Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miniaturka 6. Zakład


Dworzec King's Cross jak zawsze pierwszego września był przepełniony uczniami Hogwartu oraz żegnającymi ich rodzinami. Peron 9 i 3/4 był niezwykle zatłoczony i głośny tego dnia. Tętnił życiem, a na każdym kroku słychać było donośne śmiechy oraz piski podekscytowanych pierwszoroczniaków.

Trójka szesnastoletnich Ślizgonów przepychała się przez biegnących pospiesznie uczniów, starając się dostać do pociągu, aby zająć pusty przedział. Po kilku minutach poszukiwań wreszcie udało im się umieścić bagaże na półkach nad głowami i rozsiąść się na wygodnych kanapach, wymieniając między sobą uśmiechy pełne triumfu.

— Te dzieciaki nie mają za knut szacunku wobec starszych — powiedział Blaise Zabini, ziewając lekko i rozciągając się na wszystkie strony. — Z każdym rokiem jest coraz gorzej. My nie zachowywaliśmy się w ten sposób, prawda?

— Zaczynasz mówić jak emeryt, Blaise — Teodor Nott posłał przyjacielowi kpiący uśmiech, po czym przeniósł rozbawione spojrzenie na Draco Malfoya, siedzącego naprzeciwko nich. — Zabini był gorszy od nich wszystkich, pamiętasz?

— Zgadza się. Do dzisiaj manifestuje podobne zachowanie. Wystarczy, że spojrzy na kieliszek Ognistej Whisky i traci wszelkie swoje instynkty samozachowawcze — skwitował młodzieniec o jasnych włosach, szydząc z oburzonej miny mulata.

— Jeszcze będziecie mnie błagać, bym was wspomógł w potrzebie — bronił się dzielnie Blaise. — To prawdopodobnie nasz ostatni rok w tej szkole, dlatego zamierzam z niego czerpać pełnymi garściami. Młodość już nie powróci, panowie.

Draco i Teodor wymienili ponure spojrzenia. Zabini miał rację. Ten rok szkolny miał być prawdopodobnie ostatnim rokiem ich nauki. Ich rodziny oczekiwały, że gdy tylko osiągną pełnoletniość, przejmą rodzinne firmy. Gdyby jednak mieli wybór, woleliby podejść do egzaminów końcowych jak większość ich rówieśników.

— Przynajmniej nigdy więcej nie usłyszymy nudnego zawodzenia Binnsa na temat rebelii goblinów — zasugerował mulat, próbując ich rozweselić. — No dalej, przecież nie będziemy teraz się tym przejmować. Przed nami cały, pełen zabawy rok!

— Blaise ma rację — powiedział Teo poważnym tonem, na co Draco uniósł brwi. — W końcu rok krócej w tym miejscu oznacza rok mniej z nim w jednym dormitorium.

Malfoy wybuchnął śmiechem, podczas gdy Blaise rzucił w Teodora czekoladową żabą, rozważając rozpoczęcie bójki. Zanim jednak zdążył to zrobić, do ich przedziału weszła śliczna blondynka z Ravenclaw, nieśmiało się uśmiechając. Utkwiła swoje duże, niebieskie oczy w Draco, a jej policzki się zarumieniły.

— Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałabym porozmawiać z Draco. Poświęcisz mi chwilę?

Ślizgon wywrócił oczami, gdy jego przyjaciele zachichotali złośliwie i skinął głową, wychodząc za dziewczyną z przedziału. Wrócił po zaledwie kilku minutach, z ustami wykrzywionymi w niezadowoleniu i usiadł na swoim miejscu, wzdychając ze złością. Teodor i Blaise pochylili się w jego stronę ze szczerym zainteresowaniem.

— Czego chciał od ciebie ten anioł? — wyszeptał Zabini niemal z czcią.

— Powiedzmy, że to była jedna z kandydatek na moją przyszłą żonę — wyrzucił z siebie z pogardą. — Mój ojciec uważa, że nie umiem samodzielnie znaleźć sobie dziewczyny. Jeżeli cały rok ma tak wyglądać, to oszaleję.

— Nie narzekałbym na taki rodzaj rozrywki na twoim miejscu — prychnął Teo.

— Naprawdę samodzielnie potrafię poderwać dziewczynę — warknął Draco w odpowiedzi i wzruszył zuchwale ramionami. — Same wskoczą mi w ramiona, gdy tylko skinę na nie palcem.

— Twój ojciec pewnie ma konkretne oczekiwania co do twojej wybranki. Doskonałe maniery, znajomość szlacheckiej etykiety, umiejętności tańca, znajomość sztuki oraz literatury. No i czysta krew.

Blaise stłumił chichot kaszlem, próbując ukryć rozbawienie, podczas gdy Teodor przeszywał swojego przyjaciela rozbawionym spojrzeniem. Ramiona Draco napięły się, gdy usłyszał ostatnie słowa, ale zdecydował się nie reagować na prowokację.

— Więc uważasz, że żadna dziewczyna nie oprze się twojemu urokowi? — zapytał nagle mulat, a jego oczy rozbłysły złośliwie. Draco uniósł brwi i wykrzywił wargi w prowokującym uśmiechu.

— Jestem o tym przekonany, mój drogi Diable. Mój urok osobisty jest tak potężny, że zauroczy każdą kobietę — wycedził, delikatnie stukając palcami o kolano. — Niemiej jednak żadna z tych kobiet nie zdoła mnie zdobyć, jakkolwiek by próbowała. Miłość, małżeństwo i inne tego rodzaju błahe sprawy nie przemawiają do mnie.

Zabini odwrócił się w stronę okna, rozmyślając nad czymś przez krótką chwilę, po czym ponownie odwrócił się w stronę Malfoya i pochylił się w jego stronę. Na jego twarzy igrał szatański uśmiech.

— Co powiesz na mały zakład?

— Z przyjemnością — odpowiedział natychmiast Draco, obserwując mulata z zaciekawieniem. — Jakie są zasady oraz jaka wygrana?

— Proponuję skrzynkę Ognistej — Blaise wyprostował się i zerknął z ukosa na zaintrygowanego Teodora, przeskakującego po nich uważnym spojrzeniem.

— W każdej chwili mogę ją kupić osobiście — prychnął blondyn i wykrzywił wargi. — Jednak niech będzie. Jakie zasady?

— Musisz poderwać dziewczynę, którą osobiście wyznaczę — Zabini wzruszył ramionami i poprawił swoje szaty. — Po namyśle jednak dochodzę do wniosku, że powinieneś natychmiast zrezygnować. Nie podołasz temu zadaniu.

Blaise był świadomy, że trafił w czułe ego Draco, wrażliwe na każdą formę krytyki. Z rozbawieniem obserwował, że blondyn zaczyna zaciskać pięści i spoglądać na niego z wyrazem irytacji na twarzy.

— Przyjmuję zakład — wycedził. — Jeżeli wygram, będziesz publicznie musiał uznać moją wyższość.

Usta Blaise'a Zabiniego wygięły się w podłym uśmiechu.

— Musisz rozkochać w sobie Hermionę Granger. Masz na to pół roku — oznajmił spokojnie, obserwując reakcję przyjaciela. Wyrafinowana twarz Draco drgnęła niespokojnie. — W przypadku powodzenia w zbliżeniu się do niej, będziesz musiał utrzymać waszą relację przez cały następny rok. Dopiero wówczas uznamy zakład za zakończony, a ja uznam twoją wyższość.

Teodor wciągnął gwałtownie powietrze w usta, a mulat z uczuciem satysfakcji obserwował zmianę na twarzy Malfoya. Blondyn wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, a jego szare oczy przepełnione były strachem.

— Zgłupiałeś, stary? Mam poderwać Granger i spędzić z nią rok?! Mam się pokazywać z nią publicznie?!

— Chyba nie obawiasz się tego, że nasza urocza Gryfoneczka ci się oprze i odmówi twojemu nieodpartemu urokowi? — brew Blaise'a powędrowała do góry. — Nie wiem, w czym problem...

— Nie mam ochoty zmarnować najlepszego roku w moim życiu, uganiając się za Granger — syknął Malfoy ze złością. Jego wzrok powędrował do okna, za którym stała Hermiona, witająca się z przyjaciółmi. Zmarszczył brwi, obserwując ją przez krótką chwilę. — Poza tym, to szlama.

— Nie przesadzaj. Nie jest taka zła. Jest inteligentna i całkiem ładna — zauważył Teodor, również ją obserwując. — Chyba że po prostu boisz się swojego ojca oraz jego nacisku na czystą krew.

— Może sam się z nią umów, Nott? — warknął Draco, czując, że pali go gardło.

— Więc pękasz, stary?

Draco warknął nerwowo, ponownie przyglądając się Hermionie. Zdecydowanie nie wpisywała się w standardy jego rodziny, ale Teodor miał rację; Granger była naprawdę ładna, chociaż nie miał zamiaru otwarcie się do tego przyznawać. Co więcej, zawsze imponowała swoją wiedzą i odwagą. Ostatnio nauczyła się także odpowiadać na jego prowokacje równie złośliwie, co on. Wydawało mu się to całkiem atrakcyjne.

Nie dało się jednak ukryć, że szatynka go nienawidzi. Nie miał pojęcia, jak zdobyć serce dziewczyny, która nim gardzi od dnia, gdy się poznali. Zbliżenie się do niej wydawało się niemożliwe.

Odetchnął cicho i oderwał wzrok od Gryfonki, przenosząc go na Blaise'a. Przyjaciel wpatrywał się w niego z triumfalnym wyrazem twarzy, co wywołało u Malfoya przypływ złości. Krew wrzała pod jego skórą. Nie mógł się poddać.

— Rozumiem, że skrócenie wyroku nie wchodzi w grę? Rok to cholernie długo —powiedział powoli, walcząc z samym sobą.

— Oczywiście, że nie wchodzi w grę — odpowiedział Zabini, pokazując śnieżnobiałe zęby. — Wtedy nie byłoby prawdziwej zabawy, prawda?

Draco westchnął i potarł palcami skronie. Zdawał sobie sprawę, że przyjęcie tego zakładu było szaleństwem, ale nie miał zamiaru się poddać. Blaise wypominałby jego porażkę do końca życia.

— Zgadzam się, ale musimy zwiększyć stawkę — wyrzucił na wydechu. — Rok z Granger nie jest wart jedynie skrzynki Ognistej Whisky. Przegrany przez dwa lata będzie oddawał ze swoich dochodów w firmie dwadzieścia pięć procent.

— Wchodzę w to, przyjacielu.

~~*~~

— Jesteśmy na miejscu — Teodor wyjrzał przez okno, a jego ciemne oczy rozbłysły, gdy natrafiły na oświetlony w oddali zamek. Przeniósł wzrok na przyjaciół, odsłaniając białe zęby w szerokim uśmiechu. — Pospieszmy się. Nie chcę trafić do jednego powozu z Gryfonami.

Trójka Ślizgonów chwyciła swoje szkolne kufry i otworzyli drzwi przedziału. Szybko jednak cofnęli się do środka, gdyż tłum rozgorączkowanych pierwszorocznych przeciskał się przez korytarz. Wszyscy głośno się przekrzykiwali i rozpychali łokciami, pragnąc jak najszybciej dostać się do wyjścia z pociągu.

— Proszę wszystkich o zachowanie spokoju! Każdy z was zdąży, więc proszę zacząć słuchać moich poleceń i ustawić się parami, by nie blokować przejścia pozostałym uczniom!

Draco spojrzał na Hermionę, która bezskutecznie starała się uspokoić bandę wrzeszczących dzieciaków. Uśmiechnął się kpiąco i prychnął pod nosem. Gryfonka radziła sobie fatalnie, co było niezwykle zabawne. Co chwilę zakładała niesforne loki za ucho, które opadały na jej czerwoną od wysiłku twarz.

— Cieszę się, że nikt nie wpadł na pomysł, by uczynić mnie prefektem — odetchnął Blaise, a po chwili zmrużył oczy na stojącego obok niego blondyna. — Właściwie, to ty jesteś prefektem. Chyba powinieneś pomóc Granger opanować sytuację.

Malfoy przyjrzał się tłumowi niechętnie. Jego wzrok przykuła dwójka chłopców szarpiących nad głowami ciężki kufer. Żaden z nich nie zwracał uwagi na drogę, a kufer coraz niebezpieczniej zbliżał się do głowy Hermiony.

— Uważaj, Granger!

Nim zorientował się, co robi, doskoczył do szatynki i pchnął ją na ścianę wagonu. Przylgnął do niej, umieszczając jedną rękę obok jej głowy, a drugą przy jej biodrze. Ich ciała dzieliły zaledwie centymetry. Czuł, jak jej falująca klatka piersiowa dotyka jego torsu, a szybki oddech sprawia, że atmosfera staje się napięta. Włosy szatynki delikatnie łaskotały jego brodę, wywołując w nim dziwny skurcz emocji.

Wygiął wargi w drwiącym uśmiechu, gdy jej duże, brązowe oczy rozszerzyły się z przerażenia i jednocześnie zaskoczenia. Policzki dziewczyny pokrył delikatny rumieniec, gdy odrobinę nachylił się w jej stronę.

— Co ty wyprawiasz, Malfoy?! — odepchnęła go od siebie zdecydowanym ruchem, automatycznie otulając się szczelniej szatą.

— Może powinnaś okazać więcej wdzięczności swojemu wybawcy? Właśnie uratowałem cię przed stratowaniem przez kufer — zakpił, wbijając w nią swoje stalowe spojrzenie. Nigdy wcześniej nie zwrócił uwagi na jej piegi na nosie.

Gryfonka wykrzywiła wargi z pogardą i prychnęła, ponownie poprawiając loki. Draco mimowolnie podążył za ruchem jej dłoni, śledząc ten gest z dziwnym zafascynowaniem.

— Następnym razem nie musisz się tak poświęcać — odpowiedziała chłodno. — Mógłbyś przypadkowo zniszczyć swoje idealnie tlenione kudły, a to byłaby ogromna strata dla ludzkości, prawda?

Nim Ślizgon zdążył odpowiedzieć na jej zaczepkę, Hermiona odwróciła się na pięcie i odmaszerowała w stronę wyjścia. Teodor i Blaise ryknęli śmiechem, klepiąc go po plecach z rozbawieniem.

— To będzie interesujący rok — zacmokał mulat, poruszając brwiami. — Poza tym, sądzę, że będę bogatszy, niż dotychczas myślałem.

~~*~~

Draco nerwowo postukał palcami w puchar wypełniony dyniowym sokiem, przygryzając wnętrze policzka. Z niechęcią zerknął w stronę stołu Gryffindoru, obserwując Hermionę, która wesoło rozmawiała z koleżankami.

Od samego początku wiedział, że zdobycie jej zaufania nie będzie łatwe. Nienawidziła go od lat, a mimo to czuł się upokorzony ich spotkaniem w pociągu. Po raz pierwszy jego urok osobisty nie zadziałał na kobietę, co go frustrowało. Granger była inna niż dziewczyny, do których zazwyczaj się zalecał.

Musiał znaleźć sposób, aby ją zdobyć.

— Masz jeszcze sporo czasu — Blaise wesoło zanucił przy jego uchu, co go jeszcze bardziej zirytowało. Spojrzał na przyjaciela, uśmiechając się złośliwie.

— Będzie moja w ciągu miesiąca.

~~*~~

Poniedziałkowego poranka Draco Malfoy wkroczył do sali Starożytnych Runów z aroganckim uśmiechem na twarzy. Gdy tylko otrzymał grafik zajęć, był pewien, że sam Salazar czuwa nad nim. Już od samego początku czekała na niego dwugodzinna lekcja z Granger, na którą nie uczęszczali jej głupawi przyjaciele.

Włożył ręce do kieszeni szaty i rozejrzał się po pomieszczeniu z zaciekawieniem. Jego oczy rozbłysły złośliwie, gdy w końcu dostrzegł charakterystyczną burzę poskręcanych loków, które falowały w różnych kierunkach. Poprawił szybko grzywkę i rozluźnił krawat, natychmiast kierując się w jej stronę.

Pokonał drogę do stolika, rzucając książki na blat, a następnie usiadł obok Hermiony, delikatnie odchylając się na krześle. Miał ochotę parsknąć śmiechem, gdy zauważył, jak wargi szatynki rozchylają się w zaskoczeniu, a brwi marszczą.

— Co ty robisz, idioto? Nie widzisz, że jest zajęte? — warknęła, a Malfoy tylko wzruszył ramionami.

— Tak się składa, że to moje ulubione miejsce.

— Tak się składa, że to również moje ulubione miejsce — syknęła Hermiona, piorunując go spojrzeniem. — Spadaj stąd, zanim ktoś mnie z tobą zobaczy.

— Zmuś mnie, Granger.

Draco lekceważąco oparł się o oparcie krzesła, unosząc wyzywająco brew. Doskonale zdawał sobie sprawę, że krew dziewczyny wrze z wściekłości pod jej skórą.

— Jesteś dupkiem.

Ślizgon uśmiechnął się kpiąco w odpowiedzi, nachylając się w stronę jej twarzy. Szatynka próbowała się od niego odsunąć, lecz on chwycił za oparcie jej krzesła, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Rumieniec złości wpłynął na szyję Hermiony. Oddychała ciężko, starając się nie odwracać wzroku od jego podłego uśmiechu. Draco poczuł, jak zadrżała, gdy jego palce przypadkowo musnęły jej ramię.

Zanim zdążyła wyciągnąć różdżkę, do sali wkroczyła profesor Babbling, zarządzając ciszę. Blondyn posłał jej zwycięskie spojrzenie, a następnie, cicho podśpiewując, wzruszył ramionami i wyprostował się. Usłyszał, jak dziewczyna stęka z niechęcią, ale w milczeniu chwyciła za podręcznik, odwracając od niego wzrok.

Zawsze uważał, że Starożytne Runy to niezwykle nudny przedmiot, jednak jego rodzice naciskali, aby uczęszczał na zajęcia. W tej chwili wydawały się jednak wyjątkowo zabawne.

Co chwilę jego wzrok kierował się ku siedzącej obok Gryfonce, która uparcie go ignorowała. Jej twarz była przysłonięta włosami, ale czuł od niej wyjątkowo negatywną energię. Oczami wyobraźni widział jej wykrzywione z pogardą usta, zaczerwienione policzki oraz zmarszczone brwi. Nerwowo stukała piórem w pergamin, co utwierdzało go w przekonaniu, że ma rację.

— Granger — szturchnął ją łokciem. — Podziel się podręcznikiem.

— Zapomnij. Masz swój — syknęła w odpowiedzi, wciąż na niego nie patrząc.

— Pomyliłem się i zabrałem książkę do Eliksirów.

— W takim razie masz problem.

— Nie wiedziałem, że Gryfoni są tacy niekoleżeńscy — zakpił. — Powinnaś dawać lepszy przykład jako prefekt.

— Stanowisz dla mnie pewien wyjątek, który...

— Panno Granger, panie Malfoy, czy ja wam w czymś przeszkadzam?

Głos profesor Babbling rozniósł się po sali. Hermiona podskoczyła na krześle, potrząsając gwałtownie głową.

— Oczywiście, że nie, pani profesor. Po prostu...

— Zapomniałem książki — przerwał jej Draco, uśmiechając się delikatnie.

— Panno Granger, proszę się podzielić z kolegą podręcznikiem i skupić się na moich zajęciach. Przerabiamy ważny temat.

— Przepraszam, pani profesor — wymamrotała szatynka i zazgrzytała zębami.

Przesunęła książkę na środek ławki, a blondyn zbliżył się do niej, czując kwiatowy zapach jej perfum. Hermiona w końcu spojrzała na niego, pesząc się. Po chwili odsunęła się na bezpieczną odległość i odchrząknęła.

Ślizgon doskonale wiedział, że jego obecność ją irytowała. Próbowała skupić się na zajęciach, ale nie zamierzał jej na to pozwolić.

— Możesz przestać wzdychać?! — warknęła i przymknęła powieki, gdy Draco po raz kolejny dał o sobie znać.

— Nudzę się. Ciebie też ktoś zmusił, żebyś chodziła na Runy? — mruknął, kreśląc szlaczki na pergaminie. Swój wzrok miał jednak utkwiony w jej twarzy.

— Nie. Wyobraź sobie, że po prostu mnie to interesuje.

— Przyznaj się, że po prostu uciekasz od towarzystwa baraniego stadka.

— Nie mam powodu, by uciekać od moich przyjaciół.

Z rozbawieniem obserwował, jak zaciska ze złością pięści. Przysunął się do niej jeszcze bliżej, a ich kolana otarły się ze sobą pod stołem. Hermiona po raz kolejny podskoczyła na krześle jak oparzona, a on uśmiechnął się wesoło.

Gdy lekcja się skończyła, zerwała się szybko z miejsca i nie patrząc na niego, uciekła.

~~*~~

— Jak ci idzie z Granger? Jakieś postępy? — zapytał Blaise, przyglądając się uważnie blondynowi. — Minęły już dwa tygodnie.

— Myślę, że idzie mi całkiem nieźle — Draco przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze i uśmiechnął się radośnie. — Właśnie wybieramy się na wspólny patrol po zamku. Romantycznie, prawda?

— Och, zdecydowanie — zakpił Zabini, gdy jego przyjaciel machnął ręką i wyszedł z ich dormitorium, nucąc pod nosem.

Draco oparł się o ścianę nieopodal wejścia do Wieży Gryffindoru, krzyżując nogi w kostkach. Spojrzał na zegarek, odliczając sekundy do pełnej godziny. Gdy wskazówki wskazały godzinę dwudziestą, zgodnie z jego oczekiwaniami, pojawiła się Hermiona. Szatynka stanęła w miejscu, zaskoczona jego obecnością. Po chwili zmarszczyła brwi i zrobiła krok w jego stronę.

— McGonagall cię zmusiła, tak? — burknęła. — Nie martw się. Możesz wrócić do lochów, o niczym jej nie powiem.

— Przyszedłem, bo również jestem prefektem i zależy mi na wykonaniu obowiązków, które do mnie należą — odpowiedział jej z błyskiem w oku.

Hermiona wzruszyła ramionami obojętnie i ominęła go, idąc szybkim krokiem przed siebie. Ślizgon uśmiechnął się pod nosem, wsuwając ręce do kieszeni i podążył za nią.

Patrolowali korytarze przez godzinę, nie odzywając się do siebie. Draco wciąż podążał kilka kroków za nią, uważnie obserwując jej plecy. Jej ciało wydawało się napięte, a ruchy sztywne. Atmosfera między nimi była niezwykle gęsta, lecz nie przeszkadzało mu to. Był zaskoczony, że nie skoczyli sobie jeszcze do gardeł.

— O co ci właściwie chodzi, Malfoy?! — emocje w końcu ulotniły się z Gryfonki. Odwróciła się w jego stronę, mierząc w niego palcem.

— Przecież nic nie robię — prychnął, świdrując ją spojrzeniem.

— Właśnie! Dotąd nie pojawiałeś się na obowiązkowych patrolach, lekceważyłeś swoje obowiązki oraz rzucałeś w moją stronę „szlamą" kilka razy dziennie! — syknęła. — Nie wiem, co planujesz, ale się dowiem!

Draco zawahał się. Mógłby w tym momencie po prostu przyszpilić ją do ściany, zamykając jej usta niespodziewanym pocałunkiem, ale miał przeczucie, że ten plan nie wypali. Gardziła nim. Z pewnością uderzyłaby go w twarz, tracąc tym samym szansę na to, by ją zdobyć. Niechętnie musiał przyznać, że wszystkie jego dotychczasowe próby uwodzenia zakończyły się niepowodzeniem. Była na niego odporna, trzymając się swoich pieprzonych, gryfońskich zasad.

— Ludzie się zmieniają — mruknął, lekko przekrzywiając głowę. — Nie bądź taka uprzedzona, Granger.

Hermiona zamrugała szybko, a jej wargi zadrżały. Po chwili wypuściła powietrze z ust i pokręciła głową.

— Nie. To niemożliwe. Ty nigdy się nie zmienisz.

I odwróciła się, zostawiając go samego.

~~*~~

Draco przez następne trzy miesiące usilnie starał się przyciągnąć uwagę Hermiony Granger, co szczególnie bawiło Blaise'a, który obserwował jego żałosne wysiłki, ciesząc się na myśl o wygranym zakładzie.

Plan zdobycia jej w miesiąc nie powiódł się, jednak wciąż istniała szansa na zwycięstwo. Jego poświęcenie było naprawdę ogromne, ale jednocześnie zaczynał odczuwać frustrację na myśl o kolejnych niepowodzeniach.

Przez cały ten czas uczestniczył w każdym wspólnym patrolu, siadał z nią w ławce podczas zajęć ze Starożytnych Run oraz próbował wszelkich dostępnych form komunikacji. Próby rozmowy, żartów, pytań oraz szarmanckich uśmiechów niemal zawsze kończyły się klęską. Granger, z wyjątkiem sporadycznych, dających nadzieję sytuacji, prawie cały czas go ignorowała.

Zabini nieustannie powtarzał, że jest na niego odporna, a może nawet uczulona, co doprowadzało Malfoya do szału. Nigdy wcześniej nie upokarzał się w ten sposób ani nie starał się zdobyć za wszelką cenę żadnej kobiety; to przychodziło mu naturalnie. Zazwyczaj wystarczył lekki uśmiech lub muśnięcie dłonią. Hermiona natomiast przy każdym spotkaniu karciła go wzrokiem niczym irytujące dziecko.

— Może po prostu odpuść, stary — powiedział Teodor, zarzucając na siebie szatę do quidditcha. — Granger jest dla ciebie niedostępna.

— Nie mogę odpuścić, Teo — Draco pokręcił głową i westchnął. — To już nie chodzi o sam zakład. Walczę o swój honor.

— O co? — prychnął ciemnowłosy i zarechotał, obserwując marszczące się w niezadowoleniu brwi blondyna. Klepnął go w ramię. — Nie marszcz się tak, stary. Wyglądasz, jakby od tego wszystkiego piekło cię dupsko.

— Chyba już dawno nie dostałeś w mordę, Nott — warknął. — Przekonasz się, że mój urok nigdy nie zawodzi.

— Twój urok jest tak samo denny, jak umiejętności latania na miotle — odpowiedział i uśmiechnął się wyjątkowo ślizgońskim uśmiechem. — Właściwie, to nawet pasowałbyś do dysfunkcyjnego trio Pottera.

— Spierdalaj, kutasie.

— Też cię kocham.

Ślizgoni wlecieli na boisko, a Teodor rozejrzał się dookoła. Po chwili jego usta wygięły się w radosnym uśmiechu. Skinął na Malfoya, by podleciał bliżej. Draco uniósł brwi, nachylając się w stronę przyjaciela.

— Twoja wybranka serca siedzi na trybunach ze swoimi cnotliwymi koleżaneczkami — przekrzywił lekko głowę, wskazując na trybuny po prawej stronie. Blondyn podążył tam wzrokiem, dostrzegając Hermionę. — Pomogę ci, Draco. Tylko nie wspominaj o tym Zabiniemu, jasne?

— Co chcesz zrobić?

— Powiedzmy, że będziesz miał okazję popisać się przed nią małym refleksem i uratujesz od pobytu w Skrzydle Szpitalnym — wzruszył ramionami. — Podczas treningu przypadkowo w jej stronę wyruszy tłuczek.

— A jeżeli nie zdążę? — skrzywił się.

— Wtedy będziemy pewni, że twój refleks jest gówniany.

Teodor zazwyczaj był najbardziej odpowiedzialny z całej grupy i unikał takich pokręconych pomysłów. Teraz jednak wydawał się pewien tego, co zamierzał zrobić, co sprawiło, że Malfoy skinął głową niechętnie. Następnie zanurkował w dół na miotle, podlatując do reszty drużyny. Wszyscy zebrali się wokół niego, czekając na instrukcje.

— Rozegramy dzisiaj mały mecz — zadecydował, spoglądając na Teodora. — Dzielimy się na drużyny.

Mecz się rozpoczął. Draco uważnie śledził ruchy swojego przyjaciela, czekając na jego sygnał. Musiał także dbać o to, by Blaise niczego się nie domyślił. Co chwilę rzucał niespokojne spojrzenie w stronę trybun, upewniając się, że Granger nadal siedzi na swoim miejscu. Może mu się tylko wydawało, ale wyglądała na zainteresowaną jego grą, dokładnie wszystko obserwując.

— Draco!

Blondyn spojrzał z przerażeniem na Teodora, który zawisł w powietrzu. Jego wzrok podążył za tłuczkiem pędzącym w stronę trybun. Był idealnie nacelowany na grupę Gryfonek.

Draco szarpnął miotłę i rzucił się w stronę Hermiony. Kropelki potu zaczęły spływać po jego czole. Zwęził powieki, mocniej zaciskając palce na trzonku miotły, a następnie pochylił się, by nadać jej prędkość. Słyszał pisk kilka metrów przed sobą i dostrzegł, jak szatynka ze strachem zasłania twarz dłońmi. Musiał zdążyć.

Odetchnął z ulgą i jęknął, gdy tłuczek wpadł w jego ramiona. Jego ślizgońskie wnętrzności rozluźniły się, a na twarzy pojawił się triumfalny uśmiech. Obrócił w stronę Gryfonek, unosząc arogancko brew.

— Wszystko w porządku, Granger? — zapytał, a ona skinęła sztywno głową, obserwując jego wyrachowaną twarz. Jej dłonie wciąż drżały.

— Dzięki, Malfoy — wymamrotała cicho.

— Jeszcze pomyślę, w jaki sposób możesz mi się odwdzięczyć za uratowanie życia.

Draco puścił jej oczko, z satysfakcją obserwując, jak jej twarz pokrywa się rumieńcem. Siedzące obok koleżanki zachichotały i nachyliły się natychmiast w jej stronę, gdy odleciał kawałek dalej. Mimo to zdążył usłyszeć strzępek ich rozmowy.

— Chyba wpadłaś w oko Malfoyowi, Hermiono! — pisnęła jedna z nich. — Zazdroszczę ci! Jest bardziej gorący niż zupa dyniowa!

— Nie bądźcie śmieszne — prychnęła Granger, choć w jej głosie pojawiła się nutka zawstydzenia. — To była naturalna, ludzka reakcja.

— Nie byłabym taka pewna, Herm. On cię pożerał wzrokiem. Pewnie, gdyby nas tutaj nie było, to by się na ciebie rzucił na tych trybunach.

Malfoy uśmiechnął się lekko pod nosem. Przez resztę treningu nie mógł oprzeć się wrażeniu, że pewna Gryfonka nie potrafi oderwać od niego swojego spojrzenia. Spławik został zarzucony.

~~*~~

Spacerowali korytarzami Hogwartu już prawie od godziny. Pomimo jej reakcji tydzień temu podczas treningu quidditcha, Hermiona wciąż wydawała się spięta w jego towarzystwie. Próbował ją zagadywać i rozśmieszać, ale ona ledwie uniosła kącik ust. Robiła wszystko, by na niego nie patrzeć.

W pewnym momencie niespodziewanie podeszła do składziku na miotły, otwierając z rozmachem drzwi. Następnie powtórzyła to na kilku kolejnych składzikach. Draco uniósł brwi zaintrygowany.

— Co robisz?

— Sprawdzam, czy żaden z uczniów nie łamie przepisów podczas ciszy nocnej — odpowiedziała spokojnie.

— W składziku na miotły?

— Podobno to całkiem popularne miejsce schadzek wśród zakochanych — burknęła, a jej policzki się zaczerwieniły. Draco prychnął z niedowierzaniem i pokręcił głową.

— Spotykałaś się z kimś kiedyś w składziku na miotły? — zakpił. — Jestem zaskoczony, Granger. Nie sądziłem, że wbijające się w plecy miotły cię kręcą.

— Nie, nie spotykałam się. To niehigieniczne — wycedziła przez zaciśnięte zęby, jednak rumieniec na jej policzkach rozlał się na całą jej twarz. — Ciebie jednak widziałam tam niejednokrotnie. Z Parkinson, Greengrass oraz pozostałymi ofiarami.

— Jeżeli kiedykolwiek zechcesz spróbować, polecam swoje doświadczenie — poruszył znacząco brwiami, otwierając jedne z drzwi. Hermiona szybko potrząsnęła głową, wpatrując się w ciasne pomieszczenie, a po chwili zadrżała i szybko się wycofała.

Draco przełknął boleśnie ślinę. Nie wiedząc, dlaczego, wyobraził sobie, jak stoi w składziku, przyciskając Granger do ściany. Jej ramiona obejmowały jego klatkę piersiową, a on odchylał jej głowę, by móc wsunąć język pomiędzy jej rozchylone, opuchnięte wargi. Wplatał palce w jej gęste, nieposkromione włosy, a jej oczy spoglądały na niego z pożądaniem.

— Zapamiętam — odpowiedziała nieśmiało i uśmiechnęła się do niego. Draco zamrugał, wpatrując się w nią oniemiały. Uśmiechnęła się. Naprawdę się uśmiechnęła.

Po raz pierwszy od dawna zobaczył światełko w tunelu.

~~*~~

Malfoy westchnął, przewracając kartkę książki i ziewając cicho. Oparł głowę na rękach, walcząc z narastającym zmęczeniem. Ostatni okres w jego życiu okazał się niezwykle wyczerpujący. Do tej pory nie przejmował się patrolami prefektów, uczęszczaniem na niektóre zajęcia oraz obowiązkami, które na niego nakładano. Poświęcenie się zakładowi z Blaisem wyczerpywało wszystkie jego siły życiowe.

— Robisz to specjalnie, prawda? — usłyszał za plecami rozgniewany głos. — Wziąłeś sobie za punkt honoru, by zajmować wszystkie moje ulubione miejscówki?

Draco obrócił się i zamrugał, wpatrując w Hermionę, która opierała się biodrami o pobliski stolik. Gryfonka spoglądała na niego z uniesionymi brwiami, ale na jej wargach błądził delikatny uśmiech.

— Przejrzałaś mnie, Granger — zakpił, a ona zachichotała cicho. — W każdym razie nie zamierzam stąd wyjść, jeśli to próbujesz przekazać w tak subtelny sposób.

— W takim razie chyba nie mam wyboru — westchnęła i usiadła na wolnym miejscu obok niego. Wyłożyła przed sobą zwój pergaminu, szybko zabierając się do pisania.

Ślizgon przez chwilę przyglądał się jej sylwetce, zaskoczony. Jej policzki były delikatnie zarumienione, oddech płytki, a ramiona zaś sztywne. Próbowała zignorować jego obecność, lecz on doskonale zdawał sobie sprawę, że nie potrafi tego zrobić.

— Dlaczego zdecydowałaś się na zajęcia ze Starożytnych Runów? — zapytał, zerkając przez ramię szatynki, która kreśliła właśnie skomplikowany wzór.

— Są fascynujące — wzruszyła ramionami. — Runy mają ogromną moc i wciąż posiadają zastosowanie w wielu dziedzinach, takich jak łamanie szyfrów oraz zaklęć, uzdrawianie, a nawet odkrycia archeologiczne.

— Nie myślałem o nich w ten sposób — mruknął, zamyślając się.

— W takim razie, dlaczego dołączyłeś do tych zajęć? — zapytała, patrząc na niego zaintrygowana.

— Moja rodzina od pokoleń przestrzega dosyć rygorystycznych tradycji względem wychowywania przyszłych dziedziców — odpowiedział po chwili wahania, a jego wargi wykrzywiły się w półuśmiechu. — Niektóre stare czarodziejskie rody niezmiennie wymagają biegłości w wielu dziedzinach, w tym również w wykształceniu.

— Uważam, że kontynuowanie rodzinnych tradycji jest piękne — odparła cicho, na co Malfoy prychnął, a ona poczuła, jak rumieni się na twarzy. — Mimo to jesteś jednym z niewielu członków słynnej Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki, którzy uczęszczają na Runy. Nie widziałam Notta, Flinta, a nawet Parkinson na zajęciach.

— Wiele rodzin, na przykład rodzina Teodora, porzuciła większość wymogów. Jego rodzice, a właściwie matka, nie są tak staromodni. Moi rodzice natomiast uważają, że warto pielęgnować zasady, które pozostawili nam przodkowie.

— Więc? Jakie zasady nadal obowiązują wśród zamożnych rodów czystej krwi?

Draco zmrużył powieki, przyglądając się uważnie jej zaciekawionej twarzy, po czym westchnął. Miał wrażenie, że jej pytanie nie miało na celu skłonienia go do kolejnej ostrej wymiany zdań.

— Taniec towarzyski, umiejętność właściwego zachowania w towarzystwie, zasady etyki, nauka sztuki i biznesu oraz wybór partnerów o statusie czystej krwi — zakończył, wciąż przyglądając się jej twarzy. Może to tylko jego wrażenie, ale zdawało mu się, że jej policzek lekko drgnął przy ostatnich słowach. — Oczywiście, wymagania wobec naszych przyszłych partnerów są takie same.

— Och, rozumiem — skinęła sztywno głową, wzdychając cicho. Brązowe tęczówki wydawały się nieco przygasnąć.

— Wśród mugoli wszystko wydaje się łatwiejsze, prawda?

Hermiona spojrzała na niego szybko, a jej wargi zacisnęły się w wąską linię. Następnie przeniosła wzrok na swoje dłonie, skubiąc nerwowo skórki pod stołem.

— W większości przypadków rzeczywiście tak jest — odpowiedziała, ostrożnie dobierając słowa. — Wydaje mi się jednak, że podobnie jak w przypadku tradycyjnych czarodziejskich rodów, najbardziej zamożne rodziny żenią się między sobą. Tak jest na całym świecie. Mieszanie się klas społecznych nigdzie nie jest dobrze widziane.

Między nimi zapadła cisza. Po krótkiej chwili Draco wypuścił powietrze, czując, jak jego zaciśnięty w supeł żołądek nagle się rozluźnia, a ciało staje się lżejsze.

— Po zakończeniu szkoły moja rodzina oczekuje, że przejmę rodzinny biznes — wyznał, nie panując nad słowami, które same wypływały z jego ust. — Według nich to niedopuszczalne, żebym pracował na podrzędnym stanowisku w Ministerstwie Magii. Właściwie, nie mogę wybrać swojej ścieżki zawodowej, jeśli nie chcę wywołać skandalu.

— To okropne — jęknęła szatynka, posyłając mu współczujące spojrzenie. — Z drugiej strony masz pewność, że twoja przyszłość jest zabezpieczona. Nie musisz się martwić o brak pracy czy pieniędzy.

— Prawdopodobnie uznasz to za głupie, ale wspinanie się po drabince kariery oraz piramidy finansowej brzmi ciekawiej niż kontrola rodzicielska aż do dnia ich śmierci.

— Podejrzewam, że masz rację. Jednak jestem pewna, że wielu ci zazdrości — zachichotała cicho, a Draco z rosnącym zafascynowaniem przyglądał się jej szczeremu uśmiechowi.

Ich rozmowa trwała godzinami. Draco nie mógł uwierzyć, że mieli tyle wspólnych tematów. Na początku wymiana zdań była kulturalna i wyważona, ale z czasem przybrała bardziej złośliwy, jak i zabawny ton. Nie przypuszczał, że rozmowa z Gryfonką będzie dla niego niemal tak swobodna, jak z Teodorem czy Blaisem. Nie potrafił przestać się śmiać i odpowiadać złośliwościami, którymi nieustannie go prowokowała.

— Poziom tej książki zdecydowanie do ciebie pasuje — prychnął. — Jej autor już dawno powinien skończyć w Azkabanie za...

— Przepraszam, że przeszkadzam — oboje podskoczyli, gdy za ich plecami stanęła pani Pince, mrużąc groźnie oczy. — Wiecie, która jest godzina?! Wynocha! Już!

Wybiegli szybko z biblioteki, ledwie unikając ciosu książką po głowie, po czym zatrzymali się na końcu korytarza i spoglądając na siebie, wybuchli śmiechem.

— Ta wariatka potrafi być naprawdę przerażająca — powiedział Draco, gdy ponownie ruszyli w stronę Wielkich Schodów. — Dobrze, że nie zarobimy szlabanu. Odznaka prefekta do czegoś się jednak przydała.

— Dobrze wiem, że uwielbiasz ją wykorzystywać do własnych celów — zakpiła, a on uśmiechnął się w odpowiedzi.

— Jestem pewien, że ty też nie jesteś święta, Granger — odparł złośliwie, unosząc brwi. — Zasłaniasz się maską niesienia pomocy potrzebującym, ale wszyscy wiedzą, że wraz z Potterem i Weasleyem uwielbiacie łamać wszystkie przepisy szkolne. To bardzo ślizgońska cecha.

— Nie sądziłam, że kiedykolwiek dostrzeżesz we mnie jakąkolwiek ślizgońską cechę — zażartowała, zatrzymując się.

Stanęli przed Wielkimi Schodami, miejscem, gdzie zazwyczaj się rozdzielali. Hermiona obróciła się w jego stronę, spoglądając na niego nieśmiało.

— Pójdę już — wyrzuciła z siebie, nerwowo wyginając palce.

— Jasne — odchrząknął Draco. Nagle atmosfera stała się dość niezręczna. — Do jutra, Granger.

Gryfonka zaczęła wspinać się po schodach, ale nagle odwróciła się, przygryzając wnętrze policzka. Draco wpatrywał się w nią z zaciekawieniem.

— Wiesz, w sumie to lubię tego nowego Malfoya — powiedziała szybko, a potem, z rumianymi policzkami wbiegła po schodach.

Ślizgon uśmiechnął się do siebie i ruszył w stronę lochów, nucąc wesoło pod nosem.

~~*~~

— Zwolnij, Granger — wydyszał Draco, próbując nadążyć za krokiem pędzącej przed nim Gryfonki, ale ona zdawała się go ignorować.

Nie rozumiał, dlaczego szatynka zachowuje się w ten sposób. Od ostatniego spotkania w bibliotece ich relacje diametralnie się poprawiły, a mimo to dzisiejszego wieczora wyglądała na wyprowadzoną z równowagi. Ignorowała każdą próbę rozmowy, nie patrzyła w jego stronę i ciągle mamrotała pod nosem ciche przekleństwa.

— Granger, do cholery!

Hermiona zbiegła jeszcze dwa piętra niżej, po czym gwałtownie się zatrzymała i odwróciła w jego stronę. Jej policzki były zaczerwienione, wargi drżały, oczy błyszczały, a włosy były naelektryzowane. Przez chwilę Draco przyglądał się jej spiętym ramionom, które unosiły się i opadały w przyspieszonym rytmie.

— Nie rozumiem, o co ci właściwie chodzi, Malfoy! — wycelowała w niego palcem, krzywiąc się ze złością. — Od miesięcy próbuję cię zrozumieć, ale nie potrafię!

— Co właściwie masz na myśli, Granger? — oparł się o pobliską ścianę, świdrując ją spojrzeniem srebrzystych oczu. — Przecież niczego nie robię...

— Nie mam pojęcia, dlaczego siedzisz ze mną na zajęciach i chodzisz na wspólne patrole, których nienawidziłeś! Dlaczego nagle przestałeś mnie obrażać, a w zamian za to żartujesz, śmiejesz się i rozmawiasz ze mną?!

Przymknęła powieki, ciężko dysząc, jakby bała się usłyszeć odpowiedź.

— Masz rację. Mam powód, dlaczego od kilku miesięcy robię z siebie skończonego idiotę i łażę za tobą krok w krok — uśmiechnął się łobuzersko i odepchnął od ściany, zbliżając się do niej.

— Jaki powód? — pisnęła, przełykając boleśnie ślinę, gdy Draco złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Jej serce zaczęło boleśnie uderzać o ścianki klatki piersiowej, a żołądek wykonał wprawnego fikołka, gdy spróbowała się od niego odsunąć, ale nie pozwolił jej na to.

— Chcę, żebyś się ze mną umówiła, Granger — szepnął do jej ucha, delikatnie muskając oddechem jego płatek.

— Co takiego? Możesz powtórzyć? — zachichotała nerwowo, a jej głos zadrżał.

— Chcę się z tobą spotykać. Chcę, żebyś została moją dziewczyną.

— Ten żart wcale mnie nie śmieszy, Malfoy — jęknęła, ponownie próbując wyrwać się z jego uścisku.

— To nie jest żart — Draco wywrócił oczami, po czym jedną ręką chwycił delikatnie jej brodę, zmuszając ją, by na niego spojrzała. — Mówiłem ci, że się zmieniłem. Pamiętasz, jak opowiadałem ci o wymaganiach mojej rodziny? Chcę zacząć żyć na własnych zasadach.

— To szaleństwo — potrząsnęła głową w panice. — Jeszcze niedawno mną gardziłeś!

— Musiałem traktować cię w ten sposób — szepnął niemal błagalnie. — Nie mogłem nikomu pokazać, że mi się podobasz. Bałem się. Teraz jednak jestem pewny tego, co chcę zrobić. Wiem, że ty również poczułaś to samo, co ja. Widzę to w twoich oczach, Granger.

— Draco, my nie możemy...

— To oznacza, że się zgadzasz? — objął ręką jej talię, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie. Drżała w jego objęciach, a ich usta dzieliły już tylko milimetry.

— Nie powiedziałam, że...

— W każdej chwili będziesz mogła się wycofać — wymruczał, muskając jej wargi swoimi. — Zrobię jednak wszystko, byś tego nie zrobiła.

Malfoy poczuł, jak ciało Gryfonki się rozluźnia i uśmiechnął się triumfalnie, zanim ją pocałował. Jej wargi były miękkie i słodkie jakby pokryte miodem. Drobne dłonie nieśmiało objęły jego szyję, przylegając mocniej do niego. To było dla niego zupełnie nowe uczucie. Ona wydawała się taka nieśmiała, delikatna i wrażliwa na każdy jego dotyk, co wywołało w nim niekontrolowane emocje. Chciał dotykać jej twarzy, pleców oraz talii. Chciał wplatać palce pomiędzy jej grube loki. Chciał zanurzyć twarz w zgięciu jej szyi, by poznać jej zapach.

Odsunął się od niej po krótkiej chwili, ciężko dysząc, a jego oczy płonęły. Złączył ich palce i pociągnął za sobą. Hermiona ledwie na nim nadążała, próbując nie przewrócić się na miękkich nogach.

— Dokąd idziemy? — wymamrotała.

— Oczywiście, że do schowka na miotły — uśmiechnął się zadziornie, a ona zachichotała w odpowiedzi.

~~*~~

Draco zapiął ostatni guzik koszuli i uśmiechnął się kpiąco do swojego odbicia w lustrze. Wciąż czuł na ustach smak oraz nieśmiały nacisk warg Granger. Gdy przypomniał sobie ich wieczór w składziku na miotły, zrobiło mu się gorąco. Wspomnienie jej dłoni w jego włosach, miękkiej skóry ramion, cichego jęku w uchu oraz drżącego ciała, gdy wsunął język między jej wargi, nie opuszczało go. Wciąż widział jej uśmiech oraz błyszczące oczy, gdy na niego patrzyła.

Resztę wieczoru spędzili natomiast na szczycie Wieży Astronomicznej, zanurzeni w niekończących się rozmowach. Kiedy nad ranem w końcu wrócił do swojej sypialni, czuł się oszołomiony minionymi wydarzeniami.

— Dlaczego jesteś taki zadowolony? — ziewnął Blaise, opierając się ramieniem o framugę drzwi do dormitorium.

Draco wzruszył ramionami i narzucił na siebie szatę z logiem Salazara Slytherina na piersi. Odwrócił się w stronę przyjaciół, umieszczając na nich złośliwy uśmiech.

— Jesteście gotowi? Jestem strasznie głodny.

Dziesięć minut później kierowali się już w stronę Wielkiej Sali. Blondyn jednym uchem przysłuchiwał się ich rozmowie na temat ostatniego treningu quidditcha, wyszukując wzrokiem brązową burzę włosów wśród tłumu.

Jego wargi wykrzywiły się w uśmiechu, gdy w końcu ją dostrzegł. Zmierzała właśnie w stronę stołu Gryffindoru razem z Potterem i Weasleyem. Hermiona również na niego spojrzała i uśmiechnęła się, a jej policzki lekko się zarumieniły.

— Co ty wyprawiasz, Draco? — sarknął Teodor, gdy Malfoy ruszył w jej stronę, ale Draco zignorował pytanie przyjaciela.

Wszystkie głowy odwracały się w jego kierunku, gdy przemierzał Wielką Salę. Oczy Gryfonki rozszerzyły się z przerażenia, a zarazem podekscytowania, gdy zbliżył się do niej, a jego ramiona oplotły ją w talii, przyciągając do siebie.

— Tęskniłem, Granger — wymruczał prosto w jej usta, po czym szybko sięgnął do nich swoimi, zderzając się w pocałunku. Wszyscy wokół jęknęli.

— Co ty wyprawiasz? — wyszeptała, gdy odsunął się od niej.

— Pozbywam się natrętnej konkurencji i zaznaczam, że jesteś moja — odpowiedział wesoło, a następnie posłał stojącemu nieopodal Weasleyowi pełen jadu uśmiech. — Odprowadzę cię po śniadaniu na zajęcia, jasne?

Gdy skinęła głową, cmoknął ją w czoło i z zadowoleniem wrócił do stołu Slytherinu. Blaise i Teodor wpatrywali się w niego z niedowierzaniem, ale i podziwem. On natomiast położył tost na talerzu i umieścił triumfalne spojrzenie w mulacie.

— Możemy zacząć odliczanie, Blaise.

~~*~~

— Jeszcze tutaj jesteś, Malfoy?

— A gdzie konkretnie miałbym być? — prychnął Draco, marszcząc brwi, gdy Marcus Flint stanął w wejściu do dormitorium.

— Twoja dziewczyna czeka przed wejściem do Pokoju Wspólnego — niemal wypluł te słowa.

Draco z przerażeniem spojrzał na zegarek. Wiedział, że Hermiona się wścieknie, jeżeli się spóźni na spotkanie. Skinął koledze głową w podziękowaniu i podszedł szybko do stojącej w rogu szafy.

— Radziłbym się pospieszyć, bo nie jest tam sama. Świta Parkinson również tam jest.

Blondyn odwrócił się w stronę Flinta, ale ten opuścił już pomieszczenie. On również nie zamierzał dłużej zwlekać. Złapał za leżącą na stoliku różdżkę i wybiegł z dormitorium, kierując się do wyjścia. Wiedział, że odkąd dwa miesiące temu tak lekko ogłosił ich związek niemal przed całą szkołą, Granger nie miała łatwo. Gryfoni oraz Ślizgoni sztyletowali ją spojrzeniami w każdej możliwej chwili.

— Chyba nie masz zamiaru bronić tej brudnej szlamy, Zabini?! — usłyszał wrzask Parkinson. — Jesteście tacy sami jak reszta zdrajców krwi!

— Uspokój się, Pansy. Nie chcemy zrobić ci krzywdy — zimny głos Teodora rozniósł się po korytarzu. — Hermiona jest teraz dziewczyną Draco, więc nie powinnaś traktować jej w ten sposób.

— On jej nie kocha! — krzyczała, tupiąc nogą. — Draco należy do mnie!

— Co się dzieje?

Draco przez krótką chwilę obserwował rozgrywającą się scenę. Pansy wraz ze swoimi koleżankami stały w ściśniętej grupie, mierząc różdżkami w Blaise'a i Teodora, którzy zasłaniali nieco wystraszoną Hermionę.

— Pozbądź się tej szlamy, Draco! — zawołała Astoria.

— Jeżeli spadnie jej włos z głowy, to mnie popamiętacie — warknął w odpowiedzi i stanął obok szatynki, obejmując ją w talii. — Spadajcie stąd, zanim wyciągnę różdżkę. Nie chcę was nawet widzieć w pobliżu Granger, jasne?!

Ślizgonki przyglądały mu się ze strachem, a następnie Pansy zarządziła odwrót. Blaise westchnął i opuścił różdżkę.

— Masz słabe wyczucie czasu, nasz bohaterze — zadrwił. — Musieliśmy pod twoją nieobecność ratować naszą księżniczkę Gryffindoru, bo nie potrafisz zadbać o jej bezpieczeństwo.

— Właśnie widziałem, jak świetnie wam szło — posłał im kpiący uśmiech. — Poza tym Granger potrafi sobie poradzić bez ochroniarzy.

Pochylił się i złapał Hermionę pod kolanami, unosząc ją w górę. Gryfonka roześmiała się wesoło i objęła go za szyję. Draco ponownie odwrócił się w stronę przyjaciół.

— To moja dziewczyna, jasne? Znajdźcie sobie własne Gryfonki, głupki.

Szatynka pokręciła głową z niedowierzaniem i pomachała w ich stronę, posyłając szybkiego całusa w powietrzu.

— Dzięki, chłopaki! Jesteście cudowni!

— Wiesz co? — mruknął Teodor, odmachując Hermionie. — Ten palant zawsze ma jebane szczęście.

~~*~~

Troje Ślizgonów opierało się o pień drzewa, przyglądając się z oddali Hermionie, która siedziała nieopodal, rozmawiając wesoło ze swoimi przyjaciółmi. Draco śledził każdy jej ruch, nie potrafiąc oderwać od niej wzroku. Jego wargi krzywiły się ze złością, gdy Weasley znajdował się stanowczo zbyt blisko niej. Jej relacje z Gryfonami wydawały się dla niego zbyt zażyłe.

— Nienawidzę tego rudego kutasa — warknął, gdy Ron pomasował jej ramię.

— Muszę przyznać, że całkiem nieźle ci idzie, Draco. Wytrzymałeś już cztery miesiące — powiedział kpiąco Blaise. — Mógłbym nawet stwierdzić, że jesteś wyjątkowo przekonujący.

— Jakby Granger naprawdę cię oczarowała — zarechotał Teo. — Twoja zazdrość, gdy w jej pobliżu pojawia się jakiś mężczyzna, jest wręcz urocza.

— Nie jestem zazdrosny — burknął Malfoy, zmuszając się do odciągnięcia od niej spojrzenia. — Poza tym wy również przybiegacie na jej skinięcie palcem.

— Ja ją lubię — wzruszył ramionami Blaise.

— Ja również — Teodor ochoczo pokiwał głową, a jego ciemne oczy błyszczały złośliwie. — Możliwe, że nawet spróbuję się z nią umówić, gdy wasz zakład już się zakończy.

— Jeżeli ją dotkniesz swoimi brudnymi łapami, to możesz stracić część ciała, z którą jesteś wyjątkowo związany.

Draco spojrzał ze złością na Teodora, który parsknął drwiącym śmiechem, starając się jeszcze bardziej sprowokować przyjaciela. Zanim mu się to udało, obok nich usiadła Hermiona, uśmiechając się przyjaźnie.

— O czym rozmawiacie?

— O tym, że Draco jest okropnie zaborczy — powiedział poważnie Nott. — Nigdy nie znaliśmy go z tej strony. Jesteś naprawdę wyjątkowa, Granger.

— To prawda. Nie sądziłam, że Draco Malfoy potrafi być zazdrosny.

Malfoy posłał przyjaciołom ostrzegawcze spojrzenie, a następnie złapał Hermionę za rękę, uśmiechając się do niej łagodnie.

— Nie słuchaj tych kretynów. Oboje mają jajko zamiast mózgu — prychnął blondyn, wstając i ciągnąc ją za sobą w górę. — Przejdziemy się?

Hermiona skinęła głową i ruszyła za nim w stronę dróżki prowadzącej wokół jeziora. Spacerowali, trzymając się za ręce, nie reagując na mijające ich pary, które cicho obgadywały ich i wytykały palcami. Byli zajęci jedynie sobą.

— Mogę cię o coś zapytać? — szatynka nieśmiało zerknęła na Draco.

— Nawet jeśli zaprzeczę, to i tak to zrobisz — zadrwił, przewracając oczami.

— Chciałam porozmawiać z tobą o twojej rodzinie — wyrzuciła z siebie, odwracając od niego wzrok. Jej policzki zabarwiły się na czerwono. — Wspominałeś kiedyś, że mają spore wymagania co do ciebie oraz twojej partnerki. Powiedzmy, że nie spełniam kilku z nich. Nie są przeciwni naszemu związkowi?

Draco zatrzymał się i przyjrzał jej zarumienionej, nieco zawstydzonej twarzy. Wydawała się naprawdę przejęta. Doskonale pamiętał ich rozmowę o jego rodzinie, więc zdawała sobie sprawę, że mogą jej nie zaakceptować.

— Przestań wszystko analizować, Granger — westchnął, przyciągając ją do siebie i obejmując w pasie. — Mam nad wszystkim kontrolę. Rodzice liczą się również z moimi uczuciami.

Gryfonka położyła głowę na jego klatce piersiowej, a Malfoy przymknął powieki. Bolesna gula utknęła mu w gardle. Do teraz pamiętał treść listu, który otrzymał kilka tygodni temu od ojca, w którym zasugerował, żeby jak najszybciej zerwał wszystkie powiązania z Hermioną Granger, inaczej nigdy nie otrzyma rodzinnego spadku.

W tym momencie wydawało się to jednak mało ważne.

~~*~~

— Możesz przestać się marszczyć nad tą przeklętą książką i w końcu zająć się swoim chłopakiem? Czuję się zaniedbywany.

Draco od prawie godziny starał się zwrócić na siebie uwagę Hermiony. Oboje wylegiwali się na błoniach, korzystając z majowego słońca. Zbliżał się okres egzaminów, więc Gryfonka poświęcała większość swojej uwagi nauce, co nieco irytowało Malfoya. On sam nie potrafił się skupić na idealnych notatkach dziewczyny, ponieważ jego wzrok wciąż kierował się ku jej skupionej twarzy.

Nie potrafił oderwać spojrzenia od jej marszczącego się uroczo nosa, gdy była skoncentrowana, od piegów na policzkach, kuszących warg oraz czekoladowych tęczówek. Pół roku temu nie spodziewał się, że do tego dojdzie. W jej towarzystwie czuł się naprawdę swobodnie i miał nadzieję, że ona odwzajemnia jego uczucia. Przywiązał się do niej, a dziewczyna powoli stawała się dla niego kimś naprawdę ważnym.

— Nie przeszkadzaj mi, Draco — mruknęła, nie odrywając wzroku od książki. — Próbuję się skupić. Jutro mam ważny egzamin.

Ślizgon przewrócił oczami i westchnął. Ułożył głowę na jej udach, nawijając kilka jej niesfornych loków na palce i skupił wzrok na jej twarzy. Jak się spodziewał, po krótkiej chwili zmarszczyła czoło, a jej oczy stanęły w miejscu. Ewidentnie nad czymś myślała.

— Właściwie, jak to się stało, że zgodziłam się z tobą spotykać? — zapytała, spoglądając na niego z udawanym oburzeniem. — Na pewno wcześniej wiedziałam, że jesteś okropnie nieznośny, więc nie rozumiem, jak mogłam być taka naiwna.

— Przecież właśnie za to mnie kochasz, Granger — uśmiechnął się łobuzersko, a ona zachichotała w odpowiedzi, kręcąc głową.

Draco podniósł się na rękach, by ją pocałować, a ona westchnęła. Przez kark blondyna przebiegł przyjemny dreszcz. Uwielbiał jej słodkie wargi oraz jej uśmiech. Uwielbiał, jak się złościła, krzyczała i uczyła w jego obecności. Uwielbiał w niej wszystko.

Była taka delikatna, a zarazem potrafiła sprowadzić go na ziemię. Troskliwa, a jednocześnie nie gryzła się w język. Złośliwa i przemądrzała, a mimo to nie potrafił trzymać rąk przy sobie, by znowu jej do siebie nie przyciągnąć. Nie rozumiał, dlaczego kiedyś jej tak bardzo nienawidził.

— Myślałam na samym początku, że po prostu chcesz się mną zabawić — wyznała Hermiona, odwracając wzrok. — Nie sądziłam, że naprawdę będziemy razem. Chyba jesteśmy najbardziej specyficzną parą na całym świecie.

— Jesteśmy najlepszą parą na całym tym zjebanym świecie, Granger — Draco starał się do niej uśmiechnąć, ignorując kłujący chłód w klatce piersiowej. — Jesteśmy niczym bohaterowie tych żałośnie mdłych romansideł o zakazanej miłości. Miłości po latach nienawiści.

— Miłości? — Hermiona roześmiała się nerwowo i przygryzła dolną wargę. Po chwili spojrzała na niego zarumieniona. Draco miał wrażenie, że dziewczyna się waha, by coś powiedzieć. Coś, co zapewne nurtowało ją od dłuższego czasu. — Nie sądziłam, że w słowniku Draco Malfoya istnieje takie słowo.

Hermiona szybko opuściła głowę w dół, zawstydzona swoimi słowami. Draco przyglądał się jej uważnie przez krótką chwilę. Podejrzewał, o co jej chodzi. Dotąd nie wypowiedział tych dwóch magicznych słów, które najprawdopodobniej tak bardzo pragnęła usłyszeć.

— Posłuchaj mnie uważnie, Granger — westchnął i usiadł naprzeciwko niej. Uparcie unikała jego spojrzenia, więc ujął kciukiem jej podbródek i zmusił, by ich spojrzenia się połączyły. Poczuł ciepło zbierające się w jego żołądku. — Nie jestem dobry w te wszystkie czułe, mdlące słówka, które ciągle wyznają sobie zakochane pary. Aż mnie mdli na samą myśl, że miałbym...

— Naprawdę nie musisz, ja tylko...

— Ucisz się, chociaż na chwilę, bo inaczej nie dam rady tego powiedzieć — jęknął, wypuszczając cicho powietrze. — Nie jestem dobry w słowach, ale zrobię wszystko, żebyś była ze mną szczęśliwa. Będę starał się okazywać ci moje uczucia w sposób, który potrafię najlepiej. Obiecuję.

— Draco...

— Kocham cię, Granger — wyrzucił z siebie na wydechu. Był pewien swoich uczuć. Był pewien, że naprawdę zakochał się w Hermionie Granger. Mimo nadchodzących przeciwności chciał z nią być już do samego końca.

~~*~~

Draco złączył swoje palce z palcami Hermiony i posłał jej zadziorny uśmiech. Pierwszego września stanęli wspólnie na peronie 9 i 3/4, gotowi, na rozpoczęcie ostatniego roku nauki w Hogwarcie.

Na początku Ślizgon nie spodziewał się, że będą w stanie wrócić do szkoły ramię w ramię. Podczas wakacji sprzeciwił się zasadom swojej rodziny i postanowił zrezygnować ze swojego majątku, by spędzić swoje życie z Hermioną Granger.

— Nie mogę uwierzyć, że to ostatni raz, kiedy będziemy jechać tym pociągiem — westchnęła Gryfonka, mocniej ściskając dłoń ukochanego. — Cieszę się, że spędzimy cały rok razem.

— To dopiero początek. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, Granger — mrugnął do niej i ucałował czubek jej głowy, obejmując ją jedną ręką w pasie. Przy niej stawał się miękki i opiekuńczy, choć nigdy wcześniej nie podejrzewał, że jest w stanie okazywać tyle czułości.

— Co potem? — zapytała nieśmiało, zerkając na niego z ukosa. — Myślisz, że twoja rodzina w końcu mnie zaakceptuje i pozwoli nam być razem? Nie chcę, żebyś rezygnował dla mnie ze swojego życia, Draco.

— Nie myśl o tym — odpowiedział łagodnie. — Jeżeli nie zaakceptują naszego związku, to doprowadzą do tego, że stracą jedynego syna. Wybór należy wyłącznie do nich. Ja już wybrałem. Po szkole zamieszkamy razem i nikt nam w tym nie przeszkodzi.

Hermiona skinęła głową, ale jej wargi zacisnęły się w wąską linię. Temat przyszłości ostatnio często przewijał się w ich rozmowach, ale za każdym razem traciła pewność siebie. Ślizgon starał się ją podnieść na duchu, choć nie zawsze mu się to udawało.

— Nie widzę nigdzie chłopaków — Draco rozejrzał się po peronie, szukając wzrokiem swoich przyjaciół. — Mam nadzieję, że zdążyli wytrzeźwieć po wczorajszej imprezie.

— Nie przegapiliby tego wyjazdu — Hermiona zachichotała. — Poszukajmy wolnego przedziału. Na pewno zaraz do nas dołączą.

— Muszę koniecznie porozmawiać z Blaisem — zmieszał się, odwracając wzrok. Żołądek ścisnął mu się na myśl o zeszłorocznym zakładzie. Musiał znaleźć przyjaciela, zanim dojadą do szkoły. Chciał zakończyć to jak najszybciej.

— Wszystko w porządku? — szatynka spojrzała na niego z troską.

— Oczywiście — ponownie cmoknął ją w czubek głowy i posłał jej blady uśmiech. — Zajmij nam przedział, a ja ich poszukam.

— W porządku — odpowiedziała, odrobinę zaskoczona. Pocałowała go szybko w usta i oddaliła się w stronę pociągu.

Ślizgon odprowadził ją tęsknym wzrokiem i westchnął ciężko. Czuł się jak jakiś miękki Puchon, ale nie przeszkadzało mu to. Był gotów poświęcić dla niej wszystko. Przez te dziewięć miesięcy zyskał dzięki niej wiele wyjątkowych wspomnień.

Zerknął na delikatną bransoletkę, którą od niej dostał w prezencie na urodziny i zacisnął pięść. Zakład z Zabinim wciąż trwał, na co nie mógł dłużej pozwolić.

— Zabini!

— Wszędzie cię szukamy! Myśleliśmy, że zaniemogłeś po wczorajszym spotkaniu — Blaise wyszczerzył białe zęby, a stojący obok Teodor prychnął kpiąco. — Gdzie zgubiłeś Hermionę?

— Poszła poszukać przedziału — westchnął Draco i potarł skroń nerwowym ruchem. — Musimy porozmawiać, stary. O Granger.

— Dzisiaj rocznica naszego małego zakładu, prawda? — zapytał wesoło Blaise. — Nie musisz mi dziękować, przyjacielu. Dzięki mnie poznałeś swoją ukochaną. Mogę zostać chrzestnym waszych dzieci, jeżeli chcesz.

— Musimy to zakończyć, Blaise — odpowiedział szybko Draco. — Nie mogę dłużej z nią być, mając z tyłu głowy ten pierdolony zakład...

— Zostały tylko trzy miesiące — Zabini zmarszczył brwi. — Niedługo wszystko się skończy. A ja niestety będę musiał uznać twoją wyższość. Miałeś rację, nie oprze ci się żadna kobieta, nawet nasza wszystkowiedząca Hermiona.

— Ona nie może się o niczym dowiedzieć, Zabini — naciskał blondyn. — Zakończmy to teraz. Jeżeli się dowie o naszym niewinnym zakładzie, nie wybaczy nam tego.

Na samą myśl, że Hermiona miałaby go znienawidzić, robiło mu się słabo. Nie potrafił wyobrazić sobie bez niej życia. Już nie.

— Hermiona nie jest głupia — powiedział Nott. — To były tylko szczeniackie wygłupy.

— Nie chcę ryzykować. Nie chcę jej stracić.

— Malfoy, ty naprawdę...

Malfoy zacisnął palce w pięści i potarł powieki. Wyznania uczuć zawsze były dla niego trudne.

— Tak, kocham ją. Nie chcę ryzykować utraty Granger dla jebanego zakładu. Kupię ci dziesięć skrzynek Ognistej Whisky, oddam umówioną część zysków z firmy. Uznam twoją wyższość przed całym Hogwartem. Tylko zapomnijmy o tej pierdolonej pomyłce!

Mulat skinął głową i uśmiechnął się szeroko, klepiąc przyjaciela po plecach.

— Jestem dumny, przyjacielu. Choć oficjalnie przegrałeś nasz roczny zakład, uważam, że tak naprawdę wygrałeś o wiele więcej — oznajmił. — Nie oczekuję żadnej nagrody. Jestem miło zaskoczony, że pomimo tego, że zostało ci tylko kilka miesięcy, to zrezygnowałeś i...

— O jakim zakładzie rozmawiacie? Może też powinnam się dołączyć?

Trójka Ślizgonów odwróciła się niemal równocześnie, patrząc na stojącą za nimi Hermionę. Blaise zaczął się jąkać, Teodor nerwowo się zaśmiał, a Draco wpatrywał się w ukochaną z przerażeniem. Po jej minie wiedział, że wszystko słyszała. Jej oczy były wilgotne, a wargi drżały. Zranił ją.

— Więc? — pisnęła.

— Granger, ja...

— O jaki zakład chodzi, Malfoy?

Po jej policzku spłynęła łza. Draco zbliżył się do niej, ale odepchnęła go, wyszarpując z kieszeni różdżkę.

— Nie zbliżaj się do mnie — wyszeptała. — Miej na tyle odwagi, by wyznać mi wszystko w twarz.

— To były tylko głupie żarty, Hermiono. My nigdy... — zaczął szybko Teo, ale Hermiona posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, więc natychmiast zamilkł.

— Rok temu założyłem się z Zabinim, że rozkocham cię w sobie, a potem utrzymam nasz związek przez kolejny rok — wyrzucił z siebie Draco, usilnie próbując utrzymać z nią kontakt wzrokowy.

— Jesteś dupkiem, Malfoy. Skończonym dupkiem — pisnęła, a kolejne łzy spłynęły jej po policzkach. — Nienawidzę cię. Nienawidzę was wszystkich.

Szatynka odwróciła się, ale Draco złapał jej nadgarstek, przyciągając w swoją stronę. Wiedział, że zawalił i już dawno powinien zrezygnować z zakładu. Zranił ją, więc miała prawo czuć się oszukana.

— Jak mogłam być taka naiwna i ci zaufać?! — krzyknęła, a on patrzył na nią z przerażeniem. Stracił ją w kilka sekund.

— Wiem, że wszystko spierdoliłem! — złapał jej ramiona, wpatrując się w nią błagalnym wzrokiem. — Naprawdę zakochałem się w tobie, Hermiono. Chcę spędzić z tobą resztę życia. Nie chciałem już dłużej brać udziału w tym zakładzie, dlatego...

Czuł się bezradny. Był gotów zrobić wszystko, byleby mu wybaczyła. Byleby została z nim.

— Dlaczego mi o niczym nie powiedziałeś?! Dlaczego przez tyle czasu milczałeś i nie zerwałeś tego zakładu?!

— Przepraszam. Będąc z tobą, po prostu zapomniałem o tym zakładzie...

— Nie wierzę ci, Draco — powiedziała chłodno. — Nigdy nie będę w stanie ci już uwierzyć.

— Naprawdę cię kocham, Granger — błagał. Czuł na plecach coraz więcej ciekawskich spojrzeń. — Daj mi wszystko wytłumaczyć i naprawić! Zrobię wszystko...

— Nie potrafię budować związku na kłamstwie. Oszukiwałeś mnie przez cały czas — pokręciła głową, ocierając łzy wierzchem ręki. — To koniec, Malfoy. Nie chcę cię już znać. Proszę, puść mnie...

— Granger...

— Przykro mi, ale nie potrafię ci ponownie zaufać. Zawiodłeś mnie — wyszeptała. — Nie chcę próbować już niczego naprawiać.

Puścił jej ramiona, a ona odsunęła się od niego. Spojrzała na niego po raz ostatni, a następnie odwróciła się i wybiegła z peronu, zostawiając go samego.

Nie pobiegł za nią. Nie zatrzymał jej ani nie błagał o wybaczenie.

Hermiona Granger już nigdy nie powróciła do Hogwartu, a Draco Malfoy po miesiącu czekania, aż do niego wróci, również zrezygnował z nauki.

Życie straciło dla niego sens. Gdy odeszła, poczuł bolesną pustkę. Dla niej chciał poświęcić wszystko. Był w stanie przezwyciężyć każdą przeszkodę zesłaną przez los. Ich zakazana miłość była czymś wyjątkowym i prawdopodobnie nigdy nie miał o niej zapomnieć. Nawet wtedy, gdy musiał spoglądać na nią w ramionach innego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro