Wielka skrócona instrukcja obsługi
-Co to za książka?- zapytał doktor Watson, przyglądając się tomisku. Wielkością przypominało encyklopedię, jaką dostał na zakończenie liceum. Książka miała ciemnoniebieską, skórzaną okładkę ze złotymi znakami w kształtach okręgów i przecinających ich kresek.
-Skrócona instrukcja obsługi maszyny czasu- powiedzieli jednocześnie Sherlock i Loki, i spojrzeli na siebie.
-Dokładnie- zgodził się Doktor. Przetarł ręką kurz znajdujący się na książce.- Tu jest dokładnie tak napisane.
-No nie- jęknął John.- Teraz jest ich dwóch- odwrócił się do detektywa- Chcesz się pochwalić, w jaki to niezwykły sposób, rozgryzłeś to? Nawet nie mów, że nie. Za dobrze cię znam.
-Wystarczyło przeczytać karteczkę- powiedzieli znów jednocześnie Holmes i Laufeyson, i znów spojrzeli na siebie.
-Jaką karteczkę?
-Tą- Sherlock wyciągnął zgniecioną w kulkę żółtą kartkę. Watson wziął ją od niego i rozwinął ją.
-To jest skrócona wersja?- zapytał John, patrząc na książkę.- A jak wygląda rozszerzona?
-Nie chciałbyś wiedzieć- Doktor zaczął kartkować księgę- Nie mieści się w drzwiach i jest za ciężka, by ją podnieść. Otworzyłem ją na rozdziale "Jak zrozumieć kobietę" i teraz jest kanapą w bibliotece.
-Możecie mi już ściągnąć te durne kajdany?!- zawołał z krzesła Loki.
-Nie!- odkrzyknęła do niego cała reszta.
Doktor wrócił do przewracania stron. Na każdej z nich znajdowały się podobne znaki jak na okładce. Czytał uważnie tytuły i już tracił nadzieje. Pamiętał przecież, że przeczytał to w tej książce. Dwaj tutejsi mężczyźni nachylili się po obu jego stronach i uważnie przyglądali się jego ruchom. Niestety żaden z nich nie znał galifrejskiego i nie mógł mu pomóc. Podejrzewał jednak, że Sherlock próbuje rozwikłać, w jaki sposób kieruje się Tardis.
-Sprawcie spis treści!- zawołał do nich ciągle zakuty w kajdanki Loki.
-Nie ma go- odpowiedział Doktor, nie przerywając zajęcia. Dotarł właśnie do jednej piątek książki.
-Jak to nie ma?- zapytał Watson- W każdej książce jest spis treści.
-Nie w tej. Wykładowcy mieli okropne poczucie humoru, a kazali pamiętać całą tę cegłę na pamięć. Mówili, że to może nam w przyszłości uratować życie, czy coś tam...
-Co właściwie jest napisane w całej tej książce?- John podniósł się i zaczął krążyć wokół panelu sterowania. Plecy już mu zdrętwiały i miał już dość monotonności szukania. Sięgnął po worek lodu i przyłożył sobie do bolącego czoła.
-Nie wie. Oblałem ten egzamin. Tak samo, jak egzamin na prawo lotu. I egzamin ogólnych zasad bezpieczeństwa też. I pierwszej pomocy. Jakby się tak zastanowić, to nie byłem najlepszym uczniem. Jednak jakoś ciągle żyję, pomimo tego, że większość nauczycieli twierdziła, że się zabije podczas pierwszej podróży.- Mówił z uśmiechem władca czasu. John zauważył, że ten gość ciągle miał uśmiech na twarzy. Zawsze, jak się na niego patrzyło, był wyszczerzony do granic możliwości. Było to trochę przerażające.
-Musiało być to dla nich niezłe zaskoczenie, kiedy wróciłeś żywy- stwierdził.
-Nie. Nie puścili mnie. Tą ślicznotkę- rozejrzał się naokoło- ukradłem z wystawy antyków. Marnowała się tam. Oczywiście ona twierdzi, że to ona mnie ukradła, lecz wszyscy wiedzą, że to byłem ja. I tej wersji się trzymamy.
-Uznajmy, że to normalne- ocenił Watson, po czy odwrócił się w stronę Sherlocka- Rosie śpi?
Odpowiedziało mu milczenie. Detektyw już nie udawał, że patrzy na pracującego Doktora. Teraz przyglądał się uważnie wszystkim dźwignią i pokrętłom na panelu. Pomiędzy nimi ustawione były różne dziwaczne rzeczy takie jak stara lupa, pusta strzykawka, zwyczajny śrubokręt i pudełko wykałaczek. Analizował każdy z tych przedmiotów pod wszystkimi kątami. Niektóre z nich podnosił i ważył w dłoniach.
-Sherlock?- zapytał jeszcze raz John.
-Tak, tak. Jasne- odparł zamyślony Holmes, nie odrywając wzroku od dźwigni z piłką tenisową wbitą na koniec.
-Nie zadawała ci pytań?- dopytywał się John.- No wiesz typu, jak można się naćpać flamastrami? Czemu ty w ogóle powiedziałeś jej o ćpaniu?
-Oczywiście- powiedział równie nieobecnie, jak poprzednio. Teraz zajął się przyciskami wyglądającymi jak szachownica. Kiedy się je naciskało, rozbrzmiewały różne dźwięki. Raz była to trąbka, kiedy inny akordeon, a raz nawet klakson taksówki.
-Czy ty słyszałeś, co przed chwilą powiedziałem?- zapytał jeszcze doktor medycyny. Nie dostawszy odpowiedzi, zawołał- Sherlock!
-Co?- detektyw obrócił się w stronę partnera- Mówiłeś coś?
-Mam!- wykrzyknął Doktor. Teraz instrukcja była otwarta, gdzieś przed środkiem. Kosmita podniósł głowę i zapytał - Czy ty powiedziałeś Rosie o narkotykach?
-Tak- odparł Sherlock- Coś w tym złego?
-Ile ona ma lat?- Władca Czasu odwrócił się w stronę Watsona.
-Prawie 3 i odkąd nauczyła się mówić, ciągle zadaje mnóstwo pytań. A Holmes sądzi, że to świetny pomysł mówiąc jej wszystko- odparł John.
-Niby co w tym złego? Chce wiedzieć, to jej tłumaczę- detektyw znów pochylił się nad panelem. Tym razem zajął się trąbką rowerową.- Nie rozumiem was dorosłych.
-Ja też. Dobrze, że nigdy nie dorosłem do końca.- Stwierdził Doktor.- Wracając jednak do naszej aktualnej sprawy. Wreszcie znalazłem jedyny ciekawy dział w tej książce.
Dwaj tutejsi mężczyźni znów nachylili się nad książką, po dwóch bokach kosmity. Z tej perspektywy widzieli, że na jednej stronie jest dokładny plan jakiegoś urządzenia, a druga była całkowicie zapisana okrągłymi znakami.
-A teraz mnie rozkujecie?!- zawołał Loki.
-Nie!- odpowiedzieli mu Doktor i John.
-Jeszcze niczego nie zrobiłem, więc nie ma to zbytniego sensu, bym tu siedział- stwierdził nordycki bóg.
-Jeszcze?!- powtórzył Władca Czasu.
-Powinnyśmy go wypuścić- stwierdził Sherlock, odwracając się do reszty.
-Po której ty jesteś stronie?- zapytał go John.
-Po tej, by oni jak najszybciej opuścili mój świat- odparł detektyw, podchodząc do Doktora- A on będzie potrzebny do naprawy tej części z książki.
-W sumie jakby się tak zastanowić...- zaczął Doktor.
-Słuchaj mądrzejszego- przerwał mu Loki. Wiedział, że jak Sherlock podjął decyzję, cała reszta będzie się musiała dostosować.
Doktor rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie i wrócił do detektywa. Już chciał dokończyć, lecz wystarczyło, że raz spojrzał w błękitne oczy Holmesa i wiedział, że już przegrał.
-Dobra- jęknął. Sięgnął ręką do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyciągnął z niej klucz. Wytworzony został z tego samego lśniącego metalu, co łańcuchy. Jego rączka była równie delikatna jak kajdany. Tymczasem część którą wkłada się do zamka, była prosta, lecz przypominała zastygłą ciecz. Doktor podał go detektywowi.- Tylko uważaj.
Holmes wziął od niego klucz i ruszył w stronę skutego Kłamcy. Ten uśmiechał się zadowolony z siebie. Sherlock włożył klucz do zamka. Jego płynna część idealnie dostosowała się do zmieniającej się dziurki. Potem kajdany same się otworzyły. Nie trzeba było nawet przekręcać klucza. Loki szybko się ich pozbył i ruszył w stronę panelu sterowania, pozostawiając detektywa w tyle. Holmes wyciągnął jeszcze klucz z kajdan, który powrócił do swojej poprzedniej formy. Kajdanki wtedy same z siebie się zamknęły. Sherlock wziął oba przedmioty i poszedł za Kłamcą.
-Przedstawiam wam powód wszystkich, mam nadzieję, naszych problemów- powiedział Doktor, kiedy detektyw wszedł już na podwyższenie. Wskazał na rysunek urządzenia znajdujący się w książce- Oto reduktor między wymiarowy. Miał on pilnować, by Tardis trzymała się z daleka od wszelkich możliwych pęknięć w wymiarze. Szkoda, że zapomniałem o jego istnieniu. Powinienem sprawdzić, czy się nie popsuł już dawno temu.
-Wystarczy go naprawić i wrócicie do siebie?- zapytał John.
-Tak- oznajmił radośnie doktor- Najpierw trzeba go znaleźć, a później naprawić!
-Jak to znaleźć?- zapytał Loki.
-Ten reduktor znajduje się gdzieś w Tardis. A, jak pewnie już zauważyliście, jest ona większa w środku niż na zewnątrz. Niestety w tej instrukcji nie napisano, gdzie dokładnie go zamontowano.Trzeba będzie go poszukać w każdym pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro