Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

OC x Draco cz. 5

P.O.V Draco

Wracałem właśnie z błoni. Musiałem sobie to wszystko przemyśleć. Dwa miesiące. Sześćdziesiąt jeden dni. Wiele godzin bez niej. Zrobiłem źle, ale ja ją nadal kocham. Kocham najbardziej na całym świecie. Może to brzmieć tandetnie, jednak taka jest prawda. Gdy Blaise opowiedział mi, co widział w bibliotece, aż się we mnie gotowało. Jak można podać dziewczynie Amortencje?! Niech mi ktoś to do cholery wytłumaczy. Właśnie przemierzałem korytarzem przed Wielką Salą, gdy dostrzegłem ich. Obściskujących się w jednym kącie. Złość sięgnęła u mnie Zenitu. Chciałem przejść obok tego obojętnie, ale nie mogłem patrzeć, jak on ją wykorzystuje. Przeklęty Krukon, niech się dławi. Podeszłem do nich i szybkim pociągnięciem za jego szatę odciągnąłem Boota. Oboje wyglądali na zdezorientowanych. Nie czekając na jakikolwiek komentarz, walnąłem go prosto w nos. Słyszałem krzyk Van, lecz dalej uderzałem tego kłamcę w twarz.
- Draco...
Wypowiedzenie przez nią mojego imienia było...uspokajające. Odwróciłem się do niej. Miała łzy w oczach, przeze mnie. Chciałem podejść do niej i złożyć na jej ustach delikatny pocałunek. Jednak bałem się, że zostanę spoliczkowany, a ona wróci do Terry'ego.
- Dlaczego to zrobiłeś?- zapytała cicho.
Nie odpowiedziałem jej. To był impuls. Nie umiem tego wytłumaczyć. Mam jej powiedzieć, że nadal ją kocham? Padłaby pewnie ze śmiechu. Zauważyłem, że jej oczy nadal są liliowe, co wprawiło mnie w pewnym stopniu rozpacz. Za bardzo poi ją eliksirem...
- Zadałam ci pytanie!- warknęła i zbliżyła się do mnie.
Nie. Nie złamie mnie.
- To nie znaczy, że jak cię kochałam- Przy ostatnich słowach głos się jej załamał oraz oczy zaczęły wracać do prawdziwej szarości.- możesz sobie pozwalać na takie rzeczy!
- Przykro mi, nadal nie dostrzegasz oczywistego...- odezwałem się w końcu.
Pomrugała kilka razy oczami, aż w końcu wróciły do poprzedniego właściwego koloru. Spojrzała na mnie zaskoczona, a następnie na tego idiotę. Zapomniałem o nim. Chyba był nieprzytomny.
- Ja...- zaczęła- co...Terry...- złapała się za głowę.- O, mój mózg!
Uśmiechnąłem się pod nosem. To był idealny komentarz w stylu Killer. Dziewczyna wydawała się lekko zszokowana.
- Zabiorę cię do skrzydła szpitalnego- oświadczyłem i wziąłem ją za rękę.
Byłem zaskoczony, kiedy jeszcze bardziej splotła nasze palce.
- A co z nim?- spytała mnie.
- Zawołamy kogoś.
- Nie będziemy mówić im o tej sytuacji, prawda?- teraz patrzyła prosto w moje oczy.- Nie chcę, aby...ciebie ukarano...
Przez te słowa miałem nadzieję, że mi wybaczy. Zawstydzona przyglądała się swoim butom. Chwilę potem zerknęła na Krukona. Widziałem w jej oczach żal i smutek.
W końcu ruszyliśmy, aby powiadomić panią Pomfrey. Kobieta zajęła się Vanessą, która od razu zasnęła.
Sam wróciłem po tego idiotę i zaniosłem go do pielęgniarki.
Van...ach, tak ślicznie wyglądała. Czy ona mi wybaczy? Czy wróci do mnie? Najważniejsze, czy wysłucha mnie i moich przeprosin?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro