Miniaturka 23. Invisible Love
GiveMeHell to miniaturka dla Ciebie. Przepraszam, nie jest taka, jaką Ci obiecałam. Nie jestem z niej nawet zadowolona, brakuje mi czegoś... Jednak postanowiłam ją opublikować. Na znak, że ciągle pamiętam. Proszę! :*
Was wszystkich (jeżeli jeszcze ze mną jesteście) zapraszam do czytania!
___________________________________________
Niebo nad błoniami Hogwartu rozdarła kolejna błyskawica. Krzyki rozchodziły się echem, gdy raz za razem zaklęcia przecinały powietrze. Wokoło unosił się zapach śmierci, pomieszany z wilgocią padającego deszczu. Powykrzywiane, zakrwawione ciała uciekały, szukając schronienia. Poranione ręce łapały wszystko co się da. Wszystko, co przyda się do przeżycia.
W samym środku tego Piekła stała Ona. Długie włosy kleiły się do przemoczonych, brudnych ubrań, a w brązowych oczach kłębił się strach.
- Hermiono, uciekaj! – głos zza jej pleców nie ustawał. Przerażone tęczówki zapełniły się łzami, ale wbrew sobie odwróciła się i pobiegła ile sił miała w nogach przed siebie. Wykonała rozkaz wręcz z obrzydzeniem do całej swojej osoby.
Biegła długo, a każdy krok sprawiał jej coraz więcej bólu. Po kilku kolejnych krokach upadła na brudną ziemię i zaszlochała. Próbowała się podnieść, ale skaleczone kolano odmówiło posłuszeństwa, dając się we znaki.
- Pomocy... - wydyszała.
I wtedy jej oczy zaszył cień. Przed nią stanęła jakaś osoba, której twarzy nie dostrzegła. Poczuła, jak chwyta w silnym uścisku jej ramię, przez co zadrżała ze strachu i jęknęła z bólu.
- Kim jesteś? – zadała pytanie, ale odpowiedzi nie było.
Powietrze zgęstniało, a ostatnim co zobaczyła, był rozmazany kontur tajemniczej postaci, a następnie już tylko ciemność.
Przez kolejne godziny towarzyszyła jej tylko cisza...
~~*~~
Hermiona Granger usiadła do pozycji siedzącej, łapiąc głowę w drżące ręce, ciężko dysząc. Po chwili jednak uniosła ją z powrotem ku górze, rozglądając się po pomieszczeniu i odkrywając ze strachem, że wciąż nic nie widzi. Niemal z desperacją zaczęła wytężać spojrzenie, jakby chcąc sobie udowodnić, że jej zmysł wciąż działa sprawnie. Spróbowała się ruszyć, ale natychmiastowo syknęła z bólu.
Gdzie jestem? Co się stało? Dlaczego wszystko mnie tak boli? Nic nie widzę... Czy to noc? A może... oślepłam?
- Czy ktoś tutaj jest?! Niech ktoś mi pomoże! – krzyknęła drżącym, słabym głosem.
- Obudziłaś się. – usłyszała w odpowiedzi i wzdrygnęła się, szybko rozglądając po pomieszczeniu. Wiedziała, że nie będzie w stanie nikogo zobaczyć, ale podążyła wzrokiem na prawo od siebie, kierując się zmysłem słuchu.
- Kim jesteś? – zapytała niepewnie.
Postać nie odpowiedziała, ale w pomieszczeniu zapłonęła pochodnia. Niemal z ulgą przyjęła do świadomości, że wciąż widzi, jednak szybko przymknęła powieki. Potrzebowała chwili, by przyzwyczaić się do światła po tylu godzinach ciemności. Po kilku sekundach otworzyła je ostrożnie, wpatrując się w niewyraźny, majaczący kształt, który z każdą sekundą nabierał ostrości.
Brązowooka Gryfonka niemal boleśnie wciągnęła ze świstem powietrze, odkrywając z niedowierzaniem, że osobą opartą o ścianę czegoś, co przypominało jaskinię, był Draco Malfoy.
- Czego ode mnie chcesz? – warknęła. Widziała go. Widziała na wojnie. Walczył po stronie Lorda Voldemorta wraz z śmierciożercami. Była świadkiem, jak bez skrupułów zabił Parvati Patil oraz Lavender Brown. Kiedyś nie mogła uwierzyć, że ten tchórzliwy Ślizgon naprawdę mógł stanąć po nieprawidłowej stronie, ale ostatnie sytuacje upewniły ją, że się myliła. Dracon Malfoy był złym człowiekiem. Człowiekiem, który w tej chwili miał ją w garści.
- Od ciebie? Niczego szczególnego. – odparł i uśmiechnął się drwiąco, na co delikatnie zmarszczyła brwi.
- Gdzie jesteśmy? – zadała koleje pytanie, nie spuszczając z niego czujnego spojrzenia.
- W podziemiach, które w dawnych czasach służyły śmierciożercom za schron, a także więzienie. Teraz nikt już ich nie używa. – odpowiedział obojętnie.
- Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś? Gdzie moi przyjaciele?!
- Zadajesz za dużo pytań. – sarknął blondyn. – Twoi przyjaciele prawdopodobnie nie żyją. Uratowałem cię. Gdyby nie ja, już dawno byś leżała martwa pod lasem.
Hermiona jęknęła, a jej myśli powróciły do tamtego wydarzenia. Pamiętała, że ktoś ją gonił, słyszała głosy. A potem upadła. Myślała, że już nie żyje, a przed nią stanęła postać, która okazała się być Malfoyem...
- To nie ma sensu. – ponownie jęknęła. – Dlaczego TY miałbyś ratować MNIE? Myślałam, że skoro stoimy po dwóch różnych stronach, to...
- Dlaczego cię uratowałem, nie ma na razie znaczenia. – przerwał jej chłodno, przez co zagryzła wargę.
- Skoro nie masz zamiaru mnie zabić, pozwól mi odejść. Muszę odnaleźć przyjaciół. Dowiedzieć się prawdy.
Dziewczyna spróbowała wstać, ale bez pozytywnego rezultatu. Dopiero teraz dostrzegła, że jej noga jest przykuta przez magiczny łańcuch do ściany jaskini. Spojrzała ze złością na blondyna, ale ten tylko prychnął.
- Na razie się stąd nie ruszysz. Zostaniesz tutaj. Ze mną. – ruchem różdżki zdjął zaklęcie wiążące i poczekał aż Gryfonka wstanie. Z satysfakcją obserwował jej zaskoczenie na twarzy. Spodziewał się takiej reakcji. – Spokojnie, nie zostaniesz w tym miejscu. Zaprowadzę cię do mojego tymczasowego domu. O nim również nikt nie pamięta.
Wyciągnął rękę przed siebie, wskazując wyjście i nakazał jej iść przodem. Nie był głupi. Wiedział kim jest i że musi na nią uważać. Jego kącik ust wręcz wygiął się z kpiną, gdy zobaczył, że dziewczyna przeszukuje kieszenie.
- Nie jestem naiwny, Granger. Mam twoją różdżkę. Nie dostaniesz jej, dopóki nie będę pewien, że mogę ci ją oddać.
- A kiedy będziesz pewien? – warknęła.
- To zależy od ciebie. Sama pokierujesz swoim losem. Dlatego polecam zastanowić się dwa razy zanim coś zrobisz.
Hermiona wykrzywiła się, ale nie odpowiedziała. Zamiast tego skupiła się na drodze przed sobą, starając się zapamiętać każdy korytarz i każdy zakręt.
Droga sama w sobie wydawała się długa i skomplikowana. Już po kilkunastu zakrętach zakręciło jej się w głowie od nadmiaru informacji. Próbowała znaleźć punkt odniesienia, ale nie dość, że na korytarze padało nikłe światło, to jeszcze w dodatku wszystko wydawało się identyczne.
W końcu, już sama nie wiedziała po jak długim czasie, wyszli na zewnątrz. Promienie słoneczne przyjemnie oświetliły jej twarz, a rześkie powietrze zafalowało włosami. Rozejrzała się z zaciekawieniem po okolicy, aż w końcu natrafiła na dom, który stał niedaleko od nich.
- Jesteśmy na miejscu. – usłyszała za sobą. – Przez jakiś czas będziesz tutaj mieszkać. Idź do środka.
Hermiona chcąc czy nie chcąc, ruszyła do środka budynku. Weszła do niego niepewnie, szybko analizując pomieszczenia. Musiała przyznać, że nie tylko z zewnątrz robił wrażenie. W środku okazał się przytulnym miejscem, gustownie urządzonym w dodatku. Szczerze powiedziawszy, nie tego się spodziewała.
- Na górze, pierwsze drzwi na lewo, jest twój pokój. Zaraz będziesz mogła iść się rozgościć, a ja postaram się załatwić dla ciebie coś na przebranie.
- Mogę już iść? – zapytała chłodno, chcąc jak najszybciej się stąd wyrwać.
- Nie tak szybko, Granger. Jesteś w moim domu, więc będą cię obowiązywały moje zasady, których masz przestrzegać.
- Nie zaskoczyłeś mnie szczególnie. – mruknęła, ale on to zignorował.
- Po pierwsze: możesz chodzić po całej posiadłości. Masz do dyspozycji bibliotekę, bawialnię, salon i inne pomieszczenia, włącznie z ogrodem i plażą, ale do mojego gabinetu wstęp jest zabroniony. Nie chcę cię tam przyłapać, albo dowiedzieć się, że próbowałaś tam wejść. Po drugie: nie kombinuj za wiele. Stąd nie ma ucieczki. Nie trzymam cię tutaj jako więźnia, Granger. I po trzecie: wykonujesz moje polecenia i nie przeszkadzasz mi w pracy. Nie będę się jednak zbytnio narzucał. Mnie również nie do końca pasuje ta sytuacja.
- To wszystko? – zapytała niechętnie.
- Tak. Różyczko!
Hermiona zamrugała, gdy przed nią stanęła skrzatka, kłaniając się nisko.
- Panicz wzywał?
- Tak. Zajmij się proszę panną Granger. Na pewno jest głodna, potrzebuje również nowych, czystych ubrań.
- Tak jest, paniczu Malfoy.
- Wychodzę. Powinienem wieczorem wrócić.
- Czy zaczekać na panicza z kolacją?
- Nie trzeba. Do zobaczenia, Granger. Jak wrócę, ten dom ma być cały. – zwrócił się w jej kierunku i z kpiącym uśmiechem odwrócił się, idąc w stronę drzwi.
Hermiona patrzyła jak Malfoy opuszcza pomieszczenie, a sama odetchnęła z ulgą. Spojrzała na skrzatkę, która wpatrywała się w nią wyłupiastymi oczami, a następnie z zaciekawieniem ruszyła na górę, szukając swojego pokoju.
~~*~~
- Długo kazałeś na siebie czekać, Draconie. – w pomieszczeniu rozległ się cichy syk.
- Błagam o wybaczenie, Panie. Coś mnie zatrzymało.
Draco Malfoy opadł na kolana, nie patrząc na mężczyznę, który przyglądał się mu z niezadowoleniem. Bał się, że jeżeli uniesie głowę, wszystkie jego sekrety zostanę wydane na światło dzienne, a to oznaczałoby zgubę.
- Kobieta?
- Nie, Panie. Wciąż szukamy śladów.
Po jednej stronie Dracona stanął Blaise Zabini, a z drugiej Teodor Nott. Oboje również upadli na kolana, jakby z naganą. Lord Voldemort podszedł do nich gniewnie, zaciskając palce na różdżce.
- Znaleźliście ją?! Znaleźliście szlamę?!
- Jeszcze nie. – odparł cicho Nott. – Wciąż nad tym pracujemy, jednak zniknęła, nie wiadomo gdzie się ukrywa...
- Nieudacznicy! Pozwoliliście jej uciec! Zwykła szlama oszukała trójkę śmierciożerców?! Powinienem was zabić na miejscu! Jesteście bezużyteczni!
- Znajdziemy ją. – zapewnił szybko blondyn. – Błagamy tylko o więcej czasu...
- Czasu?! Potrzebujecie czasu, by znaleźć szlamę?! Crucio!
Promień zaklęcia torturującego uderzył po kolei w ciało każdego z chłopaków, przynosząc niesamowite cierpienie. W pomieszczeniu rozbrzmiały krzyki i syki bólu. Cała trójka jednak była na to gotowa. Czarny Pan był wściekły, a oni zawiedli...
Wiedzieli, że na zwykłym zaklęciu się nie skończy. Draco chwycił się za gardło, próbując złapać oddech, Blaise skulił się na posadzce, łapiąc za brzuch, a Teodor syknął, gdy niewidzialne noże zaczęły rozcinać jego klatkę piersiową.
Nikt z obecnych jednak nie kwapił się by pomóc, nikt nawet się nie skrzywił. Tortury trwały tak długo, dopóki Lord Voldemort nie zaczął się nudzić. A czas wydawał się dłużyć...
- Głupcy. – syknął w końcu, przerywając zaklęcia. – Wymagam od was tylko tyle. Czas się kończy. Daję wam kilka tygodni. Chcę mieć ją tutaj żywą lub martwą.
W pomieszczeniu zapanowała cisza, gdy mężczyzna wyszedł, a za nim wszyscy poplecznicy, zostawiając trójkę chłopaków samych. Przez dłuższą chwilę żaden z nich nawet nie odważył się nic wyszeptać. W końcu jednak Teodor przełamał się.
- To ma sens, prawda? – szepnął. – Powiedzcie, że to ma sens.
- Ma. – warknął Draco. – Musimy wytrzymać jeszcze trochę.
- Czarny Pan nie będzie czekał wiecznie, Draco. Jeżeli ocaliłeś ją tylko dla swojego widzimisię...
- Spokojnie, Teo. – wtrącił Blaise. – Nawet jeżeli nasz przyjaciel ma w tym ukryte swoje serduszko, wciąż musimy odnaleźć Pottera. Bo to właśnie o to chodzi, prawda? Chcesz odkupić nasze grzechy. Ale jesteś pewien, że Granger nie przewyższyła twoich zamiarów? Przecież dobrze wiemy, że ty...
- Nikt tego nie zrobi, Blaise. Nawet ona. Chcę to zakończyć raz na zawsze. – warknął i podniósł się z ziemi, otrzepując brudne szaty. Ciało miał całe obolałe, ale tylko się skrzywił nieznacznie. Był już do tego przyzwyczajony. Odkąd dołączył niemal siłą do śmierciożerców, ciągle przeżywał takie tortury. Po krótkim wahaniu spojrzał na swoich towarzyszy, a następnie wyszedł bez słowa. Bardzo dobrze wiedział, że to przez niego tkwili w tej sytuacji.
- Nie wiem jak ty, Teo, ale ja uważam, że jesteśmy martwi. – mruknął Blaise, na co Teodor parsknął śmiechem i kiwnął głową.
- Tak, Blaise. Skoro Draco Malfoy dostał szansę w swoje ręce, jesteśmy martwi.
~~*~~
Młody Malfoy wkroczył do domu, idąc ze złością przed siebie i nie zwracając na nic uwagi. Wszystko go bolało, ale nie chciał się rozczulać nad sobą. Przez całą tą wojnę nauczył się, by nawet najgorsze uczucia trzymać głęboko w sobie. Nawet nie śmiał myśleć o tym, by zwierzyć się komuś ze swoich problemów, których miał w ostatnim czasie co nie miara. W tej chwili natomiast był wściekły. Wściekły na siebie, na Czarnego Pana, na swoich przyjaciół. Nikt nie mógł go zrozumieć. Nikt nie potrafił tego zrobić. Przyzwyczaił się, że był zdany tylko na siebie.
Przechodził właśnie przez salon, ale w jednej chwili niemal gwałtownie zatrzymał się. Bez słowa zaczął przyglądać się siedzącej na sofie szatynce, czytającej jakąś książkę. Taki widok był mu obcy po długim czasie wojny. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że gdzieś na świecie ktoś potrafi jeszcze zatracić się w takim zwykłym, ludzkim zachowaniu, jak czytanie książki. Ten widok tak bardzo go zaskoczył, że nawet nie zorientował się, że wpatruje się w nią jak w ducha od jakiegoś czasu. Robił to widocznie długo, o wiele za długo, bo w pewnym momencie dziewczyna uniosła głowę, a ich spojrzenia się spotkały. Minęła zaledwie sekunda, a zauważył, że brązowe tęczówki rozszerzają się ze strachem.
- Na Godryka, co ci się stało, Malfoy?!
Mimowolnie ogarnęła go złość. Nie chciał, by widziała go w tym stanie, ani się nad nim litowała. Nie odpowiedział więc nic, tylko ominął ją, ignorując w każdym calu. Nie miał na tyle siły, by spojrzeć jej w oczy. Wiedział, co mogła sobie pomyśleć, ale był zdeterminowany. Ucieczka przed tym pytaniem była najważniejsza.
Hermiona spojrzała za nim ze zmarszczonymi brwiami, po czym ze złością podążyła jego śladami. Nie miała zamiaru ani ochoty się za nim uganiać, nie leżało to w jej interesie. Najgorszym jednak było to, że miała wrażenie, iż czas spędzony w tym miejscu nie będzie ani trochę przyjemny...
~~*~~
Z samego rana Hermionę zbudził szmer. Rozejrzała się w popłochu po pokoju, aż natrafiła na wpatrującą się w nią parę wielkich oczu. Wypuściła z siebie powoli powietrze, gratulując sobie przewrażliwienia. Na jej łóżku siedziała skrzatka Malfoya, widocznie próbująca ją obudzić. Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
- Coś się stało, Różyczko? – zapytała łagodnie.
- Panicz Malfoy prosi, by towarzyszyła mu panienka przy śniadaniu. – zaskrzeczała i pokłoniła się.
- Jasne, on o coś prosi. – burknęła. – Przekaż proszę Malfoyowi, że nie mam ochoty obrzydzać sobie jedzenia z samego rana.
- A – ale panienko, panicz Malfoy będzie niezadowolony i... Różyczka będzie ukarana.
- Już dobrze, Różyczko. Zaraz do niego dołączę. – westchnęła i przewróciła oczami. Czasami zbyt bardzo przejmowała się losem skrzatów domowych. Nie miała pojęcia kto by bardziej oberwał za niezadowolenie pana domu. Coś jej się jednak zdawało, że Draco Malfoy szybko by wykorzystał jej nieposłuszeństwo.
Niechętnie wstała i ruszyła do szafy, która od wczorajszego wieczora zapełniona była nowymi ubraniami. Pogładziła kilka koszulek palcami, ale jej wzrok przykuła letnia, zwiewna, jasna sukienka. Nie, wojna nie była odpowiednim czasem na noszenie takich strojów, ale przecież i tak nie była do niej dopuszczona. A gdyby tak...
Założyła szybko sukienkę na siebie, okręcając się i przyglądając w lustrze. Jej usta przyozdobił delikatny uśmiech, ale szybko zbladł, gdy przyjrzała się swoim ranom na ciele. Była oszpecona. Jak mogła nosić takie dziewczęce i delikatne sukienki, gdy jej ciało było tak brzydkie?
- Ładnie wyglądasz. – usłyszała za sobą i niemal podskoczyła.
- Nie nauczyli cię pukać?! – syknęła, ale mimo wszystko jej policzki zaróżowiły się.
- Nauczyli, ale widocznie łamanie takich reguł opłaca się. Śniadanie już gotowe, możesz zejść.
- Za chwilę dołączę. – zapewniła, a chłopak rzucił jej ostatnie spojrzenie, po czym zniknął.
Hermiona z zaskoczeniem wpatrywała się jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie jeszcze przed kilkoma sekundami stał Malfoy, a następnie wróciła do swojego odbicia, krytycznie na nie spoglądając. Zagryzła nerwowo wargę, ale westchnęła i wyszła z pokoju, czując swojego rodzaju wstyd.
Gdy dotarła na miejsce, Draco już tam był. Siedział przy stole popijając kawę i czytając najwyraźniej Proroka Codziennego. Na jej widok jednak uniósł wzrok i mogła przysiąc, że w jego oczach widziała kpinę. Odłożył również gazetę i wskazał miejsce naprzeciwko siebie.
Przez cały ten czas panowała cisza. Hermiona czuła jego spojrzenie na sobie, ale nie potrafiła się zmierzyć z nim. Miała wrażenie, że jej policzki płoną. Nigdy nie sądziła, że będzie taka nieśmiała w towarzystwie Malfoya. Na dodatek wszystkiego, tak naprawdę więził ją tutaj. Wiedziała, że ją uratował, ale nie znała powodu. Nie wiedziała kim jest, czym się kieruje. Nie wiedziała o nim nic.
- Gdzie wczoraj byłeś, dlaczego wróciłeś w takim stanie? – zapytała w końcu, przerywając nieznośną ciszę.
Draco prychnął i spojrzał na nią ze złością.
- To nie jest twoja sprawa, Granger. Nie widzę powodu, dlaczego miałbym ci się tłumaczyć.
- Byłeś u niego, prawda? U Sam Wiesz Kogo. Czy on wie, że tutaj jestem?
- Nie wie. – warknął i wstał. – Chciałbym, byś przestała zadawać te wszystkie głupie pytania! A teraz wybacz, muszę wrócić do pracy.
- Dlaczego mnie uratowałeś?! Po co jestem ci tutaj potrzebna?! – wstała z miejsca, zwracając na siebie uwagę. Draco również wstał, mierząc ją spojrzeniem.
- Nie słyszałaś?! Nie muszę ci odpowiadać, Granger! Jeżeli kiedyś najdzie mnie taki kaprys, dowiesz się.
Hermiona ze złością wbiła widelec w kiełbaskę i wykrzywiła się.
- Jesteś dupkiem, Malfoy!
- Dobrze wiedzieć. Miłego dnia.
Szatynka ze złością odprowadziła go wzrokiem, nic więcej nie mówiąc. Tak, mieszkanie tutaj z pewnością nie będzie łatwe.
- Cholerny Malfoy.
~~*~~
Draco usiadł przy biurku w swoim gabinecie i westchnął, przymykając oczy. Powoli zaczynał być zmęczony tym wszystkim. Miał do wykonania misję, Czarny Pan robił się coraz bardziej nerwowy, a na dodatek wszystkiego, w jego domu przebywała nieznośna szatynka, która właściwie była przyczyną jego problemów.
Przetarł dłońmi twarz i przyciągnął do siebie stos papierów, które musiał wypełnić do pracy. Poza życiem śmierciożercy również miał pracę w Ministerstwie Magii, która nie mogła być zapomniana. W jakimś stopniu stanowiła jego odskocznię przed całą resztą, mimo, że nie mógł w całości się jej poddać.
Złożył swój podpis na pierwszym z formularzy, czytając go uważnie, ale po chwili uniósł wzrok na okno. Nie potrafił się skupić na pracy od dłuższego czasu. Wszystko go rozpraszało, a w ostatnich dniach wyjątkowo mocno.
Widok za oknem przyciągnął go do siebie. Wstał i wpatrzył się w fale, które rozbijały się na niewielkim klifie, a także przypływały do jego prywatnej plaży. A tam właśnie stała ona.
Granger zdjęła z siebie sandałki i zaczęła wchodzić do wody, mocząc stopy. Zaśmiała się, gdy jedna z fal uderzyła w nią, mocząc sukienkę.
A on nie mógł oderwać wzroku. Pochłaniał każdy jej krok. Wydawała się taka odległa. Taka nierealna.
- Paniczu Malfoy, pan Zabini przysłał list.
Draco powrócił niechętnie do rzeczywistości i skinął na skrzata. Wziął do ręki list napisany przez jego przyjaciela i odpieczętował go.
- Wrócę dzisiaj późno, Różyczko. – westchnął i rzucając ostatnie spojrzenie przez okno, wyszedł z domu.
~~*~~
- Co jest, Blaise? – zapytał, gdy wszedł do przestronnego salonu. Na dwóch fotelach siedzieli już jego przyjaciele z szklankami w rękach.
- Posłałem po ciebie, żebyś się z nami napił.
- Tylko po to? – Draco uniósł z niezadowoleniem brew.
- A co, gdy kobieta marzeń wpadła do twojego życia, zacząłeś mieć dość przyjaciół?
- Zamknij się, kretynie. – syknął, a mulat roześmiał się, nalewając whisky. – Ta kobieta jak na razie doprowadza mnie do szału.
- Musisz się przyzwyczajać, stary. One mają to w naturze. – uśmiechnął się głupio Teodor.
- Nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić. – westchnął. – Co jeżeli Potter i Weasley faktycznie nie żyją? Nie mogę ukrywać jej wiecznie.
- A tutaj, drogi przyjacielu, cię pocieszę, ponieważ twój wyjątkowo uzdolniony i przystojny kumpel, znalazł poszlakę. No, Teo też się w jakimś stopniu przyczynił.
- Może jaśniej? – zirytował się blondyn.
- Potter prawdopodobnie żyje. Mamy ślad, ale potrzebujemy jeszcze trochę czasu.
- Jest to pewne?
- Tak bardzo jak to, że Blaise jest ułomny. – potwierdził Teodor, a Draco uśmiechnął się.
- W końcu dowiaduję się czegoś konkretnego.
Zbił z przyjaciółmi piątki, a już po chwili zawartość jego szklanki znacznie zmalała. Świat może mieć jeszcze dla niego dobre informacje...
- Chłopaki, ja się już zbieram. Późno już. – stwierdził po kilku szklankach, a w głowie mu zaszumiało.
- Już? – zapytał zawiedziony Blaise.
- Daj mu spokój! – szturchnął go Teodor i rozrechotał się. – Czeka na niego ukochana! Jak wróci zbyt późno i pijany, to mu się oberwie!
Draco przewrócił oczami i pokręcił z niedowierzaniem głową. Nie potrafił się jednak nie uśmiechnąć.
Pożegnał się z przyjaciółmi i teleportował do domu, idąc w jego kierunku ze zbyt wesołym nastawieniem. Nie wiedział dlaczego tak się czuł, ale cieszył się, że tam wraca ze świadomością, że w środku jest ktoś jeszcze.
Wkroczył do środka i po cichu pokonał schody. Chciał skręcić do swojej sypialni, gdy przy drzwiach na końcu zauważył jakiś ruch. Wyciągnął różdżkę przed siebie i najciszej jak potrafił, podszedł do tamtego miejsca.
- Potrzebujesz czegoś z mojego gabinetu, Granger? – wysyczał, z satysfakcją obserwując jak dziewczyna podskakuje ze strachu.
- Ja... szukałam...
- Informacji? – uniósł brew. – Nie chcę cię tutaj więcej widzieć. Czy nie wyraziłem się dość jasno z tymi zasadami?!
- Ja...
- WYNOŚ SIĘ STĄD!
Szatynka skuliła się w sobie, ale po chwili odwróciła się i pobiegła do swojej dotychczasowej sypialni, zamykając się w środku.
Draco natomiast oparł się plecami o ścianę i westchnął głęboko. Schował twarz w dłoniach i ze złością sarknął. Ta sytuacja nie miała przynieść nic dobrego.
~~*~~
Kolejne dni dłużyły się dla obojga. Hermiona unikała Dracona, a Draco unikał Hermiony. Żadne z nich nie miało ochoty wracać do sytuacji sprzed kilku dni. Szatynka zdawała sobie sprawę, że nie powinna tego robić, że przecież przedstawił jej swoje zasady na samym początku. Tyle, że nie czuła się tutaj pewnie. Chciała wiedzieć na czym stoi, czego może się spodziewać, co ukrywa Malfoy.
Blondyn także wiedział, że zareagował zbyt gwałtownie. Lecz czy nie miał powodu, by być wściekły? Wymagał przecież tylko tyle. Widocznie dla niej aż za dużo.
Na dłuższą metę sytuacja była męcząca dla ich obojga. Jadali osobno, gdy drugie pojawiało się w zasięgu wzroku, pierwsze znikało. Nie chcieli wchodzić sobie w drogę. Draco rano potrafił wyjść, a wieczorem wrócić, często z siniakami i ranami, które Hermiona również starała się ignorować.
W końcu jednak nie wytrzymała.
Pewnego wieczora, gdy wrócił z misji, natrafił na nią w kuchni. Chciał, jak to zazwyczaj robił, ją ominąć, ale ona nie patrząc na niego, wypaliła:
- Zjesz coś? Zrobiłam tego więcej i...
- Sama gotowałaś? Gdzie Różyczka? – zapytał obojętnie.
- Dałam jej wolne, źle się czuła.
- Dałaś wolne mojemu skrzatowi? – uniósł brew z niedowierzaniem. – Granger, czyś ty zgłupiała?!
- Przepraszam. – jęknęła.
Draco odetchnął, ale usiadł przy stole, patrząc niepewnie na potrawy. Nie mógł powstrzymać uczucia ulgi, które opanowało go, gdy się do niego odezwała.
- W porządku. Zjem. – odpowiedział na pozór chłodno. Włożył pierwszą porcję do ust i musiał przyznać, że smakowało o wiele lepiej, niż zrobione przez skrzata. – Jest niezłe.
- Cieszę się. – uśmiechnęła się delikatnie i wstała z miejsca. – Możesz zjeść wszystko.
Draco odprowadził ją wzrokiem, po czym westchnął głęboko. Dokończył posiłek i wstał niechętnie. Nie miał pojęcia co go podkusiło, ale postanowił. Musiał z nią porozmawiać inaczej to wszystko mogło się ciągnąć wieczność.
Przeszukał dom, ale nigdzie jej nie znalazł. Pokój pusty, biblioteka pusta... Kolejnym pomysłem była plaża, na której widział ją ostatnio. Ruszył więc w tamtą stronę, ale zatrzymał się w pół kroku. Hermiona siedziała skulona na ławce w ogrodzie, wpatrując się w spokojne morze. Przez chwilę wpatrywał się w jej nieruchomą sylwetkę, ale w końcu otrząsnął się, stając po cichu za nią.
- Nie jest ci zimno? – zapytał głupio, a ona pokręciła głową. Na jej ramionach widoczne były jednak dreszcze.
Blondyn westchnął i podał jej swoją bluzę, nawet nie czekając na odpowiedź. Szatynka wzięła ją po chwili niechętnie, narzucając na zmarznięte ramiona.
- Chciałaś wiedzieć dlaczego ci pomogłem i dlaczego cię tutaj trzymam, prawda?
Szatynka skinęła głową, odwracając się w jego stronę.
- Więc odpowiem ci. Pomagam Zakonowi Feniksa. Miałem cię przenieść, bo na polu bitwy zrobiło się gorąco, a następnie, dopóki sytuacja się nie wyprostuje, miałem cię gdzieś schronić.
Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem i jęknęła.
- Jak długo mam tutaj być? Jestem im potrzebna! Muszę znaleźć przyjaciół!
- Uspokój się. Wpadliśmy na ślad Pottera, ale to nie jest nic pewnego. Gdy wszystko będzie jasne, będziesz mogła sobie iść.
- Kiedy odzyskam swoją różdżkę?
- Wybacz, Granger, ale nie ufam ci. Jeżeli ci ją oddam, a ty wrócisz, będzie po nas... Czarny Pan się tobą interesuje, chce cię wykorzystać jako przynętę!
- To dlatego zawsze wracasz taki posiniaczony? – zapytała cicho. – Kłamiesz, że nie wiesz gdzie jestem.
- Tak. – odpowiedział obojętnie.
Między nimi zaległa na kilka minut cisza. Hermiona nie wiedziała co na to odpowiedzieć. Wzruszało ją w jakiś sposób jego poświęcenie.
- Ja... dziękuję, Malfoy.
Nie pokazała mu tego, ale uśmiechnęła się delikatnie. Posunęła się na ławce i wskazała obok siebie miejsce. Draco usiadł niepewnie, ale nie spojrzał na nią.
Oboje nie potrafili się przyznać nawet przed samym sobą, ale w tej chwili coś się zmieniło. Jednak była tylko cisza. Cisza i oni.
~~*~~
- Granger, powiedz mi, czy ty robisz za skrzata domowego? – w kuchni rozległ się kpiący głos Dracona Malfoya, którego Hermiona zmierzyła niechętnym spojrzeniem.
- Nie, ale jak nie masz ochoty jeść, w takim razie nie musisz! – syknęła, ale Malfoy opadł na krzesło i zabrał jeden z talerzy.
- Jak już nie ma co jeść, to wezmę to. – udał smutek. – Masz dzisiaj jakieś plany, Granger? Czy może zamierzasz w ciągu dalszym pożreć część mojej biblioteki?
- A mam coś ciekawszego do roboty? – warknęła.
- W sumie to nie. – wzruszył ramionami.
- A ty, Malfoy? Co dzisiaj planujesz?
- Idę z Zabinim i Nottem do Czarnego Pana. Zapowiada się kolejne ciekawe popołudnie.
- Kiedy to wszystko się skończy? – zapytała cicho.
- Gdy nadejdzie czas, Granger...
~~*~~
- Proszę, proszę! Dracona Malfoya trafiła chyba w dupę strzała Amora w postaci Hermiony Granger! – Blaise ryknął śmiechem.
- Preferuję inny rodzaj przyjemności, nie wiem jak bawicie się z Nottem. – warknął.
- Nie szczerz się tak jak głupi przy Czarnym Panu lepiej, kretynie. – szturchnął go Teo. – Dzisiaj podobno jest wyjątkowo wściekły.
- No to cudownie! – zironizował. – Czekałem na to tylko przez całą noc!
- Ja tam myślę, że w nocy to ty robiłeś inne rzeczy... - szepnął Zabini, ale nie zdążył oberwać, bo wrota otworzyły się, a głos ze środka nakazał im wejść.
- Wejdźcie, moi śmierciożercy! Draco, znasz pytanie, prawda?
- Tak, panie, znam. – ukłonił się. – Niestety jednak nie znaleźliśmy jej. Zakon prawdopodobnie ją ukrył.
- Tak? – czerwone ślepia zabłysły. – Szkoda.
Z wypowiedzianym słowem, przez ciało chłopaka przeszedł ból. Był gotowy od samego początku. Ale wierzył, że warto... Jeżeli to wytrzyma, wytrzyma wszystko.
- Jutro z samego rana macie się tutaj zjawić. Przydzielę wam wojsko. Daję wam już tylko tydzień. Szlama za życie waszej trójki.
~~*~~
Draco wszedł do salonu, spoglądając mętnym wzrokiem na dziewczynę leżącą na kanapie, czytającą książkę. Co czuł w tej chwili? Żal, smutek, przerażenie? Dostał tylko tydzień, a wtedy będzie musiał zadecydować. Jeżeli nic nie wymyśli, zginą.
Hermiona jakby czując jego obecność, spojrzała na niego z zaciekaniem, ale mina jej zrzedła, widząc jego humor.
- Co on ci zrobił? – jęknęła.
- To nie ważne. Muszę się chyba napić. Chcesz też, Granger?
Szatynka skinęła głową, a po chwili w jej ręce spoczywał kieliszek czerwonego wina. Upiła z niego łyk, rozkoszując się smakiem.
- Za każdym razem wiem, że skończy się tak samo. – wyznał, gdy usiadł obok niej.
- To dlaczego wciąż z nim jesteś? Przecież nie chcesz mu usługiwać.
- To nie jest takie proste, Granger. Przed nim się nie ucieka.
Kieliszek za kieliszkiem opróżniał się, a oni zbliżali się nieświadomie coraz bardziej. Czuli, że sytuacja robi się coraz bardziej śmiała, ale żadne z nich nie chciało tego przerwać. Po całej butelce nawet nie zorientowali się, że ich głowy spoczywają obok siebie na oparciu kanapy, a twarze są zwrócone z uśmiechem w swoją stronę. Pochłaniali się bez słowa, pozwalając na chwilę bliskości. Każde badało uważnie drugie, zatapiało się w spojrzeniu swoich oczu...
Draco złapał delikatnie jej dłoń, gładząc ją opuszkami palców. Przesunął ją w górę, a ona przymknęła powieki. Wpatrywał się wciąż w jej błogą twarz, z ochotą nachylenia się do kuszących ust. Przesunął dłonią na jej przedramię i zamarł. Pod palcami poczuł charakterystyczne wybrzuszenia. Spojrzał na nie, niemal ze strachem.
- Co to jest? – wychrypiał ostro.
Szatynka podskoczyła i chciała wyrwać rękę z jego uścisku, ale nie pozwolił na to.
- To nic, skaleczyłam się...
- Nie rób ze mnie idioty, Granger. Dlaczego to zrobiłaś?
- Ja... - wychrypiała. – To była moja ucieczka. Nie chcę o tym rozmawiać. Wybacz, jestem zmęczona.
- Nie odejdziesz, póki mi nie powiesz, dlaczego się okaleczasz.
- Dlaczego?! – krzyknęła, a oczy jej się zaszkliły. – Dlatego, że jestem tutaj sama! Zawiodłam moją rodzinę, zawiodłam przyjaciół. Jestem bezużyteczna!
- Jesteś idiotką. – syknął. – Dawna Granger nie poddała by się w ten sposób. Tak, poddałaś się.
- Ja nie... - wciągnęła powietrze, gdy przyciągnął ją do siebie. Zamarła, nie mogąc oderwać wzroku od szarych tęczówek.
- Nie pozwalam ci na to, rozumiesz? Jeżeli jeszcze raz zobaczę cię w takim stanie... Nie doceniasz, że masz bliskich, którzy cię kochają, że jesteś dla nich ważna. Nie doceniasz życia. I co z tego, że nasze są gówniane? Ale żyjesz. Inni ci tego zazdroszczą, więc rób im na przekór i żyj dalej!
- Ja... muszę już iść...
Chłopak puścił jej rękę i obserwował jak wbiega po schodach, a następnie usłyszał trzask drzwi. Westchnął i schował twarz w dłoniach.
A miało być tak pięknie...
~~*~~
Hermiona zeszła na dół z delikatnym bólem głowy i wstawiła wodę na herbatę. W jej głowie jak na złość od wczorajszego wieczora majaczyły wspomnienia szarych tęczówek. Były tak blisko... A gdy się nachylił... Myślała, że odpłynie... W nozdrzach wciąż czuła przyjemne perfumy... A potem... Nikt nie powinien się o tym dowiedzieć, szczególnie Malfoy. W tej chwili czuła się tak, jakby nie szanowała tego, że się dla niej poświęca.
Potrząsnęła głową, czując, że jej policzki różowieją. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale na szczęście nikogo nie było.
Westchnęła i usiadła na tarasie, wpatrując się przed siebie. Minuty mijały, ale on się nie pojawiał. Miała wrażenie, że nie zrobi tego do wieczora. Czuła, że była tutaj sama.
Wróciła do domu i weszła na górę stukając w drzwi jego pokoju, ale nikt nie odpowiadał. Teraz była już pewna, że poszedł ponownie do Niego.
Przez cały dzień nie mogła sobie znaleźć miejsca. Krzątała się po prawie każdym pomieszczeniu, próbowała nie myśleć o niczym złym, ale przez wszystkie te godziny stresowała się jak nigdy. Nie chciała by znowu wrócił w opłakanym stanie. Miała świadomość, że to przez nią.
O zachodzie słońca stanęła na brzegu morza, mocząc stopy. Przyjemna woda chociaż odrobinę działała na jej podenerwowanie. W danym momencie najchętniej usiadłaby w niej i rozpłakała się. Już dawno nie czuła się tak bezsilna...
- Tęskniłaś? – niemal natychmiast odwróciła się na wypowiedziane słowo z uśmiechem na ustach. Jej wargi jednak zadrżały, gdy zobaczyła, że dzisiejszego dnia wygląda jeszcze gorzej niż wczoraj.
- Na Godryka, Draco. – jęknęła, a chłopak uniósł delikatnie kącik ust do góry. – W tym tempie cię zabiją!
- I tak to zrobią. Został mi zaledwie tydzień.
- Co... nie, nie możesz! – krzyknęła drżącym głosem. – Wiem, że uratowałeś mnie dlatego, że prosił cię o to Harry, ale ja na to nie pozwolę. Niech to się skończy! Wrócę tam i będę walczyć!
- Zamknij się. – syknął ostro, ale Hermiona odwróciła się z zamiarem odejścia. Draco szybko pokonał dzielącą ich odległość i złapał za rękę, odwracając w swoją stronę. – Nigdzie nie pójdziesz.
- Puść mnie! – krzyknęła.
- Nie!
- Wszystko im wyjaśnię, nie musisz się dla mnie poświęcać!
- Jesteś cholernie głupia skoro uważasz, że jedynym powodem, dlaczego cię chronię jest Potter i ten wasz głupi Zakon.
- A jaki jest inny powód? Naprawdę masz zamiar umierać przez taką głup...
Nie dokończyła, bo blondyn wziął jej twarz w dłonie i pocałował. Fale rozbijały im się o nogi, mocząc je, ale nie zwracali na nie uwagi. Przez pierwszy moment nie zareagowała, ale po chwili przymknęła powieki, oddając pocałunek. Czuła jak nogi jej miękną, serce łomocze. Chwyciła palcami jego koszulę, ale on odsunął się od niej nagle i nie patrząc na nią, po prostu odszedł.
Nie zawołała, nie pobiegła za nim. Wpatrywała się w jego oddalające plecy bez jakiegokolwiek ruchu...
~~*~~
Czekała. Czekała na niego cholernie długo. Po kilku godzinach zaczęła drżeć na zimnym wietrze, ale usiadła na piasku, opatulając się ramionami. Lecz on nie przyszedł. Nie było go też dnia kolejnego, ani następnego.
Drżała na samą myśl, że jego nie ma, że coś mogło się stać. A ona nie miała żadnych wieści, różdżki, ani szansy na ucieczkę. Była sama z od czasu do czasu pojawiającą się Różyczką.
Odliczała dni, które jej pozostały. Z tygodnia zrobiły się cztery dni, a potem już tylko dwa... Gdy został jeden, w końcu coś się zdarzyło.
Weszła do salonu i podskoczyła ze strachu. Na kanapie siedziało dwóch mężczyzn w czarnych pelerynach należących do śmierciożerców. Oboje spojrzeli na nią i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Kim jesteście?!
- Teodor i Blaise. – przedstawił się Teodor. – Nie pamiętasz nas ze szkoły?
- Gdzie Draco? – zapytała drżącym głosem, a Blaise roześmiał się cicho.
- Jesteśmy tu na jego rozkaz. – odpowiedział spokojnie. – Kazał cię stąd wyprowadzić i gdzieś ukryć.
- Nigdzie stąd nie wyjdę. Jak Malfoy tego chce, to niech sam ruszy tutaj swój tyłek.
- To słodkie. – stwierdził Teo, uśmiechając się do niej przyjaźnie. – Niestety ten dureń jest tak samo uparty jak ty. Dobraliście się idealnie.
- Czy... czy wszystko z nim dobrze?
- Tak, poza tym, że czeka na swoją śmierć, to całkiem nieźle. Wypił chyba sam z litra whisky, ale całkiem sprawnie mu to poszło.
Hermiona jęknęła i usiadła na krześle. Zagryzła z niepokojem wargę. To już jutro...
- Zostanę tutaj. – powiedziała twardo, a chłopcy westchnęli. – Wie, gdzie mnie szukać.
~~*~~
Nigdy nie było jej tak ciężko zasnąć jak tej nocy. Kręciła się na każdej stronie, krzycząc w poduszkę. Była bezradna. Nie miała szansy mu nawet pomóc. Będzie miała go na sumieniu. Nie przeżyje z myślą, że ten człowiek oddał za nią swoje życie...
- Dlaczego ty nigdy nie słuchasz?!
Szatynka podskoczyła i usiadła na łóżku w pozycji bojowej. W drzwiach stał we własnej osobie Draco Malfoy. Cały blady i zmizerniały, ale widocznie wściekły.
- Draco... przyszedłeś...
- Dlaczego, Granger?! Powiedziałem im, że mają cię gdzieś przenieść, a tymczasem ta dwójka głąbów wróciła i powiedziała, że się zbuntowałaś!
- Od jak dawna? – wyszeptała, a on zmarszczył brwi. – Od jak dawna coś do mnie czujesz?
- To nie ma znaczenia. – warknął.
- Dla mnie ma!
Spojrzał na nią przez dłuższą chwilę, po czym wypuścił z siebie powietrze.
- Od czwartej klasy. Odkąd byłaś z tym kretynem Krumem na balu, a nie ze mną. Od zawsze byłaś zakazana, nigdy nie powinienem nawet pomyśleć o tym, że chciałbym, byś była moja. Obserwowałem z każdym rokiem jak piękniejesz, jak coraz więcej mężczyzn wodzi za tobą spojrzeniami. A ja nie mogłem cię mieć, chociaż tak bardzo chciałem. – wyznał, zaciskając dłonie w pięści. – To chciałaś usłyszeć? I co teraz? Zmieniłem twoje uczucia? Co TY do mnie czujesz? Kochasz mnie?
- Ja... - wyszeptała i spojrzała na niego z bólem.
- Tak jak myślałem. – odparł spokojnie i wyszedł z jej pokoju, a ona opadła na łóżko. Po jej policzkach popłynęły samotne łzy...
~~*~~
- Hermiona! Hermiona, obudź się! - szatynka otworzyła oczy, które niemal natychmiast skrzyżowały się z innymi, niebieskimi.
- Ron! – wydusiła i rzuciła się przyjacielowi na szyję, wtulając się. – Co ty tutaj robisz?! Skąd się tutaj wziąłeś?! Tak się cieszę, że żyjesz! Gdzie Harry?
Rudzielec roześmiał się i przytulił ją mocniej.
- Widzę, że wszystko u ciebie w porządku. Jak zwykle zadajesz za dużo pytań jednocześnie. Jednak wszystko wyjaśnię ci później. Musimy uciekać, Hermiona. Nie mamy teraz czasu.
- Co? Dlaczego, co się dzieje?
Jak na zawołanie z dołu dobiegł hałas i niewielki wybuch. Okna jednak zadrżały od jego siły. Z każdą sekundą słychać było więcej krzyczących głosów.
- Chodź, uciekamy!
- Zaczekaj, gdzie Draco?!
- Nie mam pojęcia. Pewnie gdzieś walczy. Teraz to nie ważne, już nie musisz u niego mieszkać. Szybko, uciekamy!
- Ron! Tak nie można!
Jej przyjaciel westchnął i pocałował ją. W pierwszym momencie nie zarejestrowała co się dzieje. Zaskoczył ją. Automatycznie przymknęła powieki, ale po kilku sekundach go odsunęła od siebie.
- Weasley, zabierz ją stąd. – usłyszała od drzwi wściekły głos. Spojrzała na jego właściciela, a w sercu coś ją ścisnęło. Spojrzał na nią krótko, po czym bez słowa się wycofał.
- Draco! – krzyknęła za nim, ale nikt się nie pojawił w drzwiach.
- Hermiona, musimy iść! Tutaj jest niebezpiecznie!
Ron chwycił ją za nadgarstek i siłą wyciągnął z pokoju. Wokoło unosił się dym, więc zaczęła kaszleć. Czuła, że rudzielec ciągnie ją do wyjścia. Kątem oka widziała walczących ludzi, ale nigdzie nie zauważyła blond włosów Dracona.
Oddalali się coraz bardziej, a ona wpadała w coraz większą panikę.
- Nie! Ron, puść mnie! Muszę tam wrócić!
- Nie możesz!
- Muszę! – nie wiedziała jak, ale wyrwała się przyjacielowi z uścisku ręki i pobiegła z powrotem w kierunku domu.
Wbiegła do pomieszczenia, zakrywając usta dłonią, by nie wdychać dymu i rozejrzała się. Uniknęła lecącego w jej kierunku zaklęcia, chowając się za jednym z foteli, który stanął w ogniu. Czuła się bezbronna bez różdżki, ale nie chciała się poddać.
- Draco! – krzyknęła, ale nie usłyszała jego głosu.
Wbiegła na piętro i kaszląc, dotarła do otwartego gabinetu. A w środku stał on. Uśmiechnęła się, ale on nie wyglądał na zadowolonego. Skoczył w jej kierunku, a już po chwili odepchnął za biurko, strzelając złotym promieniem w śmierciożercę, który wbiegł do pokoju zaraz za nią.
- Zgłupiałaś, Granger?!
- Szukałam cię! – pisnęła i skuliła się.
- Stanowczo za często łamiesz zasady. Już nie pamiętasz, że nie wolno ci tutaj wchodzić?!
- Ale...
- Dlaczego nie poszłaś z Weasleyem?
- Możesz dać mi dojść do słowa?! – zirytowała się. – Zniknąłeś i nie dałeś mi dokończyć naszej ostatniej rozmowy! Zapytałeś co do ciebie czuję i powiedziałam, że cię nie kocham. To prawda, bo do miłości trzeba czasu. Jednak... jeżeli to wszystko się skończy, chciałabym dać nam szansę. Poznać się, zacząć coś od nowa. Dać nam nowy początek.
- A co z Łasicem? Między wami coś chyba jest...
- Nie, to nie tak. – pokręciła głową. – To co widziałeś, nie było z mojej inicjatywy. To nic nie znaczyło.
Draconowi to wystarczyło. Wziął jej twarz w dłonie i pocałował mocno. Nigdy nie czuł w sobie nic tak przyjemnego. Pierwszy raz miał wrażenie, że życie w końcu daje mu szansę. Całował jej wargi dopóki obojgu nie starczyło tchu.
- Chyba zasłużyłaś na różdżkę, Granger. – szepnął i przygryzł jej dolną wargę.
Wyciągnął z kieszeni patyk i wręczył jej w rękę, a drugą dłoń pochwycił w swoją, mocno ściskając. Pociągnął ją delikatnie za sobą, wciągając w wir walki. Walczyli ramię w ramię, bez problemów, jakby jakaś siła dodawała im mocy.
Walka trwała długo, ale nie czuli zmęczenia. Wiedzieli, że ludzie z Zakonu Feniksa dołączyli, wygrali tę wojnę. Hermiona uśmiechnęła się wesoło do Draco i wyciągnęła go przed budynek.
Na zewnątrz czekali jej przyjaciele. Ron i Harry, brudni od pyłu i krwi, patrzyli na jej dłoń, która trzymała Dracona Malfoya. Widziała ich miny, ale była na to przygotowana, gdy tylko postanowiła. To mężczyzna obok niej przez ostatni czas poświęcał własne życie dla niej, to on dał jej schronienie. To właśnie jemu dała szansę.
Przed nimi tlił się nowy początek, który był nadzieją na lepsze, szczęśliwe jutro. Człowiek smutny, skazany przez los, miał szansę na uśmiech. Wiedział, że przy niej w końcu szarość nabierze barw. I choć nie zawsze jest łatwo, we dwoje można zdziałać o wiele więcej.
Ona natomiast odkryła coś nowego. Coś, czego nigdy by się nie spodziewała. Bo kto by pomyślał, że los sprowadzi go na jej drogę, a ona odkryje w swoim wrogu coś więcej?
Nigdy nie możemy być pewni jutra.
A kto wie, może dla nas także przyniesie coś nowego?
Wystarczy... dać sobie szansę.
________________________________________
Wróciłam!
Po bardzo długim czasie, za co baaaardzo Was przepraszam. Po prostu nie miałam głowy do pisania, wiele się w moim życiu wydarzyło.
Nie zapomniałam jednak o Was i wracam z miniaturkami!
Z tej powyższej nie jestem zadowolona, chciałam wrócić z czymś dobrym, a wróciłam z tym, ale mam nadzieję, że dacie mi jeszcze szansę! :) (trochę wypaliłam się z tymi wojennymi pomysłami, bo HOŚ :P)
Nie wiem ilu Was ze mną zostało, ale mam ciągle zapisane użytkowników i ich pomysły na miniaturki, które będę tutaj udostępniać, jednak BARDZO PROSZĘ, aby Ci, którzy mieli jakąś zamówioną się przypomnieli (mogłam czegoś nie zapisać) oraz Ci, którzy również by jakąś chcieli, napisali w komentarzu.
Aww, tęskniłam mega za Wami wszystkimi! Mam nadzieję, że Wy trochę też :*
A teraz już nie zawracam gitary, trzymajcie się! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro