Oliver x Reader
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś się zbliżał do mnie.
- [T.I]... - już wiedziałam kto to, ale nie odpowiedziałam.
Chłopak, bo był nim, usiadł obok mnie. Nie odzywał się. Gapił się na moje łzy. Każdy to robi. Większość ludzi by wygoniło go, nie chcąc, aby widział ich w takim stanie. Ja z tym problemu nie miałam. Postrzegano mnie jako osobę odważną, wredną zołzę zadufaną w sobie, która z każdym chłopakiem flirtuje. Nie do końca prawda. Jestem wredna i odważna, lecz mam uczucia i potrafię pomóc, nawet swojemu wrogowi. Flirtowanie? Tak, jak większość dziewczyn. Co jest w tym złego? Ludzie są dziwni, dlatego ich nie lubię.
Przysunął się do mnie i ostrożnie przytulił. Nie ruszyłam się. Nie protestowałam
.
- Dziękuję - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Pamiętaj, zawsze ci pomogę w trudnych sprawach - odwzajemnił gest.
Podniósł się i wyciągnął do mnie rękę. Chętnie ją złapałam. Wyszliśmy z pomieszczenia, ale nie miałam pojęcia, gdzie mnie prowadził. Nie pytałam. Byłam zbyt roztrzęsiona całą sprawą. Za bardzo nie wiedziałam, co się działo dookoła mnie. Nie traciłam przytomności. Dziara nie była tak głęboka.
Przystanęliśmy. Znaleźliśmy się przy boisku do quiddicha.
- Ja tam nie wchodzę... - wychrypałam. - Oni są tam...
- Musisz to przezwyciężyć, strach to twoja jedyna przeszkoda - przejechał palcami po swoich krótkich, brązowych włosach. - No i...mogę dalej cię trzymać...
Nie zauważyłam, że nasze dłonie są splecione przez ten cały czas.
Skinęłam lekko głową. Ruszył pewnym krokiem. Wziął miotłę. Powietrze na zewnątrz było przyjemne, słońce grzało, choć był marzec. Oni, moi dawni przyjaciele patrzyli na mnie z wyższością i pogardą. Starałam się powstrzymać łzy. Oliver ścisnął pokrzepiająco moją dłoń. Ja klapnęłam sobie na trybunach i obserwowałam, co chciał zrobić Gryfon.
- Hej, Jeff! - krzyknął do chłopaka, który podobał mi się od pewnego czasu. Na szczęście już nie.
- Czego Wood!? - odparł blondyn.
- Mały meczyk? - zaproponował.
- Zgoda, ale ja waszych trupów z boiska zdrapywać nie będę.
Reszta Ślizgonów zarechotała. Pff...Teraz widzę jacy to idioci.
Zebrały się obie drużyny. Rozpoczęła się gra. Ślizgoni celowali ciągle tłuczkami w przeciwników. Tamci świetnie je omijali. Punktu za punktami. Ostatecznie młody Harry Potter- nasz szukający na drugim roku, złapał znicza. Jeff się wkurzył. Oliver podleciał do mnie. Usiadł koło mnie. Uśmiechnął się. Baaardzo szeroko.
- Dobrze się czujesz? - spytałam.
- Jak nigdy.
Pocałował mnie. Wow. Czułam, jak Jeff i pozostali gapią się na nas z rozdziawionymi ustami. Niby straciłam przyjaciół, ale zyskałam drugą połówkę.
Od tamtej pory Oliver jest moim chłopakiem. Jest kochany. Strasznie się o mnie troszczy. Lepszej osoby nie mogłabym mieć od niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro