Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miniaturka 5. Przysięgam...


— Czy masz całkowitą pewność co do swojej decyzji, Malfoy? Jeśli zdecydujesz się przyjąć to zadanie, być może nie będzie już możliwości odwrotu. Ryzykujesz swoim życiem.

— Nie jestem idiotą, Potter. Nie zasugerowałbym ci tego, gdybym nie był całkowicie pewien tego idiotycznego planu. Tylko ja jestem w stanie go zrealizować i ty również jesteś tego świadomy.

— A co z Hermioną? Myślę, że nie będzie zadowolona, jeżeli się dowie, że...

— Zostaw to mnie — Draco przerwał mu z wyrafinowaną obojętnością, choć jego serce boleśnie skurczyło się w klatce piersiowej. — Osobiście zajmę się Granger.

— Cóż, w takim razie mogę życzyć ci jedynie powodzenia — Harry westchnął i przyjrzał się bladej twarzy blondyna uważnie, szukając jakichkolwiek oznak słabości. Malfoy jednak wyglądał na zdeterminowanego i pewnego siebie. — W imieniu całego magicznego świata pragnę ci oficjalnie podziękować i...

— Daruj sobie, Potter. To żałosne.

Harry Potter wykrzesał z siebie uśmiech i pokręcił głową z rozbawieniem, po czym wyciągnął dłoń w kierunku swojego dawnego, szkolnego wroga. Draco, po krótkiej chwili wahania się, uścisnął ją, wykrzywiając wargi w kpiącym uśmiechu. Nigdy nie podejrzewał, że dojdzie między nimi do takiego pojednania.

— Możecie mi wytłumaczyć, o co tutaj chodzi?! — Hermiona Granger wpadła do pomieszczenia, spoglądając na mężczyzn z malującym się na twarzy niepokojem. Przeskakiwała bystrym spojrzeniem z jednego na drugiego, czekając na wyjaśnienia. — Dlaczego nikomu nie powiedzieliście o tym nagłym, tajemniczym spotkaniu?!

Harry i Draco odsunęli się gwałtownie, zażenowani nagłym przejawem chwilowej sympatii wobec siebie. Malfoy nawet otarł dłoń o koszulę, wykrzywiając się z obrzydzeniem, na co Potter uniósł brew, prychając kpiąco. Była Gryfonka zacisnęła wargi w twardą linię.

— Może któryś z was w końcu mi to wyjaśni? — ponagliła, wciąż obserwując ich zacięte miny. Żaden z nich jednak nie miał śmiałości odwzajemnić jej spojrzenia.

— Jak sama dobrze zauważyłaś, to spotkanie wypadło nagle — odparł w końcu blondyn, starając uśmiechnąć się swoim bezczelnie ironicznym uśmiechem. — Jednakże nie było ono tak tajemnicze, skoro się o nim dowiedziałaś, prawda?

— Jeżeli naprawdę uważasz, że to zabawne, to się mylisz, Malfoy — warknęła i zbliżyła się do nich lekko chwiejnym krokiem. Ich zachowanie nie wróżyło niczego dobrego. — Co się stało? Chcę wiedzieć, muszę wiedzieć...

Draco w końcu spojrzał na nią, próbując uspokoić oddech w piersi. Na twarzy szatynki malowało się przerażenie, skołowanie oraz czysta determinacja. Znał ją na tyle, że doskonale zdawał sobie sprawę, że nie przejdzie obojętnie obok bez żadnego satysfakcjonującego wyjaśnienia. Będzie drążyła dziurę w ich brzuchach aż do momentu, gdy uzna, że uzyskała wszystkie informacje.

— Wyjaśnię ci wszystko, Hermiono — mruknął Harry, a dziewczyna umieściła na nim orzechowe tęczówki.

Zielone oczy jej przyjaciela błagały o wybaczenie, choć jeszcze żadne słowo nie opuściło jego ust. Potter wpatrywał się w nią z bólem wymalowanym na twarzy, co ją jeszcze bardziej zaniepokoiło. Wiedziała, że wyjaśnienie, które zaraz usłyszy, nie spodoba jej się. Ciało Hermiony zadrżało, a dłonie zacisnęły się w pięści, starając się panować nad emocjami.

W końcu brunet wziął głęboki oddech, próbując założyć na siebie maskę opanowania i pewności siebie. Chciał grać przed nią przywódcę, którym mianował go cały magiczny świat.

— Malfoy, na moją prośbę, zgodził się wypełnić pewną misję dotyczącą Voldemorta — głos bruneta był chłodny, niewyrażający żadnych emocji, ale szatynka wiedziała, że to tylko pozory. Uparcie wpatrywał się w jej oczy, walcząc z ochotą mrugania oraz opuszczenia ich w dół, by nie pokazać przed nią swojej słabości. Gdyby to zrobił, zdominowałaby go swoim uporem.

— Misję? — wymamrotała słabo, odpowiednio ważąc kolejne słowa. Miała wrażenie, że kruchy grunt osuwa się spod jej stóp. — Jaką misję? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś wcześniej?

— Wiesz dobrze, że nie mogę wprowadzać wszystkich w szczegółowe plany. Gdyby ktoś się dowiedział...

— Myślałam, że należę do twojego najbliższego kręgu i informujesz mnie o każdym możliwym posunięciu — pisnęła, a jej oczy się zaszkliły. — Wydawało mi się, że darzysz mnie wystarczającym zaufaniem, by...

— Oczywiście, że ci ufam, Hermiono! — wybuchnął i przetarł nerwowym ruchem ręki czoło, jakby chciał zetrzeć pulsujący znak błyskawicy. — Po prostu odpowiedź Malfoya nadeszła tak nagle, że nie miałem, kiedy cię na nią przygotować!

— Więc? Co to za misja? — zapytała ostro.

— Malfoy ma ponownie wkraść się w łaski Voldemorta, by obserwować jego każdy ruch, a następnie informować mnie o wszystkim, co się dzieje w jego otoczeniu. Ma być podwójnym agentem Zakonu Feniksa.

Hermiona gwałtownie wciągnęła powietrze w płuca i przeniosła wystraszone spojrzenie na Draco. Nie mogła uwierzyć, że nie poinformował jej o swoich samobójczych planach. Wszyscy śmierciożercy uważali Malfoya za zdrajcę, więc wejście ponownie do ich Kwatery Głównej, by błagać o przywrócenie do służby, było niedorzecznym pomysłem. Nie umiała również zrozumieć, dlaczego Harry, który zawsze troszczył się o innych ludzi, nie zezwalając na poświęcanie ich życia, poparł ten absurdalny pomysł.

— To niebezpieczne i głupie! — krzyknęła, wymierzając w blondyna palcem. Jej głos drżał od nadmiaru emocji. — Voldemort jest mistrzem oklumencji! Jeżeli dostanie się do twojego umysłu, to pozna wszystkie sekrety Zakonu Feniksa, po czym cię zabije! Wszyscy będziemy w niebezpieczeństwie!

— Granger, do cholery! Przymknij się, choć na chwilę i pozwól sobie coś powiedzieć — sarknął chłodno Draco, po czym zerknął z ukosa na Pottera, krzywiąc się ze złością. — Mówiłem ci, żebyś wszystkie wyjaśnienia zostawił dla mnie. Jak zawsze wszystko spierdoliłeś, więc z łaski swojej zostaw nas samych, Potter.

Harry posłał przyjaciółce skruszone spojrzenie, po czym wyszedł z pomieszczenia, nawet nie siląc się na próbę przeprosin. Spodziewał się, że Hermiona może nie wybaczyć mu podjęcia tej decyzji, a nawet, że może go znienawidzić. Bez konsultacji z nią, pozwolił, by Malfoy wrócił służyć Lordowi Voldemortowi. Skazał go na śmierć, mimo że przysięgał chronić niewinnych.

Draco poczekał, aż Potter opuści pomieszczenie, po czym ponownie spojrzał na Hermionę, a jego spojrzenie złagodniało. W czekoladowych tęczówkach gromadziły się łzy, choć nie pozwoliła żadnej wypłynąć. Jej ramiona unosiły się i opadały, walcząc z napadem szlochu, a pełne wargi drżały. Hermiona Granger była najsilniejszą i najodważniejszą kobietą, jaką poznał, więc zasługiwała na wyjaśnienie.

— Przestań się tak unosić, wariatko — blondyn skrócił dystans między nimi i delikatnie otarł jej policzki opuszkami palców. Powolnym ruchem zataczał palcami okręgi na linii jej szczęki, a po chwili bez ostrzeżenia złapał za jej ramiona i zamknął ją w szczelnym uścisku. Oparł policzek o czubek jej głowy, czując, jak drży pod jego dotykiem. Płakała. Kolejny raz pozwolił, by uroniła przez niego łzę.

— Nie możesz tego zrobić — zaszlochała, mocno owijając ramiona wokół jego brzucha. W jego ramionach czuła się bezbronnie, a jednocześnie bezpiecznie. — Zabiją cię...

Blondyn westchnął, a poczucie winy zalało jego wnętrzności. Przez długi czas rozmyślał nad tym planem. Wiedział, że nie musi tego robić, ale podświadomie czuł, że powinien. Chciał ochronić Hermionę oraz całą jej rodzinę. Od jakiegoś czasu Voldemort wznowił ataki na mieszańców, więc szatynka nie była bezpieczna.

— Muszę — wymamrotał, czując w gardle nieprzyjemną suchość. Od samego początku zdawał sobie sprawę, że jego decyzja może wpłynąć na ich relację. Dziewczyna miała prawo go znienawidzić. W każdej chwili mogła zastąpić go kimś innym. Na samą myśl, że inny mężczyzna miałby stanąć u jej boku, robiło mu się słabo, ale jej bezpieczeństwo było dla niego najważniejsze. — Zakon mnie potrzebuje.

— Ja też cię potrzebuję! — krzyknęła i spojrzała na niego błagalnie.

Gdyby mógł, to nigdy nie wypuściłby jej ze swoich ramion. Uwielbiał jej uśmiech, włosy, oczy, ciepłe wargi. Chciałby mieć ją całą tylko dla siebie w każdej sekundzie swojego życia. Potrzebował kilku lat po skończeniu szkoły, by w końcu dała mu szansę. Aby w końcu była tylko jego. Teraz mógł to wszystko stracić.

— Granger... — wymruczał, składając kilka pocałunków na jej czole, skroniach, policzkach oraz wargach. Nie chciał pominąć żadnego miejsca. Miał zamiar zapamiętać każdy szczegół jej drobnego ciała. — Jesteś tylko moja, prawda?

— Dlaczego mi to robisz, kretynie? — odsunęła się od niego, ocierając mokre od płaczu policzki. Jej dłonie zacisnęły się na materiale jego koszuli. — Zapomniałeś, ile czasu straciliśmy, by zrozumieć, co do siebie czujemy? Dopiero od niedawna miałam szansę poczuć się w końcu szczęśliwa, a ty porzucasz mnie niczym zużytą zabawkę...

— Musisz zrozumieć, że nie chcę cię zostawiać, ale muszę — wycharczał, zaciskając mocniej palce na jej talii. Naprawdę chciał udowodnić jej, ile dla niego znaczy, ale nie mógł tego zrobić. Gdyby wyznał jej wszystkie swoje uczucia oraz pragnienia, nie pozwoliłaby mu odejść, a on nie potrafiłby tego zrobić. Zignorowałby dla niej cały magiczny świat i uciekł jak najdalej od tego przeklętego chaosu. — Wrócę do ciebie za jakiś czas i wtedy już nikt nam nie przeszkodzi, Granger. Obiecuję. Będziemy razem.

— Powiedz po prostu, że nigdy mnie nie kochałeś, dupku — pisnęła, próbując wyrwać się z uścisku jego ramion. Wiedziała, że jej słowa są dziecinne i niedorzeczne, ale za wszelką cenę chciała zatrzymać go przy sobie. W tym momencie czuła się niczym bezbronne, kruche dziecko, które ma pozostać samo na świecie.

— Jesteś niesprawiedliwa, Granger — Draco złapał jej twarz w obie dłonie i zmusił, by na niego spojrzała. Wycisnął szybki, ale czuły pocałunek na jej ciepłych wargach, chcąc zapamiętać ich smak. — Dobrze wiesz, że cię kocham i właśnie dlatego muszę podjąć się tej misji. Robię to dla nas, byśmy w końcu mogli zacząć żyć normalnie. Nie chcę przeżywać każdego jebanego dnia w strachu, że cię stracę. Chcę zapewnić ci godne życie i stworzyć dla ciebie dom, na jaki zasługujesz. Bez ciągłego oddechu śmierci na karku oraz notorycznych pogrzebów najbliższych nam osób. Chcę cię tylko dla siebie, rozumiesz?

— A jeżeli Voldemort pozna prawdę i cię zabije? — wyszeptała w jego usta. — Przysięgnij, że nie pozwolisz się zdemaskować i wrócisz do mnie.

— Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, Granger. Wyrżnę dla ciebie wszystkich śmierciożerców, więc nikt nigdy już nie spróbuje cię skrzywdzić — uśmiechnął się kpiąco i oparł czoło o jej głowę, wdychając kwiatowy zapach jej perfum. — Czekałem na ciebie trzy lata. Nie pozwolę ci teraz odejść. Obiecuję, że gdy wrócę, już nigdy się nie rozstaniemy.

Hermiona przyjrzała się jego pewnej siebie twarzy i odetchnęła cicho. Draco Malfoy był doskonałym aktorem oraz kłamcą i miał przygotowaną wyćwiczoną maskę na niemal każdą okazję. Była również świadoma jego umiejętności walki oraz oklumencji. Dzięki niemu już niejednokrotnie szala zwycięstwa przechylała się na stronę Zakonu Feniksa.

Był również mężczyzną, któremu oddała swoje serce. Pragnęła go każdą częścią swojego ciała. Ufała mu bezgranicznie. Była gotowa poczekać na niego jeszcze trochę. A po wszystkim, zamierzała z nim uciec. Być tylko z nim.

Ich usta ponownie złączyły się w gorącym pocałunku, jakby robiły to po raz ostatni. Oboje chcieli zatrzymać czas, by upajać się sobą przez wieczność. Rozpalone emocje iskrzyły w powietrzu, a oni nie mogli oderwać się od siebie. Ich serca biły zgodnie, jakby stworzone dla siebie nawzajem, a uczucia, które ich ogarnęły, były silniejsze niż wszystko inne. Hermiona czuła, jak namiętność przenika przez jej ciało, rozpalając każdą komórkę.

Wiedziała, że to było coś więcej niż pocałunek. To była obietnica. Obietnica miłości, wierności, zrozumienia i zaufania. Obietnica, że do niej wróci. A ona będzie na niego czekać.

~~*~~

Hermiona Granger stanęła przed oknem, trzymając w dłoni kubek parującej herbaty. Przez kilka minut przyglądała się szaremu krajobrazowi na zewnątrz, a jej myśli powędrowały do dnia, gdy po raz ostatni widziała Draco Malfoya.

Minęły dwa lata, odkąd blondyn dołączył pod przykrywką podwójnego agenta Zakonu Feniksa do grona śmierciożerców, a słuch po nim zaginął. Nie wiedziała, gdzie jest, co robi, ani nawet, czy jeszcze żyje. Przez cały ten czas oczekiwała na jego powrót, choć powoli zaczynała tracić wszelką nadzieję, że ponownie zatonie w jego ciepłych ramionach.

Usiadła na parapecie i napisała na szybie palcem jego inicjały, starając się przypomnieć, jak wyglądał. Szczegóły jego ciała powoli rozmazywały się w jej pamięci. Rysy twarzy, arogancki uśmiech, dołeczki w policzkach, zagłębienie na szyi, zapach jabłek oraz tytoniu. Nawet jego bluza, z którą spała każdej nocy, już dawno przestała nim pachnieć, jakby jej mózg specjalnie próbował wypchnąć wspomnienia o nim z głębi jej umysłu. Przerażało ją to.

Na początku próbowała go znienawidzić za to, że zostawił ją samą. Nie wiedziała, czy poznał kogoś nowego i uciekł, czy po prostu o niej zapomniał. Potem jednak zaczęła mieć wyrzuty sumienia, że próbowała o nim zapomnieć. W końcu łączyła ich przysięga. Obiecał, że do niej wróci, że będą razem.

— Jadłaś coś? — Ginny usiadła obok niej, przyglądając się twarzy przyjaciółki ze smutkiem. Szatynka stała się wrakiem człowieka. Okropnie schudła, nie jadła, nie dbała o siebie, a czasem nawet nie chodziła do pracy. Większość czasu ukrywała się w domu, unikając spotkań z przyjaciółmi. Harry'ego nie chciała znać. Po dawnej, pełnej siły oraz determinacji Hermionie Granger nie było już śladu. Draco Malfoy ją zniszczył. Jego miłość ją zniszczyła.

— Nie jestem głodna — mruknęła, zwijając się w kłębek. — Jestem zmęczona, Ginny. Chcę po prostu się położyć.

— Musisz w końcu zacząć żyć na nowo, Hermiono — Ginny założyła ręce na piersiach, wykrzywiając wargi w grymasie. Powtarzała to szatynce niemal przy każdym spotkaniu. — Wiem, że bardzo za nim tęsknisz, ale nie możesz dłużej funkcjonować w ten sposób! Nie widzisz, co się z tobą dzieje?! To nie jest normalne! Gdyby Malfoy zobaczyłby cię w tym stanie, to...

— Ale nie zobaczy — przerwała jej chłodno. Wiedziała, że Ginny chce dla niej jak najlepiej, ale ona nie miała sił na zmiany. — Nie ma go. Zniknął z mojego życia dwa lata temu.

— Więc do końca życia masz zamiar zachowywać się w ten sposób? — rudowłosa potrząsnęła delikatnie ramieniem przyjaciółki. — Wróć do nas! Wszyscy bardzo za tobą tęsknimy!

— Nie wiem, czy potrafię — szepnęła Hermiona w odpowiedzi. — A może po prostu nie chcę. Sama już nie wiem...

Ginny przewróciła oczami zirytowana. Była przerażona, a zarazem rozdrażniona zachowaniem szatynki. Wiedziała, że dziewczyna jest zagubiona i cierpi, więc z całych sił starała się jej pomóc, jednak ona nie zamierzała przyjąć pomocnej dłoni. Mimo to nie mogła się poddać. Nie mogła zostawić jej w takim stanie.

— Minęło już tyle czasu, Hermiono — wyrzuciła z siebie, siląc się na swobodny, łagodny ton. — Powinnaś zacząć żyć na nowo. Życie nie toczy się jedynie wokół rozpamiętywania przeszłości. Wiem, co czujesz, ale uważam, że czas wziąć się za siebie i ponownie zacząć się uśmiechać. Możemy pójść na zakupy i do fryzjera...

— Czy to by nie oznaczało, że przestałam wierzyć w jego powrót? — przerwała rudowłosej Hermiona. — Obiecał mi, Ginn. A Draco nie złamałby przysięgi...

Ginny przyjrzała się szatynce smutnymi oczami, zagryzając wnętrze policzka. Twarz Hermiony wyrażała rozpacz oraz determinację. Pokochała Draco Malfoya zaledwie kilka lat po skończeniu szkoły, gdy ten dołączył do Zakonu Feniksa. Oboje należeli do jednego oddziału. Weasleyówna jednak nigdy nie poparła tego związku. Uważała, że ich miłość była toksyczna i skazana jedynie na cierpienie. Sądziła również, że jej przyjaciółka zasługuje na kogoś wyjątkowego, kto będzie umiał ją uszczęśliwić oraz przywrócić chęć do życia.

Westchnęła przeciągle.

— Może zabrzmi to okrutnie, ale podobno Voldemort nie pozwala na publikację nazwisk osób, które zginęły podczas służby w gronie śmierciożerców — wyszeptała Ginny. — Harry jednak regularnie otrzymuje raporty o masowych zabójstwach wśród popleczników Czarnego Pana i nie tylko. On nie oszczędza nikogo. Chce sprawić, byśmy się poddali...

— To tylko próba złamania naszej silnej woli...

— Ludzie wciąż giną, Hermiono. Nie wracają z wyznaczonych misji — kontynuowała Ginny. Obserwowała, jak twarz jej przyjaciółki tężeje z każdym kolejnym słowem, ale nie chciała jej ciągle zwodzić. — Przykro mi, ale nie chcę dawać ci dłużej złudnej nadziei. Uważam, że Malfoy również został zamordowany podczas jednej z brutalnych masakr, którą urządzili śmierciożercy. Gdyby żył, spróbowałby się z nami skontaktować...

— To niemożliwe, Ginny — Hermiona zachichotała nerwowo, a jej orzechowe oczy napełniły się łzami. — Doskonale znam jego umiejętności walki i wiem, że nie pozwoliłby się zabić.

— Hermiono...

— Powinniśmy spróbować uzyskać informacje, kto zginął podczas wojny — Hermiona zaczęła nerwowo wykręcać palce na wszystkie strony. — Harry powinien coś z tym zrobić. To jest okrutne, że te wszystkie rozbite rodziny nie wiedzą, czy ich bliscy wciąż żyją!

— Harry naprawdę bardzo się stara — broniła Pottera rudowłosa. — Nawet nie masz pojęcia, co on przeżywa. Voldemort chce siać panikę wśród naszych przyjaciół, aby zwątpili w szanse na wygranie tej wojny. To okrutne, dlatego tak bawi śmierciożerców.

Pojedyncze łzy spłynęły po policzkach szatynki. Nie chciała wierzyć w słowa Ginny. Była pewna, że gdyby Draco zginął, wyczułaby to. Wierzyła, że łączyła ich wyjątkowa więź.

Rudowłosa miała jednak rację w jednym — jej życie się zmieniło, a ona nie mogła dłużej zachowywać się w ten sposób. Krzywdziła w ten sposób nie tylko siebie, ale również pozostałych. Musiała stanąć na nogi i pokazać ludziom, że wciąż ma nadzieję na wygranie tej wojny. Powinna przynieść im nową siłę.

Otarła grzbietem dłoni płynące po policzkach łzy i wciągnęła głośno powietrze w płuca, próbując wymazać z głowy łobuzerski uśmiech Draco Malfoya, którym tak często ją obdarzał.

— Proszę cię, Herm — szepnęła Ginny z bólem w oczach. — Jeżeli nie zaczniesz normalnie funkcjonować, to w końcu zniszczysz sobie życie. Jesteś piękna i inteligentna. Masz całe życie przed sobą...

— Masz rację, Ginny — odpowiedziała, ale jej głos zadrżał. — Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by stanąć na nogi.

— Och, Hermiono! To wspaniale! Obiecuję, że ci pomogę! Mam świetny pomysł!

— Dziękuję za to, że przy mnie jesteś i cały czas byłaś...

Weasley uśmiechnęła się wesoło i wpadła Hermionie w ramiona. Nie zdawała sobie sprawy, że serce jej przyjaciółki krwawi, rozpadając się boleśnie na kawałki...

~~*~~

Hermiona westchnęła i zastukała palcami w oparcie fotela, starając się skupić na literach w książce. Ginny odwiedzała ją niemal codziennie, czego miała już dość. Jej przyjaciółka robiła wszystko, by wyciągnąć ją z domu, mimo że szatynka oznajmiła jej, że to zdecydowanie za wcześnie na taki krok. Rudowłosa była jednak nieustępliwa i uparta.

Po mieszkaniu byłej Gryfonki rozniósł się dzwonek do drzwi, na co dziewczyna sapnęła z niezadowoleniem. Spodziewała się ujrzeć piegowatą twarz Ginny, ale się pomyliła. Orzechowe oczy rozszerzyły się, gdy do pomieszczenia wkroczył Ron.

— Nie przeszkadzam? — zapytał, uśmiechając się nieśmiało. Jego policzki zaczerwieniły się nieznacznie.

— Oczywiście, że nie. Tak się cieszę, że cię widzę.

Jej wargi wykrzywiły się w odrobinę krzywym, nieszczerym uśmiechu. Podejrzewała, że wizyta rudzielca była kolejnym genialnym planem Ginny. W normalnych okolicznościach widok jej przyjaciela na pewno bardzo by ją uszczęśliwił, ale w tym momencie nadal nie czuła się na siłach, by się spotykać z kimkolwiek oprócz rudowłosej.

— Jak się czujesz, Herm? Wszystko w porządku?

— Jest lepiej, dziękuję.

Starała się nie przewrócić oczami. Ronald nigdy nie posiadał wyczucia w doborze słów. W pewnym sensie było to całkiem urocze.

— To świetnie — przełknął ślinę i odchrząknął. — Brakowało mi cię. Wyglądasz naprawdę pięknie i...

— O co chodzi, Ron? Stało się coś?

Szatynka zmarszczyła brwi, przyglądając się jego zdenerwowanej twarzy. Ron zagryzł policzek i wypuścił z ust powietrze.

— Właściwie, to chciałbym ci, o czym powiedzieć. To coś naprawdę ważnego...

Żołądek Hermiony zacisnął się z podekscytowania, a serce zatrzepotało w klatce piersiowej z nadzieją, że jej przyjaciel przyniósł jej wieści o Draco, na które czekała już tak długo.

Ścisnęła za jego dłonie, zachęcając, by kontynuował. Twarz Rona zaczerwieniła się jeszcze bardziej, gdy jego niebieskie oczy spotkały się z jej czekoladowymi.

— Pewnie uznasz, że zwariowałem — wymamrotał, a entuzjazm Hermiony drastycznie opadł, gdy chłopak wciągnął ją w swoje ramiona, mocno ściskając. Umieścił swoją twarz w jej włosach. Drżał. — Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Po prostu chciałem być blisko ciebie. Od samego początku. Ja..

Hermiona przełknęła boleśnie ślinę, ale nie odepchnęła go. Cierpliwie poczekała na resztę jego wyznania.

— Kocham cię już od czwartego roku w Hogwarcie. Zawsze cię kochałem i nigdy nie przestałem — wyznał cicho. — Wiem, że to nie jest odpowiedni moment. Wiem, co czujesz i wiem, że ty wciąż kochasz Malfoya. Chcę jedynie stać u twojego boku. Być z tobą i służyć ci oparciem. A gdy będziesz gotowa mnie pokochać, to w pełni cieszyć się twoją miłością...

— Ron, ja...

— Nie proszę, byś mnie teraz pokochała. Jeszcze nie teraz — oczy Hermiony rozszerzyły się z przerażenia, gdy chłopak uklęknął przed nią, wyciągając z kieszeni lśniący pierścionek. — Chcę być przy tobie i wspierać cię w tych trudnych momentach. Zaakceptuj moją pomoc. Będę cię chronił oraz dbał o ciebie ze wszystkich sił. Do niczego nigdy cię nie zmuszę, przysięgam...

Hermiona zagryzła nerwowo wnętrze policzka. Ron był dla niej jedynie przyjacielem. Zawsze. Jedyną osobą, którą kochała, był Draco Malfoy i zaczęła tracić nadzieję, że będzie umiała obdarzyć tym uczuciem kogoś innego.

Przyjrzała się chłopakowi ze smutkiem. Nagłe oświadczyny wydawały jej się absurdalnym i szalonym pomysłem. Od długiego czasu wiedziała, że Weasley ją kocha i jest gotowy jej pomóc, ale nie chciała go skrzywdzić. Nie potrafiła.

— To pomysł Ginny, tak? — uśmiechnęła się do niego łagodnie, chociaż nagle poczuła przypływ niechęci do jego siostry. Doceniała, że rudowłosa chce jej pomóc, ale ten plan był cholernie głupi. Ginny nie liczyła się z ani z jej uczuciami, ani uczuciami własnego brata. — Doceniam, że oboje chcecie mi pomóc, ale nie mogłabym skrzywdzić cię w ten sposób...

— Jeżeli zgodzisz się zostać moją żoną, to będę najszczęśliwszym mężczyzną na świecie — odpowiedział jej szybko i złączył ich palce. — Ja naprawdę przemyślałem tę decyzję. Chcę ciebie i tylko ciebie.

Jej serce zabiło mocniej. Przyjrzała się chłopakowi, zaciskając wargi w prostą linię. Wyglądał na szczerego i zdecydowanego. Była pewna, że zależało mu na niej i był gotowy się nią zaopiekować. Znała Rona od dawna. Był wspaniałym przyjacielem, chociaż ich relacje nie zawsze były proste.

Przed jej oczami pojawiła się twarz Draco. Blondyn uśmiechał się do niej kpiąco, a jej żołądek przewrócił się na drugą stronę, gdy przeskanował błyszczącymi oczami jej ciało. Minęło tak wiele czasu. On już nigdy może do niej nie wrócić...

Potrząsnęła głową. Ron nigdy nie zastąpi jego miejsca w jej sercu. Mimo to musiała w końcu zapomnieć...

— Będę zaszczycona — wyszeptała w odpowiedzi, próbując panować nad tonem głosu.

Rudzielec wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem i wsunął na jej palec wskazujący pierścionek. Po chwili uśmiechnął się i przyciągnął ją ponownie w swoje ramiona, składając nieśmiały pocałunek na jej wargach. Serce Hermiony w jednej sekundzie rozpadło się na miliony kawałków.

~~*~~

— Wyglądasz przepięknie, Hermiono — Ginny przyjrzała się szatynce z uznaniem, poprawiając spinki w jej włosach. — Wszyscy zwariują, gdy tylko cię zobaczą.

Hermiona westchnęła i przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Miała na sobie pięknie zdobioną suknię ślubną, która zwisała na jej wychudzonym ciele. Kości policzkowe miała zapadnięte, a ciemnych worów pod oczami nie był w stanie zakryć nawet profesjonalny makijaż.

Nie przejmowała się swoim wyglądem. Nie zależało jej na tym, by wyglądać niczym księżniczka, choć jej przyjaciółka wciąż powtarzała, że nigdy nie widziała ładniejszej panny młodej.

Hermiona miała wrażenie, że z każdym dniem się rozpada. Nie potrafiła być szczęśliwa, choć próbowała. Od ponad pół roku towarzyszyła Ronowi w życiu codziennym. Wychodzili wspólnie na posiłki, do kina, na spotkania towarzyskie.

Poza tym starała się uczestniczyć również w spotkaniach Zakonu Feniksa. Odwiedzała szpitale. Zajmowała się rannymi. Starała się być dla wszystkich użyteczna.

— Nie wiem, czy dobrze robię, Ginny — powiedziała cicho, spoglądając na swoje poniszczone paznokcie. — Skrzywdzę Rona, jeżeli zgodzę się go poślubić. Nie kocham go...

— Może z czasem go pokochasz. Daj mu szansę, Herm...

Szatynka potrząsnęła głową, wzdychając ciężko. Jej wargi były zaczerwienione od ciągłego przygryzania ich.

— Twój brat jest fantastycznym mężczyzną, ale nieodpowiednim dla mnie. Nie potrafię dać mu tego, czego oczekuje. Powinien mieć szansę poznać kogoś, kto go naprawdę pokocha.

— On nie chce nikogo innego. On chce ciebie. Czeka na ciebie już tyle lat...

Ginny przyjrzała się Hermionie ze smutkiem. Całym sercem pragnęła, aby jej przyjaciółce oraz jej bratu udało się stworzyć prawdziwy związek. Zawsze im kibicowała. Byli dla siebie stworzeni i za jakiś czas mogli stworzyć szczęśliwą rodzinę. Z biegiem czasu zaczęła przekonywać się jednak, że prawdopodobnie szatynka nigdy nie zmieni swoich uczuć.

Hermiona uśmiechnęła się krzywo i skinęła głową. Postanowiła zgodzić się na ten ślub, by uszczęśliwić Rona. Poświęcał wszystko, by zagwarantować jej spokojne życie. By się nią zaopiekować.

Wszyscy jej przyjaciele liczyli na to, że odpowie na jego uczucia, a ona zamierzała ich wszystkich zadowolić. Wszystkich, oprócz siebie. Już jakiś czas temu przestała zwracać uwagę na swoje potrzeby. Czuła się pusta.

Tylko co jakiś czas tęskniła za pełnią życia oraz beztroską miłością. Tęskniła za nim. Oddałaby wszystko, byle stał w tej chwili u jej boku. Chciała odzyskać to wszystko, co jej odebrano, ale nie miała na to sił. Draco Malfoy był dla niej nie do osiągnięcia.

Ponownie spojrzała w lustro. Jej twarz nie wyrażała emocji i wiedziała, że prawdopodobnie zostanie tak do końca życia. Może pewnego dnia nauczy się zakładać profesjonalną maskę, by ukryć skrywający się wewnątrz ból.

— Już czas, Hermiono. Czekają na nas — usłyszała cichy głos Ginny i po raz kolejny skinęła głową.

Była Gryfonka stanęła przy ołtarzu obok swojego narzeczonego, Rona Weasleya, nie potrafiąc na niego spojrzeć. Już za krótką chwilę stanie się jego żoną. W innych okolicznościach to mogłaby być naprawdę cudowna chwila. Mogłaby zakochać się w swoim przyjacielu, ale teraz już było na to za późno. Ktoś inny trzymał jej serce w żelaznym uścisku, nie zamierzając go oddać.

Ceremonia rozpoczęła się, ale ona nie słuchała. Nie potrafiła skupić się na słowach kapłana. Jej spojrzenie przeskakiwało po ścianach, a ciało zaczęło drżeć. Decyzja, którą podjęła, była szalona. Goście siedzący w ławkach ją przytłaczali, uśmiechając się z zachwytem. Czuła się osaczona, ale już nie było odwrotu.

— Jeżeli ktoś jest przeciwny temu małżeństwu, niech wygłosi to teraz lub zamilknie na wieki.

Oczy byłej Gryfonki prześledziły twarze gości z nadzieją, ale nikt się nawet nie skrzywił. Jej serce zamarło na kilka sekund. Już za minutę będzie należała do Rona, a on do niej. Zerknęła na swojego przyszłego męża, zagryzając wargę. Przez jej głowę przemknęła myśl, by samej się sprzeciwić, ale wśród gości nastąpiło poruszenie.

— Jestem przeciwny temu małżeństwu.

Hermiona drgnęła na dźwięk niskiego głosu, który już powoli zaczynał wymazywać się z jej pamięci. Serce zatrzepotało w jej piersi, gdy jej oczy podążyły do przystojnego blondyna, opuszczającego ławkę. Jego stalowe oczy błysnęły arogancko, a usta rozciągnęły się w kpiącym uśmiechu, gdy ich spojrzenia się spotkały.

Bukiet wypadł z jej rąk. Nie mogła uwierzyć, że to naprawdę on. Był tutaj. Pojawił się na jej ślubie.

— To niemożliwe — wyszeptała, robiąc krok w jego stronę. — Draco...

— Do cholery, znikam tylko na chwilę, a ty już bierzesz ślub z innym, Granger? — prychnął, a ona zacisnęła wargi. — Myślałem, że na mnie zaczekasz.

— Jesteś podłym, bezczelnym chamem, Malfoy! — pisnęła, a po jej policzku spłynęła łza. — Zostawiłeś mnie na prawie trzy lata bez oznak życia i teraz pojawiasz się tutaj, jak gdyby nigdy nic, przerywając mój ślub?!

— Przecież przysięgałem, że do ciebie wrócę — przewrócił oczami i włożył ręce do kieszeni.

Goście weselni obserwowali rozgrywającą się scenę z szokiem na twarzach, ale oni zdawali się tego nie zauważać. Ich spojrzenia nie odrywały się od swoich twarzy.

— Nie masz pojęcia, co przeszłam! Co czułam! Myślałam, że nie żyjesz! — miała wrażenie, że jej ciało nabiera energii, której nie czuła od dawna. Zrobiła kilka kolejnych kroków w jego kierunku, a wszystko wokoło się rozmazało.

— Przepraszam, Granger — jego spojrzenie złagodniało. — Chciałem do ciebie wrócić, ale nie mogłem. Próbowałem ci jakoś przekazać, że wciąż żyję, ale ryzyko zdemaskowania było zbyt duże.

— Myślisz, że teraz rzucę wszystko tylko dlatego, że nagle się pojawiłeś? — warknęła. — Nadal jesteś egoistycznym dupkiem, Draco Malfoyu!

— Kocham cię, Hermiona — odpowiedział, zbliżając się do niej powolnym, ostrożnym krokiem. — Nigdy nie przestałem i nigdy nie przestanę. Jeżeli jednak ułożyłaś sobie życie beze mnie, zrozumiem to i zniknę sprzed twoich oczu.

Szatynka zatrzymała się, mierząc go spojrzeniem czekoladowych oczu, które odzyskały dawny blask. Wciąż nie umiała uwierzyć, że on naprawdę stoi przed nią. Zmizerniał od ich ostatniego spotkania. Jego włosy były dłuższe, a twarz blada niczym pergamin. On również się w nią wpatrywał oczami pełnymi tęsknoty oraz niepewności. Nie wiedział, czy ona wciąż go pragnie. Stała przed nim w sukni ślubnej, jednak to nie on był jej wybrankiem. W ciągu najbliższych minut mógł ją stracić.

— Ja też cię kocham, Draco — całe jej ciało drżało. W tej chwili cała tęsknota oraz miłość do niego wypłynęła z niej strumieniami.

Draco uśmiechnął się z ulgą i pokonał dzielącą ich odległość, by wziąć ją w ramiona. Gdy ich ciała się złączyły, poczuli iskry przechodzące po plecach. Hermiona zachichotała, nie potrafiąc zatrzymać łez. Objęła ramionami jego szyję, przyciskając się do niego mocno. Tak bardzo za nim tęskniła.

Były Ślizgon ujął jej twarz w dłonie i starł łzy z jej policzków, po czym zatopił się w jej ustach. Pocałunek przepełniony był miłością, namiętnością oraz tęsknotą. Serce Hermiony wariowało w jej klatce piersiowej, gdy wplotła palce w jego blond kosmyki. Świat zewnętrzny wydawał się dla nich nie istnieć, ponieważ ich dusze oraz ciała ponownie się spotkały.

Ktoś w pobliżu odchrząknął, przerywając im namiętną scenę. Oderwali się od siebie niechętnie, dopiero przypominając sobie, gdzie się znajdują i dlaczego tutaj są. Goście weseli wpatrywali się w nich z gamą emocji na twarzach od zniesmaczenia po rozbawienie. Hermiona odetchnęła cicho, ściskając kurczowo ciepłą dłoń Malfoya.

— Przepraszam za małe zamieszanie, ale ślub się jednak nie odbędzie — powiedział spokojnie Draco, zerkając z ukosa na zarumienioną szatynkę. — Porywam pannę młodą sprzed ołtarza, więc możecie się rozejść.

Pociągnął ją w kierunku wyjścia, ale Hermiona go zatrzymała. Odwrócił się w jej stronę, unosząc brwi z zaciekawieniem. Ona spoglądała na swojego niedoszłego męża przepraszająco. Ron Weasley wpatrywał się w nich ze złamanym sercem.

— Przepraszam za wszystko, Ron — powiedziała cicho, przygryzając wargi. — Nie powinnam zgadzać się tamtego dnia na twoją propozycję. Nie powinnam dawać ci nadziei, że pewnego dnia cię pokocham. Nasz ślub jedynie by cię unieszczęśliwił, a ja pragnę, byś znalazł kogoś, kto cię naprawdę pokocha. Zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem...

— Wiedziałem, że nie mam szans na to, aby cię uszczęśliwić — uśmiechnął się smutno. Przegrał. Przegrał walkę z Draco Malfoyem o jej serce. — Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa.

Ron przeniósł spojrzenie na Draco, a ten skinął mu głową od niechcenia. Nie chciał dłużej zwlekać, więc przyciągnął szatynkę bliżej siebie. Złączając ich palce, poprowadził ją do wyjścia. Zamierzał stworzyć im przyszłość, na którą oboje zasługiwali...

~~*~~

Dwa lata później.

— Naprawdę się cieszę, że pojawiłeś się tamtego dnia — Hermiona Malfoy uśmiechnęła do swojego męża, po czym zmarszczyła brwi. — Mam nadzieję, że nie planujesz mnie po raz kolejny zostawić. Tym razem wzięłabym ślub z Ronem.

— Szybciej nauczyłbym gumochłony latać, niż pozwoliłbym ci wyjść za Weasleya — Draco przewrócił oczami i pogłaskał ją po zaokrąglonym brzuchu. — Do dzisiaj mam koszmary, że nie zdążyłem na ten przeklęty ślub.

Szatynka zachichotała i ułożyła głowę na ramieniu blondyna. Mimo upływu lat nadal przechodziły ją dreszcze na wspomnienie tamtego dnia. Mimo wszystko uwielbiała wracać do sceny, gdy Draco do niej wrócił.

Nie wyobrażała sobie innego życia. Od momentu, gdy opuścili ceremonię jej zaślubin, była naprawdę szczęśliwa. Były Ślizgon nieustannie był u jej boku. Wspólnie walczyli w bitwie z Lordem Voldemortem i wygrali. Zamieszkali razem. Wzięli ślub niczym z bajki. A teraz oczekiwali na pierwsze dziecko. Nie mogła wymarzyć sobie innego zakończenia tej tragicznej historii.

— Może tym razem poznałabym jakiegoś wysoko postawionego czarodzieja z onieśmielającym majątkiem u Gringotta.

— Przecież już poznałaś — prychnął, uśmiechając się lekko. — Zapewniam, że drugiego tak wyjątkowo przystojnego i inteligentnego nie znajdziesz. Poza tym nie każdy tak świetnie całuje.

— Masz rację. Niewielu z nich również spełnia złożone przysięgi, prawda?

— Lepiej bym tego nie ujął, Granger — pokiwał głową energicznie. — Jestem lojalny nawet po prawie trzech latach samotności i rozłąki.

Hermiona Malfoy ponownie się roześmiała i cmoknęła go w usta radośnie. Była szczęśliwa. Była szczęśliwa u boku Draco Malfoya. Do samego końca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro