Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miniaturka 43. Z obowiązku

Hermiona Granger spojrzała na przemijający krajobraz i pisnęła radośnie. Przeciągnęła się niczym kotka i wtuliła w klatkę piersiową swojego ukochanego, siedzącego obok. Ron Weasley w odpowiedzi pogłaskał czule jej włosy i ucałował w czubek głowy. Siedzący naprzeciwko Harry westchnął ciężko, posyłając przyjaciołom ponure spojrzenie. Jego twarz skąpana była w letnim słońcu, przebijającym się przez okno do przedziału pociągu.

— O co chodzi, chłopaki? — zapytała wesoło szatynka, spoglądając na skwaszone miny przyjaciół. — Przecież egzaminy już za nami, rozchmurzcie się. Jakimś cudem zaliczyliście!

— Bardzo zabawne. Mama mnie zabije, gdy zobaczy wyniki — burknął Ron i zmrużył oczy, wbijając podejrzliwy wzrok w dziewczynę. — Poza tym, dlaczego jesteś taka szczęśliwa, Hermiono? Przecież nigdy nie cieszyłaś się na wakacje. Wiemy, że masz wyniki najlepsze w szkole i tak dalej, ale to raczej nie powinno być niespodzianką dla nikogo.

Hermiona potrząsnęła energicznie burzą brązowych loków i roześmiała promiennie. To prawda. Była z siebie szalenie dumna, gdy profesor Dumbledore ogłosił przed całą szkołą, że zdobyła najlepsze wyniki z tegorocznych egzaminów. Nie potrafiła się powstrzymać przed wzruszeniem, ani przed złośliwą satysfakcją, gdy patrzyła na zniesmaczonych, zazdrosnych Ślizgonów. W tej chwili miała jednak ważniejszy powód do radości.

Wracała do domu. Wracała do rodziców, za którymi tęskniła. Od zawsze była z nimi bardzo zżyta, brakowało jej ich obecności. Nie mogła się doczekać aż posmakuje specjałów mamy, czy wpadnie w uścisk taty. Wiedziała, że oni tęsknią za nią równie mocno. Gdy czytała ostatni list od nich, niemal się popłakała.

— Naprawdę tęsknię za domem — westchnęła z uśmiechem, po czym zrobiła przepraszającą minę w kierunku Pottera. — Wybacz, Harry. Zapomniałam o twoim wujostwie. Wciąż nie dają ci spokoju?

— W porządku — odpowiedział brunet spokojnie. — Z reguły udają, że jestem niewidzialny. Za miesiąc jednak mnie już tam nie będzie.

— Dokąd zamierzasz pójść? — zapytała zmartwiona Hermiona, na co Harry wzruszył ramionami.

— Pewnie na Grimmauld Place. Cóż, trochę tam pusto, ale wszystko będzie lepsze od krzywych grymasów mojego wujostwa, gdy tylko pojawię się w zasięgu ich wzroku. Dobrze wiem, że odetchną z ulgą, gdy tylko zniknę z ich życia. Przez siedemnaście lat byli przecież bardzo nieszczęśliwi — parsknął, czując gorycz w ustach.

— Och, Harry... — Hermiona spojrzała na niego współczująco. — Może lepiej, gdybyś po prostu zamieszkał u Rona albo u mnie. Wiesz, że nasi rodzice przyjęli by cię z otwartymi ramionami.

— Dziękuję, ale chciałbym zacząć coś nowego — Harry uśmiechnął się do przyjaciółki uspokajająco.

Ich rozmowę przerwał ryk pociągu, co oznaczało, że zbliżają się do Londynu. Hermiona podskoczyła z entuzjazmem i chwyciła za uchwyt torby, ustawiając się przy wyjściu z przedziału. Już po dziesięciu minutach stali w trójkę na peronie, wypatrując bliskich.

— Nie widzę twojego taty — zauważył z zaskoczeniem Ron, zwracając się do szatynki. Hermiona posłała mu dumny uśmiech i ścisnęła jego dłoń z czułością.

— W tym roku powiedziałam, że wrócę sama. No wiecie, teleportacja. Tak będzie znacznie szybciej — pochwaliła się.

Harry z Ronem spojrzeli na siebie znacząco i pokręcili głowami z niedowierzaniem. Hermiona zignorowała ich rozbawienie. Jej przyjaciele zawsze tak reagowali na jej oczywiste pomysły.

— Pozdrów ode mnie rodziców, Ron — ucałowała każdego z nich w policzek na pożegnanie. Rudzielec spojrzał na nią z nadzieją, po czym szybko musnął jej wargi swoimi. — Spotkamy się za kilka dni. Napiszę do was.

I z rumianymi policzkami odwróciła się od chłopaków, znikając w tłumie ludzi. Poczuła szarpnięcie w okolicach pępka oraz towarzyszący teleportacji głuchy trzask, a peron zniknął z jej oczu. Gdy otworzyła oczy, stała już w ogrodzie przed swoim domem w Londynie. Z szerokim uśmiechem i budzącą się w piersi ekscytacją ruszyła w kierunku drzwi wejściowych.

— Wróciłam! — zawołała radośnie. Do jej nozdrzy dotarł zapach wanilii, który od zawsze kojarzył się jej z domem. Odstawiła na bok kufer i weszła do salonu, gdzie przy stole siedzieli jej rodzice. Oboje mieli poważne miny, jednak gdy rzuciła im się w ramiona, uśmiechnęli się blado. — Tęskniłam za wami!

— My też tęskniliśmy, kochanie. Cieszę się, że dotarłaś bezpiecznie — pan Granger objął opiekuńczo dłoń córki swoją dłonią. — Jesteśmy z ciebie tacy dumni. Nasza mała Hermionka jest już dorosła i nie potrzebuje swojego staruszka.

— O czym ty mówisz, tato? — żachnęła się szatynka i ucałowała ojca w policzek. — Zawsze będę cię potrzebować.

Ojciec Hermiony posłał córce dobrotliwy uśmiech, a pani Granger odchrząknęła nerwowo. Hermiona spojrzała na każdego z rodziców z zastanowieniem. Odkąd weszła do domu odniosła wrażenie, że coś się zmieniło. Rodzice byli spięci, zamyśleni i bardzo poważni. Nie tak wyobrażała sobie ich spotkanie po roku rozłąki.

— Coś się stało? — zapytała zmartwiona i opadła na krzesło naprzeciwko. — Przecież wiecie, że możecie mi powiedzieć o wszystkim.

— To... nie będzie łatwe, Hermionko — Jean Granger chwyciła dłoń córki, gładząc jej wierzch delikatnie. — Musimy powiedzieć ci coś bardzo ważnego. Mamy nadzieję, że nas za to nie znienawidzisz. Henry, może ty...

— W porządku — ojciec Hermiony westchnął ciężko i zmusił szatynkę, by spojrzała w jego oczy. Miały identyczny odcień co u córki. — Kochanie, jesteś już pełnoletnia. Nadszedł czas, by wyznać ci prawdę.

Hermiona czuła, że w jej gardle tworzy się bolesna gula. Mimo to, nie spuszczała z ojca bacznego spojrzenia. Od dziecka mieli wspaniały i bliski kontakt. Mówili sobie o wszystkim. Była jego ukochaną córeczką. W tym momencie jednak czuła, że jej dłonie wilgotnieją z niepewności.

— Przez wszystkie lata, kiedy uczęszczałaś do Hogwartu, spotykałaś się z bolesnymi słowami na temat twojego pochodzenia, prawda? — kontynuował pan Granger. — Mugolaczka, szlama, brudna krew... Wiem, że to było bolesne, córeczko. Jednak... — zawahał się. — Jesteś czystej krwi. Pochodzimy ze starego, magicznego rodu i tak naprawdę nigdy nie byłaś mugolakiem. Wiem, że to może być dla ciebie szok, ale...

— O czym ty mówisz, tato? — wymamrotała szatynka z nerwowym uśmiechem. — Nie żartujcie sobie. Przecież nikt w naszej rodzinie nie potrafi czarować oprócz mnie. Ktoś wam coś powiedział? A może... — zamachnęła im przed twarzą. — jesteście pod wpływem jakiegoś zaklęcia?

— Posłuchaj, skarbie — powiedziała łagodnie jej matka. — Wiedzieliśmy, że to nie będzie dla ciebie łatwe. W końcu przez siedemnaście lat żyłaś ze świadomością, że tylko ty jesteś wyjątkowa.

Kobieta sięgnęła pod stół i wyjęła zwiniętą, poniszczoną, szeroką rolkę pergaminu, po czym rozwinęła ją na stole. Oczom Hermiony ukazał się obraz, któremu przyglądała się wiele razy. Rodowy gobelin, który znajdował się na Grimmauld Place. Jean Granger przesunęła smukłymi palcami po nazwiskach takich jak Black, Malfoy, Weasley, Potter, a następnie przeniosła je na lśniące nazwisko Granger. Hermiona wytrzeszczyła oczy.

— To niemożliwe — wykrztusiła z siebie. Nie mogła w to uwierzyć. Dotknęła portretu ze swoją podobizną z przerażeniem. — Jak... przecież... dlaczego? Przecież wy nigdy...

— Tak jak wspomniałem, pochodzimy ze starego rodu — powiedział spokojnie pan Granger. — Musieliśmy się ukryć. Musieliśmy ukryć ciebie. Nasza rodzina od pokoleń służyła Czarnemu Panu. Nie chcieliśmy, by nas odnalazł, dlatego zrezygnowaliśmy z korzystania z magii dla twojego dobra.

Hermionę rozbolała głowa. Oparła się plecami o krzesło i schowała twarz w dłoniach. To wszystko wydawało jej się nierealne. Przez całe życie towarzyszyła jej świadomość, że jest mugolakiem. Słowo „szlama" wypowiadane przez Draco Malfoya było jej kompanem od drugiej klasy. Teraz wszystko nagle miało nabrać zupełnie innych, abstrakcyjnych barw.

— Ja... to dla mnie za dużo — wyznała po chwili ciszy i wstała z miejsca. — Muszę sobie to przemyśleć.

Nie czekając na reakcję rodziców, wbiegła na piętro, zatrzaskując drzwi swojego pokoju. Nim się zorientowała, po jej policzkach popłynęły łzy. Opadła na łóżko z głową pełną pytań, informacji oraz wspomnień. Czuła się okłamana. Rodzice zataili przed nią tak ważną informację. Miała wrażenie, jakby jej pierś miała eksplodować z bólu. Chwyciła kawałek pergaminu, chcąc napisać do przyjaciół, ale nie zdążyła. Przed oczami zrobiło jej się ciemno.

***

Hermionę obudził dźwięk samochodów jeżdżących za oknem. Gryfonka z zaskoczeniem rozejrzała się po pomieszczeniu, orientując się, że jest w swoim pokoju w Londynie. Przez jej głowę pomknęło wspomnienie z dnia poprzedniego, przez co się skrzywiła. Może to wszystko było jednak głupim snem?

Spojrzała na niedokończony list, po czym zmięła go w dłoni i wyrzuciła do kosza stojącego pod oknem. Ze ściśniętym sercem stanęła przed szafą, wyciągając z niej ubrania. Gdyby mogła, nie wyszłaby z pokoju, jednak burczący brzuch sprzeciwiał się jej myślom.

Hermiona wyszła po dziesięciu minutach z pokoju, kierując się w stronę kuchni. Jej serce jak oszalałe tłukło się o ścianki klatki piersiowej. Niepewnie przekroczyła próg pomieszczenia, wytrzeszczając oczy. Szatynka czuła, że zasycha jej w gardle.

Przy stole kuchennym siedział jej ojciec, jak zwykle czytając gazetę. Tym razem zdjęcia na papierze poruszały się, a na samym szczycie tkwił napis: Prorok Codzienny. Orzechowe tęczówki Hermiony pomknęły w kierunku matki, która machała różdżką nad piecem. Wszystkie naczynia poruszały się zgrabnie, jakby słuchając wdzięcznego drygu pani Granger.

— Wstałaś już? — zapytała wesoło pani Granger na widok córki. — Siadaj przy stole, zaraz będzie śniadanie.

Hermiona bez słowa wykonała polecenie, nie odrywając wzroku od nakrywającego się samodzielnie stołu. Ojciec, widząc spojrzenie córki, poklepał ją przyjacielsko po plecach.

— Brakowało nam tego. Co prawda po latach wyszliśmy z wprawy, ale wszystko można nadrobić. To jak z jazdą na rowerze, nigdy się nie zapomina.

Hermiona nie była pewna, jak powinna na to wszystko reagować. Z jednej strony obcowała z magią już od kilku lat. Nie było jej to obce. Z drugiej jednak strony widok rodziców z różdżkami w dłoniach przyprawiał ją o ból głowy.

— Jestem ciekaw, jak zareagują twoi przyjaciele — kontynuował pan Granger z szerokim uśmiechem. — Ron pewnie zemdleje z wrażenia. Albo lepiej zaczekam, jak zje kawałek ciasta. Zawsze podziwiałem jego zdolność plucia na odległość.

Szatynce na myśl o przyjaciołach zrobiło się cieplej na sercu. W tej chwili potrzebowała ich bardziej niż zwykle.

— Skoro mowa o Ronie, chciałabym pojechać do Nory na kilka dni — powiedziała na wydechu, nerwowo wykręcając palce. — Wiem, że dopiero się z nimi rozstałam i chcielibyście spędzić ze mną trochę czasu, ale...

— Kochanie, rozumiemy, że to dla ciebie trudne — przerwała jej łagodnie matka i spojrzała nerwowo na męża. — Przejdziemy przez to razem. Poza tym, chcielibyśmy, żebyś dzisiejszego wieczora była w domu.

— Coś się stało? Kolejna niespodzianka? — zapytała szatynka odrobinę za ostro. Zdążyła zauważyć, że jej rodzice wymieniają szybkie spojrzenia.

— Zaprosiliśmy na kolację dawnych znajomych. Czarodziejów. Nie mieliśmy z nimi kontaktu od lat i chcielibyśmy go odświeżyć — odpowiedział pan Granger. — Bardzo chcieliby cię poznać.

— Nie możemy tego przełożyć? — mruknęła, ale po minie ojca wiedziała, jaka będzie odpowiedź.

— Nie — mruknął krótko i wstał. — Przyjdą z synem. Mam nadzieję, że się nim zaopiekujesz. Jesteście mniej więcej w tym samym wieku.

I wyszedł, a Hermiona nie dowiedziała się od rodziców niczego więcej aż do wieczora. Wieczora, który miał się okazać koszmarem.

***

Hermiona okręciła się przed lustrem i westchnęła przeciągle. Poprawiła wsuwkę we włosach i postanowiła wyjść z pokoju. Zeszła na dół, pomagając matce przy uprzątnięciu salonu i spojrzała błagalnie na ojca, który udawał, że jej nie widzi. Robił tak przez cały dzień, odkąd zaczęła wypytywać o nazwisko rodziny, która miała odwiedzić ich wieczorem. To będzie niespodzianka, odpowiadał tylko.

Po chwili nerwową ciszę w domu przerwał dzwonek do drzwi. Hermiona drgnęła lekko i poprawiła spód czarnej, eleganckiej sukienki. Pan Granger natomiast poszedł otworzyć drzwi. Do uszu Hermiony dobiegły znajome głosy, których nie potrafiła zidentyfikować.

— Miło cię znów widzieć, Henry. Tyle lat minęło. Ucieszyła mnie twoja sowa, doprawdy...

— Mnie również cieszy, że mogliśmy się ujawnić, Lucjuszu. Tak, to było zdecydowanie za długo. Proszę, wejdźcie dalej... Panie przodem...

Hermiona wytrzeszczyła oczy, a w gardle jej zaschło, gdy przez drzwi do salonu weszła trójka ludzi o niemal platynowych włosach. Gdy jej oczy spotkały się z zimnym spojrzeniem Draco Malfoya, równie zaskoczonym co jej, poczuła silne kłucie w żołądku. Nie potrafiła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

— Jean, wyglądasz olśniewająco — Lucjusz Malfoy podszedł do matki Hermiony i ucałował jej dłoń. Draco powtórzył jego gest, a Narcyza pocałowała Jean w policzek. Po chwili cała trójka zwróciła się w kierunku Hermiony. — A to pewnie wasza córka Hermiona. Spotkaliśmy się już, prawda?

Przez ciało Hermiony przeszedł zimny dreszcz. Owszem, spotkali się, lecz nie mogła powiedzieć, że było to przyjemne, przyjacielskie spotkanie. W tamtym momencie Lucjusz Malfoy próbował zabić ją i jej przyjaciół w Departamencie Tajemnic. Posłała mężczyźnie lodowate, znienawidzone spojrzenie, ale skinęła niechętnie głową.

— Wraz z Draconem uczęszczacie na ten sam rok, prawda? — odezwała się łagodniej pani Malfoy. — Opowiadał nam o tobie. Gratuluję tak dobrych wyników w nauce. Inteligentne kobiety będą budować nasz świat.

— Och, Draco na pewno opowiadał o mnie wyłącznie komplementy — parsknęła Hermiona złośliwie i spojrzała wyzywająco na najmłodszego z Malfoyów. Draco wykrzywił w usta w grymasie. — Przecież uwielbiał każdą szlamę w Hogwarcie.

— Hermiono — ostrzegł ostro pan Granger, ale Malfoy senior machnął ręką i uśmiechnął się krzywo.

— Spokojnie, Henry. Twoja córka ma rację. Draco niezbyt przychylnie się o niej wyrażał — mruknął i wlepił oczy w Hermionę. Miały taką samą barwę jak u Dracona. — Dobrze wiem, że ciebie i Draco nie łączyły ciepłe stosunki. Pamiętaj jednak, że nie masz brudnej krwi, jak myśleli wszyscy. Pochodzisz ze wspaniałego rodu i mam nadzieję, że oboje się ze sobą dogadacie.

— Raczej wątpię — odpowiedziała ze złośliwym uśmiechem.

— Usiądźmy, póki ciepłe — pani Granger wskazała szybko na stół. Posłała córce błagalne spojrzenie, po czym uśmiechnęła się do gości — Narcyzo, proszę, usiądź tutaj. Chciałabym cię prosić o kilka rad.

Hermiona wiedziała, że mimo wściekłości oraz szoku nie będzie mogła odejść od stołu. Usiadła więc na jednym z krzeseł z niezadowoleniem odkrywając, że naprzeciwko usiadł Draco. Posłali sobie znienawidzone spojrzenie, po czym zabrali w ciszy za posiłek. Szatynka miała wrażenie, że odkąd wróciła do domu, ktoś z niej okrutnie kpi. Przecież niemożliwym było, by jej rodzice mieli kontakt kiedykolwiek z taką rodziną jak Malfoyowie. Jedynym plusem tej absurdalnej sytuacji był fakt, że Draco wyzywał ją przez te wszystkie lata od szlam, nie wiedząc, jak bardzo się mylił. Uśmiechnęła się pod nosem z satysfakcją, co rusz posyłając blondynowi drwiące spojrzenia.

— Naprawdę się cieszymy, że mogliście się ujawnić. Cała ta sytuacja musiała być dla was potworna — Hermiona uniosła głowę, patrząc na Narcyzę.

— Tak, jednak życie Hermiony było ważniejsze. Przykro nam, że wy nie zdążyliście zrobić tego samego i Draco musiał ucierpieć. To musiało być okropne. Przez te wszystkie lata...

— Tak, my również żałujemy. Czarny Pan był okrutny i niecierpliwy. Nasza rodzina wiele wycierpiała, jednak staramy się być silni. Mimo wszystko zszargało nam to opinię wśród czarodziejskiego świata. Mamy nadzieję, że uda się ją odbudować.

Hermiona przysłuchiwała się rozmowie rodziców z szokiem. Z każdym wypowiedzianym słowem otwierała szerzej oczy. Nie miała pojęcia, ile wiedzieli o czarodziejskim świecie. Operowali wszystkimi zdarzeniami i faktami z minionych lat, choć ona sama nigdy o nich nie wspominała dla ich bezpieczeństwa. Nieświadomość o swoim pochodzeniu, oraz jak niewiele wiedziała o rodzicach, zabolała.

— Ucieszyła mnie twoja odpowiedź na moją propozycję, Henry — powiedział po długich rozmowach pan Malfoy. Obracał w dłoni kieliszek wina z nieprzeniknioną miną. — Co prawda, z początku miałem w planach zaproponować to Greengrassom, ale uważam, że to nie byłby dobry wybór. Połączenie tak starych rodów czarodziejów jak nasze, brzmi doskonale. Żyjemy w przyjaźni od lat. Dodatkowo twoja córka jest piękna i utalentowana. Będzie doskonałą żoną jak i synową.

Hermiona i Draco wypluli jednocześnie czerwone wino, krztusząc się. Spojrzeli z niedowierzaniem i paniką na pana Malfoya, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszą. Szatynka zaśmiała się nerwowo.

— Przepraszam bardzo, ale o jakim połączeniu rodów mowa? — wycedził ze złością Draco, ignorując ton, jakim się zwrócił do ojca. Nie interesowało go również spojrzenie, które otrzymał w odpowiedzi.

— Oczywiście, że naszym synu. Już niedługo weźmiesz za żonę pannę Granger. Oboje pochodzicie z dumnych rodzin czystej krwi. Aby kontynuować czystość linii, postanowiliśmy...

— Nie zgadzam się! — przerwała Hermiona i gwałtownie wstała. Drżała na całym ciele. Posłała znienawidzone spojrzenie Malfoyom, po czym zwróciła się do rodziców. — To żart, prawda? Przecież nie kazalibyście mi poślubić Malfoya! Nienawidzi mnie!

— Hermionko...

— Poniżał mnie przez siedem lat! Jest paskudnym chamem, bez jakichkolwiek uczuć!

— Hermiono, opanuj się! — zagrzmiał pan Granger, patrząc na córkę ostro. — Zachowujesz się niegrzecznie.

— A co z Ronem? — jej głos zadrżał. — Kocham go...

— Weasley? — parsknął z pogardą Lucjusz Malfoy. — Cała ta rodzina jest hańbą dla świata czarodziejów.

— Tato... — Hermionie łzy zabłysnęły w oczach. Pan Granger spojrzał na córkę z bólem, po czym westchnął głęboko. Ton, jakim przemówił, Hermiona słyszała pierwszy raz w życiu.

— Nie ma dyskusji, Hermiono. Ślub się odbędzie.

Po bladych policzkach szatynki spłynęły łzy. Z jej ust wydobył się cichy szloch. Nie potrafiąc znieść poniżenia, ani widoku tych ludzi, po prostu odwróciła się i pobiegła do swojego pokoju, zamykając z trzaskiem drzwi.

***

— Kochanie, prosimy cię! Porozmawiajmy!

— Zostawcie mnie w spokoju!

Hermiona zwinęła się w kłębek, patrząc ponuro na drzwi swojego pokoju. Minął prawie tydzień odkąd z niego wychodziła. Rodzice błagali ją, by z nimi porozmawiała, ale była nieugięta. Wiedziała, że nic nie zmieni decyzji ojca. Henry Granger był spokojnym, wielkodusznym mężczyzną, jednak nigdy nie wycofywał się z podjętych wcześniej decyzji. Szatynka nie potrafiła jednak uwierzyć, że zrobił jej coś takiego. Nigdy nie rozumiała, jak można zmusić kogoś do małżeństwa. Wydawało jej się, że takie tradycje odeszły w niepamięć. Myliła się.

Gryfonka uniosła się gwałtownie, gdy drzwi od pokoju zadrżały. Po chwili nastał huk, a do środka pomieszczenia wszedł jej ojciec, trzymając różdżkę w dłoni. Trząsł się nerwowo, ale Hermiona nie potrafiła odczytać jego miny. Pan Granger westchnął głęboko, nie patrząc na córkę.

— Przygotuj się, wychodzimy dzisiaj na obiad do państwa Malfoy.

— Ale tato...

Ojciec Hermiony nie czekał na odpowiedź. Spojrzał na córkę przelotnie i wyszedł z jej sypialni, zostawiając ją samą, zalaną łzami.

***

Hermiona rozejrzała się ponuro po otoczeniu, stojąc u boku rodziców przed progiem rezydencji Malfoyów. Budynek wydawał się opustoszały i przygnębiający. Otoczony był przez bujne, lecz ciemne ogrody, które nadawały miejscu tajemniczości i fascynacji. Niemal z nadzieją obserwowała drzwi rezydencji, licząc na to, że pozostaną zamknięte. Niestety, gdy jej ojciec zakołysał kołatką, ciemne wrota się otworzyły, a w ich progu stanął skrzat domowy. Po chwili za jego plecami pojawił się pan domu.

— Henry, cieszę się, że udało wam się przyjść! Zapraszamy do środka, Narcyza wraz z Draconem już was oczekują — pan Malfoy zrobił krok do tyłu, wskazując zapraszającym gestem na środek budynku.

Państwo Granger podążyli za blondynem, mijając zawiłe, zimne korytarze, aż znaleźli się w przestronnym salonie. Pomieszczenie, jak reszta rezydencji, było urządzone w surowym, arystokratycznym stylu. Hermiona wzdrygnęła się, widząc marmurowe ściany oraz posadzki, a także opływające w bogactwo ozdoby. Przy ciemnym stole, na zielono srebrnych fotelach siedziała Narcyza Malfoy i towarzyszący jej Draco.

— Jean, proszę, usiądź — Lucjusz Malfoy ujął dłoń matki Hermiony i poprowadził ją do twardego, wysokiego fotela w kolorze butelkowej zieleni. — Czego się napijecie? Wina?

Jean Granger uśmiechnęła się uprzejmie i skinęła głową. Malfoy senior zaklaskał, a przed nim pojawił się niewielki skrzat domowy, kłaniając się nisko. Hermiona skrzywiła się na widok poniszczonych szmat, które miał na sobie.

— Przynieś cztery kieliszki czerwonego wina. Tylko szybko!

W szatynce się zagotowało. Lucjusz w końcu zwrócił na nią uwagę, uśmiechając się kpiąco, po czym odwrócił się do syna.

— Draco, może oprowadzisz Hermionę po ogrodzie?

Draco skinął sztywno głową i zerknął z niechęcią na byłą Gryfonkę. Hermiona odwzajemniła spojrzenie, chcąc odmówić, jednak czując srogi wzrok ojca na sobie, ruszyła bez słowa za blondynem. Gdy mogła w końcu odetchnąć świeżym powietrzem, poczuła ulgę. Przemierzali we dwoje ścieżki prowadzące przez wypielęgnowany ogród Malfoyów, nie odzywając się słowem. Szatynka zerknęła na swojego towarzysza, przygryzając wargę. Draco miał na sobie opanowaną, zimną maskę.

— Słuchaj, Granger — warknął w pewnym momencie i zatrzymał się gwałtownie, zerkając na nią z niechęcią. — Możesz sobie być czystej krwi. Nie obchodzi mnie to, czy jesteś szlamą czy nie. Nie interesujesz mnie, rozumiesz?

— I wzajemnie, Malfoy — syknęła w odpowiedzi. — Nie mam ochoty na żaden ślub, a szczególnie z tobą.

— Zrobiłaś się bardziej pewna siebie, co? — Draco prychnął, a w jego stalowych oczach zabłysły złośliwe ogniki. — Czysta krew zaczęła ci mieszać w twojej idealnej główce, Granger? Nie martw się, ten ślub się nie odbędzie. Zadbam o to.

— Mam nadzieję, że chociaż coś zrobisz dobrze, fretko.

Hermiona stała naprzeciwko Draco. Uczniowie Hogwartu spojrzeli na siebie z pogardą, po czym zmierzyli surowym wzrokiem. Ich ciała elektryzowały się, a w powietrzu można było wyczuć nerwowe napięcie. W pewnym momencie blondyn nachylił się, prawie stykając nosem z Hermioną. Jej ciało zadrżało, gdy ich spojrzenia się spotkały.

— W sumie szkoda, Granger. Nabrałaś charakterku.

Hermiona nabrała głośno powietrza, a Draco roześmiał się, widząc jej minę.

— Mam nadzieję, że możemy zakończyć tę fascynującą wycieczkę. Muszę porozmawiać z ojcem — ponownie zmierzył szatynkę pogardliwym spojrzeniem. — Ten jeden raz mogłabyś stanąć po mojej stronie i mi pomóc. W końcu twój stary nie odmówi swojej ukochanej córeczce. Tylko nie rycz, bo to będzie żałosne...

— Nie będę gorsza od ciebie — wysyczała w odpowiedzi, mijając blondyna i szybkim krokiem zmierzając w kierunku jego rezydencji. Draco popatrzył za nią z zaskoczeniem i uśmiechnął się pod nosem, ruszając jej śladami.

Hermiona zawahała się tylko przez chwilę, nim wpadła do salonu równocześnie z Malfoyem. Stanęli ramię w ramię przed stołem, przy którym siedzieli ich rodzice.

— Ojcze, musimy porozmawiać — wyrzucił z siebie Draco z opanowaniem, nie odrywając spojrzenia od zimnej twarzy ojca.

— Hermionie podobał się ogród? Szybko wróciliście – odpowiedział obojętnie pan Malfoy, ignorując syna.

— Żadnego ślubu nie będzie. Nie mam zamiaru poślubić Granger.

W zimnych oczach Lucjusza Malfoya zapłonął gniew. Hermiona zadrżała ze strachu, gdy mężczyzna wykrzywił wargi w pogardliwym uśmiechu. Spokojnie wstał z miejsca i bez słowa wymierzył synowi bolesny policzek.

— Jak śmiesz, gówniarzu?! Nie pozwolę, byś przyniósł nam wstyd! Zachowuj się, jak na członka rodziny Malfoy przestało i przeproś państwo Granger!

— Nie, tato! — Hermiona pisnęła i spojrzała na swoich rodziców z nadzieją. Całą siłą woli odciągnęła spojrzenie od wściekłego Draco, któremu z kącika wargi pociekła krew. — Ja również nie chcę tego ślubu. Błagam was...

Pan Granger również wstał, patrząc na córkę z bólem w oczach. Po chwili przeniósł spojrzenie na Lucjusza Malfoya i skinął sztywno głową. Matka Hermiony chwyciła męża za dłoń z przerażoną miną.

— Henry, czy to konieczne?

Hermiona spojrzała na każdego z rodziców, nie rozumiejąc. Jej oczy spotkały się z spojrzeniem taty, po czym nastąpił oślepiający błysk. Nim zalała ją ciemność, usłyszała zduszony okrzyk rodzicielki.

***

Szatynka usiadła, gwałtownie nabierając powietrza do płuc. Otuliła się ramionami, drżąc z zimna. Czuła się cała obolała i zmęczona. Jej głowa pękała, a ciało było ciężkie niczym z ołowiu. Rozejrzała się, próbując zrozumieć co się stało, ale w około panowała ciemność. Sięgnęła automatycznie do kieszeni po różdżkę i zorientowała się, że nie ma na sobie ubrania. Z paniką zaczęła obmacywać najbliższe otoczenie, aż w końcu na coś natrafiła. Do jej ucha dobiegł głośny syk.

— O co chodzi?! Dlaczego tutaj jest tak ciemno?!

Jak na zawołanie w pomieszczeniu rozbłysła delikatna poświata. Hermiona spojrzała w bok, a jej oczy spotkały się ze stalowymi tęczówkami Malfoya. Chłopak wyglądał na równie zdezorientowanego co ona.

— Granger?! Gdzie jesteśmy, co... — urwał, gdy zobaczył zmieszaną minę dziewczyny. Hermiona szybko zakryła się prześcieradłem na którym siedzieli. Malfoy zmierzył ją wzrokiem, po czym zerknął na siebie i przeklął soczyście, wstając z łóżka. Nałożył na siebie bieliznę leżącą na ziemi i zakrył twarz dłonią. — Czy my... jak...

— Nie wiem, nic nie pamiętam — jęknęła w odpowiedzi i załkała. — Malfoy, to niemożliwe, ja bym nigdy...

— Zaczekaj — przerwał jej ostro i chwycił za jej lewą dłoń. Hermiona czuła, że jego ciało zesztywniało. Po kilku sekundach Malfoy spojrzał na nią ostro. — Nie wierzę, że to zrobili.

Hermiona z początku nie rozumiała. Dopiero gdy Malfoy wskazał na swoją dłoń, a następie na jej własną, spod powieki wypłynęło kilka łez. Zakryła ręką usta, obserwując z narastającymi mdłościami złotą obrączkę, która lśniła na serdecznym palcu lewej dłoni. Malfoy miał nałożoną identyczną.

— Czy to oznacza, że my jesteśmy... — wychrypiała szatynka. W jej głowie wirowało.

— Najprawdopodobniej — odpowiedział jej zimno Ślizgon i wstał z łóżka, chodząc w kółko po pomieszczeniu. W pewnym momencie podszedł do rogu pokoju i zaczął czegoś szukać. Z cichym okrzykiem satysfakcji wrócił do łóżka, rozciągając kawałek jakiegoś papieru pomiędzy nim a Hermioną. — Wiedziałem, że gdzieś go mam. Muszę się jeszcze upewnić...

Hermiona obserwowała z narastającym strachem, jak Draco szuka swojego imienia na rodzinnym gobelinie. Gdy w końcu do niego dotarli, poczuła pustkę. Tuż obok jego portretu ciągnęła się złota linia, która połączona była z jej nazwiskiem. Złota linia oznaczająca zawarcie małżeństwa.

— Więc to prawda — szepnęła cicho, ale nie wytrzymała długo. Zapłakała głośno, chowając twarz w dłoniach. Malfoy nie wiedział, jak powinien zareagować. Był wściekły. Przez krótki moment chciał jej dotknąć, ale odsunęła się od niego jak oparzona.

— Nie dotykaj mnie — pisnęła, szczelniej owijając się prześcieradłem. Wbiła w niego jednak zaczerwienione spojrzenie z nadzieją. — Można to jeszcze cofnąć, prawda? Małżeństwo nie powinno być ważne, w końcu nie byliśmy świadomi!

— Małżeństwa zawierane przez stare rody rządzą się innymi prawami, Granger — Draco pokręcił głową. — Istnieje jednak jedna możliwość unieważnienia go.

— Wspaniale! W jaki sposób?

— Związek nie może być skonsumowany — odpowiedział cicho.

W pierwszym momencie Hermiona roześmiała się histerycznie, a nadzieja w niej zakwitła. Gdy jej ciało jednak przeszedł delikatny ból, skrzywiła się, pozwalając przerażeniu przejąć kontrolę. Mimowolnie zerknęła na nagą klatkę piersiową Malfoya, przez co przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Więc nie było odwrotu. Została zmuszona siłą woli, by zostać jego żoną.

— I co teraz? — ledwie szepnęła. Nie uzyskała odpowiedzi, bo drzwi pomieszczenia otworzyły się, a do środka wkroczył Lucjusz Malfoy.

— Obudziliście się, znakomicie — jego usta wygięły się w złośliwym uśmiechu. — Gratuluję, moje dzieci. Mam nadzieję, że stworzycie wspaniały, opłacalny związek. Hermiono, witam cię w naszej rodzinie.

— Chcę porozmawiać z rodzicami — sarknęła w odpowiedzi.

— Przykro mi, drogie dziecko. Twoi rodzice na jakiś czas wyjechali. Prosili bym przekazał, że masz odpowiednio zająć się domem oraz Draconem. Jesteś w końcu już dojrzałą, odpowiedzialną kobietą.

— A co ze szkołą?!

— Hogwart dla was, jak i wielu czarodziejów czystej krwi, już się skończył. Teraz zaczniecie odpowiednio reprezentować nasz ród — powiedział oschle, po czym przeniósł spojrzenie na syna. — Wybierzesz dla was rezydencję, Draconie. Udowodnij mi, że jesteś już mężczyzną, który weźmie odpowiedzialność za rodzinę.

***

Hermiona przesunęła ponurym spojrzeniem po murach rezydencji w której miała zamieszkać i pociągnęła cicho nosem. Miejsce mogło wydawać się bajeczne, romantyczne. Różniło się pod każdym względem od przygnębiającego zamczyska Malfoyów. Mury były jasne, otoczone kolorowymi kwiatami, owocowymi drzewami, a nieopodal spoczywało leniwie jezioro. Gdy tylko przybyła do nowego domu wraz z Malfoyem, zaparło jej dech w piersi. To miejsce miało wszystko, czego można było sobie zamarzyć.

Po pierwszym zachwycie dotarło do niej, dlaczego się tutaj znajduje, a jej mina uległa zmianie. Zerknęła kątem oka na swojego męża i zagryzła z bólem wargę. Blondyn nawet się nie skrzywił, tylko bez słowa ruszył znudzonym krokiem do drzwi wejściowych, otwierając je. Gdy tylko minął próg pomieszczenia, wyrósł przed nim mężczyzna ubrany na czarno. Pokłonił się nisko przed Draco, po czym uśmiechnął do Hermiony, również się kłaniając.

— Witam w domu, państwo Malfoy. Jestem Gregor i będę pomagał państwu w utrzymaniu tej rezydencji. Mam nadzieję, że podoba się wystrój oraz okolica. Na prośbę pana Dracona znalazłem najlepszą w tej części Anglii.

— Jest nieźle — Draco skinął sztywno głową i rozejrzał się po przytulnym holu. — Zrobiłeś wszystko, o co prosiłem?

— Oczywiście, dostosowałem się do wszystkich zaleceń — mężczyzna uśmiechnął się dobrotliwie. — Zechcecie państwo, bym oprowadził was po rezydencji?

Draco kiwnął głową na znak zgody i spojrzał na Hermionę, unosząc brew oczekująco. Hermiona drgnęła i z zaciśniętymi wargami ruszyła za mężczyznami. Z każdym nowym pokojem, który odwiedzali, zachwycała się coraz bardziej. Jej czekoladowe oczy niemal chłonęły wszystkie obrazy, meble, kwiaty i książki. Rezydencja była przestronna, ale przytulna, co nie odpowiadało zimnemu wizerunkowi Malfoya. Tak, to miejsce zdecydowanie miało wszystko, o czym mogłaby zamarzyć każda kobieta. Szkoda tylko, że właściciel tego miejsca nie był równie przyjemnym dodatkiem.

Po krótkiej prezentacji gabinetu Draco, znaleźli się w pomieszczeniu, które okazało się kuchnią. W środku krzątały się trzy kobiety. Jedna z nich prawdopodobnie była kucharką, druga jej pomocnicą, a trzecia sprzątaczką. Na widok gości speszyły się i szybko ukłoniły.

— Państwo Malfoy, to Helena, nasza kucharka, oraz jej córka Martha. Pomaga matce w kuchni — Gregor wskazał na dwie kobiety, po czym przeniósł spojrzenie na trzecią z nich. Była w wieku Marthy. — A to Miriam. Sprząta tutaj.

Hermiona z zadowoleniem przyjęła, że w rezydencji nie ma skrzatów domowych. Była tym zaskoczona. Draco od dziecka miał z nimi styczność, więc nie spodziewała się, że zatrudni zamiast nich ludzi.

— Miło mi poznać — była Gryfonka uśmiechnęła się pogodnie do pracownic, ale kobiety zignorowały ją. Zmarszczyła brwi z irytacją, gdy Martha i Miriam posłały zalotny uśmiech w kierunku Draco, soczyście się przy tym rumieniąc i szepcząc sobie do ucha. Szatynka prychnęła cicho, na co Draco wykrzywił się z rozbawieniem.

Kolejnym przystankiem okazała się ich sypialnia. Hermionę przeszedł dziwny dreszcz, patrząc na ogromne, dwuosobowe łóżko. Zerknęła na Malfoya, czując, że się rumieni, jednak blondyn nawet na nią nie spojrzał.

— Dziękujemy za oprowadzenie — zwrócił się szorstko do lokaja. Gregor pokłonił głowę.

— Jak się podoba dom, pani Malfoy?

Hermiona dopiero po chwili zorientowała się, że mężczyzna zwraca się do niej. Drgnęła niespokojnie i zmusiła do krzywego uśmiechu. Miała wrażenie, że jej żołądek rozrywa się na wszystkie strony.

— Jest przepiękny. Dziękuję — mruknęła. Mężczyzna posłał jej dobrotliwy uśmiech.

— Mógłbyś zostawić nas samych? — odchrząknął Draco. — Chciałbym zostać z żoną sam na sam.

— Oczywiście, przepraszam — lokaj pokłonił się i cofnął do wyjścia. — Gdyby państwo mnie potrzebowali, proszę zaklaskać trzy razy.

Gdy drzwi za Gregorem się zamknęły, a gdy Draco upewnił się, że są sami, podszedł do Hermiony pewnym krokiem. Zmusił ją, by na niego spojrzała. Nie wiedział, czy jej oczy są przestraszone czy zaciekawione. Czuł bijącą od niej buntowniczą, gryfońską naturę

— Chodź za mną, Granger. Mam jeszcze jedno miejsce do pokazania.

Hermiona bez słowa wyszła za blondynem z pokoju. Draco poprowadził ją do drzwi na końcu korytarza i rozejrzawszy się wokoło, nakazał jej wejść. Szatynce zabłysły oczy. Pomieszczenie przypominało jej pokój, gdy mieszkała wraz z rodzicami. Był urządzony wyjątkowo ciepło i minimalistycznie, tak jak lubiła. Odwróciła się w kierunku swojego męża z zaciekawieniem.

— W tym miejscu możesz robić sobie co tylko chcesz. To będzie twoja sypialnia. — powiedział chłodno blondyn, przesuwając ręką po pomieszczeniu. — Poza nią masz być jednak przykładną żoną. Tego oczekują od nas rodzice. Mi też to nie jest na rękę, Granger, jednak czy tego chcemy czy nie, jesteśmy teraz małżeństwem. Czystokrwiste, starożytne rody muszą się dopasowywać do panujących zasad. Nie myśl sobie, że jesteś pieprzonym wyjątkiem.

— Nie ma to jak być więźniem we własnym domu, co? — prychnęła i posłała mu wyzywające spojrzenie. — Współczuję ci takiego życia, Malfoy.

— Zacznij się przyzwyczajać. Teraz będziemy je dzielić wspólnie — zadrwił, po czym kontynuował. — Pierwszą zasadą jest, by służba nie widziała, że wchodzisz tutaj nocą. Nikt nie może wiedzieć, że nie sypiamy wspólnie. Chyba, że bardzo chcesz wykonywać małżeńską powinność, w takim razie możesz sypiać u mnie.

Hermiona zarumieniła się soczyście i nadęła jak balon.

— Nigdy! — krzyknęła, a Draco roześmiał się drwiąco. Jego oczy zabłysły.

— W takim razie bądź grzeczna i stosuj się do zasad — zagroził. — Kiedyś i tak sama do mnie przyjdziesz, prędzej czy później.

— Twoje niedoczekanie, Malfoy.

Nim Draco się zorientował, Hermiona zamknęła z hukiem drzwi, tuż przed jego nosem. Blondyn odetchnął cicho, wypuszczając z płuc całe powietrze, a po chwili na jego usta wkradł się uśmiech. Tak, zapowiadał się ciężki czas. Czuł jednak, że może być ciekawiej, niż się spodziewał. Po chwili odwrócił się na pięcie i wkładając dłonie w kieszenie spodni, odszedł w stronę nowego gabinetu.

Nie usłyszał już jak po drugiej stronie drzwi, Hermiona kuli się w sobie, a spod jej powiek wypływają kaskadami łzy. Nie wiedział, że w tej chwili tej kruchej osóbce rozsypuje się na kawałki serce z nadzieją, że ktoś je poskłada.

***

Hermiona wyjrzała ostrożnie zza drzwi, rozglądając się po ciemnym korytarzu. Na palcach opuściła swoją sypialnię, zmierzając w kierunku kuchni. Było już późno, ale cały dzień spędziła samotnie w pokoju, wylewając z siebie hektolitry łez. Czuła się opuchnięta i głodna, mimo wszystko ostrożnie stawiała kroki, byle na nikogo nie wpaść. Z tego co pamiętała, paradowanie w za dużej piżamie i bosych stopach nie przystoi damom z arystokratycznych rodzin do której obecnie należała.

Dotarła w końcu do kuchni i gdy chciała minąć drzwi, zatrzymała się jak rażona piorunem. Ze środka dochodziły zduszone śmiechy. Szatynka schowała się za ścianą z tłukącym sercem, nasłuchując. W pierwszym momencie chciała zawrócić z zawodem, ale słysząc o czym rozmawiają kucharki, zmieniła zdanie.

— Młody Malfoy to niezły przystojniak, nie dziwię się, że tyle kobiet się za nim ugania. Sumkę na koncie też posiada niezłą. Sama chętnie bym z nim się zabawiła gdyby chciał.

— Ciszej, Miriam! — Hermiona usłyszała szelest, jakby ktoś przeszedł niedaleko. — Ktoś może usłyszeć.

— Daj spokój, Martha. Wszyscy o tej godzinie śpią — usłyszała w odpowiedzi. — Ale sama przyznaj, jest nieziemski! Mogłabym mu się oddać nawet na tym stole jeśli by przyszedł i mi rozkazał.

— To prawda, jest cudny — Martha roześmiała się. — Jednak jest mały problem. Ma żonę.

— Nie żartuj, nie jeden żonaty arystokrata szuka miłości w ramionach innej kobiety. Oni nie biorą ślubu z miłości, a z rozsądku lub przymusu. W takim świecie pieniądze, dobra pozycja oraz znajomości mają największe znaczenie. Widać, że Malfoy nie kocha żony.

— Słyszałam, że chodzili razem do szkoły. Podobno spotykała się z kimś innym od długiego czasu.

— Tak, to podstępna żmija — Hermionie po plecach przeszedł dreszcz. — Pan Malfoy miał narzeczoną, ale podobno musiał z nią zerwać dla tej niewdzięcznej kobiety. Nie rozumiem, jak jakikolwiek mężczyzna mógł na nią spojrzeć. Jest okropna i brzydka. Poza tym, od razu widać na czym jej zależy...

Hermiona nie wytrzymała. Zagryzła ze złością wargi i weszła z impetem do kuchni, podchodząc bez słowa do lodówki. Kucharki na jej widok podskoczyły i pokłoniły się szybko, posyłając sobie przerażone spojrzenie.

— Pani Malfoy, pomóc w czymś pani? — zapytała cicho Martha, unikając spojrzenia Hermiony.

— Nie przeszkadzajcie sobie, po prostu zgłodniałam — wycedziła przez zęby szatynka, wyciągając kilka owoców.

— M... może przygotować coś pani do jedzenia?

— Dziękuję, posiadam ręce.

Była Gryfonka wyczuwała gęstą atmosferę. Czuła z tego powodu satysfakcję. Nie rozumiała zarzutów i oskarżeń, które kucharki rzuciły w jej stronę. Dotychczas miała wrażenie, że to ona jest bardziej pokrzywdzona w tej sytuacji.

— Proszę obudzić mojego męża o siódmej — powiedziała twardo, nim wyszła z kuchni. — Śniadanie ma już czekać na stole w salonie.

Kobiety spojrzały po sobie ze strachem i szybko pokłoniły, mrucząc pod nosem przeprosiny. Ku zadowoleniu Hermiony, dzisiejszej nocy w kuchni było o wiele ciszej o kilka nieprzyjemnych słów.

Jej zadowolenie nie trwało jednak długo. Już po powrocie do pokoju czuła się winna, ale dopiero przy obiedzie przekonała się, że to co zrobiła w nocy, było ogromnym błędem.

***

Z rana Hermiona obudziła się w dobrym humorze. Z delikatnym uśmiechem zeszła do salonu, siadając przy pustym stole. Spojrzała na miejsce na przeciwko z satysfakcją przypominając sobie, że załatwiła uroczą pobudkę dla Malfoya już o siódmej rano. Zaśmiała się cicho, wyobrażając sobie jego wściekłość i wyciągnęła dłoń po tost leżący na talerzu przed nią. Ugryzła go, rozkoszując się przyjemnym ciepłem rozchodzącym się po jej głodnym i skurczonym żołądku. Od wczorajszej nocy nie mogła się doczekać ciepłego posiłku.

— Dzień dobry, pani Malfoy — do salonu wkroczył rześkim krokiem lokaj Gregor, uśmiechając się dobrotliwie w kierunku Hermiony. Zaraz za nim do pomieszczenia weszła Martha. Na widok szatynki speszyła się i pokłoniła delikatnie głowę. — Wszystko w porządku? Może w czymś pani pomóc?

— Nie, nie. Wszystko w porządku, dziękuję — była Gryfonka posłała mężczyźnie uspokajający uśmiech i odpowiedziała na gest kucharce. — Czy mój mąż już zjadł?

— Tak, prosił aby przekazać, że wypadło mu ważne spotkanie, lecz postara się wrócić na obiad. Prosił również, abym znalazł dla pani jakieś zajęcie podczas jego nieobecności.

— To miłe z jego strony — Hermiona uśmiechnęła się krzywo. — Więc w czym mogę pomóc?

— Pani Malfoy, nie śmiem prosić o nic! Pan Malfoy poinstruował mnie, bym zorganizował wszystko wedle pani zachcianek.

— Cudownie. W takim razie idę pozwiedzać okolicę.

Hermiona wstała od stołu i nie zwracając uwagi na zaskoczone spojrzenie lokaja oraz kucharki, opuściła rezydencję. Ruszyła w kierunku jeziora, które znajdowało się za domem, przechodząc przez piękny ogród. Zmrużyła z cichym pomrukiem powieki, gdy słońce przyjemnie ogrzało jej twarz. Nie mogła się nacieszyć z widoku pięknie pachnących kwiatów, kolorowych krzewów oraz bujnie rosnących żywopłotów. Tak, ten ogród będzie stanowił ważną część tego domostwa.

Przez kolejne godziny Hermiona krzątała się po najbliższym otoczeniu z ciekawością odkrywając urocze zakamarki. Po cichu wymknęła się poza granice rezydencji, witając uśmiechem mijanych mieszkańców. Nie omieszkała pooglądać widowiskowych witryn sklepowych oraz odwiedzić miejscowej księgarni. Mimo że wiedziała, że za chwilę będzie musiała wrócić do swojego więzienia, w tej chwili czuła się naprawdę wolna.

Rozsiadła się na kamiennej ławeczce z książką, zatapiając w lekturze. Przyjemna chwila nie potrwała jednak długo. U jej boku zjawił się Gregor.

— Pani Malfoy, pani mąż już wrócił do domu. Chciałby się z panią zobaczyć. Zaraz podamy dla państwa obiad.

— Już idę. — Hermiona westchnęła, złapała pod ramię zaskoczonego lokaja i posłała mu wesoły uśmiech. — Proszę mówić mi po imieniu. Nie jestem przyzwyczajona do oficjalnych zwrotów. Hermiona wystarczy.

— Ale pani Malfoy, bardzo mi miło, jednak nie wypada, by...

— Proszę chociaż, by robić to na osobności — Hermiona była nieugięta. Mężczyzna roześmiał się. — Może pan to uznać za polecenie.

— W takim razie będę zaszczycony, Hermiono — Gregor ukłonił głowę. — Skoro tak wygląda sytuacja, oczekuję, że również będziesz zwracać się do mnie po imieniu. A teraz pozwól, że odprowadzę cię do męża.

Hermiona z bólem serca usiadła na przeciwko Draco. Skinęła mu sztywno głową i zabrała się za posiłek. Atmosfera między nimi była ciężka i sztywna. Oboje zerkali na siebie ukradkiem, szukając odpowiednich słów, byle tylko przerwać męcząca ciszę.

— Jak poszło spotkanie? — zapytała cicho Hermiona, patrząc nieugięcie w swój talerz.

— Całkiem nieźle. Chyba udało mi się wszystko załatwić. Zostało jednak kilka ważnych formalności — Draco odchrząknął i skinął na Miriam, która stała pod drzwiami. — Proszę nalać wina dla mojej żony i zostawić nas samych.

Hermiona z napięciem upiła łyk szkarłatnego trunku i spojrzała na Malfoya. Nie wiedziała czemu, ale miała wrażenie że mężczyzna zamierza coś powiedzieć. Coś w środku podpowiadało jej, że to nie będzie przyjemna rozmowa.

— Jesteś głupsza niż myślałem, Granger — Draco warknął ze złością, gdy tylko zostali sami i spojrzał na nią wściekłym wzrokiem. Hermiona aż podskoczyła na krześle, słysząc jego słowa. — Postanowiłem dać ci trochę swobody, a ty odwalasz coś takiego?!

— Może jaśniej, Malfoy? — szatynka również nie kryła wściekłości. — Oświeć mnie ile swobody dostałam od twojej cudownej i wspaniałomyślnej osoby!

— Cała rezydencja huczy o tym, że zrobiłaś sobie nocną wycieczkę do kuchni! W piżamie jak dla przedszkolaka! Poza tym, zlecenie śniadania dla mnie nie było mądrym, ani zabawnym posunięciem, Granger. Czy ty naprawdę nie rozumiesz w jakiej sytuacji się znajdujemy?! Nie pozwolę, byś przynosiła mi wstyd! Jako moja żona...

— Nie miałam zamiaru nią być! — kieliszek Hermiony uderzył w stół. — Wolałabym żyć w normalnej rodzinie, gdzie każdy siebie szanuje! Wolałabym nie słuchać tych wszystkich oszczerstw na swój temat! To nie był mój pomysł, bym musiała mieszkać w tej klatce!

— Klatce? Podobno wyszłaś poza mury rezydencji — Draco kipiał z wściekłości. — Musisz przestać to robić, Granger. Sprowadzaj sobie tutaj co chcesz, proś o co chcesz, ale stosuj się do kilku ważnych zasad. Fakt, może nie pchałaś się w to życie, jednak teraz musisz się dostosować do tego wszystkiego.

— Czego mogę chcieć, będąc zamknięta tutaj na kłódkę? — prychnęła. — Twoja rodzina odebrała mi wszystko, co mam. Odebrała mi rodziców, ukochanego, przyjaciół i wolność. Nigdy nie będę się tutaj czuła nawet przez minutę szczęśliwa!

Draco drgnął, chcąc coś powiedzieć, ale zrezygnował, widząc gromadzące się w brązowych oczach łzy. Zamiast tego wstał z miejsca, patrząc na nią twardo.

— Dzisiaj wieczorem odwiedzą nas ważne osobistości z którymi muszę załatwić do końca interesy. Chciałbym, byś mi towarzyszyła. Proszę cię tylko, byś ubrała się stosownie i zachowywała jak na żonę i arystokratkę przystało. Jeżeli czegoś potrzebujesz, daj znać Gregorowi.

I nie czekając na jej odpowiedź, po prostu wyszedł.

***

Ręka Hermiony zawisła niepewnie nad klamką od drzwi. Szatynka zagryzła nerwowo dolną wargę i spojrzała po raz ostatni w lustro na swoje odbicie. Ubrana w elegancką, ciemnoczerwoną sukienkę podkreślającą jej krągłości czuła się nieswojo. Poprawiła niechętnie jeden z loczków opadający na jej twarz i westchnęła, wychodząc z pokoju. Była wściekła na Malfoya cały wieczór, mimo wszystko postanowiła zastosować się do jego wcześniejszego polecenia. To tylko jeden wieczór. Tylko jeden cholerny wieczór, powtarzała sobie w głowie.

Weszła dyskretnie do salonu, a pierwszym co zobaczyła, było pełne aprobaty spojrzenie Gregora. Mężczyzna uśmiechnął się z uznaniem i kiwnął głową.

— Pani Malfoy, wygląda pani olśniewająco.

— Dziękuję, Gregorze — Hermiona zarumieniła się, a jej oczy rozjaśniły się radośnie. Zerknęła niepewnie na swojego męża, który ubrany w elegancki, ciemnogranatowy garnitur, witał się uprzejmie z gośćmi. Słysząc słowa lokaja, odwrócił się gwałtownie w stronę wejścia. Na widok Hermiony uśmiech zszedł mu z twarzy, a szare oczy powiększyły się, jakby świecąc. Draco Malfoy na krótką chwilę oniemiał. Jego mina wyrażała zachwyt, a jednocześnie ulgę, jakby bał się, że szatynka nie będzie mu towarzyszyła tego wieczora.

Po chwili blondyn otrząsnął się i podszedł do Hermiony powoli, nie spuszczając z niej spojrzenia. Chwycił jej dłoń i ucałował ją delikatnie, po czym zaprowadził do obecnych magów, którzy patrzyli na byłą Gryfonkę z zaciekawieniem.

— Drodzy państwo, chciałbym przedstawić moją cudowną żonę, Hermionę.

— Dobry wieczór, miło mi poznać. Draco wiele opowiadał o państwu — Hermiona posłała obecnym uprzejmy uśmiech. — Mam nadzieję, że będziecie czuć się swobodnie w naszych progach.

— Pani Malfoy, to zaszczyt. Pański mąż opowiadał o pani w samych superlatywach, wychwalając pani urodę. Nie kłamał — przystojny brunet ucałował dłoń Hermiony. — Wszyscy mamy nadzieję spędzić przeuroczy wieczór, a w takim towarzystwie na pewno nikt się nie zawiedzie.

Hermiony policzki zaczerwieniły się jeszcze intensywniej, gdy usłyszała kilka kolejnych komplementów. Wymieniła się grzecznościami z kobietami towarzyszącymi klientom Malfoya i gdy wszyscy się poznali, Draco zaprosił gestem do stołu.

Hermiona również chciała usiąść, ale poczuła, że Malfoy łapie ją za rękę, splatając ich palce. Spojrzała na niego zaskoczona, gdy przyciągnął ją łagodnie do siebie. Kącik ust blondyna uniósł się nieznacznie do góry, gdy założył niesforny loczek za ucho szatynki.

— Cieszę się, że tutaj jesteś, Granger — szepnął jej szybko do ucha i ucałował przelotnie jego płatek, a następnie policzek. — Usiądźmy.

Draco odsunął krzesło Hermionie, a następnie zajął miejsce obok niej. Położył ramię na oparciu krzesła swojej żony tak naturalnie, jakby robił to za każdym razem. Jego ciepła dłoń dotykała jej odkrytego ramienia opuszkami palców. Szatynka wzdrygnęła się, czując jego bliskość. Zerknęła ukradkiem na jego obojętną minę, jednak blondyn uporczywie wpatrywał się w przemawiającego właśnie gościa.

— Draco, skoro postawiłeś nas w takiej sytuacji, powinniśmy poważnie podejść do podpisania umowy. Z początku byliśmy ostrożni, jesteś jeszcze młody, wydawałoby się, że niedoświadczony. Najwyraźniej myliliśmy się.

— Panie Clownberry, wiek nie ma tutaj większego znaczenia. Uważam, że wszystko przejrzyście oraz dokładnie przedstawiłem. Nie będziecie stratni w spółce z nami, a wręcz przeciwnie. Możemy zyskać na tym oboje.

Hermiona z uwagą przysłuchiwała się wymianie zdań między gośćmi. Jej bystry umysł analizował wszystko z dokładnością. Mimo iż Malfoy nie wprowadził jej wcześniej w swoją pracę, po godzinie ożywionych rozmów była w stanie stwierdzić nad czym pracował. Nie znała go z tej strony. Musiała z podziwem przyznać, że wydawał się niezwykle inteligentny, opanowany, profesjonalny. Nie odstępował od swojego zdania, mimo, że jego obecni klienci próbowali go złamać.

— Hermiono, chciałam ci powiedzieć, że masz niesamowitą suknię — jedna z towarzyszek mężczyzn zwróciła się z uśmiechem w kierunku Hermiony. Szatynka podziękowała grzecznie i odpowiedziała uśmiechem, mimo że zirytowało ją oderwanie od tak intrygującej i zażartej wymiany zdań.

— Nasze panie zaczynają się nudzić, wybaczcie nam — łysiejący mężczyzna rzucił Hermionie przepraszające spojrzenie. — Interesy jednak są niestety tą nudną częścią tego uroczego spotkania.

— To zrozumiałe — Hermiona skinęła głową. — Rozumiem waszą obawę, balansujecie nad sporą przepaścią, jednak uważam, że pokonanie jej jest bardzo proste.

Hermiona poczuła, że Draco sztywnieje. Posłał jej nerwowe spojrzenie, ale ona westchnęła krótko i zaryzykowała, zachęcona spojrzeniem gości.

— Mój mąż jest bardzo zaangażowany w ten projekt. Zadbał o każdy szczegół. Nie ma możliwości, by pojawiła się jakakolwiek luka. Jesteście ubezpieczeni w ten sposób pod każdym względem. Oczywiście, w grę wchodzą ogromne pieniądze, jednak bez możliwości zainwestowania, po prostu zostaną zamrożone. Z tego co mi się wydaje, obie strony chcą rozmnożenia zysków, nie straty. Przy najmniejszym błędzie, słono byśmy za to zapłacili, a do tego dopuścić nie możemy. Ręczę za mojego męża.

Przez chwilę w pomieszczeniu zaległa cisza. Hermiony policzki zarumieniły się ze wstydu. Najwidoczniej w świecie arystokratów żony biznesmenów nie miały prawa wyrażać swojej opinii głośno. Zdziwiło ją jednak, gdy mężczyźni odchylili się z zaskoczeniem w fotelu.

— Mogłaby nam pani nakreślić jaśniej sprawę, pani Malfoy?

Hermiona spojrzała na Draco niepewnie, jednak ten, nie patrząc na nią, skinął sztywno głową. Hermiona z bijącym sercem zaczęła odnosić się do wcześniejszej rozmowy. Klienci Malfoya przysłuchiwali się jej z podziwem.

— Muszę przyznać, Malfoy, że jestem zaskoczony — powiedział jeden z nich, gdy Hermiona skończyła. — Twoja żona to inteligentna bestia. Widocznie uroda to nie wszystko, co nam nakreśliłeś. Powinieneś poważnie pomyśleć nad udziałami w firmie dla niej. Podejrzewam, że twoja zaradność wynosiłaby ogromną sumę.

Draco uśmiechnął się drwiąco i położył dłoń na udzie Hermiony. Ciepło jego dłoni spowodowało dreszcze na jej ciele.

— Moja żona przedstawiła sprawę w najodpowiedniejszy sposób. Mam nadzieję, że nie mają państwo już wątpliwości.

— Nie. Jesteśmy w stanie podpisać umowę już teraz. Możesz podziękować swojej cudownej kobiecie. Niewiele tak pięknych, inteligentnych niewiast interesuje się polityką firmy męża. Gratuluję, pani Malfoy.

Hermiona uśmiechnęła się dumna z siebie i spojrzała na Malfoya. On również był zadowolony. Musnął wargami jej policzek i podniósł dłoń do góry, wzywając do siebie Gregora.

— Przynieś po kieliszku dla każdego. Trzeba to uczcić.

— Za owocną współpracę — wzniosła toast Hermiona, na co wszyscy zawtórowali.

Goście opuścili rezydencję Draco i Hermiony późno w nocy. Zachwyceni postawą byłej Gryfonki, urokiem, inteligencją oraz urodą, a także pełni dobrego wrażenia, a także alkoholu, wytoczyli się zza drzwi. Gdy drzwi się za nimi zamknęły i zostali sami, Hermiona odetchnęła. Mimo, że z początku była przerażona, wieczór minął jej bardzo miło. Ku ogromnemu zadowoleniu Malfoya nie tylko zrobiła ogromne wrażenie na klientach, ale także zadbała odpowiednio, niczym prawdziwa gospodyni, o ich partnerki.

— Muszę przyznać, Granger, że zrobiłaś na mnie wrażenie — Draco z uznaniem nalał wina do kryształowego kieliszka i podał go Hermionie. Szatynka uśmiechnęła się drwiąco.

— Nie ma sprawy, Malfoy. Nie wiem, czy dałbyś sobie sam z tym radę.

— Jesteś pewna siebie, co? — jego srebrne oczy przewiercały ją na wylot. Chciała podjąć jego grę.

— Niesamowicie — upiła z kieliszka, nie odwracając spojrzenia od męża. Draco wiedział, że z niego kpi. — Czy spisałam się w roli arystokratki, która stanowi ozdóbkę u boku męża?

— Bardzo oszlifowanej ozdóbki — mruknął i przekręcił głowę, lustrując jej postać. Hermiona skurczyła się pod intensywnością jego spojrzenia. — Jednak zazwyczaj kobiety nie interesują się pracą męża. Mają po prostu towarzyszyć, lśnić. Pobierać korzyści z jego pieniędzy. Niewątpliwie przypięłaś sobie pewną łatkę, Granger. Mam nadzieję, że podołasz temu zadaniu.

— Lepiej, niż ci się wydaje — Hermiona dopiła wino i nie żegnając się z blondynem, wróciła do swojej sypialni.

***

Kolejny tydzień minął Hermionie o wiele gorzej. Większość czasu przesiedziała zaszyta w swojej sypialni, czytając. Wychodziła jedynie na czas posiłków, do których była zmuszana. Podczas jedzenia żadne z nich się nie odzywało, wpatrując się uparcie w swój talerz. Hermiona za każdym razem w ekspresowym tempie chłonęła swoją porcję, po czym natychmiast zrywała się z miejsca, uciekając z powrotem do swojej kryjówki.

Dracona przez większość czasu nie było w domu, co jej odpowiadało. Zazwyczaj wychodził po śniadaniu i wracał na kolację. Gdy zdarzyło się jednak, że pozostawał w domu i przypadkowo minęli się na korytarzu, każde z nich traktowało drugiego jak powietrze, nawet nie patrząc w swoją stronę.

Piątkowego popołudnia, czytając, Hermiona przeciągnęła się na łóżku i spostrzegła leżącą na stoliku obok karteczkę. Z zaintrygowaniem przeczytała jej zawartość. Zagryzła wargę z niepewnością i wyszła z pokoju, zmierzając do północnego skrzydła rezydencji. Nigdy nie dotarła do tej części domu.

Spojrzała raz jeszcze na tajemniczą karteczkę i przeszła przez oszklone drzwi. Widok, który tam zastała zaparł jej dech w piersiach. Okazało się, że trafiła do oszklonej werandy, z której widok rozpościerał się na kwiecisty ogród oraz jezioro. Zachodzące słońce sprawiło, że Hermiona pisnęła z zachwytu.

Jej intensywnie brązowe oczy pochłaniały każdy zakątek magicznego miejsca. Była to również niewielka biblioteka. Stosy książek piętrzyły się na ogromnych regałach aż pod sam sufit. Szatynka delikatnie wyciągnęła ciemnogranatową księgę i usadowiła się na miękkiej, skórzanej kanapie. Obok niej leżała kolejna karteczka z tym samym pochyłym pismem.

W podzięce. Mam nadzieję, że się podoba.

Hermiona uśmiechnęła się do siebie, po czym pogrążyła w nowej lekturze. Ta wydała się jej wyjątkowo ujmująca.

***

Od przemiłej niespodzianki w postaci prywatnej biblioteczki minęły dwa dni. Hermiona uwielbiała spędzać tam całe dnie. Zakochała się w tym miejscu. Czuła, jakby przenosiła się do innej rzeczywistości. Czas dla niej zwalniał. Gdy wchodząc tam z samego rana zauważyła bukiet pięknych kwiatów, jej serce zabiło mocniej.

Po kilku godzinach spędzonych na werandzie, jej brzuch zaczął o sobie przypominać. Hermiona spojrzała na zegarek, odkrywając, że zbliża się pora obiadowa. Chciała wstać z kanapy, ale do środka ktoś zapukał. Z zaskoczeniem dostrzegła, że do pomieszczenia wkracza Draco. Rozejrzał się z uznaniem i pokiwał głową.

— Całkiem nieźle wyszło — mruknął. Hermiona odchrząknęła, zwracając na siebie jego uwagę. Była zaskoczona jego widokiem. Zazwyczaj o tej porze przesiadywał jeszcze w pracy.

— Coś się stało? — zapytała cicho. Blondyn bez słowa usiadł obok niej.

— Dzisiaj wieczorem ojciec organizuje przyjęcie w firmie. Generalnie będzie to kolejne, nudne spotkanie całej śmietanki czarodziejskiego świata. Tak nieoficjalnie mamy zostać wprowadzeni do towarzystwa, więc musimy się jakoś zaprezentować — Draco zawahał się, po czym wyjął z kieszeni niewielkie pudełeczko. — Chciałbym, żebyś to założyła. Jako moja żona, oczekuje się, że...

— W porządku — Hermiona przerwała mu miękko i wzięła do rąk pudełeczko. Jej oczom ukazał się rodzinny sygnet Malfoyów. Wiedziała, jak wiele łączy się z tym znakiem. Przynależność do ich rodu. Skinęła sztywno głową. Chcąc czy nie chcąc, była jego żoną. — Spokojnie, będzie tak, jak być powinno. W końcu nie mamy wyjścia.

Hermiona wpatrywała się w toporny pierścień przez kilka minut. Podniosła dłoń do światła, by przyjrzeć się skomplikowanym żłobieniom i westchnęła cicho. Był piękny, ale zarazem bardzo przytłaczający. Miała wrażenie, że rodowy sygnet Malfoyów ciąży jej na palcu.

Do drzwi ktoś zapukał. Szatynka poderwała się z łóżka, zapraszając gościa do środka. W drzwiach pojawiła się blond grzywa Malfoya.

— Musimy już iść, Granger. Nie chcę się spóźnić.

— Jestem gotowa — odpowiedziała i podeszła do niego powolnym krokiem.

Srebrzyste oczy Draco z urzeczeniem śledziły jej krok. Hermiona czuła, że się rumieni, gdy jego zimny wzrok prześlizgiwał się po mieniącej się butelkowozielonej sukni. Głęboki dekolt odsłaniał jej mleczną skórę na piersiach prawie do pępka, a seksowne rozcięcie na nodze sprawiało, że nawet ktoś taki jak Draco Malfoy musiał nerwowo poprawić swój kołnierzyk.

Zakochała się w tej sukni, gdy tylko Gregor przyniósł ją do pokoju. Od pierwszego momentu wydała jej się idealna. Jej pewność siebie jednak opadła, gdy ją założyła. Z reguły Hermiona nie pozwalała sobie na tak odważne kreacje. Ta jednak miała w sobie coś, co nie pozwoliło zmienić wyboru na inny model.

— Wyglądasz... — wykrztusił z siebie Draco.

— Nie powinnam jej zakładać, prawda?! — przestraszyła się. — Godryku, przecież to spotkanie w firmie, co ja sobie myślałam! Daj mi pięć minut i...

— NIE! — Draco szybko chwycił ją w talii i przyciągnął do siebie. To był tak niespodziewany ruch, że wciągnęła gwałtownie powietrze. Ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. Wzrok Hermiony automatycznie spojrzał na usta Malfoya, po czym przeniósł się na jego oczy. Bardzo dokładnie czuła jego spokojny oddech na swoich wargach, oraz przyjemne perfumy. — Nie zmieniaj jej. Zapewne będziesz przyciągać na siebie wzrok każdego mężczyzny oraz kobiety, co niekoniecznie będzie mi odpowiadać, ale musisz w niej pójść.

Uścisk Draco się rozluźnił. Serce Hermiony biło szybkim rytmem, gdy odsunęła się na krok od niego. Blondyn podał jej swoje ramię, które z lekkim wahaniem przyjęła. W głowie wciąż huczały jej jego słowa.

Wyszli przed rezydencję, gdzie Draco niemal natychmiast teleportował ich pod samo wejście do przestronnego hotelu. Przed wejściem leżał czerwony dywan, po którym przechadzało się już kilkoro znanych czarodziejów. Hermiona zamrugała kilkukrotnie, gdy na ich widok podbiegło kilku ludzi z aparatami, robiąc zdjęcia i przekrzykując się nawzajem.

— Państwo Malfoy, proszę się uśmiechnąć! Proszę spojrzeć tutaj! Pani Malfoy, wygląda pani olśniewająco!

— Po prostu się uśmiechaj — szepnął do jej ucha Draco i pozwolił zapozować do kilku zdjęć. — Chociaż udawaj szczęśliwą. Jutro znajdziemy się na okładce kilku magazynów. Nie chcesz chyba wyjść na zdjęciu niczym gnom ogrodowy?

Hermiona była odrobinę zmieszana, jednak robiła to, co polecił jej blondyn. Uśmiechała się szeroko, trzymając ramię Draco i spoglądała co chwilę w inny obiektyw. Może jej się tylko wydawało, ale miała wrażenie że większość fotoreporterów było zainteresowanych głównie nimi. Wszystkie te zdjęcia oraz krótkie wywiady przyprawiały ją o ból głowy. Nie była do tego przyzwyczajona i nie zapowiadało się, by miało się to zmienić.

Po kilku minutach Draco wprowadził ją w końcu do środka z zadowolonym z siebie uśmiechem. Wjechali windą na samą górę apartamentowca, gdzie przywitał ich Lucjusz Malfoy. Hermiona spojrzała ponad jego ramieniem na zebranych już w trakcie przyjęcia ludzi i zaniemówiła. To był prawdziwy bal.

— Dobrze, że dotarliście — Lucjusz uścisnął dłoń syna i ucałował Hermiony. — Wyglądasz olśniewająco, dziecko. Rozgośćcie się i bawcie dobrze.

Usiedli przy jednym ze stolików. Draco nachylił się, by coś powiedzieć, ale natychmiast obok nich zmaterializowało się kilka osób, ściskając im dłonie i całując policzki Hermiony. Szatynka miała dość tego wychwalania. Kręciło jej się w głowie od nowych nazwisk i znajomości. Przez większość wieczoru ktoś wciągał ją w interesującą rozmowę, albo wdawał się w dyskusję na wiele różnorodnych tematów. Mimo iż nie znała tego świata, potrafiła się w niego wpasować.

Hermiona widziała, że Draco jest z niej zadowolony. Z uśmiechem przedstawiał ją co nowym osobistościom. Kobiety chwaliły jej wygląd, pytały o suknię, zagadywały o Dracona. Mężczyźni natomiast nie mogli oderwać od niej zauroczonych spojrzeń. Oglądali się za nią, komplementowali i wyrażali zazdrość o Draco.

— Hermiono, Draco przy tobie błyszczy! Wyglądacie razem zjawiskowo!

— Draco, nie mogłeś lepiej trafić. Hermiona to ideał kobiety.

Takich i innych tekstów było wiele. Hermiona czuła, że dusi się wśród tych wszystkich ludzi. Miała wrażenie, że wszyscy traktują siebie wzajemnie jak okazy w zoo.

— Przepraszam, mogę prosić panią do tańca? — Hermiona spojrzała w górę i wciągnęła powietrze. Nie widziała tego mężczyzny od trzech lat. Wiktor Krum uśmiechał się pogodnie, wyciągając dłoń w jej stronę. Odwzajemniła uśmiech i chwyciła za jego dłoń, zapominając o Malfoyu.

— Wiktor! — wydusiła, gdy mężczyzna zaprowadził ją na środek parkietu. — Co ty tutaj robisz? Sto lat cię nie widziałam...

— Prowadzę obecnie interesy w Londynie. Dostałem zaproszenie na przyjęcie, tak więc jestem — okręcił ją i przyciągnął bliżej siebie. — Wyglądasz zjawiskowo, jak zwykle.

— Dziękuję — wyszeptała i przyjrzała mu się. Wciąż był przystojny, tak, jak zapamiętała. Był jej pierwszą miłością, to jemu oddała swój pierwszy pocałunek. Pamiętała, jak namiętnie całował ją na błoniach po balu bożonarodzeniowym.

— Poza tym, mógłbym zapytać ciebie o to samo. Co tutaj robisz? Wyszłaś za Malfoya?

— Tak — odpowiedziała i zmarkotniała.

— Z tego co pamiętam, nie przepadaliście za sobą. Jak to się stało, że jesteście razem? — Bułgar był coraz bliżej. Spojrzała w jego ciemne oczy, które kiedyś z uwielbieniem przyglądały jej się na każdym kroku. Hermiona zadrżała.

— Przepraszam, chciałbym zatańczyć z żoną — obok nich stanął Malfoy. Przeszył zimnym wzrokiem Kruma. Hermiona spojrzała na byłą miłość przepraszająco i podeszła do męża.

— O co ci chodzi?! Tylko tańczyliśmy! — syknęła, gdy zostali sami. Draco odgarnął jej włosy do tyłu.

— Krum prawie cię wessał — prychnął drwiąco w odpowiedzi. — Jesteś tutaj ze mną, nie chcę żeby ktoś myślał, że nie interesuje mnie żona.

Hermiona parsknęła śmiechem i już chciała powiedzieć coś niemiłego, gdy błysnęły flesze. W pierwszej chwili myślała, że oślepnie. Draco położył dłoń na jej talii delikatnie i przytulił twarz do jej policzka.

— Mówiłem, że zrobisz wrażenie, Granger — szepnął.

— Dlaczego oni to ciągle robią? — zirytowała się i usłyszała w uchu jego śmiech.

— Bo nigdy nie tańczę na żadnych przyjęciach. Dzisiaj jest mój pierwszy raz.

Jak na zawołanie, usłyszeli z boku ciche westchnienia.

— Narcyzo, Lucjuszu, wasz syn naprawdę się zakochał, przecież on nigdy nie wychodził na parkiet.

Szatynka posłała blondynowi zaskoczone spojrzenie. Ślizgon uśmiechnął się drwiąco.

— Zaskoczona? Patrz na to — i bez ostrzeżenia złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Hermionie wyrwało się ciche westchnięcie, co zachęciło Draco do pogłębienia pocałunku. Szatynce przeszły po ciele przyjemne ciarki. Po chwili blondyn odsunął się. Jego oczy błyszczały złośliwie, gdy spojrzał na jej rumiane policzki, przymknięte powieki i wciąż rozchylone usta. Nachylił się w jej stronę. — Już skończyłem, uśmiechnij się do zdjęć, skarbie.

Hermiona otrząsnęła się. Jej oczy wyrażały przerażenie, jednak bez słowa sprzeciwu, wciąż oniemiała, wtuliła się w chłopaka, uśmiechając szeroko do fotografa.

Hermiona miała dość tego przyjęcia. Praktycznie cały wieczór spędziła u boku Malfoya. Chciała poprosić męża o wyjście, gdy podeszła do nich wysoka, piękna blondynka.

— Cześć, Draco — zaćwierkała, całując chłopaka w policzek. Hermionie wydawało się, że Draco zamarł. Po chwili zreflektował się i uśmiechnął do kobiety, całując ją w policzek.

— Witaj, Astorio — odpowiedział, a Hermiona wstrzymała oddech. Astoria Greengrass. Była dziewczyna Malfoya. To z nią musiał zerwać zaręczyny dla niej. Szatynka spojrzała na blondynkę i skurczyła się w sobie. Astoria była piękna, zgrabna, wysoka. Wyglądała niczym modelka z okładki. Blondynka również spojrzała na Hermionę i zmierzyła ją z pogardą.

— Nie odzywałeś się tyle czasu, tęskniłam — ciemnozielone oczy Astorii znowu przeniosły się na Malfoya. Złapała go za rękę z wyrzutem. — Chyba nie masz mi nic za złe?

— Nie, oczywiście, że nie — mruknął i zerknął na Hermionę, która zaczęła wiercić się na krześle. — To moja... żona, Hermiona.

Dziewczyny skinęły sobie sztywno głowami. Hermiona czuła, że młoda Greengrass jej nienawidzi.

— Draco, czujemy się odrzuceni. Odkąd się ożeniłeś, nie spędzasz z nikim czasu. Co powiesz na to, aby oblać wasz ślub w waszym domu dzisiaj wieczorem? — kontynuowała Astoria, zwracając się jak gdyby nigdy nic do Malfoya. Jej spojrzenie było wyzywające. Draco zerknął na Hermionę.

— Jasne, czemu nie. — wzruszył ramionami. — Kto jeszcze wpadnie?

— Daphne, Pansy, Milicenta, Blaise i Teodor. Cała nasza paczka, jak za dawnych czasów.

— W takim razie czekamy na was. Za piętnaście minut w naszej rezydencji.

***

— Nie mam zamiaru spędzić z twoimi znajomymi ani minuty, Malfoy!

— Nie denerwuj mnie, Granger! A ja nie mam zamiaru się zbłaźnić, bo moja żona stroi fochy!

— Ty błaźnisz się samą twarzą — warknęła i założyła ręce na piersi ze złością. — Nie dość, że cały wieczór musiałam spędzić w towarzystwie tych wszystkich aroganckich i butnych ludzi, to teraz mam spędzić je z tymi... z tymi...

Hermionie nie udało się dokończyć. Gregor wprowadził do salonu byłych Ślizgonów, całych roześmianych.

— Ooo, trafiliśmy na kłótnię zakochanych? — zapytał kpiąco przystojny mulat, Blaise Zabini. — Robaczki, czyżby nawet tak idealnej parze zdarzało się coś takiego?

— Zamknij się, Zabini — warknął Draco, po czym przywitał się z szerokim uśmiechem z przyjacielem. Blaise wyszczerzył śnieżnobiałe ząbki w kierunku Hermiony i ucałował jej policzek.

— Blaise Zabini, pani Malfoy. Miło mi w końcu oficjalnie poznać taką legendę. Nie sądziłem, że akurat ty ujarzmisz tego ogiera.

Hermiona uśmiechnęła się blado i przywitała z chłopakiem. Następny był Teodor Nott. Chłopak, do którego mogłaby wzdychać każda kobieta. Był równie czarujący i uprzejmy co Blaise. Dziewczyny zignorowały ją jednak, nawet nie zaszczycając chłodnym spojrzeniem. Uściskały tylko Draco, jakby nie zauważając istnienia Hermiony.

— Siadajcie, zaraz do was dołączymy — powiedział cierpko Draco, wskazując na miękkie fotele. Pociągnął za łokieć Hermionę i wyprowadził z pomieszczenia. Hermiona chciała się wyrwać, jednak blondyn przycisnął ją do ściany całym ciałem. Byli tak blisko, że czuła jego falującą klatkę piersiową na swoich piersiach.

— Błagam cię tylko o to — mruknął w jej oczy. — Zostań ze mną i zachowuj się, Granger. Jeżeli to spotkanie się uda, to wynagrodzę ci to.

Hermiona wpatrywała się w niego dłuższą chwilę. Biła się ze swoimi myślami, ale w końcu westchnęła z rezygnacją.

— Zgoda — syknęła. — Jesteś moim dłużnikiem, Malfoy.

Wrócili do gości i usiedli obok siebie. Hermiona starała się ignorować dłoń Malfoya, która obejmowała ją drażniąco. Czuła, że blondyn co chwile posyła jej ostrzegawcze spojrzenia. Zamierzała je również zignorować i dobrze się bawić.

Okazało się, ze to nie było wcale takie trudne. Blaise i Teodor okazali się być bardzo barwnymi, pozytywnymi osobami. Hermiona pękała ze śmiechu z ich żartów. Ślizgoni najwyraźniej również polubili jej towarzystwo.

— Nie wypijesz tego na raz, nie ma opcji — podpuszczał Teodor, a Hermiona uniosła brwi wyzywająco.

— Ucz się, Nott.

Były Ślizgonki nie bawiły się jednak tak dobrze, jak ich koledzy. Drażniło je, że całe męskie towarzystwo skupiło całą uwagę na Hermionie. Szatynka cały czas czuła na sobie ich pogardliwe spojrzenia i ciche obgadywanie.

— Musisz skupiać na sobie sporo uwagi, prawda? W końcu do niedawna byłaś nic nie znaczącą szlamą — zaszczebiotała Daphne.

— Przestań, Daphne — odpowiedział jej ostro Blaise. — To, że jesteście zazdrosne zdążyli wszyscy zauważyć, spokojnie.

— Tak, Astoria najwyraźniej nie może przeżyć tego, że przegrała wojnę o serce Draco — zachichotał Teo i przybił piątkę Hermionie, która zarumieniła się soczyście. W jej głowie powoli wirowało. Koledzy Draco mieli szybkie tempo picia. — Myślała, że to ona będzie rządzić w tym miejscu.

— Tak myślisz? — zapytała drwiąco Daphne. — To, że Granger jest jego żoną, nic nie znaczy. To tylko papierek. Brzydkie kaczątko próbuje przemienić się w łabędzia, ale mało skutecznie.

— Co masz na myśli? — Blaise uniósł brew. — Wybacz, Daph, ale nie jesteś zbyt dobra w słowach.

Dziewczyna nachyliła się przez stół w stronę Hermiony, patrząc na nią z satysfakcją.

— Jak myślisz, gdzie jest teraz Draco? Nie ma również Astorii, czy to nie dziwne?

Hermiona zamrugała i spojrzała na puste miejsce blondyna. Faktycznie, wyszedł do łazienki pół godziny temu. Była tak zajęta rozmową z chłopakami, że nie zwróciła nawet na to uwagi. Zerwała się z miejsca, śledzona drwiącymi spojrzeniami Ślizgonek.

— Hermiona, nie zwracaj na nie uwagi — mruknął Teodor.

— Przepraszam, ale muszę do łazienki — posłała brunetowi uspokajające spojrzenie. — Zaraz wrócę.

Szła korytarzami rezydencji, otwierając po kolei każde drzwi. Nie wiedziała dlaczego, ale bała ujrzeć się coś złego. W głowie wciąż jej wirowało, czuła że jest jej gorąco. Na pierwszym piętrze usłyszała jakieś głosy. Podeszła do drzwi gabinetu Draco z wahaniem i uchyliła je delikatnie. Jej wargi zadrżały, a serce zabiło mocniej. Na biurku siedziała Astoria, czule całując Dracona, który błądził dłońmi po nagich udach blondynki. Hermiona nie chcąc widzieć więcej, wycofała się. Dlaczego czuła się w taki sposób? Przecież nic ich nie łączyło, byli zmuszeni do małżeństwa. To tylko cholerna duma, powtarzała sobie.

Wróciła z powrotem na swoje miejsce, rozśmieszając Blaise'a i Teodora, którzy na jej widok unieśli kieliszki w geście toastu. Dziewczyny zmierzyły ją podejrzliwie, jednak ona nie zamierzała pokazać żadnej słabości.

Po dziesięciu minutach dołączył do nich Draco. Ucałował Hermionę w policzek i z uśmiechem wypił kolejkę alkoholu. Astoria spojrzała na szatynkę z satysfakcją. Hermiona czuła, że jej spokój ją opuszcza.

— Hermiona, stało się coś? — zapytał Teodor, marszcząc brwi.

— Nie, nie — uśmiechnęła się krzywo w odpowiedzi. — Wszystko w porządku.

— Źle się czujesz? — zapytał Draco, chwytając opiekuńczo za jej kolano. Hermiona prychnęła rozeźlona i wyrwała się z jego uścisku, wstając gwałtownie z miejsca.

— Tak, bardzo was przepraszam, ale chyba muszę się już położyć — mruknęła, celowo omijając zgłupiałe spojrzenie Malfoya. — Bawcie się dobrze.

— Już późno, dawno po bajeczce na dobranoc — Zabini, jakby czując, że sytuacja zgęstniała, zaklaskał. — Wszyscy w tym towarzystwie mają już dosyć. Sam pić nie będę, a właśnie odpadła jedyna warta mojej uwagi zawodniczka — zachlipał i wstał, ledwie trzymając się na nogach. — No, dalej dzieciaczki. Do łóżeczek! Poczytać wam na dobranoc?

Hermiona i Draco poczekali aż goście ulokują się w gościnnych sypialniach, po czym weszli do pokoju, w którym na co dzień spał Malfoy. Hermiona chciała odczekać jak zwykle parę minut, po czym pójść do własnej sypialni, jednak Draco ją zatrzymał.

— Powinnaś spać dzisiaj tutaj. Byłby problem, gdyby ktoś zobaczył, że śpimy osobno.

Hermiona nie odpowiedziała. Weszła do łazienki i wzięła chłodny prysznic, by otrzeźwić umysł. Wychodząc, zorientowała się, że nie wzięła nic do ubrania. Rozejrzała się i chwyciła pierwszą rzecz, która wpadła w jej ręce. Włożyła przez głowę czystą koszulkę Malfoya, przyglądając się krytycznie odsłoniętym nogom. Wyśliznęła się z łazienki, by Draco nie zdążył jej zauważyć i wpadła do łóżka, przykrywając się szczelnie kołdrą. Draco zmarszczył brwi, po chwili również do niej dołączając. W jego oku coś zabłysło, gdy zorientował się, że szatynka ma na sobie tylko jego koszulkę.

— Wygląda na tobie nawet lepiej niż tamta sukienka — zamruczał.

Hermiona prychnęła i odwróciła się do niego plecami. Czuła na sobie jego zdezorientowane, palące spojrzenie.

— O co chodzi, Granger?! — zapytał nerwowo. — Co ja ci znowu zrobiłem?!

— Nic — burknęła ze złością. — Poza tym, co cię to obchodzi, Malfoy? Po prostu daj mi spokój i idź spać!

Draco pociągnął ją na plecy, pochylając się nad nią. Trzymał w uścisku jej nadgarstki nad głową. Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy ich twarze spoczęły na tym samym poziomie. Przez krótką chwilę żadne z nich się nie odzywało. Chłonęli swoją bliskość, intymną sytuację, w której się znajdowali.

— Puść, jestem zmęczona — szepnęła, starając się nie pisnąć. Draco odetchnął i pozwolił, by ponownie się od niego odwróciła.

Hermiona czuła się zażenowana. Spędzała pierwszą noc w tej sypialni, pierwszą w tym łóżku. I pierwszy raz z Malfoyem. Wiedziała, że on czuje się równie niezręcznie co ona. Wiercił się nerwowo kilka dobrych minut. Irytowało ją to, ale miała zamiar udawać, że śpi. Nie chciała, by znowu spróbował z nią rozmawiać. Właściwie nie miała pojęcia, dlaczego zareagowała tak, a nie inaczej. Czuła się zdezorientowana całą tą sytuacją, zrzucając winę na nadmiar alkoholu.

Po godzinie usłyszała, że oddech blondyna się unormował. Nim się obejrzała, jej powieki również się zamknęły.

***

Hermiona otworzyła oczy, a pierwszym co ujrzała była unosząca się klatka piersiowa Draco Malfoya. Blondyn leżał na plecach z głową przekrzywioną w jej stronę. Platynowe włosy opadały delikatnie na bladą twarz. Jego ramię było odchylone, a ona musiała przez sen położyć się w zagłębiu między nim, a klatką piersiową. Na samą myśl, że tuliła się do Malfoya pół nocy, zrobiło się jej gorąco, a zarazem słabo.

Zerwała się z łóżka, chodząc niespokojnie po pokoju. Nie mogła wybaczyć swojemu zdradzieckiemu ciału. Pociągnęła za swoje włosy, mając ochotę krzyczeć.

Próbując się uspokoić, wyszła z sypialni, schodząc na palcach do salonu. Zapomniała tylko, że nie są w domu sami. Zamarła, gdy przy stole zastała Astorię, pijącą kawę. Była Ślizgonka spojrzała na nią niechętnie. Jej krwistoczerwone wargi wygięły się w grymasie na widok piżamy Hermiony.

— Dobrze spałaś? — zapytała Hermiona sztywno.

— Gdzie Draco? — Astoria zignorowała jej pytanie, na co szatynka zmarszczyła brwi.

— Śpi. A gdzie reszta?

— Dziewczyny już wyszły. Chyba tak samo jak ja, miały dosyć ciebie, Granger. Panoszysz się, jakby to był twój dom.

— Tak się składa, Greengrass, że nim jest — odpowiedziała zimno Hermiona, mierząc blondynkę znienawidzonym spojrzeniem. — Wydaję mi się jednak, że nie jesteś tutaj mile widziana. Możesz już wyjść. I nie zbliżaj się do mojego męża.

Astoria wstała z miejsca i podeszła do Hermiony, wpatrując się w nią z wściekłością. Zacisnęła dłoń na różdżce.

— Nie przyzwyczajaj się, szlamo. Draco jest mój. Zawsze był. Nigdy go nie zdobędziesz. Zostawi cię, gdy tylko kiwnę palcem. To mnie kocha. Wiesz, co mi wczoraj powiedział? Jak namiętnie mnie całował? Jesteś dla niego nikim, Granger...

Coś zakuło nieprzyjemnie serce Hermiony. Starała się patrzeć na byłą Ślizgonkę z pogardą, ale nie potrafiła. Dziewczyna miała rację. Malfoy ją kochał, chciał za nią wyjść. To Hermiona pojawiła się nieoczekiwanie, zniszczyła ich plany na przyszłość. Mimo, że nie chciała tego życia, a Malfoy nic dla niej nie znaczył. Chciała coś odpowiedzieć, jednak sam zainteresowany wszedł do pokoju z towarzyszącymi mu przyjaciółmi.

— Astoria? — zdziwił się, widząc ją na przeciwko roztrzęsionej Hermiony. Przyjrzał się im uważnie. — Blaise mówił, że szybciej wyszłyście. Zapomniałaś czegoś?

— Nie, właśnie żegnałam się z Granger — uśmiechnęła się drwiąco i podeszła do niego, szybko cmokając w policzek na pożegnanie.

— Może zanim wyjdziesz, chcesz zobaczyć najnowszego Proroka? — zapytał chłodno Blaise, ale jego oczy błyszczały diabelskim blaskiem. Wyprostował rękę w której trzymał gazetę. Z pierwszej strony machał Draco Malfoy, obejmując uśmiechniętą Hermionę. Blondyn co chwile całował jej policzek. Na nagłówku błyszczał ogromny napis: "Draco Malfoy zakochany! Młody dziedzic rodu Malfoy przedstawia światu swoją żonę!"

Hermiona wzięła do ręki gazetę, ignorując rozbawienie Draco. Blondyn objął ją opiekuńczo, w akompaniamencie uroczych westchnień przyjaciół. Szatynka przyjrzała się zdjęciu. Prezentowali się ze sobą naprawdę pięknie. Wyglądała jak prawdziwa księżniczka.

Szybko przeczytała tekst pod zdjęciem. "Draco Malfoy pojawił się na przyjęciu w rodzinnej firmie wraz z towarzyszącą mu piękną żoną, Hermioną z domu Granger. Para olśniła swoją miłością wszystkich na bankiecie. Młodzi wydają się dla siebie stworzeni i okazują sobie uczucia na każdym kroku. Nowa pani Malfoy najwidoczniej jest idealną wybranką dla młodego dziedzica, który nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Nic dziwnego, jego żona przyćmiła urodą oraz inteligencją większość czarodziejskich dam..."

— Bzdury... — Hermiona odrzuciła gazetę, czerwieniąc się niczym pomidor. Blaise pogłaskał z rozbawieniem jej głowę. Astoria natomiast ciskała z oczu błyskawicami.

— Pani Malfoy, to był zaszczyt spędzić z tobą czas — Teodor pokłonił się teatralnie i ucałował jej dłoń kurtuazyjnie. — Dziękujemy za uroczy wieczór, ale obowiązki wzywają. Mam nadzieję, że zobaczymy się niebawem.

Byli Ślizgoni opuścili dom, a Hermiona westchnęła z ulgą. Odwróciła się w stronę Malfoya, wciąż czując że policzki ją pieką. Chłopak oparł się nonszalancko o ścianę, wpatrując się w nią ze złośliwymi chochlikami w oczach.

— Nie spodziewałem się, że dasz sobie radę. Myślałem, że odpuścisz. Jestem pod wrażeniem — kącik jego ust uniósł się. — Gratulacje, możesz wybrać sobie nagrodę, Granger. Zasłużyłaś, więc wybieraj co tylko chcesz.

— Jesteś pewien? — Hermiona również uśmiechnęła się kpiąco. — W takim razie przygotuj się na dzień pełen przygód, Malfoy.

Draco mógł spodziewać się wszystkiego, jednak wybór Hermiony okazał się bardziej zaskakujący, niż mógł sobie to wyobrazić. W głowie szatynki zakwitł idealny plan.

***

— To, że powiedziałem, że dam radę wziąć dzień wolny, nie oznaczało, że zgadzam się na coś takiego! — Draco Malfoy pieklił się, gdy Hermiona wrzucała do wypchanego po brzegi koszyka kolejne produkty. Dziewczyna spojrzała na niego karcąco. — Od tego mamy służbę!

— Dałam im dzisiaj wolne — szatynka wzruszyła ramionami. — Ktoś musi zrobić zakupy. Chyba nie chcesz chodzić głodny?

— Dałaś... wolne służbie?! WSZYSTKIM?!

— Tak — posłała mu promienny uśmiech. — I tak dzisiaj nie będzie nas w domu, zaplanowałam nam cały dzień.

Draco pokręcił głową z niedowierzaniem. Jego oczy wyrażały przerażenie. Prowadził wózek sklepowy, mijając tłumy mugoli, a Hermiona jakby nic sobie z tego nie robiąc, dorzucała do niego więcej, zadowolona z siebie.

Gdy w końcu wyszli ze sklepu spożywczego w towarzystwie ciągłych przekleństw i wyzwisk Draco, nic sobie z tego nie robiąc, zaciągnęła go do kolejnego. Tym razem okazał się to sklep z wystrojem wnętrz.

— Musimy dodać coś do salonu. Nie uważasz, że jest tam dość ponuro? — zapytała, oglądając kolorowe, puchate poduszki. Draco uniósł brwi.

— Wygląda normalnie. Jak wszystkie salony arystokracji.

— Czyli ponuro — skwitowała. — Zaraz sprawimy, że będzie tam o wiele przytulniej. Co myślisz o tym?

Draco z coraz większym przerażeniem przyglądał się rzeczom, które miały zacząć zagracać jego salon. Musiał jednak przyznać w głębi siebie, że Hermiona miała rację. Ich salon był odrobinę przygnębiający, surowy.

— Może to? Bedzie można powiesić nasze zdjęcie z wczoraj — zaproponował po chwili, przyglądając się ładnej ramce. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie i włożyła ją do koszyka, kierując się w stronę kasy.

— Gdzie jeszcze zamierzasz opróżnić mój portfel? — zapytał Draco, gdy szli obok siebie chodnikiem, przemierzając uliczki na przedmieściach Londynu. Hermiona potrząsnęła głową tajemniczo, nie chcąc zdradzić, gdzie tym razem go prowadzi.

Po niecałych dziesięciu minutach znaleźli się w słonecznym parku. Kamiennymi dróżkami przechadzały się zakochane pary, rodzice z dziećmi, oraz podpierający się o lasce staruszkowie. Draco zdziwił się. Spojrzał pytająco na Hermionę.

— Nie patrz tak na mnie. Nie zamierzam kazać ci wykupić tego parku wraz z ludźmi — przewróciła oczami. — Chcę się tylko przespacerować po okolicy. Zobacz, jak tutaj pięknie o tej porze roku.

Szli w milczeniu. Jedynymi dźwiękami były ptaki latające nad ich głowami, śmiechy dzieci, szum strumyka oraz brzdęk rzeczy które kupili w torebce szatynki. Park był przestronny, pełen kolorowych kwiatów oraz zielonej trawy, na której rozkładali się ludzie, opalając zarumienione twarze. Wokół fontanny biegały dzieci, chlapiąc wodą na wszystkich przechodzących. Draco rozejrzał się z ciekawością po okolicy. Nigdy nie chodził na spacery poza ogrodem w swoich rezydencjach. Obserwując tych wszystkich mugoli, w jego głowie pojawił się nieśmiały plan. Ostrożnie splótł palce Hermiony z własnymi. Szatynka spojrzała na niego z zaskoczeniem, jednak nie odciągnęła ręki, pozwalając na uścisk. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Czuła się dziwnie, spacerując z Draco Malfoyem, jej mężem, po mugolskiej okolicy, trzymając się za ręce jak prawdziwe zakochane małżeństwo.

— Może kupimy to coś? — zapytał nagle Draco, wskazując na budkę z lodami. Hermiona zachichotała. No tak, przecież Malfoy na pewno nigdy nie kupował zwykłych lodów za kilka funtów w parku.

— Ja stawiam — zaproponowała i podeszła do sprzedawcy, kupując dwa lody. Jednego z nich podała Draconowi. Blondyn ostrożnie polizał czerwoną gałkę. Jego twarz rozjaśnił zadowolony uśmiech.

Po zjedzonych lodach Draco wydawał się szczęśliwszy i bardziej rozgadany. Rozśmieszał Hermionę jakimiś nie zawsze dobrymi żartami, opowiadał jej o kilku przygodach w szkole i nawet dał się jej namówić na przejażdżkę podwójnym rowerem. Z początku maszyna wydawała się dla niego zbyt skomplikowana, ale gdy zrozumiał co robić, okazało się, że bawi się znakomicie. Nawet Hermiona miała problem nadążyć za jego tempem pedałowania. Szybko zaproponowała, by jeden rower zamienić na dwa. Draco co chwile starał się ją zepchnąć, podjeżdżał za blisko, przez co krzyczała zirytowana na niego. On jednak jeszcze bardziej ją zaczepiał, czując się beztrosko jak nigdy.

Gdy zaczęło się ściemniać, blondyn zauważył budkę z czymś do zjedzenia. Zamówił dziwnie wyglądającego hamburgera dla Hermiony i siebie, po czym usiadł obok niej. Znaleźli piękne miejsce, skąd było widać całe miasteczko. Skarpa na której usiedli była odrobinę na uboczu, co dawało im trochę intymności. Draco zerknął na szatynkę, która z zachwytem wpatrywała się w oświetlone miasteczko. Uśmiechnął się na widok jej rozanielonej miny. Jemu również się podobało. W głębi siebie wiedział, że mógłby powtarzać to częściej.

***

Spędzenie wspólnego dnia odbiło się bardzo pozytywnie na ich relacjach. Po kilku dniach od tego wydarzenia zaczęli ze sobą rozmawiać coraz swobodniej. Nie mieli już również problemu przebywania w swoim towarzystwie. Hermiona nie fukała od razu, gdy pojawił się w zasięgu jej wzroku, a Draco nie krzywił się za każdym razem, gdy krzątała się w pobliżu. Między nimi wciąż pojawiały się sprzeczki i ostra wymiana zdań, mimo wszystko oboje mogli zauważyć ogromną poprawę.

Gdy Draco sam z siebie zaproponował jej, by Harry i Ron przyszli ją odwiedzić, niemal rzuciła mu się na szyję z radości. Nie chciał tego robić, ale miał zamiar jej pokazać, że nie jest więźniem w własnym domu. Oczywiście, gdy chłopcy przyszli, nie pozwolił im na samotne spotkanie. Cieszył oczy wściekłym spojrzeniem Weasleya, gdy obejmował Hermionę w pasie. Satysfakcja rozlewała się po jego ciele niczym ogniska whisky.

— Hermiono, powiedz nam, dlaczego ty i Malfoy... Tak nagle zniknęłaś, co się stało? — zapytał cicho Ron, gdy Draco niechętnie zostawił ich na chwilę, po gorącej prośbie Hermiony. Gdyby nie zmierzyła go wściekłym wzrokiem, pewnie wciąż siedziałby przy niej niczym pijawka.

— Ron, tak mi przykro... — Hermiona zagryzła wargę. Nie chciała opowiadać przyjaciołom, co zrobili jej rodzice, ale wiedziała, że zasługują na wyjaśnienie. Szczególnie Ron. Patrzyła na ukochanego z bólem. — Musiałam poślubić Malfoya. Nasi rodzice... Moje pochodzenie pokomplikowało wszystko...

— Nie wierzę, że twoi rodzice zrobili coś takiego. Może byli pod wpływem zaklęcia?

— Nie sądzę — Hermiona potrząsnęła głową i posmutniała. — Zmienili się, odkąd poznałam prawdę.

Ron chwycił za brodę ukochanej i uniósł ją do góry. Wpatrywał się w jej brązowe oczy z miłością. Chciał dodać jej siły.

— Nie pozwolę, byś została w jego szponach. Znajdę sposób, Hermiona. Obiecuję. Wciąż cię kocham i będę o ciebie walczył.

Hermiona była zmieszana po wizycie przyjaciół. Wciąż kochała Rona, jednak życie z Malfoyem nie było takie złe. Wypełniali swój obowiązek, to wszystko.

Tego samego wieczora Draco zaprosił ją na spacer po ich ogrodzie. Hermiona zgodziła się, idąc w ciszy obok niego. Przyjrzała się jego zamyślonej, przystojnej twarzy. Nie był taki zły, jak myślała od samego początku. Potrafił pokazać, że ma serce.

— Skąd pomysł na spacer? — zapytała niewinnie, nie patrząc na niego. — Myślałam, że nie lubisz spacerować.

Draco westchnął.

— Wiem, że jesteśmy zmuszeni do tego małżeństwa. Nie chciałaś tego, tak samo jak ja. Nasze życie zmieniło się, plany zrujnowały.

— To prawda — przyznała.

— Myślę, że skoro i tak jesteśmy na siebie skazani do końca życia, to może powinniśmy spędzić ten czas milej. Chciałbym to naprawić na tyle, żebyśmy nie zabijali się za każdym razem, gdy tylko się widzimy. Nie oczekuję, że będziesz oczywiście nagle potulna, bo to niemożliwe, ale...

— Wiem i zgadzam się z tym — odpowiedziała i spojrzała na niego. Nie mogła odczytać, co widzi w jego oczach. — Widziałam cię z Astorią.

— Co proszę? — zapytał zaskoczony jej nagłym wyznaniem. — Kiedy?

— Gdy nocowali u nas. Widziałam was w twoim gabinecie — ciągnęła bez emocji. — Wiem, że to ona jest kobietą, która kochasz. To ona powinna ci dzisiaj towarzyszyć. Jednak tak nie jest. Nie interesuje mnie co z kim robisz, nie mam zamiaru stawać na drodze do twojego szczęścia. Po prostu... uszanuj mnie, Draco. Mimo wszystko dla świata jestem zakochaną w tobie żoną i nie chcę zostać pośmiewiskiem, ponieważ z jednej strony pokazujesz miłość do mnie, a z drugiej masz kochankę.

Draco przewiercał ją zimnym spojrzeniem. Stała wyprostowana, twardo się w niego wpatrując. Blondyn kiwnął głową i uśmiechnął się drwiąco.

— Nie będę spotykał się z Astorią — powiedział obojętnie. — To ona rzuciła się na mnie. Chciałem z nią tylko porozmawiać, wyjaśnić sytuację.

— Och, tak, na pewno pod jej sukienką znalazłeś źródło informacji — prychnęła, na co Draco roześmiał się.

— Nie będę się z nią widywał — powtórzył. — Skoro potem mam znosić sceny zazdrości.

Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem i prychnęła głośno. Gdy na nią nie patrzył, uśmiechnęła się do siebie pod nosem.

Draco zaciągnął ją do jej ulubionej werandy, gdzie czekała na nich kolacja. Hermiona z drżącym sercem, zabrała się do jedzenia. Zerkając co chwilę na Draco, nie wiedziała, dlaczego czuje taką ekscytację.

***

Draco spoglądał z pochmurną miną na tańczącą Hermionę. Na jej uśmiech, zgrabne ruchy. Byli na wspólnym przyjęciu u jego rodziców już drugi raz. Ku jego zaskoczeniu, była Gryfonka czuła się coraz pewniej w towarzystwie. Odzywała się śmielej, wdawała w gorące dyskusje. W krótkim odstępie czasu została ulubienicą całej arystokratycznej śmietanki.

Byłemu Ślizgonowi to odpowiadało. Czuł dumę, gdy każdy zachwycał się i komplementował jego żonę. Jedynym, co go irytowało, było zainteresowanie płci przeciwnej.

Hermiona wzbudzała niezdrowe zainteresowanie wielu mężczyzn, co, jak szybko odkrył, doprowadzało go do szewskiej pasji. W tej chwili również została poproszona do tańca przez jakiegoś wysoko postawionego, przystojnego czarodzieja.

Draco dopił drinka i wstał z miejsca. Nie zamierzał jednak do niej podejść. O nie, wciąż pozostawał Ślizgonem z krwi i kości. Wiedział, co zamierza zrobić. Odnalazł szybko wzrokiem w tłumie swoją dawną miłość i podszedł do niej pewnym siebie krokiem, wyciągając zapraszająco rękę. Astoria roześmiała się perliście, idąc za nim na parkiet.

— Unikałeś mnie — powiedziała z wyrzutem, przysuwając się do niego. Draco z irytacją zrobił krok do tyłu, starając się zachować dystans. Zerkał na tańczącą nieopodal Hermionę, ignorując oburzenie Astorii, która najwyraźniej nie widziała braku jego zainteresowania. — Myślałam, że ta szlama cię zmusiła, byś zerwał ze mną.

Draco mruknął coś w odpowiedzi, nie słysząc nawet, co mówiła. W pewnym momencie uśmiechnął się drwiąco i w końcu na nią spojrzał. Przycisnął ją mocno do siebie, wpatrując się w jej piękną twarz. Dzieliły ich tylko centymetry.

— Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałabym prosić mojego męża na słówko — Hermiona stanęła obok nich, mierząc wściekle wzrokiem Astorię. Położyła nacisk na słowo męża i po chwili przeniosła spojrzenie na Draco. — Kochanie, możesz na chwilę?

— Oczywiście, najdroższa — Draco pokłonił głowę przed Astorią i ruszył za Hermioną. Wiedział, że jest wściekła. Właśnie tego oczekiwał i plan powiódł się doskonale. Chwycił jej nadgarstek i obrócił ją w swoją stronę, chwytając w talii. Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. Otworzyła delikatnie usta, by wyrazić swój sprzeciw, co Draco szybko wykorzystał, całując ją.

Naparł ciepłymi ustami na jej usta, wpijając się w nie namiętnie. Czuł, jak szatynka rozluźnia się, by po chwili znowu się spiąć i odsunąć od niego ze złością.

— Co ty wyprawiasz?! — syknęła.

— Całuję cię — odpowiedział obojętnie i znów ją przyciągnął. Teraz jednak była na to przygotowana. Odsunęła się szybko i pociągnęła z naburmuszoną miną do stołu, gdzie siedzieli jego rodzice. Draco wiedział, że zabawa się dla nich skończyła. Zwrócił się do rodziców, nim Hermiona zdążyła usiąść. — My z Hermioną już musimy was opuścić. Mamy jutro dużo do zrobienia.

Hermiona była zdziwiona, jednak nie zaprotestowała. Pożegnała się z teściami i udała za Draco do wyjścia.

Gdy wrócili do domu, szatynka automatycznie skierowała się w stronę sypialni, ale głos Draco zatrzymał ją.

— Napijesz się wina? — zaproponował.

Hermiona przyjrzała się mu w zastanowieniu i usiadła na puchatym fotelu.

— Wolę whisky — stwierdziła sucho. Draco uniósł brew i z uśmiechem wyjął z barku ciemną butelkę. Nalał trunku do dwóch szklanek z czego jedną podał Hermionie.

— Czyżbyś była zdenerwowana, żono? — zapytał prowokująco.

— Na pewno nie z twojego powodu, fretko — odpyskowała ze złością. — Ta sytuacja czasami mnie przerasta. Nie masz pojęcia, jak ciężko jest znosić twoje irytujące towarzystwo.

— Wydawało mi się może, ale chyba wcale nie jest tak źle — nachylił się w jej stronę, złączając ich spojrzenia. — Byłaś zazdrosna.

— Nieprawda — sarknęła i szybko opróżniła szklankę, odstawiając ją z łoskotem na stolik. — Jesteś zbyt zakochany w sobie, Malfoy. Pamiętaj, nie wszystko kręci się wokół twojej osoby.

— Nie tak szybko, bo się upijesz — mruknął karcąco. — Nie mam zamiaru cię zanosić do łóżka. Jesteś ciężka.

— Dobrze wiem ile mogę wypić, Malfoy. Nie musisz się zachowywać jak moja mama. Polej mi lepiej!

Draco zaśmiał się cicho i pokręcił głową. Ponownie napełnił jej szklankę gorzkim płynem. Hermiona, jakby chcąc udowodnić swoją niezależność, opróżniła ją na jednym wdechu. Posłała Malfoyowi wyzywające spojrzenie, starając się całą siłą woli nie skrzywić. Draco sarknął z rozbawieniem. Ledwie się powstrzymywał, by nie wybuchnąć śmiechem na widok jej miny.

— Mówiłeś, że jej nie dotkniesz! — warknęła nagle ze złością. Czuła, że jej język zaczyna się plątać, a myśli wypływać na zewnątrz. Nawet jeżeli później miała żałować, w tej chwili czuła, że odwaga napełniła całe jej ciało.

-—Tylko tańczyliśmy — Draco ze znudzeniem zakręcił płynem w szklance. Zerknął za dziewczynę z zamyśleniem. — Zresztą ty chyba robiłaś to samo.

— To było zupełnie co innego — zaprzeczyła natychmiast Hermiona z przejęciem i pochyliła się w jego stronę. — Kleiłeś się ze swoją byłą w samym środku salonu twoich rodziców!

Draco westchnął ciężko i usiadł obok niej. Dotknął ręką jej włosów, zawijając pojedynczy loczek na palec. Przez chwilę bawił się jak urzeczony jej włosami, by po chwili musnąć opuszkiem palca jej drżących, kusząco wyglądających ust.

— A więc jednak zazdrosna, co? — wymruczał, zbliżając się do jej twarzy. — A może specjalnie tak się uśmiechasz do innych na moich oczach, co?

— Tutaj cię boli, co? — szepnęła prosto w jego usta. — To ty jesteś zazdrosny. Nie możesz znieść tego, że w pobliżu kręci się inny mężczyzna niż ty.

Między nimi iskrzyło. Wzajemna prowokacja i alkohol zaczęły bardzo silnie na siebie oddziaływać. Hermiona miała wrażenie, że jej włosy unoszą się od nadmiaru silnych emocji.

— A jeżeli powiem, że tak? — zapytał cicho.

Pocałowała go. Nie panowała nad sobą. Zarzuciła mu ręce na ramiona i przyciągnęła mocniej do siebie. Draco z zadowoleniem ugryzł jej wargę, powodując ciche mruknięcie. Smakowali siebie, coraz bardziej się nakręcając. Każde chciało przejąć inicjatywę. Blondyn złapał Hermionę pod pośladkami, sadzając ją na swoich kolanach. Jego dłonie błądziły po jej plecach i brzuchu. Hermiona dyszała ciężko, jej paznokcie sunęły po karku Malfoya, zostawiając po sobie czerwone ślady. Poczuła, jak jego palce sprawnie rozpinają zamek jej sukienki, pnąc się leniwie do zapięcia jej stanika. Przez jej ciało przeszedł rozkoszny dreszcz, gdy zaczął się bawić z koronką zabezpieczającą.

— Draco, nie — przerwała mu, jakby nagle odzyskała trzeźwość umysłu i zeszła z jego kolan. W jego oczach widziała zawód i niezadowolenie. Odgarnął nerwowym ruchem grzywkę z oczu.

— O co chodzi? — wychrypiał.

— Nie mogę — wyznała poddenerwowana, starając się jednocześnie zapiąć sukienkę jedną ręką. Draco zirytował się i założył ręce za głowę. Na powrót stał się cyniczny. Przybrał na usta kwaśną minę.

— Skoro jesteś moją żoną, powinnaś wywiązywać się z małżeńskiego obowiązku — zadrwił. Hermiona spiorunowała go wzrokiem. Czuła, jakby wymierzył jej siarczysty policzek.

— Możesz sobie w dupę wsadzić małżeński obowiązek — warknęła rozeźlona.

— Nie preferuję takich przyjemności, skarbie — zmierzył ją chłodnym spojrzeniem, które Hermiona dzielnie zniosła.

Nie miała sił, by się z nim kłócić. Wyrzuciła z frustracją ręce w górę i wybiegła z pomieszczenia, z bólem ignorując jego drwiący śmiech.

***

Draco westchnął i zawahał się. Od pięciu minut stał pod drzwiami Hermiony, walcząc z samym sobą. To, co wczoraj się wydarzyło między nimi nie powinno mieć miejsca. Podobało mu się, owszem, ale po tym wszystkim Hermiona nie odzywała się do niego cały następny dzień. Unikała go, nie przyszła nic nawet zjeść. Normalnie by to zignorował, ale wiedział, że sam chciał naprawić ich stosunki.

Po kolejnych minutach wahania, w końcu zdecydował się z nią porozmawiać. To, co jej wczoraj powiedział, najwyraźniej było zbyt ostre. Nawet jak na niego. Otworzył drzwi, wchodząc bez pukania do środka.

— Granger, porozmawiajmy — powiedział na wydechu, szukając jej wzrokiem.

Zatrzymał się w półkroku i zaniemówił. Jego spojrzenie powędrowało od jej nagich, zgrabnych nóg, po brzuchu, przechodząc aż na piersi, odziane tylko w czarny, koronkowy staniczek. Miał wrażenie, że w pomieszczeniu jest bardzo duszno. Hermiona przywołała go do rzeczywistości krzykiem i zakryła się szybko kocem. Jej twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora.

— Naucz się pukać, kretynie! — wrzasnęła.

— Tak się składa, że jestem w tym całkiem niezły — uśmiechnął się drwiąco. Odchrząknął jednak, przypominając sobie po co tutaj przyszedł. Odwrócił wzrok, patrząc przez okno na zalany słońcem ogród. — Pogadajmy.

— Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać — odpowiedziała ze złością. — Możesz już wyjść.

— Granger... — westchnął, modląc się do Salazara, by zachować spokój. — Nie możesz choć przez chwilę...

— Nie — przerwała mu ostro. — Po prostu wyjdź.

— Jak chcesz — syknął. — Wychodzę. Wrócę późno. Idę na spotkanie z chłopakami. Baw się dobrze, żono.

I wyszedł, trzaskając drzwiami. Hermiona spojrzała za nim i potrzasnęła burzą brązowych loków. Widząc go, przypomniała sobie wszystko, co zaszło wczoraj. Jego oczy, drwiący uśmiech, ciepłe dłonie. Na samą myśl przeszły ją dreszcze. Nie potrafiła sobie wybaczyć tego, że to ona zapoczątkowała.

Dzień dłużył się jej niemiłosiernie. Krzątała się po domu, ogrodzie, czytała książki. Snuła się, Co chwilę zerkała w stronę drzwi, ale Draco nie wracał. Wiedziała, że wyszedł wściekły na nią. Było jej z tego powodu głupio.

Wieczorem usiadła w salonie, opatulona tylko w puchaty szlafrok. Czytała jedną ze swoich ulubionych mugolskich książek, którą kupił jej Draco, gdy byli na wspólnych zakupach. Mijały godziny, co chwilę przewijała kartki, ale jego wciąż nie było. Jej oczy powoli zaczynały się zamykać. Zegar w końcu wybił drugą w nocy.

Wstała z fotela, a gdy dotarła do schodów, drzwi za nią powoli otworzyły się. Do środka rezydencji wtoczył się Malfoy. Podparł się o ścianę i rozejrzał wokoło siebie. Gdy jego wzrok spoczął na Hermionie, zaśmiał się. Hermiona zagryzła wargi, Draco był pijany.

— Draco, nic ci nie jest? — zapytała łagodnie. Nie chciała tego pokazywać, ale przez cały ten czas martwiła się o niego. Wyszedł zdenerwowany, mógł zrobić coś głupiego. Jego krawat był przekrzywiony, koszula pognieciona. Podszedł do niej krzywym krokiem i złapał za loczki, nawijając je sobie na palce. — Jesteś pijany.

— Nie prawda — zamruczał. Dotknął delikatnie jej policzka, głaszcząc go czule. Cały czas patrzył jej w oczy z wesołym uśmiechem. — Moja żona jest taka piękna. I słodka. Granger, dlaczego ty musisz być tak cholernie urocza?!

— Chodź, zaprowadzę cię do łóżka — złapała go delikatnie za rękę. Mimo że wiedziała, że jest pijany, miło połechtał jej uczucia. — Źle się czujesz? Przynieść ci coś?

— Nie chcę iść do łóżka. Chyba, że pójdziesz tam ze mną — znowu zaśmiał się. Hermiona chciała go pociągnąć na schody, ale skończyło się tak, że to on pociągnął ją tak mocno, że wpadła wprost na niego. Oboje zachwiali się. Draco oparł swoje czoło o jej czoło. — Jesteś moja, Granger.

Hermiona przymknęła powieki, gdy ją pocałował. Smakował alkoholem, ale w tej chwili jej to nie przeszkadzało. Jego pełne usta przyjemnie pieściły jej głodne pocałunków wargi. Ich ciała splotły się ze sobą w namiętnym uścisku. Chłodne dłonie Draco zawędrowały niebezpiecznie pod jej szlafroczek, wyczuwając satynową koszulkę. Jęknął jej prosto w usta, a ona odsunęła się ze strachem. Nie wiedziała, czego chce. Drżała.

— Nie, Draco, proszę... — odtrąciła jego dłonie. Jej ciało miało ochotę zaprotestować, ale była silniejsza. — Powinieneś iść spać. Poza tym, skoro tak bardzo tego potrzebujesz, idź do Astorii. Chociaż może od niej wracasz, prawda?

— Prowokujesz mnie, to wszystko twoja wina — syknął i ponownie złączył ich wargi, delikatnie je ssąc. — Jesteś cholerną prowokatorką. I nie, nie chcę Greengrass. Jesteś tysiąc razy lepsza od niej, Granger. Ona nie dorównuje ci do pięt.

Hermiona zamrugała kilkukrotnie, gdy jego ciało osunęło się na nią. Draco zasnął, a ona jak spetryfikowana stała, ledwie trzymając się na nogach. Nie chcąc nikogo budzić, wtargała go po schodach. Następnie położyła go do łóżka, zdejmując z niego ostrożnie ubranie. Całą siłą woli powstrzymała się, by nie patrzeć na wyrzeźbiony brzuch. Przykryła go kocem i odgarnęła blond kosmyki z oczu, uśmiechając się do niego delikatnie.

— Jesteś szalony, Malfoy — pochyliła się i pocałowała go w czoło.

***

Hermiona obudziła się z dobrym humorem. Słońce ledwie wyszło zza horyzontu, gdy usiadła na tarasie z herbatą i kocem w ręku. Uwielbiała obserwować wschód słońca. W tym miejscu, tuż nad jeziorem, wydawał się jeszcze piękniejszy.

— Całkiem niezły widok — Hermiona podskoczyła i gwałtownie odwróciła się za siebie. Draco opierał się o drzwi, trzymając w rękach kawę. Wyglądał lepiej niż wczoraj w nocy.

— Jak się czujesz? — zapytała cicho. — Mam nadzieję, że w końcu kara cię dopadła.

— Jestem jak młody bóg — puścił jej oczko. — A poza tym, dzięki. Chyba było ciężko. Nie chcę wiedzieć, co stało się z Zabinim. Ostatnie co pamiętam, to to, że chciał zrobić maczetę z żyrandola.

Hermiona podkręciła głową z przerażeniem, ale roześmiała się.

— Robisz sobie dzisiaj wolne? — zapytała nieśmiało.

— Mam masę roboty. — Draco westchnął z udręczeniem. — Muszę wypełnić kilkadziesiąt papierów, przejrzeć parę umów, sprawdzić wiarygodność. A to wszystko na jutro, także nie ma opcji.

— Może... —zawahała się i wygięła nerwowo palce. — mogłabym ci z tym pomóc?

Draco przyjrzał się jej z zaskoczeniem. Wyglądał, jakby rozważał jej propozycję, po czym wzruszył ramionami.

— Skoro chcesz.

Hermiona z zadowoleniem i dziwną fascynacją usiadła przy jego biurku. Mimo iż mieszkali tutaj już od dłuższego czasu, nie miała możliwości przebywania w jego gabinecie. Draco był bardzo oddany pracy i dokładny w tym, co robi. Widziała nie raz, jak spędzał całe noce nad papierami.

— Jesteś pewna, że chcesz to robić? — zapytał, wchodząc do gabinetu. Uniósł brwi, gdy zobaczył że szatynka siedzi na jego fotelu i przegląda pierwsze akta.

— Oczywiście, już wiem jak się za to zabrać. Skończę to w ciągu piętnastu minut.

Draco uśmiechnął się do siebie i przysunął wolne krzesło, pogrążając się w pracy. Pracowało się im wspólnie bardzo dobrze. Hermiona bez problemu radziła sobie z tym, co przekazał jej Draco. We dwoje zdołali większość materiału przerobić w kilka godzin. Gdyby Malfoy został z tym sam, nie wyrobiłby się do rana. Z dziwną fascynacją obserwował, jak Hermiona pochyla się nad umową, uważnie ją studiując. Jak zagryza końcówkę pióra i marszczy nosek, wpisując coś w rubryczce eleganckim pismem. Wydawała się wtedy jeszcze bardziej urocza.

— Co powiesz na piknik dzisiaj wieczorem, gdy skończymy? — zapytał nagle. Hermiona oderwała się od pracy i spojrzała na niego z roztargnieniem.

— Piknik? — zapytała głupio. — Taki z kocem, jedzeniem i gwiazdami?

— Mogę dorzucić coś do picia.

Była Gryfonka wzruszyła ramionami. Na jej usta mimowolnie cisnął się uśmieszek. Nie mogła się doczekać, aż cała ta sterta zniknie z polerowanego biurka.

*

Wieczorem usiadła na kocyku w kratkę, czekając na Draco. Księżyc w pełni magicznie oświetlał malutką polankę przy jeziorze. Miejsce było osłonięte z każdej strony, co nadawało mu uroku oraz intymności. Wzięła ze sobą jedzenie, wino oraz świeczki i wpatrzyła się z zadumą w gładką taflę wody. Mimowolnie zwinęła się w kłębek, cicho wzdychając.

W jej głowie powstał widok uśmiechniętej buzi Rona, mówiącej że wciąż ją kocha. Rudzielec był jej miłością od kilku lat, przynajmniej tak jej się wydawało. Była w stanie poświęcić dla niego wszystko. Przez te dwa miesiące wszystko zdążyło się jednak pozmieniać. Chcąc nie chcąc, w jej życiu pojawił się nieznośny blondyn.

Tak, zdecydowanie niebiańsko przystojny blondyn o stalowych oczach i boskim uśmiechu ostatnimi czasy zaprzątał jej myśli. Automatycznie wracała do wspomnień, gdzie całował ją do utraty tchu, patrzył w jej oczy, żartował.

Z początku go nienawidziła. Nie miała ochoty żyć, myślała, że jej życie straciło sens. Z każdym dniem wszystko jednak zaczęło nabierać barw. Zaczęli ze sobą rozmawiać, wygłupiać się, spędzać wspólnie czas. Po prostu zaakceptowali sytuację, w której się znajdowali, a Hermiona mogła cicho przyznać, że jej się spodobało.

Draco Malfoy wydawał się inny. Był inteligentny, wesoły, ale wciąż posiadał w sobie typowo Ślizgońskie charaktery. Był cyniczny, pewny siebie, ale zarazem cholernie seksowny. Zupełne przeciwieństwo kochanego i czułego Rona.

Przez to wszystko Hermiona miała wrażenie, że ma mętlik w głowie. Nie potrafiła ułożyć swoich myśli, ani uczuć. Kim dla siebie są? Dlaczego za każdym razem na jego widok jej serce szaleje, a usta się śmieją? Dlaczego każdy pocałunek wywołuje masę emocji, których nigdy wcześniej nie zaznała?

Miała ochotę płakać i krzyczeć jednocześnie. Rwać sobie włosy z głowy. Gdy niemal zaczęła to robić, usłyszała obok ciche westchnięcie. Spojrzała na Draco, na jego postać oświetloną przez księżyc, a jej serce znów przyspieszyło.

Blondyn usiadł obok, nie mówiąc nic przez kilka minut. Po chwili ponownie westchnął i dotknął delikatnie jej policzka.

— Nie do twarzy ci z taką miną, Granger. Siedzisz tutaj jak na skazaniu — zadrwił, przesuwając palec do jej ust. — Coś się stało?

— Bardzo dużo się stało — wypaliła i spojrzała w jego oczy. Emocje ją rozsadzały. — Nie wiem, co się ze mną dzieje, Malfoy. W moim życiu od kilku miesięcy przechodzi tornado uczuć i emocji. Zostałam zmuszona do małżeństwa, dowiedziałam się o swoim pochodzeniu po siedemnastu latach, poza tym, czuję się samotna. Odizolowana od przyjaciół i rodziny, której mogę się zwierzyć. Moje życie całkowicie się zmieniło, Draco. Jak mogę być szczęśliwa?

— Myślałem... nieważne — mruknął, a jego mina uległa zmianie. — Nie ważne, ile byś tutaj siedziała, prawda? Ty zawsze będziesz chciała tamtego życia.

— Tęsknię za przyjaciółmi... — zakwiliła.

— Nie. Tęsknisz za Weasleyem — odpowiedział jej warknięciem. Mimowolnie zacisnął dłonie w pięści. — To nie jest tylko przyjaciel, co?

— Kochałam go — odpowiedziała buntowniczo, wpatrując się w jego oczy. Czuła, że jej żołądek przewraca się nerwowo.

— Nie pozwolę na to, by ten zdrajca krwi cię dotykał, rozumiesz? — Draco powoli tracił nadzieję, oraz opanowanie. — Teraz jesteś moją żoną, ja też musiałem z czegoś zrezygnować i...

— A jeżeli ja wcale nie chcę, żeby Ron mnie dotykał? — Hermiona podniosła głos, po czym zagryzła szybko wargi ze strachem, przeklinając swoją głupotę. Draco przyjrzał się jej dziwnie. — Co jeżeli w moim życiu coś całkowicie się zmieniło? Jeżeli myślę zupełnie o kimś, kto jest dla mnie niedostępny na swój sposób?

Hermiona przygryzała boleśnie wargi, ciężko oddychając. Przymknęła powieki nerwowo. Nie liczyła na żadną odpowiedź z jego strony. Przecież Draco Malfoy nie odwzajemniał tego, co ona poczuła przez ten czas. Była naiwna.

Draco przysunął się do niej bliżej, biorąc ostrożnie jej twarz w dłonie. Opuszkami kciuków gładził jej policzki, jednocześnie nie mogąc oderwać wzroku od intensywnie brązowych oczu. Walczył z tym, co od jakiegoś czasu się z nim działo. Gdy uzyskał w jej spojrzeniu nieme pozwolenie, wpił się w jej wargi. Całował ją powoli, ale czule, jak by chciał scałować wszystkie jej emocje, słowa i myśli. Z każdą sekundą pocałunek robił się namiętniejszy. Przewrócił ją na plecy, pochylając się nad nią. Co chwilę odrywał się od niej, by móc spojrzeć w oczy, po czym wracał do pocałunków.

Jego usta pieściły jej policzki, nosek, brodę. Hermiona dyszała ciężko, wbijając mu paznokcie w plecy. W końcu objęła go nogami w pasie, przyciągając do siebie mocno. Czuła, jakby dopełniali się niczym puzzle.

— Draco... — szeptała jego imię, jednocześnie rozpinając guziki koszuli. Po chwili zdjęła ją, dotykając opuszkami palców umięśnionej klatki piersiowej. Nie potrafiła oderwać od niej wzroku.

Chwyciła w swoje dłonie, dłonie Draco, prowadząc go do rąbka swojej koszulki. Draco spojrzał na nią niepewnie, ale widząc pragnienie w jej oczach, szybko pozbył się górnej części garderoby. Niemal z uwielbieniem zaczął całować jej brzuch oraz piersi. Czuł, że szatynka robi się gorąca i drży pod jego dotykiem.

Nie minęło pięć minut, a oboje byli bez ubrań. Błądzili po swoich ciałach dłońmi oraz ustami, badając się wzajemnie. Ledwie łapali oddech między łapczywymi pocałunkami. Co chwilę dominował ktoś inny. Hermiona chciała ciągle więcej, więc Draco jej to dał. Sapnęła z rozkoszy, czując go każdą częścią ciała w sobie i pocałowała mocno, uśmiechając się z zadowoleniem. Ich ciała plątały się, stwarzały jedność. Lepkie od potu, drżały z podniecenia.

— Slytherinie... — wyszeptał jej do ucha. — Co ty ze mną zrobiłaś.

Hermiona usiadła na nim okrakiem, patrząc z góry na zadowoloną, przystojną twarz. Pocałowała go raz jeszcze, włączając ich języki w ruch. Dominowała.

— Nie chcesz chyba powiedzieć, że Draco Malfoy, główny casanova Hogwartu się męczy? — zadrwiła, umieszczając jego dłonie na swoich piersiach. Brązowe oczy świeciły z pożądania, gdy patrzyła na jego kpiący uśmiech. — Słyszałam więcej o twoich zdolnościach. Chyba były przesadzone.

— Chciałem zachować je na kolejny raz, ale skoro moja pani sobie tego życzy...

Hermiona pisnęła, gdy Draco bez większego wysiłku podniósł ją do góry, ponownie zaczynając całować. Jej śmiech roznosił się echem dookoła, gdy wniósł ją do jeziora, kontynuując gorące igraszki.

***

Była Gryfonka obudziła się i ziewnęła przeciągle. Spojrzała na blondyna śpiącego obok i uśmiechnęła się czule. Z piekącymi policzkami wspominała ich długie, rozszalałe zabawy. Nie miała pojęcia o której godzinie wylądowali w łóżku, ale czuła się cała obolała. Wtuliła się w jego nagą pierś, słuchając spokojnego bicia serca.

— Obudziłaś się? — Draco pogłaskał ją po włosach sennie, na co skinęła głową. Blondyn szybko zmienił pozycję, mając szatynkę pod sobą. W jego oczach znowu paliła się żądza. Pocałował ją długo i żarliwie. — Zaraz załatwię śniadanie.

— Możemy zjeść w łóżku? — jęknęła. — Nie mam siły wstać.

Draco roześmiał się i cmokał ją w nos.

— Chyba jednak moje zdolności wcale nie były takie złe — prychnął i wtulił się w zagłębie między jej piersiami. Hermiona roześmiała się.

Zjedli wspólnie śniadanie w łóżku, po czym Draco wstał i ubrał się. Spojrzał na swoją żonę z szczerym uśmiechem.

— Jeżeli chcesz, to odpocznij. Mam dzisiaj sporo do załatwienia. Zobaczymy się później — pocałował ją szybko w usta, po czym puścił oczko i wyszedł zająć się swoimi sprawami.

Hermiona westchnęła i rozciągnęła się. Z uśmiechem zaczęła również się ubierać. Nie mogła przecież stracić tak pięknego dnia!

Przez większość czasu pomagała Gregorowi w ogrodzie, czytała, albo spacerowała nad brzegiem jeziora. Żałowała, że Draco nie może jej towarzyszyć. Nie było go w gabinecie, co oznaczało że musiał pojawić się w biurze. Najwidoczniej również o niej myślał, bo z rana dostała piękny bukiet czerwonych róż, później książkę, a następnie prześliczny łańcuszek.

Rozsiadła się w altance, czytając nową książkę, gdy usłyszała wesołe śmiechy. Przywitała się uśmiechem z Teodorem oraz Blaise'em i odwzajemniła słodki buziak Malfoya. Blondyn wręczył jej jeszcze jedną różę i usiadł obok, obejmując ją. Teodor zagwizdał, a Blaise zaklaskał.

— Jesteście coraz bardziej uroczy. Hermiono, co ty zrobiłaś z naszym Draco? On promienieje! Płonie niczym pochodnia!

Hermiona zarumieniła się i ścisnęła czule dłoń męża. Przez całą wizytę przyjaciół był kochany, nie wstydził się pokazywać swojej ciepłej odsłony, co bardzo jej się podobało. Jego spokój i opanowanie przerwała jednak wizyta nieproszonego gościa. Hermiona wciągnęła powietrze, gdy przed nimi stanął Ronald Weasley.

— Ron? Co cię sprowadza? — zapytała zaskoczona Hermiona. Czuła, że Draco drgnął nerwowo.

— Chciałbym z tobą porozmawiać. Na osobności — posłał Malfoyowi zimne spojrzenie. Hermiona spojrzała na Draco niepewnie, ale ten wzruszył ramionami i wstał, nawet na nią nie patrząc.

— Gdybyś czegoś potrzebowała, będziemy w moim gabinecie — chciał odejść, ale zatrzymał się na przeciwko Rona, mierząc go pogardliwym spojrzeniem. Zbliżył się tak, żeby tylko on mógł go usłyszeć. — Jeżeli ją dotkniesz, zabiję cię, rozumiesz?

Hermiona z niepokojem obserwowała, jak Draco oddala się z przyjaciółmi. Odetchnęła cicho, gdy zniknęli z pola widzenia i uśmiechnęła się do przyjaciela.

— Przejdźmy się, znam miejsce, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać.

Zaprowadziła go na kamienną ławkę, której nie było widać z rezydencji i uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco.

— Co się stało, że odwiedzasz mnie tak niespodziewanie?

— Znalazłem sposób — wyrzucił z siebie szybko i złapał za jej filigranowe dłonie. — Wiem już, jak ci pomóc, Hermiona. Wiem, co zrobić żebyśmy znowu mogli być razem. Wiem, jak zdobyć możliwość rozwodu.

— C...co masz na myśli? — zapytała niepewnie. W jej głowie niebezpiecznie zawirowało.

— Poczytałem trochę i dowiedziałem się, że jednym z powodów zerwania waszej więzi, może być zdrada — uśmiechnął się drwiąco. — Malfoy nie był wierny. Spotkałem Greengrass. Podobno spali ze sobą.

Hermiona zesztywniała. Jej warga zadrżała, a serce zabolało. Czy Draco widywał się ze swoją starą miłością? Okłamywał ją przez cały ten czas?

— Ja... Ja nie wiem — wydukała ze strachem. — Astoria mogła kłamać, poza tym, boję się. Co powiedzą rodzice? Ron, myślę że to nie jest dobry sposób. Ja nie chcę...

— Ciii, spokojnie, kochanie — Ron zbliżył się do niej i położył palec na jej ustach. — Żeby doszło na sto procent do rozwodu, ty też możesz go zdradzić. Jestem tutaj, nie bój się. Zobaczysz, znowu będziemy szczęśliwi...

Hermiony serce biło jak oszalałe. Rudzielec zaczął się do niej zbliżać, a ona automatycznie przymknęła powieki, czekając na to, co się wydarzy. Jak na złość, w ciemności widziała tylko kpiący uśmiech pewnego blondyna, który tak uwielbiała...

***

Draco siedział znudzony nad dokumentami, patrząc co chwilę na zegarek. Miał nadzieję, że Hermiona zaczeka na niego z obiadem. Uśmiechnął się na samą myśl, że będzie na niego fukała, że znowu czekała głodna. Jak zwykle wynagrodzi jej to z nawiązką.

Chciał wstać z fotela, gdy przez okno wleciała czarna sowa, upuszczając wprost na jego dłonie grubą kopertę. Otworzył ją, a po chwili cisnął na podłogę z wściekłością. Złapał twarz w dłonie z przerażeniem i smutkiem, po czym uderzył pięścią w ścianę, wychodząc z rozmachem z gabinetu.

Wpadł do salonu niczym burza. Hermiona uśmiechnęła się na jego widok.

— Myślałam, że znowu będę musiała na ciebie czekać. No proszę, jednak potrafisz być od czasu do czasu punktualny — zadrwiła, ale jej mina uległa zmianie, gdy zobaczyła z jaką złością na nią patrzy.

— Może mi to wytłumaczysz? — rzucił na stolik przed nią dokumenty rozwodowe. Hermiona wzięła je drżącymi dłońmi, cała blada.

— Co... Co to jest?

— Papiery rozwodowe, o które tyle czasu najwyraźniej walczyłaś — prychnął ze złością. — Cofasz się w rozwoju, czy jak?

— Ale ja... — mamrotała. Do jej oczu napłynęły łzy, język się plątał. — Ja nie... naprawdę...

— Nie wysilaj się, Granger. O wszystkim już wiem. Weasley naprawdę musi cię kochać. Ty chyba również, skoro te śmieci znalazły się na moim biurku.

— Draco, ale ja nie wiem jak... Ja nic...

— Nie wysilaj się. To już nie jest ważne. Wiem, w jaki sposób to zrobiłaś. A ja głupi myślałem, że jest lepiej... że my...

W Hermionie się zagotowało. Jak śmiał wszystkim ją obarczać?! Nie była niczemu winna!

— To nie w porządku! — krzyknęła. Z jej oczu popłynęły kaskadami łzy. — Wiesz co?! Myślałam, że się zmieniłeś! Myślałam, że jest między nami coś... coś wyjątkowego. Myślałam, że... mnie kochasz — ostatnie słowo ledwie przeszło przez jej gardło. — Ale myliłam się. Przez cały czas mydliłeś mi oczy. Zdradzałeś z Astorią. Wciąż jesteś kłamcą i tchórzem, Malfoy. Mam tego dość.

Hermiona ruszyła w stronę drzwi, ale Draco mocno chwycił jej nadgarstek, odwracając w swoją stronę. Hermiona nie potrafiła patrzeć dłużej w jego oczy. Oczy, które pokochała.

— Nie odchodź, Granger... — szepnął z bólem. Hermionie po policzkach popłynęły kolejne łzy.

— Więc nie pozwól mi odejść...

Draco przyciągnął ją do siebie, mocno przytulając. Hermiona szlochała głośno w jego ramionach, obejmując go tak, jakby miał zaraz odejść. Malfoy odsunął ją po chwili delikatnie i patrząc głęboko w oczy, pocałował czule.

— Nie zdradziłem cię z Astorią. Nie licząc sytuacji, o której wiesz — szepnął gorączkowo. — Nawet się do niej nie zbliżyłem, gdy powiedziałaś, że nie chcesz tego. Niczego więcej nie ukrywam, przysięgam. Wiem, że masz powód, by mnie zostawić, ale wiedziałaś o wszystkim od samego początku...

— Ja również nie zdradziłam cię z Ronem — powiedziała na wydechu. — Nie pozwoliłam, by mnie pocałował. I nie wiedziałam, że przyśle te papiery. Uwierz mi.

Hermiona obserwowała, jak ciało Draco ogarnia ulga. Przygarnął ją z powrotem do siebie.

— Przepraszam — wyszeptał w jej włosy. — Nie powinienem tak reagować, jednak... byłem przerażony. Myślałem, że chcesz mnie zostawić, a tego bym nie zniósł. Pokochałem cię, Granger. Pokochałem każdą twoją część. Nie wyobrażam sobie, by teraz miało cię zabraknąć.

— Nie mówisz jak Draco Malfoy — zachlipała i uśmiechnęła się przez łzy. — Ale to urocze. Potrafisz mieć wrażliwą stronę, zarezerwowaną dla mnie.

— Nim wyniosę cię stąd do łóżka, chciałbym zapytać, czy chciałabyś odnowić ze mną więź.

— Odnowić? — zapytała zaskoczona, gdy Draco podniósł ją na rękach do góry.

— Tak. Weźmy ślub raz jeszcze. Po naszemu, tak jak być powinno.

— Zgoda — odpowiedziała, ale reszta słów została zatopiona w pocałunku. Hermiona śmiała się, gdy Draco Malfoy rzucił ją na łóżko, pozbywając się niemal od razu całej swojej garderoby...

***

— Hermionko?

— Mama? Tata? — zapytała głupio, gdy jej rodzice weszli do jasnego pokoju. Właśnie przed chwilą skończyła przyglądać się z zachwytem swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądała niczym prawdziwa księżniczka w śnieżnobiałej sukni ślubnej.

— Przepraszamy, że nas nie było, gdy potrzebowałaś nas najbardziej. Nie mogliśmy sobie tego wybaczyć. To było trudne...

— Rozumiem — Hermiona westchnęła ciężko i spojrzała na swoją obrączkę ślubną. Z początku nie miała ochoty widzieć rodziców po tym, co jej zrobili. Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze, więc jej emocje również opadły. — Wybaczam wam, bo was kocham. Każdy z nas popełnia błędy, gubi się. Obiecajcie mi jednak, że już się nie rozstaniemy.

— Obiecujemy — rodzice Hermiony przytulili ją do siebie mocno.

— Wyglądasz przepięknie, córeczko — powiedział czule jej ojciec. — Draco nie będzie mógł oderwać od ciebie wzroku. Cieszę się, że odnaleźliście w sobie miłość.

Draco... Hermiona uśmiechnęła się ciepło na samą myśl o nim. Odkąd postanowili odnowić więź po swojemu, postarał się o wszystko. Ceremonia ani wesele nie miało prawa się nie udać. Wszystko miał pod ścisłą kontrolą. Była otoczona ludźmi, których kocha.

Usłyszała pierwsze dźwięki marsza weselnego i złapała ojca pod ramię. Wyszli powoli z pokoju, kierując się w stronę ołtarza, gdzie czekał na nią jej mąż. Jak zwykle prezentował się niczym młody bóg.

Ich spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęli się do siebie z miłością i Hermiona już wiedziała, że to będzie najlepszy dzień jej życia. W tej chwili nie mogła się tylko doczekać, aż trafi ponownie w jego ramiona. Tęskniła do nich każdego dnia, gdy się chociaż na chwilę rozstawali. Draco stał się jej domem, jej azylem. Z nim czuła się spełniona i szczęśliwa. I mimo, że potrafił być okropny i to z wzajemnością, to wiedziała, że nigdy jej nie zostawi. Należeli do siebie, a już za chwilę mieli tą więź umocnić. Niczego nie była pewna tak bardzo, jak tego, że chciała pozostać z nim na wieki.

Nawet jeżeli mieliby zostać zmuszeni zaklęciem, oni i tak zawsze odnajdą siebie w ciemności. Bo nic nie było w stanie zmienić ich uczuć. Nawet oni sami. 

________________________

Witajcie, kochani ♥

Dawno się nie widzieliśmy, ale wróciłam do Was z chyba najdłuższą miniaturką, jaką kiedykolwiek napisałam! 

Właściwie, wiele się działo w ostatnim czasie, nawet nie wiem, co napisać. Pochwalę się tylko, że miałam okazję spotkać się z moją kochaną _Mece_ oraz z _Tyska_♥ Dziękuję Wam raz jeszcze, że mnie przygarnęłyście 😂. Mimo, że dzieli nas cała Polska, udało nam się spotkać i jestem meeeega szczęśliwa!

No cóż, do następnego!
Kocham, Ayaka ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro