Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wyrzucenie z siebie problemów

Byłam wesołą dziewczyną. Lekcje Wróżbiarstwa czy Historii Magii nie wzbudzały we mnie niechęci. Podchodziłam do wszystkiego z dystansem. Uczyłam się dobrze, często łapałam Wybitne. Miałam kontakt z wieloma ludźmi.

Teraz tego nie ma. Dlaczego? Przez list od mojej matki.

„ ... Jak można dostać mniej niż Powyżej Oczekiwań?! Jesteś moją córką, nie ośmieszaj mnie w ten sposób. Wydajemy z ojcem tyle pieniędzy na ciebie! Może łaskawie zaczniesz się starać? Jesteś do niczego! Masz to poprawić! Spodziewałam się po Tobie więcej..."

Spodziewałam się po Tobie więcej... Utkwiło mi to w głowie. Musiałam poprawić tą ocenę z Transmutacji. Zaczęłam spędzać większość czasu w bibliotece. Piątki i soboty poświęcałam na naukę. Niedziela to jedyny dzień, kiedy wszyscy wychodziliśmy do Hogsmeade. Czasami i tam zabierałam notatki i zerkałam na nie, gdy inni zamawiali napoje. Wychodziłam zawsze ze swoimi znajomymi, ale byłam przy nich jak cień. Gdy moje współlokatorki spały, ja  siedziałam z różdżką zaświeconą pod kocem, przeważnie robiłam tak przed zaliczeniem z Eliksirów dla naszego opiekuna.

Przez pół roku nie przyszedł żaden list od rodziców, czyli w miarę musiałam ich zadowolić.

Raz odpuściłam sobie wyjście do miasteczka, nastepnęgo dnia mieliśmy mieć test z Transmutacji. Miałam problem z tym przedmiotem, jak przeważająca liczba Ślizgonów, dlatego siedziałam w bibliotece z trzema różnymi podręcznikami.

- Wow, nie sądziłem, że ktoś normalny przychodzi tu o tej porze.

Właśnie wtedy jakaś osoba mi przerwała. Podniosłam wzrok i zauważyłam starszego chłopaka z rudą czupryną. Jeden z bliźniaków Weasley.

- Ty też tu jesteś - zmarszczyłam brwi.

- Tak, moja droga Saro, ale ja nie jestem na pewno normalny.

- Wymawiasz moje imię specjalnie, bo wiesz, że niezbyt odróżniam ciebie i twojego brata - prychnęłam.

Roześmiał się. Chciałam wrócić do nauki.

- Dzisiaj masz do czynienia z Fredem. Czemu się uczysz?

Zapamiętać: Fred mnie bardziej wkurwia.

- Test z Transmutacji. Muszę mieć Powyżej Oczekiwań lub Wybitne.

Podrapał się po głowie, a ja znowu utknęłam nos pomiędzy książki.

- Jesteś naprawdę dziwna.

- Ja tylko się uczę, aby wyjść na człowieka kiedyś.

- Jesteś dopiero na piątym roku... - musiał przez chwile się zastanowić. - Masz dużo czasu i tak najważniejszy jest siódmy rok.

- Nie dla mojej matki - syknęłam już zirytowana, bo chciałam serio tego się nauczyć. Co z tego, iż uczyłam się już tego tydzień temu...

- To przez nią często płaczesz?

Zszokowana spojrzałam na niego. Skąd wiedział, że płaczę praktycznie, co wieczór.

- Pomyliło ci się coś - machnęłam ręką.

- Zawsze rano masz mocno podkrążone oczy - usiadł obok mnie - nawet tona makijażu nie oszuka mnie. Hermiona mówiła, że raz zaczęłaś panikować, jak zapomniałaś referatu dla Sprout.

Pamiętam to, pozwoliła mi donieść następnego dnia.

- Przemęczasz się - podsumował.

- Niestety, moją matkę to nie obchodzi - zaczęłam pisać coś na pergaminie.

Chłopak niespodziewanie chwycił mnie delikatnie za podbródek i skierował w swoją stronę.

- Jednak mnie obchodzi.

Jeny, moje serce zmiękło. Poczułam przyjemne uczucie, hmm, bezpieczeństwa? Chyba tak to mogę określić. To było wariactwo.

- Będę cię w każdy piątek i sobotę wieczoram zabierał na spacery - objaśnił nie pytając mnie o zdanie, chociaż nawet nie chciałam się sprzeciwiać. - Jestem pewny, że to umiesz, a matka jest daleko.

Zaskoczył mnie. Miał racje. Zabrał mi jeden pergamin i napisał na nim wielkimi literami „WYRZUĆ TO Z SIEBIE".

- Napisz tu, co chciałabyś powiedzieć jej.

Zastanowiłam się chwile, lecz dwa razy powtarzać nie trzeba było.

Chciałabym, żebyś była ze mnie w końcu dumna. Przez próbę kreowania mnie na lepszą niż jestem, niszczysz mnie, a zarazem tracisz jako córkę. Kocham cię, ale jak skończę szkołę, nie będziesz miała nic do powiedzenia".

- Brawo! - Fred posłał mi szeroki uśmiech.

Ja rzuciłam mu się na szyję i mocno przytuliłam się do niego.

- Dziękuje... - powiedziałam cicho.

- Nie martw się, maleństwo - pogładził moje włosy. - Ja ci pomogę. Teraz chodź odprowadzę cię do lochów, abyś mogła się przespać i porządnie odpocząć.

Całą drogę zagadywał mnie różnymi głupotami, a jego ręka spoczywała cały czas na moim bardziej oddalonym ramieniu. Poczułam w końcu, że mam wsparcie, którego brakowało mi od dawna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro