Cedrik x Reader (2)
Chciałam jak najszybciej uciec z tego miejsca. Biegłam zapłakana, nie patrzyłam co jest przede mną. Wpadłam chyba na kilka osób. Słyszałam jego wołanie, ale nie zwracałam uwagi. Jak on mógł mi to zrobić!? Przecież było tak wspaniale! I musiał to schrzanić!! Przez bieg na ślepo znalazłam się na Wieży Astronomicznej. Szlak!! Usłyszałam kroki za sobą.
- [T.I]... - powiedział smutno.
- Odejdź!! - krzyknęłam, a po moich policzkach spłynęło kilka łez. - Nie chcę cię znać!!
- Proszę, daj mi się wytłumaczyć - złapał mnie za rękę, ale wyrwałam ją.
- Z czego?! Wszystko jest jasne!!
- To nie tak jak myślisz! - podniósł głos.
- Czyli o tak wasze usta się złączyły?! - na wspomnienia rozpłakałam.
Cedrik od razu był przy mnie i mocno przytulił. Próbowałam się wyrwać, ale był zbyt silny.
- Ja jej nie pocałowałem.
- Każdy tak mówi - prychnęłam.
- W moim przypadku to prawda - uniósł mój podbródek, musiałam spojrzeć na niego.
Jego oczy okazywały smutek, strach.
- Cho ślini się aż na twój widok - stwierdziłam. - Jest piękna...
- Słuchaj - przerwał mi, - jedyną piękną osobą tutaj jesteś ty, tylko dla ciebie są moje usta i moje życie.
Wzruszyłam się. Wtuliłam się w niego. Czułam jego perfumy, które były dla mnie jak ambrozja.
- Wybaczysz mi? - spytał.
- Oczywiście głuptasie - cmoknęłam go w policzek.
Siedzieliśmy na wieży całą noc oglądając gwiazdy.
- [T.I].
- Hm...?
- Po skończeniu Hogwartu chcę, abyś ze mną zamieszkała, założyła rodzinę i najważniejsze została moją żoną.
- Czekaj czy ty...
Klęknął na przeciwko mnie i wyjął małe pudełeczko. Nie wierzę!! To się dzieje naprawdę?!!
- Droga [T.I] [T.N] wyjdziesz za mnie?
- Tak, tak tak tak!!! - przytuliłam go, że przewróciliśmy się.
Pocałowałam go namiętnie.
Kilka lat później
- Jack!! Kolacja!!
- Jus ide mamsiu! - zawołał trzylatek.
Postawiłam na stole jego ulubione kanapki z szynką i serem. Maluch szedł po schodach i usiadł przy stole ze swoim misiem. Na krześle leżały jakieś trzy poduszki, żeby coś widział.
- Kedy tatia wlóci? - zapytał wcinając posiłek.
- Jestem!!
W kuchni się pokazał Cedrik z rozłożonymi ramionami do przytulasa.
- Tatius!! - krzyknął maluch i objął mocno mojego męża.
- Pani Diggory, proszę do nas dołączyć - uśmiechnął się były Puchon.
Chcąc dać całusa jemu, wziął mnie nagle na ręce. Obkręcił nas dookoła własnej osi, Jack'owi chyba się podobało.
- Cedrik!! Odstaw mnie!
- Jak sobie skarbie życzysz!
Stojąc już na ziemi, kazałam moim chłopakom zjeść kanapki. Potem wyszli polatać na miotłach. Trochę dziwne, że pozwalamy trzyletniemu dziecku na takie rzeczy, ale on to uwielbia. Mam wspaniałą rodzinę, którą kocham bezgranicznie. Nie potrafię się na nich gniewać. No chyba, że wyjedzą dwie tacki ciasteczek czekoladowych, wyjętych pół godziny temu z piekarnika, przygotowanych na spotkanie z teściami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro