Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miniaturka 44. Turniej Przyjaźni i Zaufania Cz.1


Cześć, misiaki! ❤️
Czy ktoś tutaj jeszcze jest?
Jeżeli tak, to ja tu to tylko zostawię...

Miniatureczka (a raczej dwie w jednej i tylko połowa) dla lovelikeandhate 💕 Przepraszam, że się tyle naczekałaś...

__________________

— Możesz nam powiedzieć, co się tutaj właściwie dzieje, Hermiono? — Ron sarknął ze złością i usiadł na ławce przy stole w Wielkiej Sali obok Harry'ego.

Hermiona posłała przyjacielowi pogardliwe spojrzenie i westchnęła teatralnie, krzyżując ręce na piersiach. Pokręciła głową z irytacją i spojrzała na wchodzących do sali urzędników Ministerstwa Magii. Goście siadali przy stole grona pedagogicznego z ożywieniem o czymś dyskutując i witając się z dyrektorką.

— Nie musiałabym ci niczego tłumaczyć, gdybyś nie zasnął na wczorajszym spotkaniu prefektów, Ronaldzie — syknęła Hermiona w odpowiedzi. — Szykuje się spore wydarzenie i szczerze, niezbyt mi się to podoba.

— Przepraszam, ok? Byłem zmęczony, bo Seamus i Dean grali przez całą noc w Eksplodującego Durnia. Poza tym, McGonnagall szczegóły i tak zdradziła tylko tobie i tej przebrzydłej fretce. Wciąż nie rozumiem, kto przy zdrowych zmysłach zrobił go prefektem naczelnym— Ron nabił ze złością dyniowy pasztecik na widelec. — Wszyscy wiedzą, że Malfoy nadużywa swojego tytułu.

Hermiona skinęła głową i zerknęła na stół Slytherinu, gdzie jak zwykle królował Draco Malfoy. Otoczony wianuszkiem zalotnie uśmiechających się do niego Ślizgonek, bawił się znakomicie. Prezentował akurat z dumą swoją szybkość Szukającego, łapiąc w imponujący sposób jabłko rzucane przez jego kolegów z drużyny Quidditcha. Po każdym celnym chwycie dziewczyny wzdychały i wiwatowały, co blondyn nagradzał śnieżnobiałym, zniewalającym uśmiechem.

Hermiona prychnęła z irytacją widząc jego wygłupy. Nie robiły na niej wrażenia jego popisy. Dobrze wiedziała, że Malfoy karmi się atencją, podziwem i sławą. Za każdym razem próbował wybijać się w towarzystwie, szczególnie jej kosztem. Wystarczyło tylko, by minęli się na korytarzu. Podstawiona noga, spadające książki, krzywdzące słowa i nieśmieszne zaklęcia. To był świat Draco Malfoya.

Dlatego przyznawała rację Ronowi, choć to nie było częste zjawisko. Ślizgon był najgorszym wyborem na stanowisko drugiego prefekta naczelnego, jaki mógł istnieć. Chamski, irytujący i leniwy. Blondyn nadużywał swojego statusu i nie brał zbyt poważnie obowiązków, które na nim spoczywały. Zawsze liczył na to, że wszystko przyjdzie do niego samo, zbyt łatwo. Póki co tak było, dlatego, że Hermiona wypruwała sobie żyły, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik.

W tym samym momencie, jakby wyczuwając, że o nim myśli, Draco również spojrzał w jej stronę. Widząc, że Gryfonka na niego patrzy, uniósł brew wyzywająco, jak miał w zwyczaju i uśmiechnął się kpiąco. Hermiona zmrużyła oczy buntowniczo, nie chcąc dać się sprowokować, ale Malfoy parsknął tylko cicho i puścił jej oczko.

Hermiona gwałtownie się odwróciła i wciągnęła powietrze. Czuła, że jej twarz nabiera kolorów dorodnej wiśni. Harry i Ron spojrzeli na nią pytająco, ale potrząsnęła głową, biorąc do ręki szklankę zimnej wody.

W międzyczasie do mównicy podeszła profesor McGonagall, unosząc ręce.

— Proszę o ciszę! — zarządziła. Gdy wszyscy uczniowie usiedli, a w całej sali zaległa cisza, dyrektorka spojrzała po wszystkich surowym wzrokiem. — Drodzy uczniowie oraz zaproszeni goście, dziękuję za tak liczne przybycie! Mam zaszczyt poinformować, że w tym roku szkolnym czeka nas ogromne wydarzenie. Z początku ten pomysł wydawał mi się absurdalny, jednak po rozmowie z dyrektorami innych szkół oraz pracownikami Ministerstwa Magii, postanowiliśmy zorganizować dla wszystkich międzyszkolny turniej.

Między uczniami podniosła się gwara poruszonych szeptów. Hermiony to nie dziwiło. Od tragicznego zakończenia Turnieju Trójmagicznego minęły tylko trzy lata. Rany wciąż pozostawały świeże, a strach po krwawej wojnie namacalny. Gryfonka zacisnęła usta w wąską linię i wbiła wzrok w dyrektorkę, która ponownie zarządziła spokój.

— Rozumiem wasz niepokój. Ten turniej ma nas jednak zbliżyć, spowodować, że przyjaźń między szkołami, a także nami zostanie umocniona. Mamy się zjednoczyć w tych ciężkich dla nas czasach, jednak nie zapominać o duchu rywalizacji. Uczestnicy będą pod stałą ochroną, a zadania nie będą niosły za sobą śmiertelnego niebezpieczeństwa. Tym razem będą brały udział cztery szkoły. Hogwart, Beauxbatons, Durmstrang oraz Ilvermorny.

Na twarzach wszystkich uczniów zaczęły pojawiać się rozentuzjazmowane uśmiechy. McGonagall miała trudności, by ponownie zwrócić na siebie uwagę.

— Mam zaszczyt przemówić do was w imieniu pozostałych dyrektorów i przedstawić wam zasady. Turniej będzie dzielił się na trzy etapy. Pierwszy, odbędzie się w Hogwarcie — bystre oczy dyrektorki omiotły salę. — Wystartuje w nich sześciu uczniów z każdej szkoły. Następnie do dalszych etapów przejdzie już tylko najlepsza czwórka. Druga część turnieju organizowana będzie w Beauxbatons, zaś finał, już tylko z dwójką uczniów, w Durmstrangu. Bal pomiędzy drugim a trzecim zadaniem będzie miał miejsce w Ilvermorny.

— Od kiedy można się zgłaszać? Nie istnieje limit wieku, prawda?

Hermiona westchnęła, słysząc te wszystkie pytania. Tylko wariat chciałby brać udział w takich turniejach. Ponownie zerknęła na Malfoya, którego klepali po plecach, aby się zgłosił. Ślizgon w odpowiedzi tylko roześmiał się, opierając o ramię zachwyconej Parkinson.

— Harry, zgłaszamy się? — zapytał cicho Ron. — Już raz wygrałeś taki turniej, ten to będzie bułka z masłem!

— Cieszy mnie wasz odzew, jednak muszę was rozczarować — przerwała wrzawę dyrektorka. — Osobiście wybrałam już uczestników. Reprezentować nas będzie jeden prefekt z każdego domu, oraz dwójka prefektów naczelnych. Każdego chętnego prefekta proszę o dostarczenie do mnie pisemnej zgody. Uczniowie z innych szkół zjadą do nas w poniedziałek, wprost na pierwsze zadanie. To wszystko z mojej strony. Po więcej informacji zapraszam do prefektów naczelnych. Życzę wszystkim udanego dnia.

Hermiona miała wrażenie, że wszystkie kolory odeszły z jej twarzy. Wiele osób odwracało się w jej stronę z zazdrością, albo wesoło poklepując po ramieniu. Ona sama jednak nie czuła się szczęśliwa. Spojrzała z przerażeniem na śmiejącego się Malfoya, a następnie na przyjaciół. Ron niemal skakał z radości.

— Dlaczego nie powiedziałaś, że startują prefekci?! Może uda mi się dostać do drużyny!

Gryfonka uśmiechnęła się blado do przyjaciela, po czym wstała chwiejnie na nogi. Złapała za torbę i spojrzała na chłopaków.

— Mam jeszcze jedne zajęcia, muszę już iść — wymamrotała i ruszyła przed siebie, starając przedrzeć się do wyjścia przez tłum ludzi, spekulujący o nadchodzącym wydarzeniu.

***

Hermiona opadła na krzesło w sali Runów i rozpakowała się ze złością. Gdy położyła przed sobą ostatnią książkę, schowała twarz w wciąż trzęsących się nerwowo dłoniach. Nie spodziewała się tego. Owszem, dyrektorka mówiła o turnieju, o ilości reprezentantów, lecz słowem nie zdradziła, co dokładnie ma na myśli. Gryfonka nawet nie czuła potrzeby, by pytać McGonagall o podejrzany uśmiech, którym ją wczoraj obdarzyła. Teraz już wszystko było jasne. Została w to wszystko wplątana.

— Granger — Hermiona nie musiała podnosić głowy, by zobaczyć, kto usiadł obok niej. Poznała go po samych perfumach i szorstkim głosie. Mimo wszystko westchnęła i spojrzała w szare oczy Draco Malfoya z niechęcią. — Wiedziałaś, że będziemy brali w tym udział?

— Nie — warknęła. — Byłeś przy tej rozmowie, Malfoy. Już zapomniałeś?

— Stara wiedźma tylko zapomniała dodać, że mamy robić z siebie pośmiewisko przed całym światem. Ciekawe, co tym razem nam wymyślili. Oby obyło się bez cholernych smoków.

Hermiona prychnęła głośno i wykrzywiła usta w kpiącym grymasie.

— Brzmisz, jakbyś się bał, Malfoy — rzuciła wyzywająco i zmierzyła go wzrokiem — Twoje fanki by były zawiedzione. Wyglądałeś na bardzo pewnego siebie i zadowolonego, że możesz reprezentować Hogwart. Gdybyś wygrał, pewnie żadna panna by ci się nie oparła.

Oczy Draco zalśniły z rozbawieniem. Chwycił za oparcie krzesła Hermiony i obrócił je w swoją stronę. Nachylił się do szatynki tak, by nikt nie mógł ich podsłuchać.

— A ty brzmisz, jakbyś była zazdrosna — szepnął, patrząc jej w oczy. — Myślałem, że jesteś bardziej oporna na mój urok.

Hermionie zrobiło się duszno. Zawsze tak było, gdy znajdował się tak blisko niej. Nie wiedziała czemu, ale jego obecność wywoływała u niej niechciane dreszcze i rumieńce. Nigdy nie chciała zachowywać się jak większa część kobiecej populacji Hogwartu, ale to były odruchy bezwarunkowe. Mimo, że Malfoy był irytującym dupkiem, nie mogła mu odmówić uroku osobistego. Czasami musiała się siłą zmuszać, by odwrócić spojrzenie od uroczego uśmiechu, szarych oczu czy wystylizowanych starannie platynowych włosów.

— Nie ośmieszaj się, kretynie — syknęła. W tym czasie do sali lekcyjnej weszła profesor Vector, zarządzając ciszę.

Draco rozłożył się obok Hermiony, posyłając jej co rusz zadowolone z siebie uśmiechy. Gryfonka odwróciła się w stronę nauczycielki, próbując zignorować Ślizgona. Była przyzwyczajona, że siedzi obok niej na zajęciach. W tym roku uczęszczali praktycznie na te same przedmioty. Nie miała pojęcia dlaczego Malfoy uczepił się akurat jej. Prawdopodobnie korzystał z okazji, by jej dokuczać, albo po prostu ściągnąć notatki.

— Nie gap się na mnie — warknęła na niego przyciszonym głosem, czując jego wzrok na sobie.

— Boisz się, co? — Draco najwyraźniej nie zamierzał skupić się na zajęciach. Wpatrywał się w nią intensywnie.

— Nie. Po prostu nie bawią mnie takie turnieje — skłamała. — Poza tym, nie bawi mnie również dzika chęć rywalizacji. To strasznie niebezpieczne, wiesz?

— Nawet jeżeli to by oznaczało Wybitny z OPCM?

Pióro Hermiony zawisło nad pergaminem. Przez chwilę jej spojrzenie się rozmarzyło. Gdy dotarło do niej, że Malfoy się z niej nabija, spiorunowała go wzrokiem.

— Daj mi spokój — wysyczała. — I przestań ciągle się do mnie dosiadać! Znajdź sobie w końcu jakichś przyjaciół, Malfoy!

— Ale po co, skoro mam ciebie? — zadrwił i roześmiał się pod nosem, widząc jej minę.

Hermiona ze złością zmrużyła powieki, mierząc wzrokiem śmiejącego się złośliwie Malfoya. Po chwili odwróciła szybko głowę, chowając się za kurtyną włosów. Nie chciała, by blondyn zauważył jej rumieniące się policzki. Irytowało ją, że nadęty Ślizgon ze swoim przerośniętym ego potrafi bez problemu wprowadzić ją w zakłopotanie.

Ignorując jego zaczepki oraz wszelakie próby zwrócenia na siebie uwagi, ponownie spojrzała na profesor Vector. Jak na złość, słowa kobiety nie docierały do Hermiony. Malfoy miał rację, bała się. Mimo zapewnień o bezpieczeństwie całego turnieju, cholernie się bała. Wciąż przed oczami miała martwe ciało Cedrika i krzyk Harry'ego, informujący o powrocie Lorda Voldemorta. Dokładnie pamiętała, przez jakie piekło musiał przebrnąć jej przyjaciel.

Hermiona wykrzywiła usta w kwaśnym grymasie. Była Gryfonką, pomogła zniszczyć horkruksy i przeżyła wojnę, a mimo to w tej chwili trzęsła się ze strachu przed międzyszkolnymi zawodami, niczym Neville na widok Snape'a. Musiała się wziąć w garść! Nie bez powodu była nazywana jedną z najzdolniejszych uczennic Hogwartu. Wszyscy pokładali w niej nadzieje! Stanie przed każdym zadaniem z dumą i siłą, by godnie reprezentować ukochany Gryffindor. Po raz kolejny udowodni determinację oraz odwagę swojego domu.

— Nie marszcz się tak, Granger — usłyszała przy uchu jadowity szept, jakby Malfoy czytał w jej myślach. — Nawet gdyby wrzucili nas do klatki z chimerą, twoje kłaki i tak by ją odstraszyły. Wyglądają, jakbyś miała na głowie jakiegoś bezdomnego...

Hermiona nie wytrzymała. Zerwała się gwałtownie z krzesła i wymierzyła palcem w pierś Malfoya ostrzegawczo. Drugą rękę zacisnęła nerwowo w pięść. Ciężko dyszała, ciskając w blondyna błyskawicami z oczu. Rozbawiona twarz Ślizgona oraz jego szare oczy pełne zdumienia i jednocześnie satysfakcji, doprowadzały szatynkę do szału.

— Ty... Ty obślizgły gadzie! — syknęła i dźgnęła go palcem. — Jeżeli mnie wsadzą z chimerą do klatki, bez zastanowienia poświęcę cię w ofierze! Myślę, że nawet ona jednak nie będzie tak głupia, by tknąć tak obrzydliwe...

— Panno Granger!

Hermiona podskoczyła w miejscu i wciągnęła ze świstem powietrze. Ręka którą uderzała w pierś Malfoya opadła bezwładnie wzdłuż ciała. Szatynka przymknęła powieki, czekając na wybuch żalu i rozczarowania nauczycielki. Odwróciła się powoli w stronę kobiety, przybierając na twarz skruszoną minę. Cichy śmiech Ślizgona drażnił jej uszy, co pogarszało sytuację. Nie pierwszy raz straciła przez niego panowanie nad sobą w czasie lekcji. Blondyn pewnie w tej chwili upajał się swoją kolejną wygraną.

— Najmocniej przepraszam, pani profesor — jęknęła żałośnie Hermiona, pochylając w dół głowę. Wstyd jej było spojrzeć w zawiedzione oczy nauczycielki.

Kobieta westchnęła ciężko i pokręciła głową ze zniecierpliwieniem.

— Usiądź, Hermiono. Proszę nie zapominać, że pełnicie funkcję z której wszyscy uczniowie powinni czerpać przykład. Mam nadzieję, że oboje będziecie mieli tyle samo energii w poniedziałek.

Hermiona opadła speszona na krzesło. Gdy profesor Vector odwróciła się w stronę tablicy, Gryfonka posłała blondynowi znienawidzone spojrzenie, po czym zamiatając włosami, po prostu udała, że do końca dnia Draco Malfoy nie istnieje.

***

Hermiona miała wrażenie, że wskazówki na zegarze stanowczo przyspieszyły. Czas do poniedziałku mknął w nieubłagalnym tempie. Niemal stęknęła ze zgrozy, gdy w niedzielną noc zegar w bibliotece wybił północ. Szatynka szarpnęła za loki na głowie i przetarła dłonią zmęczone oczy, by następnie z paniką przewertować kolejne obszerne woluminy.

Weekend spędziła samotnie w swoim azylu – bibliotece, by przygotować się jak najlepiej do zbliżającego turnieju. Nie miała pojęcia co ją czeka, więc postanowiła pochłonąć wiedzę z każdego przedmiotu, szczególnie skupiając się na zaklęciach obronnych. Ledwie żyła od nieustannego czytania, mimo wszystko nie sądziła, że jej największym wrogiem okaże się czas.

— Hermiono... Hermiono, obudź się! — Hermiona podniosła głowę i przetarła oczy rękawem szaty. Spojrzała nieprzytomnym spojrzeniem na Harry'ego, który kręcił głową z niezadowoleniem.

— Co się stało? — zapytała przyjaciela, prostując się z bólem. Musiała zasnąć w wyjątkowo niewygodnej pozycji.

— Jest prawie dziewiąta. Byłaś tutaj przez całą noc? — Potter westchnął i poprawił zbłąkany loczek na jej twarzy. — Przepracowujesz się. Siedzisz nad książkami od kilku dni. Powinnaś przestać panikować. Przecież poradzisz sobie bez problemu. Współczuję twoim przeciwnikom.

— Wcale tutaj nie spałam! — skłamała i zarumieniła się. — Po prostu musiałam przysnąć chwilę temu!

— Jasne, dlatego odbił ci się tusz na policzku — Harry zachichotał. — Chyba widzę rozdział o boginach...

Hermiona zaczerwieniła się jeszcze bardziej i potarła szybko oba policzki.

— Bez ciężkiej pracy nie ma efektów — skwitowała ze skwaszoną miną, po czym zerwała się na równe nogi, patrząc na przyjaciela z przerażeniem. — Zaraz... mówiłeś, że która godzina?!

— Za chwilę dziewiąta...

— McGonagall mnie zabije! — pisnęła i z prędkością światła zaczęła zbierać porozrzucane książki. — Nie mogłeś mnie obudzić wcześniej?! Obiecałam jej, że zaopiekuję się wszystkim, by było gotowe na przybycie gości!

— Hermiono, ty ledwie żyjesz!

— Za chwilę będę w ogóle martwa, gdy ktoś zauważy, że mnie nie ma! — warknęła i wybiegła z biblioteki nie oglądając się na przyjaciela.

Biegła korytarzami, przeklinając swoje niedopilnowanie w myślach. Była na siebie wściekła. Nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się zaspać. Dodatkowo w tak ważny dzień, gdzie zobowiązała się do opieki nad gośćmi z zagranicy. W głowie wyliczała zadania, które otrzymała od dyrektorki i z każdym kolejnym miała ochotę wyć z rozpaczy.

Gryfonka wbiegła zdyszana na dziedziniec, po czym zatrzymała się w półkroku i wciągnęła ze świstem powietrze. Po szkolnych błoniach przechadzało się już kilkoro uczniów w brązowych szatach Durmstrangu. Kilka metrów od nich zauważyła również uczniów z Beauxbatons.

Hermiona zagryzła boleśnie wargę, rozglądając się ze strachem na boki. Wyglądało na to, że część gości już przybyła. A ona nie pojawiła się na ich powitaniu, gdzie miała się stawić godzinę temu.

— Czekamy jeszcze na Ilvermorny — usłyszała za sobą drwiący głos. — Dalej, Granger. Jak się pospieszysz może zdążysz dobiec do szkolnej bramy. Z tego co widziałem, gdy bardzo się spieszysz, biegasz całkiem szybko na tych krótkich nóżkach.

— Zjeżdżaj, Malfoy. To nie jest zabawne — warknęła w odpowiedzi, odwracając się w stronę chłopaka z obrażoną miną.

— Jak dla mnie, jest — blondyn uśmiechnął się kpiąco i zmierzył ją stalowym, karcącym spojrzeniem. — Może najpierw powinnaś się przebrać? Jak pójdziesz powitać gości w takim stanie, to na wstępie poddadzą się. Dzięki tobie będziemy mieli wygraną w kieszeni. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale wydaje mi się, że McGonagall będzie wściekła. Nie dość, że jej ulubienica zaspała, to dodatkowo wystraszyła całą zwierzynę w pobliżu szkoły.

— Och, zamknij się — Hermiona jęknęła, ale jej policzki zaczerwieniły się ze wstydu. Automatycznie poprawiła szatę i opuściła kilka kosmyków włosów na twarz, ignorując ciche prychnięcie Ślizgona. Rozejrzała się z zakłopotaniem wokoło. — Muszę poszukać McGonagall i ją przeprosić...

— Odpuść sobie — prychnął Draco i odwrócił się do niej plecami. — Nie wie, że cię nie było.

— Ty... kryłeś mnie? — wykrztusiła z niedowierzaniem, by po chwili zmrużyć oczy podejrzliwie. — Przyznaj się, czego chcesz? Jeżeli myślisz, że wezmę za ciebie jutrzejszy patrol z Filchem, to już wolę iść błagać McGonagall o wybaczenie...

— Wystarczyłoby po prostu powiedzieć: dziękuję, Draco. Jesteś najwspanialszym facetem na świecie. A podobno jesteś taka wychowana — prychnął, gdy zobaczył jej skwaszoną minę. — Powiedzmy, że masz u mnie mały dług, który kiedyś wykorzystam. Poza tym, o ile mnie pamięć nie myli, ty ostatnim razem również mnie nie wydałaś.

— Miałabym problemy, byłam przez ciebie w to zaplątana — wymamrotała i skrzywiła się na wspomnienie, gdy pewnego razu przyłapała Malfoya totalnie pijanego, zataczającego się po szkolnych korytarzach w środku nocy. Po ostrej wymianie zdań i prowokacji z jego strony, pociągnęła zdrowo z jego szklanki. To wystarczyło, by również się upiła. — Ale dzięki, Malfoy.

Ślizgon uśmiechnął się czarująco w odpowiedzi. Hermionie zaparło dech w piersi, ale nie dała po sobie poznać, że cokolwiek ją ruszyło. Odchrząknęła szybko, czując, że robi jej się ciepło. W takim momencie była świadoma, dlaczego tyle kobiet odwraca wzrok za Malfoyem. Dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechał, dodawały mu tylko większego uroku.

— W każdym razie muszę szybko wrócić do pracy. Wielu z gości miało swoje wymogi, a ja zgodziłam się na zapewnienie im odpowiednich warunków. Może to śmieszne, ale zrobiłam już listę i muszę... — urwała w pół zdania, widząc, że Draco macha jej przed nosem listą, którą napisała kilka dni temu.

— O tym mówisz? — Draco pokręcił głową ze zniecierpliwieniem. — Zająłem się tym. Wszystko zrobiłem wedle twoich głupich instrukcji i nie rozumiem, kto wymyśla takie głupoty. Cenne, słodziutkie whisky dostarczyłem dla durnych KONI, w dormitoriach kobiet rozkazałem rozsypać płatki dzikiej róży, wymieniłem również wszystkie mydła na kwiatowe. Nie mam pojęcia dlaczego, ale również uzupełniłem łazienki w niebieskie ręczniki. No i oczywiście, nawilżacze powietrza w każdym dormitorium. Nie masz pojęcia, ile nerwów straciłem na zaczarowaniu konewek przygłupa Hagrida, by dmuchały parą! Dodatkowo, nie będę kontynuował, jakie zachcianki mieli ci durni francuzi. Gdy o tym myślę, wstyd nazwać ich mężczyznami! Poważnie, kto to wymyślał?! — Draco wzdrygnął się, na co Hermiona parsknęła i zmrużyła powieki.

— A czy ja wyglądam ci na fankę nawilżaczy powietrza? — warknęła zirytowana. Na widok złośliwego uśmiechu blondyna, uniosła szybko dłoń. — Lepiej nie odpowiadaj, Malfoy. Poza tym, ty również nie wychodzisz z pokoju bez swojego grzebienia z kości trolla górskiego. Koniecznie dwudziestosiedmioletniego.

— Bo kości młodszego mają trujące toksyny! A to fatalnie wpływa na cebulki włosów! — mruknął z niezadowoleniem. Hermiona jednak nie zamierzała przestawać.

— To dlatego pewnie też śpisz na poduszkach w różowe kwiatki? Pomarańczowe zapewne farbują na rudo?

— Granger, ty...

— Wybacz, Malfoy, ale nie mam czasu na twoje fantazje — przerwała mu. — Muszę koniecznie wrócić do pracy, więc powiedz mi, ilu uczniów przyjechało?

Draco naburmuszył się i zmierzył ją obrażonym spojrzeniem.

— Po piętnaście z każdej szkoły — burknął. — Panoszą się wszędzie, jak skrzaty domowe.

— Nic dziwnego, skoro nie zapewniłeś im opieki — zacisnęła usta w wąską linię. — Przydzieliłeś im dormitoria?

Blondyn westchnął z irytacją i rzucił w jej stronę zwitek pergaminu. Gryfonka rozwinęła go i z ulgą poznała swoje notatki. Wszystkie noclegi dla gości były odhaczone. Hermiona była w szoku, że wiecznie obijający się Malfoy był w stanie wszystko samodzielnie przygotować. Odkąd zostali prefektami w piątej klasie, Ślizgon nigdy nie wykazywał jakiejkolwiek ochoty do pomocy.

— Skończyłaś mnie sprawdzać, Granger? — warknął Draco. — Poważnie, polecam się umyć i przebrać, bo nie mam zamiaru dłużej cię kryć. Moja dobroć i wspaniałomyślność posiada bardzo wąskie granice.

— Zgoda — szatynka westchnęła z rezygnacją. — Powiedzmy, że zaufam ci ten jeden raz i zostawię resztę na twojej głowie. Powinnam wrócić za pół godziny — odwróciła się z zamiarem odejścia, ale po chwili ponownie na niego spojrzała. — Pamiętaj, że uczniowie z Ilvermorny powinni być za osiem minut. Nie zapomnij zabrać ze sobą soku.

— Jakiego soku? — Draco zrobił głupią minę.

— Soku z czarnej jagody. Podobno tylko on pomaga dojść do siebie po długiej teleportacji... — Hermiona zbladła. — Nie zapomniałeś o nim, prawda?

— Nigdzie nie napisałaś w tych swoich notatkach o żadnym przeklętym soku! — Malfoy szybko przewertował kartki, które trzymał w rękach. Gdy natrafił na odpowiednią, niemal się zakrztusił. — Napisałaś to tak maleńkim druczkiem, że nawet Trelawney ze swoimi okularami po denkach od słoików by tego nie doczytała!

— Wiedziałam, że nie można ci ufać! — Hermiona spanikowała. — Zawsze muszę robić wszystko sama! Zaraz wracam! Idź do bramy i zajmij ich dopóki nie wrócę!

Draco nie zdążył nawet wypowiedzieć słowa, a Hermiona biegła już w stronę szkoły, cicho przeklinając pod nosem. Potykała się co kilka kroków przez narzucone tempo, ale mimo wszystko nie zniechęcała się.

Wbiegła do zatłoczonego przedsionka i jęknęła. Uczniowie z innych szkół zdążyli się już rozejść po szkole, a ona miała zaplanowane zwiedzanie na godzinę jedenastą. W tłumie osób wypatrzyła Rona.

— Hermiono, tutaj jesteś! — zawołał na jej widok. Gdy się do niego zbliżyła, zmarszczył brwi. — Źle się czujesz? Wyglądasz jakoś inaczej...

— Nic mi nie jest — warknęła i spojrzała mimowolnie na swoje odbicie w stojącej obok zbroi. Jęknęła z rozpaczą widząc swoje podkrążone oczy, tłuste potargane włosy i bladą twarz. — Widziałeś McGonagall?

— Oprowadzała dyrektorów. Słyszałem, jak cię wychwalała. No wiesz, w końcu sama wszystko przygotowałaś, nigdy jej nie zawiodłaś i tak dalej...

— Och, nie! Tylko nie to! Muszę lecieć, do zobaczenia! — Hermiona jak oparzona pobiegła w stronę kuchni, zostawiając oszołomionego przyjaciela. Zakryła głowę torbą, starając się ukryć przed ciekawskimi spojrzeniami. Jeszcze nigdy nie czuła się tak fatalnie.

Pobyt w kuchni nie zajął jej wiele czasu. Hermiona wbiegła do pomieszczenia, ignorując wesołe powitania skrzatów domowych i wzięła z szafki przygotowany wcześniej sok. Po kilku minutach pędziła już z powrotem przez błonia z bijącym sercem, co rusz zerkając z niepokojem na zegarek na nadgarstku. Według niewielkich wskazówek zostało jej trzydzieści sekund do przybycia gości.

— Już po mnie! — pisnęła. — Jeżeli McGonagall też tam będzie, zabije mnie! Ukarze mnie publicznie miesięcznym szlabanem, przez co Malfoy nigdy nie da mi spokoju! Jak mogłam być taka głupia, by zaufać temu parszywemu wężowi?! To... to hańba na całym moim poukładanym życiu! Auć...

Hermiona jęknęła z bólu, gdy odbiła się z impetem od czegoś twardego. Przymknęła automatycznie powieki, myśląc, że obije sobie boleśnie pośladki, ale silne dłonie pochwyciły ją w talii w ostatnim momencie. Spojrzała z wdzięcznością na swojego wybawiciela i zamarła. Przed sobą miała niesamowicie przystojnego chłopaka o ciemnych włosach i identycznie ciemnych oczach. Nieznajomy uśmiechnął się czarująco i pociągnął ją za sobą w górę, stawiając do pionu. Na pierwszy rzut oka był wysoki, dobrze zbudowany o anielskiej twarzy i zniewalającym uśmiechu.

— Powinnaś być ostrożniejsza. Nie biegaj tak szybko, bo zrobisz sobie krzywdę — odezwał się głębokim, ciepłym i przyjaznym głosem. Hermiona miała wrażenie, że serce zaraz wypadnie z jej piersi, a w płucach powoli brakuje tlenu.

— Dz... dziękuję — wymamrotała w odpowiedzi i spłoniła się, gdy chłopak ponownie wyszczerzył zęby w śnieżnobiałym uśmiechu. Hermiona czuła się obnażona pod siłą spojrzenia jego niesamowitych oczu. Onieśmielona schowała się za kurtyną loków, przypominając sobie o swoim nie wyjściowym wyglądzie. Z opuszczoną głową zmusiła się jednak do wybąkania kilku słów przeprosin w jego stronę. — Prze... przepraszam, zamyśliłam się i...

— Granger, znowu się spóźniłaś. Mówiłem, żebyś się pospieszyła — obok Hermiony zmaterializował się Malfoy. Blondyn objął ją ramieniem, zaborczo do siebie przyciągając. Gryfonka spojrzała na niego z niezadowoleniem marszcząc brwi. Starała się wyszarpnąć z jego objęć, ale chłopak wzmocnił uścisk. Widząc grymas na jej twarzy, wykrzywił się złośliwie i przeniósł spojrzenie na bruneta stojącego przed nimi. — To jest właśnie prefekt, o której wspominałem. Wybaczcie za jej wygląd, ale koleżanka miewa czasami problemy z poranną toaletą. Mimo to zazwyczaj przychodzi pod klasę godzinę przed lekcją. To nasza szkolna wielbicielka etyki i miłośniczka wszelkich panujących zasad oraz prac domowych. Innymi słowy – pospolita kujonka, nic ciekawego. Jeżeli ktoś z was lubi zabawę w jakiejkolwiek postaci, nie licząc czytania książek, po prostu ją zignorujcie.

— Co ty wyprawiasz, idioto?! — Hermiona ze złością uderzyła Malfoya w klatkę piersiową. Chłopak jęknął, a brunet stojący przed nimi zachichotał. Szatynka wciągnęła ze świstem powietrze, orientując się, że za przystojnym chłopakiem stoi jeszcze garstka innych uczniów, również uśmiechających się pod nosami. Gryfonka korzystając z okazji odsunęła się gwałtownie od Draco i unikając spojrzenia tajemniczego bruneta z Ilvermorny, odchrząknęła i wyciągnęła przed siebie ręce z szklanym dzbankiem.

— Przepraszam wszystkich za spóźnienie. Mam na imię Hermiona i jestem prefektem naczelnym. W czasie waszego pobytu w Hogwarcie będę do waszej dyspozycji. Jeżeli będziecie czegoś potrzebować, postaram się pomóc rozwiązać problem — wymamrotała cicho wyuczoną formułkę. — Mam nadzieję, że podróż minęła wam bezpiecznie. Przyniosłam sok z czarnej jagody, abyście mogli wrócić do pełni sił.

— Miło cię poznać, Hermiono. Jestem Dylan i będę reprezentował Szkołę Magii i Czarodziejstwa Ilvelmorny — wzrok Hermiony napotkał ciemne oczy bruneta. W tej chwili mogła przysiąc, że błyszczą niczym lampki choinkowe. — Przygotowałaś specjalnie dla nas sok? To bardzo miłe z twojej strony. Właściwie niewiele osób wie o jego właściwościach, więc zawsze mamy przy sobie buteleczkę na wszelki wypadek. Zaskoczyłaś nas. Wyglądasz na kogoś, kto potrafi zaskoczyć w każdej sytuacji.

— Och... — Hermiona zagryzła wargę, gdy palce chłopaka pochwyciły dzbanek, przypadkowo muskając jej dłoń. Dylan ponownie uśmiechnął się czarująco.

— Dziękuję w imieniu mojej szkoły oraz nas wszystkich za troskę, a także przyjęcie nas pod swoje skrzydła — brunet pokłonił się uroczyście, przykładając prawą dłoń do serca.

Hermiona miała wrażenie, że płonie. Była pewna, że nawet cebulki jej włosów zapłonęły żywym ogniem. Jej gorący entuzjazm niemal natychmiast jednak schłodził zimnym jak lód głosem Malfoy.

— Skoro wszyscy już wymieniliśmy się bezsensownymi uprzejmościami, pokażę wam pokoje. Gdy się rozgościcie, oprowadzę was po szkole — wycedził przez zaciśnięte zęby i zmrużył oczy ze złością, wpatrując się w Hermionę. — Granger, tobie również przyda się kąpiel. Lodowata kąpiel. Może ochłoniesz z tego śmiesznego entuzjazmu i zabierzesz się do pracy.

Hermiona spiorunowała Draco wzrokiem, po czym uśmiechnęła się do gości promiennie.

— Gdybyście mieli jakieś pytania, zapraszam. Mam nadzieję, że Hogwart wam się spodoba. Tymczasem zostawiam was w — zmierzyła Ślizgona pogardliwym wzrokiem — przystępnych rękach. Za dwie godziny odbędzie się oficjalne przywitanie wszystkich szkół oraz otwarcie turnieju. Do zobaczenia.

I czując na sobie kilka spojrzeń, które wydawały się palić jej plecy, odmaszerowała w stronę zamku, gdzie natychmiast postanowiła pójść za radą Malfoya. Z wesołkowatym humorem weszła pod chłodny prysznic, czując, że powraca do niej trzeźwość umysłu. Może ten turniej nie będzie taki zły?

***

Za każdym razem, gdy Hermiona mijała na korytarzu Draco oprowadzającego grupę uczniów z innych szkół, miażdżyła go wzrokiem. Ślizgon nie wydawał się zbyt zaangażowany w swoją rolę, co ją niezmiernie denerwowało. Kilka ostatnich dni spędziła na wymyślaniu planu zajęć dla gości, a Malfoy w ciągu kilku sekund poprzestawiał wszystkie jej pieczołowicie przygotowane podpunkty.

— Co ty wyprawiasz? — syknęła w jego stronę, gdy spotkali się przed boiskiem do quidditcha.

— Pokazuję im coś fajnego — kącik jego ust uniósł się znacząco. — Wybacz, Granger, ale spędzanie dwudziestu minut w bibliotece to porażka. Dzięki moim doskonałym zmianom wszyscy są zadowoleni. Poza tym, naprawdę nikt nie chce oglądać wystawy z nagrodami dla ludzi, którzy już od lat nie żyją.

— Jak możesz tak mówić, kretynie?! To są nagrody dla bohaterów narodowych! Największych czarodziejów wszechczasów, którzy zapisali się w naszej historii za swoją odwagę i męstwo! — pisnęła Gryfonka z przerażeniem. — Zamiast wprowadzać gości w nasze barwne i interesujące tradycje, pokazywać im wartości naszej szkoły, ty oprowadzasz ich po kuchni, łazience prefektów i boisku do quidditcha! Co oni o nas pomyślą?!

— Pokazałem im również lochy — Draco wzruszył ramionami. — Dzięki mnie, wszyscy będą wiedzieć, że ta buda to świetne miejsce. Pokój Wspólny Ślizgonów wrócił prawie do normalności po nocnej imprezie, gdy tam weszliśmy. Pozwoliłem im nawet dopić resztki drinków, których nie wypił Zabini i...

— A co jeżeli ktoś się o tym dowie?! — spanikowała. — Malfoy, nie mam zamiaru dostać szlabanu do końca roku! Poza tym, mogą nas wylać! Albo... co gorsza... jeżeli wpiszą mi przez ciebie w dokumentach, że pozwoliłam na coś takiego?! Zaraz kończymy szkołę, ja nie chcę żadnych plam na moich idealnych papierach!

— Wyluzuj, Granger — Draco przewrócił oczami. — Nic takiego się nie wydarzy. Jeżeli ktoś wsypie, to będzie miał kłopoty ze mną. Poza tym, powinnaś bardziej we mnie wierzyć. Jestem świetnym organizatorem oraz przewodnikiem. Przekonasz się, że wszyscy będą zadowoleni, a dodatkowo całe zasługi zostaną jak zwykle przypisane tobie. Zaufaj mi, okej?

Spojrzał na nią tak szczerze, że Hermionie odebrało dech w piersi. Zamrugała kilkukrotnie i licząc w duchu do pięciu, starała się przypomnieć sobie jak się oddycha. Uśmiech blondyna skutecznie odstraszał wszystkie myśli. Nienawidziła, gdy Malfoy używał na niej swojego uroku osobistego, szczególnie, że wydawał się wtedy taki niewinny, uroczy i szczery. Draco zrobił krok w jej stronę i nachylił się do jej twarzy, tak, że ich spojrzenia były na tym samym poziomie. Nie potrafiła się ruszyć, gdy Ślizgon dotknął delikatnie jej policzka, przesuwając palcami aż do podbródka. Przygryzła dolną wargę i przymknęła powieki, a jej ciało przeszedł rozkoszny dreszcz. Czuła przyjemne perfumy Malfoya oraz jego ciepły oddech na swoich wargach. Z irytującą fascynacją oczekiwała na jego kolejny krok.

— Hermiono! — Hermiona odskoczyła od Malfoya jak oparzona, a cały czar prysł. Zerknęła na niego z rumianymi policzkami, czując, że rozpada się ze wstydu. Obok nich stanął Dylan, cały w skowronkach. Zwrócił swoje lśniące oczy na wciąż zarumienioną Hermionę. — Świetna robota! Hogwart jest niesamowity! Musiałaś bardzo się napracować, abyśmy mogli zobaczyć jego uroki.

— Bardzo mnie cieszy, że Hogwart wam się podoba. — Hermiona zmusiła się do uprzejmego uśmiechu, ignorując kpiące prychnięcie Malfoya. — Mam nadzieję, że widzieliście już jezioro. Podobno mieszkająca w nim Wielka Kałamarnica ma już ponad sto lat!

— To całkiem sporo, prawda? — Dylan roześmiał się. — Co prawda jeszcze nie dotarliśmy do jeziora, ale Draco zdążył wspomnieć, że w głębinach żyje uroczy stwór, który co jakiś czas lubi się wylegiwać w słońcu. Podobno jest całkiem przyjazna. Draco opowiedział też zabawną historię, że pewnego razu wrzucił do jeziora jakiegoś Gryfona. Z tego co mówił, było całkiem zabawnie...

— Musisz wiedzieć, że Malfoy ma błędne pojęcie dotyczące zabawy — Hermiona zmrużyła oczy, wpatrując się w Ślizgona ze złością. — Poza tym, tym chłopcem wrzuconym do jeziora był mój dobry kolega. Przestraszył się i prawie złamał rękę, co nie było zbytnio zabawne. No cóż, niektórzy nie mają wyobraźni, ale za to mają bogatego tatusia z całym zapleczem znajomości za plecami.

— Niektórzy za to nie mają żadnego poczucia humoru, ani swobody w życiu. Żyją tylko według spisanego wcześniej planu. Jeżeli chociażby kichniesz szybciej o pięć sekund niż planowałeś, wpadają w panikę — Draco spojrzał wrogo na Hermionę.

— Och, a niektórzy nie mają w ogóle poczucia obowiązku! Chyba wolałabym żyć tylko według planu niż powierzyć takiej osobie jakieś ważne zadanie! I tak zniszczyłaby wszystko, nad czym inni ciężko pracowali od tygodni! Nie dość, że zazwyczaj takie osoby są bezczelne i aroganckie, to jeszcze mają źle ułożone włosy!

Dylan wytrzeszczył oczy, widząc jak dwójka prefektów mierzy się zaciekle wzrokiem. Między nimi powietrze było naelektryzowane negatywnymi emocjami.

— Hermiono, może znajdziesz później czas, żeby opowiedzieć więcej o Hogwarcie? — zaryzykował cicho Dylan. — Chętnie bym również skorzystał z możliwości oprowadzenia po zamku. Z twojej perspektywy musi być jeszcze bardziej niesamowity.

Hermiona z niechęcią zmusiła się do oderwania wściekłego wzroku od Malfoya. Spojrzała natomiast na Dylana. Na widok jego ciemnych, dużych oczu, wpatrujących się w nią z lekkim niepokojem oraz nadzieją, uśmiechnęła się nieśmiało.

— Bardzo chętnie. Nie mogę się doczekać — wyrzuciła z siebie na wydechu. Jej policzki automatycznie zabarwiły się na czerwono w obecności chłopaka. — Wybacz, ale muszę już iść. Niektórzy nie mogą najwyraźniej znieść mojej obecności. Do zobaczenia.

Dylan spojrzał za jej oddalającą się sylwetką i pokręcił głową z rozbawieniem. Draco zmrużył nerwowo powieki i stanął obok chłopaka, podążając za jego spojrzeniem z niezadowoleniem.

— Nie rób sobie nadziei. Granger nie jest typem dziewczyny, która nadaje się do jakiegokolwiek związku. Nie warto tracić czasu — burknął niby od niechcenia, obserwując bruneta spode łba. — W Hogwarcie znajdziesz ładniejsze dziewczyny. Do tego bardziej chętne i rozrywkowe. Granger bawi się wyłącznie przy książkach albo szyjąc czapki dla skrzatów domowych.

— Ona jest niesamowita — wyznał Dylan z zachwytem. — Nie spotkałem jeszcze kogoś takiego jak Hermiona. Jest śliczna, urocza, ale przede wszystkim uzdolniona i inteligentna. No i taka naturalna oraz szczera. Zauważyłeś, że jak się uśmiecha, pojawia jej się dołeczek w prawym policzku?

— A gdy jest szczęśliwa, jej oczy robią się jaśniejsze i świecą niczym świetliki wieczorem. Natomiast jeżeli jest zawstydzona, rumieni się niczym piwonia i odbiera jej dla odmiany mowę. Ma również nawyk przygryzania dolnej wargi i nawijania włosów na palec, gdy się denerwuje. Tak, wtedy potrafi być całkiem urocza — dodał Malfoy cicho, po czym potrząsnął głową, bijąc się w myślach. Spojrzał na Dylana z przekąsem i poklepał go po plecach. — Masz szczęście, że mnie poznałeś. Tak się składa, że jestem całkiem popularny. Przedstawię cię dzisiaj kilku Ślizgonkom.

— Dzięki, Draco, ale takich dziewczyn jest na pęczki. Myślę, że sobie poradzę sam. Jeżeli jednak będę potrzebował twojej pomocy, dam znać. Dobry kumpel z ciebie.

I nie zwracając uwagi na niezadowolony grymas Malfoya, ruszył śladami Hermiony.

***

Hermiona przepychała się przez tłum uczniów, starając się dotrzeć na sam środek słonecznego dziedzińca. Gdy w końcu jej udało, podążyła do wyznaczonego dla reprezentantów miejsca i przywitała się skinięciem głowy z uczniami innych szkół. Z zadowoleniem i ulgą dostrzegła tam również Padmę Patil i Erniego Macmillana, reprezentujących Ravenclaw oraz Hufflepuff. Podeszła do nich, witając się wesoło. Po krótkiej chwili do ich grona dołączył także Ron.

— Wybrali mnie! — wypiął dumnie pierś. — Razem będziemy niezniszczalni, Hermiono!

— Nie rozśmieszaj mnie, Weasley. Wszyscy wiemy, że odpadniesz po pierwszym zadaniu — wszyscy obecni spojrzeli na Malfoya, który z kpiącym uśmiechem stanął obok nich z uwieszoną jego ramienia Pansy Parkinson. — Bez Pottera nie przetrwasz zapewne minuty. A lepiej, żebyś nas nie spowalniał. Mam zamiar wygrać ten śmieszny turniej.

— Zjeżdżaj, ulizana fretko. Jesteś zaskakująco pewny siebie, a przecież nie wpuszczą tutaj twojego tatusia. O, popatrz, twoich goryli również nie będzie przy tobie, gdy będę kopał twój kościsty tyłek — wysyczał ze złością Ron. — Chyba, że liczysz na to, że Parkinson zrobi wszystko za ciebie.

— Przestańcie, obydwaj! — Hermiona stanęła pomiędzy chłopakami i spiorunowała ich wzrokiem. — Przypomnę wam, że bierzemy udział w turnieju PRZYJAŹNI. Mamy ze sobą współpracować, mimo, że nie każdemu z nas odpowiada ta opcja, a nie rywalizować. Tylko w ten sposób Hogwart ma jakiekolwiek szanse na wygraną.

— Współpracować?! Z nim?! Nie ma szans! — wykrzyknęli jednocześnie Ron i Draco. Po chwili posłali sobie mordercze spojrzenie, co Hermiona skwitowała przewróceniem oczu. Na całe szczęście nie musiała nic więcej mówić, bo do mównicy podeszła profesor McGonagall, a naokoło zaległa cisza.

Dyrektorka omiotła dziedziniec krótkim, surowym spojrzeniem, po czym uniosła ręce w górę jak niegdyś robił Dumbledore. Hermiona miała wrażenie, że kobieta chce tym matczynym gestem objąć wszystkich zgromadzonych. Jej mina jednak wyrażała stanowczy sprzeciw.

— Witam serdecznie wszystkich naszych gości w Hogwarcie! — skinęła głową w kierunku dyrektorów pozostałych szkół i ich podopiecznych. — Na początku chciałabym podziękować za wasze przybycie i organizację turnieju, który po trudnych dla nas wszystkich czasach, ma ponownie połączyć naszą magiczną rodzinę. Żywię nadzieję, że po zakończeniu zawodów nasza współpraca oraz sympatia zaowocuje w trwałe przyjaźnie. Jak ustaliliśmy, pierwszy etap odbywa się w Hogwarcie, więc mam również nadzieję, że przez ten krótki czas zdążyliście zaspokoić głód, odświeżyć się oraz zadowolić oczy naszą szkołą. Wszyscy uczniowie gotowi są służyć wam pomocą, na czele z parą prefektów naczelnych — Hermioną Granger oraz Draconem Malfoyem, którzy z gorącym entuzjazmem przygotowywali się na wasz przyjazd.

Po dziedzińcu rozniosły się głośne wiwaty oraz brawa. Draco spojrzał na Hermionę z kpiącym uśmiechem, na co dziewczyna zaczerwieniła się po cebulki włosów i spuściła wzrok na swoje stopy.

— Jak zapewne wszyscy wiecie, każdy etap odbywać się będzie w innej szkole — kontynuowała McGonagall. — Każdy z reprezentantów stanie przed ogromną odpowiedzialnością, by z dumą reprezentować swoją szkołę. Turniej Przyjaźni ma nas wszystkich przede wszystkim zjednoczyć, ale wciąż pozostaje rywalizacją. Tym razem każdy z nas będzie jednak wygranym. Nie martwcie się, będziecie mieli także czas na relaks oraz poznanie kultury i obyczajów naszych przyjaciół. W trakcie odbędzie się również bal, ale o tym później — odetchnęła cicho, po czym uśmiechnęła się delikatnie, widząc napięcie na twarzach zgromadzonych. — Nie przedłużając, chcę ogłosić, że pierwsze zadanie będzie miało miejsce jutro z samego rana. Wystartuje w nim szóstka reprezentantów z każdej szkoły. Do następnego etapu, który odbędzie się w Akademii Magii Beauxbatons, przejdzie już tylko czwórka. No cóż, nie pozostaje mi nic więcej, niż życzyć wszystkim reprezentantom powodzenia!

— Nie dowiemy się na czym będzie polegać zadanie? — warknął głośno Draco. Dyrektorce drgnął kącik ust, gdy spojrzała na blondyna z naganą.

— Cierpliwości, panie Malfoy. Wszystko w swoim czasie — odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem. — Jutro o świcie proszę o stawienie się w tym samym miejscu. Tymczasem do zobaczenia.

McGonagall zeszła z piedestału, zostawiając za sobą całą masę niepewności i ekscytacji. Hermiona natomiast miała wrażenie, że zrobiło jej się słabo, gdy cała gromada podekscytowanych Gryfonów rzuciła się w jej kierunku, życząc powodzenia.

***

— Nie, nie zgadzam się! Nie wezmę w tym udziału! — Hermiona zbladła, a nogi zadrżały jej niebezpiecznie. Całą siłą woli, która w niej pozostała, zmusiła swoje ciało do pozostania w miejscu.

— Daj spokój, Hermiono. Nie będzie tak źle. Ten cały turniej okazuje się prostszy niż myślałem. — Ron poprawił na sobie szatę reprezentanta Hogwartu z pewną siebie miną, po czym spojrzał na przyjaciółkę z politowaniem. — Przecież robiłaś to już nie raz. Pomyśl o tym, że jesteś z nami wszystkimi w Norze. I co, to wcale nie jest takie straszne, prawda?

Hermiona przymknęła na ułamek sekundy powieki, a następnie potrząsnęła gwałtownie głową.

— Tam nie było całej masy ludzi z całego świata! — pisnęła z paniką. — Poza tym, nie planowałam w tym roku zwichnąć ręki ani nogi! Ale masz rację, przecież to ma być zabawa, tak? Tylko przyjacielski mecz... Przecież nic się nie stanie jeżeli słabo zagram, albo przegramy, prawda?

— Żartujesz sobie? — Ron wyglądał na zszokowanego. — NIC SIĘ NIE STANIE?! Hermiono! Nie możemy się przecież ośmieszyć! Cały magiczny świat będzie oceniał naszą grę! Mam nadzieję, że dostrzeże mój talent jakiś łowca talentów, albo może trener Os z Wimbourne. No i poza tym, musimy zdobić jak najwięcej punktów, by wysunąć się na czołówkę w tabeli!

Hermiona zastygła w przerażeniu. Po jej plecach spłynęła strużka potu, a dłonie zaczęły wilgotnieć ze strachu. Przez krótki moment miała nadzieję, że gra nie okaże się tak poważna.

— Nie podniecaj się tak, Weasley. Ciebie by nawet do podawania ręczników nie wzięli — Hermiona i Ron obejrzeli się za siebie. W drzwiach szatni stał oparty o framugę drzwi Malfoy z przerzuconą niedbale przez ramię miotłą.

Hermiona musiała przyznać, że w zielono czarnej szacie reprezentanta i z godłem Hogwartu na piersi, Malfoy reprezentował się, no cóż, nieźle. Ślizgon obrzucił ją spojrzeniem srebrnych tęczówek i wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu. Pewność siebie biła od niego na kilometry, czego mu w tej chwili szczerze zazdrościła.

— Zjeżdżaj, gadzie — syknął Ron w jego stronę z nieukrywaną niechęcią.

— Nie przyszedłem tutaj, by dla przyjemności oglądać twoją brzydką gębę — prychnął Draco z irytacją. — Rusz się, wieprzu. Przez ciebie się spóźnimy, a ja mam zamiar rozgrzać się jeszcze przed meczem.

— I tak nie mają z nami szans — odpowiedział lekceważąco Ron.

— Jeżeli będziesz bronił tak, jak w ostatnim meczu z nami, to aż wstyd reprezentować Hogwart. Rozniosą nas w pięć minut.

— Mam nadzieję, że ty w końcu zdołasz złapać znicza, Malfoy. Ostatnio chyba miałeś z tym problem.

Chłopcy rzucili się w swoją stronę, ale Hermiona była szybsza. Jednym ruchem różdżki rozdzieliła ich, łypiąc na nich groźnie. Mimo wszystko wciąż była przestraszona, a kłótnie tej dwójki nie pomagały jej się uspokoić.

— Przestańcie! Kłótnie w niczym teraz nie pomogą! — pisnęła i spojrzała na Rona błagalnie, a następnie przeniosła wzrok na Malfoya.

— Po co tutaj przyszedłeś, Malfoy? Przecież do rozpoczęcia naszego meczu jeszcze sporo czasu. Podobno wpierw gra Durmstrang z Ilvermorny.

— Mylisz się, Granger. Pierwszy mecz, mecz otwierający i podobno przyjacielski, grają wszystkie szkoły. McGonagall wytypowała MacMillana, mnie i jakimś cudem Weasleya. W naszej drużynie będą również gracze z Durmstrangu.

— Jedynym plusem tej szopki jest to, że dowiemy się, jak grają nasi przeciwnicy — burknął wciąż obrażony Ron. — Rozniesiemy ich.

— Nie ekscytuj się tak, Weasley, tylko rusz się — przewrócił oczami Draco. — I nie spieprz tego. Podobno każda drużyna będzie musiała rozegrać po trzy mecze. Ten również będzie się liczył do ogólnej punktacji.

— To znaczy, że musisz już wychodzić? — spanikowała szatynka i złapała przyjaciela za ramię. — Ale... ale ja nie wiem, co muszę robić! Pomóż mi, Ron!

Ron westchnął i spojrzał na przyjaciółkę ze zniecierpliwieniem.

— Wyluzuj, Hermiona, to po pierwsze. Widziałaś już nie raz grę w quidditcha. Poza tym, pamiętaj, że tak jakby w niego grałaś. Będziesz ścigającym, nic trudnego. Przerzucasz tylko kafla przez obręcze — uśmiechnął się przepraszająco. — Wybacz, ale muszę już iść skopać kilka tyłków.

— Powodzenia — szepnęła ze zbolałą miną i puściła ramię rudzielca.

Ron wyszedł z pomieszczenia pierwszy. Malfoy jakby się ociągał. Spojrzał na Hermionę, chcąc coś powiedzieć, ale najwidoczniej się rozmyślił, bo bez słowa ruszył do wyjścia. Gryfonka spojrzała za nim i zagryzła wargę. Nim zdążyła się powstrzymać, krzyknęła:

— Malfoy! — Blondyn odwrócił się w jej stronę z zaciekawieniem. Hermiona wypuściła z siebie cicho powietrze i spojrzała w oczy chłopaka z zakłopotaniem. — Tobie też życzę powodzenia.

Draco wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili uśmiechnął się tak, że Hermionę zatkało.

— Dzięki, Granger — puścił jej oczko i wybiegł z szatni, na sam koniec posyłając Hermionie kpiący uśmiech, który dodawał mu szczególnego uroku.

Hermiona ze ściśniętym sercem i narastającym przerażeniem wyszła przed szatnię, po czym udała się na trybuny dla zawodników, odnajdując wśród nich Padmę Patil. Niedaleko Krukonki siedziała Pansy Parkinson, która była równie blada co Hermiona. Ślizgonka również nie miała wiele wspólnego z quidditchem, co wyznała ze złością jakiś czas temu w szatni. Co gorsza, chłopcy zadecydowali, że Pansy ma startować na pozycji pałkarza, mimo drobnej budowy ciała.

— Hermiono! — Gryfonka obejrzała się za siebie i z ulgą przyjęła przybycie Ginny i Harry'ego, którzy wyglądali na podekscytowanych. Rudowłosa na widok przerażonej miny Hermiony, spojrzała na nią współczująco. — Jak się czujesz?

— Okropnie. Słabo mi i do tego mam ochotę zapaść się pod ziemię — szatynka załkała cicho, a po chwili wciągnęła głęboko powietrze w płuca. Miała wrażenie, że zaraz wypluje z siebie wszystkie wnętrzności. — Czy jeżeli spadnę z miotły, to umrę?

— Nie, nie umrzesz — Harry uśmiechnął się pokrzepiająco i westchnął, patrząc tęsknie na murawę, gdzie za chwilę mieli zjawić się zawodnicy. Jego zielone oczy świeciły z zazdrością. — Pierwszy raz mam wrażenie, że naprawdę chciałbym wziąć udział w tym turnieju. Pewnie nie będzie już okazji, by zagrać z zawodnikami innych szkół.

— Chętnie bym się z tobą zamieniła i pooglądała tą szopkę z trybun — burknęła Hermiona w odpowiedzi. — Poza tym, nie wiem, jak oni to sobie wyobrażają! Przecież jeden mecz może ciągnąć się godzinami...

— Podejrzewam, że dlatego zaczynacie o świcie. Wydaje mi się, że sędziowie wzięli pod uwagę to, że nie wszyscy są tutaj graczami quidditcha i prawdopodobnie te mecze skończą się bardzo szybko — powiedziała Ginny obojętnie. Ona również przyglądała się boisku z zazdrością, na co Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem.

Po trybunach przetoczył się dźwięk wybuchu, a następnie głośne oklaski i wiwaty, gdy na środek boiska zaczęli wybiegać zawodnicy. Hermiona z sercem pod samym gardłem obserwowała, jak Draco i Ron machają z pewnymi siebie uśmiechami w kierunku widowni, a następnie wskakują na swoje miotły i wzbijają się w powietrze. Gryfonka zapomniała jak się oddycha, gdy chłopcy z niesamowitą precyzją i szybkością zrobili w powietrzu kilka popisowych sztuczek nagrodzonych głośnymi brawami, krążąc nad boiskiem, a następnie kiwnęli sobie głowami i ustawili na pozycjach. Nawet Hermiona wyczuła napięcie, kiedy McGonagall wstała, a jej głos rozniósł się echem po boisku.

— Witam wszystkich na pierwszym Turnieju Przyjaźni w historii szkół magicznych! Już za chwilę będzie miało miejsce pierwsze zadanie w którym zmierzą się reprezentanci czterech szkół. Ich zadaniem będzie rozegranie kilku meczy quidditcha, naszej magicznej dyscypliny sportowej. Każda wygrana drużyna otrzyma punkt, a ostateczna punktacja pozwoli nam wyłonić zwycięzców. Wraz z naszą wspaniałą komisją — skinęła głowom pozostałym dyrektorom — będziemy uważnie obserwować grę. Liczymy na owocną i czystą rywalizację. Jedyną zmianą, którą wprowadziliśmy, jest pomniejszenie drużyny o jednego zawodnika. W pierwszym meczu wezmą udział mieszane drużyny. Szkoła Magii i Czarodziejstwa Ilvermorny wraz z Akademią Magii Beauxbatons zmierzą się z Instytutem Magii Durmstrangiem oraz Szkołą Magii i Czarodziejstwa Hogwartem. Każda szkoła z wygranej drużyny również otrzyma punkt. No cóż, aby nie przetrzymywać was dłużej w niepewności, pragnę ogłosić, że turniej się rozpoczął! Powodzenia!

Wszystkie piłki wbiły się z rozmachem w powietrze, a zawodnicy Durmstrangu szybko pochwycili w swoje ręce czerwonego kafla. Hermiona z przerażeniem obserwowała jak dwunastu zawodników mknie w powietrzu niczym kolorowe strzały. Nawet ona czuła, że obie drużyny są zdeterminowane, by wygrać. Uczniowie Durmstrangu byli szybcy, zwinni, a ich gra była odrobinę agresywna, co przypominało Hermionie grę Ślizgonów. Już po kilku minutach meczu można było się zorientować, że nie mają sobie równych, zdobywając bez problemu punkty dla swojej drużyny.

Hermiona zerknęła na Draco, który z imponującą zwinnością latał na samej górze, wyszukując wśród zawodników złotego znicza. Ślizgon co jakiś czas zatrzymywał się, by obserwować grę z uśmiechem satysfakcji, a następnie powracał do poszukiwań, drażniąc drugiego szukającego, który latał za nim. Dziewczyna z Beauxbatons wyglądała przy nim dość niezdarnie.

Ron, latający przy pętlach, miał zaciętą minę. Ze skupieniem udało mu się obronić wszystkie strzały, które do niego docierały, wywołując radosne okrzyki hogwartczyków na trybunach. Harry uśmiechnął się do Hermiony znacząco. Oboje musieli przygotować się na monotonne, chełpiące się opowieści Rona, gdy mecz się skończy.

Wzrok Gryfonki powoli nie nadążał za ekspresją gry. Miotły szybowały nad ich głowami ze świstem, a zawodnicy dosiadający je, sprawnie nimi manewrowali. Kafel również co chwilę zmieniał właściciela, przerzucany z rąk do rąk z zawrotną prędkością. Komentujący mecz również był pod ogromnym wrażeniem.

— Proszę państwa, co to za wspaniały mecz! — krzyczał. — Hogwart i Durmstrang prowadzą już siedemdziesięcioma punktami przewagi! Zawodnicy Durmstrangu oraz Hogwartu doskonale się dopełniają!

Miał rację. Mimo, że Hermiona nie znała się za bardzo na quidditchu, nawet ona dostrzegła, że jej drużyna doskonale dogaduje się z zawodnikami Durmstrangu. Musiała przyznać, że to był jeden z bardziej ekscytujących meczy, jakie widziała. Ernie podawał sobie co rusz kafla z wysokim mulatem, sprawnie omijając przeciwników, a latający niedaleko nich pałkarz za każdym razem oddalał od nich tłuczka, pozwalając na bezpieczne dobrnięcie do pętli. Ich współpraca odbijała się na płynnej i skutecznej grze. Z trybun co rusz podrywała się wrzawa oklasków przy każdym kolejnym punkcie, oraz obronionej bramce. Nawet Hermiona piszczała radośnie, gdy zdobyli kolejny punkt, a jęknęła, gdy Ronald przepuścił kafla.

— Mamy kolejny punkt dla Durmstrangu i Hogwartu! — krzyknął komentator. — Ilvermorny oraz Beauxbatons muszą wziąć się do roboty, jeżeli chcą to wygrać! Nadzieja jeszcze w ich szukającej, która wciąż nie oddala się zbytnio od szukającego Hogwartu!

Hermiona ponownie spojrzała na Draco, który wyglądał na odrobinę poirytowanego. Starał się pozbyć swojego przeciwnika, ale dziewczyna uparcie latała za nim. Ślizgon w pewnym momencie poderwał ostro swoją miotłę i nim dziewczyna się zorientowała, znalazł się po drugiej stronie boiska.

— Zmiana w drużynie Ilvermorny! Ścigający doznał obrażeń! Oby to nic poważnego! Na jego miejsce wchodzi kolejny zawodnik! — poinformował komentator z entuzjazmem. — Wszyscy mamy nadzieję, że wniesie do drużyny wiele siły!

Hermiona gorąco zaklaskała, gdy do zawodników dołączył Dylan. Chłopak przybił dłonie z kolegami z drużyny i skinął im z uśmiechem głową. Po chwili już śmigał z kaflem w ręku i zdobył punkt dla swojej drużyny, co również zostało skwitowane głośnymi brawami.

Dołączenie do drużyny Dylana można było odczuć już po kilku minutach. Chłopak okazał się doskonałym graczem. W dziesięć minut doprowadził do tego, że między drużynami było już tylko dwadzieścia punktów różnicy. Dla Hogwartu i Durmstrangu stało się jasne, że Dylan stał się zagrożeniem, więc pałkarz starał się wypełnić jak najlepiej swoją rolę, by pozbyć się zawodnika. Po chwili Dylan oberwał tłuczkiem prosto w brzuch. Hermiona pisnęła i zatkała usta dłonią, patrząc na niego z niepokojem.

— Było gorąco! — podniósł się głos komentatora. — Pałkarz Durmstrangu bez większych problemów odbił tłuczka w kierunku ściągającego Ilvermorny! Czy znowu czeka nas zmiana?

Dylan jednak otrząsnął się z chwilowego bólu i ponownie dołączył do gry, wzbudzając kolejne wiwaty. Hermiona również zaklaskała głośno. Zauważyła, że prawie każda dziewczyna w pobliżu pochłaniała chłopaka wzrokiem pełnym entuzjazmu.

— Jest niesamowity! — krzyknęła jej do ucha Ginny. — Prawie tak dobry jak Harry i Malfoy! Jeżeli dzięki niemu wygrają mecz, Durmstrang dostanie szału!

Hermiona skinęła potwierdzająco głową i ponownie skupiła się na meczu. Gra zrobiła się jeszcze bardziej zacięta i wyrównana. Szatynka spojrzała z niepokojem na tablicę wyników, gdzie widniał remis. Zagryzła nerwowo wargę, czując, że pocą się jej dłonie.

Po chwili trybuny wrzasnęły, a po boisku przetoczył się podekscytowany głos komentatora:

— Pojawił się złoty znicz!

Hermiona spojrzała automatycznie na Malfoya i wstrzymała oddech. Blondyn pędził ku maleńkiej plamce na niebie, omijając rozpaczliwie slalomem innych zawodników. Szukająca z Beauxbatons była kilka metrów przed nim. Ślizgon poderwał miotłę unikając tłuczka i nachylił się w kierunku trzonka miotły, starając przyspieszyć. Po dwóch sekundach zrównał lot z przeciwniczką i wyciągnął dłoń. Dziewczyna spojrzała na Draco z rozpaczą, ale chłopak wpatrywał się tylko w znicza.

Hermiona ponownie zakryła usta dłonią i zamarła, obserwując z przerażeniem przebieg wydarzeń.

— TAAAK! Draco Malfoy zdobył złotego znicza! Hogwart oraz Durmstrang otrzymują na swoje konto po punkcie wygranej! — wrzasnął komentator, na co Hermiona wyskoczyła w górę radośnie i mocno uściskała Ginny oraz Harry'ego.

Zaśmiała się, widząc jak Draco wymachuje z satysfakcją złotą piłeczką nad głową. Po chwili rzuciła się na niego cała drużyna, mocno ściskając. Całą gromadą zlecieli na murawę. Hermiona z przejęciem zauważyła, że nawet Gryfoni skandują z radością nazwisko Malfoya. Nie przestając klaskać, przyjrzała się Ślizgonowi. Draco wyglądał na zadowolonego. Ściskał z pewnym siebie uśmiechem dłonie przeciwników oraz poklepywał się po plecach z zawodnikami z Durmstrangu, dziękując za wspólną grę. Chyba nigdy Hermiona nie widziała u Malfoya takiego uśmiechu. Nie mogła oderwać od niego oniemiałego wzroku.

— Gratulacje dla Hogwartu oraz Durmstrangu! — przez głośne wiwaty przedarł się głos McGonagall. Natychmiastowo wokoło zaległa cisza. — Mecz był ekscytujący dla wszystkich, a obie drużyny otrzymują na swoje konto zasłużony punkt! — ponownie wybuchły oklaski. Dyrektorka odczekała chwilę, po czym kontynuowała przemówienie. — Już za chwilę zaproszę do siebie kapitanów Ilvermorny oraz Beauxbatons, by mogli wylosować przeciwników na kolejny mecz, który odbędzie się po krótkiej przerwie.

— Dobrze graliście, Malfoy. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli ze sobą walczyć — powiedział z łamanym angielskim wysoki brunet z Durmstrangu, ściskając dłoń Draco z uśmiechem. — Jesteś szybki.

— Dzięki, MacGrady. To była dobra gra. Mam nadzieję, że będziemy mogli to powtórzyć w najbliższym czasie — Draco skinął głową i spojrzał z uwagą na środek boiska, gdzie do McGonagall podchodził Dylan oraz dziewczyna, która była szukającą w drużynie Beauxbatons.

Dylan skinął uprzejmie ręką dziewczynie, by jako pierwsza wylosowała karteczkę z urny, którą trzymała dyrektorka. Drobna brunetka z niepewną miną wyciągnęła biały skrawek papieru. Dylan szybko poszedł za jej przykładem wyciągając kolejną i pokazał ją McGonagall, która skinęła głową i przyłożyła różdżkę do gardła.

— W pierwszym meczu zagra Ilvermorny przeciw Durmstrangowi! — wskazała na jedynkę trzymaną przez Dylana, a po chwili pokazała kartkę trzymaną przez dziewczynę z napisem Hogwart. — Zaraz po nich zmierzy się Beauxbatons i Hogwart! Teraz zapraszam wszystkich widzów na chwilową przerwę, a zawodników do szatni, przygotować się!

Draco miał zawiedzioną minę. Mimo wszystko klepnął w plecy kapitana drużyny z Durmstrangu i uśmiechnął się drwiąco.

— Cóż, myślałem, że to ja będę miał okazję dokopać temu lalusiowi — zmierzył wzrokiem Dylana, który podążał ze swoją drużyną w kierunku szatni. Nie wiedział dlaczego, ale nie mógł nawet zdzierżyć widoku tego chłopaka. — Na pewno ich rozniesiecie. Powodzenia, chłopaki.

— Wam także, Draco.

*

Hermiona spojrzała na przyjaciół z przerażeniem. Dopiero dotarło do niej, że bierze udział w kolejnym meczu. Miała wrażenie, że krew odpływa z jej twarzy, a nogi zaczynają trząść się niczym galareta. Odetchnęła cicho, starając zmusić się do krzywego uśmiechu. Harry jednak nie dał się nabrać i przytulił przyjaciółkę mocno do siebie.

— Wszystko będzie dobrze, Hermiono — szepnął jej do ucha, po czym odsunął ją od siebie i spojrzał prosto w oczy, trzymając mocno za ramiona. — Jesteś niesamowitą czarownicą i na pewno poradzisz sobie z jedną miotłą.

— W tym problem, że mioteł jest dwanaście — mruknęła cicho, na co Harry spojrzał błagalnie na Ginny, szukając w niej pomocy. Rudowłosa pochwyciła dłoń Hermiony i uśmiechnęła się do niej wesoło.

— Nie przejmuj się, Herm. W twojej drużynie jest jeszcze pięciu graczy. Malfoy, Ron oraz Ernie są naprawdę świetni w tym, co robią. Nawet jeżeli tobie będzie słabo szło, oni na pewno to nadrobią. Poza tym, przecież nie ty jedna nie potrafisz grać w quidditcha. Szanse są naprawdę wyrównane — próbowała ją pocieszyć, jednak bezskutecznie. Hermiona wydawała się jeszcze bledsza. Pokręciła tylko głową i odwróciła się bez słowa, zmierzając w kierunku szatni niczym na skazanie.

Gdy stanęła przed drzwiami szatni, miała ochotę rzucić na siebie zaklęcie confundus. Potrzebowała chwili, by się uspokoić i dołączyć do kolegów z drużyny. Ze środka dochodził podekscytowany gwar. Po kilku sekundach, które ciągnęły się wieczność, postanowiła wejść do szatni. W środku byli obecni już wszyscy. Ron, Draco i Ernie wyglądali na pełnych energii, pomimo czerwonych od wysiłku twarzy. Siedzieli obok siebie z ręcznikami na karkach, popijając zimną wodę. W kącie szatni, jednak oddalone od siebie na pewną odległość, siedziały Padma i Pansy. Dziewczyny były równie przerażone co Hermiona. Gryfonka miała nawet wrażenie, że twarz Parkinson była lekko zzieleniała.

— Są świetni! — wydyszał Ernie z ekscytacją i błyszczącymi oczami, wymachując ręką z butelką wody. — Niesamowici!

— Całe szczęście, że nie musimy z nimi rywalizować. To mogłaby być ostra gra — przyznał z entuzjazmem Ron. — Widzieliście, jakie oni potrafią robić zwody? Nawet ty, Malfoy, miałbyś problem by polecieć z taką lekkością!

— Nie podniecajcie się tak, kretyni. Zachowujecie się jak napalone panienki — prychnął drwiąco Draco, ale skinął poważnie głową. — Jednak to prawda, ci z Durmstrangu są niebezpieczni. Mimo wszystko mam nadzieję, że uda nam się z nimi zagrać. Chętnie bym się z nimi zmierzył. Nie wiem co z wami, ale jestem pewien, że moja drużyna zmiotłaby ich bez większego problemu. Mówię oczywiście o Ślizgonach, więc nie wyobrażajcie sobie za wiele, kołki. Cóż, zaraz rozpocznie się mecz, a ja nie mam zamiaru go przegapić.

Draco wstał, by się rozciągnąć i spojrzał przed siebie zaskoczony. W drzwiach stała Hermiona, rozglądając się po szatni niepewnie. Nie wyglądało na to, by ona również ekscytowała się nadchodzącą grą. Gryfonka także na niego spojrzała, pełnymi przerażenia brązowymi oczami. Wykrzywiła usta w delikatnym uśmiechu.

— Gratulacje — pisnęła cicho. — Byliście świetni.

— Hermiono! Jak ci się podobał mecz? — zapytał radośnie Ron, gdy w końcu ją zauważył. Podbiegł do przyjaciółki i wziął ją w ramiona, delikatnie unosząc nad ziemię. Hermiona uwiesiła się jego szyi i roześmiała, jak na gust Draco, dosyć sztucznie.

— Byłeś fantastyczny, Ron! Jestem z ciebie taka dumna! — pogłaskała go po głowie z czułością, na co Ronald zaczerwienił się po cebulki włosów.

— Dzięki, Hermiona — mruknął cicho, na co Draco prychnął głośno. Zmierzył dwójkę przyjaciół zirytowanym spojrzeniem.

— Masz na myśli puszczoną dziesiątą bramkę, czy może trzydziestą, bo przestałem wtedy liczyć? — wysyczał z kpiącym, ociekającym jadem uśmiechem. — Wygralibyśmy większą ilością punktów, gdybyś tylko potrafił bronić, Weasley. A ty, Granger, chyba gratulujesz nieodpowiedniej osobie.

— Mam ci się rzucić na szyję i dziękować, że dzięki tobie wygraliśmy mecz, Malfoy? Ledwie złapałeś tego znicza — zakpiła i spojrzała na niego wyzywająco. — Chyba by cię wyrzucili ze Slytherinu, gdyby tamta dziewczyna złapała go przed tobą. Twój fanklub również zapewne by się rozpadł. To by musiało być straszne...

I nie zwracając uwagi na wściekłą minę Malfoya, opuściła szatnię z rechoczącym u boku Ronem.

***

— ... to niesamowite! Panie i panowie, Durmstrang otrzymuje na swoje konto kolejną wygraną! — wrzasnął komentator. — Kolejny niesamowity mecz już za nami! Mam dreszcze na całym ciele, a przed nami zapowiadają się następne ekscytujące emocje! Już za chwilę swoje możliwości zaprezentuje nam Hogwart oraz Beauxbatons!

Hermionie wirowało w głowie, gdy wchodziła na murawę, trzymając miotłę. Słońce szczytowało na niebie, przyjemnie ogrzewając twarze, ale Gryfonka miała wrażenie, że w środku jej głowy panuje sztorm. Stanęła na środku boiska obok Rona i Padmy i skinęła głową drużynie Beauxbatons, która ustawiła się naprzeciwko. Przyjrzała się ich twarzom i stwierdziła, że żadne z nich nie wygląda na przerażonych nadchodzącym wydarzeniem. Malfoy przed zejściem z trybun zawyrokował, że na pewno francuzi okażą się najsłabszą drużyną w tym turnieju, ale Hermiona miała zupełnie inne odczucie.

Profesor Hooch stanęła między drużynami z gwizdkiem i gestem nakazała podejść kapitanom do siebie. Draco oraz ładna brunetka podeszli posłusznie do kobiety i uścisnęli sobie dłonie. Dziewczyna zaczerwieniła się i uśmiechnęła do Malfoya śmiało, ukazując rządek białych zębów. Hermiona rozpoznała w niej szukającą z meczu otwierającego. Zmarszczyła brwi obserwując, jak dziewczyna dosiada pewnie swojej miotły, nie spuszczając wzroku ze Ślizgona.

— Mam nadzieję, że tym razem będę od ciebie szybsza — zaszczebiotała wesoło i puściła oczko w jego stronę. — Może mnie odrobinę oszczędzisz.

Hermiona przewróciła oczami z irytacją. Malfoy zapewne był przyzwyczajony do zainteresowania wśród kobiet, ale kobieta która odwzajemniała jego pasję musiała być nowością. Zmroziła brunetkę wzrokiem i prychnęła cicho pod nosem.

Po raz kolejny dnia dzisiejszego rozległ się huk armatni, a tłumy na trybunach zaryczały żywo. Gryfonka spojrzała po nich ze strachem, próbując zlokalizować Harry'ego albo Ginny. Niestety, wszystko jej się zlewało w jedną wielką plamę.

— Granger, mecz już się zaczął! Pobudka! — krzyknął Malfoy. Cała drużyna wisiała już w powietrzu nad jej głową.

Hermiona oddychając płytko, przymknęła oczy i odbiła się stopami od ziemi, unosząc niepewnie w górę. Po kilku sekundach otworzyła powieki delikatnie i zaczerpnęła mocno powietrza, przypominając sobie, jak się oddycha. Wokół niej śmigali już zawodnicy Beauxbatons, co chwile potrącając ją łokciami. Zakryła głowę rękoma, osłaniając się przed atakami i pisnęła zrozpaczona.

Do jej uszu dotarł głośny, niezadowolony ryk widowni. Nic dziwnego, co najmniej od trzech minut wisiała w powietrzu, nawet się nie ruszając z miejsca. Rozejrzała się wokoło, szukając pomocy, ale nie zauważyła nikogo znajomego. Nie wiedząc, co ma robić, po prostu poleciała przed siebie.

— Co robić?! — szepnęła do siebie. — Ron mówił, że wystarczy przerzucić kafla przez obręcz. Gdzie jest ten kafel?!

Hermiona zadarła głowę do góry i zobaczyła pod słońce, że ktoś nadlatuje w jej kierunku. Z początku znowu chciała się osłonić, ale zobaczyła, że chłopak trzyma w ramionach kafla. Uśmiechnęła się do niego z nadzieją i wyciągnęła przed siebie ręce. Chłopak odwzajemnił uśmiech i wyciągnął ręce z kaflem w stronę Hermiony. Gdy dotykała już upragnionej piłki opuszkami palców, francuz roześmiał się kpiąco i odrzucił czerwoną piłkę koledze, który pojawił się obok. Widownia ponownie zaryczała.

Hermionie zaszkliły się oczy, ale nie pozwoliła wypłynąć łzom. Spojrzała na tablicę wyników. Przegrywali już czterdziestoma punktami. Obok niej nadleciała Padma, cała czerwona na twarzy, ciężko oddychała. Ona również miała zamglone spojrzenie.

— Trzymałam kafla przez jakieś pięć sekund w tym meczu — poinformowała ją ciężko. — Nie mam pojęcia co robić! Próbowałam ich dogonić, ale nie ma szans, są za szybcy! Parkinson też nie radzi sobie najlepiej. Jak tak dalej pójdzie, przegramy.

Hermiona wyszukała na niebie Pansy, która latała nad boiskiem z pałką w ręku, ledwie ją trzymając. Co jakiś czas machnęła nią na oślep, kilka razy prawie trafiając któregoś z zawodników w głowę.

Ron latał nad obręczami nieopodal nich, już widocznie wściekły. Co chwile wykrzykiwał obraźliwe słowa, gdy po raz kolejny przepuścił bramkę. Hermiona wiedziała, że jej przyjaciel nie panuje nad sobą, gdy coś mu nie wychodzi, czego dowodem była osłabiona koncentracja.

— Hermiona, co wy wyprawiacie?! — wrzasnął na nie, łapiąc kafla. — Ruszcie się do cholery, bo przegrywamy!

Hermiona zamrugała kilkukrotnie, gdy w jej ręce trafił kafel. Poczuła ekscytację, gdy zaczęła lecieć z nim przed siebie. Lecąca za nią Padma krzyknęła, a Hermiona odwróciła się, by na nią spojrzeć. Zachwiała się na miotle, widząc, że za nią mknie trójka zawodników Beauxbatons z zawrotną prędkością. Przyspieszyła, pochylając się nad trzonkiem.

— To proste, Hermiono. Wystarczy przerzucić piłkę przez jedną z trzech obręczy — powiedziała do siebie z paniką.

Uśmiechnęła się szczęśliwa, że droga do obręczy jest pusta. Czując wciąż rosnące podekscytowanie, zbliżyła się do obręczy, wyciągając przed siebie jedną rękę. Nagle usłyszała wrzask Rona.

— Nie, Hermiona! To nie ta bramka!

Było za późno. Kafel wyśliznął się już z jej ręki, zmierzając ze świstem w kierunku lewej obręczy. Ron rzucił się w jego stronę zrozpaczony. Niestety, ale piłka prześliznęła się między jego palcami, trafiając w sam środek okręgu. Hermiona zasłoniła usta przerażona, gdy Ron, cały czerwony na twarzy podleciał do niej z wściekłością.

— Możesz mi wyjaśnić, co ty właściwie robisz?! — znowu wrzasnął i chwycił ją za ramiona. — Pętle przeciwników są po drugiej stronie boiska, Hermiona! Nie tutaj! Od teraz jeżeli w twoje ręce trafi kafel, masz go natychmiast rzucić Erniemu, rozumiesz?!

Hermiona skinęła głową i pociągnęła nosem. Warga zadrżała jej niebezpiecznie, gdy odlatywała w kierunku Padmy.

Dalszy rozwój meczu był jeszcze gorszy. Ernie sam starał się rozegrać mecz, ale nie był w stanie. Mimo iż był szybki i zwinny, nie był w stanie sam pokonać całej drużyny Beauxbatons, która wcale nie była taka słaba.

Szalę goryczy przelała jednak Pansy. Ślizgonka w końcu, po wielu nieudanych próbach, odbiła tłuczka. Pech chciał, że obok przelatywał akurat Ernie, który oberwał nim prosto w prawe ramię, które natychmiastowo zalało się szkarłatną krwią. Chłopak z bólem złapał za rękę, próbując zatamować krwawienie, lecz to było na nic. Draco podleciał do Puchona i przeklął soczyście w kierunku Parkinson.

— Chyba zawodnik Hogwartu został poważnie zraniony przez swoją koleżankę z drużyny. To nie jest najlepszy mecz dla naszych reprezentantów — poinformował publiczność komentator z rozdrażnieniem. — Najlepiej by było, gdyby pokazał się już złoty znicz...

— Granger, wracaj z Patil na pozycje! — krzyknął w jej kierunku Malfoy. — Gra się nie skończyła!

Hermiona obserwowała, jak blondyn w ekspresowym tempie odlatuje w górę, rozglądając się z popłochem na boki. Minę miał zaciętą. Gryfonka natomiast skinęła głową Padmie i obie ruszyły na poszukiwanie kafla, licząc się z niepowodzeniem.

Szatynka miała wrażenie, że mecz ciągnie się godzinami, choć minęło zaledwie kilkanaście minut. Gdy ledwie już widziała przez załzawione ze złości oczy, usłyszała pisk gwizdka i ryk publiczności. W jej stronę leciał Malfoy ze zniczem w ręce. Minę miał niezadowoloną. Po prostu bez słowa zleciał na ziemię i cisnął miotłą, zmierzając w stronę szatni. Zaraz za nim poleciał Ron.

Hermiona zerknęła na tabelę wyników i westchnęła. Mimo tego, że Draco złapał znicza, przegrali czterdziestoma punktami. Spuściła ze wstydem głowę i podążyła za podłamaną drużyną na ziemię. Na razie nie miała ochoty spotykać nikogo znajomego. Wiedziała, że najbliższe dni nie będą dla niej łatwe.

Cała drużyna weszła do szatni, gdzie siedział już Malfoy z zamkniętymi oczami. Ron chodził po pomieszczeniu niespokojnie. Gdy tylko zobaczył Hermionę, podszedł do niej zamaszystym krokiem.

— Co to miało być?! — warknął. — Wyszliśmy na totalnych debili!

— Przepraszam... — szepnęła Hermiona i zagryzła dolną wargę. Zerknęła na Malfoya, który miał założone na klatce piersiowej ręce i wpatrywał się teraz uparcie w sufit. — Przecież mówiłam, że nie znam się na quidditchu...

— Ty i Padma miałyście podawać tylko kafla Erniemu, nic więcej! Jesteście tak głupie, że nie potraficie nawet złapać piłki?! — wrzeszczał dalej rudzielec, a następnie przeniósł wzrok na Pansy. — A ty, Parkinson?! Twoim zadaniem nie jest nokautować kolegów z drużyny! Przez waszą trójkę ten mecz przejdzie do historii najgorszych meczów! Jeżeli znowu tak zagracie, to staniemy się pośmiewiskiem w całym magicznym świecie!

— Zamknij się, Weasley. Nie jestem graczem quidditcha — syknęła Pansy i spojrzała na Draco, jakby szukając w nim poparcia. — Ty nic nie powiesz, Draco?

— Jesteście wszyscy beznadziejni — powiedział oschle i w końcu na nich spojrzał. Hermiona zadrżała na widok jego miny, nie wyrażającej żadnych emocji. — Przypomnieć ci, Weasley, że ty również większość bramek przepuściłeś podczas tego meczu? Gdybyś obronił, dałbyś mi więcej czasu na złapanie znicza, a wtedy moglibyśmy to wygrać.

— Czyli teraz to moja wina, tak?! — zezłościł się Ron.

— Skoro wiedziałeś, że tylko MacMillan gra w quidditcha, to mogłeś podawać do niego kafla. Miałeś ku temu sporo okazji. Ty jednak podawałeś do Granger albo Patil. Jak skończony idiota.

— Nie mogłem przetrzymywać znicza i czekać aż Ernie podleci! — próbował się chronić Gryfon. Patrzył na Malfoya morderczo.

— Durmstrang zaraz gra z Beauxbatons, a zaraz po nich gramy z Ilvermorny. Jeżeli przegramy kolejny mecz, to prawdopodobnie będziemy ostatni w tabeli — warknął Draco ze złością. — Dlatego musimy zmienić plan gry. MacMillan, dasz radę grać?

— Tak, chyba tak. Tylko mogę być odrobinę sztywny. Ręka wciąż krwawi — mruknął cicho Ernie i skrzywił się. Po chwili uśmiechnął się krzywo do Pansy. — Masz niezły cios.

— Granger — Draco zwrócił się w kierunku Hermiony. Gryfonka podskoczyła na dźwięk swojego nazwiska. — Jesteś w stanie coś zrobić z jego ręką?

— Postaram się — szepnęła i podeszła do kolegi. Już po chwili Ernie mógł normalnie operować ręką. Uśmiechnął się do Hermiony z wdzięcznością i pokazał kciuk Malfoyowi, który uśmiechnął się zadowolony.

— Doskonale. W takim razie, MacMillan, zostajesz naszym asem. Musisz zająć się całą grą. Granger i Patil będą podawać zawsze do ciebie, jasne? Musicie mi wykupić trochę czasu, bym mógł odnaleźć znicza. W Ilvermorny najsilniejszym graczem jest ich szukający, więc sobie poradzicie. — Draco przeniósł wzrok na Rona. — A ty, Weasley, zajmij się swoimi pętlami. Nie chcę widzieć, że się od nich oddalasz żeby sobie powrzeszczeć. Zrozumiano?

— A co ze mną? — zapytała Pansy.

— Ty musisz uderzać w tłuczki, Pansy. Ale staraj się celować w przeciwników, dobrze? Jeżeli uda ci się jakiegoś zrzucić z miotły, poślę sowę po te kolczyki o których ostatnio mi tyle opowiadałaś — uśmiechnął się do koleżanki.

Resztę meczu przesiedzieli w szatni. Hermiona starała się nie patrzeć ani na Rona, ani na Malfoya. Kolejnym meczem była równie przerażona co poprzednim, a może nawet i bardziej. Całą siłą woli starała się opanować cisnące do oczu łzy. Nie chciała, by Ron, ani tym bardziej Malfoy je zobaczyli.

Po czterdziestu minutach usłyszeli radosne krzyki z zewnątrz skandujące Durmstrang, co oznaczało już ich trzecią wygraną. Draco spojrzał po swojej drużynie niechętnie i wstał z miejsca.

— Czas na nas. Po prostu wsiądźcie na miotły i dajcie z siebie wszystko — westchnął. Miał ochotę krzyczeć, ale gdy zobaczył przerażoną minę Granger, zrezygnował. Zauważył na jej policzkach świeże ślady po łzach.

Pierwszy wyszedł z szatni Ron, a zaraz za nim Ernie. Padma i Pansy podążyły za nimi z nietęgimi minami. Hermiona westchnęła i związała włosy w kucyk, a następnie pochwyciła swoją miotłę. Ona również chciała wyjść, gdy poczuła, że ktoś łapie za jej nadgarstek i odwraca w drugą stronę. Spojrzała z zaskoczeniem na Draco, który wyglądał jakby nie mógł się na coś zdecydować. Po chwili odchrząknął i ku ogromnemu oszołomieniu Hermiony, otarł z jej twarzy rozmazany po łzie tusz z policzka.

— Wszystko gra, Granger? — zapytał ochryple. Przełknął boleśnie ślinę i spojrzał w jej ciepłe oczy, które w tej chwili wydawały się cierpieć. — Weasley przesadził.

— Co takiego? — pisnęła i roześmiała się histerycznie. — Chcesz mi powiedzieć, że nie miał racji? Dobrze wiem, że jesteś równie wściekły co on. Daj spokój, chyba nie zamierasz się teraz nade mną litować, Malfoy? Co cię zresztą może to obchodzić?

Nie czekając na jego odpowiedź, wyszła z szatni. Draco westchnął ciężko i poszedł jej śladami. Widownia zareagowała na nich mało entuzjastycznie, ale starał się tym nie przejmować. Podszedł tak jak uprzednio do pani Hooch i niechętnie ujął dłoń uśmiechniętego Dylana. Miał ochotę zmiażdżyć mu dłoń, ale ostatecznie się powstrzymał.

— Powodzenia, Hermiono! — zawołał Dylan w kierunku Hermiony i pokazał jej kciuk skierowany do góry. — Będziesz świetna!

Draco prychnął pod nosem, mierząc chłopaka niechętnym, pełnym pogardy spojrzeniem. Dylan również był szukającym, całkiem utalentowanym, ale Ślizgon nie miał zamiaru z nim przegrać. Nie mógł. Nawet we wcześniejszym meczu nie czuł takiej desperacji, by wygrać. Spojrzał na Granger, która uśmiechała się do chłopaka nieśmiało i upewnił się, co do swojego zamiaru. Teraz już na pewno za wszelką cenę musi złapać znicza pierwszy.

Mecz się rozpoczął i dwanaście mioteł wzbiło się w powietrze. Draco zaczął krążyć nad boiskiem, wyszukując złotego znicza. W poszukiwaniach rozpraszała go jednak Granger. Co chwilę przerywał grę, by przyjrzeć się jej rozpaczliwym próbom odebrania kafla przeciwnikowi. Gryfonka w większości czasu po prostu stała w miejscu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

Po dziesięciu minutach spojrzał na tabelę wyników. Z ulgą przyjął do siebie, że MacMillan wyrównał punktację. Z lżejszym sercem zrobił kilka zwrotów w powietrzu i poszukał wzrokiem drugiego szukającego.

Przeklął pod nosem, gdy zobaczył, że chłopak nadleciał w kierunku Granger. Dziewczyna straciła chwilową kontrolę nad miotłą, gdy Dylan się do niej zbliżył, ale chłopak złapał za jej trzonek i zaśmiał się wesoło, coś mówiąc do Gryfonki. Hermiona z rumieńcami skinęła głową i również się uśmiechnęła.

— Granger, rusz się! — krzyknął Draco ze złością. — Łap tego cholernego kafla!

Z ulgą zobaczył, że Hermiona szybko odleciała od chłopaka w kierunku swoich pętli. Tam Weasley znowu zaczął się na nią wydzierać, na co Draco przewrócił oczami. Miał dość tego meczu. Chciał powrócić do poszukiwań znicza, ale zobaczył coś, co go zaniepokoiło.

Granger wisiała w powietrzu ze spuszczoną głową, przestając zwracać uwagę na to, co się dzieje wokoło przez wrzaski Weasleya. Nieopodal nich z wycelowaną w jej kierunku pałką leciał pałkarz Ilvermorny. Draco zareagował instynktownie, jeszcze nim rosły osiłek odbił tłuczka w stronę dziewczyny. Przyspieszył lot, obserwując z niepokojem pędzącego tłuczka.

— Granger! — krzyknął z rozpaczą. Dziewczyna uniosła głowę i wytrzeszczyła oczy ze strachem. Nie uciekła, tylko przymknęła powieki, czekając na uderzenie.

Draco wpadł na jej miotłę, odpychając ją mocno w bok. Hermiona straciła równowagę, ale blondyn był na to przygotowany. Trzymał dziewczynę mocno, by nie spadła z miotły i osłonił przed tłuczkiem, wystawiając na atak swoje plecy. Piłka minęła ich o kilka cali.

Hermiona, drżąc, odsunęła się od Malfoya i spojrzała prosto w jego szare tęczówki ze strachem. Dotknęła jego pleców, ale chłopak odetchnął i potrząsnął głową na znak, że nic mu się nie stało. Po chwili usłyszeli wściekły głos Dylana, krzyczący na swojego pałkarza.

— Nic ci nie jest? — zapytał Draco, przyglądając się jej bladej twarzy. Gryfonka potrząsnęła głową i zaśmiała się cicho.

— To chyba ja powinnam o to zapytać — wyszeptała. — Dzięki, Malfoy. Mogłabym już dzisiaj nie zagrać. Chociaż w sumie nie byłoby dużej straty, co?

Draco westchnął i złapał ją za ramiona, by na niego spojrzała. Zignorował to, że mecz wciąż trwa, a on wisi bezczynnie z Granger w powietrzu. W duchu prosił Merlina, by dał mu jeszcze odrobinę czasu.

— Uspokój się, Granger — mruknął. — To jest tylko cholerna gra, jasne? Przestań słuchać wrzasków Weasleya, tylko rób swoje. Twoim zadaniem jest pomoc MacMillanowi. Bez ciebie może sobie nie poradzić. Jest już zmęczony i mimo wszystko nie jest do końca sprawny. Przestań wszystko analizować. Dasz sobie radę — Draco nie wiedział, czy do desperacja wygranej tak na niego wpłynęła, ale uśmiechnął się do Gryfonki zadziornie, by dodać jej otuchy. — Wierzę w ciebie, Granger. Obiecuję, że złapię znicza najszybciej jak umiem i będzie po wszystkim, ale wytrzymaj jeszcze chwilę i spróbuj wykupić mi odrobinę czasu, w porządku?

Hermiona skinęła sztywno głową. Malfoy puścił jej oczko i odleciał w górę, robiąc kilka popisowych sztuczek. Widownia zaklaskała gromko, a szatynka nabrała w płuca świeżego powietrza. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem i z nową siłą poszukała wzrokiem Erniego.

Miała wrażenie, jakby na nowo odżyła. Malfoy kilkoma zdaniami obudził w niej wolę walki. Ze świstem złapała kafla, który leciał w kierunku jej przeciwnika i pędem wyminęła kilku zawodników, podając do Erniego. Puchon z uśmiechem zdobył kilka kolejnych punktów.

— Hogwart nadrabia! Co za zwrot akcji! — Hermiona uśmiechnęła się na informację komentatora i śmignęła z kaflem pod jednym z zawodników Ilvermorny. Poszukała wzrokiem kolegi z drużyny, ale jego nigdzie nie było.

— Strzelaj, Granger! — zerknęła w górę, gdzie latał Malfoy. Chłopak zachęcająco wskazał na pętle, gdzie czekał już obrońca Ilvermorny.

Szatynka wstrzymała oddech, próbując się skupić. Obrońca pilnował najbliższej obręczy. Hermiona podjęła decyzję i udała, że rzuciła w kierunku środkowej pętli. Tak jak oczekiwała, obrońca rzucił się w kierunku dalszych obręczy. Kafel jednak musnął zaledwie jego palce, przelatując przez pętlę, której wcześniej pilnował. Hermiona zaśmiała się radośnie i odnalazła wzrokiem Malfoya który uśmiechnął się i pokazał jej uniesiony kciuk.

Hermionie udało się zdobyć jeszcze kilka punktów. Wiele z nich miało charakter szczęścia, albo idealnego podania Erniego, ale cieszyło ją to niczym Wybitny z eseju u Snape'a. Nim się obejrzeli, prowadzili dwudziestoma punktami.

Malfoya ucieszył taki obrót sprawy. Zrobił w powietrzu kilka pętli i przeszukał niebo spojrzeniem. Po kilku sekundach jego serce zabiło mocniej. Przy obręczach, nieopodal nogi Weasleya, latała złota piłeczka. Zerknął z niepokojem na Dylana, który po chwili również zwrócił uwagę na złoty błysk. Ich spojrzenia spotkały się na krótko, bo już po chwili oboje pędzili ramię w ramię w kierunku znicza.

Draco przyspieszał swoją miotłę głośno, spróbował odepchnąć przeciwnika, ale Dylan był twardy. On również nie miał zamiaru przegrać. Żaden z nich nie zwolnił, gdy wlecieli pomiędzy członków drużyny. Wszyscy uskakiwali im z drogi pospiesznie. Złoty Znicz był coraz bliżej. Draco wyciągnął z rozpaczą rękę, ale Dylan zrobił to samo. Od piłeczki dzieliło ich kilka stóp.

— Szybciej, Draco! Dasz radę! — głos Granger rozległ się w głowie Malfoya. Przez rozmazany obraz widział, że jego przeciwnik muska palcami znicza. Blondyn wychylił się znad miotły i zacisnął końcówki palców na roztrzepotanej piłeczce, odtrącając rękę przeciwnika w ostatniej chwili.

Trybuny ryknęły radośnie. Do Draco wciąż to nie docierało, ale po chwili zaśmiał się zwycięsko, pokazując wszystkim złotą piłeczkę. Odwrócił się w kierunku swojej drużyny, ale widok przysłoniła mu burza brązowych włosów. Hermiona wpadła na jego miotłę i nim oboje zdążyli zareagować, zarzuciła mu ręce na szyję, przytulając go.

— Wygraliśmy! — zawołała do jego ucha. — Byłeś świetny, Malfoy! Mamy drugie miejsce w tabeli zaraz za Durmstrangiem!

Draco objął ją mocno i roześmiał się, chowając twarz w jej włosach. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę wygrali.

— Dałaś radę, Granger. Byłaś niezła.

W ich kierunku rzuciła się reszta drużyny. Hermiona z rumieńcami odsunęła się od Malfoya i ze śmiechem pozwoliła sprowadzić się w grupowym uścisku na murawę. Na dole czekały już pozostałe drużyny oraz McGonagall, uśmiechająca się do nich przez szklane oczy.

— Moje gratulacje. Wszyscy spisaliście się doskonale. Nagradzam każdego z was pięćdziesięcioma punktami. Panie Malfoy, panu przyznaję siedemdziesiąt. Był pan niesamowity — oznajmiła z dumą i odwróciła się w kierunku trybun, przykładając różdżkę do gardła. Jej wzmocniony głos odbił się po boisku. — Pierwsze zadanie Turnieju Przyjaźni dobiegło końca! Wszystkie drużyny spisały się znakomicie!

Wybuchły oklaski. Hermiona spojrzała na dumnego z siebie Malfoya z uśmiechem.

— Na pierwszym miejscu tabeli z trzema wygranymi ulokował się Durmstrang! — wśród gości wybuchły oklaski. — Zaraz za nimi, drugie miejsce, z dwiema wygranymi zajął Hogwart! Na trzecim miejscu pojawiło się Beauxbatons, a na czwartym Ilvermorny! Podziękujmy jeszcze raz wszystkim zawodnikom za wspaniałą grę!

McGonagall spojrzała na reprezentantów z uśmiechem i skinęła im głową.

— Do kolejnego etapu z każdej szkoły przechodzi już tylko czwórka uczniów. Już za tydzień wyjadą oni do Akademii Magii Beauxbatons, by stanąć przed kolejnym zadaniem. Ten tydzień pozostawiam dla relaksu naszych ciał oraz dusz — poinformowała, a w około rozbrzmiały oklaski.

Do Draco podszedł kapitan Durmstrangu podając mu dłoń.

— Byliście świetni. Co wy na to, by rozegrać z nami mały meczyk? Bardzo żałujemy, że nie mieliśmy okazji się zmierzyć.

Malfoy spojrzał z ukosa na Hermionę. Dziewczyna uśmiechnęła się nerwowo i uniosła ręce w obronnym geście, kręcąc szybko głową.

— Ja w to nie wchodzę — powiedziała szybko, po czym jej oczy się zaświeciły. Spojrzała na Malfoya z zadowoloną miną. — Ale mam lepszy pomysł. Myślę, że wam się spodoba...

Draco patrzył, jak Hermiona oddala się. Po krótkiej chwili wróciła z uśmiechniętą McGonagall. Kobieta skinęła głową na Malfoya.

— Może pan zbierać drużynę, panie Malfoy. Zagracie mecz zamykający.

***

Draco nie wierzył w to, że kiedykolwiek mógłby wyjść na boisko quidditcha u boku z Potterem i jakimkolwiek Weasleyem. Spojrzał na stworzoną przez siebie drużynę i pokręcił głową z niedowierzaniem. Na mecz zamykający postanowił zamienić się rolą z Potterem. On tym razem chciał sprawdzić siebie jako ścigający. U swojego boku miał również Zabiniego jak i Ginny Weasley. Jednym z jego pałkarzy został barczysty Krukon Travis, a drugim odrobinę mniejszy Puchon, którego nazwiska nie pamiętał. Jako obrońcę niechętnie pozostawił, po ostrych naleganiach McGonagall, Rona Weasleya.

Zerknął na trybuny, gdzie siedziała Granger wraz ze znajomymi z Gryffindoru, owinięta flagą z emblematem Hogwartu. To właśnie ona zaproponowała, by Hogwart, jako gospodarze pierwszego zadania, mógł zagrać mecz zamykający z wygraną drużyną.

Gryfonka również na niego spojrzała i uśmiechnęła się nieśmiało. Stanowczo wyglądała lepiej niż podczas pierwszego meczu. Jej twarz nie była już przerażająco blada, a oczy odzyskały kapryśny blask. Draco posłał jej kpiący uśmiech i machnął lekceważąco ręką, dosiadając swojej miotły.

— Coś czuję, że ten mecz przejdzie do historii! — głos komentatora rozbrzmiał po boisku. — Takiego składu Hogwartu nie spodziewał się chyba nikt! Dotychczasowy szukający został zastąpiony przez samego Harry'ego Pottera, a Draco Malfoy objął rolę ścigającego! Mam wrażenie, że nie tylko ja czekam na to, co obaj panowie nam pokażą!

Malfoya przeszedł dreszcz ekscytacji słysząc te słowa. Spojrzał na Blaise'a, który rzucił mu wyzywające spojrzenie i uśmiechnął się pod nosem. Blondyn zacisnął mocniej dłonie na rączce miotły i wystrzelił w powietrze, ustawiając się na pozycji.

Mecz z Durmstrangiem okazał się nie lada wyzwaniem. Mimo wszystko obie drużyny dawały z siebie wszystko. Draco czuł się znakomicie na pozycji ścigającego, choć dopiero teraz odczuwał obolałe mięśnie po całym dniu latania na miotle. Nie zamierzał jednak zwalniać tempa. Wykonywał skomplikowane obroty, zwinne uniki i silne, podkręcane rzuty bez żadnego problemu.

— Draco Malfoy zdobywa kolejny punkt dla Hogwartu! — przez wrzawę oklasków przebił się głos komentatora. — Mimo całego dnia gry, chłopak jest we wspaniałej kondycji! Jestem zaskoczony tym, że zazwyczaj zajmuje inną pozycję, a w tej chwili nie odstaje ani trochę od innych zawodników!

Kafel co chwilę przemieszczał się z zawrotną prędkością między Draco, Zabinim, a Weasley. Blondyn zmuszony był przyznać, że ruda Gryfonka była całkiem niezła. Po każdym podaniu bez problemu omijała zawodników i zwinnie zdobywała punkt za punktem, rzucając Zabiniemu kpiące, wyzywające spojrzenia. Zabini nie był jednak dłużny. Śmiało rywalizował z nią, które z nich zdobędzie większą ilość punktów. Draco od razu zwrócił uwagę na to, że jego przyjaciel wodzi za córką Weasleyów zaintrygowanym wzorkiem. Już w zeszłym roku podejrzewał, że dziewczyna wpadła w jego diabelskie oko.

Cała drużyna, choć bardzo się różniła od siebie na ziemi, w powietrzu dogadywała się doskonale. Każdy z zawodników idealnie spełniał swoje zadanie, z czego Draco był wyjątkowo dumny. Z zadowoleniem obserwował grę swoich graczy i miał nadzieję, że ten mecz okaże się najbardziej widowiskowy z wszystkich.

W pewnym momencie z trybun podniósł się krzyk. Draco rozejrzał się i ze ściśniętym sercem ujrzał Pottera pędzącego w kierunku znicza. Złota piłeczka znajdowała się tuż nad ziemią, czym groziło rozbicie.

— Dalej, Potter. Nie spieprz tego — mruknął cicho do siebie Malfoy, po czym wystrzelił w górę głośno krzycząc, gdy Gryfon złapał znicza, ledwie unikając uderzenia w ziemię.

Mecz zakończył się wygraną Hogwartu po długiej, ostrej rozgrywce. Draco uścisnął kolegów z drużyny, omijając Rona, a następnie pogratulował swoim przeciwnikom. Oni wyglądali na równie zadowolonych, co zmęczonych. Kapitan Durmstrangu poklepał go przyjacielsko po ramieniu, dziękując za doskonały mecz i machnął na swoją drużynę, ruszając do szatni.

— Dzięki, chłopaki. I Weasley — powiedział ze zmęczeniem i posłał kpiący uśmiech Ginny. — Spisaliście się. Stawiam Ognistą dla wszystkich. Idźcie się przebrać.

Drużyna Hogwartu zaklaskała głośno i ruszyła wspólnie do szatni. Draco machnął do Zabiniego, by poszedł z nimi, a sam zerknął na trybuny, szukając wzrokiem Granger. Był ciekaw jej reakcji. Gdy w końcu udało mu się ją zlokalizować wśród zmierzających do wyjścia uczniów, zalała go fala oburzenia. Hermiona nie zwracała uwagi na to, co dzieje się wokoło niej. Rozmawiała wesoło z nachylonym w jej kierunku Dylanem, który najwyraźniej zabawiał ją jakimś dowcipem.

W pewnym momencie ciemnowłosy spojrzał w kierunku Draco. Uśmiechnął się i pomachał do niego wesoło. Hermiona podążyła za jego spojrzeniem i również jej wargi rozjaśnił uśmiech. Po chwili powiedziała coś do chłopaka i oboje zeszli z trybun, stając przed Malfoyem.

— Chyba połączenie graczy z różnych domów nie było takie złe, co? — Hermiona spojrzała na Draco z satysfakcją. — Może nie jestem zawodowym graczem, ale potrafię ocenić, kto gra dobrze. Cała drużyna była fantastyczna.

— Hermiona ma rację. Hogwart posiada uzdolnionych graczy — zgodził się z dziewczyną Dylan i objął ją ramieniem, na co Draco zwęził groźnie powieki. — Może będziesz miał ochotę porzucać trochę kaflem z Hermioną i ze mną?

— Granger nie wejdzie z własnej woli na miotłę — brew Malfoya powędrowała w górę. — Chyba, że w ciągu godziny zdążyło się coś zmienić.

Hermiona zmieszała się. Draco prychnął kpiąco, ale nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo na Gryfonkę rzuciła się podekscytowana Ginny, piszcząc jej do ucha. Zaraz za nią pojawił się również Potter.

— Wygraliśmy, Hermiono! Roznieśliśmy ich! — krzyknął Harry radośnie. — Tak się cieszę, że zaproponowałaś McGonagall ten mecz!

— Jestem z was dumna — Hermiona uściskała przyjaciół. Po chwili odsunęła ich od siebie i wskazała na stojącego obok cicho Dylana. — Poznajcie Dylana.

— Cześć — ciemnowłosy uśmiechnął się czarująco. Oczy Ginny zabłysły, gdy uścisnęła jego dłoń.

— Miło cię poznać — zarzuciła rudymi włosami. Jej brązowe oczy z ciekawością lustrowały przystojną twarz bruneta — Ty również grałeś bardzo dobrze. Szkoda, że nie wygraliście z Durmstangiem.

Draco z niechęcią obserwował, jak Gryfoni pogrążają się w ożywionej dyskusji z Dylanem. Nie mogąc dłużej ich słuchać, bez słowa ich ominął, zmierzając do szatni, odprowadzony przez wciąż krzyczącą jego nazwisko widownię.

***

— Wyglądasz mało zachęcająco — Draco westchnął, gdy obok niego na murku usiadł Blaise. Mulat wyszczerzył się drwiąco. — Nawet twoje boskie platynowe włoski jakoś oklapły. Czyżby skute lodem serduszko Draco Malfoya cierpiało?

— Czy ty zamykasz się chociaż na chwilę, Zabini? — Draco zmierzył przyjaciela ostrym spojrzeniem.

— Nie mogę patrzeć jak się snujesz. Jesteś dla mnie jak brat. Kocham cię! — Blaise złapał teatralnie za swoją pierś. Po chwili położył dłoń na ramieniu blondyna. — Draco, wiem, że to dla ciebie pierwszy raz, ale przejdziemy przez ten ciężki dla ciebie okres wspólnie.

— Możesz sobie odpuścić, Zabini? Ryzykujesz utratą życia...

— Ale mój dyniowy paszteciku! — Blaise'a warga zadrżała z przejęcia, ale ciemne oczy świeciły diabelsko z rozbawienia. — To, że Hermiona woli innego, nie znaczy żebyś się od razu załamywał! Od tygodnia chodzisz obrażony na cały świat i nawet nie masz apetytu!

— Jeżeli myślisz, że to przez Granger... — Draco warknął, a po chwili zacisnął pięści. Przez błonia właśnie spacerowała Hermiona wraz z Dylanem. Dziewczyna uśmiechała się promiennie w kierunku chłopaka. Blaise włożył pięść do ust, aby powstrzymać śmiech na widok reakcji przyjaciela.

— Oczywiście, że to nie z jej powodu — prychnął kpiąco. Po chwili on również się skrzywił, gdy do Hermiony podbiegła Ginny. Rudowłosa złapała Dylana pod ramię, śmiejąc się, na co Blaise syknął. — W porządku, ten chłopaczek za bardzo się panoszy po naszej szkole. Chyba powinniśmy mu przedstawić kilka spraw w bardzo prosty sposób...

— Spokojnie, Blaise — uspokoił przyjaciela Draco. — Dzisiaj McGonagall ogłosi, kto z nas przechodzi do kolejnego etapu. Możliwe, że pozbędziemy się go już niedługo...

*

— Gratuluję wszystkim uczestnikom turnieju, oraz życzę powodzenia w kolejnych zadaniach. Zaszczytem było was gościć w Hogwarcie. Żywię nadzieję, że powiążecie naszą szkołę z dobrymi wspomnieniami na lata — McGonagall poczekała, aż oklaski ucichną i uśmiechnęła się w kierunku delegacji z innych szkół. Draco skrzywił się, widząc jak Hermiona oklaskuje gorliwie Dylana, szeroko się do niego uśmiechając. Ślizgon wiedział, że jego nadzieje odnośnie pozbycia się chłopaka spełzną na niczym. Nawet on dostrzegł, że był najlepszy spośród reprezentantów Ilvermorny.

— Teraz nasza kolej — szepnął podekscytowany Weasley, na co Malfoy przewrócił oczami i pokręcił głową zirytowany. Miał nadzieję, że chociaż rudzielec nie przejdzie do kolejnego etapu.

— Hogwart w dalszym ciągu reprezentować będzie... — dyrektorka zatrzymała się i omiotła surowym spojrzeniem reprezentantów. Po chwili kącik jej ust uniósł się nieznacznie. — Z najwyższą oceną sędziów Draco Malfoy, a zaraz za nim Ronald Weasley, Hermiona Granger oraz Pansy Parkinson. Mam nadzieję, że z równą godnością poradzicie sobie w kolejnym zadaniu. Reprezentanci wyruszą wraz z uczniami z Beauxbatons już za godzinę, a delegacja z Hogwartu przybędzie jutro, zaraz na kolejne zadanie.

Draco wytrzeszczył oczy zaskoczony. Nie spodziewał się najwyższego notowania. Po chwili uśmiechnął się triumfująco, gdy kilku kolegów ze Slytherinu poklepało go po plecach z głośnymi okrzykami. Ślizgon zerknął na równie zaskoczoną Granger oraz Weasleya. Rudzielec dostał prawie ślinotoku ze złości. Szatynka natomiast wpatrywała się w dyrektorkę, jakby nie mogła uwierzyć w jej słowa.

— A co z tobą?! — oburzyła się głośno i spojrzała na stojącego obok niej Erniego ze złością. — Przecież byłeś lepszy ode mnie pod każdym względem! Dlaczego nie przeszedłeś dalej?!

— Nie jestem gotowy, by stanąć przed drugim zadaniem — westchnął Puchon i uśmiechnął się smutno. — Mimo, że pani Pomfrey zajęła się moim ramieniem, wciąż boli mnie głowa. W pewnym momencie oberwałem nieźle od Pansy. W każdym razie nie mogę ryzykować udziałem w turnieju, ale dziękuję, że tak się o mnie troszczysz, Hermiono. To bardzo miłe.

— A co z Padmą?! Przecież ona również była lepsza! Parkinson chyba tylko raz jakimś cudem trafiła w tłuczka!

Hermiona nie kryła oburzenia. Nie mogła uwierzyć, że Ślizgonka bez większych trudności, niesprawiedliwie zakwalifikowała się do dalszej części turnieju. Ernie rozejrzał się niespokojnie na boki i pochylił w kierunku Gryfonki.

— Padma osobiście poszła do McGonagall — szepnął chłopak. — Podobno błagała, by mogła zrezygnować z udziału w turnieju. Ponoć po pierwszym zadaniu dostała jakiejś depresji. Może nie wytrzymała również nałożonej presji. Ktoś mi kiedyś wspominał, że Patil chodzi co jakiś czas do Skrzydła Szpitalnego po silne eliksiry uspokajające. Słyszałem też, że ją szantażowali, by zrezygnowała, ale to mogą być tylko plotki.

Hermiona skinęła głową i westchnęła ciężko. Do niej również docierały nieprzyjemne komentarze odnośnie gry podczas pierwszego zadania. Starała się je jednak ignorować. Wiedziała jednak, że nie każdemu przychodzi to tak łatwo.

Zerknęła na zadowolonego z siebie Rona, który zaczął opowiadać pobliskim Gryfonom o tym, jak ciężkim próbom będzie musiał stawić czoła w pozostałych zadaniach. Wyglądało na to, że złość na Malfoya już przeminęła rudzielcowi. Hermiona również przebaczyła przyjacielowi to, jak potraktował ją podczas meczu.

Wypatrzyła w tłumie rozbawionego Harry'ego i wyszczerzyła do niego zęby, posyłając mu przy tym znaczące spojrzenie. Potter zachichotał i uniósł kciuk w górę.

— Chodź, Ron, musimy się spakować — Hermiona chwyciła przyjaciela za łokieć. Gryfon nie wyglądał na zadowolonego. — Muszę zabrać ze sobą kilka przydatnych książek, czyste szaty i...

— Przecież mamy na to całą okrągłą godzinę — jęknął Ron w odpowiedzi i spojrzał na szatynkę z naganą. Po chwili jednak się zmieszał i zarumienił. Hermiona uniosła brew z zaintrygowaniem. Rudzielec ściszył głos. — Jak myślisz? Co powinienem ze sobą zabrać? Chcę wyglądać, no wiesz, cool...

— Może zacznij od zapakowania ze sobą mózgu, Weasley? — odpowiedział mu jadowity głos Draco Malfoya. Ślizgon przysłuchiwał się ich wymianie zdań od samego początku, tylko czekając na okazję, by im dopiec. Stanął obok Gryfonów, mierząc Rona kpiącym spojrzeniem. Weasley zaczerwienił się ze złości, co przyprawiło Malfoyowi na twarzy uśmiech satysfakcji. — Sądzę jednak, że nawet ta papka w twojej głowie niewiele ci pomoże. Chyba musiałbyś zmienić twarz. I nazwisko. Na przykład na tak szlachetne jak moje. Nawet Granger tak uważa. Prawda, Granger?

Hermiona dopiero po chwili zorientowała się, że Malfoy patrzy na nią rozbawiony. Jego oczy błyszczały niczym złośliwe chochliki. Ron również się w nią wpatrywał z oczekiwaniem. Gryfonka otworzyła delikatnie usta, ale jakby zabrakło jej słów. Draco nie czekał dłużej na jej odpowiedź. Rechocząc, udał się w kierunku lochów, uprzednio puszczając Hermionie oczko.

Szatynka zarumieniła się mimowolnie i zignorowała oskarżycielskie spojrzenie Rona. Przeklinając pod nosem Malfoya oraz swoją głupotę, bez słowa wyjaśnienia pociągnęła za sobą przyjaciela do wieży Gryffindoru.

***

— Ron, ja naprawdę tak nie uważam! — syknęła ze złością Hermiona, posyłając przyjacielowi przez ramię zirytowane spojrzenie. Jej dłoń z różdżką, którą akurat lewitowała kufer, zadrgała niebezpiecznie.

— Nie słyszałem, byś zaprzeczyła przy Malfoyu — burknął rudzielec w odpowiedzi.

Hermiona przewróciła oczami i przyspieszyła kroku. Próbowała od godziny wytłumaczyć przyjacielowi całą sytuację. Ronald mimo to wciąż wydawał się obrażony na cały świat. Jego niebieskie oczy skupiły się uparcie na błękitnym, ogromnym powozie, który stał na skraju Zakazanego Lasu. To właśnie tam zmierzali.

— Dobra. Wybaczam ci —powiedział nagle, gdy Hermiona zaczęła wspinać się po wysokich schodkach powozu. Szatynka uniosła brwi zaskoczona, po czym westchnęła cicho z ulgą. Znając Rona, myślała, że będzie się na nią boczył o wiele dłużej.

Powóz należący do Akademii Magii Beauxbatons okazał się, tak jak Hermiona się spodziewała, zaczarowany. W środku nie przypominał zwykłego powozu, a całkiem spory pałacyk. Gryfonka usadowiła się na puchatej ławeczce pod oknem, a obok niej zajął miejsce Ron. Gryfoni rozejrzeli się po powozie oniemiali, podziwiając jego bogate, błyszczące wnętrze. Uczniowie Beauxbatons zachowywali się, jakby każdy z nich od dawna miał w tym pomieszczeniu własny kąt. Hermiona podejrzewała, że francuzi gustują w wygodzie, ale ich powóz przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.

— Proponuję zamknąć usta, frajerzy — miejsce naprzeciwko nich zajął Draco oraz Pansy. Ślizgon niemal natychmiast pstryknął palcami, a w jego dłoni zmaterializował się kryształowy kieliszek z wodą. — Od razu rzuca się w oczy, że brak wam kasy. Ci wszyscy francuzi są nadziani.

Hermiona zarumieniła się, gdy drwiący wzrok blondyna spoczął na dłuższą chwilę na jej zaskoczonej twarzy. Mogła się spodziewać, że na Malfoyu magiczny powóz nie zrobi wrażenia. W końcu w jego rodzinie od pokoleń króluje arystokracja i przepych. Mogła jedynie się zastanawiać, ile takich powozów mają rodzice Dracona. Ron natomiast, dla którego pieniądze od zawsze były drażliwym tematem, poruszył się niespokojnie. Posłał Ślizgonowi znienawidzone spojrzenie, a jego uszy przybrały kolor dorodnego pomidora.

— Zakochałeś się, Malfoy? — syknął, szczerząc zęby.

— Przykro mi, ale nie jesteś w moim typie, Weasley — Draco zmierzył rudzielca krytycznym spojrzeniem od stóp do głów. — Masz krzywe owłosione nogi, brzydką twarz i niewiele wspólnego z mózgiem.

— Nie możesz się od nas odwalić i usiąść po drugiej stronie powozu?! Nie mam ochoty oglądać twojej obleśnej gęby przez całą podróż!

— Ciesz się, że nie masz naprzeciwko siebie lustra — Draco skrzywił się złośliwie.

Hermiona westchnęła i spojrzała przez okno. Ze zgrozą pomyślała o tym, ile czasu miała trwać ich podróż. Cieszyła się, że nie lecą na przykład do Japonii. Tego mógłby nie przeżyć żaden pasażer.

Ku zaskoczeniu Hermiony, Ron i Malfoy po krótkiej wymianie złośliwości zamilkli. Ron uparcie wpatrywał się w okno, a Malfoy wdał się w rozmowę z Pansy. Hermiona, czując, że sytuacja się uspokoiła, wyciągnęła z torby książkę, pogrążając się w lekturze. Jej oczy przesuwały się po tekście, ale mimowolnie przysłuchiwała się rozmowie Ślizgonów. Po chwili zdała sobie sprawę, że co rusz zerka na Malfoya, przyglądając się jego przystojnej twarzy. Blondyn miał uroczy nawyk poprawiania sobie platynowej grzywki, gdy jakiś kosmyk opadał na czoło. W pewnym momencie Draco również na nią spojrzał i posłał jej drwiący uśmiech.

Hermiona szybko ukryła się za książką, wciągając ze wstydem powietrze. Przez kilka kolejnych minut czuła palące spojrzenie chłopaka na sobie, co przyprawiło ją o szybsze bicie serca i skręcanie w żołądku. Może jej się tylko wydawało, ale gdy w końcu znowu postanowiła na niego spojrzeć, Malfoy wyglądał na szalenie z siebie zadowolonego.

Po dwóch godzinach podróży szatynka ziewnęła delikatnie i spojrzała za okno. Z zadowoleniem odkryła, że zbliżają się do końca podróży. Tak często bywała z rodzicami na wakacjach we Francji, że bez problemu rozpoznawała jeden z ulubionych krajobrazów. Spojrzała z szerokim uśmiechem na Rona, ale jej przyjaciel spał w najlepsze, trzymając w ręku niedojedzone ciastko. Hermiona pokręciła głową z uśmiechem i przeniosła wzrok na Ślizgonów.

Zagryzła dolną wargę widząc, że Draco również spał, tyle, że oparty głową o ramię Parkinson. Grzywka opadła blondynowi na powieki, a usta miał delikatnie rozchylone. Hermiona powstrzymała odruch poprawienia jego włosów i dotknięcia opuszkami palców jego delikatnego zarostu na policzkach. Przygryzła wargę jeszcze mocniej, gdy zrobiła to za nią Ślizgonka. Pansy niemal z czułością pogłaskała kolegę po twarzy i uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem. Po chwili złapała za jego dłoń, złączając ich palce. W Hermionie wrzało. Zmrużyła niechętnie powieki ze złością, licząc na to, że Malfoy wkrótce się obudzi.

Jakby słysząc jej prośbę, powozem zatrząsnęło, a blondyn uniósł do góry głowę, rozglądając się na boki zdezorientowany. Po paru sekundach zorientował się, gdzie się znajduje i przeciągnął się, a następnie nonszalancko przeczesał dłonią włosy. Spojrzał na Hermionę i uśmiechnął się czarująco, ale Gryfonka zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.

Draco uniósł brew, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo powóz z lekkim uderzeniem opadł na ziemię i zahamował gwałtownie. Hermiona, która wstała z miejsca, zachwiała się i wpadła na kolana Ślizgona. Spojrzała na niego ze strachem, jednak Malfoy chwycił ją mocno w talii. Jego szare oczy błyszczały kpiąco. Próbowała wyrwać się z jego uścisku, ale nie chciał jej puścić. Pansy prychnęła z oburzeniem, a Ron, który akurat się obudził, obserwował tą scenę zdębiały.

— Skoro tak bardzo chciałaś usiąść mi na kolanach, mogłaś powiedzieć — szepnął Draco do ucha Hermiony. Szatynka zadrżała pod wpływem jego oddechu na swoim karku. Korzystając z tego, że Ślizgon poluźnił uścisk, szybko zerwała się z miejsca, chowając twarz za kurtyną włosów.

W tym momencie otworzyły się również drzwi powozu. Hermiona odetchnęła z ulgą. Uczniowie Beauxbatons wyszli na zewnątrz, a hogwartczycy podążyli za nimi. Stanęli przy madame Maxime, oraz niewysokiej dziewczynie, która uśmiechnęła się do nich przyjaźnie. Ubrana była w błękitną szatę z emblematem dwóch skrzyżowanych różdżek na piersiach.

— Elenore, zaprowadź proszę naszych gości do pokoi. Zapoznaj ich również z zamkiem — zaszczebiotała po francusku madame Maxime, a po chwili zwróciła się w kierunku reprezentantów Hogwartu z uśmiechem. — Czujcie się jak u siebie w domu. Gdybyście czegoś potrzebowali, zwróćcie się do Elenore. Miłego dnia wam życzę.

Elenore zaprowadziła ich do dwóch przestronnych, bogato zaopatrzonych pokoi. Oba pomieszczenia były urządzone w pastelowych barwach z przewagą błękitu oraz złota. Po dwóch różnych stronach stały ogromne łóżka z baldachimem, a pod ścianami stały potężne, jasne szafy ze złotymi zdobieniami, a także piętrzące się po sufit regały z książkami. W każdym z pokoi był również niewielki barek zaopatrzony w wino skrzatów oraz magiczna lodóweczka. Hermiona była zachwycona. Z fascynacją zdążyła już pochłonąć tytuły książek na błyszczących okładkach. Z niezadowoleniem jednak przyjęła, że przez ten krótki czas będzie zmuszona dzielić pokój z Parkinson. Ślizgonka również nie wydawała się zachwycona tym faktem.

— Postawmy sprawę jasno, szlamo — zaczęła ze złością Pansy, gdy Elenore wyszła. — Nie życzę sobie, żebyś właziła ze swoim szlamem na moją połowę pokoju, jasne?

— A ty, mopsie, nie próbuj nawet nic dotykać po mojej części — warknęła Hermiona, kładąc kufer na łóżko. Rozejrzała się z zaciekawieniem, planując szybko się rozgościć. W planach miała również wyczarować magiczną linię przedzielającą pokój, by zyskać chociaż odrobinę intymności.

— Nie dotknęłabym niczego, czym mogłabym się od ciebie zarazić, szlamo.

— A szkoda, może wtedy udałoby ci się w końcu otrzymać coś takiego jak mózg, pusta idiotko — odgryzła się Gryfonka z kpiącym uśmiechem.

— Słuchaj, Granger — Policzki Pansy zrobiły się czerwone ze złości. — Jeżeli choćby zobaczę jakiś twój obrzydliwy kłak na mojej połowie, to...

— Rzucisz się z wieży astronomicznej? — Hermiona uśmiechnęła się słodko.

— Jesteś bardzo pewna siebie jak na mugola. Nie zapominaj kim jesteś, Granger — wycedziła Parkinson i zmierzyła ją kpiącym wzrokiem. Po chwili podeszła bliżej, a w jej oczach zapłonęła nienawiść. — Poza tym, trzymaj się od Draco z daleka. Widzę, jak na niego patrzysz. On nigdy nie zainteresuje się kimś takim jak ty. Może najwyżej się tobą zabawi.

Hermiona uniosła brwi do góry, po czym roześmiała się i pokręciła z niedowierzaniem głową. W środku niej emocje szalały. Głos trząsł się jej okropnie, gdy zwróciła się do Ślizgonki ze złością.

— Nie jestem taka głupia jak ty, Parkinson — warknęła. — A teraz wybacz, ale nie mam ochoty przebywać w twoim towarzystwie dłużej, niż jestem do tego zmuszona.

I wyszła z pokoju, trzaskając ze złością drzwiami. Walczyła dzielnie ze łzami wściekłości i upokorzenia, wychodząc na dziedziniec. Szła tak szybko, że obijała się o niezadowolonych uczniów. W końcu ktoś złapał ją za ramiona, doprowadzając do porządku. Spojrzała prosto w niebieskie oczy Rona.

— Hermiona? Nic ci nie jest? — zapytał rudzielec z troską, widząc jej czerwoną twarz. — Właśnie do ciebie szedłem. Ta szkoła to taki kolorowy, błyszczący labirynt. Mógłbym przysiąc, że widziałem latające wróżki z takimi maleńkimi skrzydełkami...

— Dlaczego mnie to spotkało?! — zawyła, ignorując przyjaciela. — Nie mogłam trafić gorzej, Ron! Jestem w pokoju z Parkinson! Ta mała... ta mała lafirynda zapewne nie dość, że zabałagani pokój swoimi kiczowatymi szmatami, to jeszcze zrobi wszystko, bym nie mogła spokojnie spać! Ona jest nienormalna! Pewnie nocami odmawia jakieś modły do Malfoya!

Ron uniósł do góry brew z rozbawieniem i zarechotał.

— Chcesz się założyć, kto ma gorzej? — zapytał, a jego uśmiech zmizerniał.

— Nie mów, że ty... jesteś w pokoju z Malfoyem? — Hermiona przyjrzała mu się ze współczuciem.

— Dokładnie tak — Ron skinął głową z niechęcią. — Jakoś nie czuję się zbyt pewnie z tym, że muszę dzielić pokój z tą podłą fretką. Może w nocy mu odbije i się na mnie rzuci? Kto wie, co mu chodzi po tej platynowej głowie...

— Bardziej obawiam się tego, że się nawzajem pozabijacie — Hermiona zachichotała, myśląc o tym, jak Draco Malfoy próbuje wejść w nocy do łóżka Rona. Po chwili dostała ataku śmiechu.

— Tak na poważnie, mam zamiar wracać do tamtego pokoju w ostateczności — Ron szturchnął Hermionę łokciem, by się uspokoiła. — Nie wiem, co gorsze. Zapas żelu do włosów porozrzucany po całej podłodze, jego nieśmieszne żarty dwadzieścia cztery godziny na dobę, czy sprowadzane do pokoju dziewczyny. A znając Malfoya, kilka takich będzie.

— Daj spokój, raczej nie będzie tego robił — odpowiedziała Hermiona, robiąc niezadowoloną minę. Na samą myśl, że Malfoy miałby obmacywać jakąś dziewczynę, zrobiło jej się z niewiadomych przyczyn przykro. — W końcu mógłby mieć problemy, gdyby ktoś się dowiedział. Zresztą naprawdę myślisz, że on taki jest?

— Nie wierzę, że o to pytasz, Hermiona — Ron zrobił niedowierzającą minę. — Mówisz, jakbyś nie znała Malfoya. Tego kretyna bawi, że dziewczyny wskakują mu do łóżka. Nie mam jednak pojęcia, co widzą w jego szczurzej gębie...

Hermiona zachichotała nerwowo na słowa przyjaciela, powodując na jego twarzy zadowolony uśmiech. Ona również zastanawiała się kiedyś, co dziewczyny widzą w chamskim i cynicznym Ślizgonie. Przekonała się jednak, że gdy Malfoy chciał, potrafił być niesamowicie przekonujący i uroczy. Miał słodki uśmiech, hipnotyzujące oczy oraz wyjątkowo pewny siebie urok osobisty. Nawet Hermiona czasami zapominała przy nim jak się oddycha. Szczególnie, gdy ją dotykał, albo jego twarz znajdowała się naprawdę blisko jej twarzy. Nie miała jednak zamiaru mówić o tym przyjacielowi.

— Chcesz obejrzeć zamek? — wyrwał ją z rozmyślań Ron.

Pokiwała szybko głową, pozwalając przyjacielowi prowadzić się w kierunku kolorowych błoni. Przez kilka godzin spacerowali wspólnie wokół ładnego, zadbanego zamku. Był o wiele mniejszy od Hogwartu, ale na pewno bardziej zadbany. Prawie każdy zakątek budynku błyszczał, fontanny wokół były pozłacane, a woda tryskająca z nich mieniła się różnymi barwami niczym tęcza. Nawet uczniowie wydawali się łudząco podobni do wróżek, które opisywał jej wcześniej Ron. Hermiona miała wrażenie, że trafiła do wyimaginowanego świata, o jakim w dzieciństwie czytali jej rodzice do snu.

W pewnym momencie Gryfoni stanęli obok grupki mężczyzn, stłoczonej ciasno wokół kilku ładnych dziewcząt o srebrzystych włosach. Uczennice Beauxbatons chichotały perliście i wdzięcznie machały włosami, zachęcając wzrokiem pobliskich chłopaków do rozmów. Ronaldowi zaświeciły się oczy, gdy przecisnął się przez tłum, dołączając do ogólnych zachwytów. Hermiona prychnęła cicho, orientując się, co jest grane. Wile były bardzo popularne we Francji, o czym chłopcy najwyraźniej sobie przypomnieli. Rozpoznała w tłumie szaty Durmstrangu oraz Ilvermorny, jednak nie dostrzegła wśród nich Dylana. Po Malfoyu również nie było śladu.

— Ron, idziemy dalej? Nie widzieliśmy jeszcze biblioteki — pociągnęła przyjaciela za szatę. Rudzielec spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem.

— Jasne, dołączę do ciebie za pięć minut, okej? Strasznie zgłodniałem — i nie czekając na odpowiedź przyjaciółki, powrócił do tłumu gapiów, wyciągając w kierunku wdzięczących się dziewcząt dłonie. Po chwili Hermiona usłyszała, jak chwali się przed nimi swoimi osiągnięciami gracza w quidditcha godnymi reprezentanta kraju.

Szatynka wykrzywiła się z niesmakiem, jednak nie podjęła próby wyciągnięcia z tłumu przyjaciela. Zamiast tego postanowiła samotnie kontynuować zwiedzanie. Ruszyła kamienną dróżką pomiędzy pachnącymi krzewami z kwitnącymi niesamowicie niebieskimi różami. Ich woń przyjemnie owiewała jej myśli.

Po pięciu minutach znalazła się w pięknym różanym ogrodzie. Rozejrzała się po nim z zachwytem. Chciała usiąść na kamiennej ławeczce, ale usłyszała stłumione chichoty. Spojrzała w kierunku postawnego drzewa i zwęziła oczy ze złością. O pień drzewa stał oparty Draco Malfoy, otoczony kilkoma dziewczynami. W jednej z nich Hermiona rozpoznała Olivię, reprezentantkę Beauxbatons. Dziewczyna uśmiechała się do blondyna słodko. Draco trzymał dłoń na jej biodrze, a drugą ręką nawijał na palec jej włosy, co rozzłościło Hermionę jeszcze bardziej.

— Draco jest cudowni chłopak — szczebiotała łamanym angielskim do swoich koleżanek. — Potrafi niesamowici latać na miotła. Poza tym, jest taki przystojni. On w 'Ogwart jest najlepsi z wszystki chłopaki.

Hermiona prychnęła na widok zadowolonej miny Draco. Chciała po prostu odejść, ale blondyn spojrzał w jej kierunku. Jego oczy rozbłysły z triumfem. Objął stojącą obok Olivię w talii i pociągnął w stronę Hermiony. Gryfonka zmierzyła parę niechętnym spojrzeniem, gdy stanęli naprzeciwko niej.

— Pamiętasz Olivię, Granger? — zapytał kpiąco, obserwując uważnie zmieniającą się minę Gryfonki. — Była tak miła, że zaproponowała mi zwiedzanie szkoły.

— Nie miałyśmy okazji się poznać, niestety — syknęła w odpowiedzi Hermiona, uśmiechając się do dziewczyny sztucznie. — Bawcie się dobrze. Mam coś do załatwienia.

Odwróciła się na pięcie, odchodząc szybko. Usłyszała za sobą, jak Malfoy mówi coś do dziewczyny, a po chwili zrównał z nią krok. Hermiona zamierzała go jednak ignorować.

— Zwolnij, Granger. Mam sprawę — złapał za jej nadgarstek i odwrócił szatynkę w swoją stronę jednym krótkim ruchem. Hermiona spojrzała na niego ze złością. — Musimy pogadać.

— Ja nic nie muszę. A już na pewno nie z tobą, Malfoy — warknęła z zamiarem wyrwania się z jego uścisku. Chłopak jednak nic sobie z tego nie robiąc, popchnął ją delikatnie na najbliższe drzewo.

Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy Draco oparł dłonie o drzewo po obu stronach jej głowy i nachylił się w kierunku jej twarzy. Zadrżała, gdy jego ciało przycisnęło ją delikatnie, aczkolwiek pewnie do pnia. Oddychała ciężko, a serce gwałtownie uderzało o jej pierś.

— Wiem, jakie będzie drugie zadanie — Draco wyszeptał to zdanie w jej usta. Hermiona zamarła, patrząc na niego z oczekiwaniem. — Nic trudnego. Zostaniemy podzieleni w pary i będziemy musieli stworzyć eliksir śmiechu. Nic prostszego, prawda?

— Skąd... skąd wiesz? — również wyszeptała.

Draco uśmiechnął się szarmancko i pogłaskał czule jej policzek.

— Wybacz, Granger, ale istnieje taka zasada, by nie zdradzać swoich źródeł. Najważniejsze, że wiesz, co będzie nas czekało, prawda?

— Ach, to pewnie twoja nowa koleżanka Olivia, co? — zapytała kpiąco, uśmiechając się sztucznie. Draco uśmiechnął się z satysfakcją słysząc jej ociekający zazdrością głos. — Powiedziała ci to, nim pokazałeś jej swoją sypialnię, czy zaraz po tym?

— Jesteś zazdrosna, Granger? — zapytał złośliwie. — Skoro nie chcesz, bym pokazywał innym kobietom swoją sypialnię, to może powinienem pokazać ją tobie, co?

— Ty... jesteś dupkiem, Malfoy — odepchnęła go od siebie ze złością. Czuła, że jej policzki płoną żywym ogniem. — I nigdy nie byłabym zazdrosna o takiego karalucha!

I nie zwracając uwagi na jego triumfującą minę, ruszyła w kierunku swojego pokoju. Zignorowała również Rona, który biegł w jej stronę, najwidoczniej uwolnionego już spod zaklęcia wili. Wpadła do swojego pokoju, a po krótkiej chwili leżała już w łóżku, zapominając nawet o Parkinson. Na jej nieszczęście, Draco Malfoy nie dał jej spokoju również w snach...

CDN.

__________________

Ludzie!
Wiem, że nie było mnie tutaj mega długo, wybaczcie! W sumie chyba za każdym razem mówię tak samo...
Dalsza część pojawi się za parę dni, muszę ją jeszcze dopieścić. Ostatecznie wyszło mi 86 stron worda, więc trochę przesadziłam z całością xD

Całuje wszystkie moje Ziemniaczki! Do zobaczenia!
Ayaka ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro