Harry x Reader
- Haaaryyy!!
- Co tam [T.I]?!
- Idziemy na dwór!
- Przecież jest starsznie zimno i pada śnieg!!
- Co z tego?! Bierz płaszcz i szalik! Widzimy się za pół godziny przed dziedzińcem!!
O określonym czasie ruszyliśmy na błonie. Delikatny biały puch pokrywał wszystko do okoła nas. Drzewa były już całkowicie pozbyte liści. Wiatr rozwiewał moje włosy na każdą stronę, a okulary Harry'ego lekko zaparowały. Wzięłam do ręki garstkę śniegu. Ulepiłam z niego kulkę i rzuciłam w przyjaciela. Wiedząc, co się stanie, zaczęłam uciekać.
- Osz ty! - krzyknął za mną i także, niecelnie, rzucił we mnie.
Podczas biegu tworzyłam amunicję. Trafiałam w niego za każdym razem. Zwinnie omijałam większe zaspy. Nom...Wybraniec nie miał takiego szczęścia i zanurzał się w śniegu. Musicie uwierzyć mi na słowo, że widok był przezabawny! W końcu zmęczona zchowałam się za jednym drzewem. Wypatrywałam Harry'ego. Był blisko mnie, ale mnie nie zauważył. Wykorzystałam to. Wskoczyłam mu na plecy. Oczywiście, nie był na to przygotowany i razem runęliśmy na ziemię.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
- Hej - odwzajemnił mój gest.
- Ciepło ci?
- Wiesz, jestem przemoknięty do suchej nitki, ale jak leżysz na mnie, od razu mi lepiej - zaśmialiśmy się oboje.
- Mogę sprawić, aby ci było jeszcze cieplej - powiedziałam tajemniczo.
- Jak?
- Tak - złączyłam nasze usta w krótkim pocałunku.
- Hmm... - zamyślił się. - Pomogło.
- Do usług.
Wreszcie się z niego podniosłam, a potem sam wstał.
- Wracajmy- zaproponowałam, - bo się przeziębisz.
- Masz rację.
Złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę zamku.
Już w Pokoju Wspólnym rozsiedliśmy się na kanapie. Byliśmy opatuleni kocami i piliśmy gorącą czekoladę. Rozmawialiśmy o spędzonym dniu do wieczora.
Niestety następnego dnia, okazało się, że Harry dostał zapalenia płuc. Musiał tydzień zostać w Skrzydle Szpitalnym. Ja jako dobra koleżanka przez ten czas opiekowałam się nim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro