" Idę jeść truskawki"
Przemierzałam ciemne korytarze, ktore od kilku godziny były pogrążone w śnie. Postacie na obrazach miały pozamykane oczy, próbowały odpłynąć w krainę Morfeusza. Nigdzie nie paliło się światło, co było lekko przerażające dla przechodnia. Na suwa się jedno pytanie, co ja tam robiłam? Odpowiedź była prosta. Mój głupiutki kotek, Irys, wybrał się na spacer i, znowu, nie potrafił wrócić do Wieży Gryffindoru. Dbanie o tego kota jest tak samo trudne, jak nakarmienie Ronalda.
Co chwila słyszałam jakieś odgłosy, które przyprawiały mnie o dreszcze. Nagle rozległ głośny huk. Chciałam wrócić do pokoju, ale po tym hałasie rozległo się miałczenie, a do mojej nogi przytulił się Irys. Wzięłam mojego podopiecznego. Odwróciłam się, aby udać się do dormitorium, lecz wpadłam na kogoś. Miałam upaść, jednak silne ręce chwycił mnie w pasie i przyciągnęły do klatki piersiowej nieznajomego. Pięknie pachniał.
- Hej, wszystko dobrze?
Nie... Wszędzie rozpoznam ten głos. Od razu uwolniłam się z jego uścisku i mocniej trzymałam kota.
- Jest okay... - patrzyłam na niego przymrużonymi oczami. - Co tu robisz?
- Ten kocur przyszedł do lochów i domagał się jedzenia, więc wziąłem go do kuchni - mówiąc to, jego wzrok nie był wredny ani złośliwy. - Jednak dostałem ogonem po twarzy i mi zwiał.
Uśmiechnęłam się pod nosem, co chyba zobaczył, bo odwzajemnił. Pogłaskałam Irysa, który cicho zamruczał.
- Do widzenia - mruknęłam i chciałam go ominąć, ale pytrzymał mnie za nadgarstek.
- Może masz ochotę na truskawki? - co? Dlaczego zadał mi takie dziwne pytanie. - Nakarmiłabyś kota...
- Jeśli coś kombinujesz, Malfoy, wiedz, że się na to nie nabiorę...
- Victorio, jestem świadomy, iż nie ufasz mi, bo nienawidzę twoich przyjaciół, - zbliż się do mnie - ale chce z tobą naprawić kontakt.
- Pff... Pewnie tylko dla mojego ojca - odpowiadając, patrzyłam mu hardo w oczy. - Gdybyś nie wspomniał o truskawkach, nie zgodziłabym się nigdy.
Machnęłam włosami oraz powoli ruszyłam do kuchni, a za mną ten tchórzliwy Ślizgon. Tam, na stole, były już przygotowane owoce. Z wielką chęcią sięgnęłam po jedną truskawkę. Blondyn dał miskę sardynek Irysowi. Zajął miejsce obok mnie. Przyglądał mi się, co było lekko irytujące.
- Jesteś taka...inna niż twój ojciec - stwierdził w końcu.
- Doprawdy? - uniosłam jedną brew do góry.
- Tak, ty Gryfonka, on Ślizgon...
- Ja mam nadal czarne włosy, on ich już nie...
Roześmialiśmy się. Słyszałam, że jego śmiech był jak najbardziej szczery. Wzięłam kolejną truskawkę, lecz przed jedzeniem jej, chciałam coś dopowiedzieć. Nie było mi to dane, gdyż kiedy tylko odwróciłam się w jego stronę, on złączył nasze usta. Na początku nie chciałam tego pocałunku, ale tak nieziemsko całował, że nie dało się nie odwzajemnić. Objęłam dłonią jego policzek, żeby pogłębić pieszczotę. Podobało mi się.
- Podobasz mi się - wyznał Dracon.
- Naprawdę? - prychnęłam, poprawiając, mój jedyny, biały kosmyk.
- Tak i mogę ci to pokazać, jeśli tylko zostaniesz moją dziewczyną...
- Zrób to poprawnie - rozkazałam.
Chłopak klęknął przede mną i wyszczerzył się, pokazując szereg idealnie białych zębów.
- Panno Riddle, staniesz u mego boku, gdy będę władał moimi gorylami?
Powstrzymałam się od śmiechu i rzekłam:
- Oczywiście, panie Malfoy, zostanę królową goryli i... twoją.
Dla VanTheKiller 😘😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro