Miniaturka 26. Fałszywa miłość
Miniaturkę dedykuję OlaOlcia635
Napisałam ją wraz z pomocą mojej niezastąpionej Tyska09 i to jest chyba najdłuższa, jaką napisałam, więc przygotujcie się na MEEEEGA DŁUGĄ lekturę!
Dziękuję Ci za pomoc! Dałyśmy radę!
_______________________________
Puszysty śnieg pokrył błonia oraz dachy Hogwartu, mieniąc się w zachodzącym zimowym słońcu. Białe płatki opadają leniwie w dół, nadając krajobrazowi magicznej atmosfery. Uczniowie biegają, śmiejąc się głośno i lepiąc bałwany. Co rusz widać grupkę spacerujących osób z czerwonymi od zimna nosami. Pod drzewami przy zamarzniętym jeziorze obściskują się zakochane pary, a w jednej z sal lekcyjnych pod sufitem unoszą się delikatne, wpadające w róż opary, tworzące charakterystyczne spirale. W pomieszczeniu unosi się również zapach miłości. Tak, miłości. Eliksir miłosny, zwany również Amortencją, jeden z najniebezpieczniejszych eliksirów, leniwie bulgocze w kociołku, kusząc swoim zapachem niejednego ucznia.
- Ostrożnie, nie chcę tutaj beznadziejnych przypadków zakochanych kretynów. Wystarczy, że rozumem nie grzeszycie już teraz – ostrzegł znudzony profesor Snape, przechadzając się między stolikami i od czasu do czasu zaglądając do pojedynczych kociołków, szybko odsuwając jednak głowę i marszcząc się z obrzydzeniem.
- Ciekawie by było, gdyby przypadkiem kilka kropel trafiło do jego herbaty – szepnął Ron do Harry'ego, cicho się śmiejąc, gdy nauczyciel odszedł na bezpieczną odległość. – Pomyśl sobie! Zakochany Snape, idący z Dumbledore'em za rękę! Czy to nie urocze? Jego tłuste włosy powiewałyby na wietrze miłości, a stary Drops...
Harry parsknął śmiechem, ale po chwili poczuł ból w lewym boku. Odwrócił się, patrząc z wyrzutem na siedzącą obok Hermionę, która w tej chwili posyłała im ostrzegawcze spojrzenie, pełne niechęci.
- A to za co? – jęknął, rozmasowując obolałe miejsce.
- Uspokójcie się – syknęła. – Jeszcze dzisiaj za nic nie zdążył odjąć wam punktów. Za wasze głupie gadanie znowu Gryffindor oberwie.
- Pewnie jesteś zazdrosna, bo sama byś chciała, aby ktoś wypił ten eliksir i się w tobie zakochał. Ale chyba nie chcesz, by to był Snape? – zapytał drwiąco Ron, na co Hermiona zaczerwieniła się po cebulki włosów.
- Wyluzuj, Hermio... - wpadł im w słowo szybko Harry, wiedząc, że nadciąga wybuch.
- Żeby ktoś się w TOBIE zakochał, nawet najsilniejszy eliksir nie pomoże! – syknęła, przerywając Harry'emu.
- Cicho bądźcie, Snape wraca! – uspokoił przyjaciół brunet.
Cała trójka zamilkła, pochylając się na powrót nad kociołkami. Nikt nawet nie uniósł głowy, gdy przed ich stolikiem stanął we własnej osobie Severus Snape z kpiącymi ognikami świecącymi w czarnych oczach.
- Potter, możesz mi powiedzieć co to jest? – zapytał chłodno, ale w jego głosie można było wyczuć ten szyderczy ton, którym zawsze obdarzał Harry'ego.
- Eliksir miłości, panie profesorze – wymamrotał Gryfon.
- Doprawdy? – prychnął. – Gnom ogrodowy zrobiłby to lepiej. No i znowu klapa, Potter. I minus trzydzieści punktów dla Gryffindoru za brak uwagi na lekcji. Jeszcze trochę, a ty i Weasley będziecie powtarzać rok. Posprzątać tu!
- A nie mówiłam?! – warknęła Hermiona z satysfakcją, gdy mężczyzna ponownie się oddalił. Z jej kociołka unosił się całkiem przyjemny zapach, gdy tylko w nim zamieszała. Opary unoszące się nad nimi, wyglądały jakby układały się w kształt serca. – Czy chociaż raz możecie wyjść z eliksirów bez ujemnego punktu?! A może to dla was za wiele?
- To nie moja wina, Hermiono – wymamrotał skruszony Harry, obserwując z niechęcią zawartość swojego kociołka. - Wiesz, że mnie nienawidzi! Gdyby nie odjął mi dziennie chociaż dziesięciu punktów, to by chyba z rozpaczy zaczął dorabiać jako woźny na zmiany z Filchem. Wiedziałem, że to beznadziejny pomysł, by kontynuować eliksiry. Może naprawdę dolanie mu czegoś do herbaty nie jest złym pomysłem?
Hermiona zgromiła go wzrokiem i szybko opróżniła swój kociołek, jakby bojąc się, że naprawdę mogą wpaść na tak niedorzeczny pomysł. Spakowała również swoje książki i oddaliła się od nich, wychodząc z sali.
- Nie martw się, Harry. To było tego warte – poklepał go pocieszająco Ron po ramieniu, gdy Snape oraz oburzona Hermiona znajdowali się poza zasięgiem wzroku. – Wiesz co myślę? Że ona jest po prostu zła, że nikt jej nie chce. W sumie umówiłbym się z nią, gdyby przestała być taka przemądrzała. No, ale proszę cię, inaczej nie da się z nią wytrzymać. A co do tego naszego planu... może faktycznie przyda się kilka kropel tego eliksiru, co?
- Co masz na myśli? – zapytał niepewnie przestraszony brunet.
- Mam zamiar wykorzystać trochę tego eliksiru. Mój chyba wcale nie wyszedł taki najgorszy. Kto wie, może się przyda. Warto mieć zapas. Myślisz, że naprawdę nikt by mnie nie chciał nawet pod jego wpływem?
Harry wzruszył ramionami, a rudzielec po chwili wahania zanurzył fiolkę w kociołku tak szybko, że Harry nawet nie zareagował, tylko rozejrzał się po pomieszczeniu, czy aby na pewno nikt ich nie obserwuje. Już po sekundzie Ron stał z fiolką pełną błyszczącego płynu, oraz wrednym, entuzjastycznym uśmiechem na ustach.
- Harry, to będzie słodka zemsta za wszystkie te lata... Czuję, że w końcu los dał nam szansę.
Uśmiechnęli się do siebie z zadowoleniem, ale oboje nie zdawali sobie sprawy, jak tragiczne w skutkach będzie to dla nich samych...
~~*~~
- Hermiono, długo masz zamiar się na mnie jeszcze gniewać? – zapytał zmęczony Harry, próbując dogadać się z przyjaciółką. – Przepraszałem już miliardy razy! Czego nie rozumiesz w zdaniu, że Snape mnie nienawidzi?
- Dodatkowo, to była już późna godzina! Kto normalny wcisnął nam eliksiry przed samą kolacją!? – dodał z oburzeniem Ron. – To podchodzi pod morderstwo z premedytacją!
- To dla naszego dobra, Ronaldzie! – fuknęła. - Jakbyś chciał wiedzieć, czekają nas egzaminy! Przecież musisz zdać eliksiry, by zostać aurorem! A podobno to praca twojego życia!
- Daj spokój, Herm! Dam radę, z resztą to nie Snape będzie mnie egzaminował, tylko ktoś inny. Ktoś, kto będzie sprawiedliwy.
- Ale Snape jest profesjonalistą, wie co i jak i ma za zadanie nas poprowadzić! Wiem, że czasami jest... niesprawiedliwy i dość... oschły, ale sami mu się podstawiacie!
Wkroczyli właśnie do Wielkiej Sali na kolację, ciągle zażarcie się kłócąc. Nikt z trójki Gryfonów nie zwracał uwagi na to, że niedaleko od nich stoi Draco Malfoy, patrząc na nich z kpiącym uśmiechem. Ślizgon miał podły plan, który właśnie w tej chwili zamierzał zrealizować. Nim ktokolwiek zorientował się, co się dzieje, w stronę Gryfonów pomknęło coś dużego i czarnego, a już po chwili utknęli w chmurze dymu, kaszląc.
Hermiona miała wrażenie, że zaczyna się dusić. Nie wiedziała co się dzieje, aż w końcu straciła widoczność. Przed oczami wszystko zaczęło się rozmazywać. Gardło ją szczypało, nie miała siły oddychać. Zaczęła z przerażeniem szukać czegoś do popicia w pobliżu. W końcu natrafiła na coś, co było praktycznie pod ręką i upiła potężny łyk, czekając, aż przyjemnie udrożni jej drogi oddechowe.
Gdy w końcu mogła uspokoić oddech, wyszła z chmury dymu, ciągnąc za sobą przyjaciół, a jej oczom ukazał się śmiejący do łez Draco Malfoy. Zaciągnęła się łapczywie powietrzem i nie zastanawiając się dłużej, ruszyła zamaszystym krokiem w jego stronę. Podeszła do niego i dźgnęła palcem boleśnie w pierś, mierząc wściekłym spojrzeniem.
- Malfoy, ty szowinistyczna świnio! Bawiło cię to?! Jesteś dupkiem, ty... masz naprawdę piękne, szare oczy. Zawsze tak świeciły, czy to tylko w blasku gwiazd?
Wszyscy obecni zamarli. Sam Draco stanął jak wryty i wytrzeszczył na nią owe oczy. Nie mógł uwierzyć, że takie słowa wyszły z ust akurat TEJ Gryfonki. Jeszcze przed chwilą go obrażała, a teraz, jak gdyby nigdy nic, mówiła, że ma ładne oczy?! Niee, to nie mogła być prawda... Musiał się przesłyszeć.
- Hermiono, wszystko w porządku? – zapytał niepewnie Ron. – Źle się poczułaś?
- Nie, wszystko w porządku, Ron – uśmiechnęła się wesoło do przyjaciela. – Po prostu, zrozumiałam, że to idealny moment, by powiedzieć Draco, to, co myślę! Nigdy nie zauważyliście, że tak uroczo błyszczą? Uwielbiam w nie patrzeć! Gdy je widzę, mam ochotę utonąć w ich otchłani... Za każdym razem nie mogę oderwać od nich wzroku! Draco, pozwól mi to robić wieczność...
- Granger, co ty odwalasz? – syknął, gdy dziewczyna zrobiła krok w jego stronę z błogim uśmiechem. Rozejrzał się wokoło, zdając sobie sprawę, że ludzie przyglądają im się z rozbawieniem. Jak na złość, nad ich głowami zaczęły rosnąć gałęzie jemioły. Cholerny, świąteczny klimat.
- Muszę ci coś powiedzieć, Draco. Przez wiele lat skrywałam swoje uczucia do ciebie, ale to koniec! W końcu czuję, że mogę ci to wyznać! Jakby jakiś piękny motyl właśnie się we mnie rozwinął i pozwolił odlecieć!
Z każdym słowem zbliżała się coraz bardziej. Jej roześmiane usta zbliżały się do jego, świecące oczy hipnotyzowały niebezpiecznie, ale całą siłą woli zrobił krok w tył. Niemal z przerażeniem obserwował jej pełne gracji ruchy.
- Dosyć, Hermiono, chodź tutaj! – Harry podszedł do niej szybko i odciągnął na bok, ku ogromnemu uczuciu ulgi Malfoya. – Co się z tobą dzieje?! Nie wiesz co robisz! Może było coś w tym dymie?
- Harry... - usłyszał przestraszony głos Rona, a po chwili szturchnięcie. Brunet spojrzał na przyjaciela, a jego oczom ukazała się pusta fiolka po eliksirze, który Ron zabrał z kociołka. – Ona... ona chyba to wypiła.
- Nie mów, że to...
- Niestety tak...
Oboje spojrzeli na uśmiechniętą szatynkę, która wyrwała im się i podbiegła z powrotem do zszokowanego Malfoya. Przyczepiła się do jego ramienia radośnie, na powrót patrząc w jego oczy. Chłopak patrzył na nią zdezorientowany, gdy stanęła na palcach, nachylając się w jego stronę. Chciał ją od siebie odsunąć z budzącą się złością, ale nie potrafił.
- Wyglądasz naprawdę seksownie w tym sweterku. Podkreśla kolor twoich oczu i te ostre rysy twarzy – szepnęła, a w jego sercu coś mocniej zabiło, gdy jej głos odbił się w jego uszach. Teraz znajdowała się już naprawdę blisko.
- Hermiono, chodź proszę z nami, musimy iść do profesora Dumbledore'a, zapomniałaś? Prosił mnie o naszą pomoc, chyba nie chcesz go zawieść? – zapytał łagodnie Potter z nadzieją. Podszedł do przyjaciółki łapiąc ją za rękę, ale wyrwała ją ze złością, stając za Ślizgonem.
- Nie mogę, Harry. Musiałabym zostawić Draco! A ja tak bardzo nie chcę tego robić! Gdy rozstajemy się chociaż na pięć minut, to czuję, że coś we mnie umiera... - oczy jej się zaszkliły, gdy wtuliła się w plecy chłopaka. Malfoy z niedowierzaniem spojrzał na swoich wrogów, szukając w nich jakiegoś wyjaśnienia.
Harry i Ron natomiast wykrzywili się z obrzydzeniem, ale po chwili westchnęli ze zrezygnowaniem. Nie zdawali sobie sprawy, że tak bardzo ich plany się zmienią. To wszystko było nie tak. Gdyby wiedzieli, że tak to się skończy... Nigdy nie zrobiliby tego swojej przyjaciółce.
- Malfoy pójdzie z nami – powiedział niechętnie Potter. - Nie zostawi cię przecież. On również nie chce odstępować cię na krok. Przecież kocha cię od lat!
- Nigdzie z wami nie pójdę – warknął blondyn, jakby otrząsając się z szoku i starając odkleić od dziewczyny. – To nie jest ani trochę zabawne, Potter! O co tutaj chodzi?!
- Również uważam, że nie jest – także warknął Gryfon. – Ale jeżeli z nami nie pójdziesz, może zrobić się niebezpiecznie. Wypiła eliksir miłosny – ostatnie zdanie niemal wyszeptał.
- Kretyni! – krzyknął blondyn. – Jak długo to potrwa?!
- Jeżeli pójdziemy do Dumbledore'a, to zaraz się skończy. – wysapał Ron, który miał dość patrzenia na przyjaciółkę, klejącą się do Malfoya. W tej chwili oparła brodę o jego ramię i zaczęła rysować kształty serduszek na jego ręce, kierując się aż do szyi.
- Idziemy do Snape'a – zarządził Ślizgon, na nowo próbując odkleić się od dziewczyny, lecz bezskutecznie. Splotła ich palce ze sobą, a na ich wierzchu napisała piórem ich inicjały. Draco wytrzeszczył oczy z przerażenia.
- Nie. Idziemy do Dumbledore'a – powtórzył spokojnie Harry, obserwując poczynania Hermiony. Był pewny, że gdyby wiedziała co robi, natychmiastowo by się chyba zabiła, a co gorsza... to ich by zabiła.
- Granger, puść mnie do cholery! – wybuchł w końcu, aż Hermiona odsunęła się od niego ze strachem. W jej oczach zabłysły łzy, a wargi zadrżały niebezpiecznie. Draco widząc to, zmieszał się lekko. – Tylko nie rycz!
- Przepraszam, kochany... - załkała. – Nie chciałam cię zdenerwować. Naprawdę nie chciałam. Wybacz mi, proszę!
Złapała go za dłoń jedną ręką, a drugą pogłaskała jego policzek, który w tej chwili przybrał lekko różowy odcień. Nie był przyzwyczajony do tego typu sytuacji. Wciąż nie mógł uwierzyć, że dziewczyna, która jeszcze przed kilkoma minutami chciała się rzucić na niego z wściekłością, w tej chwili zwraca się do niego z tak ogromną czułością. Zmarszczył więc brwi i zacisnął wargi, walcząc z samym sobą. Rozejrzał się niespokojnie wokoło, wiedząc, że całej sytuacji zaczyna przyglądać się coraz więcej uczniów, wskazując na nich ze zdziwieniem lub rozbawieniem. Nie mógł pozwolić na coś takiego.
- Dobra, idziemy – sarknął i ruszył gwałtownie z miejsca, aż szatynka się zachwiała. Blondyn wykrzywił się złośliwie, ale Hermiona najwidoczniej nie zwróciła na to uwagi, bo szybko złapała za jego rękę. Była o wiele drobniejsza od jego własnej. Taka ciepła i miękka. To było bardzo dziwne uczucie i właśnie tak się czuł, gdy coś nieznajomego przeszło przez całe jego ciało.
- Jak to wszystko się skończy, jesteście mi coś winni – syknął, mierząc Gryfonów znienawidzonym spojrzeniem, po czym, gdy nikt nie był w stanie tego zauważyć, ścisnął mocniej dłoń dziewczyny.
~~*~~
- Spokojnie! Harry, czy mógłbyś proszę wytłumaczyć zaistniałą sytuację jeszcze raz, od samego początku, odrobinę mniej chaotycznie? – zapytał uprzejmie profesor Dumbledore, uśmiechając się znad okularów połówek.
- Granger wypiła przez tych kretynów eliksir miłosny! – wykrzyknął nerwowo Malfoy, a mężczyzna przeniósł wzrok na niego. Hermiona siedząca na kolanach Ślizgona spojrzała na niego ze smutkiem, jakby coś złego się wydarzyło. Chłopak niechętnie posłał jej krzywy uśmiech, aby się uspokoiła. Ta zapiszczała i ułożyła głowę na jego ramieniu, przymykając powieki.
- Dziękuję, panie Malfoy, jednak bardziej odpowiednim słowem na opis pańskich kolegów, byłyby po prostu ich imiona – odpowiedział łagodnie. – A co do panny Granger... Myślę, że powinniśmy posłać po Severusa. Na pewno będzie posiadał antidotum na ten eliksir. Poślę również po Minerwę. Chyba powinna być poinformowana o tej sytuacji.
Harry i Ron posłali sobie nerwowe spojrzenie, a następnie zwrócili skarcony wzrok w podłogę. Wiedzieli, że zbliżają się kłopoty. Duże kłopoty. Kilka minut później w drzwiach gabinetu dyrektora pojawili się opiekuni ich domów.
- Wzywałeś, Dumbledore? – zapytał obojętnie Snape, przeskakując po wszystkich obecnych wzrokiem. Na przyczepionej do Dracona Hermionie, zatrzymał wzrok o kilka sekund dłużej, jednak nie dał po sobie nic poznać, że go to ruszyło.
- Tak, Severusie. Tak jak wspominałem ci w patronusie, prosiłem o przyniesienie antidotum na eliksir miłosny. Otóż, panna Granger padła nieszczęśliwie jego ofiarą.
- Doprawdy? Zaskakujące, bo właśnie na dzisiejszej lekcji go ważyliśmy – utkwił ciemne oczy w Harrym i Ronie, a następnie wyciągnął fiolkę z jakimś ciemnym płynem. – Wypij to, Granger.
- Co to takiego? – zapytała niepewnie.
- To napój, który sporządził osobiście pan Malfoy, lecz wstydził ci się go podać. Boi się, że nie będzie pani smakował.
- Głuptasie, wszystko co dla mnie zrobisz, będzie najlepsze na świecie! – pisnęła i wtuliła się w niego, upijając łyk, a po chwili wypijając całą zawartość buteleczki. Zamrugała kilkakrotnie, rozglądając się po pomieszczeniu. Wszyscy obserwowali ją w oczekiwaniu. Na sekundę jej wzrok zmętniał, ale następnie jej usta ponownie wyszczerzyły się w błogim uśmiechu.
- To było najlepsze co piłam! Macie więcej?
- To niesłychane - stwierdził powoli Snape. – Macie coś, w czym był przechowywany eliksir?
Ron niechętnie podał mężczyźnie fiolkę, którą ten powąchał, a następnie prychnął i odwrócił się w stronę dyrektora.
- Weasley jak zwykle coś spartaczył. Owszem, eliksir jest miłosny, ale uważony nieuważnie. Ta sytuacja może potrwać więc nawet kilka dni, jak nie tygodni. Co więcej, Granger może miewać traumy, jeżeli obiekt jej westchnień będzie zbyt gwałtowny czy wściekły, a nawet jeżeli będzie znajdował się zbyt daleko od niej. Nazwałbym to swojego rodzaju obsesją. Ten szczęściarz będzie miał ciekawe wyzwanie, bo zależy od niego jej życie.
Wszyscy spojrzeli na Dracona, który w tym momencie wyglądał na przerażonego. Zrobił się cały blady, siedząc w bezruchu. Nie wiedział dokładanie co go czeka, ale to, co mówił Snape, wydawało się już dość niepokojące. Brak jego reakcji zaciekawił również Hermionę, która wpatrywała się w niego uważnie.
- O co chodzi? – zapytał głupio Draco, ignorując parzące spojrzenie dziewczyny.
- Draco, będziesz musiał pomóc swojej koleżance. To ty zostałeś obdarzony jej chwilową miłością, więc musisz sobie poradzić z tym ciężarem. Hermiona w tej chwili stała się wyjątkowo wrażliwą kobietą, więc proszę, byś na ten czas stał się dla niej dobry i po prostu sprawił, by czuła się przy tobie dobrze, a także bezpiecznie. Jeżeli temu nie podołasz, skutki mogą być tragiczne.
- Nie ma mowy, nie zgadzam się na to! – wykrzyknął natychmiastowo, aż siedząca na nim Gryfonka podskoczyła i skuliła się w sobie.
- Draco... - zaczął spokojnie Albus.
- Nie będę prowadzał się nigdzie z tą szlamą! Co powiedzą wszyscy?!
- Uważaj na słownictwo! – warknęła McGonagall. – Odwołam twój szlaban do końca roku! Jeżeli panna Granger wróci do siebie, zapomnimy o całej sprawie.
Ślizgon zmarszczył brwi, wpatrując się nieufnie w kobietę. W jego głowie trwała prawdziwa wojna. Jej propozycja była kusząca, aż za bardzo... W końcu przez ten beznadziejny szlaban praktycznie jest udupiony, a o czasie wolnym nawet nie wspominając.
- Draco... chodźmy stąd, nie chcę już tutaj być – Hermiona wtuliła się twarzą w zagłębienie jego szyi. – Dlaczego wszyscy tak krzyczą?
Draco westchnął i spojrzał ponownie na profesorkę. Przymknął powieki, czując, że będzie tego żałował...
- Co muszę robić i ile będzie to trwało?
~~*~~
- Cholerny Dumbledore, cholerna McGonagall, cholerni Potter i Weasley! – przeklinał Malfoy, ciągnąc za sobą wesołą Hermionę, która co chwilę się zatrzymywała, by okręcić się wokół własnej osi. Nerwowo rozglądał się na boki, bo miał nadzieję, że uda mu się ukryć fakt, że dzisiejszego dnia, a może kolejne kilka, są na siebie skazani. Niepokoiła go reakcja swoich znajomych. – Szybciej, Granger, pokój wspólny będzie pusty, dopóki jest pora kolacji! Skrzaty domowe przyniosą nam coś do zjedzenia, nie zgłodniejesz.
- Chcesz zjeść ze mną na osobności, Draco? – zaszczebiotała, a chłopak przewrócił oczami, starając się nie wybuchnąć.
- Tak, właśnie tak. – westchnął i jęknął, pocieszając się po cichu. - Merlinie, mam nadzieję, że to potrwa tylko do jutra. Obudzi się i będzie na powrót tą okropną i beznadziejną Granger. Przestanie być tak cholernie delikatna i krucha i co najważniejsze – da mi spokój.
- Tak się cieszę, że profesor Dumbledore pozwolił nam w końcu zamieszkać w jednym pokoju! Marzyłam o tym od tak dawna! – odwróciła go w swoją stronę i wtuliła się nagle w jego tors. Chłopaka w pierwszej sekundzie zamurowało. Nie spodziewał się tak nagłej czułości. Coś zakuło go w żołądku, ale odsunął ją od siebie wyjątkowo delikatnie. Jej brązowe oczy błyszczały jakimś dziwnym blaskiem. Wpatrzył się w nie o kilka sekund za długo, bo odchrząknął i odwrócił się w kierunku ściany, przez którą właśnie mieli przejść.
- Czysta krew – wypowiedział hasło i łapiąc ją za rękę, wciągnął do środka pomieszczenia.
Na całe szczęście pokój był pusty. No, nie licząc kilka młodszych uczniów, którzy nie zwrócili nawet na niego uwagi. Szybko wszedł do korytarza prowadzącego do ich dormitoriów i skręcił w kierunku drzwi, które znajdowały się na samym końcu. W tej chwili wyjątkowo cenił fakt, że jego ojciec załatwił ze Snape'em prywatne dormitorium. Chyba nie przeżyłby uszczypliwych komentarzy swoich współlokatorów.
Wpuścił Gryfonkę, stwierdzając, że to najdziwniejszy widok, jaki widział w całym swoim życiu. Do tego miejsca nie miało wstępu wiele osób. W każdym razie żadna kobieta. A już na pewno nie Gryfonka, której unikał w każdym momencie swojego cudownego życia.
Hermiona natomiast wydawała się zachwycona. Zaczęła biegać po pokoju, podziwiając wszystko, na co natrafił jej wzrok. Draco przewrócił ponownie oczami i podszedł do niej, sadzając zdecydowanym krokiem na kanapie. Nie był jednak przygotowany na to, że pociągnie go zaraz za sobą. Klapnął na kanapę obok niej, zdecydowanie za blisko. Na wprost swojej twarzy miał jej roześmiane tęczówki. Szatynka przybliżyła się jeszcze bardziej, nachylając w jego stronę. Nawet nie zdawał sobie sprawy kiedy przestał oddychać.
- Naprawdę nie pamiętasz kim dla siebie jesteśmy? – wydyszał w końcu, gdy znajdowała się kilka milimetrów od niego. Miał wrażenie, że jego oddech przyspieszył do niesamowicie szybkiego tempa.
- Jak to kim? Kochamy się przecież... - zachichotała i jednym ruchem różdżki spowodowała, że z jej końca posypały się maleńkie serduszka.
Wstał jak oparzony, próbując obudzić się z chorego snu. To wszystko było nienormalne. Granger nigdy by nie powiedziała nic takiego, gdyby była sobą. Ba! Nie dotknęła by go nawet, a teraz chciała go całować, mówiąc, że go kocha?! To wszystko burzyło całkowitą normę tego i tak już chorego świata!
- Draco? Wszystko w porządku? – zmarszczyła brwi i również wstała, podchodząc do niego. Wyciągnęła dłoń i pogłaskała delikatnie po policzku. Miał głupią ochotę przytulić się do jej ręki, ale opanował ten odruch. Nigdy nie reagował tak na nikogo, a to wszystko było przerażające.
- Granger... - warknął, ale przyłożyła mu palec do ust, a następnie poprawiła krótkim ruchem jego blond grzywkę.
- Tak lepiej. Odsłania twoje niesamowite oczy – posłała mu kolejny uśmiech.– Usiądziesz obok mnie?
Wykonał niechętnie polecenie, ale usiadł na pewną odległość od dziewczyny. Na swój sposób wydawała się całkiem urocza, ale nie mógł przecież zapomnieć, że wciąż pozostawała Granger. Wpatrywała się w niego z taką czułością, że chyba nie widział takich emocji nawet u własnej matki.
- Cieszę się, że mogę z tobą być – szepnęła. – Spełniło się moje marzenie.
Draco przyjrzał się jej rozanielonej twarzy. Eliksir musiał być naprawdę mocny. Nigdy nie widział nikogo pod jego wpływem, ale jej zachowanie, słowa, gesty... Wszystko to miało tak wysokie stadium, że nawet on mógł śmiało to stwierdzić.
- Jesteś głodna? – zapytał cicho, ignorując jej stwierdzenie.
- Tak, a ty na co masz ochotę? Zjem to, co ty.
Ślizgon domyślał się, że ta odpowiedź może się znajdować na początku dziennym, dlatego westchnął i zawołał skrzata. Zamówił szybko coś do jedzenia i ciepłego do wypicia dla dwóch osób, po czym oboje zabrali się za posiłek. Granger strasznie go bawiła. Jadła makaron tak, że zaraz cała jej buzia była ubrudzona sosem pomidorowym. Automatycznie starł go, ale gdy zorientował się co robi, szybko odsunął rękę.
Po zjedzonym posiłku rozsiedli się na kanapie, odpoczywając. Hermiona położyła głowę na jego ramieniu, przymykając powieki i cicho wzdychając. Draco zamarł w bezruchu, po czym również przymknął powieki.
Po kilku minutach ciszy, poczuł, jak delikatne palce dotykają jego policzka, przesuwając się aż do warg. Przeszły go dreszcze, gdy przejechała również po nich.
- Mam wrażenie, że czasami jesteś bardzo oschły, ale czuję, że to tylko przykrywka. Masz dobre serduszko, tylko nikt go jeszcze nie otoczył opieką. Pozwól mi to zrobić, Draco... - usłyszał cichy szept.
Te słowa wywarły na nim jakieś dziwne emocje, ale nie pokazał tego po sobie. Nie potrafił dłużej jej słuchać. Wstał nagle z miejsca i speszony rozejrzał się po pokoju. W tej chwili wydawało mu się, że zrobiło się niezwykle duszno.
- Możesz iść się umyć, dam ci coś do przebrania, a jutro pójdziesz po swoje rzeczy. Jestem już zmęczony tym wszystkim – wychrypiał.
Hermiona poszła we wskazane miejsce, a on odetchnął i złapał twarz w dłonie. Miał wrażenie, że w tak krótkim czasie cały jego pokój, a także ubrania przesiąkły jej zapachem. Czuł go wszędzie.
Zapowiadały się długie i męczące dni. Oj tak... Jeżeli przez następne kilka tygodni miałoby być tak jak dziś, to nie będzie to nic dobrego... Nie zdziwiłby się, gdyby Granger wykończyła go psychicznie.
Gdy wyszła, jego wzrok przykuły jej zgrabne nogi, w większości odkryte, bo jego koszulka sięgała zaledwie do połowy uda. W milczeniu podziwiał je, nie mogąc odwrócić wzroku. Poczuł, że robi mu się niesamowicie gorąco.
Podeszła do niego kuszącym krokiem, ale natychmiastowo wstał i unikając jakiegokolwiek kontaktu, wbiegł do łazienki. Odkręcił szybko kurki, po czym wskoczył pod wodę, czując, jak orzeźwiające przyjemnie krople wody, przynoszą nagłą ulgę, rozkurczając wszystkie spięte mięśnie. Miał ochotę pozostać tutaj wieczność. Niestety, nie było to możliwe, więc musiał w końcu nadejść okrutny koniec.
Wyszedł niepewnie z łazienki, a jego wzrok automatycznie powędrował na kanapę. Jego oczom ukazała się Granger, śpiąca z jego sweterkiem w ręku. Skuliła się na części kanapy, a na jej twarz opadło kilka niesfornych loczków. Wbrew sobie musiał przyznać, że wyglądała ślicznie. Tfu, to była Granger!
Podszedł do niej powoli, walcząc z samym sobą. Przyglądał jej się przez kilka sekund, zastanawiając nad tym, co powinien zrobić. Pierwszą jego myślą było po prostu zostawienie jej tak, jak obecnie, ale coś go powstrzymało. Z westchnięciem szturchnął jej ramię.
- Granger, wstań. Idź połóż się na łóżko.
Gryfonka przekręciła się jednak na drugi bok, wtulając w jedną z poduszek. Draco westchnął i policzył w myślach do dziesięciu, po czym nachylił się i podniósł ją na ręce. Hermiona przylgnęła do niego przez sen, a on z mieszanymi emocjami przeniósł ją na łóżko. Z irytacją próbował odczepić od siebie jej ramiona, lecz Gryfonka jak na złość nie chciała go puścić. Mocował się z nią tak, by jej nie obudzić, ale w końcu gdy mu się to udało, ona otworzyła delikatnie oczy, wpatrując się w niego zmęczonym spojrzeniem.
- Dobranoc, Draco – wyszeptała i uniosła się delikatnie, całując go w policzek.
Ślizgon zamarł, a ona jak gdyby nigdy nic powróciła do snu. Trwał przez kilkanaście sekund w tej pozycji, po czym otrząsnął się i nie wierząc, że przydarzyło się to wszystko właśnie jemu, opadł na kanapę, zapadając w maraton przedziwnych snów, którą bohaterką była Hermiona Granger...
~~*~~
- Draco! – usłyszał przyjemny głos, który pieścił jego uszy. Zamruczał, nie chcąc się budzić. Kobieta, która wymawiała z taką pasją jego imię, była najlepszym, co dzisiaj wyśnił. – Draco...
Poczuł, że coś delikatnie mierzwi jego włosy i obejmuje jego tors. Automatycznie przygarnął to do siebie i wtulił twarz w coś miękkiego. Tak przyjemnie pachniało... Jego plecy pieszczotliwie były drapane, a na szyi poczuł ciepłe pocałunki. Niechętnie otworzył oczy, spotykając się z innymi. Gdy odkrył, że to nie był sen, a obok niego leży Hermiona, podniósł się do pozycji siedzącej, prawie zrzucając ją z kanapy.
- Granger, co ty tutaj robisz?! – syknął.
- Obudziłam się i przestraszyłam, że ciebie nie ma obok – załkała cicho, a następnie oparła czoło o jego ramię, szepcząc. – Nie zostawisz mnie, prawda? Nigdy?
- Granger...
- Obiecaj mi to! – złapała za jego koszulkę i przeniosła na niego smutne, błagalne spojrzenie.
- Dobra, dobra, obiecuję – westchnął. – A teraz wybacz, czas iść na śniadanie.
Przez całą drogę ze swojego dormitorium do Wielkiej Sali zastanawiał się, jak to wszystko miało właściwie funkcjonować. Przecież to nie mogło się udać. Udać? To nie miało prawa bytu! On miał się opiekować Granger?! Czy on kiedykolwiek w ogóle komuś pomagał!?
Skręcili w kolejny korytarz, gdzie zbierało się coraz więcej osób, rzucających im zdziwione spojrzenia i szepczących już o niewiadomo jakich rzeczach. Do pewnego momentu znosił to, jak przystało na arystokratę, ale Marlinie! Żeby drugoklasista wyśmiał go za związek z naczelną kujonką i w dodatku szlamą?!
Wiadomo, był Malfoyem, więc z pełną gracją tak dogadał maluchowi, że ten raczej nie prędko się do niego odezwie, ale sam fakt, że ludzie zaczęli spostrzegać go inaczej, niezbyt mu się podobał. Spojrzał niechętnie po raz kolejny w ciągu ostatnich minut w bok. Na twarzy towarzyszącej mu dziewczyny utrzymywał się leciutki uśmiech, jej oczy świeciły się z radości, a kasztanowe loki podskakiwały w skutek jej szybkiego kroku, który musiała utrzymywać, aby móc iść obok niego. Wyglądała na niezmiernie dumną z tego, że mu towarzyszy.
Draco westchnął ciężko. Dlaczego to jemu trafiła się taka kula u nogi? Czym on, wspaniałomyślny i najlepszy we wszystkim, Draco Malfoy, zasłużył sobie na taki los?
- Draco, usiądziesz ze mną na śniadaniu, prawda? - jej miękki głos wyrwał go z krainy żalów i pretensji. Momentalnie odwrócił głowę w jej stronę, próbując wyszukać coś na jej twarzy, co dałoby mu znak, że żartuje. Nie żartowała.
- Granger, coś ty znowu... – zaczął, ale usłyszał za sobą chrząknięcie, na które przeklął po cichu pod nosem, a następnie wykrzywił się w fałszywym uśmiechu.
- Panie Malfoy - wzdrygnął się na znany ton głosu. Zawsze go z lekka przerażał.
- Dzień dobry, pani profesor - zaraz po nim powtórzyła szatynka, na co wywrócił oczami - O co chodzi?
- Chciałam tylko zapytać, jak się panu powodzi – spojrzała badawczo na młodą dziewczynę, stojącą dumnie przy jego ramieniu, jakby miała zamiar odkryć, że cały ten eliksir to jeden wielki żart, a Hermiona jest pod wpływem paskudnego zaklęcia.
- Jakoś sobie radzimy, to dopiero początek – odpowiedział, a w tym samym momencie poczuł, jak ktoś ciągnie za rękaw jego czarnej szaty. Spojrzał w tamtym kierunku i napotkał znudzoną twarz Gryfonki, wtulającą się policzkiem w jego ramię. Westchnął i pogłaskał ją po głowie. – Pani profesor wybaczy, ale Gran... Hermiona przez całą drogę marudziła, że jest głodna, dlatego...
- Och tak, oczywiście. Życzę smacznego i proszę pana, panie Malfoy, aby dobrze opiekował się panną Granger – powiedziała znacząco i zniknęła za drzwiami Wielkiej Sali.
- I nawzajem - warknął cicho i mocno pociągnął szatynkę za rękę, aby poszła za nim.
Naprawdę nie chciał tego robić, ale mimo ogromnych starań, nie wychodziło mu to. Widok uśmiechającej się do niego brązowookiej, starającej się dowiedzieć ile słodzi kawę, a później nieświadomej tego, że na jej policzku zostały resztki dżemu, sprawiał, że kąciki jego ust mimowolnie podnosiły się co jakiś czas lekko ku górze. Nigdy nie pomyślałby, że ta dziewczyna może być tak roztargniona.
Oczywiście, starał się utrzymywać typową dla swojej osoby maskę obojętności, tym bardziej, że wszyscy uczniowie skupieni byli właśnie na ich osobach.
Gdy masywne drzwi otworzyły się po raz kolejny tego pięknego, choć zimowego ranka, zobaczył w nich swojego przyjaciela. Nie dziwił go już ten szeroki uśmiech na jego twarzy i szalone ogniki w oczach. Blaise po prostu już taki był. Po wojnie stał się pełnym pozytywów i chęci do życia oraz z dobrym tekstem, a przynajmniej tak mu sie wydawało, na każdą okazję młodym mężczyzną.
Pozdrawiał wszystkich głośno i machał do zapatrzonych w niego ślepo dziewczyn z wszystkich domów. Jednakże, gdy Zabini był już pewny, że po pobudce w Skrzydle Szpitalnym i informacji, że podczas wczorajszego obiadu zemdlał przez jakiś proszek nic go nie zdziwi, to widok przytulającej się Pani Prefekt do jego kumpla zwalił go z nóg. Szybko jednak się zreflektował i przyspieszył kroku, zajmując miejsce z ogromnym uśmiechem, naprzeciwko dyskutującej o czymś dwójki.
- Witajcie, moje kochane pingwinki! Cóż ja widzę! Czyżby ziarenko miłości kiełkowało na tej pokrytej lodem sawannie? - na usta wpłynął mu jeszcze szerszych uśmiech, gdy zobaczył ich miny. Jego przyjaciel nie pierwszy raz gromił go wzrokiem, ale zazwyczaj chodziło tylko o słodkie ksywki, których Zabiniemu nigdy nie brakowało. Teraz wyglądał na o wiele bardziej zdenerwowanego.
- O czym ty mówisz, Blaise? Ono już dawno rozkwitło! - Gryfonka zatrzepotała rzęsami i wtuliła się w bok blondyna. Malfoy zaś westchnął głośno i objął dziewczynę ramieniem, co spotkało się z jej cichym chichotem.
Brunetowi pierwszy raz od początku tej rozmowy zabrakło przysłowiowo słów w gębie. Był przekonany, że muszą coś omówić lub dostali szlaban i byli na siebie skazani, ale tego się nie spodziewał. Otworzył szerzej oczy, gdy po chwili szatynka podsunęła sobie talerzyk chłopaka z rogalikiem czekoladowym i urwała kawałek, próbując go nim nakarmić.
- Granger... Gran... Nie chcę! - warknął groźnie, gdy jego policzek lepił się już cały od słodkiego kremu. Dziewczyna odsunęła się szybko i ze smutkiem przeprosiła.
- Zaraz do ciebie wrócę, muszę iść z Ginny po moje ubrania – szepnęła skruszona i ze spuszczoną głową ruszyła w kierunku stołu Gryffindoru. Zabini odczekał kilka sekund, po czym wybuchł.
- Co to ma być, Smoku? Jakiś zakład czy co? - pytał gorączkowo, nachylając się przez pół stołu, aby nikt ich nie usłyszał. Co prawda większość uczniów już kończyła posiłek i wracała do dormitoriów, ale wolał dmuchać na zimne.
- Długa historia, opowiem ci wieczorem – westchnął, pocierając obie skronie. Mulat zgodził się bez problemu i sięgnął po kolejnego tosta, którego posmarował masłem orzechowym.
~~*~~
- Masz przerąbane - Zabini w oryginalny sposób zakończył długi wywód swojego przyjaciela na temat tego, jaki to on ma problem.
- Jakbym o tym nie wiedział, stary - odwarknął i przyłożył do ust kryształową szklankę z bursztynowym płynem. Pociągnął kolejny duży łyk, opróżniając ją tym samym.
- Może nie będzie tak źle? Granger może i jest w ciebie zapatrzona jak Greengrass albo Parkinson, ale w porównaniu do nich jest inteligentna i można z nią porozmawiać na różne tematy. Mogłaby ci też pomóc z transmuty - zasugerował - No i umówmy się, Hermiona do brzydkich nie należy - Draco skrzywił się lekko na widok specyficznego uśmiechu Diabła.
- Do czego ty właściwie pijesz? – zapytał, przeczesując palcami platynowe włosy.
- Jakiś ty mało rozumny, Smoku - chłopak wywrócił oczami - Ten czas z nią nie musi być taki zły. Możecie się dobrze bawić.
- Zabini, tobie już wystarczy... - blondyn prychnął i sięgnął po butelkę. – Wiesz o kim w ogóle mówisz? Granger i dobra zabawa?
- Zobaczysz, jeszcze wspomnisz moje słowa. One zawsze wspominają... - mruknął do siebie już ciszej z uśmiechem.
- Nie Zabini, nie wspomnę. Moją głowę zaprzątać będą traumy po jej przytuleniach, słodkich słówkach i tym ciągłym biadoleniu! - warknął, choć gdzieś głęboko stwierdził, że tak na prawdę to od dłuższego czasu nie przeszkadza mu to tak bardzo, jak kiedyś. - W dodatku któregoś ranka jak się obudzi i mnie zobaczy, to nie wiadomo co takiego zrodzi się w tej jej główce i jeszcze mi przywali. Wtedy to już w ogóle nie będzie o czym gadać - sarknął po czym zamoczył wargi w alkoholu.
- A ja ci mówię, że nie będzie tak źle. Mówi ci to wujek Dobra Rada Blaise - Diabeł jak już znalazł swoje zdanie, to trzymał się go do końca. - Wytrzymałeś tyle lat z Parkinson, potem dodatkowo były siostrzyczki Greengrass i reszta damskiej społeczności Hogwartu... Ty byś sobie nie poradził z jedną, pyskatą, uroczą Gryfonką? Właściwie, to gdzie ona jest?
- U Rudej Weasley. Pewnie próbują przywrócić jej pamięć swoimi krzywymi gębami.
Blaise uśmiechnął się wesoło, przyglądając twarzy przyjaciela. On już dobrze wiedział, jak ma zagrać, żeby wyszło na jego. Widział te zamyślone, ale jednocześnie wściekłe spojrzenie. Ma zamiar uświadomić go w jakim błędzie był do tej pory.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a te chwilę poniżej otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Za nimi stała młoda Gryfonka, a na jej ustach ponownie grał wesoły uśmiech.
- Kochanie, tęskniłam! – Hermiona rzuciła się na Dracona, mocno w niego wtulając. Blondyn nie mógł oddychać pod jej czułym gestem, ale szatynka odsunęła się i zmierzwiła mu włosy. Ucałowała go w oba policzki, na co delikatnie się zarumienił. Blaise natomiast nie mógł powstrzymać się od śmiechu. – Draco, mieliśmy iść na spacer, zapomniałeś?
Malfoy westchnął i potarł obie skronie, próbując pozbyć się lekkiego zaćmienia spowodowanego wcześniejszym alkoholem.
- Czy ty wyglądałaś dziś za okno? - zapytał na pozór poważnie, ale w jego głosie można było wyczuć ironię. - Jedyne co tam można robić, to czekać aż zamienisz się w bałwana - warknął. Pomimo prawie połowy życia spędzonego w hogwarckich lochach, nienawidził zimna. Gdy tylko temperatura zaczynała opadać, stosował różne zaklęcia, ubierał się grubiej, jednak zawsze tak, aby wyglądać perfekcyjnie, a jeśli i to nie pomagało, Ślizgoni przecież słynęli z zaradności. Potrzebę ciepła łatwo umieli zaspokoić, zresztą nie tylko i ją.
- Nie wygłupiaj się, słodki głuptasku! Jest sobota i piękna, zimowa pogoda, idealna na spacer! - chaotycznie gestykulowała rękami, obejmując nimi całą sypialnię. Stanęła za fotelem na którym siedział i nachyliła się, kładąc ręce na jego spiętych barkach. Nachyliła się nad nim i szepnęła do ucha - Proszę cię, skarbie - przedłużyła ostatnią samogłoskę, co spotkało się z nikłym uśmiechem na ustach chłopaka. Słodko wyglądała próbując go namówić na ten spacer. Tfu! W jego słowniku nie ma takiego określenia.
- Dobra, gołąbeczki - ciemnoskóry Ślizgon widząc zajętą sobą parę, postanowił pójść na zwiad do Pokoju Wspólnego - Bawcie się dobrze, tylko nie za, tak żebym nie musiał odkopywać was z jakiejś zaspy - cmoknął głośno w powietrzu i zniknął szybko za drzwiami, unikając lecącej w jego stronę poduszki. Pożegnał ich jego wesoły śmiech, odbijający się od ścian korytarza.
Draco nie miał nawet cholernej ochoty na wychodzenie z zamku w tak parszywą pogodę, ale wiedział, że Hermiona nie odpuści. Tym bardziej, gdy była pewna, że się kochają i pozwalała sobie na znacznie więcej. Niestety, musiał się jej poddać. Nie wytrzymałby szlabanu od McGonagall...
- Dobra już, idę, Granger. - mruknął i wstał z fotela, prawie z powrotem się na niego przewracając. Nie musiał patrzeć na szatynkę, żeby wiedzieć, że bardzo cieszyła się na ten spacer. Zakładając na siebie czarny, ciepły płaszcz, słyszał za plecami, jak nuciła sobie pod nosem jakąś piosenkę.
- Nie zapomnij o czapce, Draco! Jeszcze się przeziębisz! – zachichotała i naciągnęła na jego uszy coś, co wyglądało jak wielka skarpeta. Salazarze, nawet nie miał ochoty myśleć o tym, jak głupio musiał wyglądać, albo jak wyglądały w tej chwili jego boskie włosy...
- Chodźmy, Granger i miejmy to już z głowy - mruknął i podszedł do drzwi, otwierając je przed nią. Hermiona chichocząc przeszła obok niego i poczekała na korytarzu. Złapała jego dłoń i nagle Ślizgon poczuł jej usta na swoim policzku. Otworzył szerzej oczy, ale na szczęście dziewczyna patrzyła w innym kierunku i tego nie zauważyła.
Gdy wyszli z Pokoju Wspólnego Slytherinu żegnani szyderczymi spojrzeniami, zerknął dyskretnie na ich dłonie. To było dla niego takie nowe, dziwne, ekscytujące. Czuć jej ciepło i w pewnym sensie przywiązanie. Nie znał tego uczucia, nie spotkał się z nim wcześniej. I właśnie to sprawiało, że chciał czuć to częściej. Ścisnął mocniej jej dłoń, nie patrząc na jej reakcję.
- Będzie ciekawie, gdy eliksir przestanie działać - mruknął pod nosem. To zdanie często powracało do jego głowy. Zastanawiał się nad tym, czy będzie pamiętać, jak zareaguje, wrócą do tego co było? Takich pytań miał więcej i głównie pojawiały się, gdy była blisko. Potrząsnął głową, aby odgonić niechciane myśli. Dziwne i złe myśli.
Zimne powietrze gwałtownie zaatakowało ich rozgrzane twarze, przez co policzki nabrały jeszcze bardziej czerwonego odcienia niż wcześniej, a ciała przeszły dreszcze. Hermiona, mimo to, przybrała na twarz szczery uśmiech i pociągnęła za sobą ukochanego.
Dookoła nich było pełno ludzi. Grupki przyjaciół urządzały bitwy na śnieżki, młodsze roczniki lepiły bałwany, które wyglądem nie przypominały już standardowych ludzi śniegu, a przybierały postacie znanych czarodziejów lub różnych stworzeń, głównie tych, o których niejednokrotnie wspominał Hagrid podczas zajęć z opieki nad magicznymi stworzeniami. W bardziej odległych krańcach w spokoju spacerowały zakochane pary. Draco miał wrażenie, że nigdy tylu nie widział, a chyba na złość się mnożyły.
Osobiście nie był pewny, jak ma się zachować. Rozum podpowiadał mu, żeby wyrwał rękę z uścisku dziewczyny, ale coś w środku, nie wiedział do końca co, szeptało mu cicho, że wcale tego nie chce. Zdecydował się w końcu posłuchać tego drugiego. Niezbyt chętnie oczywiście.
Chodzili już kilkanaście minut, a dziewczyny w dalszym ciągu nie opuszczał entuzjazm. Szczebiotała wesoło do jego ucha i biegała jak małe dziecko, rysując na śniegu serca, a w środku pisała ich imiona, a także wyrzucając nad siebie garści białego puchu, a ten spadał na nią w formie małych płatków niesionych przez wiatr. Zerkał na nią niepewnie. Merlinie, co ona wyprawiała? Ile miała lat, żeby się tak zachowywać? Czy może być gorzej? Czy może wglądać bardziej uroczo, niż w takiej sytuacji? Czy jej oczy mogły świecić jeszcze mocniej? Zaraz, co?!
- Hermiona! - nagle do ich uszu dotarły natarczywe nawoływania. Dziewczyna, chwyciła jego dłoń i odwróciła się szybko, aby kilka metrów przed sobą zobaczyć swoją przyjaciółkę.
- Jeszcze brakowało tutaj baraniego stadka - warknął pod nosem, gdy rudy brat i wnerwiający chłopak młodej Wesley wyszli zza drzew i powoli kierowali się w ich kierunku.
- Rozchmurz się, kochanie! – szepnęła na ucho, delikatnie je całując.
- Herm, jak się czujesz? - Harry na prawdę martwił się o swoją przyjaciółkę. Od kiedy eliksir działał, nie miał nawet kilku minut, żeby z nią porozmawiać. Owszem, zerkał na nią podczas śniadania, ale to nie to samo co być obok i wspierać, jak to zwykle było. Choć to ona raczej troszczyła się o niego i Rona...
- Idealnie, Harry - posłała mu szeroki uśmiech - A jak wam mija sobota? Piękny dziś dzień, prawda? Wspaniała pogoda na spacer!
- Prawda, Mionko - Ginny zaśmiała się cicho, dawno nie widziała przyjaciółki tak szczęśliwej. Natomiast Draco przybrał zdziwiony wyraz twarzy słysząc określenie, jakim młodsza dziewczyna nazwała szatynkę, jednak nikt nie zwrócił na niego większej uwagi. Cieszył się z tego, ale jednocześnie trochę go to irytowało. Czy on był niewidzialny?!
- Ron, co siedzisz tak cicho? - oczywiście. Musiała w końcu go zauważyć... Sam Weasley nie był jednak skupiony na rozmowie. Całą jego uwagę przyciągały złączone ręce fretki i jego przyjaciółki.
Malfoy nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał tej sytuacji. Splótł palce swoje i Hermiony, a następnie z satysfakcją patrzył, jak policzki chłopaka szybko nabierają koloru, a po chwili ciężko było odróżnić, gdzie zaczynały się włosy, a kończyła twarz.
Dziewczyna czując ten gest, prawie podskoczyła z zachwytu i wzmocniła chwyt. Zwróciła twarz w jego stronę. Nie mógł nie odwzajemnić jej uśmiechu, którym zarażała wszystkich dookoła siebie. Po prostu coś w środku niego kazało mu zrobić to samo.
Patrzył w jej czekoladowe oczy i nie mógł uwierzyć w to, jak hipnotyzujące mogą one być. Z kolei ona takie myśli miewała zawsze, gdy stal i błękit choćby na chwilę spoczęły na niej. Draco niewiele myśląc, przysunął się bliżej i objął ją w pasie. Nie wiedział, co nim kierowało i jak to się stało, ale nie żałował.
Przyjaciele Gryfonki wpatrywali się w scenę z różnymi emocjami. Obrzydzenie, niedowierzenie, szok, ale i szczęście, które pojawiło się tylko u Wiewiórki - pomimo tego, że jej przyjaciółka była pod wpływem eliksiru, dawno nie widziała jej w takim stanie przy jakimkolwiek chłopaku. Skrycie pomyślała nawet, że pasowali do siebie z Ślizgonem.
- Hermiona! - krzyk Rudzielca wyrwał ich dwójkę z transu. Malfoy wolno i spokojnie podniósł na niego swoje kpiące spojrzenie, Granger jednak spłonęła rumieńcem i mocniej wtuliła się w klatkę piersiową blondyna. Był taki ciepły, a jej powoli udzielała się grudniowa pogoda.
- Co ci znowu nie pasuje, Weasley? - jedyny Ślizgon w towarzystwie sarknął głośno i przewrócił oczami. Dlaczego, gdy wreszcie poczuł się w tej całej sytuacji dobrze i swobodnie, ktoś musiał to niszczyć?
- To, że jesteście w miejscu publicznym, oraz to, że trzymasz swoje brudne łapska na niej - założył ręce na piersi, mierząc blondyna wrogim spojrzeniem. - Nie przyzwyczajaj się, Malfoy, bo gdy eliksir przestanie działać, a jej pamięć wróci na miejsce, nigdy się już do ciebie nie zbliży. Jest moja - wysyczał niemal jak najbardziej jadowity wąż. Jego siostra i przyjaciel patrzyli na niego niedowierzając, ale Malfoyowi nie drgnęła nawet powieka.
- O to się już nie bój - jego głos był zimniejszy od temperatury, która panowała dookoła nich. - Wszystkiego jestem świadomy, nie to co ty, idioto. To wszystko to twoja sprawka, ona jest pod działaniem tego paskudztwa tylko i wyłącznie przez ciebie i jeszcze śmiesz mi coś wytykać?
- Skarbie - dziewczyna szepnęła, ale on nie usłyszał. – Draco - od razu przeniósł wzrok na jej twarz. Zaróżowione usta miała ściśnięte w wąską kreskę, a oczy błyszczały niepewnie, wpatrując się w niego z obawą. Rzucił ostatnie mordercze spojrzenie swojemu wrogowi i przyciągnął do siebie delikatnie szatynkę.
- Chodźmy gdzieś indziej, sami - podkreślił ostatnie słowo, szepcząc jej do ucha. Skinęła głową i wyprostowała się. Ucałowała kącik jego warg i odwróciła się do przyjaciół.
- Widzimy się później? - zapytała z nadzieją, patrząc na trzymającą się za ręce parę oraz osobno stojącego przyjaciela. Jej przyjaciółka ochoczo pokiwała głową i tyle zdążyła zobaczyć, zanim Draco odwrócił ją i pociągnął w stronę zamarzniętego jeziora. Ostatnim co zobaczył, było znaczące spojrzenie Wiewiórki.
Przechadzali się powoli, a ścieżka za nimi zaznaczona została wgłębieniami w śniegu po ich butach. Hermiona podziwiała zimowy krajobraz: pokryte lodem jezioro, zwisające z drzew sople, a także kropelki z nich spływające pod wpływem przebijających się przez chmury promieni słońca. On zaś nie zwracał uwagi na takie rzeczy; jego spojrzenie przykuwała postać pewnej przemądrzałej Gryfonki. Jej gesty, włosy, oczy, marszczący się nosek, zarumienione policzki, małe dołeczki oraz... sine usta i cichutki trzask uderzanych o siebie zębów.
Przeklął się w myślach i rozejrzał dookoła. Byli daleko od zamku, od boiska czy jakiegokolwiek miejsca, w którym mogłaby się szybko ogrzać. Jeszcze raz zerknął na jej trzęsącą się brodę. Wywrócił oczami i zaczął szybko ściągać płaszcz, zanim się rozmyśli. Dziewczyna stała kilka kroków przed nim, dlatego nie zauważyła, jak do niej podchodzi. Pierwszą oznaką jego bliskości okazało się owijające ją przyjemne ciepło.
Oderwała wzrok od Zakazanego Lasu, aby obrócić się i dostrzec przed sobą Ślizgona, który nie zwracając uwagi na jej ruchy, dokładnie zapinał okrycie. Zarumieniła się i puściła ręce wzdłuż ciała, co ułatwiło mu czynność. Gdy skończył, wyprostował się i popatrzył na nią z góry. Przełknął ślinę; jeszcze nigdy nie oddał dziewczynie jakiejkolwiek swojej części garderoby.
- Zamarzniesz – szepnęła, ale wiedziała, że ją usłyszy. Stali od siebie zaledwie kilka centymetrów.
- Nic mi nie będzie. Ty za to trzęsiesz się, jak podczas jakiegoś ataku - mruknął i przeszedł obok niej, aby nie musieć odpowiadać na inne pytania. Nie wiedział dlaczego to zrobił. Po prostu się stało, a ona niech to doceni.
Nie uszedł daleko, a jego szyję owinął miękki materiał. Przed nim zmaterializowała się szatynka, a jej cała uwaga skupiona była na szaliku, Merlinie, w kolorach JEGO domu! Skąd ona go wytrzasnęła?! Tak czy inaczej, poświęciła temu całą swoją uwagę, a on miał krótką chwilę na dogłębne przypatrzenie się jej całej.
Smukłe palce zręcznie radziły sobie z grubym materiałem szalika, oczy zapatrzone w jedno miejsce, zmarszczka na jej czole, mówiąca o jej dużym skupieniu, przygryziona wewnętrzna część policzka oraz leciutko uniesiony kącik ust. Nawet nie zorientował się, kiedy skończyła. Poczuł się... kochany? Ktoś o niego zadbał, co ostatnim razem zdarzyło się może w dzieciństwie.
Odwrócił szybko od niej wzrok, złapał za rękę i splótł ich palce. Pociągnął ją lekko w stronę murów szkoły, gdzie po przebraniu się, usiedli przed kominkiem w jego dormitorium i pili gorącą czekoladę z bitą śmietaną, którą Gryfonka uwielbiała. Słuchał jej opowiadań, a później przypatrywał z jakim zapałem i skupieniem odrabiała pracę domową. Nie zaprzeczył, gdy chwyciła jego nadgarstek i po kilkunastu minutach siedzieli w bibliotece, gdzie podyktowała mu referat z transmutacji, a podczas tego szukała uzupełniających informacji na runy.
~~*~~
Minął ponad tydzień, a normalnym stał się widok pewnego blond Ślizgona i kasztanowłosej Gryfonki chodzących razem za rękę. Każdy zdawał sobie sprawę z tego, że ich bliskość jest wynikiem wypicia przez dziewczynę eliksiru, jednak były pewne dwie osóbki, które zauważyły w tym coś więcej. Pewna ruda lisica i mieszkaniec gorącego piekła zerkali na zachowanie tej dwójki, a szczególnie chłopaka.
Ginny i Blaise nie rozmawiali o tym, nie wymieniali się poglądami, ale byli pewni, że oboje wiedzą co się święci. Podświadomie czekali tylko na moment, gdy to wszystko się skończy, a domysły i obstawianie ich dalszych relacji się skończy.
Diabeł, jak nikt inny znał Dracona Malfoya i z niebywałą dokładnością wypatrywał najmniejszych gestów. Czy to drgnięcie ręki, powieki, pojawienie się zmarszczki, przygryzanie wargi, albo dłuższe podążanie wzrokiem za Hermioną. Ktoś zarzuciłby mu, że popada w paranoje i widzi to, co chciałby dostrzec, ale on sam wiedział najlepiej. Detektywem był zawodowym, w końcu bawił się w niego przez ponad połowę dzieciństwa, szukając informacji od nowych partnerów swojej matki, zaczynając i kończąc na dumaniu o nazwach, które kucharz wymieniał mu, gdy pytał, co jego rodzicielka tym razem wymyśliła na obiad.
Jeśli już o nim mowa. Ciemnoskóry siedział właśnie ze swoim przyjacielem w jego dormitorium i klejącą się do niego szatynką. Z początku przyszedł tylko po to, aby poznać nowe ploteczki, ale od słowa do słowa, od szklaneczki ognistej i lampki wina skrzatów, przeszli w końcu na inne tematy, które ciężko byłoby pozostawić bez komentarza.
- Mówię ci Hermionko, Malfoy tak się wtedy wściekł, że myślałem, iż rozwali sufit w lochach - dwójka z nich wybuchła głośnym śmiechem.
- Naprawdę tak cię to zezłościło, Draco? - zachichotała i bardziej wtuliła się w jego bok, co on przyjął z głośnym westchnięciem.
- Ty - wskazał na nią. - Nie śmiej się, a ty, Zabini, zamilknij a najlepiej wyjdź!
- Ale skarbie, to był tylko punkt - uśmiechnęła się przymilnie i splotła ich palce.
- Właśnie, skarbie – zawtórował jej Zabini. – To był tylko punkt, a ja nie mam zamiaru się nigdzie wynosić!
- Oboje jesteście wkurzający – stwierdził Draco, ale jego kącik uniósł się ku górze. Jego myśli powędrowały do wspomnienia, gdy Granger wygryzła go w konkursie z numerologii jednym punktem. Teraz wydawało się to głupie, ale wtedy był naprawdę wściekły. Szybko jednak powrócił do rzeczywistości, bo usłyszał śmiech dwójki osób.
Podświadomie wywrócił oczami i podniósł głowę. Diabeł zerkał na niego z szerokim, złośliwym uśmiechem na ustach, za to szatynka głowę spuszczoną miała w dół. Zerknął na nią, ale kurtyna włosów zasłaniała wszystko. Między palce złapał kilka kosmyków i odsłonił je.
Policzki dziewczyny były jak piwonie, za to oczy świeciły się z podniecenia. Podniosła na niego wzrok, na co nieświadomie wzmocnił uścisk dłoni. Jej ładne usteczka wygięły się w słodkim i niewinnym uśmiechu. Nagle wykonała szybki ruch i wtuliła się mocno w jego klatkę piersiową. Rzucił kumplowi zdezorientowane spojrzenie, a ten w odpowiedzi spróbował zatuszować śmiech, wciskając sobie pięść do ust. Zdenerwowany westchnął i wolną ręką przeczesał platynowe włosy. Pociągnął lekko za końcówki i przygryzł wargę, próbując domyślić się, co takiego Blaise mógł powiedzieć.
- Ja... - zaczęła nieśmiało, a jej głos był zduszony, ponieważ dalej się w niego wtulała. - Nie wiem, co mam powiedzieć - widział oczami wyobraźni, jak się uśmiecha.
- Ja także – mruknął, dalej nie chcąc się jej przyznać, że nie słuchał.
- Draco, no jak to, nie pamiętasz? Kochanie moje, twojego wzroku, którym sztyletowałeś Kruma oraz groźne komentarze i wlepione maślane spojrzenie w naszą Gryfoneczkę, mówiły same za siebie.
Malfoy poczuł, jak jego ciało sztywnieje. Zacisnął mocniej palce na talii Granger, czego ona nie wzięła za nic złego. W jego głowie sam pojawił się obraz z czwartej klasy. Hermiona, odziana w piękną, lecz skromną sukienkę w kolorze barwinka, z uśmiechem tańczącą w ramionach tego bułgarskiego bałwana o chodzie kaczki. Moment, gdy weszła na salę wprawiając większość męskiej części w zachwyt ze swoim partnerem, który tak samo działał na dziewczyny.
Nie czuł tego, jak mocno zaciskał szczękę, ale Blaise doskonale bawił się, oglądając przyjaciela w takim stanie. On już bardzo dobrze wiedział, co ten czuł.
Po wszystkim, Diabeł wrócił do siebie, a oni ponownie położyli się obok siebie. Ona opowiadała cicho, jak dobrze minął jej dzień w jego towarzystwie, a on słuchał jej jednym uchem i bawił się jej włosami, porozrzucanymi na całej poduszce. Ponownie myślał jak to będzie mieć puste łóżko; zasypiać i budzić się samemu, bez jej włosów przysłaniających wszystko, bez jej biadolenia. Samemu, w ciszy, bez dodatkowego ciepła.
~~*~~
Wieczór we trójkę zdawał się wiele zmienić pomiędzy Draco, a Hermioną. Draco wbrew sobie musiał przyznać, że ta podmieniona Granger wydawała się na swój sposób słodka. Nie wrzeszczała na niego przy każdym spotkaniu, nie mierzyła wzrokiem godnym bazyliszka, a wręcz przeciwnie, była czuła i delikatna, co czasami, nie ukrywając, go drażniło, ale w większości te cechy zaczęły przeważać. Bał się, że tym swoim zachowaniem, po prostu zdobywa go kawałek po kawałeczku. Zdawał sobie jednak sprawę, że to tylko chwilowe, a za kilka dni może na powrót stać się sobą, a on w końcu będzie mógł żyć po swojemu.
- Granger, czy ty musisz się tak rozpychać?! – zapytał zmęczony, gdy siedzieli później przy stole Slytherinu. – Masz tyle miejsca obok siebie, a ty wciąż włazisz na mnie!
- Wybacz, Draco, nie chciałam cię denerwować – zrobiła smutną minę, a chłopak westchnął ciężko i w myślach mając koniec szlabanu, pogłaskał ją po głowie. Uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Nic się nie stało. Hermiona, przyniosłabyś mi z innego stołu to ciasto z owocami? U nas się już skończyło.
- Oczywiście! – rozpromieniła się i pobiegła w kierunku stołu Gryffindoru. Draco natomiast odetchnął z ulgą.
- O co ci chodzi, stary? Przecież nie jest tak źle – zagaił Blaise, wskazując głową na dziewczynę, która odbiegła od ich stołu.
- Zabini, przypominam ci po raz kolejny, że to tylko chwilowe! Czekam tylko aż przyłoży mi w twarz, bo wtedy będę wiedział, że jestem wolny.
- Powróćmy do naszej ostatniej rozmowy, dobrze? Chyba wtedy nie zrozumiałeś dostatecznie. Stary, ta nowa Hermiona jest inna, sam wiesz. I nie mów, że ci się nie podoba. Granger zawsze ci się podobała, ale ze względu na to, że się nie lubiliście...
- Nie zapominaj, że wciąż jest szlamą.
- Faktycznie, odkąd odszedłeś z domu wciąż cię to interesuje jaką ma krew – zironizował. -Dobrze wiem, że zabawiłeś się z kilkoma mugolkami.
Draco zrobił kwaśną minę, ale nie odpowiedział.
- Mówiłem ci przecież i myślałem, że zrozumiałeś! Skoro taka jest, to wykorzystaj to. Dumbledore kazał ci się nią zająć jak najlepiej. Pokaż tej pannie jaki potrafi być Draco Malfoy. Gdy się przebudzi i tak nie będzie tego pamiętała, a przez ten czas nie będzie tak źle. Jest ładna, słodka, kochana i czuła. W tej chwili zrobi dla ciebie wszystko.
- Chyba nie myślisz, że mam z nią...
- Nie mówię o tym, zboczony kretynie! Po prostu zabaw się, lepszej okazji nie będziesz miał. Możesz to później wykorzystać, będziesz miał na nią haka, a w międzyczasie Weasley i Potter dostaną szału. Przemyśl to. Przecież Draco Malfoy potrafi być chłopakiem idealnym, prawda? Zresztą... widzę jak na nią patrzysz. Wcale nie chcesz być taki dla niej, tylko boisz się, co się stanie, jak wróci do... swojego normalnego stanu.
Draco spojrzał na przyjaciela niepewnie, a w tym samym momencie podbiegła do nich Hermiona.
- Draco, nigdzie nie znalazłam już tego ciasta – powiedziała smutno. Ślizgon spojrzał na jej zasmuconą twarz i przelotnie na Blaise'a, który wpatrywał się w niego znacząco.
- N-nie szkodzi. W sumie to... nie jestem już głodny – uśmiechnął się, po czym dotknął jej ręki. Gryfonka rozpromieniła się, ściskając ją mocniej.
Pansy Parkinson siedząca kilka miejsc dalej, zmierzyła ją znienawidzonym spojrzeniem. Miała już dość tego, że szatynka od kilku dni nie odstępowała Draco na krok. Znała przyczynę, ale nie zmieniało to zupełnie nic. Na dodatek, Draco oraz Blaise wydawali się być coraz bardziej zainteresowani dziewczyną.
Z rosnącą wściekłością obserwowała, jak jej obiekt westchnień wstaje i obejmuje tą okropną Granger, a następnie wspólnie wychodzą z Wielkiej Sali.
~~*~~
- Napijesz się czegoś? – zapytał grzecznie, utkwiwszy spojrzenie w Gryfonce. Ta natomiast entuzjastycznie pokiwała głową, a już po chwili trzymała kieliszek w dłoni.
Draco opadł ze zmęczeniem na kanapę, zajmując miejsce obok niej. To wszystko było cięższe niż mu się zdawało, a dodatkowo Blaise nie ułatwił mu sprawy.
- Granger, powiedz mi... nie czujesz się ostatnio jakoś... inaczej? – zapytał niepewnie.
- Nie – odparła zaskoczona. – Mam tylko czasami wrażenie, że o czymś zapomniałam.
Draco spojrzał na nią dziwnie, ale nie skomentował tego.
- Od jak dawna mnie kochasz? – zapytał po kolejnym z kolei kieliszku, czując, że się trochę rozluźnia. Alkohol przynosił pożądane efekty.
- Od kilku lat. Jednak ty wtedy mnie nie zauważałeś. Cieszę się, że teraz się to zmieniło – szepnęła.
Ślizgon posłał jej zaskoczone spojrzenie. Od kilku lat? Czy to mogła być prawda? Przecież eliksir nie mógł aż tak bardzo zmienić ich całego życia...
- Kochałeś kiedyś kogoś? – zapytała nagle, wbijając w niego duże, brązowe oczy, pełne miłości i uwielbienia.
- Ja... - zawahał się. Nie. Nigdy nie obdarzył nikogo tym uczuciem. Miłość... tak bardzo nieznana, niedostępna, odległa...
Gryfonka najwidoczniej jednak nie czekała na odpowiedź, bo wskoczyła mu na kolana, śmiejąc się. Draconowi również w głowie już szumiało. Wpatrzył się w jej błyszczące oczy, następnie przenosząc spojrzenie na jej pełne wargi, które zbliżyły się w jego stronę. W głowie przewinął mu się Blaise, mówiący o tym, żeby się nią zajął jak najlepiej. Jej wargi były takie kuszące... Tak bardzo miał ochotę ich zasmakować...
Nie zastanawiając się dłużej, po prostu wpił się w nie. W pierwszej chwili było to tylko delikatne muśnięcie, jednak z każdym kolejnym, przemieniały się w gorące, pełne namiętności pocałunki. Nieświadomie przyciągnął ją do siebie mocniej, chcąc się po prostu zatracić. Wdychał jej zapach, upajał się smakiem. Jej filigranowe rączki gładziły jego ciało, przyjemnie je pieszcząc. Jeżeli takie pocałunki miały oznaczać poświęcenie się dla jego dobra, był w stanie to zrobić...
Nie miał pojęcia ile czasu minęło, ale oderwali się od siebie, wpatrując w swoje oczy, ciężko dysząc. Ucałował ją jeszcze raz w kącik warg, po czym chwycił pod pośladkami i zaniósł do łóżka. Ułożył się obok niej, przykrywając ich kołdrą. Wpatrywał się w jej piękną twarz, dopóki nie zasnęła. Ucałował jej czoło, opierając o nie swoje i pozwalając sobie opaść w sen...
~~*~~
Draco obudził się z samego rana, rozglądając niepewnie na boki. Miał przedziwny sen... W końcu dał się pocałować Granger, która była pod wpływem Amortencji. Co gorsza, ten pocałunek mu się podobał! Salazarze, gorszego koszmaru nie miał, odkąd...
Przekręcając się na prawy bok, prawie dostał zawału. Obok niego spała owa Gryfonka ze snu, wtulając się w poduszkę. Przyjrzał się jej spokojnej twarzy i zagryzł wargę. A więc ten sen był rzeczywistością? Naprawdę się całowali? Coś przyjemnie rozeszło się w jego ciele na to wspomnienie. Gorące wargi na jego własnych, przyjemny zapach, namiętność...
Dotknął delikatnie, by jej nie zbudzić, burzy brązowych włosów, zawijając ich końce na swoje palce. Może Zabini miał racje? Powinien jej pomóc, być dla niej jak najmilszy... Przecież to nic złego, prawda? Zresztą i tak nie będzie o tym pamiętała przecież. A skoro już tutaj z nim jest...
Podczas, gdy myśli nie dawały mu spokoju, szatynka otworzyła zaspane oczy i spojrzała prosto na niego. Uśmiechnęła się wesoło i pogłaskała go po delikatnym zaroście.
- Dzień dobry – wymruczała i przybliżyła się do niego.
- Dzień dobry – odpowiedział i odwzajemnił uśmiech. Nie mógł powstrzymać się od wpatrywania w jej pełne usta, które wczoraj jeszcze całował z tak ogromną pasją. Przyciągnął ją do siebie i ponownie ich zasmakował. Usłyszał jej cichy pomruk zadowolenia, co jeszcze bardziej zachęciło go do pogłębienia pocałunku.
- Chyba musimy wstać i iść na śniadanie – westchnął, całując ją w czubek nosa. Następnie wstał z łóżka i wyciągnął dłoń w jej kierunku. Hermiona ujęła ją ochoczo i puszczając mu oczko, ruszyła do łazienki.
Draco postanowił. Miał zamiar zachowywać się tak, jak proponował Blaise. Chciał być chłopakiem idealnym, kochanym i robić to, na co miała ochotę. To wydawało się ciekawszym i przyjemniejszym wyjściem niż przez cały ten czas drzeć z nią koty.
Objął ją w pasie, gdy wyszli z lochów i pociągnął w stronę Wielkiej Sali. Przez całą drogę nie szczędzili sobie czułości. Draco co chwilę ją podszczypywał, a ona z piskiem próbowała mu się wyrwać, lecz on łapał ją z powrotem w swoje ramiona, po czym składał na ustach gorący pocałunek.
Gdy tylko przekroczyli próg Wielkiej Sali, wszystkie oczy zwróciły się w ich stronę. Hermiona ze śmiechem się w niego wtuliła, a Draco okręcił ją w powietrzu, po czym posadził przy stole Slytherinu, nie przejmując się tym, jakie zaskoczenie wywarł tym wejściem.
- Na co masz ochotę, księżniczko? – zapytał słodko, nakładając na talerz kilka najbliższych potraw.
- Na kanapkę z odrobiną Draco Malfoya – zachichotała, a Draco podał jej kanapkę z dżemem, po czym pocałował ją tak namiętnie, że kilka osób siedzących w pobliżu się skrzywiło.
- A ty co byś zjadł, misiu? – zapytała go zamroczona.
- A mam do wyboru ciebie?
- Ależ tak – mruknęła i przygryzła jego wargę. – Jeżeli tylko chcesz.
- Jesteście tak słodcy, że dostaję cukrzycy – mruknął z westchnięciem Zabini, patrząc na nich z lekkim obrzydzeniem. – A Blaise'a nikt nie chce? Jestem całkiem smaczny z jajecznicą. W sumie z tostami też ujdzie.
- Zjeżdżaj Zabini, ciebie to nawet z czekoladą bym nie zjadł. Mimo, że oboje jesteście czarni.
- Przeklęty rasisto! – zawył Blaise.
Draco wyszczerzył się w wrednym uśmiechu, ponownie skupiając się na uroczej Gryfonce. Miała na policzku odrobinę dżemu, który zlizał końcówką języka, ciesząc się z krztusząco rozbawionej reakcji przyjaciela.
- Ciekawa z was para – zironizował mulat. – Planujecie dzieci? Chcę być chrzestnym tego uroczego bobasa!
- Oczywiście, Blaise! – mrugnęła do niego Hermiona. – Draco, chodźmy zaraz na spacer, proszę!
- Jeżeli sobie tego życzysz, piękna.
Pochłonęli do końca swoje posiłki, po czym wstali z ławki, łapiąc się za rękę. Chcieli ruszyć do wyjścia, gdy przed nimi ktoś stanął. Ron Weasley wraz z Harrym Potterem mierzyli Draco zirytowanym spojrzeniem.
- Odsuń się od niej, gadzie! Wiemy, co kombinujesz! Wykorzystujesz ją! – wykrzyczał rudzielec.
- Zjeżdżaj mi sprzed oczu, Weasley – syknął w odpowiedzi Draco.
- Przestań, Ron! – Hermiona również podniosła głos. – Od zawsze wiedziałam, że tak będzie! Kocham Dracona i nie życzę sobie, byś go obrażał i na niego krzyczał! Zejdź nam z drogi!
Jej przyjaciele spojrzeli na nią z szokiem, a Draco wykorzystując ich zaskoczenie, przyciągnął ją do siebie i pocałował. Z satysfakcją obserwował reakcję Weasleya, gdy dziewczyna zarzuciła mu ręce wokół karku, przyciągając do siebie.
- Do zobaczenia, gamonie – wysyczał i wyciągnął ją z pomieszczenia.
Ich wesołe spacery obserwowało kilka osób. Draco co kilka kroków okręcał ją wokół własnej osi, a ona śmiała się zachwycona. Powalił ją na śnieg, nachylając się nad nią i z rozbawieniem przysypywał zimnym puchem. Ona nie pozostawała mu dłużna. Wskoczyła mu na barana, jednak po kilku kolejnych krokach oboje upadli na dużą zaspę, śmiejąc się.
Nie mógł się powstrzymywać przed dotykaniem jej. Uwielbiał jej delikatne dłonie, a także ciało. Idąc do biblioteki, złapał ją nagle pod pośladkami i przycisnął do ściany, umieszczając swoje usta na jej ślicznie pachnącej szyi. Przygryzł ją lekko, przenosząc się na ciepłe, oczekujące go wargi. Z zadowoleniem przyjął do wiadomości to, że otoczyła go w pasie nogami. Byli tak blisko siebie... Czuł jej falujące pod koszulką piersi, przyspieszony oddech. A każdy pocałunek jakby przenosił go na inną planetę. Nie czuł tego samego przy żadnej kobiecie. Była... wyjątkowa.
Usiedli się przy schowanym w kącie stoliku. Hermiona położyła przed sobą opasłą książkę, ale pierwszy raz w życiu nie mogła się na niej skupić. Coś w jej głowie zaczęło się rozmazywać, miała dziwne wspomnienia z tym miejscem przemykające przez jej głowę, ale przytulający ją od tyłu Draco skutecznie je rozproszył. Z uwielbieniem położył głowę na jej barku, przyciągając bliżej do siebie.
- Jesteś piękna – szepnął na ucho, na co przeszły ją rozkoszne dreszcze. Odwróciła głowę w jego stronę, spotykając się z szarymi tęczówkami.
Jego twarz także spowodowała jakieś wspomnienia, które utonęły w głębi jego oczu. Były takie śliczne, tak błyszczące miłością...
*
- Jutro są już święta – wyszeptał cicho, leżąc na łóżku obok Hermiony. Minęło już kilka kolejnych dni, a on miał wrażenie, że jego serce niebezpiecznie reagowało na jej dotyk, spojrzenie, pocałunki. Chciał ją tylko dla siebie. Nie miał pojęcia dlaczego to stało się tak szybko. Nie, to nieprawda. Hermiona Granger podobała mu się od zawsze, Zabini miał rację. Ona mieszkała gdzieś w głębi jego serca od kilku lat. Teraz tylko postanowiła się uaktywnić.
- O czym marzysz? – zapytała go.
Chłopak zastanowił się, wpatrując w ścianę. Czy było coś, o czym naprawdę marzył? Czego pragnął?
- Nie mam marzeń – odpowiedział cicho. – A ty?
- Chciałabym zostać z tobą do końca życia – odpowiedziała pewnie.
Draco skrzywił się. Wiedział, że to niemożliwe. Czuł, że to wszystko powoli się kończy. Ile im pozostało? Dzień? Dwa? Może tydzień? Spojrzał prosto w jej czekoladowe oczy, a serce mocniej mu zabiło. Wiedział, czego pragnie. Chciał, by nigdy nie wróciła jej pamięć sprzed wypicia eliksiru...
~~*~~
- Wesołych świąt! – w jego uszach rozbrzmiał podniecony głos ślicznej Gryfonki. Uniósł się na łokciach, obserwując z rozbawieniem, jak rozpakowuje pakunki z górki prezentów. Jego również była całkiem pokaźna, ale nie spieszyło mu się.
- Otwórz ten zielony – uśmiechnął się cwanie i z zaciekawieniem obserwował jej reakcję.
Hermiona z zapałem zastosowała się do jego prośby, rozpakowując największą z paczek. Jej oczom ukazała się opasła książka dotycząca miłości, a także bransoletka z białego złota z literkami układającymi się w imię „Draco".
- Piękne! – zachwyciła się szatynka, pochłaniając swoje prezenty. – Dziękuję!
Chłopak uśmiechnął się wesoło
- Tak się składa, że dzisiejszego wieczora w pokoju wspólnym Ślizgonów odbędzie się impreza świąteczna – zaczął niepewnie. – Masz ochotę pójść?
Hermiona przytaknęła i pisnęła, rzucając mu się na szyję, a także wręczając w rękę malutką paczuszkę.
- Ja również mam coś dla ciebie.
Draco z zaciekawieniem i jakąś dziwną fascynacją, zaczął rozpakowywać owy prezent. Z uśmiechem wziął w rękę ich wspólne zdjęcie, które przedwczoraj zrobił im ten gamoń Creewey. Przełknął ślinę, gdy niżej zauważył dwie koszulki, które nosiły tylko pary.
- Dzięki, Granger – pocałował ją tak zachłannie, że aż zabrakło jej tchu.
W jednym momencie jakby nabrał niesamowitych sił i podniósł się z łóżka, patrząc na nią z tajemniczym uśmiechem.
- Wstawaj, idziemy na podbój Hogwartu.
~~*~~
Wieczór nadszedł w zadziwiająco szybkim tempie. Draco nawet się nie obejrzał, a schodził z uroczo ubrano Hermioną po schodach do pokoju wspólnego. Mimo iż przebywali w swoim towarzystwie już od długiego czasu, to nieraz uczniowie reagowali szokiem. Postanowił jednak nie zwracać na nich większej uwagi, tylko podszedł do siedzącego przy barku Blaise'a.
- Napijecie się czegoś? – zapytał mulat na ich widok. Oboje skinęli głowami z uśmiechem odbierając od niego szklanki z bursztynowym płynem. Po dwóch szybkich drinkach Draco wyciągnął dłoń w kierunku Hermiony, zachęcając ją do tańca.
Dziewczyna ujęła ją z radością, dając się poprowadzić na środek parkietu, wśród innych tańczących par. Zarzuciła mu ręce na szyję, wtulając się w zagłębienie na jego szyi. Draco przygarnął ją do siebie mocniej, jakby nigdy nie chciał jej wypuścić z uścisku. Oboje dopasowali się do rytmu, świat dla nich zniknął, byli tylko oni.
Przetańczyli kilka piosenek, nie dopuszczając do siebie nikogo innego.
Wdychał jej zapach, upajał się bliskością. Odsunął się na krok, po czym musnął jej usta swoimi. Nigdy o tym nie wspominał, ale ta sytuacja była jedną z najbardziej wyjątkowych w jego życiu. Każdy jej pocałunek budził w nim niesamowite emocje, zmysły. Była dla niego jak tlen, jak najgorsze uzależnienie. Pochłaniał jej bliskość całym swoim ciałem, ale czuł, że to wszystko jest nieprawdziwe. Tak, miał poczucie winy. Bał się, że gdy jutro otworzy oczy, jej już nie będzie, zapomni o tym, co przez te kilka tygodni razem przeżyli.
Oderwał się od jej pełnych warg, patrząc w ciemne oczy z bólem.
- Chodźmy się położyć. Straciłem ochotę na całą tą imprezę.
Bez słowa wrócili do jego dormitorium i położyli się obok siebie na łóżku. Dotknął opuszkami palców jej twarzy, nie mogąc oderwać wzroku. Była taka delikatna, wrażliwa i krucha. Nie minęło pięć minut, a zasnęła. Draco nie miał tego szczęścia, jego myśli postanowiły nie dać mu tej nocy spokoju.
Co będzie, jak eliksir przestanie działać? Zapomni o nim? Zapomni o tym wszystkim? Kim dla siebie będą? Ponownie wrogami? Będzie miał patrzeć na jej uśmiechniętą twarz, która będzie się wykrzywiała z wściekłości na jego widok?
Nie chciał tego przyznać głośno, ale naprawdę nie potrafił się z tym pogodzić. Nie chciał, by go opuściła.
*
Hermiona przetarła zaspane oczy i rozejrzała się wokoło. W pierwszej chwili zupełnie nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Po sekundzie jednak wszystko w nią uderzyło tak potężnie, że prawie zachłysnęła się powietrzem. Lekcja eliksirów, kłótnia z chłopakami, dym w Wielkiej Sali, śmiejący się Malfoy... ona przytulona do Malfoya, siedząca mu na kolanach, idąca za rękę, przytulona... pocałunek... kolejny... i kolejny...
Z każdym wspomnieniem jej policzki coraz bardziej się czerwieniły. Spojrzała na bok i spotkała się z śpiącym ciałem swojego wroga. Zatkała przerażone usta, by nie krzyknąć. To wszystko było prawdą. Ona i Malfoy...
Z lekkim drżeniem ręki dotknęła jego czoła, odsłaniając grzywkę. Był przystojny. Nawet bardzo, ale to Malfoy! Jak zareaguje na wieść, że wszystko pamięta?! Że eliksir przestał działać?!
Przeszukała pokój szukając ucieczki, ale nim cokolwiek zrobiła, usłyszała jego aksamitny głos.
- Wstałaś już?
Odwróciła się w jego stronę z rumieńcami i przełykając ślinę, przytaknęła. Pisnęła cicho, gdy blondyn przyciągnął do siebie, wyciskając na ustach gorący pocałunek, aż wszystkie jej mięśnie zwiotczały.
Chwyciła dłońmi za jego koszulkę, chcąc go odepchnąć, ale... zrezygnowała. Przymknęła powieki, oddając pocałunek z takim samym żarem. Ona również postanowiła. Nie wspomni mu o tym. Nie powie, że wszystko pamięta, że jest już sobą. To przecież tylko kilka dni... Tyle wytrzyma na udawaniu...
- Uwielbiam cię – wyszeptał w jej usta. – Bądź moja, tylko moja...
- Jestem – również wyszeptała, czując jak serce uderza o jej klatkę piersiową ze zdwojoną siłą.
I tak właśnie zaczęła się ich gra. Każde z nich miało zamiar udawać, lecz gra nie poszła po ich myśli. Nie mieli pojęcia, że zakochiwali się w sobie. Do szaleństwa. Gorąco i namiętnie. Każdy dzień stawał się magiczną bajką, a oni nowymi ludźmi, oczarowanymi sobą nawzajem.
Stali się dla siebie niczym prawdziwa para. Z każdym dniem zakochiwali się bardziej. Bez problemów, kłótni, szczęśliwi i wiecznie uśmiechnięci.
Pozostawał tylko jeden szczegół...
Hermiona.
Hermiona zapominała często, że miała udawać. W obecności Dracona czasami automatycznie odpowiadała mu zaczepką, albo zachowywała się zbyt normalnie. Chłopak był nią zauroczony, a fakt, że zachowywała się inaczej, jeszcze bardziej go pociągał, ale także dziwił.
- Co dzisiaj zjemy, kochanie? – zapytał jak zwykle przy śniadaniu.
- Nie mam jakoś ochoty dzisiaj jeść. Nie jestem głodna – mruknęła i skubnęła tylko kawałek chleba. Blaise i Draco posłali sobie zaskoczone spojrzenia.
- To dziwne, zazwyczaj jesz to co Draco – zauważył mulat, a Hermiona natychmiast pobladła i spojrzała na chłopaków z uśmiechem.
- Przepraszam, tak... Draco, podasz mi półmisek tych kiełbasek?
Ale to nie była jedna dziwna sytuacja dla Dracona. Hermiona w ogóle zachowywała się inaczej. Uwielbiał z nią chodzić za rękę po korytarzu od zawsze, obcałowywać ją, ale ostatnio... wyrwała mu się i zaczęła z piskiem uciekać. Gonił ją, a ona się śmiała, chowała za zbrojami. Gdy ją tylko dopadł, pocałowała go mocno, a on zaczynał ją łaskotać. Hermiona właśnie wtedy wykrzyknęła:
- Draco, błagam, przestań! Kretynie!
Spojrzał na nią z zaskoczeniem, bo nigdy go nie wyzwała, nawet w żartach. Obecnie wydawało się to nawet jeszcze bardziej kochane, ale jednak coś tutaj nie grało...
Hermiona czując, że dziwnie się jej przygląda, złożyła krótkie pocałunki na całej jego twarzy, a następnie wtuliła w tors.
- Kocham cię – szepnęła i poczuła, że jego ciało drętwieje.
- Ja też cię kocham – usłyszała w odpowiedzi i uśmiechnęła się do siebie. Jak bardzo by chciała, by okazało się to prawdą...
*
Chwycenie za rękę pod ławką, czułe słówko na ucho, namiętne spojrzenia. Tak wyglądała praktycznie każda ich lekcja. Hermiona pod wpływem eliksiru nie potrafiła skupić się na lekcji. Teraz jednak znów była sobą, więc Draco zdziwił się, gdy zaczęła z zapałem wszystko notować, a jeszcze bardziej, gdy odpowiedziała na zadane pytanie nauczyciela. Nie tylko on był zaskoczony. Cała klasa włącznie z nauczycielką transmutacji.
- Panno Granger, czy mogłaby pani zostać po lekcji na chwilę?
Hermiona skinęła głową, a po skończonych zajęciach podeszła do kobiety.
- Coś się stało, pani profesor?
- Czy... czy ty... pamiętasz coś?
- Nie rozumiem – wymamrotała wystraszona.
- Ty... czy jest ktoś, kogo kochasz?
- Tylko i wyłącznie mój Draco. Przepraszam panią, ale muszę już iść, czeka na mnie.
Wyszła z sali, a Draco, który czekał na nią przed wejściem, złapał ją za rękę.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak, w porządku.
- Ostatnio... zachowujesz się jakoś inaczej.
- Gorzej? – zapytała ze strachem.
- Nie, nie to miałem na myśli.
- Kochasz mnie, Draco? I nie zostawisz?
- Przecież wiesz, że tak...
Nie powiedział nic więcej, bo wpiła się w jego wargi zachłannie. Chwycił ją w pasie i podniósł na ręce, zanosząc do swojego dormitorium. Nie wiedział jak się tam znaleźli. Czuł, że cały odpływa. Była taka gorąca, cudowna. Każdy pocałunek dawał obojgu coraz więcej przyjemności, rozpalał ich.
Hermiona złapała za guziki jego koszuli, rozpinając je powoli, lecz do Dracona doszło to, co się dzieje. Złapał jej dłonie i odsunął od siebie zdecydowanie.
- Nie możemy tego zrobić.
- Dlaczego? – zapytała zawiedziona.
- Hermiona, ja... nie mogę cię skrzywdzić. Będziesz tego żałowała.
- Nie będę, kocham cię!
- Nie jesteś sobą! Ty... nie kochasz mnie naprawdę.
- O czym ty mówisz? Kocham...
- Nie rozumiesz? Jeżeli pozwolę ci na to... co potem jak znowu będziesz sobą?
- Gdy... gdy działanie eliksiru minie, to co dalej, zostawisz mnie, Draco?
- Nie zrobiłbym tego, gdybym mógł – warknął. – Zakochałem się w tobie, ale wiem, że tego nie odwzajemnisz... - wytrzeszczył oczy. – Eliksir?
- Nie musisz się tym przejmować – uśmiechnęła się wrednie. – Fikuśna fretko.
Draco skamieniał. Patrzył na nią w szoku, a ona z uśmiechem ponownie go dotknęła.
- Od kiedy? – wychrypiał.
- Od poranka po świętach. Pamiętam wszystko. Od samego początku.
- Granger, ja...
- Ciii – uciszyła go. – Pamiętasz, co powiedziałam w Wielkiej Sali, gdy wypiłam eliksir? Byłam w tobie zakochana, to prawda. Nigdy jednak nie przyznawałam się do tego, bo wiesz jak między nami było. Ale teraz...
- Czyli... - upewnił się. – Wszystko pamiętasz i nadal chcesz ze mną być? Tylko moja?
- Tak jest – potwierdziła. Nic więcej jednak nie udało jej się powiedzieć, bo Draco rzucił się na nią z radością i miłością, obcałowując całą. Kochał ją, a ona jego. Mieli być swoi na zawsze. Nie mógł wręcz uwierzyć w swoje szczęście.
Tego dnia pieścił ją całą. Bez wyjątku.
~~*~~
- Profesorze, eliksir przestał działać – Hermiona wraz z Draconem stanęli w gabinecie dyrektora, trzymając się za ręce. Staruszek spojrzał na nich pogodnie.
- Cieszę się, panno Granger. W takim razie, może pani wrócić już do swojego dormitorium.
- Czy to konieczne? – zapytał szybko Draco, za co dostał kuksańca w bok.
- Niestety tak, panie Malfoy. Widzę jednak, że eliksir coś zdziałał w waszym przypadku. Chyba musicie za to podziękować przyjaciołom panny Granger.
- Ależ oczywiście, że to zrobię – uśmiechnął się złośliwie Draco.
*
- Hermiona! Tak się cieszę, że w końcu jesteś sobą i do nas wróciłaś! – krzyknął Ron i przytulił przyjaciółkę.
- Ten okropny Malfoy to już przeszłość. Pewnie o tym nie pamiętasz, ale ta szumowina...
- Skończ już, Potter. Wystarczy – Draco podszedł szybko do całej trójki i łapiąc Hermionę od tyłu w pasie, przyciągnął do siebie. Harry i Ron wytrzeszczyli oczy, gdy pocałował ją prosto w usta. – Weasley, chciałbym, żebyś trzymał łapy z dala od mojej dziewczyny. Poza tym, cieszę się, że inteligencją nie grzeszycie i jesteście kompletnymi kretynami. Dziękuję, bo gdyby nie wy, Hermiona NIGDY by nie była moja.
Chłopcy otworzyli szeroko usta, gdy Hermiona wyczarowała czerwoną szarfę, która ułożyła się w wielkie serce. I takie pozostało w niej i w jej ukochanym już na zawsze. Połączyła ich fałszywa miłość, która z czasem stała się gorąca, najprawdziwsza.
A Harry i Ron? Chyba już nigdy nie uwarzyli tego eliksiru, ani nie wpadli na tak diabelski plan. No cóż, czasami nasze plany mogą się odrobinkę pokomplikować...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro