Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wieczna troska o innych

Blanka siedziała samotnie przed kominkiem w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Czytała jakąś grubą książkę i raczej nie zamierzała przerwać tej czynności, była bardzo nią pochłonięta. Panowała ogólna cisza, nikogo nie było w wieży. Wszyscy wybyli do Hogsmeade. Ona jednak postanowiła zostać. I tak nie miałaby, co tam robić. Przyjaciółek nie ma, kilka koleżanek by się znalazło, ale one już się po dobierały w grupki, a dziewczyna nie miała w zwyczaju się wpychać. Wolała swoje książki.

Nagle i niespodziewanie spokój zakłócił pewien chłopak.

- O Blanka, - Gryfon zauważył ją dopiero gdy zdjął z głowy czapkę i otrzepał włosy ze śniegu - myślałem, że jesteś z innymi.

Niby z kim?

- Za zimno dla mnie - odparła niezbyt zgodnie z prawdą, lubiła zimę, krajobraz jaki w taką porę panował. - Ty czemu wróciłeś, Neville?

- Seamus i Dean wymyślili sobie walkę na śnieżki i zostałem ich głównym celem - zarumienił się na swoje słowa.

Dziewczyna opanowała wybuch śmiechu. Widziała, że chłopak cały trzęsie się z zimna. Zrobiła obok siebie miejsce i zachęciła go, aby je zajął. Również podała mu koc z oparcia kanapy. Blanka zawsze dbała bardziej o dobro innych niż własne.

- Może chcesz jeszcze herbaty? - podniosła swój kubek. - Niedawno sobie zrobiłam.

- Ja sobie zrobię, ale dziękuję - odparł grzecznie Longbottom.

Ona wróciła do czytania, a on pocierał dłońmi o ramiona. Dziewczyna zauważyła czyny wykonywane przez kolegę i nie mogła sobie odpuścić, aby spytać czy chce jeszcze jeden koc. Neville tylko przytaknął.

- Nie rozumiem Seamusa i Deana - zaczął. - Jesteśmy na szóstym roku, a oni dalej bawią się jak pierwszoroczni.

- Wieczne dzieci - skwitowała Blanka śmiejąc się.

- Racja, masz śliczny śmiech.

Zarumieniła się. Delikatnie, ale jednak. Neville kichnął jeden raz, a potem drugi.

- Dziękuje - powiedziała cicho. - Powinieneś położyć się w łóżku.

- Prawda - posłał jej delikatny uśmiech, po czym wstał oraz mocno owinął się kocem. - Dziękuję bardzo.

- Za co?

- Gdyby nie ty to bym pewnie nawet się nie ogarnął - stwierdził, co sprawiło, że dziewczynie zrobiło się bardzo miło.

Chłopak podszedł do niej i złożył jej szybkiego całusa na policzku.

- Miłego wieczoru, Blan - zawołał i zniknął na schodach.

On spał, a ona siedziała zaczerwieniona, idealny kolor pasujący do ich domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro