Troska o Wybrańca cz.1
- Myślisz, że kiedyś o niej zapomni? - mówiła do mnie Chloé, kiedy siedziałyśmy na obiedzie w Wielkiej Sali.
Marszcząc brwi patrzyła na stół Gryffindoru. Ja spokojnie pochłaniałam swoją porcję.
- O kim ty znowu mówisz? - jęknęła Astoria.
- Jak to o kim?! - oburzyła się blondwłosa. - Oczywiście, że o Potterze.
Gdy wypowiedziała to nazwisko, również spojrzałam na chłopaka. Siedział z głową opartą o ręce i grzebał w jedzeniu. Wyglądał na przybitego.
- Weź - prychnęła Greengrass. - Cho to tylko jedna z Krukoneczek, które szukają romantyka jak nasz drogi Cedrik...
- Przestań - przerwałam jej. - Wiele osób nadal przeżywa jego śmierć, a zwłaszcza Harry.
- Harry? - powtórzył Blaise, wtrącając się do rozmowy. - Od kiedy tak do niego mówimy?
Wywróciłam oczami. Zawsze musi dodać coś od siebie.
- Zabini, przymknij się i jedz ten deser.
- Do mnie to po nazwisku, co?
Już nic mu nie odpowiedziałam. Chciałam dokończyć swój budyń.
- Ktoś tu jest zazdrosny - zaśmiała się Chloé.
- Przesadzasz - odłożyłam miskę na bok.
Nie czekając na nikogo, wyszłam z pomieszczenia. Za chwilę powinniśmy mieć Transmutację. Jednak to dopiero drugi tydzień nauki, nikomu się nie śpieszy. Usiadłam pod klasą. Miałam moment na pobycie z dala od pozostałych Ślizgonów, a już zwłaszcza Zabiniego. Potrafił być za bardzo natrętny.
Nagle zobaczyłam, jak przez korytarz obok sali przebiega Potter. Nie wiem, co mnie popchnęło do tego, aby pobiec za nim.
- Harry! Harry!
Chłopak się zatrzymał i odwrócił się do mnie.
- Cześć, Clarisse.
- Hej - stanęłam przed nim i chwilę patrzyłam na jego zielone oczy. - Jak się trzymasz?
- Szczerze? - przytaknęłam. - Okropnie. Słyszę każdego, jak mówi o Cedriku... Patrzą na mnie ze współczuciem i jakby strachem.
Kurczę. Chłopak się męczył. Wpadłam na pewien pomysł.
- Chodź coś ci pokażę - złapałam go pod ramię.
Zaprowadziłam go na most prowadzący do Hogsmeade.
- Patrz - powiedziałam.
- Na co?
- Na wszystko - uśmiechnęłam się do okularnika. - Sam widoku tutaj jest czymś... niezwykłym.
Harry kilka sekund patrzył na mnie, ale potem posłusznie rozejrzał się.
- Jesteś inna niż pozostali Ślizgoni - rzekł. - Co ty tam z nimi robisz?
- Sama się czasem zastanawiam - zaśmiałam się. - Jednak widzę w nich coś pozytywnego, nie to co pozostali.
- W Zabinim również?
Wybuchnęłam śmiechem. Dobra, z Blaisem naprawę da się czasem pogadać czy pożartować.
Harry ponownie na zwrócił wzrok na mnie, a ja na niego. W tym samym momencie przysunęliśmy się do siebie, lecz odwróciłam głowę w bok. Gryfon przez to się wycofał. Było mi głupio, ale chłopak, jak na dom, w którym był, sam mnie pocałował. Nie trwało to długo, gdyż tym razem on odsunął się ode mnie jak poparzony.
- Przepraszam - wymamrotał.
- Nic się nie stało - odparłam cicho. - Chodź, ominęła nas lekcja z McGonagall, a zaraz będą Eliksiry. Przynajmniej na nie zdążmy.
Przytaknął i w ciszy ruszyliśmy do szkoły.
*zabijcie mnie, ale to pierwszy dzień od tygodnia, w którym cały dzień jestem w domu i a końcu się wyspałam...
mam ochotę na jakiś melanż xD
a jak tam wasze wakacje? coś się już działo? ❤❤❤*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro