Remus x Reader (2)
Do wieży Gryffindoru weszli Huncwoci. Wygonili z kanapy pierwszaki i sami zajęli tam miejsca. Syriusz Black- przystojniak, największy casanova Hogwartu- rozłożył się po prawej stronie. Obok niego znalazł się James Potter- również niczego sobie z wyglądu chłopak, wbrew pozorom bardzo inteligentny oraz walczący o serce niejakiej Lilly Evans. Na podłodze przy kominku usiadł po turecku Peter Pettigrew- niski i pulchny Gryfon, bojacy się wszystkiego oraz wielki miłośnik jedzenia, nie mam pojęcia dlaczego się z nim trzymają.
- Hej, Luniek! - krzyknął Black do ich czwartego towarzysza. - Czemu nie siadasz?
Wtedy Remus Lupin- najmądrzejszy uczeń szkoły, chyba najbardziej rozsądna osoba z ich grupy- spojrzał na mnie. Byłam skulona na fotelu i czytałam książkę. Pewnie dlatego mnie nie zauważyli. Teraz patrzyli na mnie wszyscy.
- Oo cześć, jak się nazywasz? - zapytał mnie okularnik.
-[T.I] - odparłam z lekkim uśmiechem.
Na moją odpowiedź Syriuszowi, James'owi i Peter'owi rozszerzyły się oczy, a ja się trochę speszyłam. Lupin patrzył na swoje dłonie. Po chwili Łapa uśmiechnął się tak szeroko, że przypominał pedofila, który ma złe intencje do mnie.
-Remusku, czy to ta [T.I], o której mówisz od dwóch lat? - spytał czarnowłosy.
Słucham? Czy...czy ja dobrze usłyszałam?
- Syriusz, musiałeś? - przewrócił oczami Rogacz. - Nasz Lunatyk zarumienił się przez ciebie.
Peter cicho zachichotał. Czułam, że na moją twarz również wkrada się delikatny rumieniec. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, aż do westchnięcia Blacka.
- Kuźwa, Lusiek, weź ją gdzieś w cholerę zaproś, bo nawet ja się teraz niekomfortowo czuję w tej całej sytuacji.
- Przypominam ci Wąchaczu, że to twoja wina...
- Oj daj spokój, Roguś! - przyjaciel poczochrał drugiemu włosy, ale to chyba temu sie nie podobało.
Potter rzucił się na niego z poduszką. Przykładał on mu ją do twarzy i przetrzymywał.
Nie zwróciłam uwagi w ogóle na Pettigrew, którego nigdzie nie widziałam. Remus stał i kątem oka mi się przyglądał. Zdecydowałam, że podejdę do niego.
- Hej - zagadnęłam. - Może zostawimy tą dwójkę i pójdziemy się przejść?
- Oh, t-tak, bardzo chętnie - odrzekł zaskoczony.
Złapałam go za rękę i razem wyszliśmy z Pokoju Wspólnego Gryfonów. Jeszcze dobiegały z niego krzyki chłopaków.
- Ej, Rogacz! Gdzie jest Luniek?! - przeraził się Syriusz.
- Nie wiem...Na Merlina! Zaginął!
My tylko zaśmialiśmy się i ruszyliśmy dalej na błonie trzymając się za ręce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro