Los jest łaskawy, tym razem dla tej dwójki
- Śmieszni jesteście - prychnął ktoś, kogo nie widziała Melody, blondwłosa Puchonka.
Dziewczyna delikatnie się wychyliła, aby móc dostrzec Malfoya śmiejącego się z jego dwóch „ochroniarzy". Nie była typem podsłuchiwacza, ale wydawało jej się, że rozmowa jest interesująca. Postanowiła zostać chwile w ukryciu.
- Każda dziewczyna chciałaby iść z kimś na bal - ciągnął Draco. - Każda czystej krwi na pewno by z wami poszła, no prócz tych istotnie ładnych czekających na moje zaproszenie, ale ja obiecałem Pansy, więc do wyboru do koloru.
Mel nie podobało się, jak odzywał się do swoich przyjaciół. Jak może ich tak traktować? Może byli nieśmiali i nikogo nie umieli spytać? Sama nikogo nie miała na bal. Było jej przykro, ale to nie koniec świata.
- Mamy jeszcze chwile czasu...
Tleniony blondyn przerwał Vincentowi.
- Tak? Powodzenia w szukaniu przez kilka godzin! Macie dwadzieścia minut, jak będzie jakaś wolna to brawo dla was!
- Chciałem jedną spytać...
Dwóch Ślizgonów wytrzeszczyło oczy na Gregorego.
- Niby kogo? - prychnął ponownie Malfoy, niedowierzając słowom chłopaka.
- Jest w Hufflepuffie - oznajmił Goyle. - Czysto krwista, oczywiście. Ładna, nawet bardzo. Słyszałem, że również nie ma pary.
- Świetnie! Przynajmniej jeden z was trochę jest ogarnięty!
Melody była jeszcze bardziej ciekawa, o kim to mówi wychowanek domu Węża. Raczej nie chodziło o dziewczyny z młodszych roczników, a z jej była wolna Amelia, Obrey i... ona sama przecież. Poczuła przypływające ciepło, chciała być tą ładną Puchonką.
- Dobra, idziemy do lochów - rzekł nagle Dracon. - Jednak, Goyle, jesteś ogarnięty, przynieś mi gorąca czekoladę do dormitorium.
Rozeszli się. Fretka i Vincent skręcili w lewo, a na Merlina, Gregory zaczął iść w jej stronę.
Ogarnęła ją panika. Postanowiła, że zaryzykuje i jej jedynym pomysłem było udawanie, iż niespodziewanie wychodzi z zakrętu.
Było do przewidzenia, że na niego wpadnie.
On patrzył na nią w szoku.
- Wybacz, ale właśnie wracałam z kolacji i szłam do... przyjaciółki! - to jedyne co dała rade z siebie wydusić.
Chłopak stał jak sparaliżowany. Melody nie wiedziała, co zrobić. W końcu się odezwał.
- Miałabyś ochotę udać się ze mną na bal? - wypowiedział te zdanie na jednym wydechu.
Teraz jasnowłosa nie wiedziała co powiedzieć, jednak po chwili szeroko się uśmiechnęła.
- Oczywiście, Gregory - powstrzymywała pisk ze szczęścia.
- Bardzo się cieszę, Melody - zarumienił się, co ona uznała za słodkie. - Do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia.
Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Już niedługo pojawi się pierwszy rozdział:
🤫🥰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro