Miniaturka 4. Miłość wieczną jest
Po opustoszałych, oświetlonych wyłącznie przez pochodnie, korytarzach Hogwartu przechadzała się powoli dwójka Prefektów Naczelnych, odbywająca wspólnie nocny patrol. Pomiędzy nimi panowała cisza, aczkolwiek atmosfera wydawała się niesamowicie swobodna, niezakłócona żadnymi negatywnymi, ciężkimi emocjami, jak zazwyczaj bywało między nimi.
Draco Malfoy zerkał z ukosa na swoją towarzyszkę, marszcząc brwi. Minęło sporo czasu, odkąd ich relacje uległy całkowitej poprawie, a wzajemne towarzystwo nie było przesiąknięte niechęcią. Ostatni rok wiele zmienił w ich znajomości. Było to dla nich prawdziwym wyzwaniem po latach wzajemnej nienawiści, a ich relacje w tym momencie można było nazwać przyjaznymi. Już jakiś czas temu oboje zdecydowali się wybaczyć sobie dawne spory, chcąc zacząć wszystko z czystą kartą. W końcu, jak utrzymywali, nie byli już dziećmi.
Ślizgon westchnął cicho, powracając myślami do dnia, gdy wszystko zaczęło się zmieniać, a Hermiona Granger stała się kimś wyjątkowym w jego życiu. W czeluściach swojego umysłu usłyszał rechot Zabiniego, jakby ten stał obok niego...
— Nie mogę uwierzyć, że mam pełnić funkcję Prefekta Naczelnego wraz z tą wariatką! — wrzasnął, spoglądając na swoich przyjaciół siedzących naprzeciwko niego w przedziale Ślizgonów. — Ta stara wiedźma mnie nienawidzi! Zrobiła to specjalnie!
— Nie przesadzaj, Draco — ziewnął Blaise ze znudzeniem, próbując otworzyć żelki w kształcie ślimaków. — Księżniczka Gryffindoru weźmie cię pod swój obcas, a ty będziesz jedynie pełnił funkcję wyglądową.
— Nie ma opcji, żeby ta brudna szlama mi rozkazywała — syknął, a Teodor Nott zacmokał złośliwie językiem. Draco przeniósł na niego nerwowe spojrzenie, ale ten nie wyglądał na przejętego.
— Chyba ustaliliśmy, że w ramach protestu przeciwko reżimowi naszych starych nie będziemy już używać takiego wulgarnego słownictwa — zakpił i posłał mu wyjątkowo ślizgoński uśmiech. — Zawsze byłeś wyjątkowo gówniany w jakichkolwiek ustaleniach.
— Spierdalaj, Teodor — odpowiedział, pokazując w stronę przyjaciela środkowy palec, na co ten zachichotał. — Mam w dupie to pierdolone spotkanie prefektów. Nigdzie się stąd nie ruszam, nawet jeżeli McGonagall osobiście przyjdzie mnie błagać na swoich pomarszczonych kolanach.
— Och, prawdziwy z ciebie buntownik, Malfoy.
Draco odwrócił się gwałtownie w stronę wejścia, w którym stała Hermiona Granger, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek. Zamrugał kilkukrotnie, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę ona. Szatynka ani trochę nie przypominała siebie z zeszłego roku. Jej krzaczaste włosy wydawały się ujarzmione, zęby proste, a ubrania pod zarzuconą szkolną szatą nie wisiały na niej jak worek po ziemniakach. Poza tym wydawała się wyjątkowo pewna siebie, mimo że tym razem nie otaczali jej wiecznie przyklejeni do jej pleców głupawi Gryfoni.
— Czego chcesz, Granger? Gdzie się podziali twoi tępawi kumple? Czyżby dysfunkcyjne trio przechodziło przez jakieś poważne problemy? — wykrztusił w końcu z siebie, siląc się na pełen pogardy uśmiech.
— Nie przyszedłeś na spotkanie prefektów, więc profesor McGonagall poleciła cię znaleźć — odpowiedziała spokojnie, ignorując jego zaczepkę. — Mamy wspólnie patrolować cały pociąg, a następnie przypilnować, by wszyscy dotarli bezpiecznie do zamku. Mam nadzieję, że poradzisz sobie z tak trudnym zadaniem.
Nie czekając na jego odpowiedź, po prostu wyszła. Draco odetchnął cicho, po czym wstał z miejsca i wyszedł bez słowa za nią, ignorując śmiejących się z niego przyjaciół. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie dadzą mu spokoju przez kilka następnych tygodni.
Dogonił Hermionę i nie patrząc na nią, zrównał z nią krok. Patrolowali wspólnie pociąg, nie odzywając się do siebie nawet najkrótszym słowem. Malfoy jednak co jakiś czas spoglądał w jej kierunku, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę ona. Wspólny rok jako Prefekci Naczelni nagle wydał mu się o wiele ciekawszy.
Ich pierwsze spotkanie nie należało do udanych i kolejne również takie nie były. Między nimi padały często ostre jak brzytwa słowa oraz wyzwiska.
— Byłoby miło, gdybyś w końcu przestał olewać swoje pieprzone obowiązki i zaczął mi pomagać, a nie korzystać jedynie ze swojej nowo nabytej władzy! — krzyknęła Hermiona, uderzając opasłym tomem Historii Hogwartu o stół Slytherinu w Wielkiej Sali. — Jesteś ignorantem, egoistą oraz leniem! Powinnam zgłosić cię do McGonagall już dawno temu!
Uczniowie siedzący nieopodal podskoczyli i posłali jej niechętne spojrzenie, pełne pogardy. Gryfonka jednak pozostała niewzruszona.
— Oboje dobrze wiemy, że robiłaś to już niejednokrotnie, ale stara ropucha cię zignorowała — Draco przewrócił oczami, po czym wstał i nachylił się w jej kierunku. — Przestań się zachowywać jak nadgorliwa wariatka, Granger! Jedyne, co robisz, to biegasz za tymi biednymi pierwszakami i prześladujesz ich bardziej od tego śmierdzącego charłaka! Nawet masz swojego kota!
— Jesteś największym dupkiem, jakiego poznałam!
Minęło kilka miesięcy, nim wywiązała się między nimi nić porozumienia oraz odkryli, że potrafią wymienić ze sobą coś więcej niż złośliwości...
Draco przemierzał korytarze zamku, rozglądając się ze znudzeniem na boki. Podczas wieczornych patroli zazwyczaj niewiele się działo, a on pogrążał się w niepokojących myślach. W pewnym momencie z impetem wpadł na lewitującą na środku korytarza górę książek. Nie musiał zgadywać, kto się za nią ukrywa. Automatycznie chwycił Hermionę w pasie, by nie upadła, a sam wywrócił oczami z delikatnym rozbawieniem. Od jakiegoś czasu wpadała na niego wyjątkowo często.
— Patrz, jak łazisz, Granger! — warknął Ślizgon, po czym odetchnął i zabrał książki z jej rąk. — Spóźniłaś się na patrol. Powinienem to zgłosić w raporcie dla McGonagall?
— Wybacz, Malfoy. Nie widziałam cię — wymamrotała, odrobinę skruszona. — Byłam w...
— Bibliotece — dokończył za nią, uśmiechając się drwiąco.
Jej policzki zabarwiły się na różowo, gdy zerknęła nieśmiało na blondyna idącego obok niej. Niósł jej książki jak gdyby nigdy nic, nawet na nią nie patrząc, więc skupiła się na jego bladej twarzy. Był przystojny. Rysy jego szczęki były dokładnie wyrzeźbione, uśmiech czarujący, a oczy błyszczące. Opadająca na czoło platynowa grzywka jedynie dodawała mu charakteru. Mimo to jego wygląd nie wynagradzał złośliwego i podłego zachowania względem niej. Jednak od jakiegoś czasu wydawał się zupełnie inny...
— Zmieniłeś się — szepnęła cicho, a Draco obrócił głowę, przyglądając się jej z zaskoczeniem. Przez chwilę wpatrywał się w jej zarumienioną twarz w oszołomieniu, po czym wybuchnął głośnym śmiechem. Gdyby miał wolną rękę, otarłby łzę rozbawienia z policzka.
— Jesteś strasznie łatwowierna, Granger — prychnął kpiąco. — Wystarczyło parę razy pojawić się podczas patrolu i przypilnować pierwszorocznych, a ty od razu się nabierasz.
Serce Hermiony zatrzymało się na krótką chwilę. Szatynka uśmiechnęła się krzywo i odwróciła głowę w drugą stronę. Jej policzki ponownie pokryły się rumieńcami wstydu. Ślizgon, widząc jej reakcję, uśmiechnął się drwiąco pod nosem.
— To irytujące, że prawie codziennie muszę łazić z tobą na te cholernie męczące patrole — westchnął teatralnie. — Niestety, ale nie uda mi się uciec od tego mało interesującego zajęcia. Wierz mi, próbuję od ponad pół roku.
— Przykro mi — burknęła w odpowiedzi. — Na szczęście do końca roku nie zostało wiele czasu, więc później prawdopodobnie nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
— Zanim to jednak nastąpi, miną długie miesiące. Myślę, że dobrym sposobem na ten czas będzie zawieszenie różdżek na znak pokoju. Przynajmniej do końca roku szkolnego — dodał szybko, gdy Gryfonka przekręciła głowę w jego stronę zaskoczona. — Co ty na to, Granger?
— Czemu nie? — wzruszyła ramionami, nieświadomie kiwając głową. Nie mogła uwierzyć, że ta propozycja opuściła usta Draco Malfoya.
Chłopak uśmiechnął się do niej w wyjątkowo ślizgoński sposób, przez co jej serce zadrżało, a krew pod skórą zawrzała, delikatnie swędząc.
— Tylko się nie przyzwyczajaj, że wiecznie będę nosił za ciebie książki. Aż tak mi nie odbiło — bez uprzedzenia wsadził w jej ramiona stos książek, a jego oczy rozbłysły złośliwie. Jak gdyby nigdy nic, odwrócił się i gwiżdżąc pod nosem, zniknął w korytarzu prowadzącym do lochów.
Hermiona spojrzała za nim, nie potrafiąc przestać się uśmiechać. Ten wieczór miał obrócić ich relacje do góry nogami.
— Duże dziecko z ciebie — westchnęła Gryfonka, kręcąc głową, gdy Draco podrzucił w górę znikającą piłeczkę ze sklepu Weasleyów, którą skonfiskował jakiemuś uczniowi. — Jeżeli tak bardzo ci się podoba, to mogę napisać do bliźniaków o specjalną przesyłkę.
— Nie musisz. Nic nie zastąpi satysfakcji, zabierania zabawki jakiemuś wystraszonemu dzieciakowi.
— Nie dość, że dziecinny, to jeszcze wyjątkowo chamski — skwitowała z kwaśną miną. — Jednak ludzie wcale się nie zmieniają...
— Ale ty lubisz takich chamów, prawda, Granger? — Draco nagle zrobił krok w jej stronę, popychając delikatnie na pobliską ścianę. Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze w płuca. Ślizgon był tak blisko. Nachylał się, a jego ciepły oddech muskał jej gorące policzki.
— Co ty wyprawiasz? — wymamrotała, spoglądając w jego mroczne, wyrachowane tęczówki. Wszystkie kończyny szatynki napięły się, a zimny prąd zmroził kręgosłup.
— Pytam, czy lubisz chamów — przekręcił głowę, przyglądając się jej z rozbawieniem, po czym nachylił się do jej ucha. — Chociaż zazwyczaj takie ułożone i grzeczne dziewczynki wolą grzecznych chłopców pokroju idealnego Pottera. W końcu to prawdziwy bohater i wybawca naszego świata. Nie mam racji?
Odsunął się od niej, a ona w końcu przypomniała sobie, jak się oddycha. Wciąż czuła kołatanie serca w piersi. Ponownie spojrzała w jego oczy, nie potrafiąc ułożyć swoich emocji oraz uczuć w spójną całość.
Draco również na nią patrzył. Jej orzechowe tęczówki przyciągały go jak magnes. Nie wiedział dokładnie kiedy, ale ich usta zderzyły się w pocałunku. Dość mocno wcisnął wargi w jej własne, chłonąc ich słodycz. Przyjemne ciepło rozgrzewało całe jego ciało. Chciał tylko więcej i więcej, i więcej...
Ślizgon potrząsnął głową, powracając myślami do teraźniejszości. Wciąż spoglądał na idącą obok niego Hermionę. Od jakiegoś czasu próbował zebrać się na odwagę, by ich relacje wkroczyły na kolejny poziom. Nie wiedział jednak, czy ona odwzajemnia jego uczucia, co wcale nie ułatwiało sprawy.
— Możemy porozmawiać, Granger? — zapytał w końcu, czując, jak jego gardło momentalnie boleśnie wysycha.
Gryfonka uśmiechnęła się drwiąco i wzruszyła ramionami. Wydawało jej się, że Draco zachowuje się inaczej niż zwykle. Nigdy nie wyczuwała w jego osobie tyle niepewności. Nie było to podobne do jego niemal wyluzowanego stylu życia.
— Wydajesz się nieco zawstydzony, Draco — zakpiła. — Pewnie chodzi o kolejny problem Blaise'a. Znowu wyskoczyła mu wysypka na pośladkach? A może tym razem chodzi o Teodora?
Malfoy zmrużył powieki i pokręcił głową zirytowany. Od jakiegoś czasu zaczęła zachowywać się przy nim bardzo swobodnie i uwielbiała wbijać szpilki w jego miękkie, męskie ego.
— Jesteś niesamowicie zabawna — mruknął obrażony.
— Żartowałam, nie denerwuj się. Będę słuchała bardzo uważnie — zachęciła go uśmiechem. Ten gest jednak nie dodał mu odwagi, wręcz przeciwnie.
— Powiem to tylko raz, więc skup się, jasne? — burknął ostro, odwracając głowę.
Hermiona skupiła na nim zaciekawione spojrzenie, unosząc brwi. Była pewna, że na jego bladej twarzy maluje się wyraz zakłopotania. Jego stoicka, niemal mroczna postawa zawsze wyrażała pewność siebie. Nawet odkąd ich relacje się polepszyły, zawsze na twarzy miał wyćwiczoną, niewzruszoną maskę.
— Wykrztuś to z siebie w końcu, Malfoy — prychnęła. — Na pewno nie będzie tak źle...
— Ja chyba... Chyba cię kocham, Granger — wyrzucił z siebie na wydechu, zatrzymując się w miejscu. Powoli odwrócił się w stronę Gryfonki, spoglądając jej w oczy niepewnie. — Nie wiem, jak to się stało i kiedy, ale od jakiegoś czasu nie potrafię przestać o tobie myśleć. Wydawało mi się, że mi po prostu odbija, ponieważ wszędzie, gdzie spojrzę, widzę twoją twarz. Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że coś do ciebie czuję.
— Ja... — Usta Hermiony rozchyliły się delikatnie, ale przez dłuższą chwilę nie padło z nich żadne słowo. Nie spodziewała się tak nagłego wyznania. Brązowe tęczówki z zaskoczeniem analizowały śmiertelnie poważną i lekko przerażoną twarz Draco Malfoya. Miała wrażenie, że to wszystko było tylko szalonym snem. Nigdy nie podejrzewała, że Ślizgon zacznie w niej widzieć kogoś więcej niż wroga.
— To cholernie żałosne, co? — odchrząknął, gdy ona nie odpowiedziała. — Proszę cię, byś dała nam szansę, a jeszcze kilka miesięcy temu mnie nienawidziłaś. Może po prostu o tym zapomnijmy, bo nie ma sensu, żebyś...
— Zaczekaj, Draco — szepnęła gorączkowo i zagryzła wargę. — Nie wiem, co mam powiedzieć. Zaskoczyłeś mnie.
— To coś nowego — zakpił i westchnął. — Śmiało, Granger. Powiedz to, co myślisz. Nie musisz się hamować, czy coś w tym rodzaju...
— Od siedmiu lat mnie nienawidziłeś i poniżałeś. To prawda, że się zmieniłeś, a nasze relacje są teraz zupełnie inne — wymamrotała, skupiając wzrok na swoich palcach, które nerwowo wyginała we wszystkie strony. — Nie sądziłam, że będę umiała zmienić do ciebie nastawienie, a mimo to ja również polubiłam twoje towarzystwo. Nawet bardzo. Za bardzo.
— Co masz na myśli? — uniósł brew, nie wiedząc, co sądzić o jej słowach.
— Lubię cię, Draco. Jestem na siebie wściekła za to, jak bardzo cię lubię — wyznała, a jej wargi zadrżały. — Mimo to moi przyjaciele nigdy nie będą w stanie cię zaakceptować. Ich zdanie jest dla mnie bardzo ważne. Są najważniejszymi osobami w moim życiu i...
Jej słowa brzmiały żałośnie, wiedziała to, ale naprawdę bała się reakcji Harry'ego oraz Rona. Była pewna, że nigdy nie będą w stanie zaakceptować Draco w jej życiu. Dla nich zawsze pozostanie jedynie śmierciożercą, który w odpowiednim momencie postanowił opowiedzieć się po stronie Zakonu Feniksa. Nienawidzili się od pierwszego dnia w Hogwarcie i tak miało pozostać do samego końca.
Hermiona zawsze myślała, że będzie podzielała ich opinię, jednak gdy miała okazję poznać blondyna bliżej, zmieniła zdanie. Nie chciała się przyznać, ale od jakiegoś czasu Ślizgon zaczął przyciągać jej uwagę. Był zabawny, inteligentny, a jego złośliwe zaczepki stały się dla niej przyjemną codziennością. Poza tym był okrutnie przystojny, a odkąd tamtego dnia ją pocałował, nie potrafiła myśleć o niczym innym.
Nie wiedziała, czy potrafiłaby spojrzeć na swoje odbicie w lustrze, gdyby wybrała miłość do swojego byłego wroga, ryzykując przy tym trwałość swojej przyjaźni z Harrym i Ronem. Chłopcy nigdy by jej tego nie wybaczyli i prawdopodobnie nie chcieliby jej znać. Była w stanie poświęcić wszystko, byle ustawić ich na pierwszym miejscu.
— Naprawdę potrzebujesz ich zgody, by podjąć jakąkolwiek decyzję w swoim życiu? — zapytał chłodno Draco. Destrukcyjne poczucie bezradności zalało jego wnętrzności. — Każdego mężczyznę, z którym będziesz chciała się związać, będą musieli zaakceptować? Czy w końcu weźmiesz ślub z którymś z nich, by byli zadowoleni?
Hermiona milczała, a Draco parsknął nerwowo. Nie sądził, że jej odmowa tak bardzo go zaboli. Była pierwszą kobietą, która go odrzuciła i jednocześnie pierwszą, którą obdarzył szczerym uczuciem.
— Jeżeli ty też coś do mnie czujesz, to daj nam szansę, by spróbować — wymamrotał ponownie. Jego oczy przepełnione były błaganiem.
Szatynka przygryzła boleśnie wnętrze policzka. Stała nad przepaścią, walcząc z okrutnym wyborem. Mogła wybrać swoich przyjaciół i zostać na bezpiecznym gruncie albo rzucić się z urwiska, wybierając uczucia Draco, i z nadzieją czekać, że może uda jej się wzlecieć.
— To dla mnie naprawdę trudne, Draco! — krzyknęła, a jej głos zadrżał. — Oni mogą mnie znienawidzić i nigdy nie wybaczyć, że się z tobą związałam. Wiem, że się zmieniłeś, ale mimo to przez długie lata mnie jedynie raniłeś. Teraz prosisz mnie o to, bym wymazała wszystkie bolesne dla mnie wspomnienia i oddała swoje serce. Przepraszam, ale to nie jest takie proste zapomnieć o tym wszystkim i zaryzykować przyjaźń przyjaciół.
— Wiem, co robiłem w przeszłości i...
— Mimo to nie jesteś mi obojętny — przerwała mu, wzdychając cicho. — Tak jak wspomniałam wcześniej, ja również cię lubię i naprawdę nie wiem, co powinnam zrobić z tym wszystkim.
— Granger...
— Potrzebuję czasu, Draco. Muszę się zastanowić, przemyśleć całą tę sytuację. To jest dla mnie naprawdę trudne.
Skinął sztywno głową, nie potrafiąc ukryć rozczarowania. W jego klatce piersiowej zapłonął jednak niewielki płomyk nadziei. Hermiona nie dała mu bezpośredniej odpowiedzi, ale wciąż pozostawała szansa, że nie odrzuci jego uczuć.
— Myślę, że możemy skończyć dzisiejszy patrol. Jest już późno — odchrząknął, co Gryfonka przyjęła z lekką ulgą. Doskonale zdawał sobie sprawę, że po wcześniejszej rozmowie nie będzie umiała zachowywać się swobodnie w jego towarzystwie.
— Dobranoc, Malfoy — spojrzała na niego nieśmiało, gdy stanęli przed Wielkimi Schodami. Zagryzła nerwowo dolną wargę, gdy Draco odwzajemnił jej spojrzenie i odetchnął ciężko.
— Do jutra, Granger — odpowiedział spokojnie, po czym odwrócił się na pięcie i w ciszy ruszył w stronę lochów.
~~*~~
— Przecież to głupie! Co ja mam mu odpowiedzieć?! — jęknęła Hermiona, szarpiąc swoje loki ze złością. Ginny, siedząca na jej łóżku, przewróciła oczami i westchnęła nerwowo.
— Jesteś pewna, że był z tobą całkowicie szczery, tak?
— Tak. Nie. Nie wiem! Mam mętlik w głowie! — pisnęła szatynka i schowała twarz w dłoniach. — Zmienił się w przeciągu ostatnich miesięcy. Wydaje się zupełnie innym człowiekiem. Wciąż jest złośliwy i arogancki, ale nie obraża mnie na każdym kroku, znaleźliśmy wiele wspólnych tematów do rozmów, jest zabawny, inteligentny i całkiem uroczy. Czy zwróciłaś kiedyś uwagę na jego śliczny uśmiech?
— Cóż, zdecydowanie jestem pewna jednego. Wpadłaś po same uszy. Zabujałaś się w Malfoyu, Hermiono! — prychnęła Ginny, kpiąc z przyjaciółki. — W takim razie nie rozumiem, dlaczego po prostu nie chcesz zaryzykować i dać mu szansy, tylko rozwodzisz się nad sobą.
— Nie zabujałam się w nim! — syknęła, krzywiąc się ze złością. — Uważam po prostu, że jest całkiem przystojny. I nie ukrywam, że zaintrygowała mnie jego osobowość, której wcześniej nie miałam okazji dostrzec. Chciałabym go bliżej poznać, ale się boję. Boję się, że to tylko gra z jego strony, by wraz z innymi Ślizgonami znaleźć sposób do naśmiewania się ze mnie. Już widzę te szydercze uśmiechy na korytarzach oraz wytykanie palcami, bo naiwna szlama liczyła na to, że Draco Malfoy się w niej podkochiwał...
— Wyluzuj odrobinę, Herm — Ginny pokręciła głową z niedowierzaniem. — Jeżeli wszystko będziesz analizowała w taki pokręcony sposób, to nigdy nie będziesz umiała się z nikim związać. Malfoy ci się podoba, zgadza się?
— Tak, podoba mi się, ale...
— I uważasz, że się zmienił?
— Tak, ale...
— I chciałabyś dać mu szansę, żeby zobaczyć, czy będziesz z nim szczęśliwa?
— Tak, ale to nie jest takie proste, Ginny!
— Oczywiście, że to proste, tylko ty uparłaś się, by to skomplikować — odpowiedziała, wymierzając w Hermionę palcem. — Nie dowiesz się, czy do siebie pasujecie, dopóki nie spróbujesz! Jeżeli nie dasz mu szansy, możesz tego żałować za jakiś czas.
— Harry i Ron nigdy mi nie wybaczą i...
— Wiedziałam, że prędzej czy później ten śmieszny argument padnie podczas tej rozmowy. Harry i Ron to twoi przyjaciele, na kolorowe gacie Merlina! Jeżeli zależy im na tobie, to zaakceptują twoją decyzję! Nikt nie każe im biegać po łące z Malfoyem, sypiąc brokat i zbierając stokrotki!
Hermiona wpatrywała się w przyjaciółkę oniemiała. Wiedziała, że Ginny ma rację. Jej serce przyspieszyło rytm, gdy pomyślała o ciepłych wargach Draco, napierających na jej własne oraz o silnych ramionach, oplatających się wokół jej talii.
— Pomyśl w końcu o własnym szczęściu, Herm — mruknęła rudowłosa, uśmiechając się do niej łagodnie. — Poza tym, jeżeli Malfoy ośmieli się w jakikolwiek sposób cię skrzywdzić, to osobiście utnę mu to i owo.
— Dziękuję, Ginn — orzechowe oczy Hermiony zalśniły. — Masz rację. Muszę spróbować. Chcę spróbować. Porozmawiam z nim z samego rana...
— Oby Malfoy nie znalazł sobie pocieszenia przez noc, skoro wcześniej dostał od ciebie kosza — zakpiła młodsza Gryfonka. — Myślę, że znalazłby nie jedną chętną...
Szatynka zagryzła wnętrze policzka i wykręciła nerwowo palce, spoglądając na zegarek. Było już późno, ale jej decyzja wymagała natychmiastowej realizacji. Czuła się lekka i podekscytowana i nie umiała dłużej czekać.
— Spróbuję dostać się do lochów. Nie czekaj na mnie, bo prawdopodobnie wrócę dopiero nad ranem — uśmiechnęła się wesoło i ruszyła w stronę wyjścia z dormitorium.
— Powodzenia, Herm!
Gryfonka wyszła ostrożnie z Wieży Gryffindoru i zbiegła niżej, przemierzając puste korytarze. Gdy mijała czwarte piętro, zachwiała się i złapała za poręcz schodów, marszcząc brwi. Posadzka pod jej stopami zadrżała ostrzegawczo, więc rozejrzała się zaniepokojona wokół siebie. Tylko potężne zaklęcie było w stanie naruszyć masywne mury Hogwartu.
Nie minęła minuta, a kolejny wstrząs poruszył posadzką. Hermiona wstrzymała oddech, gdy piętro niżej usłyszała huk zaklęć oraz głośne wrzaski, a na korytarze zaczęli napływać przerażeni uczniowie.
— Co się dzieje?! — złapała za ramię płaczącą dziewczynkę, która przebiegała obok niej, zasłaniając twarz rękami.
— To śmierciożercy! — ryknął ktoś z tłumu, gdy dziewczynka, potrząsnęła głową z przerażeniem. — Przełamali zaklęcia ochronne! Atakują szkołę!
Gryfonka zbladła, a jej serce zabiło szybciej. Wokół niej wybuchła panika. Młodsi uczniowie zaczęli krzyczeć i płakać, chowając się za gobelinami, a starsi próbowali z zimną krwią opanować sytuację.
— Zabierzcie wszystkich niezdolnych do walki na siódme piętro naprzeciw gobelinu z Barnabaszem Bzikiem tańczącym z trollami, a następnie pomyślcie o azylu i przejdźcie koło ściany trzy razy! — zawołała Hermiona, poszukując wzrokiem kogoś znajomego. — Tam czeka na was schron! Powiedzcie innym!
Uczniowie rzucili się w stronę schodów, próbując się ratować. Szatynka zacisnęła wargi w wąską linię, próbując przebić się przez tłum, co nie było łatwe. Spanikowani pierwszoroczniacy popychali ją i ciągnęli na zmianę w stronę wyjścia, ale ona musiała odnaleźć przyjaciół oraz Draco.
W pewnym momencie na piętro wbiegła garstka zamaskowanych czarodziejów, celując niezidentyfikowanymi zaklęciami w uciekających. Hermiona odbiła kilka uroków, po czym kontratakowała. Za jej plecami stanęło również paru starszych znajomych z Gryffindoru, pomagając opanować sytuację.
— Pomóżcie wszystkim się ewakuować, w porządku? — odwróciła się w stronę Deana Thomasa, z nadzieją przyglądając się znajomym twarzom. Wśród nich jednak nie było jej przyjaciół. — Znajdźcie wszystkich, którzy są w stanie walczyć.
— Szukasz Harry'ego i Rona? — zapytała Romilda Vane, przyglądając się jej uważnie. — Widziałam, jak wymykali się z wieży Gryffindoru dwie godziny temu. Podobno czegoś szukali...
— Czegoś szukali? — Hermiona zmarszczyła brwi w zastanowieniu, po czym uśmiechnęła się do dziewczyny z wdzięcznością, jakby coś zrozumiała. — Dziękuję, Romildo. Muszę iść, ale uważajcie na siebie. Niedługo do was dołączę.
Gryfonka zbiegła po schodach, co chwilę zatrzymując się na krótką wymianę zaklęć z atakującymi śmierciożercami. Krew pod jej skórą wrzała od adrenaliny, a palce zaciskające się na różdżce wibrowały od magii.
— Nie uciekniesz, suko! — wrzasnął śmierciożerca, celując w nią zaklęciem paraliżu. Bordowy promień otarł się o jej udo, rozcinając spodnie. Hermiona syknęła z bólu, ale odpowiedziała klątwą przecinającą, uszkadzając rękę przeciwnika.
Kulejąc, skierowała się do zejscia do lochów. Posadzka ponownie zadrżała pod jej stopami, a stojąca w wejściu zbroja rozpadła się, uderzając odłamkiem w jej ramię. Złapała za krwawiącą ranę i krzywiąc się, pobiegła pod wejście do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Dysząc, rozglądała się z paniką wokoło.
— Draco! — jęknęła, ściskając mocniej różdżkę w dłoni. Obok niej przebiegło trzech Ślizgonów, całkowicie ją ignorując.
— Harry Potter nie żyje! — Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze w płuca i pisnęła z przerażeniem, gdy głos Voldemorta wydobył się ze ścian lochów, jakby mężczyzna stał obok niej. — Opuśćcie szkołę, głupcy! Dołączcie do mnie! Hogwart teraz należy do mnie! Czekam na was na dziedzińcu, przyjaciele! Zobaczycie na własne oczy waszego bohatera!
— To niemożliwe... — szepnęła, starając się odzyskać panowanie nad ciałem. Poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy, a oczy niebezpiecznie się szklą. — To nie jest prawda. Harry nigdy by nie przegrał...
Tłum Ślizgonów ruszył w stronę wyjścia z lochów, szepcząc gorączkowo między sobą. Hermiona wiedziała, że część z nich na pewno wspomoże do Lorda Voldemorta ze strachu, dołączając do swoich rodzin, ukrytych za srebrzystymi maskami.
Szatynka odetchnęła ciężko, przyglądając się twarzom Ślizgonów. Powinna pobiec na dziedziniec, odnaleźć przyjaciół, ale nie mogła. Miała nadzieję, że Draco będzie wśród swoich znajomych. Należał do Slytherinu. Musiał być bezpieczny. Mógł nawet nie dołączyć do walki.
— Draco! — ponownie krzyknęła, czując narastającą panikę, gdy wśród zgromadzonych nie odnalazła platynowych włosów Malfoya.
— Czego tutaj szukasz, szlamo?! — Hermiona poczuła, jak ostre paznokcie należące do Pansy Parkinson wbijają się w jej ramię. Odwróciła się w stronę ładnej Ślizgonki, a jej wargi zadrżały.
— Gdzie jest Draco?! — zapytała chłodno, ignorując jej obelgę. Wyrwała się z bolesnego uścisku, mierząc dziewczynę chłodnym spojrzeniem. Już od dawna przestała zwracać na nią uwagę. Poza tym nie miała czasu na bezsensowne kłótnie. Musiała odnaleźć Malfoya.
— A co cię to obchodzi, Granger? Pewnie chcesz się zemścić za śmierć swojego głupawego koleżki, tak? — Pansy parsknęła i wykrzywiła wargi w złośliwym uśmiechu. — Gdyby Potter nie udawał bohatera, to by nie zginął. Ja natomiast nie pozwolę, by Draco stała się krzywda...
— Jesteś głupsza, niż myślałam, Parkinson — Hermiona potrząsnęła głową zirytowana i wywróciła oczami. — Nie mam czasu na zabawy z tobą, mopsie. Muszę go jak najszybciej odnaleźć...
Pansy wybuchnęła nerwowym śmiechem i odsunęła się na krok, wyszarpując różdżkę. Jej ciemne oczy pokrył mroczny cień.
— Czego od niego chcesz?! Lepiej odpowiedz, bo jak nie, to nie zawaham się cię zabić, szlamo!
— Myślę, że będę szybsza — Hermiona również wyciągnęła różdżkę, mierząc w Ślizgonkę, a następnie uśmiechnęła się kpiąco. Jej ciało przepełniała lodowata pewność siebie. — Jednak jeśli jesteś taka ciekawa, to chcę powiedzieć, że ja również go kocham!
— Kochasz? — Pansy przez krótką chwilę milczała, po czym się roześmiała. Zmierzyła ją pogardliwym spojrzeniem, wykrzywiając wargi drwiąco. — Nie rozśmieszaj mnie, Granger! Draco nigdy nie spojrzałby na kogoś tak żałosnego, jak ty!
Hermiona westchnęła, nerwowo zerkając na zegarek. Czas mijał nieubłaganie. Wiedziała, że wymiana zdań ze Ślizgonką nie miała najmniejszego sensu.
— Jest w dormitorium? — zapytała z naciskiem. — Jeżeli tak, to go zawołaj.
— Nie ma go. Nagle wybiegł z lochów niecałą godzinę temu — odpowiedział Blaise Zabini, który stanął obok Pansy, łapiąc za jej ramię. Spojrzał na koleżankę łagodnie. — Odpuść, Pans. Granger nie kłamie.
Ślizgonka spojrzała na niego z przerażeniem, a Hermiona posłała mu wdzięczny uśmiech. Odwróciła się na pięcie i pobiegła w kierunku dziedzińca. Jej serce biło jak oszalałe, gdy przemierzała zniszczone, puste korytarze zamku. Nie mogła się zatrzymać, nawet wtedy, gdy mijała rannych i martwych. Wiedziała, że później nadejdzie czas, by ich opłakać.
Nie miała pojęcia, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Nie umiała rozpoznać niektórych zmasakrowanych twarzy. Przez krótki moment nawet przeszła przez jej głowę okrutna myśl, że Draco mógł dołączyć do śmierciożerców i stać się jej wrogiem. Mógł być martwy.
Potrząsnęła głową, próbując przekonać samą siebie, że to nieprawda. Draco się zmienił. Kochał ją. Nie wróciłby w szeregi swojego dawnego pana.
Zatrzymała się, starając się złapać powietrze w płuca. Rozejrzała się po błoniach, szukając znajomych twarzy. W końcu jej wzrok przykuł widok rudych włosów jej przyjaciółki. Odetchnęła z ulgą, kierując się w jej stronę.
— Ginny! — Hermiona mocno przytuliła do siebie dziewczynę. — Tak się cieszę, że nic ci nie jest!
— Hermiono! — rudowłosa zaszlochała, ocierając ręką krew z mokrego policzka. Jej oczy były zaczerwienione i opuchnięte, a wargi drżały. Szaty miała porozdzierane i brudne od pyłu wojennego. Hermiona przyjrzała jej się z przerażeniem. — Harry, on...
— Nie wierzę w to, Ginn! — przerwała jej ostro, a Ginny zasłoniła usta dłonią, by powstrzymać się od głośnego szlochu.
— Widziałam go, Herm! — jęknęła żałośnie, a po jej policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Hermiona objęła mocniej jej ramiona, ale wiedziała, że nie jest w stanie jej pomóc. Ona również czuła się oszołomiona. Harry był jej najlepszym przyjacielem. Jej serce pękało na drobne kawałki, ale musiała być silna. Dla Ginny. Dla siebie. Dla Harry'ego.
— Tak mi przykro — szepnęła, pociągając nosem, po czym odsunęła się od przyjaciółki. Zawahała się. Wciąż nie odnalazła Draco. Nie mogła go stracić. Nie teraz. Zagryzła wargę, starając się zwrócić uwagę Ginny na sobie. Może to okrutne, ale musiała odłożyć wspólne opłakiwanie na boczny tor. — Ginny, widziałaś Draco?
— Draco? — rudowłosa spojrzała na nią zaskoczona, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Jej wzrok błądził gdzieś ponad ramieniem szatynki. — Draco Malfoya?
— Tak. Draco Malfoya — wymamrotała starsza Gryfonka, a Ginny potrząsnęła głową przepraszająco. Po chwili zacisnęła wargi, a jej oczy rozbłysły.
— Widziałam go. Był tutaj jakiś czas temu, szukał cię — szepnęła, oddychając ciężko. — Powiedziałam mu, że poszłaś się z nim spotkać, a wtedy on pobiegł w stronę zamku...
— Muszę iść i go odnaleźć, Ginny — odpowiedziała jej twardo. Wiedziała, że przyjaciółka jej potrzebuje, ale nie mogła dłużej czekać. — Potem wspólnie znajdziemy Rona, dobrze?
— Hermiono....
— Nic mi nie będzie. Nie mogę go stracić. Nie teraz — odpowiedziała jej szybko i pobiegła z powrotem w stronę zamku. Jej serce trzepotało w piersi jak szalone. Draco był gdzieś w środku i szukał jej. Nie mogli mijać się wiecznie.
Hermiona wbiegła do zamku, rozglądając się wokół siebie z rosnącym w klatce piersiowej niepokojem. Skierowała kroki do Wielkiej Sali, gdzie zgromadziło się najwięcej osób. Zagryzła wargę i mocniej ścisnęła w dłoni różdżkę, gdy jej uszy podrażnił wrzask walczących w pobliżu ludzi. Jej serce waliło w piersi jak szalone, a oddech robił się płytszy, gdy przebijała się przez walczące grupy, unikając pędzących zaklęć. Po krótkiej chwili wszystkie kolory odeszły z jej twarzy, gdy jej wzrok skierował się na sam środek pomieszczenia.
Draco stał zaledwie kilkanaście stóp od niej. Zrobiła krok w jego stronę z nagłym przypływem ulgi, ale jej ciało odmówiło posłuszeństwa, gdy zauważyła stojącego naprzeciwko niego Voldemorta. Mężczyzna o twarzy węża uśmiechał się złowieszczo, a przez kręgosłup Gryfonki przemknął zimny, niepokojący dreszcz.
— Draco... — szepnęła, a Ślizgon, pomimo panującego wokoło chaosu, odwrócił się w jej stronę. Jego oczy wypełniło przerażenie.
Lord Voldemort uniósł różdżkę, celując nią w serce Malfoya, a Hermiona ponownie poczuła, że odzyskała władzę nad swoim ciałem. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, doskoczyła do Draco, osłaniając go swoim ciałem.
— Granger, co ty wyprawiasz, do cholery?!
— Chcę z tobą być, Draco. Ja też cię kocham — wyrzuciła z siebie, a po jej policzku spłynęła łza. Uśmiechnęła się do niego wesoło, jednak był to ostatni uśmiech w jej krótkim życiu.
Draco z przerażeniem obserwował, jak śmiertelne zaklęcie, które było przeznaczone dla niego, uderza w plecy Hermiony Granger. Szatynka osunęła się bezwładnie w jego ramiona, a on nawet nie drgnął. Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem, jakby nie dochodziły do niego żadne bodźce. Dopiero chrapliwy śmiech Czarnego Pana doprowadził go do porządku.
— Głupia, naiwna szlama — prychnął mężczyzna, nie przestając się kpiąco uśmiechać. — Więc to dlatego postanowiłeś mnie zdradzić, Draco? Dla miłości do tej brudnej dziewczyny?
— Zabiję cię...
— Miłość nie istnieje, Draco — zacmokał, a jego krwiste oczy rozbłysły. — Jesteś pełen potencjału. Byłbyś naprawdę dobrym śmierciożercą. Może powinienem dać ci jeszcze jedną szansę?
Draco zignorował mężczyznę i spojrzał na twarz Hermiony, odgarniając z jej czoła włosy. Opadł na kolana, a jego wargi zadrżały niebezpiecznie, gdy jego ręka przesunęła się do jej zimnych warg, których już nigdy nie będzie miał okazji pocałować. Nim się zorientował, kropelki łez opadły na jej brudne policzki.
— Dlaczego to zrobiłaś, Granger? — warknął ze złością, walcząc z napadem szlochu. — Gdybym wiedział, że moje uczucia sprowadzą na ciebie coś takiego, to nigdy nie pozwoliłbym sobie na te cholernie żałosne wyznanie miłości...
Przez chwilę miał wrażenie, że Gryfonka uśmiecha się do niego kpiąco. Wiedział, że to niemożliwe. Wiedział, że nie żyje. Nie wróci do niego.
— Otwórz oczy, Hermiono...
Jego prośba nie miała sensu. Nie posłucha go. Granger nigdy go nie słuchała. Zawsze była uparta i robiła, co chciała. Tym razem nie miało być inaczej.
— Jesteś żałosny, Malfoy — ociekający pogardą głos Czarnego Pana dotarł do jego uszu.
Draco uśmiechnął się krzywo i przycisnął ciało Hermiony do swojego ciała. Zostawiła go, choć dopiero co oznajmiła, że chce z nim być i odwzajemnia jego uczucia. W tej chwili pragnął jedynie z nią być.
Przeniósł odważnie wzrok na Lorda Voldemorta, posyłając mu wyzywające spojrzenie. Cały strach ulotnił się z jego głowy. Był gotowy na to, co miało nadejść. Nie wahał się. Chciał do niej dołączyć. Być z nią do końca swoich dni.
— Avada kedavra.
Zielone światło ponownie rozświetliło Wielką Salę, a ciało Draco Malfoya uderzyło z łoskotem o posadzkę. W jego ramionach wciąż jednak pozostała Hermiona Granger, jakby niewidzialna lina związała ich ze sobą. Byli razem. Do samego końca. I już nic nie miało ich rozłączyć.
Miłość wieczna istnieje. Jest potężna, niezniszczalna. Przezwycięży śmierć, pozwalając kochankom miłować się do końca swoich dni. Pewnego dnia ich dusze spotkają się ponownie i połączą na wieki...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro