Scorpius x Reader
Myślałam, że McGonagall nie skończy swojej paplaniny o....czymś tam. Wreszcie mogłam odetchnąć od lekcji, ponieważ zaczynał się weekend. Uznałam, że lekcję odrobię później i od razu udałam się na błonia. Siedziałam pod drzewem oraz czytałam książkę, kiedy pojawiły się przede mną coś jasnego. Wszędzie rozpoznałabym te tlenione włosy. Scorpius.
- Co tym razem czytasz?- spytał zwisając głową w dół na gałęzi.
- Nie twój zasrany interes, Malfoy - warknęłam nie patrząc na niego.
- Och, ale od razu musisz być nie miła? Ja grzecznie zadałem pytanie.
- Jakby cię to obchodziło - prychnęłam znudzona.
- Ależ obchodzi!
- Uważaj, bo spadniesz na swój pusty łep.
- No coś ty! Jestem zwinny jak...- nie dokończył, bo runął na ziemię.
Nie mogłam powstrzymać się i parsknęłam śmiechem. Położyłam książkę obok siebie i zasłoniłam usta dłonią, aby stłumić rozbawienie. Nie zauważyłam, gdy Malfoy znalazł się dokładnie naprzeciwko mnie, a był baaaaaardzo blisko. Miał lekko przymrużone oczy i wzrok skierował na moje usta.
- [T.I]... pięknie się uśmiechasz - skomplementował mnie.
Czułam, jak moje policzki robią się czerwone. Chłopak zaczął się zbliżać, aż dziwiłam się, że jeszcze może. Dostałam paniki i chciałam uciec, ale trzymał ręce po obu moich stronach opierając je o pień. Nie wiedziałam kiedy złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Ku własnemu zaskoczeniu odwzajemniłam go. Scorp złapał mnie w pasie i pogłębił tą pieszczotę, a ja wprost się rozpłynęłam. Po jakiejś tam chwili oderwaliśmy się od siebie. Blondyn przyglądał mi się, minimalnie uniósł jeden kącik ust do góry i odszedł. Tak! Tak o! Byłam wściekła. Otworzyłam ponownie książkę, a tam:
Jutro Hogsmeade o 12
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro