Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom Marvolo Riddle x Reader (2)

Uczęszczałam do Hogwartu. Byłam Ślizgonką, ale tylko dlatego, bo moi rodzice tego oczekiwali. Ja równie mogłam być Krukonką czy Puchonką. Gryffindor do mnie nie pasował. Nie posiadałam takich cech jak spryt, arogancja, odwaga, ale uczciwość, pracowitość i nieśmiałość. Z nikim się nie przyjaźniłam. Uznawali mnie za dziwoląga, odrzutka. Jednak wszystko się zmieniło po szkole, kiedy to ktoś się mną zainteresował. Od tamtej rozmowy z nim, stałam po jego prawej stronie. Pomagałam mu przy kierowaniu podwładnymi, przygotowywaniu napadów na mugoli. Sama bardzo chętnie brałam udział w zabijaniu tych obrzydliwych istot. Nigdy nie zwalał na mnie winy za niepowodzenie. Był jedyną osobą, która traktowała mnie poważnie i doceniła moje zdolności magiczne. Bardzo często przesiadywałam u niego w gabinecie. Piliśmy razem herbatę. Czasem dawał mi ukarać kilku ludzi. Przez te małe czyny...zakochałam się. Czułam, że mogę zrobić dla niego wszystko. Miałam wrażenie, że ja mu też nie jestem obojętna.
Raz, po jednej bitwie z aurorami przyszedł do mnie. Stał bardzo blisko. Zbliżył swoje usta do mojego ucha i powiedział:
- Chcę, abyś była moją żoną.

Zrobiło mi się strasznie gorąco. Serce zaczęło mocniej bić.

- Panie, ja nie zasługuję na takie wynagrodzenie...

- [T.I], jesteś mi najwierniejszą osobą, zawsze mogę polegać na ciebie - poprawił jeden kosmyk moich włosów. - Dostaniesz własną grupę Śmierciożerców i co tylko zechcesz.

- Panie, ja nie potrzebuje tych wszystkich podarunków. Wystarczysz mi jedynie ty.

Uśmiechnął się. Pocałował mnie w czoło, aż przeszedł mnie dreszcz.

- Ślub odbędzie się za tydzień.

Jest dzień przed moim ślubem. Jestem na misji, którą powieżył mi Czarny Pan. Znajduję się z innymi w jakieś dzielnicy. Zabiliśmy dwudziestu czterech mugoli. Zjawili się aurorzy. Toczymy z nimi walkę. Widzę, jak wiele naszych pada nieruchomo na ziemię. Pokonałam mojego przeciwnika, teraz przede mną stoi Fleamont Potter. Koleś niby w czasach szkolnych bujał się we mnie.

- Możesz się jeszcze z tego wycofać! - krzyknął.

- O czym ty do mnie mówisz?! - warknęłam.

- Wiem, że nie jesteś taka, jak on.

- Nikt nic o mnie nie wie!! Czy kiedykolwiek ktoś mną się zainteresował?!

Złamałam go tym.

- Przepraszam, mogłem wtedy do ciebie podejść i...

- Pani! - zawołał jeden z moich. - Musimy się zbierać! Pojawia się ich coraz więcej! Wykonaliśmy robotę!

Spojrzałam na Pottera. Żałował, ale moich decyzji nie zmienię. Poczułam nagły ucisk w klatce piersiowej. Nie była to Drętwota. Upadłam. Auror patrzył na mnie przerażony. Zza mnie pojawił się Dumbledore. To on rzucił na mnie zaklęcie śmiercionośne. Tracę przytomność. Słyszę głos Toma.

- Moja droga, obiecuję, pomszczę cię - mówi mi w głowie.

Uśmiecham się szyderczo do tego starego. Moje powieki opadły. Przeniosłam się do świata snów na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro