Miniaturka 18. Spotkanie rodzinne
Ile lat już minęło odkąd wojna się zakończyła? Ile czasu uleciało, gdy ludzie na powrót zaczęli żyć normalnie bez strachu? Kiedy zaczęli układać sobie życie na nowo, nie zwracając uwagi na różnice, które między nimi wynikały? Wojna zamiast oddalić –zbliżyła. Sprawiła, że dwie zbłąkane dusze odnalazły się wśród kurzu i śmierci. Sprawiła, że niektóre sprawy już nigdy nie miały być takie same.
-Nie mam zamiaru cię błagać, Hermiona! Mam już tego dosyć! Nie chcę, abyś skoczyła w ogień, tylko tam ze mną poszła!
-Wybacz, ale to jeszcze gorsze niż ogień! Chyba wolałabym się przytulić do jego ciepłych płomyczków, niż... pójść tam.
-Granger, do cholery!
-Nie ma mowy, Draco! Nigdy się na to nie zgodzę! Nawet, gdybyś miał mi w tej chwili odrywać każdy paznokieć po kolei!
-Dlaczego musisz być taka uparta?! –sarknął ze złością. –Nie możesz uciekać przed tym wiecznie!
-Owszem, mogę.
-Nie, nie możesz. Wiążąc się ze mną, zdecydowałaś, że w końcu przyjdzie na to czas! Oni naprawdę chcą cię poznać! Od długiego czasu czekają, aż przyprowadzę do domu swoją narzeczoną. Są tacy podekscytowani.
Hermiona wręcz prychnęła i roześmiała się panicznie.
-PODEKSCYTOWANI?! A wiedzą chociaż z kim się spotykasz?!
-No... nie. –mruknął Draco niechętnie. –To ma być taka... niespodzianka.
Były Ślizgon czekał na wybuch, którego doczekał się dosłownie w ułamku następnej sekundy.
-NIESPODZIANKA, MÓWISZ?! TAK, NA PEWNO TRYSNĄ SZCZĘŚCIEM, MIŁOŚCIĄ I ŻYCZĄ NAM SZYBKICH WNUKÓW!
-No, może nie tak wylewnie, ale... polubią cię. –powiedział ostrożnie.
Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem.
-A którą literkę ze słowa „mugolak" mam ci zaakcentować, żeby udowodnić, że jednak nie? –Draco przewrócił oczami. –A może jednak wolisz ze słowa „szla.."
-Nie kończ. –warknął groźnie, a ona założyła tylko obrażona ręce na piersi. Draco odetchnął i przyjrzał się jej, natychmiast łagodniejąc.
-Nie daj się prosić, Herm. Wiesz, że mi na tym zależy. Obiecuję, że jeżeli będą niemili, to po prostu wyjdziemy, dobrze?
Hermiona spojrzała na niego niechętnie, ale już wiedziała, że nie będzie potrafiła odmówić. Ta jego łagodna, kochana wersja, zawsze rozwiewała jej wściekłość. Westchnęła przeciągle i wiedząc, że będzie tego żałowała, skinęła głową. Jedynym plusem tego wszystkiego było, że Draco uśmiechnął się zadowolony z siebie i przyciągnął ją do swojej piersi, namiętnie całując.
~~*~~
Hermiona chodziła po ich mieszkaniu cała podenerwowana. Świadomość, że ma wrócić do TAMTEGO domu, poznać jego rodziców, przyprawiała ją wręcz o mdłości. Była przerażona tym, jak zareagują, co powiedzą, po prostu wszystkim. Dobrze zdawała sobie sprawę, że nie jest ich wymarzonym materiałem na przyszłą synową.
W dniu wizyty, snuła się jeszcze bardziej. Wszystko jej wypadało z rąk, co chwilę się potykała, nerwowo zerkała na zegarek. Nie chciała tego pokazywać przed swoim narzeczonym, ale on bardzo szybko zorientował się o co chodzi.
-Wyglądasz cudownie. –wyszeptał jej do ucha, gdy stała przed ogromnym lustrem w sypialni, mierząc krytycznym wzrokiem swoją elegancką, długo wybieraną sukienkę.
-Nie prawda. Mam wrażenie, że mogła być jednak czerwona albo czarna! A te włosy jak na złość nie chcą się dzisiaj ułożyć! –zaczęła szarpać rękoma koka, ale Draco przytrzymał jej dłonie i umieścił je na talii, ciągle trzymając swoimi, o wiele większymi.
-Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, a ta sukienka bardzo mi się podoba. –przygryzł delikatnie płatek jej ucha.
Hermiona mimo wszystko zaczerwieniła się na komplementy. Miała nadzieję, że Draco zwróci uwagę na sukienkę. Butelkowa zieleń miała oznaczać przynależność i akceptację jego byłego domu.
-Już czas, chodźmy. Wszystko będzie dobrze. –dodał, gdy zobaczył w lustrze jej przerażoną minę.
~~*~~
Stanęli przed potężnymi drzwiami dworu Malfoyów. Hermiona zadrżała, przypominając sobie okrutne chwile, które tutaj przeżyła. Draco objął ją w talii i ścisnął opiekuńczo. Nie była tutaj sama. Miała jego, a on jej zawsze pomoże.
Załomotał w drzwi ozdobną klamką i poczekał, aż drzwi się otworzą, a w nich stanie jeden ze skrzatów, które służyły w jego domu.
-Paniczu Malfoy. –ukłonił się. –Rodzice czekają na panicza i jego śliczną narzeczoną. Proszę za mną.
Hermiona zacisnęła usta, nie chcąc już na wstępie zrobić wtopy i zapytać, czy dostaje wynagrodzenie za swoją pracę. Podążyła więc bez słowa wraz ze swoim narzeczonym do przestronnego salonu, który bardzo dobrze pamiętała.
W pomieszczeniu czekali na nich rodzice Dracona. Stali obok siebie z uśmiechami na twarzy z widoczną niecierpliwością. Na ich widok jednak uśmiechy zrzedły, a na usta wkradł się grymas niedowierzania i zaskoczenia.
-Ojcze, matko, chciałbym wam przedstawić moją narzeczoną, Hermionę Granger. –powiedział pewnie Draco, a Hermiona nieśmiało mruknęła powitanie.
Lucjusz Malfoy wybałuszył oczy i zakrztusił się pitym winem, które popił w momencie ich wejścia do pokoju. Narcyza jednak zachowała w sobie klasę i przywołała na usta uprzejmy uśmiech. Podeszła do nich, ucałowała syna w policzki i uścisnęła dłoń Hermiony.
-Miło cię w końcu poznać, Hermiono. Draco dużo opowiadał o swojej tajemniczej narzeczonej i muszę przyznać, że nie przesadzał z urodą.
-Dz-dziękuję. –wyjąkała zawstydzona. –Mnie również miło państwa poznać.
Wszyscy spojrzeli na Lucjusza, ale mężczyzna nie wykonał w ich kierunku żadnego ruchu. Stał w miejscu, jakby walcząc sam ze sobą.
-Proszę, siadajcie. –matka Dracona wskazała na krzesła przy długim, elegancko wystrojonym stole, bogatym w złote zastawy i pełne półmiski. Hermiona była pod wrażeniem bogactw tego miejsca. Wytrzeszczyła oczy, gdy jeden ze skrzatów nalał do jej kieliszka wysadzanego diamentami, tak, prawdziwymi diamentami, wina.
Gdy już rozsiedli się wygodnie, Draco położył ramię na oparciu krzesła Hermiony, próbując dodać jej otuchy. Wiedział, że jak na razie jest bardzo spięta, czemu jej się wcale nie dziwił.
Przez pierwsze minuty trwała niezręczna cisza. Zaczęli jeść, zachęceni uśmiechem pani domu. Hermiona czuła na sobie czujne spojrzenie Lucjusza, które śledziło z uwagą każdy jej najdrobniejszy ruch. Zapewne oczekiwał potknięcia, jakiegoś nieodpowiedniego dopasowania sztućców lub niechlujstwa. Nie wiadomo czy się zawiódł, czy był pod wielkim wrażeniem, ale Hermiona zachowywała się jak najprawdziwsza dama. Uczęszczanie na zajęcia z mugoloznastwa się opłaciło. To tam nauczyła się dworskiej etykiety, którą teraz używała bez najmniejszego problemu.
Po skończonym posiłku, przenieśli się do mniejszego stolika, gdzie skrzaty przyniosły deser.
-Hermiono, masz doprawdy piękną suknię. –powiedziała z uznaniem Narcyza. –Zaskoczył mnie ten kolor. Byłaś w Gryffindorze, prawda?
Hermiona kątem oka widziała, jak Draco uśmiecha się pod nosem.
-Zgadza się, jednak tą suknią chciałam... dopasować się do Dracona.
-Och, udało ci się idealnie. Dopasowałaś się do naszego rodu, a także iście ślizgońskiego charakteru Draco.
Lucjusz prychnął pod nosem, ale nie powiedział nic złośliwego, tylko zlustrował ją spojrzeniem.
-Wybaczcie za pytanie, ale jak zaczęliście się ze sobą spotykać? Nie chcę cię urazić, Hermiono, ale z tego co pamiętam... nie przyjaźniliście się z sobą.
-Och, to prawda. To trochę zabawne. –Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. –Trwała Bitwa o Hogwart. Walczyłam na czwartym piętrze z jakimś śmierciożercą, który zrzucił na mnie stertę kamieni. Myślał, że zabił mnie tym, więc uciekł. Ja jednak walczyłam, zaklinowana pod nimi. Draco wyciągnął mnie spod nich. Byłam zaskoczona, że to zrobił. Skinęłam mu tylko głową i pobiegłam przed siebie, bez żadnego słowa. Po chwili poczułam jak obok mnie pada martwe ciało pająka, który polował na mnie. Odwróciłam się w kierunku mojego wybawcy, orientując się, że uratował mnie po raz drugi. Draco podszedł do mnie i powiedział, że jestem mu coś winna za podwójny ratunek. Znałam go, więc zgodziłam się z tym niechętnie i zapytałam czego chce w zamian. Do dzisiaj nie mogę w to uwierzyć. Powiedział, że jak skończymy tą wojnę, to mam się z nim umówić na kawę. Byłam w szoku, ale się zgodziłam. Myślałam, że żartował, ale po paru tygodniach po zakończeniu wojny, pojawił się w moich drzwiach.
Szatynka zakończyła opowieść i uśmiechnęła się do ukochanego czule. Narcyza widząc to, również się uśmiechnęła.
-Przepraszam, czy mogłabym skorzystać z łazienki? –zapytała uprzejmie była Gryfonka.
-Tak, oczywiście. Draco, wskażesz Hermionie drogę?
-Oczywiście. Chodź. –podał jej dłoń, którą chwyciła i wyprowadził ją z salonu, prowadząc przez labirynt korytarzy.
-Jak myślisz? Zrobiłam dobre wrażenie? –zapytała nieśmiało.
-Najlepsze. –pocałował ją namiętnie, nie pozwalając się odsunąć. Był taki szczęśliwy, że wszystko szło po jego myśli. No cóż, prawie wszystko.
-Nie tutaj. –syknęła. –Wracaj do rodziców, zaraz dołączę.
-Nie poczekać na ciebie?
-Nie, nie trzeba. Trafię.
Weszła do wskazanego pomieszczenia i oniemiała. Czy cały ten dom był tak bogato urządzony? Nawet kafelki na ścianie promieniowały elegancją i... bogatą skrzynką w Banku Gringotta.
Wracając, usłyszała podniesiony głos swojego narzeczonego. Stanęła ostrożnie za drzwiami, aby nikt jej nie zauważył i zaczęła nasłuchiwać.
-Ta dziewczyna, panna Granger... -rozpoznała głos Lucjusza. –Ona nie jest dla ciebie odpowiednia.
-Dlaczego? Dlatego, że nie posiada arystokratycznego pochodzenia? Bo nie jest czarownicą czystej krwi? Myślałem, ojcze, że odkąd Czarny Pan umarł, w końcu zacząłeś doceniać innych ludzi.
-Ta dziewczyna była przez nas torturowana! Wycierpiała przez naszą rodzinę tyle, a nadal chce być twoją narzeczoną?! Podejrzane...
-Bo jest dobrą osobą. Osobą, która mnie kocha. Jeżeli usłyszę jedno słowo, powtarzam, jedno słowo, które będzie w jej stronę skierowane, aby ją obrazić, to po prostu stąd wyjdę, a ty nie będziesz miał już syna.
Hermionie serce zabiło dwa razy mocniej. Cieszyła się, że ceni ją tak wysoko i ufa jej, ale nie chciała sprawiać, żeby Draco stracił z rodzicami kontakt. Weszła więc niepewnie do pomieszczenia i usiadła jak gdyby nigdy nic, obok Dracona.
-Musimy już iść. –powiedział dość chłodno Draco.
-Już? –zdziwiła się Narcyza i spojrzała błagalnym spojrzeniem na męża.
-Tak, Hermiona jest bardzo szanowanym Uzdrowicielem i gdy nie ma jej już na dyżurze dłużej niż powinna, to wszyscy wariują. Nie dziwię się, najlepszy Uzdrowiciel magicznego świata.
-Zanim wyjdziecie, synu, może potowarzyszyłbyś mi przy zapaleniu cygara?
Draco chciał zaprzeczyć, ale Hermiona ścisnęła jego rękę i uśmiechnęła się delikatnie.
-Idź.
Mimo iż Malfoy junior zrobił krzywą minę, to poszedł, a Hermiona została sam na sam z jego matką.
-Nie przejmuj się moim mężem, dziecko. –powiedziała łagodnie Narcyza. –Lucjusz potrzebuje jeszcze trochę czasu. Ciężko zmienić mu prawie całe życie.
-Rozumiem. Nic nie szkodzi. Dla mnie najważniejsze jest, aby Draco miał z nim dobry kontakt.
Pani Malfoy uśmiechnęła się i zaczęła prowadzić z przyszłą synową swobodną rozmowę. Polubiła to niewinne, inteligentne dziecko i szczerze pożałowała, gdy mężczyźni wrócili, a jej syn zabrał ją do domu.
~~*~~
Od obiadu w rezydencji Malfoyów minęło już parę dni. Hermiona w między czasie nawet została poproszona o spotkanie z Narcyzą i pomoc w wyborze sukni. Polubiła matkę Draco i wiedziała, że mogłaby się do niej przywiązać.
W tej chwili jednak przebywała na ulicy Pokątnej na zakupach. Weszła do apteki, aby uregulować część recept, o które prosiły farmaceutki i stanęła jak wryta. Przed ladą stał Lucjusz Malfoy, który nie wyglądał na zadowolonego.
-Przykro mi, panie Malfoy, ale nie mogę panu sprzedać tego leku. Jest to bardzo mocna trucizna i osobom, które nie są do tego upoważnione, nie możemy tego sprzedać. Przepraszam, ale pańskie pieniądze tutaj nie pomogą.
-Czy nie można zrobić wyjątku?
-Proszę wybaczyć, ale nie. Takie są zalecenia.
-W porządku. Poręczę za pana Malfoya i wypiszę receptę. –Hermiona stanęła obok i uśmiechnęła się do farmaceutki.
-Pani doktor! Oczywiście, tak. Już podaję.
Lucjusz spojrzał na szatynkę zaskoczony, ale po chwili szybko się zreflektował i pokłonił sztywno.
-Panno Granger. Dziękuję, nie było trzeba.
-Innego sposób nie było. Na przyszłość proszę mnie odwiedzić w gabinecie, a zobaczę co da się zrobić.
Malfoy senior odebrał swój lek i kłaniając się jeszcze raz, wyszedł. Hermiona za to spojrzała na niego zamyślonym wzrokiem, lecz już po chwili wróciła do swoich obowiązków.
-Dobra, zostało już tylko jedno. –spojrzała na kartkę zakupów i wykrzywiła usta w grymasie. Jej zadaniem było kupić Draconowi sprzęt miotlarski.
Wkroczyła niepewnie do markowego sklepu z przyborami do quidditcha i rozejrzała się wokoło. W tym momencie naprawdę żałowała, że Draco nie ma telefonu, bo kompletnie się na tym nie znała. Miała kupić zestaw do pielęgnacji, ale było tyle różnych, do kilkudziesięciu modeli, że aż załamała ręce.
-Może tym razem to ja jakoś mogę pomóc pani. –obok niej, jak spod ziemi, wyrósł Lucjusz Malfoy z delikatnym... uśmiechem.
-Ja... och, czemu nie. Draco poprosił mnie abym kupiła zestaw do jego miotły, ale kompletnie nie mam pojęcia jaki to.
Lucjusz kiwnął ze zrozumieniem głową i na całe szczęście, znał się na tym. Szybko znalazł odpowiedni i już chciał go kupić, gdy Hermiona go zatrzymała.
-Nie trzeba. Ja kupię.
Zaskoczyła go. Był prawie pewny, że przyjmie prezent. Ta dziewczyna zadziwiała go coraz bardziej.
~~*~~
-Jestem w domu!
-W porządku. –Draco podszedł do niej, cmoknął w usta i odebrał siatki. Gdy zobaczył, że sprzęt, który mu kupiła był wręcz idealny, to aż popatrzył na nią z otwartymi ustami.
-Skąd wiedziałaś jaki potrzebuję?
-Spotkałam twojego ojca.
-Ojca? A skąd on tam się wziął?
-Nie wiem, chyba był na zakupach... poczekaj. Odbiorę telefon. –Hermiona odebrała komórkę i rzuciła się na kanapę. –Cześć, mamo.
Draco przewrócił oczami. To teraz będzie przez godzinę gadała i niczego się nie dowie. Postanowił jednak cierpliwie poczekać. Przez pierwsze minuty się niemiłosiernie nudził, ale po chwili mina jego ukochanej się zmieniła, więc zaczął się uważnie przysłuchiwać.
-... dobrze, zapytam. Cześć, ucałuj tatę. -odłączyła się i westchnęła.
-Co jest?
Hermiona popatrzyła na Dracona niepewnie.
-Mama prosiła, abyśmy zaprosili twoich rodziców do nich na kolację. Chcą ich poznać.
Malfoy wytrzeszczył oczy niedowierzająco.
-Naprawdę? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić...
-Ja również. –kiwnęła głową. –Zapytasz ich o to?
-Jasne, ale nie wiem, czy się na to zgodzą.
-Domyślam się. Można przecież zapytać, jak się nie zgodzą to trudno.
~~*~~
-Mamo! Skończyłaś już?! Zaraz Draco i jego rodzice tutaj będą!
-Nie gorączkuj się tak, kochanie!
-Mamo... nie obraź się, ale... -zawahała się. –Jego rodzice mogą wydawać się dość... oschli. Proszę was, uważajcie na to, co mówicie.
-Czy ty uważasz, że nie potrafimy się zachować? –oburzyła się pani Granger.
-Ależ skąd, jesteście najlepsi, ale oni... och, oni mają takie maniery arystokratyczne! To oni! –Hermiona podskoczyła na dźwięk dzwonka i zbiegła na dół, gdzie jej ojciec otwierał już drzwi i wpuszczał gości do środka.
-Witamy i zapraszamy dalej. Czy mogę wziąć pani płaszcz?
Hermiona starała się nie przewrócić oczami na zachowanie ojca, który jeszcze przed chwilą czytał o tym w Internecie.
Draco podszedł do niej i pocałował ją, a już po chwili był ściskany przez mamę Hermiony.
–Nie trzeba było, syneczku! –powiedziała, gdy Draco wręczył jej bukiet kwiatów.
-Dobrze wiem, mamo, jak bardzo lubisz kwiaty. Chciałbym wam przedstawić moich rodziców.
Gdy czwórka rodziców podeszła do siebie, dopiero można było zauważyć kontrast między nimi. Rodzice Hermiony mimo, że elegancko ubrani, różnili się całkowicie od rodziców Dracona ubranych w drogie, ozdobne szaty. Ich ubiór wręcz nie pasował do skromnego domku państwa Granger.
-Witam, jestem John, a to moja żona Jean. -pan Malfoy (z oporem) ucałował dłoń matki Hermiony i uścisnął dłoń ojcu.
-Lucjusz Malfoy oraz Narcyza Malfoy. Dziękujemy za zaproszenie do tego... pięknego domu. –powiedział uprzejmie i wykrzywił wargi w uśmiechu.
-Zapraszamy do środka, zaraz podamy kolację.
Gdy wszyscy już usiedli, a mama Hermiony doniosła ostatnie danie i zaprosiła do jedzenia, zapadała chwilowa cisza. Hermiona spojrzała kątem oka na rodziców Dracona zawstydzona. Dom jej rodziców nie był tak bogaty jak ich, a dań nie przynosiła służba. Poczuła delikatny uścisk dłoni Draco, więc uśmiechnęła się do niego delikatnie.
-Narcyzo, Lucjuszu –zaczęła Jean, przerywając ciszę. –Muszę wam pogratulować tak wspaniałego syna. Draco jest taki wychowany, taki kochany i uroczy! Zdarta skóra z ciebie, Lucku, mogę tak do ciebie mówić?
-Mamo! –Hermiona syknęła przerażona. Bezpośredniość matki była naprawdę zaskakująca. Sam pan Malfoy spojrzał na nią zaskoczony i wcale nie wyglądał na to, aby podobało mu się to zdrobnienie.
-Co? –zapytała rozbawiona Jean. –Przynajmniej wiesz, że z latami nadal będzie przystojny.
Hermiona miała ochotę zapaść się pod ziemię, ale Lucjusz uśmiechnął się pod nosem.
-Dziękuję, dużo włożyliśmy wysiłku w jego wychowanie. I owszem, możesz tak mówić. –Hermionie, Draconowi i Narcyzie opadły szczęki. –Hermiona jest również piękną kobietą, widać, że urodę odziedziczyła po tobie. –szczęki potoczyły się po podłodze.
Po tym stwierdzeniu, cała atmosfera się rozluźniła. Draco z Hermioną tylko przeskakiwali od swoich rodziców wzrokiem, przysłuchując się rozmową.
-Narcyzo, czym się zajmujesz?
-Aktualnie niczym szczególnym. Siedzę całymi dniami w domu i czekam na powrót Lucjusza.
-No tak, Lucek taki zapracowany, biedaczek. A szyłaś kiedyś? Przecudowne zajęcie!
-Lucjuszu, jakie sporty najbardziej lubisz?
-Szczerze powiedziawszy, często z Draconem jeździliśmy na mecze quidditcha, to...
-Latanie na miotle! –wpadł mu w słowo John. –Zawsze marzyłem, aby to zobaczyć. Kiedyś Artur Weasley chciał mi pokazać, ale to było wtedy, gdy Hermionka umawiała się z Ronem...
-Artur Weasley nie byłby w stanie ci tego zaprezentować! Spokojnie, na następny mecz pójdziemy razem, najlepsze miejsca, jak zawsze...
Szatynka i blondyn popatrzyli po sobie w zdumieniu. Nie tego się spodziewali. Draco pociągnął ją w górę i powiedział, że idą na spacer. Nikt jednak nie zwrócił na nich uwagi.
-Nie tego się spodziewałam. –przyznała cicho Hermiona, gdy usiedli na ławce w ogrodzie.
-Lucek! –powiedział Draco i wybuchnął śmiechem. –Nigdy nie zapomnę jego miny, NIGDY!
Hermiona zawtórowała mu śmiechem.
-Moja mama niedługo wpakuje się w kłopoty z taką bezpośredniością...
-Daj spokój, jest najlepsza! –ucałował ją w policzek. –Wracajmy już, co? Bo nie wiem co tam kombinują.
Wrócili do salonu i niemal nie zemdleli z wrażenia. John i „Lucek" siedzieli przed telewizorem i oglądali mecz, oczywiście z kuflami piwa w ręku, a Narcyza i Jean przeglądały katalogi ślubne.
-Hermionko, Draco, podejdźcie tutaj! Zobaczcie jakie z Cyzią wam ładne dekoracje znalazłyśmy! Kiedy planujecie ślub?
-Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy. –wymamrotała Hermiona, a Draco przyszedł jej z pomocą.
-Mamo, dziękujemy za kolację, ale musimy już lecieć.
-Nie zostaniecie na noc? –zapytała zawiedziona.
-Nie, naprawdę nie. Rano wyjeżdżamy na wycieczkę.
-Tak, my też się będziemy już zbierać. –Narcyza wstała i ucałowała Jean w policzek. –Widzimy się w środę, tak?
-Oczywiście!
-A my idziemy w środę na tą strzelnicę wtedy? –zapytał Lucjusz.
-Koniecznie!
Wszyscy pożegnali się i wyszli. Hermiona odetchnęła dopiero, gdy wylądowali w ich mieszkaniu.
-Widziałeś jak się dogadywali? Mogliśmy im powiedzieć! –powiedziała z wyrzutem.
-Żartujesz? Zwariowaliby, gdyby się dowiedzieli. Za dużo nowości jak na jeden dzień. Zrobimy to następnym razem. Na razie niech to zostanie naszym słodkim sekretem.
Draco położył rękę na jej brzuchu i cmoknął czule jej usta. Ich życie układało się lepiej, niż to sobie planowali.
___________________________________________
Uff, mam nadzieję, że miło się czytało, kruulik zadowolona, a ja wolna! :D
Chciałabym Wam wszystkim podziękować! Z każdym dniem jest Was coraz więcej, a ja wszystkich Was uwielbiam! ♥ Jesteście najcudowniejszymi czytelnikami na świecie! Osoby, które w sumie udało poznać mi się bliżej dzięki całemu opowiadaniu wiedzą, że ich kocham haha ♥ Nie gryzę! :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro