Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miniaturka 29. Rytuał

Miniaturka dla  maddie113m. Mam nadzieję, że przypadnie co niektórym do gustu!

_________________

- Hermiona! Hermiona, obudź się!

Hermiona uniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej, a po ciele spłynęło jej kilka pojedynczych strużek potu. Rozejrzała się wokoło ze strachem, jakby ktoś miał ją nagle zaatakować. Niemalże podskoczyła, gdy natrafiła na brązowe oczy swojej najlepszej przyjaciółki – Ginny.

- C-co... się dzieje? – wymamrotała.

- Krzyczałaś przez sen. Ponownie. Co się z tobą ostatnio dzieje? – Ginny wyglądała na przerażoną stanem szatynki. Nic dziwnego. Hermiona wyglądała niczym śmierć. Blada, z opadniętymi policzkami, suchymi wargami i podpuchniętymi oczami.

- Ostatnio mam... dziwne sny. Widzę w nich Voldemorta, woła mnie... Ginny, nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale mam już naprawdę tego dosyć...

Rudowłosa osóbka spojrzała na nią współczująco i objęła przyjacielskim gestem. Nie wypuszczając jej z objęć, wyszeptała:

- Już po wszystkim, Hermiono. Wojna się skończyła, jesteśmy bezpieczni.

- Wiem, ja tylko... Nie mogę w to uwierzyć, tyle przeszliśmy wspólnie... Harry i Ron...

- Wiem, że ci ich brakuje. Jednak to tylko kilka miesięcy, a spotkamy się z nimi ponownie. Potem już tylko będziemy marudzić, że widujemy ich na co dzień.

Hermiona uśmiechnęła się krzywo, ale przytaknęła potwierdzająco głową. Przebywała już w Hogwarcie od prawie dwóch miesięcy, ale to nie było to samo. Po wojnie postanowiła skończyć szkołę, co kończyło się tym, że była na równoległym roku z Ginny. Wszystko by było w jak najlepszym porządku, gdyby Harry wraz z Ronem zdecydowali się również wrócić do szkoły, ale niestety. Pod koniec wakacji oświadczyli jej, że dostali propozycję pracy w Biurze Aurorów.

- Może masz rację. Ostatni rok, jesteśmy same, bez chodzących za nami chłopaków. Powinnyśmy to wykorzystać.

- Dokładnie tak! Dobrze kombinujesz, Herm! Co się stanie w Hogwarcie, w Hogwarcie pozostaje!

Starsza z Gryfonek spojrzała za okno, przez które zaczęły powoli wpływać promienie słoneczne. Na całe szczęście nadchodził ranek, ponieważ nie wyobrażała sobie powrotu do snu. Każdej nocy bała się zasnąć, gdyż bała się ponownie ujrzeć potworną twarz, która już od miesięcy ją nawiedzała.

Dziewczyny skorzystały z porannej toalety i zeszły wspólnie na śniadanie, siadając przy stole Gryffindoru. Niewielu uczniów z rocznika Hermiony powróciło do szkoły po wojnie, ale była grupka tych, z którymi kiedyś miała dosyć bliski kontakt.

Teraz jednak wiele się zmieniło.

Nie potrafiła się odnaleźć wśród znajomych. Ciągle chodziła zamyślona, często nawet odpływała myślami podczas lekcji. Nie miała pojęcia, czy to brak przyjaciół jej tak doskwierał, czy niepokojące wydarzenia, które miały miejsce w ostatnim czasie.

Złapała automatycznie za prawy nadgarstek, ściskając go z rosnącym niepokojem. Miała wrażenie, że blizna wyryta na jej nadgarstku potwornie piecze i promieniuje. Właściwie nie znała przyczyny jej powstania. Podczas wojny przebywała w dworze Malfoyów, gdzie była w okrutny sposób torturowana, dopóki nie spotkała JEGO. Lorda Voldemorta, który wtedy patrzył na nią w taki nieodgadniony sposób.

To właśnie w tamtym czasie powstała ta blizna. Miała nadzieję, że zniknie, ale jej działanie nasiliło się po jego śmierci. Czytała o różnych bliznach i znamionach w tysiącach książek, lecz żadna nie przyniosła żadnych informacji na ten temat.

- Znowu cię boli? – usłyszała cichy szept.

- Tak, chyba już wiem, jak czuł się Harry...

Ginny uśmiechnęła się do niej krzywo i pokręciła z niedowierzaniem głową.

- Daj spokój, przecież nie może być tak źle! Przynajmniej nie kontaktujesz się z Voldemortem, jak to było w jego przypadku.

Hermiona odwzajemniła nerwowo uśmiech, ale czuła, że pobladła. Ginny nie zdawała sobie nawet sprawy, jak bliska była odpowiedzi. Szatynka tak właściwie sama nie wiedziała dlaczego sny z Voldemortem ją nawiedzały, a blizna na samo wspomnienie o nim zaczynała piec, ale miała tylko nadzieję, że nie poszła w ślady Harry'ego.

Tylko, że... Voldemort już nie żyje, prawda?

- Hermiono, ja... muszę coś załatwić! Spotkamy się później, kochana, dobrze? – Ginny gwałtownie wstała, patrząc ponad głowami uczniów w jakiś punkt. Hermiona, wyrwana z ponurych myśli, spojrzała na nią zaskoczona.

- W porządku... - odpowiedziała cicho, lecz jej przyjaciółka nie mogła już jej usłyszeć.

Spojrzała na ogniste włosy w zamyśleniu, odprowadzając ją wzrokiem aż do wrót Wielkiej Sali. Właściwie, to powinna już przyzwyczaić się do jej nagłych wyjść, czy późnych powrotów. Ginny już od jakiegoś czasu zachowywała się dziwnie. Potrafiła zniknąć nawet na całe dnie i wrócić dopiero nocą, jak gdyby nigdy nic.

Miała nadzieję, że chociaż w niej będzie miała wsparcie, ale nawet z myślą, że Ginny jest w szkole, wciąż czuła się samotna.

Z westchnięciem zabrała się za resztę śniadania, choć głód nie doskwierał jej od długiego czasu. Jednak miała świadomość, że musi się jakoś odżywiać, nawet, jeżeli nie było jej to zbytnio potrzebne do życia.

Godryku, od kiedy zrobiła się takim marnym cieniem samej siebie?

Po skończonym śniadaniu, albo chociaż maleńkiej jego części, zabrała swoją torbę i ruszyła samotnie do wyjścia z Wielkiej Sali. Jej myśli odpłynęły przed siebie swobodnie, pozwalając na chwilę odpoczynku.

Nie na długo jednak było jej dane, by odpocząć, gdyż uderzyła w kogoś z impetem, prawie upadając boleśnie na tyłek. Szybko jednak otrząsnęła się z chwilowego szoku i spojrzała na przeszkodę, która zastąpiła jej wyjście z Wielkiej Sali.

- Uważaj jak łazisz, Granger – wściekły syk Dracona Malfoya rozbrzmiał w jej uszach.

- Tak się składa, że to ty stałeś w samym ich środku, Malfoy – odwarknęła i chciała go ominąć, ale Ślizgon zastąpił jej ponownie przejście, uśmiechając się wrednie. Merlinie, dlaczego z wszystkich ludzi na świecie, to on musiał wrócić do szkoły?!

- Nie bądź taka odważna, szla... Granger. Pamiętaj, że nie ma tutaj twoich głupich przyjaciół. Co, baranie stadko się rozpadło? – zironizował, a Hermiona przewróciła oczami.

- Nie twój interes. Mógłbyś mnie przepuścić?

- Nie – wyszczerzył się drwiąco.

- Malfoy, suń się!

- Brzmi groźnie, co zrobisz, gdy tego nie zrobię?

- Wyrwę ci te tlenione kudły i wsadzę do gardła!

Malfoy nachylił się w jej kierunku, a gdy czekoladowe oczy spotkały się ze srebrzystymi, Hermiona cofnęła się gwałtownie ze strachem. Ślizgon roześmiał się i wyminął ją, jednak zanim wszedł do pomieszczenia, syknął w jej kierunku:

- Pamiętaj, że teraz jesteś sama. Jesteś nikim, Granger, więc uważaj, co mówisz i robisz.

Czy przestraszyła się? Nie, Malfoy zdecydowanie nie należał do osób, przed którymi trzęsła portkami. Jednak zdecydowanie wpłynął na już jej i tak osłabione ego. Tak, była wściekła. Jeżeli myślała, że nic nie jest w stanie zepsuć jej beznadziejnego humoru – myliła się. Draco Malfoy był w tym niezastąpiony.

Rozdrażniona ruszyła z miejsca, zmierzając ku sali transmutacji. Jedynym plusem było, że przynajmniej jej ponure myśli rozpłynęły się na chwilę na bok, zastąpione negatywnymi emocjami wycelowanymi w Malfoya.

Usiadła w ławce obok Ginny, rozpakowując się nazbyt gwałtownie. Nie zwróciła jednak uwagi na zaskoczone spojrzenie przyjaciółki, zajęta burczeniem pod nosem obelg, kierowanych na blondyna. Gdy zakończyła swój wywód, wyprostowała się, wbijając spojrzenie w tablicę.

- Hermiono, stało się coś? – zapytała cicho Ginny.

- Nie, nie. Wszystko w porządku. Miałam tylko przypadkowe spotkanie z tym obślizgłym gadem.

- Malfoy?

- Dokładnie tak. Znasz innego obślizgłego gada?

- Nie – ruda się roześmiała, ale jej oczy zabłysnęły drwiąco. – Ale nie uważasz, że Malfoy ostatnio jakby... zmężniał?

- Zmężniał? – prychnęła szatynka. – W którym miejscu? Chyba głęboko ukrytym pod szatą.

- Chciałabyś, by to właśnie tam zmężniał.

- Ginny! – obruszyła się. – Nie obchodzi mnie, czy zmężniał i gdzie. Może być sobie przystojny, mieć zniewalający uśmiech i fajny tyłek, jednak jego charakterek powala na kolana. I to nie w znaczeniu pozytywnym.

- Ale przyznałaś, że jest przystojny.

Hermiona z niedowierzaniem pokręciła głową, ale nie odezwała się już słowem, gdyż do sali lekcyjnej weszła profesor McGonagall, uciszając wszystkich obecnych jednym spojrzeniem. Gryfonka miała w zamiarze skupić się na jej słowach, ale niestety, tym razem nie wyszło jej to najlepiej.

Jej myśli skierowały się na zupełnie inny tor, ten najbardziej nieodpowiedni. Skierowały się ku pewnemu blondynowi ze Slytherinu, którego nienawidziła z całego serca od kilku lat. Było to nie lada wyczynem, gdyż nie należała do osób mściwych czy złośliwych. Tak naprawdę była przyjacielską osobą i ktoś musiał wyjątkowo się postarać, by zajść jej za skórę. Miała zdecydowanie zbyt łagodną osobowość, która niestety, a może na całe szczęście, potrafiła wybaczać.

Musiała jednak przyznać, że dzisiejsze słowa chłopaka ją dotknęły. Miał rację, była tutaj sama i tak się właśnie czuła. Opuszczona, samotna. I mimo, że była otoczona przez wielu znajomych, nie potrafiła się na powrót otworzyć.

Westchnęła i ponownie skupiła spojrzenie na nauczycielce, które szybko zostało przerwane przez wchodzących do pomieszczenia chłopaków. Nic nowego. Dracona Malfoya i jego świty nie dotyczyły jakiekolwiek spóźnienia. Przynajmniej tak im się wydawało.

- Panie Malfoy, panie Zabini! Kolejny raz się spóźniacie! Szlaban obydwoje.

- Ale... pani profesor...

- Cóż ponownie, Zabini? Tłum fanek? Rozwścieczony kot? Czy może tym razem potężna rzodkiewka rzuciła się, by odgryźć wam głowę? Siadać, bez dyskusji. O szlabanie porozmawiamy po lekcji.

Hermiona z satysfakcją spojrzała na niezadowoloną twarz Malfoya, który ciskał w tym momencie piorunami w nauczycielkę. Miała ochotę roześmiać się prosto w tę wykrzywioną twarz, ale zrezygnowała, gdy srebrzyste oczy jej właściciela, przeniosły się właśnie na nią.

Poczuła, że jej policzki zabarwiły się na różowo, gdy chłopak rzucił jej kpiący uśmiech. Szare oczy zmierzyły jej sylwetkę, a ona poczuła, że zrobiła się ciężka, dlatego opuściła spojrzenie w dół, wbijając je uparcie w swoje notatki.

Po kilku sekundach ponownie uniosła głowę, dyskretnie wpatrując się w jego postać. Ginny mogła mieć rację. Malfoy niezaprzeczalnie wyprzystojniał. Jego włosy nie były już ulizane, srebrzyste oczy okolone były długimi i gęstymi rzęsami, przyciągając do siebie nie jedno spojrzenie; rysy jego twarzy faktycznie zmężniały, a śnieżnobiały uśmiech potrafił wprowadzić w trans. Nawet nie śmiała sobie pomyśleć co kryje się pod szarą koszulą, przez którą rzucały się wyrzeźbione mięśnie, o których tyle się nasłuchała przez koleżanki.

Odchrząknęła szybko, kręcąc burzą loków. To nie były najodpowiedniejsze myśli o własnym wrogu. Poza tym, jej ideał mężczyzny, czekał na nią w Londynie...

***

Kolejne dni wydawały się dla Hermiony nudną rutyną. Wszystkie zdawały się być wręcz identyczne, a może nawet z każdym dniem bardziej dołujące. Miała wrażenie, że po prostu traci wszystkie siły i całkowitą ochotę na pobyt w tym miejscu. Nie miała nawet już sił, by zmusić mięśnie twarzy do pracy nad uśmiechem. Czuła, jakby coś brutalnie wysysało z niej całą witalność.

Z początku myślała, że to wina braku Rona i Harry'ego, ale teraz już była pewna, że przyczyną jest coś o wiele poważniejszego. Blizna na nadgarstku z każdą chwilą coraz bardziej jej dokazywała. Nieprzyjemne mrowienie i kłucie przemieniło się w poważny ból, obrzęk oraz uczucie płonięcia.

Sny również zdawały się coraz bardziej realistyczne. A dzisiejszej nocy były tak okrutne, że ponownie obudziła się zlana potem. Dodatkowo, z jej oczu sączyły się rzewne łzy.

Tej nocy Lord Voldemort zbliżył się do niej i dotknął długimi, białymi oraz lodowatymi palcami jej nadgarstka, ściskając go z jakąś dziwną fascynacją. Starała wyrwać się z jego uścisku, lecz na niewiele jej się to zdało. Czarny Pan syczał coś do niej, ale głośny krzyk zagłuszał jego słowa.

Po obudzeniu ręka bolała ją tak potwornie, że musiała nafaszerować się eliksirami przeciwbólowymi, inaczej zemdlałaby z bólu.

- Powinnaś z kimś o tym porozmawiać. To już przestaje być tylko snami, Herm – wyszeptała Ginny podczas lekcji zaklęć. – Napisz do Harry'ego, on poradzi ci co z tym zrobić...

- Tak? I co mi powie? Sam był skazany na działanie swojej blizny, dopóki Voldemort nie zginął. A co ja mam zrobić? Przywrócić go do życia? Nie mam pojęcia, Ginny, dlaczego się na mnie uwziął.

- Może powinnaś porozmawiać z McGonagall? – zasugerowała ponownie.

- Ona też nie zrobi wiele. Byłam już sprawdzana przez medyków...

Rudowłosa westchnęła zrezygnowana, a Hermiona wykrzywiła się, próbując skupić na zajęciach, co w ostatnim czasie było jeszcze trudniejsze.

Gdy przeniosła jednak wzrok na pergamin, jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu. Na stoliku leżała zwinięta karteczka, na pierwszy rzut oka wyglądająca na papierek. Rozejrzała się wokoło, upewniając, że to do niej, lecz nikt nie odwzajemnił jej spojrzenia, oprócz Seamusa, który po prostu zrobił znudzoną minę.

Rozwinęła więc karteczkę, wczytując się uważnie w jej zawartość. Oczy nieomal wyskoczyły jej z orbit, więc szturchnęła łokciem Ginny, wręczając jej kawałek oderwanego pergaminu.

- Od kogo to? – zapytała szeptem, ale Hermiona wzruszyła ramionami. – „Uśmiech jest złotem, więc wzbogać nim mnie. Chcę patrzyć na niego w nocy i w dzień. Cierpienie na twarzy Twej boli okrutnie, więc rozjaśnij me serce, nim zaraz uschnie. Błagam, Hermiono, nie zabijaj mnie, gdyż wiecznie na Ciebie już patrzyć chcę." To urocze, masz wielbiciela!

- Ktoś sobie ze mnie żarty robi – odpowiedziała ze złością, ale jeszcze raz rozejrzała się po sali. Nikt konkretny jednak nie przyszedł jej do głowy. – Nie mam pojęcia kto to mógł być. Może Seamus?

- Seamus? – Ginny spojrzała na nią nieprzekonana. – Nie wydaje mi się... Jedno jest jednak pewne. Ktoś wodzi za tobą wzrokiem i nie chce, byś cierpiała. Więc zastosuj się do rady wielbiciela i uśmiechnij się w końcu! Jak widzisz, właściciel liściku uważa, że o wiele ładniej ci z uśmiechem.

- To głupota. Nie wie jaka jest sytuacja.

Hermiona przyjrzała się krytycznie pergaminowi, a w okolicach serca coś delikatnie ją połaskotało. Nie miała pojęcia, kto był jego nadawcą, lecz jego słowa dały jej jakiś osobisty powód do radości.

Schowała karteczkę do kieszeni niczym najprawdziwszy skarb, a na sercu poczuła przyjemnie rozchodzące się ciepło...

***

- Hermiono, nie wiem, kto jest twoim tajemniczym wielbicielem, ale to skarb, a nie mężczyzna! – Ginny pisnęła, wchodząc głębiej do dormitorium.

Hermiona, która z początku weszła za nią, spojrzała na swoje łóżko z zaskoczeniem. Na pościeli leżała jedna róża i kolejny liścik. Od kilku dni dostawała ich masę. W większości znajdowały się wierszyki, lecz nie zawsze.

Podeszła do łóżka i rozłożyła złożoną karteczkę, na której widniało kilka słów:

„Pierwsza róża, za pierwszy uśmiech."

- Jakie to romantyczne – zza pleców usłyszała podniecony głos przyjaciółki.

- Gdyby Ron o tym wiedział... - mruknęła cicho Hermiona.

- Ale Rona tutaj nie ma! Niech żałuje! Powinien się liczyć, że jego kobietę mogą adorować inni przystojniacy!

- Skąd wiesz, że to od jakiegoś przystojniaka?

Ginny zmieszała się, ale wzruszyła ramionami.

- Nie wiem, ale tak zgaduję.

- To musi być ktoś z Gryffindoru. Inaczej ta róża by się tutaj nie znalazła – Hermiona zmarszczyła brwi i wzięła kwiatek w dłoń, upajając się zapachem. Tak, uwielbiała róże.

Przez następny tydzień zebrała ich jeszcze tyle, że teraz tworzyły piękny bukiet, zdobiący jej stolik nocny. Musiała przyznać, że miło łechtały jej w tej chwili o wiele lepszy humor. Wszystkie liściki skutecznie odciągały od nieprzyjemnych myśli, powodując coraz częstszy uśmiech. Teraz głównie w jej głowie siedziała myśl, kto jest tym tajemniczym wielbicielem, wysyłający jej co rusz nowe wiadomości.

Dzisiejszego wieczora nawet chętnie wyruszyła na wieczorny patrol, z głową pełną pozytywnych myśli. Nie miała jednak pojęcia, że dobry humor opuści ją szybciej, niż jej się wydawało.

- Co się tak szczerzysz do siebie, jakbyś była nie do końca sprawna umysłowo, Granger? – usłyszała za sobą drwiący głos, na który obróciła się gwałtownie.

- Czego tutaj chcesz, Malfoy?

- Mnie również to spotkanie nie cieszy, ale McGonagall kazała mi się stawić tutaj na szlabanie.

- To twój szlaban, więc dlaczego ja również mam być ukarana? – syknęła.

- Nie interesuje mnie to, maleńka. Jak chcesz, to idź się żalić gdzie indziej.

Szatynka burknęła pod nosem, ale odwróciła się od chłopaka z irytacją kontynuując swój obchód. Ślizgon ruszył za nią, ale najwidoczniej nie zamierzał siedzieć cicho, co w jego przypadku byłoby zbawieniem.

- To odpowiesz mi w końcu dlaczego szczerzysz się jak Weasley na knuta? Może w końcu stwierdził, że czas przestać się ukrywać, że sypia z Potterem?

- Wiesz, Malfoy, ty i Zabini bardziej wyglądacie na takich, którzy mają wyjątkowo zażyłe kontakty.

Ślizgon prychnął i wyszczerzył się w kpiącym uśmiechu.

- Oczywiście, że Zabini jest lepszy w łóżku od Pottera. Wydaje mi się, że on również nie gardzi. Ale wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

- Wydaje mi się, że to nie jest twoja sprawa, zadufany w sobie narcyzie.

- Jesteś zdecydowanie za sztywna, Granger. Współczuję Weasleyowi...

- Wiesz, fretko... - przerwała mu nagle ostro. – Powoli zaczęłam tracić wiarę w ludzkość. Uważałam, że prawdziwi mężczyźni wyginęli już dawno, że pozostał sort tylko takich, jak ty. Ale od ponad tygodnia upewniłam się, że to nie jest prawda, więc uwierz mi, że nie mam zamiaru zwracać uwagi na twoje żałosne teksty. Może ty również kiedyś staniesz się PRAWDZIWYM mężczyzną, a nie tylko marną podróbką.

- To zabrzmiało groźnie – zagwizdnął. – Czyżby nasza mała Gryfoneczka zakochała się w kimś innym, odrzucając na bok rudego?

Hermiona zarumieniła się i zmierzyła go spojrzeniem. Z trudem oderwała się od jego idealnego uśmiechu. Czy zapomniała o Ronie? Nie, po prostu tajemniczy adorator wydawał się taki fascynujący, odciągał ją od wszystkich ponurych myśli, a Ron nawet nie potrafił napisać do niej ani jednego listu.

- W nikim się nie zakochałam. Po prostu poznałam mężczyznę, który wie, jak obchodzić się z kobietą.

- Tak? A co takiego robi ten twój ideał, co? – zapytał, zadzierając do góry brew. – Czyta z tobą podręczniki?

- Nie – warknęła. – Jeżeli już musisz wiedzieć, posługuje się idealnie słowem, rozpieszczając kobietę. Poza tym jest szarmancki, zabawny i romantyczny.

- Świetnie, Granger, lepiej trafić nie mogłaś. Wyczytałaś o nim w książce? Słyszałem, że dziewczyny mają wyimaginowanych facetów z książek. A więc, kim on jest?

Hermiona ponownie się zarumieniła i przyspieszyła kroku. Nie miała ochoty opowiadać Malfoyowi, że tak naprawdę nie zna tego chłopaka i nie ma pojęcia kim on jest. Draco jednak nie był głupi, więc roześmiał się głośno, truchtając za nią.

- Nie gadaj, że nie wiesz kim on jest. Serio z książki? Nie myślałem, że...

- Nie! Istnieje naprawdę i jest w Hogwarcie! – krzyknęła już rozeźlona.

- Tak? – Malfoy ponownie uniósł brew. – Więc? Kto to?

Hermiona milczała, wpatrując się w jego rozbawioną twarz. Miała wrażenie, że ona sama zabarwiła się niczym dorodny pomidor. Zagryzła wargę, nerwowo wykręcając palce.

- Nie mam pojęcia, nie chce ujawnić swojej tożsamości. Ale to nie jest twoja pieprzona sprawa, Malfoy!

- Więc gościu, który zgaduję, pisze do ciebie liściki, skradł ci serduszko? Ale ty jesteś naiwna, Granger. Ktoś pewnie sobie z ciebie jaja robi, a ty jak taka...

- Skończ! Nie mam zamiaru dłużej ciebie słuchać! To, że ty jesteś skończonym kretynem, nie znaczy, że wszyscy są!

Hermiona obróciła się na pięcie i wściekła niczym osa, ruszyła przed siebie. Nie doszła jednak do zakrętu, a poczuła, że blizna zaczęła ponownie pulsować boleśnie, zmuszając do zatrzymania się. Złapała za nią drugą ręką, ciężko dysząc. Nogi zaczęły jej drżeć, odmawiając posłuszeństwa, a w głowie wirowało. Krzyknęła, opadając kolanami na posadzkę.

Odwróciła głowę w stronę Malfoya, szukając w nim pomocy. Jak przez mgłę widziała, że blondyn ruszył w jej kierunku. Ale nim dotarł do niej, straciła przytomność.

- Granger! – Draco podbiegł do omdlałej dziewczyny i uklęknął obok. Z paniką omiótł jej ciało, jakby szukając pomocy. Złapał za jej ramiona, delikatnie potrząsając, ale nie reagowała. Przygryzł wargę w nerwowym geście i zmarszczył brwi. I właśnie wtedy zrozumiał. Jego spojrzenie utkwione było w nadgarstku, na którym widniała ciemna, mocno zarysowana blizna. Dreszcz przeszedł przez niego nieprzyjemnie.

Nie zastanawiał się jednak dłużej i choć miał w sobie pewnego rodzaju blokadę, wziął ją na ręce i dźwignął do góry. Czuł niepokój, gdy spoglądał na jej uśpioną twarz, a jeszcze większy, gdy spojrzenie nakierowywało się na prawą rękę.

Westchnął ciężko i przyspieszył kroku. Nieomal przewróciłby się, wpadając do Skrzydła Szpitalnego, wprawiając w zaskoczenie pielęgniarkę.

- Panie Malfoy, czy coś... na pamięć Albusa Dumbledore'a! Co się dzieje?!

- Granger zemdlała! Byliśmy na patrolu, a ona nagle się źle poczuła i tak po prostu upadła na posadzkę!

- Proszę ją położyć na łóżku i wyjść. Zawołam pana, gdy tylko skończę badania!

Nie minęło dużo czasu, by mógł powrócić na salę. Podszedł do jej łóżka, wpatrując się w spokojną, bladą twarz. Delikatnym ruchem odgarnął z jej czoła opadające włosy, a następnie przesunął zimną dłonią po jej prawej ręce. Niepewnie uniósł rękaw szaty, odsłaniając znamię. Dobrze wiedział, co oznacza, ale nie był pewien, czy ona także wie...

- Panie Malfoy? – z rozmyślań wyrwał go głos profesor McGonagall, która właśnie weszła do Skrzydła Szpitalnego, wbijając w niego zaskoczone spojrzenie. – Pani Pomfrey przekazała mi, że...

- Czy ona wie? – zapytał chłodno, ignorując ją. Kobieta jednak wydawała się nie wiedzieć o co chodzi. – Czy Granger wie, dlaczego źle się czuje od jakiegoś czasu, dlaczego jest rozkojarzona i przygaszona? Wie, skąd wzięła się blizna na jej nadgarstku i co oznacza?

- Niestety, ale nie miałam jeszcze okazji, by jej wszystko wytłumaczyć, ale...

- Nie było okazji? A kiedy zamierzała pani, albo ktokolwiek inny, to zrobić? Tuż po tym, jakby się wykończyła?!

- Panie Malfoy, proszę nie podnosić głosu! – kobieta ściągnęła niebezpiecznie brwi, a usta zacisnęła w wąską linię. Po sekundzie jednak westchnęła i przyciszyła głos. – To nie jest łatwa sytuacja ani dla panny Granger, ani dla nas wszystkich. To może wiele zmienić w jej życiu...

- Może? – Draco prychnął. Wręcz kipiał z wściekłości, gdyż nie uważał, że cały ten sławetny Zakon Feniksa, na czele z Potterem, będą bali się wyznać jej coś tak ważnego. Chyba, że Potter i ta żałosna banda nic nie wiedzą. – To zmieni WSZYSTKO w jej życiu.

- Uważam, że to pan powinien jej o tym powiedzieć – oznajmiła chłodno dyrektorka. – Przecież pan doskonale wie, w jakiej sytuacji zostanie postawiona. Wygląda na to, że jest pan odpowiednią osobą, Malfoy.

- JA?! – prychnął i wykrzywił się. – Nie jestem głupi. Nie zrobię tego, niech się zajmie tym ktoś inny.

- Życzę powodzenia, Malfoy.

~~*~~

Nadchodzące dni nie należały do najłatwiejszych. Hermiona wyszła ze Skrzydła Szpitalnego po dwóch nocach, lecz wciąż nie czuła się na siłach, by cokolwiek zrobić. Snuła się, prawie nie sypiała, bojąc się, że ponownie w jej snach pojawi się nieoczekiwany gość. Dodatkowo, jej jedyny powód do uśmiechu w ciągu ostatnich dni – zamilkł nieoczekiwanie. Tak, już od jakiegoś czasu nie znalazła liściku pełnego wsparcia, czy jakiejś miłej niespodzianki. Tajemniczy wielbiciel jakby rozpłynął się w powietrzu.

Dla Dracona również nie był to najprostszy okres w życiu. Już od dawna nie toczył tak zaciętej walki z samym sobą. Obserwował pewną szatynkę uważnie, często analizując różne opcje, próbując podnieść się, by zrobić krok w jej stronę. Znał pewien sekret, o którym ona pojęcia nie miała. Najchętniej zabrałby go ze sobą do własnego grobu, ale zdawał sobie sprawę, że nim to nastąpi, ona się wykończy.

Westchnął niechętnie, gdy Hermiona ponownie w ciągu tego dnia odpłynęła myślami w zupełnie inne miejsce. Miał już dosyć patrzenia bezczynnie jak tuła się gdzieś po korytarzu, odlatuje głową do innej rzeczywistości, wykręca się w bólu, czy nie reaguje na najprostsze pytania nauczycieli. To nie była już ta sama dziewczyna.

Oderwał kawałek pergaminu i zawahał się, gdy pióro zawisło nad nim zaledwie milimetr. Postanowił i nie zamierzał rezygnować, co nie było najprostszym wyborem. Szybko nabazgrał kilka słów i rozejrzał się uważnie wokoło, nim kawałek pergaminu poszybował na ławkę rząd dalej. Na jego ustach rozlał się delikatny uśmiech, gdy brązowowłosa Gryfonka otworzyła ją z nagłym zapałem, pochłaniając jej treść. Widział zwątpienie w czekoladowych oczach i coś na kształt niepewności, a po chwili wywnioskował z jej rozmowy z rudą przyjaciółką, że jego plan zmierza w dobrym kierunku.

- Czy przypadkiem nie zamierzałeś z tym skończyć? – usłyszał głos Blaise'a, który brzmiał na dość rozbawiony. – To chyba nie w twoim stylu, co? Zawsze wypierałeś się romantyzmu, a tutaj proszę. Ciągle masz misję, by uszczęśliwiać pewną pannę?

- Teraz to co innego, Blaise. Sprawa się pokomplikowała i to poważnie – mruknął blondyn. – Dzisiaj wieczorem będę zajęty, więc nie czekaj na mnie.

- Randka? – mulat poruszył znacząco brwiami, a Draco zaśmiał się cicho. – Czyżbyś w końcu dopiął swego?

- Już nie udawaj, że nie jesteś zazdrosny, Zab. Przecież na noc wrócę – mrugnął do niego, ale Zabini skrzywił się z obrzydzeniem i pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Nigdy więcej tak nie rób. Błagam.

~~*~~

Czas do wieczora minął w ekspresowym tempie. Draco ledwie zerknął na zegarek, a nadszedł czas wyjścia na spotkanie z pewną osóbką. Ręce nieprzyjemnie pociły mu się na samą myśl, że ugiął się i będzie musiał odbyć z nią TAKĄ rozmowę. Nigdy, nawet w najśmielszych snach, nie podejrzewałby, że dojdzie do czegoś takiego.

Jednak w tym momencie zmierzał w umówione miejsce. Tak, Hermiona na pewno nie spodziewa się, że za tymi wszystkimi liścikami, różami i miłymi słowami stoi właśnie on. Uśmiechnąłby się wrednie, gdyby tak bardzo się nie stresował.

Właściwie... jak powinien jej to przekazać? To nie jest taka zwyczajna rozmowa...

Rozmyślając, podążył bezwiednie wzrokiem przed siebie. Zauważył Hermionę, wdrapującą się powoli po schodach. Prawdopodobnie zmierzała na ich spotkanie. Podpierała się barierki, ale nagle puściła ją, a całe jej ciało odchyliło się do tyłu niebezpiecznie. Jak w zwolnionym tempie obserwował zachwianie. Nie czekał jednak ani chwili. Pomknął po kilka schodków na raz i doskoczył do niej, amortyzując upadek, nim mogło skończyć się to tragicznie.

Dziewczyna ponownie zemdlała w jego obecności, ale tym razem nie zamierzał zanosić jej do Skrzydła Szpitalnego. Wiedział co robić.

Uważając, by nikt go nie zauważył, zaniósł ją do Pokoju Życzeń, przechodząc trzy razy obok ściany. Następnie przeszedł przez mosiężne drzwi, znajdując się w przytulnej... sypialni. Położył omdlałe ciało Hermiony na ogromnym łożu, przykrywając szczelnie, a na rozpalone czoło położył zimny okład z wyczarowanego ręcznika.

Teraz pozostało mu już tylko czekać...

Godzina ciągnęła się niemiłosiernie, Draco nerwowo chodził w kółko po pomieszczeniu, nieustannie zerkając na śpiącą dziewczynę. Podświadomie czuł, że nic jej nie będzie, że to przemęczenie, że wizyta w Skrzydle Szpitalnym i tak by nic nie wskórała, bo wyjście było tylko jedno. Prawda?

I w końcu, gdy zaczynał sam w siebie wątpić, ona otworzyła orzechowe oczy, rozglądając się wokoło ze strachem. Natrafiła wprost na niego i wciągnęła ze świstem powietrze, podrywając się do góry.

- Gdzie... gdzie jesteśmy?!

- Spokojnie, w Pokoju Życzeń – odpowiedział obojętnie. – Zemdlałaś na schodach, więc cię tutaj przyniosłem.

- Nie powinieneś tego robić – wymamrotała i odkryła się. – Wychodzę. Byłam umówiona na ważne spotkanie, nie mogę dłużej tutaj zostać!

- Czyżby z twoim liściowym ideałem? – skrzywił się ironicznie.

- To nie jest twoja sprawa! Już ci mówiłam, że jesteś ograniczony, prawda?!

- Zapomniałaś, może miałaś to zrobić zaraz po tym, jak nazwałaś mnie kretynem – zironizował.

Hermiona wstała i fuknęła w jego stronę, po czym pewnie ruszyła w stronę wyjścia, lecz blondyn zagrodził jej drogę swoim ciałem, uśmiechając się kpiąco.

- Mógłbyś się przesunąć?

- Nie mogę.

- Spieszy mi się na spotkanie!

- To wzruszające, że tak bardzo chcesz mnie ujrzeć.

- Ciebie? Nie pochle...

- To ze mną szłaś się spotkać, Granger – przerwał jej. – To ja wysyłałem ci te wierszyki, liściki, róże.

- Dlaczego miałbyś... nie, to nie jest zabawne, Malfoy! – pokręciła nerwowo głową. - Bawiło cię przez cały czas, że robiłeś z mnie idiotkę?!

- To nie tak...

- Wychodzę, nie mamy o czym rozmawiać!

Odepchnęła go na bok, ale złapał jej nadgarstek i obrócił ponownie w swoją stronę.

- Poprosiłem o spotkanie, bo muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego! – zirytował się.

- Nic mnie to nie obchodzi! – wysyczała, próbując się wyrwać, ale Malfoy najwyraźniej nie zamierzał jej puścić.

- Nie? Nie chciałabyś się dowiedzieć skąd blizna na twoim prawym nadgarstku?! Dlaczego boli i sprawia, że jesteś z każdym dniem słabsza?!

- Skąd...

- Ale w porządku, przecież nie chcesz mnie słuchać!

- Powiedz mi.

- Nie, za późno – sarknął i puścił ją, ale tym razem to ona złapała za jego rękę.

- Chcę wiedzieć, cokolwiek by to nie było!

- W porządku – odpowiedział wściekle. Wiedział, że będzie tego żałował, ale pozwolił na to, by wytrąciła go z równowagi. – Jesteś JEGO córką, jasne?! Nie wiem jak, ale twoim ojcem był Czarny Pan we własnej osobie. Ta blizna wszystkiego dowodzi. Jesteście połączeni, naznaczył cię, gdy byłaś torturowana w moim dworze.

- To niemożliwe, jeżeli myślisz, że mnie nabierzesz...

- Nie mam zamiaru, Granger. Spotykasz go w snach, prawda? Mówi do ciebie, nawiedza...

- Nie... - Hermiona w panice zaczęła kręcić głową, odsuwając się do tyłu. Z jej oczu pociekły łzy. Nie mogła w to uwierzyć, to nie była prawda.

Wybiegła. Uciekała.

Nie oglądając się za siebie, pobiegła w nieznaną sobie stronę. Łzy zasłaniały jej pole widzenia, ale nie zwracała na nie uwagi. Nie potrafiła uwierzyć w to, że mogłoby to być prawdą. Jednak skąd Malfoy wiedział to wszystko? Jaki sens miałoby okłamywać ją w taki sposób?

Wbiegła w jeden z korytarzy, mając ochotę krzyczeć. Kim tak naprawdę więc była? Dlaczego nie wiedziała o swojej przeszłości, skąd się wzięła w mugolskim świecie? Nie, nie chciała nawet rozważać tych możliwości, bo to, co powiedział jej Malfoy nie mogło być prawdą.

Jej okropne wizje coś przerwało. Ciche śmiechy i szepty. Z zaciekawieniem spojrzała w prawo, a jej ciało zastygło w niedowierzaniu. W tej chwili cały jej środek rozgrzał się do czerwoności.

- Ginny? – szepnęła cicho, a rudowłosa dziewczyna odsunęła się od pewnego mulata, który okazał się być Blaisem Zabinim. Przerwała im w dość namiętnej scenie. Ginny spojrzała na Hermionę z przerażeniem, zaciskając usta. Hermiona jednak pokręciła głową. – Więc dlatego znikasz przez cały ten czas. Jesteś z nim.

- Hermiono...

- Czy Harry wie, że go zdradzasz?

Ginny westchnęła i pokręciła głową, wbijając zasmucone spojrzenie w posadzkę.

- Nie wie... Nie mam serca, by przekazać mu to w ten sposób. Zranię go, Hermiono.

- Zrobisz to tak, czy siak. Wiesz, Ginny... On cały czas planuje, powinnaś z nim porozmawiać, że wybrałaś zamiast niego kogoś... innego – odpowiedziała chłodno, mierząc Ślizgona lodowatym spojrzeniem. Do głowy przyszło jej coś jeszcze. – Wiedziałaś, prawda? Wiedziałaś kto mi przysyła te wszystkie listy i kwiaty.

- Tak, to ja podrzucałam je do naszego dormitorium, przepraszam, ale myślałam, że... - z oczu Hermiony pociekły nowe łzy, na które Ginny zadrżała warga. – Hermi, czy coś się stało? Płaczesz...

- Wszystko jest nie tak! Daj mi spokój!

Nie czekając, aż ktokolwiek ją zatrzyma, odwróciła się na pięcie i pomknęła w głąb zamku, nie odwracając się za siebie. Miała dosyć, jeżeli liczyła, że wokół ma przyjaciół, którym może się z tego zwierzyć, to żyła w kłamstwie. Została sama...

- Panno Granger!

Hermiona przeklęła pod nosem, słysząc zaskoczony głos dyrektorki. Otarła szybko łzy i odwróciła się w jej stronę. Kobieta spojrzała na nią z troską i ściągnęła rutynowo brwi.

- Tak, pani profesor? Czym mogę służyć? Odrobinę się spieszę...

- Jak się pani czuje? Domyślam się, że pan Malfoy wszystko pani wytłumaczył...

Hermionie serce zadrżało niebezpiecznie. A więc to prawda, Malfoy nie kłamał.

- Nie nazwałabym tego wytłumaczeniem – warknęła i natarła na nauczycielkę. – Jak to jest możliwe?! Dlaczego nie wiedziałam tego przez osiemnaście lat?!

- Szukamy... szukamy jakichś śladów, wskazówek... jednak na razie jest to dla nas taka sama tajemnica jak dla pani...

- Tajemnica – Hermiona prychnęła. – Nikt z was mnie nie zrozumie. Proszę wybaczyć, ale muszę iść.

Tego było dla niej za wiele, a na dodatek ponownie poczuła, że blizna daje o sobie znać. W biegu spojrzała na nią z obrzydzeniem i przejechała po niej paznokciem, jakby chciała ją zdrapać ze swojej ręki. Ale ona wciąż tkwiła w tym samym miejscu nienaruszona. A wręcz jakby ciemniejsza i bardziej wypukła.

Nienawidziła siebie. Nienawidziła wszystkiego, co ją otacza. Miała dosyć. Chciała z tym skończyć. Raz na zawsze.

Przewróciła się, tłukąc wazę, która ozdabiała korytarz drugiego piętra. Drżącą ręką dotknęła jeden z odłamków porcelany, którego ostra krawędź zabłysła w blasku świecy. W jej głowie kotłowała się tylko jedna myśl.

Przeniosła go nad swoje prawe przedramię, tracąc panowanie. Chciała z siebie zdjąć to przekleństwo, pozbyć się go...

Przygryzła wargi i przymknęła oczy, nabierając powietrza. Nie żałowała. To musiał być jej koniec...

Wykonała krótki zamach i jej ręka opadła w dół. Jęknęła, a następnie poczuła, że ktoś z ogromną siłą podnosi ją do góry i przyciska do ściany. Otworzyła oczy i z przerażeniem wpatrzyła się w Dracona Malfoya, który ciężko dyszał.

- Zwariowałaś, kretynko?! – wydarł się. – Myślałaś, że co tym osiągniesz?! Umrzesz?! Wybacz mi, Granger, ale ktoś by cię tutaj znalazł prędzej czy później, więc nie polecam takiego sposobu na samobójstwo.

- Zostaw mnie! Odejdź! – zaczęła się wyrywać, ale Ślizgon był silniejszy.

- Słuchaj mnie! Nie jesteś jedyną osobą, która ma rodzica potwora!

- Co ty wiesz, Malfoy?!

- A właśnie, że wiem o wiele więcej niż ty. Przez siedemnaście lat wychowywali mnie śmierciożercy, ale ty przez całe swoje dotychczasowe życie dorastałaś w gronie ciepłych ludzi, bez znajomości zła.

Hermiona uspokoiła się odrobinę i przyjrzała jego twarzy.

- Nie wiem, jak to się stało, że jesteś jego córką. Nie wiem, ale jeżeli chcesz, to pomogę ci się dowiedzieć. Jednak uwierz mi, wiem dobrze, że nie jest to najprostsze.

- Co mam zrobić? – dziewczyna drżała, a blondyn przyjrzał jej się smutno.

- Znam... słyszałem o jednym sposobie, jak można pozbyć się tego znamienia. To jest swojego rodzaju rytuał...

- Rytuał? Co o nim wiesz?

- To nie jest najprostsze zadanie. Składa się z kilku części, ale podobno można zatrzymać wszystkie sny, prześladowania, poprzez usunięcie blizny.

- Jak... jak mogę się za to zabrać?

- Musisz zdobyć książkę, która na pewno znajduje się w dziale Ksiąg Zakazanych.

~~*~~

W Hermionie obudziła się nadzieja. Po raz pierwszy od długiego czasu miała nadzieję, że zła mantra się dla niej skończy. Po prostu musiała zastosować się do rytuału, o którym opowiedział jej Malfoy. Nie wiedziała co ją czeka, ale była na to gotowa. W końcu walczyła o własną przyszłość.

- Hermiono... - usłyszała cichy szept, więc spojrzała na swoją przyjaciółkę obojętnie. Nie rozmawiała z nią od czasu, gdy przyłapała ją z Zabinim. Nie miała pojęcia, co właściwie powinna jej powiedzieć.

- Tak? – zapytała i odwróciła się.

- Chcę porozmawiać. Wiem, że jesteś zła, przepraszam.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Znikałaś bez słowa, a potem udawałaś, że wszystko okej.

- Bałam się jak zareagujesz, że ja i Blaise...

- Jak? Kiedy? – zapytała, gdy Ginny urwała.

- Już dawno, jednak po powrocie do szkoły upewniłam się, że go kocham. Żałuję, że nie powiedziałam wam tego, mi także ciężko było się ukrywać przed tobą i Harrym.

- Ginn, ja nie mam zamiaru ci wybierać chłopaka, jeżeli chcesz być z Zabinim, to twoja decyzja, jednak kłamstwo nie jest czymś przyjemnym. Powinnaś porozmawiać z Harrym jak najszybciej.

- Czyli mi wybaczysz?

- Oczywiście, że tak, głuptasie! – Hermiona przytuliła się do przyjaciółki. – Ale więcej mi tego nie rób. A o Zabinim opowiesz mi wieczorem, bo mam coś do załatwienia w bibliotece.

- Ale... jest już zamknięta...

Szatynka posłała jej delikatny uśmiech i wyszła z dormitorium zmierzając po cichu do biblioteki. Nie chciała na razie wspominać o tym wszystkim przyjaciółce, lecz domyślała się, że będzie to nieodłącznym elementem jej życia już w najbliższym czasie. Teraz jednak miała coś ważniejszego i o wiele trudniejszego do zrobienia.

Była już na miejscu i chciała wejść do środka, gdy usłyszała za sobą szelest. Pisnęła i podskoczyła, a gdy się odwróciła jej oczom ukazał się Draco Malfoy oparty o ścianę naprzeciwko drzwi biblioteki. Złapała się za serce i umieściła na nim zszokowane spojrzenie.

- Godryku, Malfoy, co ty tutaj robisz?!

- Wiesz, Granger, myślałem sobie, że...

- Myślałeś? To coś nowego – uśmiechnęła się kpiąco.

- MYŚLAŁEM sobie, że pomogę ci – dokończył, ignorując zaskoczoną dziewczynę. – Podejrzewam, że sama nie chciałabyś tego robić.

- Ale dlaczego akurat TY chcesz mi pomóc? – uniosła brew.

- Ponieważ – zawahał się. – Ponieważ i tak nie mam nic do roboty, jestem po prostu ciekawy.

Hermiona przyglądała mu się przez krótką chwilę, lecz następnie tylko westchnęła i skinęła głową.

Weszli wspólnie do biblioteki i natychmiast skierowali swoje kroki na jej tył, gdzie znajdowało się wejście do Ksiąg Zakazanych. Hermiona potrzebowała chwili, by tam wejść. Nie czuła się z tym dobrze, że po raz kolejny łamie zasady. Draco jednak zniecierpliwił się i ją tam łagodnie popchnął. Nie mieli czasu na zwlekanie, każda sekunda miała jakieś znaczenie.

Półki z każdą godziną zaczęły pustoszeć. Dwójka uczniów ślęczała nad stolikiem, wertując grube księgi i szukając interesującego ich działu. Oboje byli już zmęczeni i wykończeni, ale nie poddawali się, zabierając co chwilę za nową księgę.

Po trzech godzinach, gdy Draconowi głowa zaczęła już opadać, Hermiona pisnęła radośnie. Spojrzała na niego ze świecącymi ze szczęścia oczami i usiadła obok.

- Znalazłam! To ona! Spójrz!

Otworzyła książkę na interesującym ją rozdziale, nad którym się pochylili, dokładnie analizując tekst. Draco zmarszczył brwi i zerknął na nią.

- Nie wygląda na wielce skomplikowaną sprawę. W pierwszym punkcie mamy uwarzyć wywar Żywej Śmierci.

- No właśnie. Nie należy on do najprostszych eliksirów, ale poradzimy sobie. Gorzej będzie ze składnikami. Podejrzewam, że mózgów leniwca szkoła nie posiada.

- Jakoś to... czekaj – szepnął, a jego oczy się powiększyły. – Słyszałaś to?

- Co... - zaczęła, ale natychmiast zamilkła, wsłuchując się w otoczenie. Niedaleko od nich rozległ się jakiś hałas, ktoś zaczął coś przesuwać i ciężko dyszeć. – To Filch!

Draco machnął różdżką na książki, a następnie złapał Hermionę za rękę i pociągnął za sobą. Przyłożył palec do ust, nakazując jej być cicho i wciągnął pomiędzy regały. Oglądając się cały czas za siebie, zaciągnął ją w najdalszy kąt biblioteki i przycisnął Hermionę do jednego z regałów tak, by oboje się za nim schowali.

Hermiona z paniką uniosła głowę, spotykając się z klatką piersiową blondyna. Stali przyciśnięci do siebie, prawie nie oddychając, ale nie wiedziała czy to Filch był tego przyczyną, czy po prostu sytuacja, w której zmuszeni byli być tak blisko siebie.

Serce uderzało niebezpiecznie, a ręce zaczęły się trząść, gdy Ślizgon spojrzał wprost na nią. Zagryzła dolną wargę, nie odrywając spojrzenia od jego jasnych oczu.

Kroki i ciężki oddech oddaliły się, a Draco wyciągnął ich z kąta. Niebezpiecznie jednak było zostać w tym miejscu, więc ponownie chwycił jej dłoń i pociągnął do wyjścia z biblioteki, uważając, by nie wpaść na woźnego.

Gdy uciekli, popędzili korytarz wyżej i dopiero tam oparli się o ścianę, ciężko dysząc. Po chwili oboje wybuchli dzikim śmiechem, ocierając spocone twarze.

- Dobrze, że on nie jest zbyt bystry.

- Zabrakłoby nam jeszcze szlabanu do końca roku szkolnego – potwierdziła Gryfonka i uśmiechnęła się delikatnie. Szybko jednak odchrząknęła i przytuliła do piersi księgę. – Jeżeli naprawdę chcesz mi pomóc, to spotkajmy się jutro w przerwie śniadaniowej w starej klasie obok Wielkiej Sali. W tym pustym korytarzu.

- Jasne, w takim razie do jutra?

- Tak – mruknęła i odwróciła się, ale na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.

~~*~~

- Hermiona, dopiero wróciłaś? – Ginny przebudziła się i usiadła, spoglądając na zegarek. – Jest wpół do czwartej, co ty robiłaś tak długo w... hej, czuję męskie perfumy.

Hermiona zarumieniła się i opuściła głowę w dół. Faktycznie, czuła na sobie zapach perfum Malfoya. W nozdrzach również nie mogła pozbyć się przyjemnej woni, ale nie zamierzała pokazać po sobie, że coś czuje, więc wzruszyła tylko ramionami.

- Hermiono, odpowiesz mi, gdzie naprawdę byłaś? Wiem, że możesz być zła, bo ja ukrywałam coś przed tobą, ale mam już dosyć tajemnic.

- W porządku... - Hermiona westchnęła i usiadła obok niej na łóżku. – Naprawdę byłam w bibliotece. Tyle, że... z Malfoyem.

- Z Malfoyem? – Ginny wytrzeszczyła oczy. – Co wy tam robiliście? Razem? SAMI?

- Nic, o czym zapewne myślisz – odpowiedziała szybko. – Ginny... w moim życiu wydarzyło się coś, o czym muszę ci powiedzieć...

Postanowiła. Postanowiła, że w jej życiu jest za wiele tajemnic, których miała już dosyć, dlatego praktycznie do rana w dormitorium dziewcząt z Gryffindoru świeciło się delikatne światełko świecy. Hermiona streściła wszystko w długiej historii, nie szczędząc łez. Dwie osóbki skulone na łóżku wypłakiwały się w swoich ramionach, bojąc się, co przyniesie jutro.

*

Hermiona nie mogła się już doczekać przerwy śniadaniowej. Podczas pierwszych lekcji posyłała co jakiś czas Malfoyowi spojrzenia, na które on odpowiadał delikatnymi uśmiechami lub od czasu do czasu głupimi minami, na których widok parskała cicho pod nosem. Nic jednak nie uszło uwadze Ginny, która uśmiechała się do siebie na ten widok. Nie chciała jeszcze jednak wspominać o zachowaniu przyjaciółki, gdyż wiedziała, że Hermiona potrzebuje czasu. Znała ją nie od dzisiaj. Poza tym, na Hermionę ktoś czekał i to nie był byle kto. To był jej własny brat

- Jak ci się układa z Ronem? – zapytała przy śniadaniu. Hermiona na jej pytanie spięła się, ale posłała jej uśmiech.

- Całkiem nieźle. Nie mogę doczekać się spotkania. Przepraszam Ginn, ale umówiłam się z... no wiesz, mamy planować.

- Jasne – ruda skinęła głową, ale tylko gdy Hermiona zniknęła za drzwiami Wielkiej Sali, uśmiechnęła się. Była pewna, że nie tylko jej serce zerkało przychylnie ku jakiemuś Ślizgonowi.

- Świetnie, Granger, spóźniłaś się – Draco westchnął i oparł się o ścianę, gdy szatynka wparowała do pustej klasy.

- Przepraszam, ale zagadałam się z Ginny.

Draco przyjrzał się jej uważnie i ponownie westchnął. Z ulgą jednak stwierdził, że nie wyglądała już tak źle jak od kilku tygodni. Nawet jej cera nabrała trochę kolorów i do tego wszystkiego, szatynka częściej się uśmiechała.

- Skoro jednak zdecydowałaś się przyjść, to zacznijmy. Myślałem już nad tymi składnikami i wysłałem list do znajomego, by spróbował je jakoś zdobyć. Resztę będzie trzeba zwędzić ze szkolnego składziku – Hermiona się skrzywiła – i zrobimy to razem, żebym nie był jedynym posądzonym o kradzież.

- Skoro twój znajomy ma przysłać tamte, to może...

- Granger, chcesz już zacząć działać, czy nie? Zanim on to przyśle, musimy zaczynać, a i tak eliksir będzie się gotował kilka tygodni...

- Masz rację – mruknęła niechętnie. – Dzisiaj wieczorem zaczynamy.

~~*~~

- Granger, nie pękaj, tylko właź – sarknął.

- A co, jeżeli nas przyłapią?

- To wsadzą nas do Azkabanu, byle nie do tej samej celi... - mruknął niechętnie, wpychając ją do środka.

Spojrzała na niego z irytacją, a następnie przeniosła spojrzenie na swoją bliznę. Ostatnio bolała ją coraz mocniej, jakby wiedząc, że opracowuje plan, by ją zniszczyć. Właśnie tak, właśnie dlatego włamywała się z Malfoyem do szkolnego składziku ze składnikami.

Z nowym optymizmem wkroczyła do środka, przeglądając kartkę ze składnikami. Rozdzielili się, zbierając wszystko, co było potrzebne. Draco obserwował ją kątem oka, gdy wkładała do torby coś nowego z miną, jakby ją chłostali i nie mógł powstrzymać się od cichego śmiechu. W pewnym momencie, jeden ze słoików który trzymała wyśliznął się z jej dłoni i upadłby na posadzkę, gdyby nie doskonały refleks Ślizgona, który właśnie do niej podszedł.

- Merlinie, jesteś taka nieostrożna. Nie wiem jak to się stało, że przez tyle lat nikt was nie przyłapał. Za każdym razem ratuję naszą skórę.

- To wszystko przez ciebie! Gdybyś nie podszedł tak blisko, to...

- Rozpraszam cię? – stanął bliżej, uśmiechając się bezczelnie.

- Nie pochlebiaj sobie – prychnęła i ominęła go, jednak Draco zauważył na jej policzkach urocze rumieńce, na których widok nie potrafił się oprzeć od ponownego uśmiechu...

Wrócili do opustoszałej klasy i wyciągnęli wszystkie składniki, jeszcze raz uważnie czytając przepis. Hermiona automatycznie zaczęła zagryzać wargę, próbując się maksymalnie skupić na wyznaczonym zadaniu.

- W porządku... - zaczęła wolno. – Jeżeli zaczniemy dzisiejszej nocy, będziemy musieli kontynuować pracę nad eliksirem codziennie. Powinno się udać, gdyż dodawać składniki można tylko o północy, lecz w ciągu dnia musimy go mieszać co trzy godziny, odwrotnie do wskazówek zegara, pięć razy.

- Możemy się wymieniać, tylko że ustawmy dyżury, byśmy się nie pomylili. Jeżeli chodzi o składniki, bezpieczniej będzie to robić we dwoje.

- Zgoda.

W takim tempie minęły im dwa tygodnie. W ciągu dnia wymieniali się, przypominając dodatkowo, by nikt któreś nie zapomniało. Często PRZYPADKOWO oboje bywali w pustej klasie w nieswoim dyżurze. Nocami jednak zgodnie odważali i kroili składniki, jak najstaranniej potrafili. Nie spodziewali się jednak, że ten wspólny nocny czas będzie potrafił ich tak zbliżyć.

- Przysłali dzisiaj mózgi! – Draco wkroczył zadowolony do sali.

- Dodaj je, ja jestem wykończona – Hermiona schowała głowę w dłoniach, a Draco tylko pokręcił z dezaprobatą głową. Bez zbędnego gadania przejrzał tylko przepis i pozgniatał mózg leniwca wedle wskazówek, by wrzucić go do kociołka.

Usiadł na ławce obok Hermiony, która obserwowała wydzielającą się różową parę.

- Ciekawe ile to jeszcze potrwa.

- To był ostatni składnik, jutro wieczorem będzie skończony. Pamiętaj, że jutrzejszego dnia możesz zamieszać tylko raz i to zgodnie ze wskazówkami zegara. Równo o dwunastej.

- Jasne, znowu muszę się zerwać z transmutacji, co za szkoda – westchnął teatralnie. – Nauczyciele już krzywo patrzą na nasze wymówki.

- Nikt mnie nie powstrzyma, bym naprawiła własne życie.

Draco zerknął na nią przelotnie i uśmiechnął się z uznaniem. Niejedna osoba by się już poddała, ale nie ona. Po chwili poczuł, że jej głowa opadła na jego ramię. Nie śmiał się ruszyć, więc zamarł, poprawiając delikatnie, by jej nie zbudzić, ułożenie. Z delikatnym uśmiechem na ustach, pozwolił również sobie przymknąć na chwilę powieki...

- Malfoy! Malfoy, obudź się! – ze snu wyrwał go zdenerwowany głos. Spojrzał niechętnie na intruza, który przeszkodził mu we śnie. Gdy ujrzał przed sobą Hermionę, przygarnął ją do siebie mocno i przyłożył policzek do czubka jej głowy.

- Nie mam pojęcia co tutaj robisz, ale daj mi spać, kobieto.

- Malfoy! Zaspaliśmy! Jest już po dziewiątej, a my śpimy w sali...

- Co? – Draco oprzytomniał i spojrzał na Gryfonkę, która zaczerwieniła się i wstała, poprawiając sobie włosy. Dziwnym trafem unikała jego spojrzenia. – Musieliśmy przysnąć.

- Lepiej jak już pójdziemy – mruknęła Hermiona i nie czekając na niego, wyszła z pomieszczenia. Miała ochotę zapaść się pod ziemię i tak też było, gdy niemal równocześnie wpadli do sali zaklęć, spóźnieni. Nie miała pojęcia, czy większy szok spowodowało samo spóźnienie, czy fakt, że pojawiła się z Draconem Malfoyem.

Przez większość dnia nie potrafiła się skupić. Myślami była przy prawie wykończonym eliksirze, który leniwie bulgotał w jednej z klas. O godzinie dwunastej przemieszała go wraz z instrukcją, ale do wieczora wszystko dłużyło się niemiłosiernie.

Chwilę przed północą zebrali się w pustej klasie i rozsiedli naprzeciwko kociołka. Hermionie ręce się pociły ze stresu, bo już za kilka minut miała poznać, czy cała ponad dwutygodniowa praca nie poszła na marne. Przecież tak się starali i poświęcali, że wszystko MUSIAŁO się udać.

W pewnym momencie zawartość kociołka zaczęła wrzeć, a następnie zrobiła się różowa, a wszystko się uspokoiło. Hermiona z Draco spojrzeli po sobie niepewnie.

- To już? Udało się? – wyszeptał Draco, a Hermiona powąchała ciecz.

- Chyba tak. Normalnie eliksir jest przezroczysty, ale wiadomo, że ten jest odrobinę bardziej skomplikowany i w przepisie jest napisane, że powinien przybrać barwę różu. Tak jak nasz.

- I co teraz? Chyba nie masz tego pić, co?

- Nie. Teraz musimy przejść do punktu drugiego – wzięła księgę do ręki, czytając uważnie tekst. Gdy skończyła, odrobinę zbladła. – Nie jestem pewna, ale... muszę utoczyć trochę krwi, by dodać go do eliksiru. O pełni księżyca.

Draco zgarnął książkę i przeczytał kilka razy kolejny punkt. Zmarszczył brwi i skinął głową.

- Tak. I to krwi spod blizny. Pełnia odbędzie się w piątek. Granger, to tylko trochę krwi, dasz radę.

- Tak, wiem. Poradzę sobie.

Kolejne dni stanowiły dla Hermiony istne katusze. Wszystko ją bolało, blizna nie dawała jej spokoju, jakby coraz bardziej się obawiała tego wszystkiego. Próbowała o tym rozmawiać z Ginny, ale nie potrafiła. Co dziwniejsze, spotykała się z Malfoyem co wieczór i to właśnie on był dla niej największym wsparciem. Słuchał jej, jakby rozumiał co przechodzi, jakby zabierał od niej część bólu. A ona bez skrępowania się nim dzieliła.

- Gotowa? – zapytał, gdy stanęli po raz wtóry nad kociołkiem. Księżyc świecił jasno zza oknem, dając im znak.

- Ja... tak, chyba tak.

- Nie stresuj się, będzie bolało tylko trochę – stanął za nią i przytrzymał jej drżącą dłoń. Jego usta ulokowały się tuż nad jej uchem. Poczuła ciepły oddech, który dodał jej odrobiny odwagi. – Nic ci się nie stanie, jestem tutaj.

Hermiona była jak w transie. Prawie nie poczuła, jak skóra na jej nadgarstku się przecięła, a do różowej cieczy skapnęło kilkanaście szkarłatnych kropelek. Nim syknęła, Draco chwycił ją i przyłożył do ranki kawałek materiału, nasączonego dyptamem, co niemal natychmiast przyniosło jej ulgę. Spojrzała na niego z wdzięcznością.

- Przytrzymaj to przez chwilę, a ja przeczytam kolejny punkt – polecił i wziął księgę, po raz kolejny skupiając się na wskazówkach w niej zawartych. – Mamy problem.

- Co się stało? – wystraszyła się i przeniosła na niego szklane spojrzenie. – Coś zrobiliśmy źle?

- Nie. Chodzi o kolejny punkt. Musimy dodać część osoby, której ta klątwa dotyczy. Musielibyśmy dodać coś, co ma w sobie chociaż cząstkę Voldemorta...

- Nie posiadamy czegoś takiego, to jest niewykonalne! – spod jej powieki wypłynęła łza, którą Draco przez krótki moment chciał zetrzeć. Zacisnął jednak dłonie i ponownie wpatrzył się w tekst.

- Nie ma tutaj podanej godziny, o której musimy dodać składnik. Musi to być jednak zrobione w ciągu dwudziestu czterech godzin.

- Jak mamy to zrobić?! Jak... co... co ty robisz?!

Draco chwycił nóż i przeciął lewe przedramię, pozwalając swojej krwi dostać się do kociołka. Nawet się nie skrzywił, gdy Hermiona go odciągnęła, patrząc na niego z przerażeniem.

- Dlaczego to zrobiłeś?!

- Mroczny Znak – wyjaśnił z obrzydzeniem. – Nie wiem, czy będzie się to liczyło, ale to on go umieścił na moim przedramieniu, to jego magia w nim płynie.

Oboje w oczekiwaniu obserwowali środek kociołka, który po dwóch minutach zmienił barwę na złotą. Hermiona szybko przeczytała punkt trzeci i szybko pokiwała głową, niemal skacząc w górę.

- Zadziałało! Został już ostatni punkt! Ale... - jej warga zadrżała. – Przeczytaj.

Draco wziął od niej kartkę i wytrzeszczył oczy. Na samym dole pojawiło się kilka zdań, błyszcząc szkarłatnym kolorem.

„Zdejmie klątwę ten, kto swoje brzemię nosi,

Skorzysta na tym ten, kto mądrze ją sporządzi,

Nie jeden, a dwa, gdyż skutek będzie tragiczny.

Zło zmieszaj z dobrem, nigdy nie odwrotnie,

by Twoje blizny znikły."

- Nic nie rozumiem – mruknął. – Pierwsze zdanie jako tako rozumiem, zadziała na tego, kto nosi brzemię, czyli ciebie z blizną.

- Drugie również jest logiczne. Skorzysta ten, kto mądrze ją sporządzi. „Ją" czyli miksturę. Zależy od tego, czy dobrze ją uwarzyliśmy. Nie rozumiem jednak trzech ostatnich zdań. „ Nie jeden, a dwa...", o co tutaj może chodzić?

- Prawdopodobnie musisz napić się tego dwa razy – mruknął. – „Zło zmieszaj z dobrem, nigdy nie odwrotnie...", może chodzi o to, że jesteś dobrą osobą i chcesz zlikwidować zło?

- Możliwe – odpowiedziała nieprzekonana. – Nie mam jednak wyboru. Muszę to wypić teraz.

- Teraz?! Granger, nie mamy nawet pojęcia, czy to o to chodzi!

- Tutaj jest napisane, że mam kwadrans, by to zrobić, inaczej wszystko pójdzie na marne.

- A jeżeli nie mamy racji? Jeżeli coś zrobimy źle?

- Nie przekonamy się, dopóki nie spróbujemy – szepnęła i napełniła fiolkę eliksirem, obserwując go bez przekonania. Wzięła głęboki oddech i chciała wypić zawartość, gdy Draco wyrwał jej naczynko i osobiście wypił zawartość.

- Co... - zaczęła, ale nie zdążyła dokończyć, gdyż blondyn złączył ich wargi w pocałunku, przelewając część eliksiru w jej usta. Otworzyła szeroko oczy, a jej blizna zaczęła niebezpiecznie mrowić.

Zło zmieszaj z dobrem, nigdy nie odwrotnie...

Nie zwróciła jednak na nią uwagi, pozwalając oddać pocałunek. Gdy ból zrobił się nie do przyjęcia, oderwali się od siebie. Hermiona, ciężko dysząc, spojrzała na przedramię, na którym blizna zaczęła blednąć, po czym zniknęła całkowicie.

- Zn... zniknęła! Skąd wiedziałeś, że...

- Jakoś tak mnie naszło, sam nie wiem dlaczego...

- Malfoy... - zaczęła powoli. – Twój Mroczny Znak!

Chłopak przeniósł spojrzenie na lewą rękę i wytrzeszczył oczy. Jego tatuaż również zniknął. Nie mógł w to uwierzyć, więc wziął ją na ręce i okręcił wokoło.

Dla tej dwójki życie od dzisiejszej nocy miało stać się łatwiejsze, ale czy na pewno?

~~*~~

- Dlaczego z nim nie porozmawiasz? – Ginny wyglądała na zirytowaną, gdy Hermiona odwróciła głowę w inną stronę, podczas wejścia pewnego Ślizgona.

- Nie ma o czym, co mu powiem? – zapytała zrezygnowana.

- Że się cieszysz, że ci pomógł, że wiele mu zawdzięczasz i chciałabyś zaprosić go na kawę! Mogłabyś również dodać, że chętnie powtórzyłabyś ten pocałunek, choć w przyjemniejszych okolicznościach.

- Ginny...

- Przestań się oszukiwać, Herm! Obie wiemy, że ci się podobało!

- Już od tygodnia nie mamy kontaktu. Jakbyś nie zauważyła, to unikamy się, a jak tylko któreś z nas próbuje coś powiedzieć, to drugie ucieka. To nie jest najłatwiejsza sytuacja.

- Jesteście gorsi niż dzieci...

Hermiona przyznała jej w duchu rację. Naprawdę starała się z nim porozmawiać, ale od tamtej sytuacji jakby jakaś niewidzialna bariera ich od siebie odsuwała. Nigdy nie sądziła, że tak bardzo oczekiwała jakiegokolwiek zainteresowania ze strony Dracona Malfoya, aż do ostatnich dni.

Aż w końcu nadszedł przełomowy dzień, gdy na jej ławce wylądowała zwinięta karteczka. Wzięła ją drżącymi rękoma i rozwinęła, a jej usta wygięły się w uśmiechu. Odwróciła się w stronę Ślizgona, który szare spojrzenie miał umieszczone prosto w niej i skinęła głową, na co chłopak uśmiechnął się szerzej.

- Jak się czujesz? – zapytał, przechadzając się wspólnie po błoniach

- O wiele lepiej. Nic mnie nie boli od tamtej nocy, nie mam już także koszmarów, ani nic w tym stylu. Czuję się, jakby w moim życiu nic się nie zmieniło. A jak u ciebie?

- Mimo, że Mroczny Znak nie dawał o sobie znać, jakoś mi lepiej. Jednak... jest jedna sprawa, o której nie mogę przestać myśleć.

- Tak? Co takiego? – zapytała z rumianymi policzkami, gdy się do niej zbliżył.

- Mogę... pokazać? – wyszeptał już w jej usta, ale nim skinęła głową, ich usta się ponownie spotkały. Całował czule, łapiąc jej twarz w dłonie, pogłębiając każdy kolejny, jakby nie mogąc się nacieszyć. Chciał więcej i więcej. A Hermiona nie była dłużna, przylgnęła do niego i przyciągnęła bliżej siebie. W jej nozdrza uderzył przyjemny zapach, który wpływał szalenie na jej zmysły. Niemal jęknęła z zawodu, gdy odsunął się od niej delikatnie, by nabrać powietrza.

- Hermiona?!

Szatynka odskoczyła, gdy spojrzała za siebie. W ich kierunku zmierzał wściekły Ronald Weasley, gromiąc ich spojrzeniem.

- Co tutaj robisz? – zapytała obojętnie, próbując przywołać się do porządku.

- Dostałem twój list i zamierzam wszystko wyjaśnić. Lepsze pytanie, co ty tutaj robisz i do tego z NIM.

- Rozmawialiśmy – jęknęła, a rudzielec zmierzył Malfoya pogardliwym spojrzeniem.

- Trzymaj się od niej z daleka – syknął.

- Nie będziesz mi mówił co mam robić, rudy śmieciu.

- Przestańcie! – Hermiona krzyknęła. – Przepraszam, Draco. Muszę już iść. Ron, idziemy.

Hermiona pociągnęła Weasleya za sobą, rzucając Draconowi przepraszające spojrzenie. Chłopak jednak nie zamierzał rozmawiać z nią na spokojnie. Pod Wielką Salą wyrwał się z uścisku jej ręki i spojrzał pogardliwie.

- Powiesz mi w końcu co miał znaczyć ten list?! Jak to jesteś JEGO córką?! Ten dupek naopowiadał ci takich bzdur?!

- Nie, Ron, to prawda, ale czy mógłbyś proszę ciszej...

- Więc wstydzisz się rodziny? Przecież powinnaś z dumą nosić to nazwisko! Może już nie jesteś Granger, a Riddle?!

- Ron! – w jej oczach zabłysły łzy, gdy coraz więcej osób z zaciekawieniem przysłuchiwało się ich rozmowie.

- Nie chcę mieć do czynienia z kimś takim. Jesteś córką mordercy. Powinni cię zamknąć!

Wokoło zaczęło rozbrzmiewać coraz więcej szeptów, przez które z oczu Hermiony popłynęły łzy poniżenia.

- Z nami koniec. Nie będę wiązał się z kimś tak niewartym.

Do dwójki Gryfonów zbliżył się ktoś szybko i nim Ronald zdążył zareagować, odleciał kilka kroków do tyłu. Draco Malfoy stanął prosto, rozmasowując sobie pięść, którą z ogromną chęcią by użył raz jeszcze.

- Złaź mi z oczu – syknął w jego stronę i złapał Hermionę za rękę, wyciągając ją z tłumu.

- Bierz ją sobie! Jesteście siebie warci! Syn śmierciożercy i córka Voldemorta! – splunął i wściekły odszedł.

Draco ciągnął ją z dala od wszystkich, by żadne ciekawskie spojrzenie im nie przeszkodziło. Wprowadził ją aż na boisko do quidditcha i posadził na jednej z ławek, po czym otarł łzy z policzków.

- Jak on mógł... - jęknęła, a kolejna kaskada popłynęła po bladej twarzy.

- To kretyn. Skończony kretyn – syknął. – Słuchaj... Hermiona. Mnie nie interesuje kogo córką jesteś. Nie przeszkadza mi to, że jest twoim ojcem. Jesteś dobrą osobą. Przez ten czas pisałem do ciebie te liściki, bo żałowałem, że byłem taki dla ciebie, rozumiesz? Chciałem to wszystko naprawić, bo naprawdę zaczęło mi zależeć.

- Draco, ja nie potrafię tak... Nie wiem tak naprawdę kim jestem.

- Wiem. Wiem, że ten rytuał nie wymazał tego, kim jesteś i będziesz szukała prawdy. A ja chcę ci w tym pomóc. Zaopiekuję się tobą, Hermiona. Obiecuję. A póki co, pamiętaj, że powinienem ci usługiwać. Przecież jesteś córką mojego byłego pana – uśmiechnął się delikatnie, a kolejną łzę, łzę szczęścia, scałował.

Oboje niczego nie żałowali. Obojga ścigały demony przeszłości. Ale oni, ramię w ramię, szli w kierunku odpowiedzi. Po prawdę. A prowadziło ich wsparcie i miłość. Wiedzieli, że mogą na sobie polegać. W zdrowiu i chorobie, w chwilach tych dobrych jak i złych. Oni wciąż przy sobie trwali.

Bo mając przy swoim boku odpowiednią osobę, nie straszne są przeszkody. To właśnie ona wyciągnie do nas dłoń, prowadząc przez największą trudność.

Przez nasze życie.

Kochajmy i szanujmy tych, co przy nas są. Bo tak niewiele nam potrzeba, by odpowiednio skierować życiową drogę na odpowiedni tor. 

________________________________

Uff, długie wychodzą mi te miniaturki...
Trochę to potrwało, ale postanowiłam, że będę pisać na spokojnie, bez zmuszania się czy pędzenia, bo wyjdzie niezbyt fajnie.

Poza tym, nie lubię motywu Hermiona Riddle, ale jakoś zrobiłam po swojemu i mnie jakoś nie raził :D

Dajcie znać, co myślicie!

Pozdrawiam! xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro