Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miniaturka 17. War and Love

Kolejny dzień i kolejne monotonne, nudne spotkanie śmierciożerców. Dlaczego kiedyś uważałem, że to będzie świetna zabawa? Miałem nadzieję, że będę ulubieńcem Czarnego Pana i będę pływał na jego łasce, nie brudząc sobie rąk? Otóż to. Tak bardzo się pomyliłem co do tego wszystkiego. Dla niego jestem owszem, podopiecznym, gdyż mój ojciec nadal przebywa w Azkabanie, a Lord Voldemort uważa, że moja matka mnie osobiście nie wychowa, że potrzebuję twardej ręki.

Nie będziecie potrafili sobie nawet wyobrazić, jak wielkie szczęście i dumę czułem, że będzie miał nade mną pieczę Czarny Pan we własnej osobie! Cóż, nie okazało się to być jednak takim cudownym przeżyciem na jakie miałem nadzieję.

Drugiego wieczora wezwał mnie do siebie. W pomieszczeniu było większość jego zwolenników. Niektórzy uśmiechali się w moją stronę okrutnymi uśmiechami, tylko moja matka próbowała mnie pocieszyć współczującym spojrzeniem, mówiącym, że wszystko będzie dobrze.

Tak naprawdę nie miałem pojęcia o co chodzi. Czarny Pan skinął na mnie ręką, więc podszedłem do niego, unikając szkarłatnego spojrzenia, które mimo wszystko przyprawiało mnie o dreszcze.

-Nadszedł ten dzień, Draco. Twój ojciec długo to odwlekał, ale teraz jesteś gotowy. Zostaniesz dzisiaj jednym z moich wiernych śmierciożerców.

Gdy wypowiedział te słowa, po raz pierwszy się zawahałem. Być śmierciożercą? Nigdy nie brałem pod uwagę, że będę miał na przedramieniu wypalony Mroczny Znak, będę miał wykonywać jego zlecenia. Wiem, może to głupie, ale w moich oczach służba wyglądała inaczej. Nigdy nie sądziłem, że będę miał zabić człowieka, wymierzyć komuś karę. Niszczyć i krzywdzić mugoli i szlamy. Skrzywdzić... ją.

Nie, nie myśl o tym.

Teraz już na to za późno. Czarny Pan nie zadał pytania czy chcę. To był rozkaz, ustalone z góry. Jedyne co mi pozostało, to wyciągnąć przed siebie rękę.

-Dossskonale. -wysyczał zadowolony i przytknął koniec różdżki do mojego przedramienia. Wbrew własnej woli zacisnąłem usta, czekając na to, co miało się za chwilę wydarzyć. I wydarzyło. Ogromny ból spłynął na moje ciało. Krzyknąłem i walczyłem z tym, aby nie upaść na podłogę. Paliło mnie, miałem wrażenie, że moja ręka zaraz eksploduje. Nie mogłem pokazać własnej słabości, widziałem jak wszyscy wymieniają między sobą rozbawione spojrzenia, pełne pogardy. Mój ojciec stracił szacunek u wielu ludzi, a ja miałem zamiar przynieść mu dumę, dlatego wytrzymywałem dzielnie katusze.

Gdy wszystko się skończyło, a ja oddychałem ciężko, Lord Voldemort, mój nowy pan, spojrzał po wszystkich.

-Przywitajmy wszyscy naszego nowego brata, Dracona.

I właśnie tak to się stało, że teraz siedzę na kolejnym, już nie potrafię zliczyć którym, spotkaniu śmierciożerców. Nie jest tutaj ani przyjemnie, ani miło. Wszyscy są śmiertelnie skupieni, a ich głównym zajęciem jest podlizanie się naszemu panu. Ja już przestałem nawet słuchać. Na każdym spotkaniu rozmawiają o tym samym.

Każdy próbuje zabłysnąć jakże „inteligentnymi i mądrymi" wykładami na temat rządzy nad światem czarodziejów, tępieniu odmieńców, a także zachwala potęgę Czarnego Pana. Ile można, się pytam?

-Draco, wrócisz na ten rok do Hogwartu. -oznajmił Czarny Pan spokojnie, mierząc mnie spojrzeniem.

Jeżeli choć przez chwilę myślałem, że teraz będę miał spokój, to byłem idiotą...

-Panie, czy.. czy ja... nie mógłbym przydać ci się tutaj? -zapytałem niepewnie, ale jego wężowa twarz szybko przybrała niezadowolony grymas.

-Gdybym uważał, że mi się przydasz, to bym cię tam nie wysyłał. Będziesz naszym szpiegiem, doniesiesz mi wszystko, czego się dowiesz. Poza tym jesteś za słaby, aby brać udział w obecnych misjach, musisz udowodnić swoją wierność. Nie zawiedź mnie, tak, jak to zrobił twój ojciec.

Niektórzy uśmiechnęli się kpiąco pod nosami, a ja zacisnąłem pod stołem palce w pięść.

-Tak jest. -rzekłem sztywno.

-Nie zniechęcaj się, Draco. To bardzo ważna misja. Jesteś wręcz kluczową postacią w naszym planie.

-Jakim planie? -zapytałem, zanim zdążyłem się powstrzymać.

Ślepia Lorda Voldemorta zwężały niebezpiecznie.

-Nie słuchałeś?!

-To nie tak, ja...

-Crucio!

Spadłem z krzesła na podłogę, zwijając się z bólu. To uczucie... jakby moje ciało było rozcinane na najdrobniejsze kawałki... niech to się skończy, błagam!

-Dobrze, Draco, jako, że jesteś jeszcze... dzieckiem. -wysyczał, gdy dźwignąłem się ponownie na krzesło. -Przedstawię ci go jeszcze raz. Musimy dostać się do zamku. Naszym celem jest Dumbledore i wszystkie inne szlamy. Musimy je zgładzić, rozumiesz? Dzięki temu, świat będzie piękniejszy. Bez szlam, odmieńców i ich obrońców, będziemy bliżej świata, który będzie pod władaniem czarodziejów o czystej krwi.

-Zgładzić... szlamy? -przełknąłem ledwie ślinę, gdyż przed oczami pojawiła się pewna dziewczyna. Miała brązowe oczy i kręcone włosy... Była Gryfonką i ... szlamą. Bez wątpienia była szlamą.

Nie myśl o niej, Draco. Nie wolno ci o niej myśleć!

-Och tak, Draco. Bez wątpienia jest ich dużo, szczególnie w Gryffindorze. Ale chyba nie boisz się skrzywdzić jakiegoś brudnego ścierwa?

-Nie, oczywiście, że nie. -pokręciłem gorliwie głową, próbując wyrzucić widok przebijającej się przez myśli Gryfonki.

-Granger. -powiedziała z satysfakcją ciotka Bellatriks, a ja drgnąłem nieznacznie i spojrzałem na nią z obojętną miną. -Przyjaciółka Pottera jest szlamą.

-Masz rację, Bella. Ta dziewczyna to szlama. -przyznał mój lord, wpatrując się na mnie z zamysłem.

-Chcę się nią zająć. Mogę ją sobie wziąć, panie? -wyszeptała z nadzieją, pochylając się nad stołem.

-Cieszy mnie twoja chęć zabijania, Bellatriks, ale uważam, że twój siostrzeniec również chciałby się nią zająć.

Wszystkie spojrzenia wbiły się we mnie, a ja starałem się panować nad drżeniami mięśni mojej twarzy.

-Ja, panie? -wyszeptałem. -Mam zabić Granger?

-Zabicie przyjaciółki Pottera, bardzo go osłabi. Nie potrafisz tego zrobić?

Miałem wrażenie, że tylko czeka na moje wahanie, źle zagraną minę.

-Zrobię to.

-Cudownie, czekaj na znak, chłopcze.

~~*~~

Hogwart. Jak ja nienawidzę tego miejsca. Wszyscy zachwycają się nim, a tak naprawdę nie wyróżnia się niczym ciekawym. Nauczyciele są po prostu drażniący, zadają masę prac, nie zdając sobie sprawy, że już niedługo nikomu się to nie przyda. Jeszcze gorsi są jednak uczniowie. Zawsze wrzeszczący, wyglądający jak totalne półgłówki, które nawet nie wiedzą, że są w śmiertelnym niebezpieczeństwie, bo w najbliższym czasie to wszystko ma się skończyć.

Miałem ogromną nadzieję, że nie będę musiał tutaj wracać... Chciałem zakończyć ten etap, bo po co komu uczący się śmierciożerca? Czarny Pan miał jednak w stosunku do mnie inne plany...

Dzisiejsza pogoda jeszcze bardziej wszystko pogarszała. Deszcz padał kolosalnymi kroplami na szyby zamku, a w oddali było słychać pioruny. Całość też spowijał mrok, pochodzący od szarych chmur. Tego dnia, ta przeklęta szkoła wydawała się jeszcze gorsza.

Przemierzałem wraz z Crabbem i Goylem szkolne korytarze, przedzierając się przez jak zwykle tłoczne zbiegowiska. Byliśmy jak ta burza szalejąca za oknem. Moi goryle bardzo skutecznie tworzyli przejście.

Nakazałem im się jednak zatrzymać w pewnym momencie, przybierając na usta kpiący uśmiech. Przed nami, twarzą w twarz, stała trójka osób ubrana w czarne szaty z emblematem lwa na piersi. Moja ulubiona trójca Gryfonów.

Wąż i lew, Slytherin i Gryffindor. Od zawsze zwaśnieni, a my kontynuowaliśmy z namiętnością tą tradycję.

Wszyscy staliśmy w iście bojowych pozycjach, mierząc się groźnymi spojrzeniami. Gdyby mogły zabijać, to w tej chwili na posadzce leżałoby sześć trupów.

-Kogo my tu mamy. Nasza idealna Złota Trójca. Weasley, twoja rodzina musiała odkładać dziesięć lat, aby kupić ci te buty? -oczywiście, będąc w swoim żywiole, zlustrowałem z wrednym uśmiechem ubiór rudzielca.

-Rodzina Rona przynajmniej o nim myśli. A tobie, Malfoy, tatuś przysyła pocztówki z Azkabanu? -warknęła Granger, w obronie swojego przyjaciela, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem.

Popatrzyłem na nią o parę sekund za długo, gdyż przypomniał mi się rozkaz Czarnego Pana. Ja mam skrzywdzić ją? Wyciągnąć różdżkę i bez żadnego wyrzutu sumienia odebrać jej życie? Szybko się otrząsnąłem, ponownie na nią nacierając.

-Nie otwieraj tej swojej szlamowatej gęby w mojej obecności, Granger. Pozarażasz wszystkich w promieniu pięciu mil, a niestety, w Mungu przestali stosować odszlamianie. Podobno i tak nie działało. Szkoda, pożyczyłbym ci na to pieniądze. Może w gratisie zmniejszyliby ci zęby?

-Zainwestuj lepiej te pieniądze w powiększanie mózgu. -syknęła, ale jej policzki przybrały wściekle różowy kolor.

-Co tak ostro, Granger? Czyżby trafiło to w końcu do ciebie, że jesteś szlamą?

-Zamknij mordę, Malfoy. -warknął Potter i złapał rękę Granger w opiekuńczym geście, co lekko, muszę przyznać, mnie zirytowało. -Chodź, Hermiona. Nie warto.

-Masz rację, Harry. -uśmiechnęła się do niego tak ciepło, że aż zacisnąłem pięści ze złości.

-Czyżbyś, Granger, pragnęła trochę sławy? Proszę, proszę. Sławny Harry Potter i szlama Granger są razem?

-Nic ci do tego, fretko.

-Trafiłem w czuły punkt? Oczywiście, przyda ci się ktoś taki jak cudowny Wybraniec. Nie dziwię się, że wolisz jego niż Weasleya. Jego nawet nie stać na kanapkę.

-Zamknij się, tleniony idioto! Ty się nawet do nich nie umywasz! Nawet jeżeli ktoś nie ma pieniędzy, to przynajmniej wiadomo, że ma bogatsze wnętrze od ciebie! Jesteś beznadziejny!

Brązowooka pociągnęła przyjaciół za ręce i popychając mnie jeszcze ramieniem, bez słowa ominęła. Zdążyłem jeszcze jej posłać wredny uśmiech, który w moim mniemaniu nie był do końca udany, ale na nią najwidoczniej zadziałał, gdyż próbowała go odwzajemnić, zmrażając mnie ciepłymi tęczówkami. Merlinie, nienawidziła mnie.

Jeszcze tylko przez chwilę utrzymywałem na twarzy ten wredny grymas przypominający uśmiech, gdyż po chwili zmienił się w całą gamę przeróżnych emocji. Odwróciłem się w kierunku oddalającej się trójki, wpatrując się tęsknym wzrokiem w jej plecy. Zignorowałem głupie pytania goryli. Czułem zbyt ogromną wściekłość, aby się opanować.

Właśnie tak. Wściekłość, niezadowolenie, pustka, zawód, zazdrość i ten nieznany ból rozsadzający mnie od środka. To były idealnie opisujące mnie uczucia w tym momencie.

Nie miałem prawa do ciebie, Granger. Nigdy. Jesteś zakazana, od kiedy tylko się urodziłaś. Dlaczego to właśnie ty musiałaś zwrócić na siebie moją uwagę?! Co takiego w sobie masz, że już od ponad roku mój wzrok bezwiednie za tobą podąża, choć serce nie może?! Powinienem cię nienawidzić, w końcu ty już to robisz od pierwszej klasy. Powinienem podążać potulnie za naukami ojca, bo choć nie śmiem się mu sprzeciwić i nie zamierzam tego robić... to nie potrafię się ciebie pozbyć.

Tak, to właśnie ojciec powoduje, że nie potrafię ci pokazać tej mojej dobrej strony, choć mam ją. Naprawdę. Wiem, że tobie potrafiłbym ją pokazać. Wybacz mi jednak, nie chcę go zawieść, a ty i tak byś mi nie wybaczyła, prawda?

Żałuję tego.

Dlaczego urodziłaś się w mugolskiej rodzinie? Dlaczego?

Dlaczego jesteś JEGO przyjaciółką? Wybacz, dziewczyną?

Dlaczego to ON musi zawsze zwyciężać, dostawać to co chce, mieć cię dla siebie?

Dlaczego... muszę cię zabić?

~~*~~

Przez kolejne dni, a nawet miesiące, patrzyłem na nią i tylko czekałem aż nadarzy się okazja, aby móc się z nią spotkać. Nie były to oczywiście romantyczne spacery, choć owszem, czasami szybkim krokiem przemierzaliśmy szkolne korytarze... kłócąc się. Tak, nie mogłem zbliżyć się do niej w inny sposób, więc uwielbiałem wręcz słowne ścieranie z nią. Wiedziałem, że czasem mnie ma po prostu dosyć, wcale jej się nie dziwię, ale nie potrafiłem odpuścić.

Był już marzec, a ja wciąż to robiłem, czasem zapominając, że jest moim celem. Nie wiedziałem, że TEN dzień już nadszedł. Miałem dopiero dzisiaj się o tym przekonać.

-Hej, Granger, twoja szopa zawsze tak wygląda? Jak byłaś dzieckiem poraził cię piorun i tak zostało?

-Zamknij się, Malfoy!

-Pytam z ciekawości tylko! A może Potter lubi takie szczotki? No wiesz, działa to na niego wręcz pociągająco...

-Jesteś po prostu beznadziejny, Malfoy! Jesteś najgorszą i najgłupszą osobą jaką znam! Przyczepiłeś się do mnie czy jak?! Od jakiegoś czasu nie dajesz mi spokoju i cały czas za mną łazisz! Idź lepiej poszukaj przyjaciół, chociaż z twoją twarzą i humorkami wątpię, abyś jakichś znalazł!

-Auć, Granger, prawie mnie to poruszyło. -mruknąłem rozbawiony, choć poczułem jakby coś naprawdę mnie dotknęło. Nie panując nad sobą, wyszeptałem: -Naprawdę jestem taki zły?

Widocznie to śmiałe pytanie zbiło ją z tropu, bo rozszerzyła szeroko oczy i spojrzała na mnie niedowierzaniem.

-T-tak! Ciągle uprzykrzasz wszystkim życie i...

-A może mam tą lepszą stronę, co? -przerwałem jej z kpiącym uśmiechem.

-Nie wiem o co ci teraz chodzi, ale to wcale nie jest śmieszne! Muszę iść...

W tym momencie zawirowało mi w głowie, a przez moje przedramię przeszedł pulsujący ból, jakby ktoś wbił mi się w rękę nożem. Osunąłem się na kolana, chwytając za przedramię. Tak. To był Mroczny Znak. To był TEN czas, to był znak od NIEGO.

-Malfoy! Malfoy, co ci jest?! -Granger uklękła przy mnie, ale odsunęła się gwałtownie, gdy podwinąłem szatę odsłaniając znamię. -Jesteś...

-Tak, jestem! -syknąłem przez ból. -Uciekaj stąd, Granger!

-Ale...

-Oni zaraz tutaj będą, idiotko! Nie może cię tutaj być! -mój głos był w tej chwili tak bardzo zrozpaczony, że sam w to nie wierzyłem. A ona nadal klęczała w niewielkiej odległości ode mnie, wpatrując się w Mroczny Znak z niedowierzaniem. Właśnie wtedy gdzieś w głębi szkoły nastąpił ogromny hałas i huk. Oboje rozejrzeliśmy się wokoło ze strachem.

Nie mogłem dłużej czekać. Wstałem, krzywiąc się z bólu i postawiłem ją do pionu. Widziałem w jej oczach strach, którego naprawdę nie chciałem widzieć.

-Słuchaj, Granger. Masz się stąd wynieść, rozumiesz? Weź Pottera i stąd uciekaj, albo sam cię gdzieś zaciągnę!

-Dlaczego to robisz? -wyszeptała.

-Bo jestem cholernym debilem, z ukrytą lepszą stroną.

Nie odpowiedziała, tylko kiwnęła głową i odwróciła się, biegnąc ile sił przed siebie. Odprowadziłem ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła za rogiem korytarza.

-Malfoy!

Za mną jak na zawołanie stanął Blaise Zabini.

-Co ty jeszcze robisz? Chodź, wołają cię!

Pobiegliśmy wspólnie przed siebie i weszliśmy do środka jednej z sal lekcyjnych. W środku czekało na nas kilkunastu śmierciożerców. W tym też mój ojciec, jednak to Yaxley był wyznacznikiem, który miał przekazać rozkazy Czarnego Pana.

-Naszym planem jest wybicie jak największej ilości szlam, a także Dumbledore'a. Wiecie chyba jak się używa różdżki, gamonie?! Nie pytacie nikogo „jesteś szlamą?", tylko strzelacie! Pamiętajcie, Czarny Pan czeka na wykonane zadanie, inaczej nie będzie zadowolony. Ty, Draco, masz specjalne zadanie, wiesz jakie, prawda? Martwe ciało Granger da ci wiele szacunku, więc ruszajcie!

Ze ściśniętym sercem wybiegłem z pomieszczenia. Przed oczami miałem jej wystraszone spojrzenie, które miałem sprawdzić, że za chwilę będzie martwe. Targały mną uczucia od strachu po słabość. Walczyłem sam ze sobą, rozglądając się po zatłoczonych korytarzach. Może nie ma już jej w zamku? Może uciekła? Kogo ja oszukuję, czułem, że tutaj jest. Była na to zbyt odważna.

Dlatego postanowiłem.

Postawiłem ją wyżej. Ponad Czarnego Pana, śmierciożerców i ojca. Chciałem jej pomóc, MUSIAŁEM jej pomóc, dlatego moim zadaniem było odnalezienie jej.

Przyspieszyłem kroku wręcz do biegu i zacząłem przepychać się przez uczniów. Nigdzie jej nie widziałem, ale nie poddawałem się. Była w niebezpieczeństwie, a ja nie byłem jedynym, który chętnie by ją wykończył.

Moje serce coraz bardziej zaczęło zaciskać się z niepokoju, gdyby coś się miało jej stać. To będzie moja wina jeżeli... nie. Ona żyje.

Zobaczyłem ją. Pojedynkowała się dzielnie niczym lwica z zamaskowanym śmierciożercą. Mogłem ją tak obserwować wiecznie. Była doprawdy uzdolniona. Zrobiłem krok w jej stronę, gdy zaklęcie przeciwnika w nią trafiło, powodując, że różdżka wyleciała z jej dłoni.

Stała tam sama, rozbrojona, niezdolna do obrony.

Rzuciłem się z rozpaczą w jej stronę. Nie zdążyłem.

Zielone światło ugodziło ją w pierś, a ona upadła na zniszczoną posadzkę.

Gwałtownie się zatrzymałem, gdy zadowolony mężczyzna zdjął maskę. Widziałem przed sobą mojego ojca. Jego oczy wręcz błyszczały zadowoleniem i satysfakcją.

Upadłem na kolana, podtrzymując się ramionami. Spod moich powiek wypłynęły łzy. Ona nie żyła... nie żyła...

Nie mogłem w to uwierzyć. Zacząłem się trząść.

Nigdy nie miała być moja, wiem to, nigdy nie miała się dowiedzieć tego, co do niej czułem, może nigdy nie miała tego odwzajemnić, może miałem do końca życia spoglądać na nią z ukrycia, ale miała żyć. Miała tylko żyć! Tak wiele oczekiwałem?!

Hermiona...

Przestałem widzieć cokolwiek. Świat odpłynął.

Podniosłem wzrok dopiero wtedy, gdy usłyszałem krzyk, krzyk rozpaczy. To Weasley. Wycelował różdżką w mojego ojca, odbierając mu życie. Mimo wszystko, nie ruszyło mnie to. To on ją zabił... Odebrał moją Hermionę.

Widziałem jak Weasley staje przede mną, a w jego oczach błyszczą łzy i coś jeszcze. Tak, to była pogarda i wściekłość. Wycelował także we mnie różdżką.

-Zawsze chciałem to zrobić... -wycedził z nienawiścią.

Czy mnie zabił? Sami sobie na to odpowiedzcie. Nie wiem jednak, czy to choć w połowie było to tak bolesne jak jej strata. Tak, tak prawdziwie, to zabiła mnie tylko ona.

_________________________________________________________

Noo, no to wykrzesałam z siebie tą miniaturkę. Po ostatniej miałam lekkiego doła, ale mam nadzieję, że ta wyszła o niebo lepiej. :)

Dawno nie było smutnego zakończenia, wybaczcie! :*

CocoJoko -mimo tego, że chciałaś tylko "okoliczności, które sprawią, że się w sobie zakochają", a ja i tak się do tego nie zastosowałam, mimo iż to było tak niewiele, to mam nadzieję, że mi wybaczysz :)

Na liście zamówień pozostała mi już tylko kruulik, więc za tydzień będzie Twoja kolej, kochana! :3

Buźki! :* :*

A, chciałabym również zaprosić Was do czytania najnowszego opowiadania GiveMeHell - "Znamię moich uczuć" (Dramione) . Dopiero zaczyna i na pewno przyda jej się trochę wsparcia. Komentarze i wyświetlenia naprawdę potrafią dać wiele szczęścia! Podpowiem cicho, że jest to dla osób, które lubią "50 twarzy Greya" lub niekoniecznie może jego, ale takie klimaty. :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro