Ten najstarszy
- Fred! George! Jeszcze raz wejdziecie mi do kuchni i zabierzecie cokolwiek to nie ręczę za siebie!
Przez salon w Norze właśnie przebiegli bliźniacy spłoszeni krzykiem pani Weasley. Schowali się za kanapą, na której grałam z Ronem szachy. Mogliśmy usłyszeć ich cichy chichot.
- Daisy - zwrócił się jeden z nich do mnie. - Możesz iść sprawdzić, czy smok dalej zionie ogniem?
Powstrzymałam wybuch śmiechu.
- Fred, nie obrażaj mamy - skarcił go młodszy Weasley.
- Daj spokój Ron - odparłam, wygrywając z nim. - Nie umieją być poważni, choć to oni teraz są najstarsi z dzieci waszej matki.
Fred i George roześmiali się głośno. Sam Ronald był rozbawiony.
- W tej chwili chyba jednak ja jestem najstarszy.
Wszyscy spojrzeliśmy na stojącego w wejściu do domu Billa. Miał szeroki uśmiech na twarzy. Jego obie ręce były zajęte torbami.
- Cześć młodzi! - zawołał do nas.
- Na Merlina! Czy to mój kochany syn?! - Molly przybiegła szybko do pokoju i od razu wyściskała pierworodnego.
- Witaj mamo, co pysznego gotujesz?
- Ah! Wieczorem przybędą rodzice Daisy i robię małą kolację, ale zaraz coś dla ciebie przygotuję! - kobieta odwróciła się z powrotem w stronę kuchni, a Bill ruszył za nią zostawiając torby obok pułki z książkami.
- On dostanie jedzenie.
- Ale my już nie.
Zaśmiałam się cicho z oburzenia bliźniaków.
- On pierwszy się urodził - rzekłam rzecz oczywistą.
- No i zerwał zaręczyny z Fleur.
Tego akurat nie wiedziałam. Było pomiędzy nimi idealnie, co się mogło stać? Odruchowo spojrzałam na młodego mężczyznę. Nie widziałam żadnej oznaki bólu.
- Zdradziła go? - spytał Ron.
- Jak możesz tak myśleć! - byłam oburzona tym pytaniem. - Insynuujesz głupotę. Billa nikt by nie zdradził. Wielu dziewczynom się podoba.
- Weź bo się jeszcze zakochasz - chichotali nadal za nami Fred i George.
Zarumieniłam się okropnie, na co cała trójka wybuchnęła śmiechem. Na szczęście do domu przyszedł pan Weasley, który poprosił swoje dzieci o pomoc. Zrzedły im miny, a ja triumfowałam w środku. Ginny była na Pokątnej, więc straciłam towarzystwo, dlatego postanowiłam pomóc pani Weasley.
- Oh, dobrze, że jesteś kochanieńka, mogłabyś przypilnować pieczeń i dokończyć robić masę do ciasto? - uśmiech kobiety był bardzo zaraźliwy. - Ja w tym czasie posprzątam w łazience.
- Oczywiście.
Od razu rudowłosa zniknęła. Zajęłam się kończeniem kremu. Nie byłam sama, gdyż Bill zajadał się pysznymi pieczonymi ziemniakami i sałatką z oliwkami. Jeśli ma się okazje, aby spróbować czego pani Weasley to jest właśnie to oraz pieczeń. Magia. Nagle wstał i podszedł do zlewu.
- Ja pozmywam - powiedziałam szybko.
- Jestem we własnym domu i ktoś będzie za mnie zmywał? - zaśmiał się, zawsze to robi gdy komuś odpowiadał?
- Jestem tu od dwóch tygodni, więc zdarzyło mi się w czymś pomóc - odparłam.
- Miło z twojej strony. Jesteś na tym samym roczniku co bliźniaki?
Przytaknęłam machając głową.
- Jak ty z nimi wytrzymujesz?
- Przyzwyczaiłam się. Żartują za dużo, ale zawsze mogę na nich polegać. To oni zaproponowali, abym tu nocowała, jak moi rodzice wyjadą w delegację.
Więcej nic nie powiedziałam, on również milczał. Gotowe ciasto wstawiłam do lodówki. Chwyciłam miskę do umycia i się odwróciłam w stronę zlewu, jednak uderzyłam o Billego. Myślałam, że już wyszedł z kuchni. Niestety, przy tym zderzeniu opuścił talerz, który po chwili leżał w kawałkach.
- O kurczaki! - krzyknęłam spanikowana.
Kucnęłam, żeby pozbierać zbitą porcelanę. Weasley śmiał się głośno. Zaczął pomagać mi sprzątać.
- To tylko talerz, Daisy.
- Wiem, ale trzeba dobrze pozbierać. Nie chcemy aby Ronald się pokaleczył - stwierdziłam. - Jesteś strasznie wesołym człowiekiem.
- To przez twoją osobę - przeniosłam wzrok na niego. - Twój spokój, a zarazem nierozgarnięcie jest słodkie oraz zabawne.
Pomrugałam kilka razy oczami nie wiedząc, co odpowiedzieć, w końcu on dotknął opuszkami palców jeden kosmyk moich włosów i założył go za ucho. Zawstydzona szybko pozbierałam stłuczone naczynie, a następnie wyrzuciłam je. Powędrowałam do mięsa, które się piekło. Bill usiadł na swoim poprzednim miejscu i chwycił Proroka Codziennego. Tak w ciszy trwaliśmy chwile, dopóki znowu nie pojawili się bliźniacy.
- Psst, Daisy?
- Hm?
- Jest tam mama?
- Nie...
I dwójka rudzielców weszła do kuchni.
- Co zrobiłaś pysznego? - zapytał Fred, nachylając się nade mną.
- Nic dla was grubasy.
- O, Freddie! Ciasto!! - krzyknął George, który zdążył dobrać się do lodówki.
Jednak nie mieli szczęścia, bo właśnie wróciła ich rodzicielka.
- POWIEDZIAŁAM WAM RAZ I WIĘCEJ NIE MIAŁAM ZAMIARU MÓWIĆ, WYNOCHA WY DARMOZJADY. FREDZIE I GEORGU WEASLEY MACIE SZLABAN DO ODWOŁANIA.
Moi przyjaciele w pośpiechu opuścili dom z powrotem udając się do ojca. Widziałam kątem oka, jak Bill jest bardzo rozbawiony całą sytuacją.
W końcu wszyscy wrócili do domu, a moi rodzice przybyli. Na powitanie mocno ich uściskałam. Tęskniłam bardzo, ale również będę bardzo tęsknić za Norą. Zjedliśmy posiłek śmiejąc się z żartów Freda i Georga oraz wychwalając panią Weasley. Po posprzątaniu wyszłam sama na spacer, za godzinę mieliśmy rozpocząć mecz quiddicha. Usiadłam na niewielkim pagórku, z którego widziałam jezioro. Piękny widok.
- Czemu siedzisz sama? - usłyszałam za sobą głos jednego z rudzielców.
Bill usiadł obok mnie, przy czym szturchnął moje kolano swoim. Przez to zarumieniłam się delikatnie.
- Potrzebuje spokoju i odpoczynku od bliźniaków.
- Nawet ciebie zmęczyli.
- Muszę naładować baterie przed meczem - powiedziałam, patrząc na taflę wody. - Co ty tu robisz?
Chłopak spuścił wzrok, ale na jego twarzy dalej widniał uśmiech.
- Tu przychodziłem, kiedy miałem jakiś problem - przyznał i spojrzał na mnie.
Jejku piękne ma te oczy.
- Teraz - kontynuował - jestem tu, bo pewna osoba odkryła moją miejscówkę.
Oh.
Mówił o mnie.
- Mam nadzieję, że to nie problem.
Roześmiał się.
- Daisy, wiem, że chciałabyś jeszcze zostać tutaj, dlatego pogadałem z twoimi rodzicami...
- NA MERLINA SERIO? ZGODZILI SIĘ? JAK SIĘ CIESZĘ - krzycząc, rzuciłam mu się na szyję, nie myśląc kompletnie, co robię. - Dziękuję...
Bill dalej patrzył na mnie, ani na chwilę nie spuścił wzroku. Za to ujął mój podbródek, a potem złączył nasze usta. Byłam jak sparaliżowana, ale to było niesamowite uczucie!
- Powiedzmy, że to był jakby w ramach przysługi - zaśmiał się. - Wyglądasz ślicznie jak się rumienisz.
Jeszcze bardziej się zaczerwieniłam.
Na Merlina... co za dzień.
KONIEC
Witam wszystkich tu zebranych!
Muszę wam ogłosić koniec miniaturek. W sumie pewnie dawno można było się domyślić, iż do tego dojdzie/doszło. No to chciałam tyle. Dziękuję wszystkim, którzy przetrwali to wszystko hah.
buziaki!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro