedy spod prześcieradła rozległ się jakichś hałas. Tym razem obaj Holmesowie obrócili się w stronę przedmiotu. Hałas się powtórzył, po czym zasłona się wybrzuszyła, a następnie coś stamtąd wpadło. Prześcieradło spadło na to coś, odsłaniając przedmiot, którym była niebieska budka policyjna z otwartymi drzwiami. Tymczasem, to na co spadła biała płachta się poruszał.

-Naprawdę?- Mycroft spojrzał na brata z rozczarowaniem.- To jest, to co chciałeś przede mną ukryć?

Sherlock nie odpowiedział. Bez mrugnięcia patrzył na wszystko w ciszy. Starszy podszedł do ruszającego się prześcieradła i odsunął je parasolką.

Na podłodze walczyło ze sobą dwóch mężczyzn. Jeden miał sztylet i za wszelką cenę próbował go wbić w drugiego, który bronił się, jakimś podłużnym metalowym urządzeniem.

-Naprawdę nie chcę wam przeszkadzać- powiedział Doktor, wkładając całą swoją siłę, próbując odsunąć ostrze od swojego gardła- ale on znowu próbuje mnie zabić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro