Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miniaturka dodatkowa 3. Czy to tylko przyjaźń? (Harrmione)

Miniaturka dla: ProjectYasu

A więc jak widać po tytule, dzisiaj mam dla Was Harrmione. 

Jeżeli któreś z Was zechce przeczytać, proszę na mnie nie krzyczeć, nie wyzywać, nie obrażać itp., ponieważ szczerze, miałam pierwszy raz styczność z tym pairingiem do pisania i nie wyszło mi zbyt dobrze. :) 

Proszę to potraktować jako swojego rodzaju wyzwanie - opinie mile widziane! :)

__________________________

„Jedyne, co miało jakieś znaczenie, to to, że znalazłem mojego pierwszego przyjaciela, a tym samym zacząłem naprawdę żyć." ~ Tove Jansson

~~*~~

Powiadają, że przyjaźń, to najpiękniejsze uczucie pod słońcem. Wieczne wsparcie w każdej ciężkiej chwili, momencie smutku czy załamania, ale również wtedy, gdy nasze serce rozsypuje się na kawałeczki, nawet najdrobniejsze. Prawdziwy przyjaciel podejdzie do ciebie, uklęknie i poda dłoń, którą wyciągnie cię nawet z samego dna rozpaczy i poskłada na nowo. Ale nie tylko tym cechuje się przyjaciel. Jest z tobą na dobre i złe, więc także, gdy pękasz z dumy i szczęścia, cieszysz się dobrym stopniem w szkole, lub awansem w pracy. Przyjacielem możemy nazwać osobę z którą podzielimy się każdym sekretem, przeczuciem, marzeniami oraz snami. To osoba, która nas nie odtrąci, zaakceptuje wady, wspomoże radą. Nie zazdrości, nie podkłada pod nogi żadnej kłody. Nie istnieje żadna z góry zapisana zasada, kto może być naszym przyjacielem, a kto nie.

A co, jeżeli... ten wspaniały przyjaciel stanie się dla ciebie kimś o wiele ważniejszym? Jeżeli... oddasz mu swoje serce, nawet nieświadomie? Twój oddech zacznie w jego obecności przyspieszać, serce mocniej bić, policzki będą rumiane, a ręce spocone? Co jeżeli między wami pojawi się niekontrolowana zazdrość?

Czy przyjaźń damsko – męska, ma rację bytu? Czy w końcu nie nastąpi przełomowy moment, gdy któraś ze stron złamie żelazne zasady i po prostu... się zakocha?

Merlinie, kiedy ją to spotkało?! Kiedy zobaczyła w nim kogoś więcej, niż przyjaciela?! W którym momencie jej uczucia zmieniły tor, a z brata stał się żywym odzwierciedleniem ideału? Teraz, gdy o tym myślała, nie mogła dokładnie stwierdzić, kiedy to wszystko miało miejsce. To nie wyszło w jednej chwili, tylko stopniowo rosło gdzieś głęboko w jej sercu...

Czy może... głębsze uczucie zaczęło się już tlić, gdy wraz z Ronem uratowali ją w łazience dziewczyn przed górskim trollem? Gdy strach przyćmił zmysły, a rozpacz zagłuszyła zdrowy rozsądek? Gdy obserwowała z przerażeniem i podziwem, jak wybawia ją z opresji? Wtedy został jej bohaterem i myślała, że zostaną przyjaciółmi na wieki. Godryku, jak bardzo się pomyliła...

- Nic ci nie jest? – wyciągnął dłoń w jej kierunku, którą ujęła, resztkami sił próbując się nie rozpłakać.

- Nie, wszystko w porządku – jęknęła. – Dziękuję wam, gdyby nie wy...

- Daj spokój, zrobiłabyś dla nas to samo – uśmiechnął się, a jej serce zabiło radośnie.

Tak, Harry od samego początku w jej oczach rósł na bohatera. Podziwiała go za poświęcenie dla przyjaciół i ogromną odwagę, której mu zazdrościła. Przeżywali razem najgorsze i najlepsze chwile. Szlaban, przecudowne przygody, a dodatkowo wiedziała, że ceni sobie jej zdanie oraz pomoc. Lecz czy to właśnie na pierwszym roku poczuła, że ten grzeczny i ułożony chłopczyk będzie dla niej znaczył o wiele więcej niż obecnie?

A może... to drugi rok przyniósł ze sobą uczucie? To właśnie tutaj wylała przed nim swoje pierwsze łzy, to tutaj poczuła, że naprawdę zależy mu na jej przyjaźni. A ona była mu za to wdzięczna. To właśnie on pocieszał ją po tym, gdy w jej oblicze uderzyła pierwsza „szlama". To on stanął w jej obronie.

Jednak takich sytuacji mogło być jeszcze wiele innych. Mogło to być na trzecim roku, gdy we dwoje cofnęli się w czasie i uciekali przed Remusem Lupinem w postaci wilkołaka. Do teraz pamiętała, jak osłonił ją własnym ciałem, mocno się w nią wtulając. Czuła się taka bezpieczna... Tak, zdecydowanie ten jeden moment zapadł w jej pamięci. To właśnie wtedy pierwszy raz złapała go za rękę pod wpływem impulsu, strachu, ale wierzyła, że nie pozwoli jej skrzywdzić...

A jeżeli to wszystko nadeszło wraz z czwartą klasą? Może spowodował to Turniej Trójmagiczny w którym brał udział, a ona umierała ze strachu, że może coś mu się stać... W czasie każdego zadania drżała o niego, a gdy za każdym razem się udało, niemal płakała z radości.

Do dziś nie mogła opisać uczucia, które towarzyszyło jej, gdy stali po dwóch stronach ściany namiotu chwilę przed pierwszym wyzwaniem. Nie trudno się dziwić, że nie wytrzymała i niemal rzuciła się w jego ramiona, próbując dodać otuchy.

Nie mogła również zapomnieć o jego minie, gdy zobaczył ją na schodach podczas balu bożonarodzeniowego. Tak, może jej się tylko wydawało, ale na sali w tamtej chwili zrobiło się naprawdę duszno...

- Hermiono, potrzebuję twojej rady – usłyszała obok siebie głos przyjaciela. Byli już w piątej klasie, coraz starsi, coraz bardziej dojrzali.

- Mów śmiało – uśmiechnęła się zachęcająco.

- Chodzi o... Cho. Jesteś jedyną dziewczyną, która może mi pomóc! – jęknął, a Hermiona skrzywiła się, lecz nie dała niczego po sobie poznać. – Wiesz, ona jest jakaś dziwna... Najpierw chce się ze mną spotkać, bo mówi, że bardzo mnie lubi, potem mnie całuje, a następnie pyta o Cedrika i płacze...

- Harry... - westchnęła cierpliwie, walcząc ze sobą. – Musisz ją zrozumieć. Straciła ważną osobę, poza tym ostatnio kiepsko jej idzie z nauką. Nie możesz jej za bardzo naciskać.

- No tak, ale... dlaczego jesteście tak skomplikowanie skonstruowane? Nie można czuć jednego na raz, albo zdecydować się na jedne uczucia w stosunku do jednej osoby?

- Też bym chciała, by tak było – posłała mu kolejny uśmiech. Tak, mimo wszystko starała się go wspierać w każdej sytuacji, bo wiedziała, że on zrobi to samo...

Na kolejnym roku wszystko jednak postanowiło się pokomplikować. Nie wiedziała, że to Ron spojrzy na nią inaczej. Że przestanie być dla niego tylko najlepszą przyjaciółką, a stanie się kobietą. Tak, przez chwilę jej to pochlebiało i nawet miała nadzieję, że jej uczucia przeniosą się na rudzielca, lecz niestety... serce nie sługa.

Tak, teraz już była tego pewna. To właśnie w szóstej klasie zakochała się w Harrym Potterze, swoim najlepszym przyjacielu. Była pewna, że żywiła do niego jakieś uczucia od zawsze, ale dopiero teraz w nią to uderzyło. Od zawsze uważała go za cudownego człowieka, wrażliwego, odważnego i inteligentnego, ale właśnie w tamtym czasie to wszystko wzrosło na sile. Stanowił dla niej opokę i wsparcie, nawet, gdyby cały świat się odwrócił. Była tego pewna, bo przesiadywał z nią godzinami, pocieszając po kłótni z Ronem.

Właściwie, to co się do tego przyczyniło, że głęboko skrywane uczucia wybuchły? Czyżby to, gdy ją przytulił mocno do siebie, jej serce zatrzepotało, a policzki zarumieniły, gdy wypowiedział piękne słowa: „Hermiono, jesteś najlepszą dziewczyną jaką znam!"?

A może to wspólny czas, który spędzali tylko ze sobą, gdy nie rozmawiała z Ronem? Tak, niewątpliwie wiele się wtedy zmieniło w ich relacjach.

- Harry! Przestań! – roześmiała się, gdy przyjaciel złapał ją w pasie i okręcił wokół własnej osi. Nie potrafiła przestać się śmiać.

- Panno Granger, proszę się tak głośno nie śmiać, bo zaburzy pani równowagę zmarłych dusz w zaświatach! – przedrzeźniał głos profesor Trelawney, na co szatynka roześmiała się jeszcze głośniej.

- Łosiu, uduszę się przez ciebie! – dźgnęła go w pierś rozbawiona.

- Jeżeli ze śmiechu, to pozwalam, inaczej będę cię reanimował aż będziesz miała mnie dosyć.

- Ja już chyba mam, tak w sumie...

- Ooo nie, teraz to przesadziłaś! Dzisiejszego wieczora nie dam ci forów w gargulkach!

- Jak to? – zrobiła smutną minkę, po czym uśmiechnęła się cwanie. – Jesteś pewien? Nie zapomnij o jutrzejszym wypracowaniu dla Snape'a...

- Dobra... masz mnie, cwaniaro!

Tak, zdecydowanie ich kontakty nabrały zdrowych rumieńców. Pierwszy raz cieszyła się jak dziecko, że jadą na święta do Nory wspólnie, choć nie był to ich pierwszy raz. Chciała być blisko niego, więc zdecydowała się nawet na tak drastyczne kroki, jak pogodzenie z Ronem.

Może... może to tylko wytwór jej wyobraźni, ale... miała wrażenie, że Harry częściej zerkał w jej stronę, że jego uśmiechy były zupełnie inne, pełne jakiejś pasji, czegoś, czego jeszcze w jego cudownych, zielonych oczach nie widziała. Była jednak pewna, że nie wytrzyma z gromadą tych uczuć w sercu, więc musiała się komuś wygadać.

Po skończonej pracy w kuchni oraz wywieszeniu prania i uprzątnięciu pokoi, wraz z Ginny zrobiły sobie po kubku gorącej czekolady i zaszyły się w ich wspólnej obecnie sypialni, rozsiadając się wygodnie na łóżku.

- Muszę ci o czymś powiedzieć - powiedziały w tej samej chwili po dłuższym milczeniu. Obie roześmiały się głośno, nie omieszkując pozostawić tej sytuacji bez komentarza.

- Mów pierwsza - odezwała się w końcu Hermiona. Ciekawiło ją co do powiedzenia ma Wiewiórka, ale była pewna, że to jej wiadomość wywoła większą sensację. Nie sądziła jednak, że słowa jej przyjaciółki zmienią aż tyle...

- Pamiętasz moją obsesję na punkcie Harry'ego, prawda? – zapytała cicho rozmarzonym głosem, a jej policzki przybrały czerwony odcień. – To było tak dawno, takie głupie i dziecinne. Wiem, że nie zwracał na mnie uwagi, po prostu traktował jak siostrę swojego najlepszego przyjaciela, ale... Dobrze wiesz, że starałam się mieć przez ten czas innych chłopaków, zapomnieć o nim, ale doszło do mnie, że nie potrafię. Od pewnego czasu znowu o nim myślę, Herm. Wiesz, ostatnio przyłapałam go, jak zerkał cały czas w moją stronę. Ja... - zawahała się, po czym zakryła twarz dłońmi. – Ja się chyba zakochałam!

Ginny z piskiem zakryła twarz poduszką, najprawdopodobniej umierając ze szczęścia, ale Hermiony serce zamarło. Jej najlepsza przyjaciółka darzyła uczuciem tego samego mężczyznę co ona? Mężczyznę, który zawładnął tak silnie nie tylko jej sercem, ale także snami i myślami? Nie, to nie mogło być prawdą... Jak mogłaby jej wyznać w takiej chwili, widząc na jej twarzy tak ogromne szczęście, że ona także kieruje ku niemu to samo uczucie? Byłaby zołzą bez serca, najgorszą przyjaciółką, jaką widział świat.

Wykrzywiła się w nieszczerym uśmiechu i spojrzała na nią, próbując schować się za maską.

- Ale nie mów mi, że wy z Ronem nie macie się ku sobie? – wypaliła nagle aż Hermiona się wzdrygnęła. - To o tym mi chciałaś powiedzieć, zgadza się? Przecież widzę, jak on na ciebie patrzy! Wpadliście po same uszy!

Ginny, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z zaskoczenia przyjaciółki, niemal zaczęła skakać po całym łóżku. Szatynka natomiast zmrużyła oczy, próbując uspokoić rozszalałe w środku emocje.

Ruda objęła ją w końcu ramionami i położyła brodę na ramieniu Hermiony, wpatrując się w nią oczekująco.

- Tak? – Hermiona praktycznie pisnęła. – To tak widać?

- Oczywiście! – zapiała Ginny i triumfalnie się uśmiechnęła. – Wiedziałam, wiedziałam, że także go kochasz! Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo się cieszę! Zawsze chciałam mieć siostrę, a lepiej trafić nie mogłam!

Co mogła zrobić w tej sytuacji? Powiedzieć, że się myli? Że nie kocha jej brata? Nie, nie chciała niszczyć ich przyjaźni. Nie potrafiła. I dlatego przez resztę roku ukrywała swoje uczucia. Płakała za każdym razem, gdy ich widziała spacerujących wspólnie, czy trenujących. Starała się przy nich z całego serca znosić ich gorące spojrzenia, te drobne gesty, jakimi było muśnięcie ręki, na przykład, gdy podczas posiłku sięgali po te same rzeczy. Jednak czarę przelał ich gorący pocałunek po wygranej meczu quidditcha z Ślizgonami. To ona przyciągnęła go za koszulę. Hermiona zniosłaby wszystko, ale gdyby ją odepchnął. Czuła się okropnie z takimi myślami, w końcu chciała szczęścia ich obojga, ale... osobno. Moment, gdy Harry ze zdwojonym zaangażowaniem oddał pocałunek, był jak Cruciatus rzucony w jej stronę przez przyjaciół. Tak bardzo go kochała, ale on wolał inną. I to dziewczynę, która była dla niej jak siostra.

Czuła się zepchnięta na boczny tor, co było dla niej istną katorgą. Harry wciąż szukał jej towarzystwa, nawet miała wrażenie, że zachowuje się dość osobliwie, ale nie mogła sobie robić nadziei. Już nie.

Ale w końcu nadszedł dzień, gdy jej serce odżyło. Już w sierpniu wyruszyli na poszukiwanie horkruksów. Wiedziała, że to niebezpieczna misja, że nic nie będzie proste, a oni będą na najbliższy czas odcięci od rodziny i bliskich. Nie powinna się z tego cieszyć, ale coś w jej sercu skakało z radości.

Wiedziała, że Harry i Ginny rozstali się, bo nie chciał jej narażać. Zdawała przecież sobie doskonale sprawę, że gdyby nie wyprawa, wciąż byliby ze sobą, a może nawet od razu po zakończeniu tego wszystkiego, wrócą do siebie. Ale mimo wszystko, wciąż tliła się w niej iskierka nadziei... Tak, okrutnej nadziei.

Każdej nocy widziała kątem oka, że obserwuje jej nazwisko na mapie huncwotów, czy nic jej się nie stało. Bolało ją to. Tak, czuła się jak potwór, brzydziła się sobą i swoją zazdrością. Powinna z równie ogromnym zapałem przeszukiwać mapę, szukając nazwisk, a ona wolała wpatrywać się w tego głupiego horkruksa i rozmyślać o tym, że ON jest tak blisko, a jednak oddalony o tak wiele...

Nigdy nie czuła się tak samotna. Ron pokazywał jej coraz widoczniejsze znaki, ale ona uparcie udawała, że nic nie widzi. Nie chciała widzieć. Nie potrafiła, bo nie miała serca go zranić.

Coraz bardziej czuła, że jej życie zaczyna przemieniać się w jakąś chorą orgię...

A wszystko jeszcze bardziej się pokomplikowało, gdy Ron odszedł. Miała wrażenie, że to wszystko jej wina, że mogła po prostu odwzajemnić jego uczucie. Płakała nocami w poduszkę, miała już tego wszystkiego dosyć.

Jej kontakty z Harrym również w tym momencie nie należały do najłatwiejszych. Wymieniali ze sobą dziennie tylko kilka słów, czasami zmuszając się do dłuższej rozmowy. Czy miała nadzieję, że pobyt we dwoje coś zmieni? Tak, lecz niestety spłonęła...

Jednak wciąż pozostało coś, czego mógł im pozazdrościć każdy. Wsparcie drugiego człowieka.

- Hermiono, wiem, że jest ci przykro, wybacz mi...

- Nie, Harry. Poradzimy sobie. Jeżeli Ron nam nie chce pomóc, zrobimy to we dwoje. Nie opuszczę cię. Będę cię wspierać do samego końca. Obiecałam ci to, pamiętasz?

- Pamiętam. Jestem wdzięczny, a ty jesteś najwspanialszą osobą na ziemi.

Nawet nie miał pojęcia jak szybko zawirował jej świat na dane słowa...

I w końcu nadszedł ten dzień. Dzień, który tak wiele odmienił w życiu ich obojga. Dzień Bitwy o Hogwart. To właśnie wtedy jej serce zatrzepotało, gdy odwrócił się w jej stronę. Tak potwornie się bała... Bała się, że odejdzie, że go straci...

Ich spojrzenia się spotkały. Och, tak bardzo uwielbiała zieleń jego tęczówek... Na ustach Harry'ego pojawił się nikły uśmiech.

W tym samym czasie, po błoniach rozbrzmiały głośne krzyki. Mury zaczęły się walić. Kolejne wrzaski i rzucane formułki zaklęć. Potter wzdrygnął się, ale nie odwrócił od niej spojrzenia. Oboje się elektryzowali.

- Nadszedł czas... - szepnął w końcu, a w jej oczach zaszkliły się łzy.

- Uważaj na siebie... - również wyszeptała, a Harry poszerzył uśmiech.

- Będziesz na mnie czekała?

- Zawsze – odpowiedziała bez wahania, czując, że serce rozrywa jej pierś.

Nie wiedziała o co mu chodziło. Jego oczy błyszczały w tamtej chwili taką tajemniczością... Jego głos sprawiał, że pragnęła go zobaczyć ponownie jak najszybciej. Lecz trwała wojna, a on był potrzebny wszystkim. Nie chciała być gorsza, więc odważnie stanęła naprzeciw swoim przeciwnikom. Zaklęciami przecinała powietrze, by skończyć to wszystko jak najszybciej, by przekonać się, czy żyje.

Do tej chwili pamiętała, gdy Lord Voldemort padł na ziemię martwy. W całej Wielkiej Sali rozbrzmiała głośna kakofonia oklasków i wiwatów. W jej oczach błysnęły łzy szczęścia i ogromnej dumy. Spojrzała na swojego przyjaciela, na swoją miłość. On również na nią spojrzał. Chwila zawahania, sekundy oczekiwania, po czym bez słowa ruszył w jej stronę.

- Harry... - szepnęła i dotknęła jego twarzy. – Tak się cieszę, że wróciłeś...

Brunet nie odpowiedział, tylko bez słowa chwycił jej twarz w dłonie i namiętnie pocałował. Nie zwrócili na nikogo uwagi, zajęci sobą. Ich emocje wrzały, uczucia szalały wewnątrz. Hermiona miała wrażenie, że jej dusza odżywa niczym feniks z popiołów. Objęła go mocno w pasie, oddając pocałunki ze zdwojoną siłą. Było jej ta cudownie...

Wiedzieli. Oboje zdawali sobie sprawę, że zranili tym bliskie osoby. Tak, nadejdzie taka chwila, gdy wszystko będą musieli sobie wytłumaczyć...

- Harry... - jęknęła i odsunęła się delikatnie od niego, opierając swoje czoło o jego. – Co... co z Ginny?

- Ona mówiła, że ty i Ron jesteście ze sobą blisko, nie miałem prawa się między was wpychać. Nie chciałem. Ale już dłużej nie wytrzymałem. Wybacz mi – szepnął prosto w jej usta.

- Nie, to nie tak – westchnęła cicho. – Ale myślałam, że po wojnie wszystko wróci między tobą a Ginny do normy.

- Wiem, że to głupie, ale zawsze widziałem tylko ciebie, Hermiono. Tylko...

Hermiona złączyła ponownie ich popękane wargi. Już wiedziała. Wiedziała, że jej uczucia są odwzajemnione. Że Harry kocha ją tak długo, jak ona jego. Tylko los sprawił, że musieli się mijać, aż do dzisiaj. Dla obydwojga byli swoimi pragnieniami, marzeniami. Ale na tym koniec. Wojna się skończyła, a oni chcieli walczyć dalej. O siebie, o swoją miłość.

Nie, nie było łatwo. Ich przyjaźń wisiała na włosku. Przebyli długie i ciężkie rozmowy, nim rodzina Weasleyów im wybaczyła. Jednak teraz, mogli być szczęśliwi. Do końca życia w swoich objęciach.

Cztery lata później, w rocznicę Drugiej Bitwy o Hogwart, na szkolnych błoniach odbył się ich ślub. Hermiona Granger stanęła w białej sukni, godnej księżniczki, przed swoim obecnie już mężem; Harrym Potterem. Ceremonia była skromna, zaproszeni byli najbliżsi, a młodych połączył nierozerwalny węzeł małżeński.

Po parkiecie wirowały barwne pary gości, śmiejąc się i wiwatując za ich zdrowie. Noc poślubna także zaowocowała w plony, bo po dziewięciu miesiącach, na świat przyszedł ich pierwszy syn – Syriusz Remus Potter. Chłopczyk, choć wyglądem wierna kopia swojego ojca, charakterem odzwierciedlał swojego imiennika.

W późniejszych latach sprawiał tyle samo kłopotów, żeby w wieku jedenastu lat trafić do Gryffindoru, gdzie poszedł w ślady ojca, zostając szukającym w drużynie Quidditcha oraz swoim zachowaniem przypominać nauczycielom czasy, gdy ich wychowankami byli i Huncwoci oraz Złota Trójca.

Tak, życie Hermiony Potter nie mogło potoczyć się w lepszym kierunku. Stworzyła swoją własną, idealną baśń.

Miała wszystko.

Wygrała.

_____________________________________

I co ja mam Wam teraz powiedzieć? Nie, nie czuję się w tym połączeniu, brakowało mi tej zadziorności, czegoś, co zapełni tą miniaturkę. Nie jestem zadowolona, ale obiecałam, że opublikuję, to publikuję. 

Nie było łatwo mi się za to zabrać, choć osobiście lubię Harrmione. :) Mimo wszystko dziękuję ślicznie mojej niezawodnej Tyska09, która szczerze powiedziawszy, poratowała mnie z tą miniaturką! ♥ Nawet nie masz pojęcia jakie to było cudowne uczucie obudzić się, zobaczyć, że mam od Ciebie wiadomość, gdzie była zaproponowana miniatureczka :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro