Tom Marvolo Riddle x Reader
maj 1945 rok, Hogwart
Mieliśmy Eliksiry. Slughorn kazał nam się podobierać w pary. Jak zwykle byłam z Riddlem. Niby jest samotnikiem i słyszałam, że interesuje się czarną magią, ale to jak większość Ślizgonów. Pogłoski mówią także o mrocznej grupie, którą dowodzi. Jednak nie przeszkadzało mi to w współpracy z Tomem oraz zakochaniu się w nim.
- Moi drodzy - zaczął profesor - dzisiaj będziemy ważyć Amortencję. Jest to napój miłosny o bardzo silnym działaniu. Nie wzbudza prawdziwej miłości, lecz mocne zauroczenie lub obsesję. - z każdym słowem Riddle zaciskał mocniej pięści. - Siła eliksiru zależy od długości jego przetrzymywania. Każdy również inaczej odczuwa zapach Amortencji, zależności od tego co lubi. To tyle, możecie brać się do roboty.
Przez cały czas pracy nad Sztuczną Miłością, zastanawiałam się, czemu Tom się denerwował podczas opisywaniu tego eliksiru przez opiekuna naszego domu. Wrzuciłam ostatni składnik, a chłopak zamieszał. Zawołaliśmy nauczyciela.
- Świetna robota - wychowawca uśmiechnął się. - Panno [T.N] powąchaj go, ale tylko chwilę, i powiedz nam co czujesz.
Nachyliłam się nad kociołkiem.
- Czuję...zapach nowego garnituru, kartek i lukrecję.
- Dobrze, na dzisiaj koniec. Do widzenia.
Mój kolega z ławki jako pierwszy opuścił salę.
Chciałam z nim pogadać. Nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy, czasami jedynie wymienialiśmy kilka słów. Znalazłam go. Siedział na błoniach. Sam. Pisał w swoim dzienniku. Przysiadłam się do niego. Ślizgon zerknął na mnie.
- Nie musisz się litować nade mną i spędzać ze mną czas- pierwszy się odezwał.
- Nie lituję się. Powiesz mi, dlaczego byłeś zły na Eliksirach?
Zamknął zeszyt i spojrzał przeszywająco w moje oczy. Poczułam, jak cała odwaga mnie opuszcza.
- Moja matka poiła bez przerwy Amortencją mego ojca - rozpoczął opowiadać. - On jej nie kochał. Gdy zaprzestała dawać mu jej, odszedł. Była w ciąży. Załamała się. Nie mogła znaleźć miejsca dla siebie. W końcu urodziła mnie w sierocińcu, a godzinę po porodzie zmarła. Mówi się, iż dziecko narodzone przez napój miłosny nie umie kochać.
- Uważasz, że to prawda? - zapytałam.
- Nie wiem, chyba nie.
- Czemu?
- Od jakiegoś czasu czuję, do pewnej dziewczyny, coś więcej niż przyjaźń - odparł.
- Można wiedzieć, jak się nazywa?- serce biło mi coraz mocniej.
- [T.I] [T.N].
Nie wierzę! Chłopak, który od piątego roku podoba mi się, zwrócił na mnie uwagę! Nie wiem, ale pocałowałam go! Myślałam, że mnie odepchnie, ale nie. On jeszcze bardziej pogłębił pocałunek. Rozpuszczałam się za każdym dotykiem jego ust.
Ten dzień był najwspanialszy w moim życiu!
maj 1957 rok, Hogwart
Od ukończenia szkoły minęło trochę czasu. Zostałam nauczycielką Obrony przed Czarną Magią. Przygotowywałam temat na jutrzejsze zajęcia. Miałam omawiać czerwonego kapturka. Usłyszałam charakterystyczny skrzyp dla teleportacji. Poszłam w stronę, gdzie było źródło dźwięku. Wtedy zobaczyłam go.
- Witaj [T.I] - przywitał się.
- Tom... - zdołałam z siebie wydusić tylko tyle.
Wyglądał inaczej. Nie był czarnowłosym młodym mężczyzną o brązowych oczach. Jego włosy stały się jaśniejsze i miał ich zdecydowanie mniej, a oczy były...czerwone? Choć to wielkie zmiany, ja rozpoznałam tego, w którym się zauroczyłam.
- Co cię do mnie sprowadza? - spytałam.
- Nie cieszysz się? - pokazał ironiczny uśmiech.
- Do rzeczy Riddle. Mam dużo pracy.
- Właśnie, wiedziałaś, że starałem się o posadę, którą teraz ty masz? - zaczął krążyć wokół mnie. - Odmówiono mi. Dwa razy. Za to od razu przyjęli ciebie.
- Masz do mnie żal?
Stanął na przeciwko mnie.
- Nie - dotknął mój policzek. - Mam propozycję.
- Jaką? - spięłam się.
- Chcę zmienić ten świat. Mam wielu zwolenników - szeptał mi do ucha. - Razem ze mną byś władała światem. Lepszym światem. Bez szlam.
- Chcesz tępić mugoli. Kieruje tobą rządza mordu i władza.
- Nie pomyślałaś, że życie mam zamiar spędzić z kobietą, którą kocham - znowu ten uśmiech.
Kiedyś nie oparłabym się jemu, ale dziś nie jest kiedyś.
- Kochasz mnie? - prychnęłam. - Gdyby tak było, odezwałbyś się. Napisałbyś, ale ty wolałeś czarną magię.
- Musiałem wyjechać, ale już jestem. Jeśli kochasz to poczekasz.
- Myślisz, że o tak rzucę ci się na szyję? Dużo czasu spędziłam przy oknie wypatrując zawsze twojej sowy.
- Już mnie nie kochasz? Masz kogoś?
- Nie.
Przesunął się bliżej mnie. Pogłaskał po głowie. Nogi robiły mi się z waty.
- Powiedz mi jedno - mruknął w moje usta.- Zgadzasz się?
- Jeśli kocha to nie opuści- warknęłam,- więc nie.
Niespodziewanie wyjął różdżkę i przyłożył mi ją do szyi.
- Zabijesz wszystkich, którzy ci się sprzeciwią - uśmiechnęłam się szyderczo tym razem ja. - Żenada.
Zmrużył oczy i wypowiedział:
- Avada Kedavra...Wszystkiego najlepszego, skarbie.
Padłam bezwładnie na posadzkę. Słyszałam śmiech Toma. Moje powieki powoli opadały, aż zamknęły się na zawsze.
[T.I] [T.N]
ur. 15 maja 1926 r.
zm. 15 maja 1957 r.
"Miłość jest bardzo ślepa, ale chęć bogactwa i władzy jeszcze większą."
Edit z 2020: Oh, to nadal jedna z moich ulubionych miniaturek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro