Przeprowadzka
- I jak ci się podoba?
- Nie wierzę, że się na to zgodziłem.
- Jeśli chcesz, nadal możemy zmienić zdanie.
-...nie. Zostajemy.
~
Harry i Draco postanowili zamieszkać wspólnie na początku października, parę miesięcy po Bitwie o Hogwart. Dwa tygodnie później podpisali umowę z Markiem Shermanem, oficjalnie kupując średniej wielkości dom we wsi Watford, w mugolskiej okolicy, a trzy tygodnie później byli gotowi do przeprowadzki.
Dla Dracona był to czas pełny spięć z rodzicami, głównie z ojcem, i złego humoru. Ciągle myślał o rozczarowanym spojrzeniu, jaki posłał mu Lucjusz w dniu, gdy oznajmił, że się wyprowadza i o tym, jak Narcyza próbowała go pocieszyć, mówiąc, że każdy powinien iść swoją drogą bez względu na koszty. Traktowali go jak osobę chorą psychicznie i to powoli dobijało Dracona.
Nic więc dziwnego, że na tydzień przed przeprowadzką Malfoy zjawił się przed drzwiami Nory i zapukał w nie cicho, nie wiedząc, czy naprawdę powinien był to robić. Po chwili ciszy podniósł rękę, by zapukać ponownie, ale zawahał się. Wątpił, by Weasleyowie powitali go z otwartymi ramionami, Merlinie, pewnie zatrzasnął mu drzwi przed nosem, nie patrząc na to, że jest chłopakiem Harry'ego. Zacisnął wargi i opuścił dłoń. Może dobrze, że nikt go nie usłyszał. Odwrócił się na pięcie i odszedł na parę kroków, by móc się aportować, ale w tej samej chwili usłyszał skrzypnięcie starych drzwi.
- Och, wiedziałam, że to ty tak delikatnie pukasz. Drzwi się nie rozpadną, jeśli zrobisz to następnym razem mocniej, byśmy mogli cię usłyszeć, wiesz? - Draco obejrzał się i widząc Molly w wejściu, przełknął ślinę. Otworzył usta, ale zabrakło mu słów.
- Ja...
- Harry jest w kuchni, jeśli chcesz z nim porozmawiać. Nie wspominał, że nas odwiedzisz, ale kolacji wystarczy dla pięcioro, jeśli chcesz.
Draco próbował walczyć z ciepłem, które napłynęło do jego policzków, ale nie wiele to dało. Zwilżył wargi językiem i podziękował nieśmiało za gościnność, wsuwając się do domu z zimnego podwórka. Zwiesił głowę, czując kłujący ból w klatce piersiowej. Nie chciał tego przyznawać, ale od Bitwy pani Weasley stała się dla niego trochę jak przyszywana ciotka, która wspierała go bardziej niż własna matka. Jednocześnie nie dziwił się Narcyzie - i tak zniosła to lepiej od Lucjusza.
Zdjął szalik i płaszcz i powiesił je na haczyku z przesadną ostrożnością, by tylko zabić więcej czasu. Jeszcze we Dworze przemyślał wszystkie możliwe wyjścia z obecnej sytuacji i dokładnie przećwiczył to, co ma powiedzieć. Gdy jednak znalazł się w Norze, nie mógł znaleźć słów, by opisać swój cel. Weasleyowie traktowali go z przyjaźnią tylko ze względu na Harry'ego i Draco o tym wiedział. A sytuacja Malfoya wydawała się śmiesznie płytka i niepoważna, jeśli spojrzeć na to przez pryzmat przeżyć Harry'ego, który przecież nie narzekał.
Draco poczuł na sobie wzrok Molly i wyszedł w pośpiechu z przedpokoju, by tylko zejść jej z oczu. Czuł się gorzej niż nieswojo i bał się, że stchórzy, gdy tylko spojrzy komukolwiek w oczy. Wszedł do kuchni, ale gwałtownie zatrzymał się w wejściu.
Harry siedział na stołku i z miną kopniętego szczeniaka wpatrywał się w coś, czego Draco nie widział. Jego ramiona były zgarbione, cała postura wyglądała tak, jakby zaraz chłopak miał zapaść się w sobie i nigdy nie wrócić do poprzedniej postaci. Ale chyba najgorsze były jego oczy - dwie głębokie studnie pełne żalu, smutku i niemocy.
Jednak trwało to tylko chwilę. Draco zamrugał, gdy Harry uśmiechnął się na jego widok, a plecy wyprostowały, jakby nic się nie stało.
- Draco, dobrze cię tu widzieć - przywitał go i wstał ze stołka, opierając się na chwilę o stół. Malfoyowi nie umknęła chwila dezorientacji w oczach Harry'ego i mocny uścisk na blacie, jakby Harry'emu zakręciło się mocno w głowie, ale nie powiedział nic na ten temat.
- Ciebie też miło widzieć - odparł, a jego kąciki ust zadrgały w niezauważalnym uśmiechu. Spotkali się w połowie pomieszczenia i przytulili mocno. Draco zacisnął dłoń na koszulce Harry'ego i odetchnął głęboko. - Tęskniłem za tobą.
Harry odsunął się na chwilę i oparł swoje czoło o czoło Malfoya.
- Ja za tobą też. Posłuchaj, mamy właśnie zjeść obiad i...
- Gołąbki! Można wejść do kuchni, czy grozi mi spetryfikowanie przez zatrucie waszą miłością?
Draco oderwał się jak oparzony od Harry'ego i spojrzał na drzwi, gdzie zaraz pojawiła się głowa Ginny, z chochlikowatym uśmiechem na twarzy. Ta zachichotała, a Draco miał to nieodparte wrażenie, że właśnie dostał młodszą siostrę, której nigdy nie chciał.
- I to się nazywa spojrzenie bazyliszka. Ale poważnie. Musimy się dostać do jedzenia, a sypialnie są na górze.
- Jesteśmy świadomi tego, Ginny, dziękuję - powiedział Harry i westchnął. Draco miał wrażenie, że jeszcze jakaś jego część nadal wygląda na zaskakująco kruchą i niepewną, ale przynajmniej jego oczy nie wydawały się aż tak puste jak wtedy.
- Nie będę wam przeszkadzał? - zapytał i spojrzał na Harry'ego ze zmarszczonymi brwiami. - Jadłem jeszcze w domu i...
- Nie widać - przerwała mu Molly i machnęła różdżką na piekarnik. Harry nagle spłonął rumieńcem, a Draco uświadomił sobie, że kobieta musiała być w kuchni z nimi od początku.
Ginny machnęła na talerze, a te poleciały z zaskakującą szybkością do jadalni, na co Molly krzyknęła z oburzeniem. Zanim jednak coś powiedziała, Harry pociągnął Draco do następnego pomieszczenia i posadził go przy stole.
- Coś się stało? - spytał cicho, sprawdziwszy, czy są sami w pokoju.
Draco potrząsnął głową.
- Nie.
Harry popatrzył na niego uważnie.
- „Nie" w sensie, że nic się nie stało, czy „nie" w sensie, że coś się stało, ale nie chcesz o tym rozmawiać?
Draco westchnął.
- Mógłbym cię zapytać o to samo.
- Ja nie...
- Widziałem to nawiedzoną minę, Harry. Coś cię dręczy.
Harry zacisnął wargi, a Draco nagle przypomniał sobie, jak robiła to McGonagall i zastanowił się, czy Potter podłapał to od niej.
- W takim razie dzisiaj wieczorem?
Draco pokiwał głową idealnie w chwili, gdy Molly weszła do jadalni i machnęła na nich ręką,
- Możecie dostawić jeszcze jedno krzesło? Zaraz przyjedzie Artur i wtedy zaczniemy.
Draco wymienił z Harrym spojrzenia, po czym rozeszli się, Draco do kuchni pomóc Molly, a Harry nakryć do stołu.
~
- Kiedy planujecie się przeprowadzić?
- We wtorek, kiedy dom będzie wolny.
- Zostajesz tutaj?
- Mogę wrócić, jeśli to stanowi problem.
- Nie stanowi. W końcu będę mogła poznać przyszłego zięcia!
~
Draco wszedł na górę trochę zażenowany, ale zdecydowanie bardziej żywy. Ruszył za Harrym, który wskazywał po kolei na pokoje i wyjaśniał, kto w nich mieszka. Gdy weszli wyżej, otworzył ostatnie drzwi i wskazał na wnętrze dłonią.
- Tu będziesz spał. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zawołaj mnie, jestem tuż obok. - Machnął na pokój po drugiej stronie. - Co się tyczy Rona, nie będzie go piątku, więc nie będziecie sobie przeszkadzać.
Draco odwrócił się do niego i usiadł na małym łóżku. Materac ledwo się pod nim ugiął, ale Draco zdał sobie sprawę, że nie za bardzo się tym przejmuje.
- Więc nocne wizyty tylko do piątku? To przykre - zażartował, a Harry posłał mu znaczące spojrzenie.
- Mamy jeszcze twój pokój - zauważył i podszedł do łóżka z uśmiechem pojawiającym się na wargach. - Nic nie stracimy.
Draco pokręcił głową z politowaniem, ale nic nie powiedział. Harry usiadł obok niego i chrząknął cicho.
- Więc... wcześniej. Kiedy przyszedłeś - zaczął i niezręcznie poprawił okulary na nosie. - Wydarzyło się coś?
Draco westchnął i opadł do pozycji leżącej.
- Najpierw o tobie. Miałeś minę zbitego psiaka, a przecież jest po wojnie, masz kochającą rodzinę, a przynajmniej kogoś, kogo możesz nazwać rodziną. - Zaczął bawić się wyprutą nitką ze starego, wełnianego swetra, który nosił Harry. - O czym myślałeś?
Żartobliwy uśmiech zniknął z warg Gryfona, a nieobecny wzrok spoczął na oknie na przeciwko łóżka. Draco zatrzymał się w połowie ruchu nawijania nitki na palec i położył dłoń na plecach chłopaka.
- Harry?
Ten potrząsnął powoli głową.
- Nic. Po prostu... Mam wrażenie, że wojna nigdy się nie skończyła. - Przeczesał palcami włosy i skrzywił się. - Przez całe życie miałem na karku najpierw Dursleyów, później Voldemorta... - Draco drgnęła dłoń na dźwięk tego imienia, ale nic nie powiedział, gdy Harry kontynuował: - I teraz, gdy nie muszę do nich wracać, a wojna się zakończyła, potrafię się przestraszyć najmniejszych rzeczy. Ostatnio niemal wypadłem przez okno, gdy Ginny i Ron wpadli do pokoju śpiewając piosenkę Fatalnych Jędzy.
Draco uniósł brwi.
- Na twoim miejscu wypadłbym przez to okno - mruknął, a Harry dał mu kuksańca w bok. Malfoy udał urażonego, ale w duchu cieszył się na widok nieśmiałego uśmiechu Harry'ego.
- A ty? - spytał nagle Potter, a zmartwienie wróciło do jego wzroku. - Nie powiedziałbym, ze miałeś najlepszy nastrój. Samo nocowanie u Weasleyów jest jak na ciebie dużym krokiem. Chcę wiedzieć, dlaczego tu przyszedłeś.
Draco skrzywił się mimowolnie.
- To... nie tyle długa, co skomplikowana sytuacja.
Harry usadowił się wygodnie.
- Opowiedz mi.
~
- Jeśli...
- Zostaw ich. Tacy już są, nie zmienisz tego.
- Więc chcesz pozwolić, żeby cię ignorowali?
- Jeśli masz lepszy pomysł, wyjaw mi go, bo ja nie mam.
~
Harry był człowiekiem-ośmiornicą.
Draco jasno to sobie przypomniał, gdy obudził się w plątaninie kończyn, gdzie nawet on nie mógł być pewny, które są czyje. Ciepło, jakie biło z torsu Pottera, było usypiające i zasnuwało zaspany umysł Dracona łagodną mgiełką, co może i było przyjemne, ale w ogóle nie pomagało w rozplątaniu się z sieci rąk i nóg.
Gdy w końcu zdołał usiąść na krańcu i przetrzeć oczy grzbietem dłoni, usłyszał za sobą ciche westchnienie. Harry objął go w pasie i przytulił głowę do jego pleców.
Draco zamrugał parę razy, by przepędzić resztki snu i odchrząknął cicho.
- Muszę wstać. - Zaspane mruknięcie było jedyną odpowiedzią, jaką dostał. - Harry, rusz się, muszę wstać.
Harry kolejny raz westchnął, rozluźnił ramiona i położył głowę na materacu obok bioder Malfoya, który uśmiechnął się rozbawiony. Przeczesał palcami włosy Harry'ego i wstał, a ręce, które go obejmowały, nagle zacieśniły się. Draco nie zdążył nawet porządnie przekląć Harry'ego, zanim znalazł się na podłodze z wyjątkowo zadowolonym z siebie Potterem na sobie.
- Nienawidzę cię.
- Też cię kocham.
Po półgodzinie Draco zszedł na dół, poprawiając mankiety koszuli. Za nim Harry wlókł się i próbował nie stoczyć się w dół, podczas gdy całą jego uwagę pochłaniał mały warkoczyk we włosach Dracona, który z zapałem maniaka plótł parę minut temu.
U dołu czekała już na nich Ginny z parującym kubkiem kawy.
- Jest coś takiego jak zaklęcie wyciszające, chłopcy - zauważyła z uniesieniem brwi.
Draco mimo wszystkich swoich krzyczących instynktów, odparł ze stoicką miną:
- Ciekawe, kto je złamał tym razem, prawda, Ginny?
Harry wydał z siebie odgłos, jakby zadławił się własnym językiem. Ginny zmrużyła oczy.
- Dopnę swego.
- Nie mogę się doczekać.
- O czym wy... - Nagle na minie Harry'ego pojawił się wyraz absolutnego przerażenia. - Nie, ja nie chcę brać w tym udziału. Cokolwiek to jest, odczepcie się.
Ginny nadal patrzyła na Draco.
- Ma jakiś wpływ?
- Nie za bardzo.
W tym momencie Artur zszedł na dół i zatrzymał się na ostatnim schodku, widząc zbiorowisko.
- Oho, coś się stało?
Ginny uśmiechnęła się promiennie, posyłając Draco wszystkowiedzące spojrzenie.
- Pytałam, czy chcą herbaty.
Artur kiwnął powoli głową, ale mimo wyraźnych wątpliwości przeszedł obok nich nic nie mówiąc i ruszył do jadalni, skąd zaraz zawołała ich Molly.
Draco i Ginny zaczęli iść do pokoju, wymieniając uprzejme uwagi na temat dzisiejszej pogody. Harry podążył, choć trochę wolniej, by móc popatrzeć na tą osobliwą dwójkę, dogadującą się tak, jak sobie wyobrażał. Zawoalowane przytyki, krzywe uśmiechy i uprzejma pogawędka w jednym.
~
- Wstaliśmy z lepszym humorem?
- Z taką kompanią trudno nie wstać.
- Draco, jesteś obrzydliwy. Nie przy stole.
- Chciałem tylko zauważyć, że Harry naprawdę ma osobliwy sposób...
- Jeszcze jedno słowo, a rzucę w ciebie widelcem, fretko.
~
Następne dni minęły jednocześnie za szybko i zbyt wolno. Za szybko, bo Draco nadal wahał się z mieszkaniem zupełnie sami we własnym domu, który będzie ich odpowiedzialnością. Za wolno, bo Draco nie mógł się doczekać życia bez rodziców na górze zastanawiających się, co jest z nim nie tak, i bez przybranej siostry w postaci rudej Weasley, która znajdywała coraz to nowsze i bardziej pomysłowe sposoby, by wleźć im na głowę
I był jeszcze drugi młody Weasley.
Ron wrócił w piątek wieczór po odwiedzinach u Billa i Fleur. Gdy zobaczył Draco, zmarszczył brwi z miną, jakby liczył swoje błędy i grzechy, za które zasłużył na tę wizytę, ale najwyraźniej doszedł do wniosku, że mógł na to zasłużyć i zaakceptował jego obecność pod swoim dachem. Ginny miała kogoś innego do wnerwiania. A życie toczyło się dalej, trochę bolesne, trochę przyjemne.
Ostatniego dnia w Norze Draco miał dziwne uczucie nierealności. Nierealne było dla niego to, że przeżył tyle czasu z Weasleyami, bez żadnej bójki zainicjowane ze strony Rona (Draco miał przeczucie, że Harry maczał w tym palce). Ale też nierealne było dla niego sama myśl, że już jutro ma żyć bez nich, tylko z Harrym, a na dodatek będzie musiał jakoś ogarnąć swoje życie jako dorosły. Harry wybierał się na kurs aurorski, a on? Zastanawiał się nad dalszą nauką Eliksirów - to planował jeszcze przed wojną, ale teraz nie wydawało mu się to aż tak kuszące. Nie chciał jednak zwlekać z wybraniem zawodu zbyt długo, bo zwyczajnie nie chciał żyć z pieniędzy rodziców. Owszem mógłby, ale wolałby jednak pozostać na tyle niezależnym, na ile potrafił.
Harry wciął mu powtarzał, że jeszcze ma czas, a przed podjęciem tak ważnej decyzji należy się zastanowić dokładnie, rozważyć wszystkie za i przeciw i dopiero wtedy zadecydować ostatecznie.
- A skąd ty to możesz wiedzieć? Z tego co pamiętam, chciałeś zostać aurorem od kiedy miałeś czternaście lat - zauważył z przytykiem, grzebiąc widelcem w talerzu. Molly urządziła pożegnalną kolację, która od zwykłej kolacji różniła się tylko ilością wmuszonego na talerz Dracona jedzenia, zastawą i obecnością Hermiony.
- Bo widzisz, Draco - odparł Harry z wszechwiedzącą miną. - Doświadczyłem w swym życiu wiele, miałem dużo czasu na przemyślenie swoich błędów i swoich decyzji życiowych i jednak zostałem wierny mojemu postanowieniu. Zastanów się. Od kiedy miałem czternaście lat myślałem o wszystkich pozytywach i negatywach pracy auro...
- Harry - przerwała mu Hermiona - z tego co pamiętam, to ja powiedziałam, że masz pomyśleć trzy razy przed każdą decyzją
- Chodziło mi o to - powiedział powoli Harry, patrząc na Hermionę bykiem - że przed podjęciem tej decyzji ma pomyśleć dokładnie, czy tego chce, czy nie. W naszym przypadku o wyglądało mniej więcej tak: „Harry, zanim wyślesz Umbridge do centaurów, zastanów się trzy razy, czy my nie skończymy jak ona" albo „Harry, pomyśl trzy razy, zanim spróbujesz latać na miotle obok zionącego ogniem smoka". Draco nie znajduje się w śmiertelnie niebezpiecznej sytuacji i nie jest na tyle pustogłowy, by zrobić coś tak głupiego, jak ja bym mógł zrobić.
Ginny uniosła brwi, ale zanim mogła coś powiedzieć, Draco posłał jej jadowite spojrzenie.
- Chciałaś coś powiedzieć?
- Jedynie przytaknąć do twego geniuszu, milordzie.
- Nie zaczynajcie - westchnęła Molly i uniosła miskę z sałatką ziemniaczaną. - Ktoś chce dokładkę?
Ron skorzystał z okazji, dziwnie cichy przez cały wieczór. W końcu odezwała się Hermiona:
- A kim chciałeś zostać?
Draco potarł powieki palcami.
- Mistrzem Eliksirów. Albo wciąż mi mówiono, że chcę nim zostać. Nie jestem pewien. Ale teraz mam pustkę w głowie.
- Nie chcesz... no nie wiem... robić tego, co inne arystokratyczne rody robią? - zapytał nagle Ron i przełknął głośno kęs mięsa. - No wiesz, ta cała praca w Ministerstwie polegająca na zastraszaniu Ministra i posiadaniu połowy ludzi w kieszeni.
- Ronald! - zawołała Molly i posłała synu karcące spojrzenie.
Draco skrzywił się w odpowiedzi.
- Z pewnością powitaliby mnie z otwartymi ramionami. Nie oszukujmy się. Nie mam najmniejszej ochoty na taką robotę.
Hermiona postukała palcem w stół.
- Może kariera Niewymownego?
Draco odłożył sztućce na talerz.
- Czy możemy po prostu zjeść? - zapytał, patrząc po kolei na każdego z Weasleyów, mając nadzieję, że nie zabrzmiał jak ostatni niewdzięcznik.
Nagle Artur wydał z siebie potwierdzający pomruk.
- Dajcie chłopakowi spokój, coś się wymyśli, niekoniecznie przy jedzeniu.
~
- Może odwiedzimy was, kiedy już się zadomowicie?
- Wiecie, przynieść zapasy na rok, sprawdzić, czy nie umieracie z głodu, te sprawy.
- Nie mam nic przeciwko domowemu jedzeniu, Ginny.
- Twoi rodzice planują was odwiedzić?
- Sądząc po ich minach gdy odchodziłem, raczej nie.
~
- Draco?
Malfoy odwrócił się zaskoczony, słysząc głos Artura. Mężczyzna stał w drzwiach do salonu, palcami bawiąc się czymś... Draco nawet nie potrafił tego nazwać, ale było to coś z małymi kołami zębatymi.
- Tak?
Artur zrobił krok w tył i wskazał ręką na wnętrze pokoju.
- Mógłbym z tobą przez chwilę porozmawiać?
Draco zerknął na Harry'ego, który czekał już na niego na piętrze. Ten wzruszył ramionami - wyglądał na tak samo zaskoczonego. Draco przeniósł wzrok na Artura, który zaraz dodał pospiesznie:
- Sam na sam, jeśli można.
Draco po chwili wahania kiwnął głową.
- Oczywiście - odparł, kątem oka widząc Harry'ego unoszącego kciuki do góry. Zszedł na dół i poszedł za gospodarzem, który wskazał mu kanapę, po czym sam usiadł w fotelu. Draco rozejrzał się po pokoju i przycupnął na miękkim siedzeniu, nie wiedząc, o czym Artur chce porozmawiać. Może chce przeprowadzić tę „rozmowę", podczas której chciał nastraszyć Draco i dać do zrozumienia, że Harry ma być dla niego wszystkim? Może chciał dać do zrozumienia, że jest gotów go tolerować jeśli tylko przestanie drzeć koty z Ginny? Nie wyglądał na kogoś, kto się wścieka o takie rzeczy, albo kto straszy partnerów życiowych swoich dzieci, ale Draco wiedział, że pewnie trochę odstaje od perfekcyjnego obrazka rodziny, jakie Artur sobie wyobrażał.
Kazał sobie rozluźnić palce i popatrzył na Artura.
- O czym chciał pan porozmawiać?
Artur uśmiechnął się i odłożył mechanizm na podłokietnik fotela.
- Tam, od razu „pan". Mówiłem ci, mów mi Artur. Albo tato. Praktycznie już niedługo będę się jako taki liczył, - Uśmiechnął się, a Draco pokiwał głową, zastanawiając się, gdzie jest haczyk.
- Jeśli chodzi o Harry'ego...
- To dobry chłopak, wiem - przerwał mu Artur i ściągnął brwi w zamyśleniu. - Ufam mu jednak na tyle, że nie będę się wtrącał. Młodzi wiedzą najlepiej i lepiej nie będę się w to mieszał.
Draco otworzył usta, ale zamknął je zaraz.
- Tak?
Artur pokiwał głową.
- Tak. Bardziej martwisz mnie ty.
- Zapewniam, że nie popełnię takich błędów jak mój ojciec. Harry jest zbyt ważny - powiedział szybko Draco i na próbę spojrzał w oczy Arturowi. Nie było w nich surowości ani nagany, że mu przerwano, jedynie ciekawość i coś, co Draco zdążył już skojarzyć z Norą, coś, co zwykle było mu obce. - Znajdę pracę, nie będę mieszał się w politykę, odetnę się od rodziny, jeśli te kontakty będą problemem. Nie musi się... nie musisz się martwić.
Artur pokiwał głową.
- Mam nadzieję, że nie będę musiał - powiedział i westchnął. Ponownie sięgnął do mechanizmu i zaczął nim obracać, przez co koła zębate wydawały z siebie co chwila ciche „klik, klik, klik". - Wiesz co to jest?
Zbity z tropu Draco pokręcił głową. Artur przerwał na chwilę czynność i pokazał na chwilę małą zabawkę na otwartej dłoni. Draco przyjrzał się jej przez chwilę, po czym ponownie wrócił wzrokiem do twarzy mężczyzny.
- To część mechanizmu naszego rodzinnego zegara - zaczął po długiej ciszy Artur. Wskazał na wcześniej wspomniane urządzenie, ale Draco nie musiał patrzeć, by wiedzieć, o czym mówi. Znał ten zegar. Harry mu o nim opowiadał. Każda wskazówka odpowiadała jednemu członku rodziny Weasleyów i wskazywała, gdzie aktualnie przebywa. Jednak teraz wszystkie wskazówki zastygły w jednej pozycji - najwyraźniej zepsuty. Artur odchrząknął, a Draco skupił się ponownie na nim. - Przydatna rzecz, wiele razy Molly i ja dzięki temu ogarnialiśmy dzieciaki. Ale cóż, na każdego przychodzi jego czas. - Zaczął bawić się zębatkami, najwyraźniej zbierając myśli. - Nie jestem dobry w takich rozmowach. Ale wychowałem już wystarczająco dużo chłopców, by wiedzieć to i owo. - Zamilkł, a Draco po chwili odchrząknął.
- To znaczy? - ponaglił, zastanawiając się, co Artur próbuje mu przekazać. Ale ten podążał swoim tokiem myślenia.
- Wy młodzi... a właściwie to wszyscy nie lubią, gdy ktoś wtyka nos w nie swoje sprawy. Ale pozwól, że coś ci powiem. - Popatrzył mu w oczy, a Draco zaskoczyło, że dostrzegł w nich zmartwienie. - Jeśli będziesz mógł, nie odcinaj się od swojej rodziny. Wprawdzie nigdy ich nie lubiłem, wiesz, ale nie mógłbym znieść myśli, że ich syn odmawia rozmowy z nimi z tak głupiego powodu jak moja czy Molly opinia o nich. Bo, widzisz, rodziny są trochę jak zegary. - Uniósł mechanizm do ręki i przekręcił jedno koło zębate, co spowodowało przemieszczenie się innych. - Każdy ma unikatowe tykanie i mechanizm, jedne się spóźniają, drugie spieszą, trzecie chodzą niemal perfekcyjnie. Ale jeśli z każdego z nich wyjmiesz choć jedną ważną część, mechanizm się zatrzymuje, zegar przestaje chodzić, tykanie milknie. - Na pokaz zdjął ze śruby jedno koło, a reszta przesunęła się o pół cala. Jedna zębatka zablokowała inne, zsuwając się zbyt mocno w dół, przez co śruba przechyliła się niebezpiecznie na dłoni w bok, grożąc rozsypaniem wszystkich części. - Tak samo jest z rodziną.
Draco pokiwał głową, ale nie mógł powstrzymać gorzkiego uśmiechu. Artur zdawał się podchwycić myśl, która pojawiła się w jego głowie.
- Daj im czas, to pewnie był dla nich szok.
Draco zwilżył wargi językiem.
- Może - odparł i dla zmiany tematu wskazał część zegara trzymaną przez Artura. - Dlaczego ją wyjąłeś?
Weasley westchnął i założył zębatkę z powrotem na śrubę.
- Pewnie o tym wiesz, ale w Bitwie straciliśmy Freda. Gdy wróciliśmy do domu jego wskazówka odpadła, a zegar nie chciał działać, więc próbowałem go naprawić, ale... przypuszczam, że nie mam motywacji. - Uśmiechnął się, ale nie był to radosny uśmiech. - Ale nie martw się tym. Najważniejsze, że teraz jest lepiej.
Draco pokiwał powoli głową, choć nie mógł nie poczuć niezręczności.
- Oczywiście. Dziękuję za radę - dodał i wstał z fotela. Artur też się podniósł, zostawiwszy mechanizm na podłokietniku.
- Pewnie nie jestem w tym tak dobry jak Molly, ale nie ma za co - odparł.
Malfoy odwrócił wzrok i już wychodził, gdy Artur przypomniał sobie coś
- Draco?
Draco odwrócił się,
- Tak?
- Może powinieneś zostać Uzdrowicielem. Mogę spytać, kiedy zaczynają się kolejne kursy.
- Ja... zastanowię się nad tym - obiecał Draco i przełknął ślinę. - Dziękuję. Naprawdę.
- Zawsze jestem chętny do pomocy.
Draco kiwnął głową i wyszedł z pokoju, mając mieszane uczucia. Tam z uśmiechem stała Molly. Podeszła do niego i poprawiła mu kołnierzyk koszuli.
- Pamiętaj, masz z kim porozmawiać.
Draco wszedł na górę, mając wrażenie, że został zaadoptowany bez jego wiedzy i zgody, ale zauważył, że wcale mu to nie przeszkadza.
~
- Odetchnij pełną piersią, Draco, to zapach naszego, z naciskiem na naszego, nowego domu!
- Śmierdzi mogolskimi środkami czystości.
- A rzucił cię ktoś kiedyś cuchnącą skarpetką, panie perfekcyjna gospodyni?
~
Draco postawił karton na podłodze pierwszego piętra, nadal zastanawiając się, dlaczego ten Mugol, Mark, jeszcze nie wyszedł. Dom widzieli wcześniej, raczej nie potrzebowali prowadzenia za rączkę w dekorowaniu go.
Z dołu rozległ się śmiech Harry'ego, a Draco zirytowany westchnął. Ten facet powinien się odczepić od niego. Naprawdę. Człowiek walczy o niezależność, tylko po to, by jakiś niemagiczny koleś zaczął podlizywać się jego partnerowi. Zszedł szybko na dół, by móc kontrolować sytuację, ale okazało się, że nie ma takiej potrzeby. Harry z szerokim uśmiechem zatrzasnął drzwi przed dużym nosem Shermana, który wyglądał jakby jeszcze chciał coś powiedzieć.
- Och, to było niekulturalne, jak mogłeś - zauważył Draco, opierając się o poręcz, nawet nie starając się schować zadowolenia.
Harry odwrócił się i wzruszył ramionami, nadal się uśmiechając.
- Wychodził, tylko mu pomogłem - odparł i uniósł ręce do góry. - Wreszcie sami.
Draco miał na końcu języka ciętą ripostę, ale zrezygnował z niej i odparł:
- Mała przerwa?
Harry kiwnął głową i poszli do salonu, gdzie usiedli na kanapie, obejmując wzrokiem całe pomieszczenie.
- Możemy powiesić tutaj obraz - powiedział nagle Harry i wskazał pustą ścianę. - Dwa fotele postawić tam, kanapę podsunąć pod ścianę. Na środku jakiś ładny dywan, tam coś się postawi, tu można przysunąć kredens - mówił dalej, wskazując po kolei miejsca, które miał na myśli.
Draco mruknął, opierając głowę na ramieniu Pottera i kładąc nogi na kanapie dla wygody.
- Kredensu nie potrzebujemy, a kanapa może być mniejsza. Poza tym, nie podoba mi się jej kolor. Można wywalić ją na strych, jeśli Sherman się nie zgodzi na wyrzucenie jej. W rogu za to jest dobre miejsce na miotły.
Harry uśmiechnął się na tę myśl i zaczął mówić o tym, jak wyobraża sobie wygląd ich wspólnego mieszkania. Draco wtrącał się od czasu do czasu, uśmiechając się, gdy Harry planował absurdalne rzeczy albo czegoś nie domówił. Popołudnie zleciało im na rozmowie, jedzeniu pizzy („Czemu nigdy mi nie mówiłeś, że Mugole jedzą tak dobre i proste rzeczy?") i ogólnym leniuchowaniu. Wieczorem położyli się na byle jak posłanym łóżku i zasnęli zaraz po dokładnej dyskusji na temat ich przyszłości.
~
- Harry, zabierz łapska.
- To tylko sen, Draco, śpij dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro